Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Ulica Pokątna Ulica Pokątna obfituje we wszystko, co najpotrzebniejsze w życiu każdego czarodzieja. Można tu kupić różdżki, szaty, kotły, składniki do eliksirów i wiele więcej! Miejsce to jest szczególnie zatłoczone pod koniec wakacji, kiedy to uczniowie Hogwartu pojawiają się tu tuż po ogłoszeniu listy bieżących podręczników.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 0
18 sierpnia 2020, godz. 11:30
Do licznych talentów Wendy Williams nie sposób zaliczyć było ponadprzeciętną zwinność i wbrew temu, co sama otwarcie na ten temat mówiła, jej pozorna pogarda wobec Quidditcha (oraz innych sportów) miała takie właśnie podłoże.
- Przepraszam - szepnęła na wydechu, gdy nagle boleśnie się od kogoś odbiła i upadła na wybrukowaną kostką Ulicę Pokątną tuż przed sklepem z używanymi szatami. Słysząc za sobą złośliwy chichot obejrzała się, by rozpoznać w odchodzącej w stronę Gringotta dziewczynie rok starszą od siebie krukonkę. W Hogwarcie nie pozwoliłaby sobie na odwrócenie się do niej plecami po takim uczynku; w Hogwarcie wolno im było korzystać z magii. Poza tym miała wsparcie pozostałych ślizgonów, a tu... cóż, między innymi dlatego wybrała ten dzień na robienie szkolnych zakupów. Nie spodziewała się, spotkać nikogo znajomego, a szczególnie kogoś, kogo wcale widzieć nie chciała. Szybko pozbierała się z ziemi, widząc że jak zwykle niepotrzebnie ściąga na siebie uwagę. Nie chciała być tak zapamiętana, ale upadając obtarła sobie dłoń i kolano, co utrudniało jej dyskretne oddalenie się od tego miejsca. - Ał, ał, ał - syknęła cicho próbując wyprostować obolałą nogę. Na szczęście miała na sobie długą granatową spódnicę, która zasłaniała brzydkie zadrapanie, które z pewnością się na niej pojawiło. Wdech i wydech, pomyślała, albo zaraz urwę komuś łeb. Takie ryzyko było całkiem realne, gdy było się pół-wilą, a Wendy nie była znana z posiadania żelaznej samokontroli. Zirytowała się jeszcze bardziej, gdy zauważyła, że wstając w pośpiechu zapomniała podnieść ze sobą trzymanego wcześniej pakunku zawierającego jej nową szatę. - Głupi krukoni - wymamrotała pod nosem i schyliła się po nią obiecując sobie, że w tym roku zostawią ich daleko w tyle w rankingu Pucharu Domów. I lepiej żeby wygrali z nimi w Quidditcha, albo złoży Romilly'emu niezbyt przyjemną wizytę po meczu.
Dom || Relacje
Ain't nothing gonna break my stride. Nobody's gonna slow me down!
Oh no, I gotta keep on MOVING!
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
Dla Alana to miał być zupełnie zwyczajny dzień, podobny do wielu innych, jakie już przeżył w te wakacje. Wstać koło ósmej, zjeść potrójne śniadanie, poćwiczyć quidditcha za domem, zajrzeć do zadanych na lato wypracowań z eliksirów i transmutacji, chociaż poprawiał je już przecież tysiąc razy, przestudiować kilka rozdziałów alchemicznych publikacji, wygrzebanych z jakiegoś antykwariatu na Pokątnej... Tak można było wyobrazić sobie plan dnia typowego Krukona - no może oprócz tego quidditcha, bo przecież w Ravenclawie są same kujony, niemające nic wspólnego ze sportem, nawet miotlarskim. Ciekawe, jak w takim razie co roku wyłaniali skład drużyny quidditcha... Mniejsza jednak o to; poprzedniego wieczoru podczas dopisywania kolejnej stopy eseju na temat antidotów na japońskie trucizny Alan zauważył, że skończył mu się pergamin, a to było prawdziwą tragedią na skalę światową. Jak miałby dopisać ewentualne dalsze myśli do jakiejkolwiek pracy bez tak ważnego medium?! Dlatego właśnie zburzył cały wtorkowy plan dnia i już po jedenastej dostał się przez Dziurawy Kocioł na Pokątną.
Ludzi było całkiem sporo, chociaż największe natężenie zapewne pojawi się późniejszym popołudniem. W końcu zostały już tylko dwa tygodnie wakacji i wszystkim, którzy jeszcze nie zrobili zakupów, czas zaczynał się kurczyć. Alan sam trochę się w tym roku zagapił; zwykle robił zakupy od razu po otrzymaniu listu, ponieważ czekanie do ostatniej chwili było z jego punktu widzenia zupełnie nielogiczne. Tym razem jednak obiecał, że będzie towarzyszył swojemu małemu kuzynowi, dlatego czekał ze wszystkimi sprawunkami na jego przyjazd.
Szybko zlokalizował sklep z artykułami papierniczymi i ruszył w jego kierunku, gdy nagle jego uwagę przykuła pewna sytuacja, którą obserwował jak w zwolnionym tempie. Przynajmniej takie miał wrażenie, gdy jasnowłose dziewczę upadało na brukowaną uliczkę zdecydowanie zbyt daleko od niego, by mógł w porę zareagować. Po sekundzie stania w miejscu ruszył szybko w tamtym kierunku, nie przejmując się tym, że taranuje przechodniów. W międzyczasie szybko przeczesał włosy dłonią, tak by wydawało się, że dopiero co popieścił je wiatr. Zdążył dotrzeć do blondwłosego zjawiska w chwili, w której dziewczyna schylała się po upuszczony pakunek.
— Nic ci się nie stało? — zapytał głosem głębszym niż zwykle, błyskawicznie sięgając po zawiniątko i prostując się elegancko, by po chwili popatrzyć na dziewczynę nieco z góry (tylko i wyłącznie z racji różnicy we wzroście). Miał nieodparte wrażenie, że skądś ją kojarzy, ale w tym momencie myśli miał tak mętne, że nie potrafił połączyć wątków.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 0
Schylanie się w tym stanie zajęło dziewczynie chwilę i nim zdołała sięgnąć po paczkę, ktoś ją uprzedził. Spojrzała w górę i sama również się wyprostowała, gdy ujrzała przed sobą wysokiego chłopaka. Chłopak, to pierwsze co zarejestrowała i ten fakt nie był bez konsekwencji. Uśmiechnęła się wyciągając ręce po pakunek.
- Ucierpiała tylko moja duma - zapewniła, lecz chwilę potem cofnęła jedną z dłoni pod pretekstem poprawienia włosów, by nie zobaczył zadrapania na dolnej jej części. Po tym incydencie pewnie im się to przyda. Było jej wystarczająco głupio, że ktoś zwrócił uwagę na ten niegodny upadek i nie chciała robić z siebie większej ofiary losu przy zupełnie obcej osobie. Nie... nie zupełnie obcej. Znała go. Przekrzywiła głowę w geście zastanowienia i szybko połączyła jego twarz z Hogwartem i mundurkiem w kolorach Domu Kruka. Zmieszała się. Miała nadzieję, że nie usłyszał jej ostatnich słów. Nie chciała robić sobie wrogów wśród siódmoklasistów bez powodu, ci mogli używać magii poza Hogwartem. - Dziękuję.
Brzmiała i wyglądała na trochę winną, co nie znaczyło, że miała zamiar odpuścić w tym roku Puchar Domu. I Quidditcha. - Wendy Williams, piąty rok. Slytherin.
Krukon był rozpoznawalny w sposób, który miał dla niej największą wartość: za swoje wyniki akademickie. Nie pamiętała jednak jego nazwiska. Musiała je wcześniej słyszeć, choć wyobraźnia podsuwała jej zupełnie niedorzeczne pomysły.
Dom || Relacje
Ain't nothing gonna break my stride. Nobody's gonna slow me down!
Oh no, I gotta keep on MOVING!
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
Ależ ona piękna - to była myśl, która natarczywie obijała mu się po głowie, a wydawała mu się tak głośna i grzechocząca, zupełnie jakby pochodziła z zewnątrz, a nie od niego samego. To wrażenie pomogło Alanowi zyskać nieco opanowania i nie palnąć nagle jakiejś kompletnej głupoty, jednej z tych, które mózg sam podsuwał mu na język; wciąż myśli miał nieco rozmyte, ale jednak jego żelazna logika pomagała mu rozpoznać bzdury, które miałyby na celu tylko zaimponowanie pozornie nieznajomej dziewczynie. Oddał jej paczkę, po którą nie zdążyła się schylić, wciąż wpatrując się w jej jasną twarz i próbując zrozumieć, dlaczego reaguje na nią w tak intensywny sposób. Nie zauważył ani tego, że ma zadrapanie na dłoni, ani jej nieco rozwianych po zderzeniu z innym przechodniem włosów.
— Myślę, że zupełnie niepotrzebnie. W końcu ktoś cię potrącił, to on powinien się wstydzić... — ...za potrącenie tak zjawiskowej osoby, kazał mu dokończyć mózg, ale Alan ugryzł sie w język. Przymknął oczy na moment, próbując się uspokoić i dopasować sobie takie anomalie do konkretnego powodu. Czemu aż tak mąciło mu się w umyśle? — Ach, Slytherin! — Pokiwał głową ze zrozumieniem i od razu zrozumiał, skąd ją kojarzy - przecież taki typ urody nie mógł umknąć mu na korytarzach lub w bibliotece, nawet jeśli niezbyt miał okazję z Wendy kiedykolwiek rozmawiać. — Alan Badcock — przedstawił się po chwili zwłoki, przeznaczonej na bardzo intensywne rozmyślania. — I jestem, hmm, Krukonem. Z ostatniej klasy, niestety — dodał już nieco przytomniej, czując jak wraz z wypowiadanymi słowami powoli wraca mu jasność umysłu, wciąż jednak nie mógł połączyć wszystkiego w głowie, zupełnie tak, jakby brakowało mu jednego elementu puzzli. Często tak miał, kiedy próbował rozwiązać jakiś problem związany z teorią transmutacji lub wyjątkowo skomplikowaną recepturą eliksiru. Olśnienie pojawiało się w najmniej oczekiwanym momencie i Alan przeczuwał, że tym razem będzie podobnie. — Jak twoje przygotowania do SUMów? — zagadnął uprzejmie, wciąż będąc pod pewnym wrażeniem dziewczyny, nie tak jednak intensywnym jak na początku. Gdyby nie to, całkiem możliwe, że już dawno odszedłby bez słowa.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 0
Reakcja krukona była do przewidzenia, Wendy praktycznie widziała jak trybiki w jego mózgu zwolniły, gdy wpatrywał się w nią. Uśmiechnęła się uprzejmie, choć w duchu była troszkę zawiedziona. Dorośli nie dali jej zapomnieć, że wina leżała po jej stronie i musiała to zaakceptować. Nie lubiła wzbudzać w ludziach tak skrajnych odczuć, gdyż były krótkotrwałe i niektórzy mieli jej to później za złe.
- Cieszę się, że tak uważasz - przyznała szczerze swobodnym tonem. Wielu z jej znajomych ze Slytherinu spojrzałoby na to z zupełnie innej perspektywy; nie powinna dawać tak sobą pomiatać. W Hogwarcie było to łatwe, gdyż ślizgoni trzymali się razem. Poza nim Wendy była jednak sama, a dom w którym dorasta nie jest dla niej bezpiecznym i przyjaznym schronieniem. - Niektórzy w szkole mnie nie lubią, choć nic im nie zrobiłam - stwierdziła wzruszając ramionami. Nie wydawała się tym faktem zmartwiona, wręcz przeciwnie, na jej twarzy malowało się delikatne rozbawienie. Zupełnie jakby komentowała bezmyślne zachowanie dzieci, albo jakiś głupi wywiad w Czarownicy.
- Badcock? Podobno jesteś niezły z eliksirów - pochwaliła kiwając głową z uznaniem. Jeśli wierzyć jej starszym kolegom z domu to nawet bardziej niż niezły. Nie żeby plotkowała z nimi na temat innych uczniów, ale takie informacje mimowolnie wychwytywała i zapamiętywała. Podziwiała inteligentnych ludzi, a jednocześnie traktowała jak zagrożenie. To było czasem... silniejsze od niej.
- Myślisz nad stażem w tym kierunku? Osobiście nie mogę się doczekać, by skończyć szkołę i... - w ostatnim momencie przerwała i dokończyła po krótkiej, acz zauważalnej przerwie - zacząć pracę. - W rzeczywistości tym, co najbardziej pociągało ją w dorosłości to niezależność i możliwość samodzielnego mieszkania. Nie chciała jednak uzewnętrzniać się z czymś tak dla niej osobistym przed ledwie znanym krukonem i to w dodatku na środku Pokątnej.
- Mam plan, miejmy nadzieję, że nic mnie nie zaskoczy - odpowiedziała na pytanie o SUMy. Wyniki Wendy były efektem nie tylko przykładnej nauki, ale również świetnej organizacji. Poświęcała temu naprawdę dużo czasu i... było warto. Z drugiej strony każdy z przedmiotów traktowała tak samo i nie miała ani ulubionego, ani nie lubianego. Trochę zazdrościła niektórym osobom pasji do określonej dziedziny magii... dla niej wszystkie były jedynie środkami do osiągnięcia celu.
- Co za dziwny zbieg okoliczności - zaśmiała się z zakłopotaniem. Jej kolejne słowa nie były nawet kłamstwem, choć ślizgonka powiedziała je w bardzo konkretnym celu. - Eliksiry są przedmiotem, o który najbardziej się obawiam w tym roku. Nie wystarczy wykuć materiał, prawdziwy talent do warzenia eliksirów jest rzadkością. Niektórzy nazywają to sztuką.
Dom || Relacje
Ain't nothing gonna break my stride. Nobody's gonna slow me down!
Oh no, I gotta keep on MOVING!
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
Wzruszył lekko ramionami, sugerując swoją obojętność w stosunku do lubienia i nielubienia przez innych ludzi. Sympatie prędzej czy później przemijały, najważniejsze i tak było to, co ktoś ma w głowie i czego sam się nauczy i osiągnie. — W ostatecznym rozrachunku jakie ma znaczenie, czy ktoś cię lubi, czy nie? Jeśli ktoś jest do ciebie uprzedzony, to nawet nie warto zauważać istnienia takiej osoby. Niepotrzebna fatyga i zawracanie głowy — stwierdził nieco wyniośle, a ten ton sugerował, że chłopak wracał już do siebie. Pierwsze wrażenie mijało, a spektakularna uroda Wendy wydawała się blaknąć. To nie tak, że nie uważał jej za ładną, po prostu coś nie pasowało mu w sposobie, w jaki na niego zadziałała.
Nie mógł udawać, że wyprzedzająca go sława z jego warzycielskich osiągnięć go nie cieszy. Faktycznie, osiągnięcie W z eliksirów zakrawało o cud z ich wymagającą kadrą, a jednak Alanowi udało się tego dokonać. Podobnie było z transmutacją, do której również bardzo się przyłożył, jednak resztę egzaminów zaliczył na dosyć przeciętnym poziomie. Umiał wyznaczyć sobie priorytety, a to co było poza nimi traktował zupełnie drugorzędnie. — Cóż, nie będę zaprzeczał — odpowiedział dość pewnym tonem, co mogłoby zabrzmieć bardzo arogancko (i wcale by to nikogo nie zdziwiło, w końcu Alan nie grzeszył nadmierną skromnością), jednak powiedział to tak, że nie zabrzmiało jak przechwałka. Raczej jak stwierdzenie faktu, że niebo jest niebieskie. — Jeszcze nie do końca sprecyzowałem, co robić po szkole. Może kurs warzycielstwa, jakiś staż zagraniczny... albo postaram się o przyjęcie na praktykę do Munga. Rok jest długi, na pewno pojawią się jakieś opcje — dodał jeszcze, bo chociaż pewien kierunek swojej przyszłej kariery miał od dawna mniej więcej nakreślony, tak nie znał żadnych konkretów i wolał ich nie planować.
Słysząc ostatnie słowa dziewczyny Alan uniósł lekko brwi, wyrażając pewne zainteresowanie. Do czego piła? Raczej nikt nie robił takich poetyckich wstępów bezinteresownie. Mechanizmy w jego mózgu obracały się coraz szybciej, jakby ktoś je naoliwił, a olśnienie, które na niego spłynęło, było tak gwałtowne jak uderzenie w twarz, jednak nie miało nic wspólnego z jej słowami.
Dziewczyna musiała mieć w sobie coś z wili.
— W eliksirach ważne jest uczucie, pewna ręka, szósty zmysł, a to wszystko połączone z podręcznikową wiedzą, chociaż ta nie zawsze przekłada się na rzeczywistość. Czasem mikroskopijna zmiana w recepturze może postawić na szali twoje życie, a czasem wynieść twój wywar na kompletnie inny poziom — powiedział nieco pretensjonalnym tonem, przeciągając delikatnie sylaby. Postanowił pociągnąć tę konwersację z jednego powodu - chciał wyczekać odpowiedni moment, w którym mógłby zadać Wendy kilka mniej lub bardziej niewygodnych pytań.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 0
Wendy przekrzywiła głowę w wyrazie zaciekawienia, spoglądając spod rzęs jakby starała się dojrzeć coś ukrytego. W pewnym sensie tak było, gdyż w zachowaniu Alana nastąpiła zmiana. Nawet jeśli była subtelna, zauważyłaby ją, gdyż się jej spodziewała. Teraz wydawał jej się bardziej interesujący. Piękny uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy, w gruncie rzeczy nie potrzebowała krwi wili, by zrobić dobre wrażenie. - Chyba nie mogę się z tym zgodzić, warto jest być lubianym. Często nasze prywatne osiągnięcia mają mniejsze znaczenie niż to, co myślą o nas inni. - Jej ton był pogodny i lekko zachęcający jakby starała się dać chłopakowi dobrą radę, a jednocześnie nie zależało jej na tym, by ją przyjął. Może to nie było fair, ale tak już ten świat był skonstruowany.
Chyba nikt nie rozumiał tego lepiej niż ślizgoni, którzy tworzenie koterii mieli... cóż, chyba nawet we krwi. Nawet taki podrzutek jak Wendy to wiedział, większość jej znajomych z Domu Węża łączyły relacje wykraczające poza te zawarte w szkole. Zazdrościła im tego, choć oczywiście nigdy by się nie przyznała. Pewnie i tak o tym wiedzieli, wszak fałszywa skromność nie należała do ich natury... co ciekawe, była to cecha, którą zdawał się podzielać Alan. Tajemnicą sukcesów zawodowych ślizgonów była nie tylko ambicja, ale również sieć kontaktów jakie tworzyli jeszcze w czasach szkolnych. Przynależność do najlepszego hogwarckiego domu przynosiła dziewczynie wielką chlubę i nie zamierzała pozostać w tej kwestii dłużna.
- To fantastyczny pomysł - odrzekła z nieskrywanym entuzjazmem, a jej twarz rozjaśniła się na wspomnienie kursu warzycielstwa. Cieszyła się, że myślał o tym tak poważnie, wiele osób zwyczajnie marnowało swój talent po szkole. Z drugiej strony robota w Mungu wydawała jej się kompletną stratą czasu, ale tym nie miała zamiaru się z nim dzielić. - Mógłbyś zostać mistrzem w tej dziedzinie i tworzyć własne wywary. Myślę, że światu przydałby się eliksir pozwalający człowiekowi bez konsekwencji nie spać przez noc przed egzaminem. - Trudno było zgadnąć z jej tonu, czy mówi poważnie, ale z całą pewnością jednak sama by z takiego skorzystała, gdyby mogła. - Zarobiłbyś tysiące galeonów - dodała już tym razem niezaprzeczalnie żartobliwym tonem i nawet zaśmiała się cicho.
- Uczucie, to jest to. Nie chwaląc się - tu mrugnęła do Alana porozumiewawczo - całkiem dobrze radzę sobie z podążaniem za ścisłymi instrukcjami i nie trzęsą mi się ręce. Mimo to, czasem ktoś, kto wiem że nie robi tego aż tak dokładnie otrzymuje lepszej jakości wywar. Jeśli to nie jest szósty zmysł to chyba z tym podręcznikiem jest coś nie tak - zakończyła z wyrzutem nie mogąc do końca pozbyć się nadąsanego grymasu z twarzy. Miała niedokończone porachunki z tą książką i faktycznie frustrował ją fakt, że zdawała się uderzać głową w sufit.
Zwróciła uwagę na pretensjonalny ton Alana, ale w imię dobrych relacji postanowiła nie konfrontować go w tej sprawie. Nie obawiała się czasem okazać słabości, lecz mimo to nie była osobą, która mogła tak po prostu nie przejmować się tym, co ludzie o niej myśleli. Nie lubiła czuć się niedoceniana, to była jej wielka wada. Połową satysfakcji jaką czerpała z nauki była świadomość, że inni wiedzą o jej wynikach. Czuła się spanikowana na samą myśl, że dostrzegliby w niej to, co widzi ona sama. Jej pewność siebie była w sporej mierze udawana.
Dom || Relacje
Ain't nothing gonna break my stride. Nobody's gonna slow me down!
Oh no, I gotta keep on MOVING!
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
Pokręcił delikatnie głową, bo dla niego niuanse i błahostki takie jak to, czy ktoś darzy go sympatią czy nie, kompletnie się nie liczyły. Każdy oczywiście miał prawo do własnego zdania w tej subtelnej materii, ale opinię Badcocka niełatwo było zmienić w jakimkolwiek temacie. Praktycznie w każdym miał się bowiem niemalże za eksperta, może nieco mniej jeśli chodzi o ludzkie uczucia i relacje, a nieco bardziej w przypadku typowo naukowych zagadnień, ale jednak. — Budowanie relacji z punktu widzenia ewentualnych korzyści to w moim odczuciu jeszcze coś innego niż zwykła sympatia czy koleżeństwo. Ale nie chcę zajmować ci teraz czasu takimi dyskusjami.
Zasugerował delikatnie, że jest otwarty na rozmowę w innych okolicznościach. Może w Hogwarcie? Tu, na Pokątnej, oboje byli z własnymi sprawami i zajmowanie się krukońsko-ślizgońską dyskusją wydawało sie chłopakowi nieco nie na miejscu. Sam trochę się spieszył, chcąc jak najszybciej wrócić do domu i dokończyć zadane prace domowe. Nienawidził z nimi zwlekać.
Alan miał w sobie co nieco ze Ślizgona, ale nie uważał znajomości i siatki kontaktów za najważniejsze rzeczy w swoim życiu, również zawodowym. Nadrzędną wartością była dla niego wiedza, a w szerszym pojęciu - samorozwój. Do tego mógł przecież dążyć bez niczyjej pomocy, wręcz wolał działać samodzielnie i odpowiadać wyłącznie za swoje czyny. Chociaż jego charakterowi wiele można by było zarzucić pod kątem cech ślizgońskich, jak chociażby ogromną ambicję i cynizm, to jednak zamiłowanie do samodzielnego zdobywania szczytów czyniła z niego wybitnego Krukona.
— Kariera warzyciela ogromnie mnie kusi, chociaż ciężko mi się aż tak kierunkować. Musiałbym wtedy nieco zarzucić moją drugą wielką pasję, czyli transmutację. — Głos lekko mu zadrżał, gdy o tym powiedział - bynajmniej nie ze wzruszenia czy strachu, po prostu jego myśli na moment zmącił przebłysk pomysłu. A może by tak pochwalić się tej pięknej dziewczynie, jak ambitne transmutacyjne plany ma Alan? Że dostał już w trakcie wakacji zielone światło na naukę jednej z najtrudniejszych dziedzin magii? Czy wywołałoby to jej podziw, może pożądanie...?
Uspokój się - rozkazał sobie spokojnie w myślach, na moment odrywając wzrok od jasnowłosej Ślizgonki. Dwa wdechy i chęć popisywania się już mu przeszła. — To moje ogromne marzenie - opracować jakiś eliksir, który nie dość, że pomoże dużej ilości ludzi, to na dodatek przyniesie mi zysk. Win-win — powiedział, puszczając do dziewczyny oczko i na moment przeistaczając się z nadętego kujona w łobuzersko wyszczerzonego dzieciaka. — Myślę, że ciężko jest to wytłumaczyć, musiałbym ci pokazać, w których momentach pozwalam się prowadzić intuicji, a kiedy korzystam z surowych instrukcji. Czasami w eliksirach oprócz czystej wiedzy potrzebny jest po prostu łut szczęścia, któremu trochę pomożesz. Mamy skłonności do wyczuwania takich rzeczy, w końcu w naszych żyłach oprócz krwi krąży magia - czasem po prostu się coś czuje, zauważyłaś? Trzeba tylko wiedzieć, kiedy podążyć za instynktem — rzucił, chociaż tak na dobrą sprawę wcale nie musiało mieć to nic wspólnego z byciem magicznym bądź nie. W końcu niektórzy mugole też byli bardziej spostrzegawczy od innych.
|