Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
|
Pióra: 0
Nikt Romilly'ego nie zmuszał, żeby z nimi przebywał. Sam przylazł, a siedział tu jak za karę. Drzwi były obok, a jakby ta opcja mu nie odpowiadała, zawsze mógł jeszcze wyjść oknem. Steve z przyjemnością podzieliłby się doświadczeniem.
- Cóż za strata... - sarknął pod nosem, nie przestając łypać na ślizgona spode łba.. - My sobie nie przeszkadzaliśmy - dodał, bo kolejne zdanie Burke'a jeszcze bardziej go zirytowało. Najpierw potraktował go jak niewidzialnego, a teraz z wielkopańską łaską oczekiwał, że będą ignorować jego obecność, podczas gdy on będzie sobie siedział i słuchał, jak jakiś zbok. Może i Saoirse coś w nim widziała, ale Steve nie zamierzał tracić czasu na próby zakolegowania się z kimś, kto tego w ogóle nie chciał.
Wzruszył ramionami na pytanie przyjaciółki.
- Zapomniałem - odruchowo i bez zastanowienia użył męskiej formy i właściwie odetchnął z ulgą. Nie miał obowiązku się nikomu z niczego tłumaczyć, a już w szczególności tamtemu i jeśli czegoś było mu wstyd, to tego, że wcześniej miał wątpliwości.
Faktycznie nie pamiętał już po co pytał o ten wózek. Nie był głodny, ani nie miał ochoty na nic słodkiego, mimo że po spotkaniu z dementorem spożycie czekolady było wskazane.
Chętnie dołączyłby wesołego trajkotania Saoirse i było mu przykro, gdy widział jak się produkuje, żeby rozrzedzić napiętą atmosferę, ale po prostu nie był w stanie czuć się komfortowo z udawaniem, że obok nie siedzi Burke, a rozmawiać z nim też nie mógł, bo tamten przecież nie chciał. Dobry nastrój, w który zdążyła wprowadzić go wcześniej przyjaciółka, całkiem go opuścił. Czuł się jak w domu z tą różnicą, że teraz słoniem w salonie była obecność trzeciej osoby, a nie jej brak.
Saoirse też nie zamierzała ignorować Romilly’ego, co ucieszyło Steve’a, bo oznaczało, że nie tylko on uważa sytuację za absurdalną.
- Dzięki, może później. - Znów czuł wyrzuty sumienia, że odtrąca wyciągniętą przez Saoirse dłoń, ale tymczasowo stracił apetyt. Nie chciał, żeby biedna musiała gadać sama do siebie, więc po chwili, z wkradającym się na usta uśmiechem, dodał: - A pamiętałaś, żeby wszystko na tę listę wpisać?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Wcale nie było dziwne ani nienaturalne jakkolwiek, że źle odbierano Romilly'ego. Roztaczał bardzo nieprzyjazną, wręcz agresywną aurę sugerującą, że nienawidzi wszystkich i wszystkim życzy źle. Nie było to tak całkiem błędne, w zasadzie faktycznie raczej stronił od ludzi i czuł się poirytowany zawsze jak mówili do niego za dużo.
A potem pojawiła się Saoirse.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że może przeszkadzać komuś, że tu siedzi i się nie wtrąca, z jego punktu widzenia to była przysługa, coś pozytywnego. A jednak nie umknęło jego uwadze, że na całe monologi, jakie Saoirse powiedziała i naprawdę zdawało się, że starała się zapełnić ciszę, znajoma powiedziała niewiele. A po takim czasie spędzania razem czasu widział kiedy robiła to nieświadomie, a kiedy to nieznacznie słyszalne skupienie się przebijało, sugerując celowość monologu.
A właściwie znajomy, wnioskując po wypowiedzianej formie. Romilly spojrzał ku niemu krótko, acz uważniej. Wyraźnie nawet zabłysła w jego oczach ciekawość kiedy zwrócił większą uwagę na jego zmianę wyglądu, dopiero utożsamiając ją ze zmianą tożsamości. Całkiem był ciekawy skąd ta zmiana. Zachcianka? Permanentne odczucie? A może tak jak on, w zależności od dnia i chwili jest kimś innym? Ale nie miał tego samego daru, co sprawiało, że trudniejsze mogły być zmiany. Chociaż w zasadzie, z magią nic nie było nie do przejścia.
- Może później. - Powiedział ciepłym tonem, zwracając wzrok na Saoirse. Nie dostrzegał jak bardzo zmieniał podejście i ton głosu gdy ona pojawiała się w kadrze, oraz jak widać było tą faworyzację. - Sama robiłaś? - Dopytał, przyglądając jej się uważnie, jakoś nagle będąc obecnym w tym przedziale bardziej niż przed sekundą. Widać oboje ze Stevem na chwilę sprawili, że zapomniał być gburem.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Zapomniałem... No tak, jakoś nie brzmiało to przekonująco i choć Saoirse nie lubiła okazywać, że złapała kogoś na kłamstwie i zwyczajnie tego nie kupuje - w końcu i tak nie robiłaby z tego problemu, a swoje wiedziała, to wystarczyło - zdradziła ją krótka pauza, kiedy to patrzyła na Steve'a z nieco mniejszym uśmiechem niż dotychczas. Gdy tylko sama zwróciła na to uwagę, po tych dwóch, czy trzech sekundach postanowiła szybko się zreflektować.
- Okej, to jak sobie przypomnisz, możemy zajść razem, no bo właściwie co to za podróż do Hogwartu bez wpadnięcia twarzą w wózek pełen słodyczy, tak? Tym razem mogę wyjebać się z drugiej strony, dla odmiany goniąc ją, a nie tak czołowo...
Tak, to ona biegła na oślep, gdy zaczynali trzeci rok i tylko cudem nie połamała się lądując na wózku ze słodyczami, który podobno trudno przeoczyć... Ale osoby wyjątkowe potrafiły nieco więcej, niż statystyczny uczeń Hogwartu. Nawet nie mogła skłamać, że starsza pani z wózkiem wyjechała jej zza rogu! Chciałaby, ale zdaje się, że to by nie przeszło... Zdarzyło jej się tylko zażartować w ten sposób tuż po zderzeniu, przeprosinach i smutnym odkupieniu dwóch napojów, których butelki udało jej się zbić. Cudem były to tylko dwie.
Wydęła lekko usta na znak teatralnego zawodu, kiedy obaj odmówili ciasta - zresztą w bardzo podobny sposób. Naprawdę, mogli sobie odmawiać, ale czy nie daliby radę zgadzać się w czymś na równi? To znaczy, czymkolwiek innym?
- Mmm... No okej. Nam to jeszcze zostanie trochę do dormitorium, ale ty to serio się orientuj, jeśli chcesz spróbować - podkreśliło, tykając przy tym lekko Romilly'ego palcem w bok.
Zaraz zwróciła początkowo pytający wzrok na Puchona. Zajęło jej chwilę, by połączyć kropki i zrozumieć, do czego nawiązuje, jednak gdy tylko ją olśniło, przewróciła oczami - mimo wszystko z uśmiechem!
- A weź, kurwa, wszystko było na liście i wszystko jest ze mną, na pewno, a jak nie, to, jeju no, trudno, mam jeszcze dwa lata żeby się wyrobić, tak? Ale ja myślę, że jest wszystko...
Po tych słowach utkwiła na moment nieobecny wzrok w podłodze, tak naprawdę wyliczając sobie w myślach, o czym miała pamiętać i analizowała, czy na pewno wyszło... A mimo, że była niemal całkowicie pewna, że tak, miała do siebie w takich sprawach nikłe zaufanie, nawet jeśli jeszcze przed chwilą z taką pewnością w głosie chwaliła się, że się udało.
A gdy mogło zdawać się, że odpłynęła i Ślizgon nie usłyszy odpowiedzi na zadane pytanie, zamrugała parokrotnie i spojrzała ku niemu, by jednak ponownie się odezwać.
- No tak. W sumie. Głównie ja. W sumie tylko. Znaczy...
Tak. Tak, ona robiła. W całości, poza tym, że na koniec zostawiła to ciasto w formie na blacie kuchennym i poleciała wczoraj pływać, a potem jeszcze zobaczyć się z dziadkiem w rodzinnym pubie, żeby przypadkiem nie było mu przykro i żeby nie musiała później wysłuchiwać o pokoleniach zniewag, jakie przyjął będąc duchem... Już zdecydowanie wolała słuchać o historii Killarney, Hogwartu, wojnach, czy też jak bardzo mieszane uczucia ma do ostatniego koncertu jej kuzyna. Może Ryk Krakena, to wcale nie to, co dziadkowie lubią najbardziej - a już na pewno nie ci, których liczby "pra-" przed Saoirse nigdy nie mogła się doliczyć.
- No przygotowałam, a potem chyba ciocia wstawiła - podsumowała szybko, wzruszając ramionami.
Nie musiała już podkreślać, że gdyby nie to, ciasto najpewniej zostałoby surowe do dzisiaj...
- Ej, a właśnie, podobały wam się zdjęcia z koncertu? To niby nie tak, jakbyście tam byli, ale kiedyś byście mogli, byłoby super, no bo myślę, że to nie ostatni raz, kiedy występował u nas - wypaliła nagle, tak jakby miało to jakikolwiek związek z tematem ciasta. Nie miało.
On, czyli jej kuzyn - Tadhg Kingsley - ze swoim zespołem.
I faktycznie wysyłała sowy ze zdjęciami zarówno do Steve'a, jak i Romilly'ego. Inna sprawa, że chyba zapomniała napisać, jakie dokładnie wydarzenie przedstawiają oraz gdzie miało ono miejsce... Każdemu może zdarzyć się zapomnieć! Zwłaszcza, że jej wydawało się to oczywiste. Rzecz jasna wcale tak oczywiste nie było. Puchon prędzej mógł domyślić się, gdzie oraz co się działo - w końcu z nim gadała od pierwszego roku! Tu był na wygranej pozycji.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
|
Pióra: 0
Zorientowawszy się, że Ślizgon mu się przygląda, odwzajemnił spojrzenie. Do pewnego stopnia odwzajemnił, bo bynajmniej nie patrzył z zaciekawieniem, a wręcz konfrontacyjnie. Tak jak podejrzewał - i nie było to specjalnie odkrywcze - nie udzielanie się Burke’a w konwersacji było jednostronne. Rozmawiać nie chciał, ale posłuchać sobie ukradkiem i pooceniać to jak najbardziej. Jego uprzejme zachowanie wobec Saoirse wcale nie ocieplało jego wizerunku w oczach Steve’a. Wydawał mu się dwulicowy.
Nie czuł się winny kłamstwa. Naprawdę nie wiedział, co chciał z wózka. Jego zachcianki rzadko kiedy były zresztą sprecyzowane. A “nie wiem”, czy “ nie pamiętam”... Kto by tam rozróżniał czasowniki będąc w stresie?
Uśmiechnął się na wspomnienie zderzenia Saoirse z wózkiem. I pomyśleć, że ta sama osoba suszyła mu głowę o wypadanie z okna. Osobiście uważał, że czołówka z wózkiem ze słodyczami na prostym korytarzu była do zapobiegnięcia niż utknięcie w oknie. Ale może po prostu byli siebie warci.
Gdy Saoirse wspomniała o koncercie, Steve rzucił krótkie spojrzenie na Ślizgona. Jakoś trudno było mu wyobrazić sobie go na koncercie… czegokolwiek. Nie podpisane zdjęcia faktycznie trochę go początkowo skonfundowały, ale ostatecznie udało mu się połączyć kropki i wydedukował, co ogląda.
- Wglądało wykruwiście - przyznał, a zastanowiwszy się chwilę pstryknął palcami i dodał: - Mogłaś przysłać audio wyjcem. - Nie był pewien czy ten plan był możliwy do realizacji. Nigdy nie tworzył wyjca i nawet nie wiedział jak ten proces wygląda. - Do rozważenie na przyszłość, chociaż wolałbym na żywo.
Przepraszam za zamułę i jakość tego posta ._. Mam jakoś do połowy czerwca mordor w pracy /:
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Najpewniej gdyby Romilly wiedział, jakie przemyślenia Stevie ma o nim, podsumowałby to wzruszeniem ramionami. Dwulicowy nie był, jako że nigdy nie udawał czy kogoś lubi lub nie. Wszystko było jasne ze startu i nie pozwalał raczej na nieporozumienia w tej kwestii. A jednak faktycznie był bardzo wybiórczy w stosunku do ludzi, żeby nie powiedzieć, że niemal każdego skreślał względnie szybko. Brzmiało jak kawał patafiana, z czym on sam najpewniej by się częściowo zgodził, jednak w nieświadomości, wszystko było jedynie działaniem mającym ochronić go od nieprzyjemności bycia porzuconym, zranionym czy dźgniętym w plecy. Saoirse go nie porzuciła ani nie zraniła jak dotąd, jedynie zakopała mu między nogi z siłą, jakiej po niej się nie spodziewał.
Ale to było raz i miał nadzieję tego nie powtarzać. Poza tym, w zasadzie sobie zasłużył, obiektywnie. Nie zaprzeczał nawet przed sobą.
- Występował kto? - Dopytał cierpliwie, patrząc znów na dziewczynę. Wyzywające spojrzenie chłopaka sprzed chwili? Było może w jakiś sposób sugerujące, że Puchoni nie są takimi pusiami, za jakie ich uważał, a może to tylko taka gra. Poza tym przemyśleniem, jak i oczywistym wnioskiem, że z tym panem się nie lubią, Romilly nie wyniósł z tego jednak nic więcej.
Luzik ^^ Wszystko w swoim tempie i na swoje siły :D
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Właściwie nie spodziewała się innej odpowiedzi, jednak była z niej bardzo zadowolona. Dumna wręcz! Przynajmniej jak sama nie czuła się póki co szczególnie wyjątkowa - chociaż nie miała znaczących problemów z samooceną - mogła chwalić się bratem i kuzynem, którzy jej skromnym zdaniem już zdążyli odnieść sukces. Cóż, może ich nie przebije, ale miała jasny plan dorównać im obu, kiedy będzie w ich wieku!
- Jakoś nie sądziłam, żebym miała kiedyś komukolwiek wysyłać wyjca, ale ej, właściwie czemu nie? - odparła z rozbawieniem.
Póki co nie była nawet pewna, jak do końca wyjce działały. Czy taki aby na pewno potrafiłby powtórzyć dźwięk otoczenia? Wokal i wszystkie grające instrumenty? Wątpliwości nijak jej nie zniechęcały! Pomysł był dobry i zdecydowanie chciała go przetestować przy najbliższej okazji.
- Ale może w przyszłe wakacje też będą? To też dałabym wam znać.
Dopiero Romilly uświadomił ją, że może nie wyraziła się wystarczająco jasno... Zarówno teraz, jak i listownie.
- A. Ee... - zacięła się na chwilę, zastanawiając się, czy właściwie wspominała mu kiedykolwiek o karierze kuzyna. - No bo mój kuzyn ma zespół, nie? Nie wiem w sumie, czy mówiłam... To przyjechał jakoś pod koniec wakacji, tak jak wysyłałam Wam zdjęcia i właśnie ten zespół, to jest Ryk Krakena, miał u nas koncert.
Zadanie: [5] Razem raźniej
Uczestnicy: Stevie Ginsberg, Romilly Burke
Progress: Właściwie to już jakiś czas temu wyszło...
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
|
Pióra: 0
Chociaż rozmawiali z Saoirse o tym samym, nie dało się nie oprzeć wrażeniu, że prowadzili z nią osobne konwersacje i wszystko wskazywało na to, że nic tego nie zmieni, mimo że puchonka się nie poddawała. Steve oswajał się już z myślą, że przez całą drogę do Hogwartu będzie siedział skrępowany, co napawało go złością, bo bardzo lubił tę podróż. Nagle dotarło do niego, że zostały mu już tylko trzy takie przejazdy i jeden właśnie marnował. Żałował, że nie zaprotestował, kiedy ślizgon spytał, czy może się dosiąść, chociaż dobrze wiedział, że nawet, gdyby był w stanie przewidzieć konsekwencje, to nie odmówiłby przecież koledze przyjaciółki. Z jednej stron miał ochotę się naburmuszyć i przez całą drogę użalać się nad sobą, z drugiej miał świadomość, że wypadało chociaż spróbować ratować sytuację, jeśli nie dla siebie, to przynajmniej dla Saoirse.
- To może w coś zagramy? - zarzucił propozycję, choć nie brzmiał zbyt przekonująco. Miał pewne wątpliwości co do tego, czy ślizgonowi znane jest pojęcie zabawy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Gdyby tylko Romilly słyszał myśli Steve'a, najpewniej by się obśmiał, chociażby dlatego, że już dawno nauczył się, że nie był dla Saoirse ani brzemieniem, ani kulą u nogi, ani nawet nie przeszkadzało jej jak był bucem w kąciku. Nawet gdyby tylko siedział obok w ciszy, najpewniej byłaby zadowolona i zajęła się czymkolwiek. Może dlatego nie odczuwał zupełnie skrępowania, które czuł Steve, wgapiając się za okno w zamyśleniu i zupełnym odprężeniu, naturalnie słuchając uważnie co miała do powiedzenia Puchonka obok.
- Fajnie w sumie. - Podsumował jej wyjaśnienie, jak zwykle będąc raczej oszczędnym w słowach.
Spojrzał za to zaraz na Puchona na przeciwko pytająco. W co niby mieli zagrać? Okej, może to był dobry pomysł, ale jak się jest bucem, to na wszystko trzeba być sceptycznym, taka tradycja czy coś.
- Na przykład? - zapytał bez przekonania, raczej będąc nastawionym na nie. Ale cholera go wie, może aktualnie wymyśli coś sensownego? Chociaż naprawdę wystarczyłoby mu patrzeć za okno kilka najbliższych godzin...
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Cóż, podsumowanie Romilly'ego było dosyć suche, a Stevie zdecydował się nie skomentować jej wywodu wcale... I w sumie miało to sens. Czemu miałby? Był w końcu bardziej na bieżąco z jej życiem niż Ślizgon. Jakby nie patrzeć z Romillym dopiero się poznawali i czasem faktycznie nadrabiał pewne informacje, ale przecież to tylko wtedy, gdy temat sam popłynął w odpowiednim kierunku.
Zaraz jednak nadeszła propozycja gry i choć Puchonka była w stu procentach za tym, należało jeszcze wybrać coś odpowiedniego, co zwykle nie było łatwe.
- Dobra. To co, coś jak prawda, czy wyzwanie? Albo może w eksplodującego durnia? Albo... No nie wiem, coś co lubicie najbardziej, ale też coś co dałoby się ogarnąć tutaj? Chyba że w ogóle miałeś coś konkretnego na myśli? - pod koniec zwróciła się oczywiście do Puchona i spojrzała na niego wyczekująco. Może nie powinna szukać kolejnej fali propozycji i zalewać nią ich, jeśli niepotrzebnie się wcięła i Stevie tak naprawdę był o krok od dużo lepszej propozycji, albo zwyczajnie takiej, która odpowiadała mu najbardziej.
|