Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Główna sala Samo wejście do pubu jest niezbyt przestronne, zatem w okresie odwiedzin uczniów z Hogwartu jest tutaj dość ciasno, choć klimatycznie. Można tu kupić nie tylko oranżadę dla nieletnich czy wodę goździkową, ale również takie trunki jak m.in. Ognista Whisky, rum porzeczkowy, Sherry, grzany miód z korzeniami, syrop wiśniowy czy tak przez wszystkich znane i kochane piwo kremowe.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
20 września, 13:25
kontynuacja wątku
Z jakiegoś powodu stwierdzenie Krukona nawet ją rozbawiło, choć był to głównie śmiech przez łzy. Bo kiedy Aspasia szukała spokoju i miejsca, gdzie może poleżeć samotnie, z tyłu głowy miała, że we własnej sypialni czeka na nią cyniczny potwór, który zaraz zacznie szydzić, czepiać się i wypytywać, co tylko może pogłębić jej humory i wściekłość, i wcale jej to nie pomoże.
— Tak. Chociaż tyle – mruknęła niechętnie, bo ona spokoju nie miała… chyba nigdy. Z jakiegoś powodu Macavity po prostu uparła się, żeby znienawidzić Aspasię i się na niej wyżyć, bo tak.
Więc ona o spokoju tylko mogła pomarzyć.
Kiedy zmierzali do wyjścia, uśmiechnęła się tylko do Aidana, gdy otworzył jej drzwi i dał jej wejść jako pierwszej, po czym wyszła na zatłoczoną ulicę. Westchnęła głęboko i z poirytowaniem rzuciła:
— Czemu wszędzie musi być tyle ludzi…
Wiedziała, dlaczego – bo to były tylko dwa możliwe dni na wyjście do Hogsmeade i wszyscy, którzy mogli, z tego korzystali. To było prawie jak odrobina wolności podczas roku szkolnego zamkniętego w zamku. Nie zmieniało to faktu, że i tak ogólna aura i dziki tłum uczniów ją drażniły i dobijały.
I wcale lepiej nie było w Trzech Miotłach gdy do nich nareszcie weszli.
— Znajdźmy może jakieś najdalsze miejsce, jeśli mamy tutaj posiedzieć – rzuciła dość markotnym tonem, sceptycznie patrząc na całe morze uczniów i słysząc co i rusz szum śmiechów.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Właściwie kusiło go nawet zapytać drugą ze stron, jaki jest jej problem z Aspasią. W końcu może to ona mu czegoś nie mówiła? Skąd miał wiedzieć?
Ale nie. To już byłoby wtrącanie się, a szczerze mówiąc nie chciał znaleźć się pomiędzy nimi dwoma. Nawet jeśli najwyraźniej zaczynał rozumieć Aspasię na nieco innym poziomie, niż do tej pory...
- Czemu wszędzie musi być tyle głośnych ludzi... - poprawił ją nieco cichszym głosem, posyłając jej lekki uśmiech.
A przynajmniej zdawało mu się, że to jeden z większych problemów w tej sytuacji. Dla niego właśnie tym był. Zdecydowanie lepiej czuł się w odosobnieniu, ale i w ciszy, której od tego roku zaznawał coraz mniej. Nie wspominając już o spokoju i zwyczajnym poczuciu bezpieczeństwa... W końcu jego kochany współlokator mógłby rzucić się na niego w dowolnym momencie. Tak, ostatecznie wolał tłum i hałas.
Westchnął cicho i faktycznie zaczął rozglądać się za najbardziej oddalonym kącikiem. W końcu chyba większość osób chciała znajdować się w centrum akcji, prawda? W międzyczasie zerknął nawet w stronę drzwi ze zrezygnowaniem. Może trzeba było wybrać mniej popularne miejsce? Ale co im zostawało? Herbaciarnia?
Gdy obrócił głowę z powrotem przed siebie, dostrzegł niewielki stolik w kącie, zwalniany właśnie przez dwie osoby. Niewiele myśląc, chwycił Aspasię za nadgarstek - na tyle pewnie, by pociągnąć ją za sobą, jednak równocześnie na tyle delikatnie, by nie czuła się szarpana.
- Chodź - rzucił tylko, nim znaleźli się przy wybranym stoliku skrytym za schodami, pod antresolą.
Zaraz mogli spokojnie przy nim usiąść. Aidan jedynie strzepnął przed tym parę okruszków pozostawionych na stole po poprzednich osobach i przysiadł po jednej stronie, po czym zmierzył wzrokiem wszystkich zgromadzonych w sali. Tak, to było zdecydowanie najlepsze miejsce, jakie mogli trafić. Z jednej strony mieli widok na większość sali, mogli obserwować, co się działo - nie to, żeby działo się cokolwiek interesującego - a z drugiej byli wystarczająco oddaleni, by nie odechciało im się absolutnie wszystkiego po pięciu minutach.
- Dosłownie gdyby tylko ktoś zdołał wpaść na to, że wycieczki do Hogsmeade powinny być możliwe w każdy weekend, obłożenie nie byłoby... Takie I byłoby to korzystne dla wszystkich.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Wypuszczając głośno powietrze, jej wargi drgnęły w lekkim uśmiechu i pokiwała głową na małe poprawienie przez Aidana.
Tak. Wszędzie było nie tylko od cholery ludzi, ale w dodatku głośnych ludzi. Niesamowite, czy tylko ona – albo niewielka grupka ludzi – słyszała i odczuwała ten hałas, czy tylko jej on przeszkadzał? Jeśli nie, dlaczego wszyscy przechodzili jak stado bezmózgich centaurów wrzeszczących i tupiących dookoła?
Z lekką desperacją i powoli rosnącą frustracją rozglądała się po pubie. Nigdzie nie było miejsca. Było pełno ludzi, wszędzie, dosłownie wszędzie! Niemalże każdy stolik był zajęty, nie wspominając już o grupkach uczniów stojących dosłownie na środku w jakimś celu.
Aspasia objęła się ramionami i zacisnęła mocniej zęby. Czuła się coraz gorzej, czuła, że się denerwuje i zaraz albo zacznie krzyczeć, albo płakać. Na jej szczęście Aidan pospieszył z propozycją i wyciągnął ją na wyższe piętro, czy też może raczej półpiętro. Z cichym westchnięciem poszła za nim – i na szczęście tutaj było mniej ludzi. Może nie ciszej, ale było więcej przestrzeni.
I siadając, przytaknęła Krukonowi skwapliwie na jego komentarz, bo bardzo podobny chodził i jej po głowie.
— Myślę, że tego nie zrobią, bo łatwiej jest nauczycielom pilnować uczniów w zamku, niż ganiać za nimi co weekend po okolicznej wiosce – rzuciła, po czym wsparła głowę o ramiona, oparłszy je wpierw o stolik. Zacisnęła lekko powieki i pokręciła głową. – Straszne. Czy im nie przeszkadza ten hałas? Tak w ogóle? I ta duchota?
Aspasia czuła się po prostu słabo, szczególnie w takich tłokach.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Dobrze, więc zajęli bezpieczne miejsce na uboczu i może było tu nieco ciszej. Nadal był to zatłoczony pub, ale przynajmniej nie siedzieli w największym tłumie i słyszeli swoje myśli, a nawet głosy!
- Nie wiem, czy w zamku jest dużo łatwiej - odparł wzruszając lekko ramieniem. - Przy tylu tajnych przejściach, skrytkach, kryjówkach, lochach, gdzie pewnie nawet wy, jako że Ślizgoni, w życiu nie widzieliście choćby połowy?
Nie sądził, by tak było prościej to zorganizować... Ale on większość czasu sądził, że sam wiele rzeczy zorganizowałby lepiej. Czasem może nawet miał co do tego rację.
Obrócił głowę, by jeszcze raz obejrzeć zapełnioną salę.
- Niektórzy to lubią - odpowiedział jej tonem, jasno sugerującym, że on nie był niektórymi.
On zdecydowanie wolał zamknąć się w jakiejś pustej komnacie i zajmować się własnymi rzeczami... Ale czasem dobrze było też wyjść. To znaczy, jak już mieli okazję wybrać się do Hogsmeade.
Ponownie spojrzał ku Aspasii i choć nie był najbardziej empatyczną osobą, musiałby być ślepy, by nie dostrzec, jak bardzo niekomfortowo się czuła.
- Chyba że chcesz iść gdzieś indziej?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Aspasia uśmiechnęła się jedynie nieco krzywo, ale fakt, musiała mu przyznać poniekąd rację. Sam zamek miał tyle przejść, że upilnowanie wszystkich uczniów byłoby niemożliwe. A jeśli założyć, że nauczyciele nie znali wszystkich z nich…
— Może i nie. Ale nadal na zamkniętej przestrzeni łatwiej upilnować uczniów – stwierdziła, choć po krótkim zastanowieniu dodała: - No, chyba że postanowią wyjść w środku nocy do Zakazanego Lasu i rozbijać się o drzewa.
O sławetnym wyścigu było w szkole głośno. I to nie mówili o nim jedynie uczniowie – widziała, jak nauczyciele z oburzeniem wymieniali pomiędzy sobą zdania. Słyszała też, że kilka osób zostało złapanych przez woźnego i skończyło ze szlabanami. Aż była ciekawa, jak bardzo ciężkimi. Za coś takiego sama osobiście zawiesiłaby każdego z nich.
Skrzywiła się nieco, zerkając przez ramię na pozostałą część uczniów, którzy byli roześmiani, jakby zupełnie nic się nie działo i nic im nie przeszkadzało.
— Najwidoczniej – pokręciła głową, ofukując spojrzeniem jakąś przypadkową dziewczynę stojącą najbliżej. – Skandal.
Zastanowiła się krótko nad propozycją Aidana. Na pewno była sensowna, ale na dobrą sprawę, dopiero tutaj przyszli i… Uch, istniała szansa, że wytrzyma tutaj jeszcze kilka minut.
— Możemy jeszcze trochę tu posiedzieć. A potem najwyżej pójdziemy gdzieś indziej. Gdzieś, gdzie jest mniej… wszystkich.
To będzie trudne, zważywszy na to, że uczniów było pełno dosłownie wszędzie.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Cóż, Aidan akurat nie oceniał osób, które uczestniczyły w wyścigu zbyt surowo... Co prawda sam miał akurat lepsze rzeczy do roboty, ale zdaje się, że tak czy inaczej liczyli się z ewentualnymi konsekwencjami, tak samo jak i on liczył się z tym, że robiąc chociażby eksperymenty w opuszczonych salach zamku, czasem również po ciszy nocnej, narażał się na gniew nauczycieli, ujemne punkty, a być może nawet szlabany. A gdyby jego pasją miało być właśnie latanie? Oczywiście, że pobiegłby na wyścig! Jako jedna z pierwszych osób! Z tym, że w lataniu interesować mogły go co najwyżej miotły - to jak działały oraz dlaczego działały. W końcu liczyło się wytwórstwo wszystkich tych wynalazków. Zarówno magicznych i mugolskich.
Jednak uśmiechnął się lekko, kiedy Aspasia nawiązała do wyścigu, w którym przecież żadne z nich nie uczestniczyło i uczestniczyć najwyraźniej by nie chciało.
- Najwyraźniej jednak z tym też nie tak trudno...
Dokładnie. W końcu, zdaje się że woźny wyłapał uczniów, prawda? Aidan nie wierzył, by byli to wszyscy uczestnicy zabawy - w końcu ktoś mógł uciec wykorzystując całe zamieszanie.
- Ale zdaje się, że dużo łatwiej jest narobić problemów właśnie w Zakazanym Lesie, który przecież mamy tuż obok, nieodgrodzony, niż w Hogsmeade przy mnóstwie świadków.
Nie to, żeby to coś zmieniało... I tak nie wprowadzi żadnej rewolucji, która pozwoliłaby im na wycieczki do Hogsmeade w każdy weekend. Kończyło się tylko na tym, że on uważał to za dużo lepsze rozwiązanie, ale był tylko uczniem. W dodatku uczniem, który spędzi tu jeszcze tylko trzy lata. Jeśli miał pracować nad zmianami, wolał myśleć, jak zmienić świat, jak stworzyć coś nowego, a nie w jaki sposób sprawić, by wychodzić w dowolny weekend na piwo kremowe.
- A jest sens, skoro nie chcesz tu być? - spytał po krótkiej chwili zastanowienia.
Nie zależało mu aż tak. Wyjścia do Hogsmeade traktował przede wszystkim jako powiew świeżości i odskocznię od codzienności w Hogwarcie. Nie musieli być akurat tutaj. Było dookoła mnóstwo innych miejsc - z pewnością mniej zatłoczonych.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Cóż, jakby się tak zastanowić lepiej… faktycznie, Aidan miał tutaj rację – przy świadkach znacznie gorzej jest zrobić cokolwiek… zakazanego. Zawsze jest ryzyko, że znajdzie się ktoś praworządny, kto zainterweniuje i doniesie tam, gdzie należy i tam, gdzie z pewnością uczniowie nie chcieliby, żeby zostało to doniesione.
— Tak, to fakt – stwierdziła więc, pokiwując delikatnie głową, gdy oglądała się za siebie, na chmarę roześmianych, niesfornych i hałasujących niemiłosiernie uczniów, jakby to oni mieli być sprawcami całego zamieszania w Zakazanym Lesie.
Może nie powinna ich oceniać, bo sama w końcu chodziła do tego Lasu, czasem nawet z bratem, żeby zwyczajnie sobie posiedzieć… Ale nie wpadała na głupie pomysły. Znaczy, nie aż tak bardzo często. Czasami się zdarzało. I gdyby nie towarzystwo brata, pewnie straciłaby przy okazji życie, tonąc w głupim strumyku, który w jakiś nieopisany sposób ją uśpił…
Nieważne.
Wzruszyła lekko ramionami, zerkając raz jeszcze na tłoczących się niżej uczniów.
— Możemy chociaż coś zjeść, jak już tutaj przyszliśmy. Albo czegoś się napić. Chyba nie ma drugiego takiego lokalu, do którego by nas wpuścili.
Była jeszcze gospoda Pod Świńskim Łbem, ale tam nie wpuszczali „dzieciaków” takich jak oni, a po drugie… gdyby babka się dowiedziała, do jakiego szanownego przybytku weszła, nie miałaby życia przez następne pół roku.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Aidan, mimo swojej ogromnej ciekawości, chęci eksploracji i poznawania rzeczy nowych oraz często zakazanych, w przeciwieństwie do wielu uczniów nie był wcale stałym bywalcem Zakazanego Lasu. Nie oznaczało to oczywiście, że nie był tam nigdzie. Wątpił, by ktokolwiek po siedmiu latach nauki mógłby szczerze przyznać, że jego stopa w życiu tam nie postąpiła... Ale jego tam nie ciągnęło. Dużo chętniej zakradałby się do działu ksiąg zakazanych w hogwarckiej bibliotece, ale ta też mimo wszystko była pilniej strzeżona niż las. I dlaczego? Tak straszyli ich na każdym kroku, że mogą zginąć na terenie lasu, a książki jeszcze nikogo nie zabiły. Choć przy tej myśli nawet zamyślił się na moment, uświadomiwszy sobie, że musiało być mnóstwo przypadków, kiedy książki kogoś zabiły... Niektóre z tych sytuacji musiały być przypadkowe i żałosne, inne zamierzone, ale z pewnością było ich sporo.
Na jej kolejne słowa przyszła mu jeszcze na myśl lokalna herbaciarnia, ale chyba odmówiłby wizyty w tym miejscu. Po pierwsze, z pewnością wzięliby ich tam za parę - a to tylko najmniejszy problem w tej sytuacji.
Skinął więc głową, zwłaszcza że jemu dużo lepiej szło ignorowanie zebranych tu osób.
- Bo raczej nie dadzą nam nic na wynos... - mruknął jeszcze w głośnym zastanowieniu, patrząc ku barowi, jednak bardzo szybko odpowiedział sobie na to sam w myślach i zwrócił wzrok ku Ślizgonce. - To na co masz ochotę?
W razie czego zamawianie mógł wziąć na siebie - zdaje się, że ona nie chciałaby wcale przeciskać się przez tłum i przekrzykiwać się do pracowników Pubu.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zatrzymała na odrobinę dłużej wzrok na niższym piętrze, a może raczej na tłoczących się na parterze uczniach, przepychających się między i wprowadzających chaos (jak raz zaczęła współczuć kelnerom i barmanom), jakby zastanawiając się, czy opcja posiłku na wynos była możliwa. Teoretycznie była, ale z drugiej strony nie wyobrażała sobie ślęczenia pod jakąś brzózką, żeby tylko zjeść w spokoju obiad, tylko że w warunkach polowych, do których zresztą nie była przyzwyczajona.
Z głośnym westchnięciem odwróciła znów głowę, ale darowała sobie odpowiedź na tę cichą propozycję, która propozycją w zasadzie nie była. Dość wymownie spojrzała na niezbyt długie menu spoczywające na blacie stołu i przebiegając spojrzeniem przez proponowane pozycje, stwierdziła, że jakoś żadna z nich jej nie odpowiada…
Cóż miała rzec, rodzinny dom przyzwyczaił ją do innych standardów.
— Chyba wezmę tą zapiekankę pasterską z sałatką… - mruknęła niechętnie, odkładając powoli kartę na stół. – I wodę gazowaną. – Tak, to się przyda, na pewno. Mogłaby jeszcze coś słodkiego spróbować, ale… nie. Tyle starczy.
Jeszcze jej w biodra niepotrzebnie pójdzie…
— A Ty? – spytała, podnosząc wzrok na Aidana, ciekawa, jak on odnajdywał się w swojskiej kuchni.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Aidanowi z kolei nie robiło aż takiej różnicy, czy zjedzą na miejscu, czy też wybiorą się na mały... Cóż, piknik. Czy siedzenie na zewnątrz byłoby mniej komfortowe niż wysłuchiwanie krzyków dookoła? Tak, żadna z opcji nie była idealna, ale on osobiście skrywał się czasem w mniej uczęszczanych, a więc i mniej komfortowych miejscach. Z drugiej strony hałas i dzikość niektórych uczniów też była pewnego rodzaju codziennością.
Sam przesunął wzrokiem po mniej więcej znanym menu i zdecydował tuż przed nią. Jedynie nie czuł potrzeby dzielenia się tą informacją póki nie zapytała. A może powinien był, podczas gdy ona nie czuła, by cokolwiek stąd jej odpowiadało?
- Pieróg kornwalijski - odparł, nie zastanowiwszy się jeszcze nad piciem. - I... Nie wiem, coś do picia, jakiś sok.
W tym chaosie w szczególności nie łudził się, że ktoś dostrzeże ich, by przyjąć zamówienie, jednak podpierając głowę ręką przemierzył jeszcze wzrokiem drogę do baru.
- Nic na deser? - dopytał, mimo że sam, szczerze mówiąc, nie był zainteresowany niczym słodkim.
A może niczym słodkim serwowanym w pubie? Właściwie zapytał tylko, by móc zaraz z czystym sumieniem i świadomością, że nie będzie musiał łazić w kółko, wstać i zamówić im wszystko to, czego potrzebowali.
z/t x2 przedawniony
|