Phoenix Feather

Pełna wersja: Zamszona ławka
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Zamszona ławka
Nie mylić z zawszoną. Ta kamienna ławeczka naprawdę ma się świetnie. Znajduje się niby nie tak daleko zamku, na samym skraju Zakazanego Lasu, gdzie jeszcze nie jest niebezpiecznie póki noc nie zapadnie, jednak mimo to wygląda jakby dawno o niej zapomniano. Ma to jednak swój klimat, zatem może celowo pozwolono jej częściowo dać się pochłonąć przez mchowy puszek?
23 październik, piątek, 13:20

Właściwie w zimę czy takie dni jak ten dzisiaj Hiro zastanawiał się czy warto było palić papierosy, czasem wątpił w sens tego wszystkiego. O dziwo widział w tym sens w każde inne dni, sprzyjające, ale teraz pizgało zimnym wiatrem i choć niby temperatura nie była tak niska, to wiatr siekał. Na szczęście, gdy tak siedział potargany naławce, przy okazji odpoczywając od ludzi, miał na ratunek na kolanach pluszową salamandrę, która grzała. Wziął bordową, żeby wyglądała jakoś mniej... Dziwnie, skoro siedzi z pluszakiem, nawet jak ruchomym.
Papierosa w sumie już wypalił, a teraz jak już mu wygodnie było, po prostu siedział, trzymając pluszaka na kolanach, tak żeby nigdzie nie poszedł. Planował mimo wszystko pewnie zebrać się do zamku niedługo, ale raz, że właśnie, czerpał w sumie przyjemność z tej chwili ucieczki od ludzi, a po drugie, milej się siedziało jak coś grzało w kolana. Cholernie przydatna rzecz! Trochę żałował, że i pająk nie grzał, ale lubił salamandry, te żywe, i choć można było sądzić, że jego zachwyt wynalazkiem minie po jarmarku, to nie, nie minął. Nadal je cenił i nadal był dumny, że je wywalczył.
Camden nie spodziewał się takiego widoku, kiedy wyruszał w drogę powrotną z cieplarni do zamku. Co prawda szedł trochę naokoło, aby uniknąć przy tym niechcianego towarzystwa, które przyczepiło się do niego jeszcze na lekcji, ale wciąż nie liczył tu na żadne niespodzianki. Sądził tylko, że nieco dłużej zmarznie, zwłaszcza że nie ubrał się nawet odpowiednio na tę pogodę, ale ostatecznie będzie szczęśliwy w ciszy i spokoju...
Hiro zdawał się mieć właściwie podobny pomysł i zapewne wszystko szło po jego myśli, póki najpierw spokój, a następnie cisza nie miała zostać zakłócona.
Krukon prawie minął chłopaka, początkowo go nie poznając, jednak ostatecznie zatrzymał się tuż obok niego i utkwił w nim wzrok marszcząc przy tym brwi.
Popatrzył na salamandrę, a następnie na niego. Znów na salamandrę i znów na niego...
Zaraz po tym otworzył usta, ale przez krótki moment zaciął się przed własną wypowiedzią.
- Pasuje ci. - orzekł wreszcie, wskazując palcem ręki, którą właśnie na tę okazję wydobył z ciepłej kieszeni.
Początkowo chciał powiedzieć "Nie pasuje ci", co w swojej paradoksalności byłoby równie prawdziwe.
Camden generalnie chyba z każdym jednym spotkaniem z Hiro musiał się zastanawiać czy to na pewno ta sama osoba, bo co i raz ich spotkania miały zupełnie inny charakter. Co prawda, Hiro trochę dał mu w końcu fory w pewnym momencie i tak bardzo się na niego nie jeżył, jak na początku, ale absolutnie nie znaczyło to, że nie był mendą tak ogólnie, i tą stronę Cam w większości znał.
Fakt, że odkąd Camden jasno wyraził, że nie umknęło jego uwadze durne zagapianie się na niego w czasie jedzenia, Hiro bardzo pilnował się żeby albo się nie gapić, albo robić to naprawdę dyskretnie, a nie... No, jak ostatnio. Nie to żeby też czuł potrzebę gapienia się! Znaczy, ciekawy czasem był, zresztą przecież nie było to zabronione, ale tak, trochę się zdystansował i raczej znowu próbował się skupić na sobie.
Acz jak tylko zobaczył kto idzie drogą, nie mógł powstrzymać cichego prychnięcia do samego siebie. W sumie oczywista, że to on. Ale chociaż nie psycholog szkolny, bo choć już nie palił, to nie było trudne zajrzeć do torby na przykład. I milczał gdy ten przyszedł, trochę ostrożnie mu się przyglądając. Tak, musiał wyglądać co najmniej dziwnie. Zerknął na trzymaną salamandrę.
- Ha-ha. - Rzucił ironicznie, acz nie agresywnie, ot luźno. - Pizga, a ona grzeje aktualnie. Na jarmarku ją dostałem za rzutki, to co mam nie skorzystać.
Wzruszył przy tym ramionami, jakby to, że coś ma, zobowiązywało do używania. Na przykład zestaw pogód, który schował przed Valerianem i planował go nigdy nie użyć. Ona, bo to salamandra, a nie jakieś cokolwiek pluszoweg, szacunku dla gatunku! Zlustrował Camdena wzrokiem krytycznie. Widać naprawdę nie wiedział jak się ubierać kiedy na dworze jest zimno.
- Ty chyba masz problem z dobieraniem stroju do pogody więc aktualnie by się się też taka przydała - skomentował zupełnie szczerze. Teraz szalika mu nie da, tho!
Uśmiechnął się lekko na ironiczny ton chłopaka. Właściwie sam się tym prosił o małe droczenie się z nim...
- Nie, naprawdę. Jest mała... Dosyć. Pozornie miła i urocza, ale no, wiadomo - tu wskazał długim ruchem otwartej dłoni na Hiro, od stóp, aż po głowę. - I nawet kolor stosunkowo gryfoński! Serio grzeje?
Po szczerym pytaniu, spowodowanym szczerym zainteresowaniem, pochylił się lekko, by dotknąć i pogłaskać nawet kawałek salamandry. Właściwie fajny gadżet! Raczej sam nie chodziłby z taką po szkole - zdawało mu się to zwyczajnie niewygodne - ale poza tym najpewniej spełniała swoją funkcję. Pokiwał głową z aprobatą, zabierając dosyć szybko rękę i prostując się z powrotem.
Skrzywił się jednak lekko na jego kolejny komentarz i zerknął na zamek.
- Niekoniecznie planowałem postoje. Jakby nie patrzeć, z zamku do cieplarni wcale nie jest tak daleko - wzruszył ramionami.
Nie miał zamiaru dodawać, że jakoś zapomniał dziś o czasie i dlatego zbierał się na zielarstwo w pośpiechu... I pogoda wcale nie wyglądała aż tak źle przez okno!
- A ty co dokładnie? Wyprowadzasz ją na spacer?
Domyślał się po co Hiro bywał na zewnątrz, ale przecież teraz siedział tu całkowicie bez powodu! Chyba że do tego wszystkiego zaczął jeszcze dealować... Chyba nie salamandrami?
Po razy chyba jeden z niewielu, w każdym razie odkąd w ogóle zaczęli rozmawiać, Hiro nie przejmował się takim droczeniem. Z Valerianem pozwalali sobis na wiele więcej, Camden nie był zi.kiem co prawda, ale z jakiegoś powodu mógł więcej niż przeciętna osoba, choć mniej niż Val.
Zmrużył oczy w niewypowiedzianym "Really?" kiedy ten określił jaśniej jego niby podobieństwo do salamandry trzymanej na kolanach, ciut aż opuszczając ramiona.
- Dobra skończ - rzucił, trochę nie będąc pewnym czy się śmiać czy denerwować. Więc nijak nie zareagował, zerkając na niego jedynie by zasygnalizować, że jaka by to reakcja nie była, ryzykuje coś. Niby. Tak jakby na tym etapie mógł mu zagrozić. Niby mógł, szczerze, napuścić na niego ziomków, ale paradoksalnie, absolutnie nie chciał. Bez powodu, jego zdaniem, jedynie nie. Jego sprawa!
Nawet zabrał ciut ręce żeby sobie Camden sprawdził, że pluszak naprawdę grzeje. Dlatego go miał!
- Aha, to tak dla sportu marzniesz, rozumiem. Znaczy, nie rozumiem, ale przyjąłem, powiedzmy. - Krótka pauza kiedy wzruszył ramionami. - Paliłem, a potem po prostu mi się nie chciało wstać. A nuż jakiś nieśmiałek by się tu zawieruszył, ale teraz na pewno już wszystkie potencjalne wizytacje przepędziłeś, więc szkoda sensu, tylko będzie wiało.
Nawet popatrzył po otoczeniu najbliższym, jakby trochę jednak oczekiwał, że coś znajdzie, ale nie, nic. Więc wrócił wzrokiem do Krukona.
- Poza tym jakbym ją puścił, poszłaby w pizdu, nie mają za grosz lojalności. Te sztuczne, znaczy. Mam też akromantulę i przyprawia o zawał parę osób jak w nocy chodzi. - Absolutnie nie wiedział po chuj aktualnie mu to mówił, ale też czemu nie?
Nie miał wiele więcej do powiedzenia, więc na prośbę Gryfona, jedynie poruszył głową na boki, jakby jeszcze chwilę rozważał dodanie czegoś jeszcze. Ostatecznie sobie odpuścił. Ani nie wpadł na nic ciekawego, ani nie chciał rozzłościć chłopaka przed sobą. Właściwie, wbrew pozorom, rzadko to było jego celem. No, może tylko tamtym razem, kiedy akurat kogoś napastował... Należało mu się.
Z kolei po dotknięciu salamandry, kiwnął głową z uznaniem. Całkiem fajny wynalazek. Pewnie sam by takim nie pogardził, choć nie był pewien, czy aby na pewno chciałby ruszającego się pluszaka. Chyba byłoby to nieco problematyczne.
- Wygrzewałbym się już przy kominku, gdybym nie musiał upewniać się, że widzę akurat ciebie z... Pluszakiem.
Nawet nie starał się być złośliwy! Chyba Gryfon sam widział, że był w tym pewien absurd.
Po chwili Camden spojrzał na drzewa za ławką i zmarszczył lekko brwi.
- Właściwie nie jestem pewien, czy nieśmiałki w ogóle wychodziłyby akurat w taką pogodę. Nie przy wietrze, w każdym razie. Chyba że to próba zobaczenia ich ostatni raz przed zimą? Jakby nie patrzeć, będą teraz tylko coraz mniej aktywne... I jak już, szukałbym ich trochę głębiej. Może też nie akurat z salamandrą. Chyba jest trochę straszniejsza ode mnie.
Bo skąd taki nieśmiałek ma wiedzieć, że to nieszkodliwy pluszak! Nie wspominając już o tym, że był on dosłownie bezmyślny. Mógłby chociażby zdeptać biedne nieśmiałki.
Zaraz jednak Camden uśmiechnął się lekko z rozbawieniem. Podobnie i on nie wiedział, czemu Hiro właśnie mu o tym mówił, ale brzmiał przy tym, jak chwalące się dziecko. Pokiwał powoli głową, jakby udawał tym razem uznanie.
- Też z jarmarku? To sporo wygranych.
- To nie-...
Zawiesił na nim na chwilę wzrok, by zaraz spojrzeć na salamandrę trochę bardziej krytycznie. To był element grzewczy, nie zabawka! Znaczy, teoretycznie niby zabawka też, ale on po prostu z tego tak nie korzystał. Zmarszczył brwi nieco.
- Nie kategoryzowałbym jej tak. To jedynie świetny wynalazek dla tych, co cyklicznie odmarzają sobie dupy na dworze. - Szczęście, że różowej nie wygrał, bo pewnie i tak prędzej czy później by ją faktycznie wziął żeby cieplej było, acz wtedy już by dumy nie uratował. już teraz ewidentnie nie miał jak się wytłumaczyć, choć i tak próbował.
Obejrzał się na drzewa w momencie jak Camden wygłaszał swoją opinię na temat nieśmiałków. Trochę się wymądrzał, fakt, acz nie umknęło uwadze Hiro, że jednak zdawał się cokolwiek wiedzieć o tych stworzeniach. Nie był przyzwyczajony do takich rozmów, z Valerianem to mógł jedynie zagadać, że takie coś jest, a potem do końca dnia słuchać durnych żartów na ten temat. Nie to żeby teraz miał zamiar wielce się rozwodzić i prowadzić jakąś posraną, kujońską dyskusję o nauce, ale jednak miło czasem spotkać się z odzewem trochę innego rodzaju niż normalnie otrzymywał. Zlustrował go wzrokiem na uwagę, że salamandra jest od niego straszniejsza. W sumie nie mógł się nie zgodzić, choć pewnie w inny sposób niż Camdenowi chodziło.
- Aż tak nie planowałem się angażować, ostatecznie moim głównym powodem bycia tu jest święty spokój.
Nie to żeby Camden był jakimś wielkim niszczycielem spokoju. Znał osoby chaotyczne czy ogólnie intensywne na tyle, że czasem miał dość, jedynie Krukon był... W sumie nie wiedział, ale jakoś przy nim i tak nie umiał być do końca spokojnym. Nie tak całkiem, z tyłu głowy jednak tkwił w nim dziwny rodzaj niepokoju, nie dawał spokoju. Nie rozumiał dlaczego i nie był pewien czy w ogóle ma potrzebę doszukiwania się w tym sensu.
Przy tym dobrze, że Camden nie wiedział ile faktycznie Hiro się tam dorobił nagród, szczególnie pluszowych...
- Nie było tam i tak nic więcej do roboty - rzucił, wzruszając ramionami. - A przynajmniej do pewnego momentu.
Potem pojawił się patogang jak zwykle, więc już jakieś zajęcie sobie znalazł. Czasem tylko przechodziło mu przez myśl, że może za dużo czasu razem spędzają, ale ostatecznie... Z kim miałby? Zwłaszcza, że też wolał pilnować swojej przynależności do zespołu, tak dla pewności, że się nie obrócą przeciwko niemu.
- Ale i tak jeśli komuś o tym powiesz, wszystkiego sie wyprę - dodał nieco poważniej, zerkając na salamandrę krótko. Była to w zasadzie lekka groźba, choć jeszcze nie taka, jaką obaj wiedzieli, że potrafił rzucać do ludzi. Jedynie... Upomnienie, bo to, że z jakiegoś powodu do tej pory Hiro nie napuścił na niego wpierdolu (o ile gang w ogóle by na to poszedł), nie znaczyło, że nie mógł zmienić zdania! A przynajmniej chciał żeby to było jasne.
Uniósł brwi, patrząc po raz kolejny na salamandrę... Na wynalazek. Podniósł zaraz wymowny wzrok na Hiro i był nawet o krok od skomentowania, ale uznał, że powolne pokiwanie głową będzie równie wymowne i nieco bardziej na miejscu. Niech ma ten swój wynalazek.
- Mmm... Święty spokój w Hogwarcie. W środku dnia. Życzyłbym ci powodzenia, ale chyba na to już za późno.
Tak, doskonale rozumiał aluzję. Miał spadać. Ciekawe jednak, że z ostrych słów, Hiro teraz zmienił strategię na ledwie sugestie. Nie wpłynęło to jednak za bardzo na fakt, iż Camden tak czy inaczej miał niedługo się stąd po prostu zebrać. Było zbyt zimno na droczenie się z Gryfonem na zewnątrz.
Zaraz jednak parsknął śmiechem, kiedy Hiro już całkowicie zbił go z tropu. Czyli przeszedł trasę aż tutaj z pluszakiem, którego wygrał w czasie jarmarku... Tak, w czasie jarmarku, a więc po nim też musiał się przespacerować z wielką zabawką. Teraz z kolei siedział tutaj - czyli może z boku, ale jakby nie patrzeć, wciąż na widoku.
- Jeśli powiem c-... - uciął nagle, unosząc lekko rękę i kręcąc głową, dając mu do zrozumienia, że wycofuje się z tego pytania. - Wiesz co, dobra. Właściwie, jeśli mam być szczery, nie jesteś wcale moim głównym tematem rozmów. Chyba nie będziesz musiał się niczego wypierać.
Więc tak przez chwilę mierzyli się wzrokiem, Hiro z wewnętrznym "tylko spróbuj". Ostatecznie Camden odpuścił, i dobrze. Był gotów bronić swojej salamandry!
- No, jako że masz w tym talent najwwyraźniej, pierwszy pospieszyłeś to zepsuć - rzucił bez większego w zasadzie wyrzutu, bardziej po prostu się czepnął.
Na szczęście większość zabawek z jarmarku zmniejszył i pochował do torby, a więc nie paradował z siatą pluszaków w ramionach. Camden na szczęście nie wiedział, że było ich stado i że ogólnie ma problem kiedy coś chce, a gra polega na losowości, zatem utyka póki nie wylosuje co chce. Na szczęście wszystko za nim, a ojciec nie musi wiedzieć ile kieszonkowego przejebał na jakieś pierdoły. Albo, że w ogóle przejebał, aż tak się nie interesuje jego funduszami, póki dobrze się uczył i był raczej posłuszny.
Uniósł nieco brwi jak Cam zaczął mówić, ale ten się wycofał. Przewrócił oczami, po czym odetchnąwszy wstał, odstawiając salamandrę na ziemię. Ta sobie powolutku bardzo zaczęła dreptać kiedy wyjął różdżkę z torby. W końcu ją miał ze sobą!
- Jedyne, czego-... - W sumie to urwał, bo zdał sobie sprawę, że to zupełnie bez sensu. Do tej pory darł z Camdenem koty chyba na każdym niemal spotkaniu, a teraz raz, że trochę stracił do tego poczucie sensu i motywacji, dwa, zdecydowanie silniejsze, ale uparcie wypierał taką możliwość - sam an sam chuj wie gdzie jednak trochę się go obawiał, mimo wszystko. Cam nie raz pokazał mu, że może sobie z nim poradzić. Nie chciał sprawdzać czy jego raczej nieszkodliwe nastawienie się nie zmieni. - A zresztą, nieważne. - Mruknął, celując na salamandrę. - Reducio.
Pluszak zmniejszył się, niby tak jak miał, ale też do nie tak małego, jak wcześniej. Tak o połowę, a liczył na jeszcze większy efekt zaklęcia. Ostatecznie jednak tak czy siak miało się to zmieścić w torbie więc wziął za fraki zwierzątko i schował mimo wszystko dość ostrożnie.
- Dziś jest jakaś impreza w piwnicy, słyszałem, wybierasz się? - Zagaił tak ogólnie, nawet bez insynuacji. Trochę z ciekawości, a trochę zapełniając ciszę.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, nie żywiąc urazy. Nie był nawet pewien, czy Hiroshi byłby w stanie urazić go w jakikolwiek sposób. Zdążył przywyknąć już, że nie jest najmilszą osobą, jaką spotkał na swojej drodze... Na szczęście nie był też najgorszą!
- Ważne, żeby mieć jakiś talent... - odparł, jedynie chcąc zamknąć temat narzekań Gryfona.
A jednak był gotów odejść i dać mu spokój. Zdążył wytknąć mu delikatnie, że wynalazek, jaki ze sobą nosił jest trochę niespójny z tym, na kogo pozował. Nie oczekiwał wiele więcej od tej interakcji. Dlatego też, gdy ten był zajęty wciskaniem salamandry do torby, Camden zdążył obejść ławkę, aby móc wreszcie ruszyć dalej w swoją stronę. Otworzył nawet usta, aby rzucić krótkie pożegnanie, jednak chłopak zaskoczył go nagłym pytaniem. Tu już, ze względu na pewne zmieszanie, uśmiech zszedł mu z twarzy i zamiast tego zmarszczył lekko brwi.
- Nie wiem. Pewnie jeszcze się zastanowię. - wzruszył ramionami. - Rozumiem, że nie ułatwiłem, bo przyjdziesz tylko, jeśli nikt nie będzie zaburzał twojego świętego spokoju?
Mimo momentu zmieszania chwilę wcześniej, powiedział to luźno, spokojnie, a na jego twarzy znów zagościł lekki uśmiech. W końcu sam się tu podstawił.

z/t x2