26-11-2020, 09:42 PM
Komnata nauki

Za każde zaklęcie nauczone w tym miejscu każdy otrzymuje bonus w postaci +1 do danej umiejętności.
Komnata nauki
|
04-03-2025, 10:07 PM
Przez chwilę czytała płynnie, ale w końcu zatrzymała się na jednym zdaniu, marszcząc brwi.
Coś jej tu nie grało. Przeczytała ponownie, wolniej, wyłapując słowo, które brzmiało znajomo, ale jednak… nie do końca. – In... In-trin-sic… – powtórzyła cicho, jakby wypowiedzenie go na głos nagle miało jej pomóc w zrozumieniu. Co do cholery znaczy "Intrisisisis"? Czy jak to się czyta? Przekartkowała kilka stron wstecz, szukając, czy przypadkiem nie było gdzieś wcześniej wytłumaczenia. Nie było. Cóż. Logika podpowiadała, że chodzi o jakąś właściwość magii, a skoro w przykładzie pojawiało się intrinsic intent, to pewnie odnosiło o to, że samo wypowiedzenie zaklęcia nie wystarczało—trzeba było faktycznie chcieć jego efektu. Wiecie, skoro "intent"' oznacza intencję czy coś. Czyli zostajemy z dedukcją i domysłami. Kiwnęła głową do samej siebie i podkreśliła słowo piórem, dopisując obok możliwe znaczenia. Nawet jeśli rozumiała całość z kontekstu, dobrze było to słowo w jakiś sposób zapamiętać. Może później, jak złapie kogoś, kto zna język trochę lepiej niż ona, uda się zweryfikować, czy strzeliła czy nie. Wcisnęła się głębiej w fotel, poprawiła chwyt na książce i znowu zaczęła lekko poruszać wargami, trochę bezwiednie, jakby czytanie w myślach i jednocześnie na głos utrwalało wiedzę bardziej. To była tylko teoria, ale czuła, jak powoli cegiełki zaczynają się układać w sensowną konstrukcję. Być może to placebo, czy coś. Zatrzymała się na chwilę, unosząc wzrok z cichym westchnieniem. Czy to zawsze musi być takie skomplikowane? Czasem wydawało jej się, że nauka magii to nie tylko opanowywanie nowych zaklęć, ale też przebijanie się przez barierę językową. Kiedyś myślała, że najtrudniejsze będzie zapamiętanie inkantacji i gestów jakiś turbo-skomplikowanych zaklęć, ale teraz coraz bardziej przekonywała się, że najwięcej wysiłku pochłaniało samo rozumienie tego, o czym oni w ogóle mówią. Po skończeniu pierwszego podrozdziału westchnęła i przez chwilę patrzyła w sufit, odpoczywając od mnożących się przed jej oczami anglosaskich literek. Może i jej nauka wyglądała teraz inaczej niż zakładała przy śniadaniu, ale nie miało to większego znaczenia. Liczyło się to, że robiła postęp. Powoli ale do przodu. Nauka przedmiotu: Zaklęcia, teoria. Post nr. 2
09-03-2025, 09:42 PM
Po kilkudziesięciu minutach czytania Zośka westchnęła, zamknęła na chwilę oczy i przeciągnęła się, czując, jak napięcie powoli schodzi jej z ramion. Miała wrażenie, że jej mózg rozgrzał się do czerwoności, albo chociaż zyskał kilka dodatkowych fałd.
Potarła skronie, jakby w ten sposób mogła ułożyć sobie w głowie wszystko, co właśnie przeczytała. Intrinsic intent – no dobra, rozumiała już mniej więcej, o co chodzi. Ale jeśli magia wymagała świadomej intencji, być może dlatego magia niewerbalna istniała? Czy to nie zakłada w takim razie, że główny sens inkantacji jest po to, by tą intencję podprogowo w nas wzmocnić? Ale o tym za chwilę- nie mogła jednak tkwić w tej samej pozycji bez końca – podniosła się niechętnie z fotela i przespacerowała się kawałek wokół fotela, przy okazji strzelając palcami, które zesztywniały od długiego trzymania książki. Spojrzała w stronę stołu, na którym leżał stos książek i luźnych notatek. Jak zawsze bałagan kontrolowany – sama najlepiej wiedziała, gdzie co ma, ale dla postronnego obserwatora musiało to wyglądać jak miejsce zbrodni popełnionej na jakimś wyjątkowo pechowym bibliotekarzu. No dobra, ale co dalej? Przejrzała spis treści. :Budowa zaklęć: analiza strukturalna." Brzmiało poważnie, ale i obiecująco. Przerzuciła kilka stron, aż trafiła na tabelę. Przejechała po niej palcem, śledząc kolejne elementy. "Zaklęcie składa się z czterech podstawowych komponentów: Inkantacja – werbalny nośnik magii, który nadaje jej kierunek; Gestykulacja – ukierunkowanie energii poprzez ruch różdżki; Intencja – mentalny impuls, który określa efekt zaklęcia; Zasób magiczny – energia potrzebna do wykonania czaru..." Brzmiało logicznie. Ale to oznaczało, że teoretycznie, jeśli jedno z tych ogniw zawiedzie, zaklęcie może się nie udać. Oparła brodę na dłoni, przygryzając końcówkę pióra. Z jednej strony brzmiało logicznie, ale z jakiegoś powodu sprawiało, że miała więcej pytań. Na przykład – inkantacja. Niektóre zaklęcia działały mimo błędnej wymowy, ale tylko do pewnego stopnia. Czyli to bardziej nośnik idei niż sztywna formuła? Tak jak zakładała, coś co pomaga czarodzieju w intencji? Albo machnięcie różdżką – wiadomo, czasem nie było potrzebne, choćby przy magii bezróżdzkowej... ale ułatwiało kontrolę. Czyli ponownie, bardziej wsparcie niż kluczowy element? Zasób magiczny był akurat oczywisty. Jak wlewanie wody do kubka. Nie masz wody nie nalejesz do kubka. Ale skąd ta metaforyczna "woda"? Jak działa wyłuskiwanie z siebie tego "zasobu magicznego"? Czy jest to coś, co może się zmieniać? I czy zakłócenia magii są właśnie z nim związane, w jakiś sposób zmniejszają "zasób magiczny" w czarodzieju? No i intencja. Już wiedziała, że jest ważna. Może nawet najważniejsza. Podkreśliła wszystkie cztery elementy i dopisała na marginesie pytanie: "Który z nich można pominąć, a które są konieczne?" Bo skoro zaklęcia mogły być niewerbalne, to inkantacja była opcjonalna. A skoro niektóre zaklęcia można było rzucać bez różdżki, to gestykulacja też nie była konieczna. Ale czy dało się rzucić zaklęcie bez intencji? Albo bez zasobu magicznego? Wspomnieniami wróciła do własnych dywagacji na temat jej przyszywanej babci. Na tym, jak leczy ludzi szeptając jakieś modlitwy nad ich głowami i rolując jajko po ich głowach. Nie jest czarownicą, a jednak ludzie wstają bez bólu głowy jak już to jajko "wchłonie złą energię" czy co to ono robi. Więc intencja musi być ale może... zasobu magicznego... nie? Czy "zasób magiczny" jest czymś czego my do końca nie rozumiemy? Kurwa mać, wariactwo jak lato z radiem. Zmarszczyła brwi. To była ciekawa myśl. I może wcale nie taka głupia. Ale kartkowała dalej, szukając odpowiedzi. Nauka przedmiotu: Zaklęcia, teoria. Post nr. 3
10-03-2025, 09:07 PM
Zośka zatrzymała się na chwilę, gapiąc się na swoje notatki nieco pustym wzrokiem. Jej myśli pędziły szybciej, niż była w stanie je uporządkować- lekkie przebodźcowanie, ale jeszcze nie na tyle, by nie dało się z tego czegoś wykrzesać.
Okej, skoro magia działa jak woda w kubku, to skąd się bierze? Czy to coś, co czarodziej "ma" i zużywa, czy raczej coś, co przepuszcza przez siebie? Westchnęła, opierając się o oparcie fotela, znów zmieniając pozycję- z każdą zmianą wyglądała mniej niż próba siedzenia w fotelu a bardziej jak upośledzona joga. Oczywiście, nadal nie w najgorszym stadium- zdawała sobie bowiem sprawę że jest przecież w miejscu publicznym, nie mogła z siebie zrobić większej wariatki niż za jaką i tak już była brana. Niewygoda siedzenia była bowiem spowodowana niewygodą umysłu. Każda kolejna strona rodziła kolejne pytania, a każde pytanie mogło podważyć rzeczy, które wydawały się oczywiste. Przekręciła stronę i natrafiła na kolejny fragment tekstu. "Podstawowe teorie zasobu magicznego dzielą się na dwie główne szkoły myślenia. Pierwsza, deterministyczna, zakłada, że magia jest cechą wrodzoną i działa jak wewnętrzny zbiornik energii. Druga, przepływowa, sugeruje, że magia jest siłą zewnętrzną, którą czarodziej jedynie kanalizuje, działając jako medium." Zośka wciągnęła powietrze. Czyli gówno, dupa, oczywiście że tego nikt nie zbadał tylko teoretyzują. No bo po co. Odłożyła pióro i spojrzała w sufit. Jeżeli to prawda, to czy oznaczało to, że dałoby się znaleźć sposób na korzystanie z magii nawet bez wrodzonych zdolności? Albo przeciwnie – czy można było odciąć czarodzieja od źródła magii, jeśli istniał odpowiedni sposób? To brzmiało jak czysta herezja. A jednocześnie... przecież istnieją Charłaki. I Mugolaki. I kursy uzupełniające, jak im to... Wmigurok? Nieznacznie skrzywiła się na samo pomyślenie tych nazw. Doprawdy, mamy dwudziesty pierwszy wiek, dlaczego te nazwy nadal są w użyciu? Ale, do celu. Czarodziej mógł dać życie zarówno czarodziejowi jak i komuś, kto nie był w stanie pętać magii. Kilka pokoleń później z osób niepętających mógł narodzić się czarodziej. Czyli co, genetyka? Geny recesyjne? No ale co ten gen robi? Na co wpływa, gdzie się znajduje? Daje umiejętność czy tylko pozwala ją "odbierać"? Zakłócenia magii każą przypuszczać, że to drugie... że to coś pokroju fal radiowych, tak? I że to wina... internetu, że jest zakłócane? Brawo Zośka, jesteś routerem. Zaczęła nerwowo wertować książkę, szukając, czy ktoś już wpadł na podobne myśli. Zdecydowanie też za mało zna się na... uh, biologii? Anatomii? Bo to dotyczy genów... co nie? Nauka przedmiotu: Zaklęcia, teoria. Post nr. 4
11-03-2025, 10:40 PM
Czarodzieje jako routery.
No świetnie, jeśli to była jej dzisiejsza konkluzja, to zdecydowanie powinna się porządnie wyspać. Przetarła twarz dłońmi i westchnęła, czując, jak w jej głowie formuje się istny labirynt myśli. No dobra, ale do rzeczy. Nad niezbadanymi teoriami i fantazjami zastanowi się, gdy będzie wgapiała się w sufit przed zaśnięciem. Albo, gdy się będzie nudzić gdzieś, kiedyś. Bo jak tak dalej pójdzie to z jej nauki będzie więcej filozofowania niż czegokolwiek. Zośka przesunęła więc palcem po spisie treści, szukając czegoś, co nie sprawi, że znów zacznie w myślach analizować budowy człowieka jak inżynier konstrukcję mostu. Potrzebowała czegoś świeżego, co w jakiś sposób zmieni kurs jej myśli na cokolwiek innego. Zatrzymała wzrok na tytule jednego z rozdziałów: „Zaklęcia użytkowe: magia codzienności i jej ograniczenia” O, dobra, jak ma w nazwie "codzienność", to może będzie trochę łagodniejsze do strawienia. „Zaklęcia użytkowe to grupa czarów ułatwiających codzienne życie czarodziejów. Do najpopularniejszych należą: zaklęcia czyszczące, konserwujące, naprawcze, kulinarne oraz transportowe. Ich stosowanie podlega jednak pewnym ograniczeniom, wynikającym z magicznej równowagi oraz interakcji z materią.” Oparła policzek na dłoni, przesuwając wzrokiem po tekście. Ograniczenia? No tak, przecież nie wszystko da się zaczarować- Prawo Gampa choćby nawet, jedzenia z powietrza nie weźmiesz, możesz przywołać, teleportować, rozmnożyć ale nie wyczarować... Chyba, że to wino. Albo sosy. Co jakoś trudno było jej objąć rozumkiem. Że co, że to płynne? Jak rozcieńczy zupę do konsystencji wody, to wtedy będzie mogła ją wyczarować? Albo jak wrzuci do wina tyle owoców, że zrobi się z tego bardziej kompot niż trunek, to już nie zadziała? Absurd. Czyli Gamp miał jakiś problem z agregacją substancji? Bo jeśli nie mógł stworzyć chleba, ale już wino owszem, to czy oznaczało to, że magia nie radziła sobie ze strukturami stałymi? A może chodziło o wartość odżywczą? Bo przecież nie o proces, sos czy wino też trzeba zrobić. Oparła się na łokciu i zaczęła bębnić palcami w stronę książki. Nie za długo, bo zaraz zaczęła kreślić coś w notesie. "Dlaczego woda i alkohol się kwalifikują, a rosół już nie? Czy magia działa lepiej na substancje homogeniczne?" Dobra, może i przeskoczyła z biologii na chemię, ale przynajmniej nie myślała już o tym, czy jest routerem. I może to była odpowiednia konkluzja by zakończyć dzisiejszą naukę. Zamknęła książkę, wzięła notes i schowała wszystko do swojej torby. Trochę przyćmiona, trochę zmęczona, ale przynajmniej z poczuciem że coś zrobiła podniosła się z fotela i ruszyła w kierunku drzwi. Może i była po lunchu, ale może jak ładnie poprosi to ktoś zmajstruje jej herbatkę miętową? z/t Nauka przedmiotu: Zaklęcia, teoria. Post nr. 5 |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|