01-02-2021, 03:08 AM
Arthur Crawford
Data urodzenia
24 grudnia 2003
Dom i klasa w Hogwarcie
Hufflepuff, klasa VI
Status krwi
25%
Status majątkowy
ubogi
Miejsce zamieszkania
Warwick
Orientacja
heteroseksualny
Wizerunek
Ansel Elgort
Freeform
Dorastał w warunkach, które raczej odbiegały od luksusów. Crawfordowie nie byli bogaci, a marna pensja Thomasa, pracującego wówczas w podmiejskim tartaku, nie była w stanie zapewnić im nic więcej ponad możliwość płacenia rachunków i jedzenia owsianki. Caoimhe również pracowała - pisała artykuły do niezbyt popularnego i mało poczytnego pisemka dla dojrzałych czarownic CZARY MARY. Podda ci się nawet Twój stary!, więc można się domyślić, że praca ta nie przynosiła kokosów. Oprócz tego prowadziła jednak dom i utrzymywała w skromnym mieszkanku niemal sterylną czystość, dbając jednocześnie o odpowiednią przytulność i ciepło domowego ogniska. (Mała anegdota: wyrażenie domowe ognisko nabrało dla Crawfordów nowego znaczenia, gdy Arthur odkrył swoje piromańskie zapędy i faktycznie rozpalił ognisko w centralnym punkcie mieszkania.)
Przyzwyczajony do tego, że nie ma wielu zabawek, nie jeździ z rodziną na luksusowe wakacje ani nie otrzymuje drogich prezentów, Arthur nauczył cieszyć się dosłownie wszystkim. Rodzice go kochali, wpajali mu też, że nie musi mieć wiele, by być bogatym i ta dewiza towarzyszy mu do dziś. Budowanie fortów w krzakach, obserwowanie wiewiórek w parku, zbieranie kwiatków do zielnika i jazda na zdezelowanym, kupionym z ósmej chyba ręki rowerze były jednymi z ulubionych zajęć kilkuletniego Arthura. Wokół były głównie mugolskie dzieciaki, ale Arthur poznał również pewną magiczną dziewczynkę, z którą, jak można się spodziewać, skoro o niej wspominam, zaprzyjaźnił się na śmierć i życie. Zresztą przyjaźń z dzieckiem o magicznych zdolnościach była dla niego bardzo ważna; Arthur ze swoimi zdolnościami nie odnajdywał się do końca w mugolskim świecie, a zwłaszcza nie ogarniał technologii. Mieli w domu zarówno czarodziejskie radio jak i zwykły mugolski telewizor, w którym lubił oglądać kreskówki, ale komputery, tablety, smartfony? Jego równieśnicy z czasem zaczęli chodzić z nosem wlepionym w telefon, a on ze swoją całą pasją do budowania domków na drzewie (lub pod drzewem w niesprzyjających okolicznościach), latania po lasach, przytulania roślin i zabawy na świeżym powietrzu w pewnym momencie został niemal sam.
Oprócz zabaw z rówieśnikami - póki jeszcze ktokolwiek wychodził na dwór - Arthur uwielbiał także te wieczory, gdy mama miała czas, by poopowiadać mu o Hogwarcie. Wyobrażał sobie wielokrotnie, do jakiego domu mógłby trafić (zawsze obstawiał Hufflepuff lub Ravenclaw), jak wyglądają lekcje, stresował się ilością prac domowych, które wspominała Caoimhe, ekscytował Zakazanym Lasem i rozległymi przyzamkowymi błoniami... nie mógł się doczekać, aż wreszcie na własne oczy zobaczy te wszystkie tajemnicze korytarze i ukryte komnaty, pozna nauczycieli... No i quidditch! Ach, jakże nie mógł się doczekać, by zobaczyć tę zaciekłą walkę na boisku. Nie miał przecież poza szkołą szans na zobaczenie meczu, bo bilety były bardzo drogie... Odkąd jednak usłyszał od mamy o tym wspaniałym sporcie, zaczął marzyć, by dołączyć do drużyny najszybciej jak się da. Wreszcie nadszedł ten upragniony dzień, w którym Arthur dostał list z Hogwartu. Ta chwila była niemal jak wyjęta ze snu. I później wszystko potoczyło się bardzo szybko, nagle był pierwszy września, nagle minął pierwszy semestr i Arthur wracał do domu na święta, pierwsze egzaminy, wakacje... odkąd chłopiec poszedł do szkoły, czas z jednej strony płynął coraz szybciej, a z drugiej wydawało się, że każda chwila wypełniona jest od początku do końca uczciwą pracą i zasłużoną zabawą, a każda kolejna sekunda trwa nieco dłużej niż przed pójściem do Hogwartu.
W międzyczasie na świat przychodziły kolejne pociechy państwa Crawfordów, a ich sytuacja materialna - przeciwnie do tego, czego można się było spodziewać - ulegała poprawie, głównie za sprawą tego, iż Thomas został uhonorowany przez starego właściciela tartaku. Bezdzietny stary kawaler przekazał mu w testamencie firmę i część skromnych oszczędności w podzięce za wieloletnią, uczciwą pracę. Nie był to jakiś niesamowity zastrzyk, ale pomógł nieco podbudować finanse rodziny. Jednak Crawfordowie nauczyli wszystkie swoje dzieci, że to nie pieniądze są w życiu najważniejsze, a miłość, uczciwość i bycie dobrym dla innych ludzi. Ciężko w to uwierzyć w obecnych czasach, ale Arthur po prostu chciał pielęgnować te same wartości, które wpoili mu rodzice. Zawsze wierzył, że nawet największe chmury można rozgonić uśmiechem, nawet jeśli nie do końca szczerym. I tak uśmiechał się przez kolejne lata, dorastając, grając w quidditcha, zawierając przyjaźnie i doznając rozczarowań, ucząc się, odpoczywając i ciesząc się życiem. Ma pomysł na swoją przyszłość - chciałby zostać profesjonalnym graczem quidditcha, ale jeśli to mu nie wyjdzie... to kto wie! Zostało mu jeszcze trochę czasu na wybór swojej ścieżki, popełnianie kolejnych błędów i uczenie się na nich.
A warto powiedzieć, że Arthur popełnia bardzo dużo błędów. Nie jest jakimś zbuntowanym dzieciakiem, co to to nie - w końcu w zeszłym roku otrzymał plakietkę prefekta i bardzo dobrze wywiązuje się ze swojego zadania. No, na tyle, na ile umożliwia mu to jego ogromna zapominalskość i wieczne bujanie w obłokach. Czasami nagina nieco szkolny regulamin, ale często robi to zupełnie niespecjalnie. No bo przecież owszem, wyszedł o 21:45 na wieczorny spacer, ale to, że się zamyślił i ocknął o 1 w nocy w jakimś zapyziałym lochu to chyba nie jego wina?!
Powierzchowność Arthura może niektórych nieco zwieść - wysoki, barczysty chłop, patrzący na wszystkich z góry - trochę mimowolnie, bo z reguły znacząco wybija się wzrostem na korytarzu. Tymczasem wystarczy, że Arthur otworzy usta, a pierwszym, co uderzy jego rozmówcę jest niesamowita uprzejmość chłopaka. Zawsze grzeczny, miły i skory do pomocy, taktowny i szarmancki w stosunku do płci przeciwnej. Nie ucieka się do jakichś końskich zalotów, podszczypywania, wulgarnych żarcików czy chamskich odzywek, gdy zostanie wzgardzony. Ceni sobie dobre wychowanie - tak u siebie, jak i swoich przyjaciół czy osób, w których towarzystwie po prostu się znalazł, nieważne czy z własnej woli, czy zupełnie przypadkowo. Ma bardzo mocno sprecyzowany kodeks moralny, rzadko waha się gdzieś na granicy własnych zasad. Jego wewnętrzny kompas raczej zawsze wskazuje mu odpowiednią drogę, a zboczenie z niej Arthur traktuje jako zdradę samego siebie i swoich przekonań, wpojonych przecież przez rodziców, którzy są dobrymi, uczciwymi ludźmi.
I tu dochodzimy do kolejnej cechy, która jest dla niego charakterystyczna. Niezwykła uczciwość i chęć bycia fair objawia się nie tylko w nieściąganiu podczas egzaminów czy samodzielnym pisaniu prac zaliczeniowych, ale także w relacjach Arthura. Nie, nie jest szczery do bólu w ten nieprzyjemny, bezmyślny sposób; negatywne komentarze w większości zachowuje dla siebie, ale jeśli uważa, że jego bliska osoba zrobiła coś niestosownego lub szkodliwego, to odpowiednio ubierając to w słowa zawsze wypowie swoje zdanie. Jest wielkim fanem rozmów, zarówno o głupotach, jak i tych poważnych. Lubi dzielić się z ludźmi swoimi marzeniami i nadziejami, lubi też o nich słuchać, a najlepszym remedium na stres czy niepowodzenia jest popołudnie spędzone z przyjacielem właśnie na rozmowie. No i może jedzeniu przy tym ciasteczek. Lub frytek. To szczery, prosty chłopak, któremu tak naprawdę wcale nie trzeba wiele do szczęścia. Ot, dach nad głową, ciepły posiłek i jakaś życzliwa dusza do towarzystwa. Przez to, że zaznał w życiu biedy teraz potrafi doceniać proste rzeczy i przyjemności, które dla kogoś innego mogą być tylko nieważnym i zwyczajnym elementem rzeczywistości. Wierzy, że nie trzeba mieć koneksji, a do zdobycia każdego szczytu oraz po prostu szczęścia i spełnienia wystarczy ciężka, systematyczna i uczciwa praca - chociaż nie zawsze mu się chce ją podejmować.
Jest bardzo lojalny wobec swoich bliskich, nigdy nie zostawiłby kogoś na pastwę losu. O każdą relację mocno się stara, chociaż czasami doznaje przez to sporych rozczarowań, gdy okazuje się, że tylko jemu na danej znajomości czy przyjaźni zależy. Każda taka sytuacja jest dla niego bardzo trudna, bo chłopak szybko przywiązuje się do ludzi i uznaje ich za swoich. Również jego chęć niesienia pomocy bywa źródłem wielu nieprzyjemności, bo są niestety na świecie osoby, które lubią wykorzystywać jego ofiarność i brak podejrzliwości. To również jest warte podkreślenia - Arthur nigdy nie nastawia się negatywnie do nikogo, woli się przekonać na własnej skórze, jak dana osoba będzie zachowywała się w stosunku do niego. Cechą, która mocno utrudnia mu życie jest bez wątpienia nadmierna wrażliwość i miękkie serce. Zawsze jest gotów dać komuś drugą, trzecią, a jak trzeba to i dwudziestą szansę, nawet jeśli przy każdej poprzedniej jego serducho zostało złamane.
I chociaż potrafiłby zaryzykować wiele dla swoich bliskich, nie jest raczej typem bohatera, który pierwszy wejdzie do płonącego budynku. Prawdopodobnie nie wszedłby nawet trzeci, bo bardzo łatwo tchórzy i odpuszcza, jeśli coś wyda mu się niewykonalne. Stara się unikać sytuacji, w których musi podjąć ostateczną decyzję, zupełnie nie jest typem lidera, a kiedy już musi wydobyć z siebie jakieś zdolności przywódcze... kończy się to raczej miernie. Wiecznie zajęty uśmiechaniem się do wszystkich wokół, wąchaniem kwiatków i bujaniem w obłokach bywa kompletnie niezorganizowany, a wtedy nawet jego wrodzona pracowitość nie pomaga, bo nagle jedno zadanie chłopak rozwleka na trzy dni - mimo dobrych chęci (którymi przecież piekło jest wybrukowane)! W momencie, gdy musi wybrać między dwiema złymi opcjami i zdecydować, która jest mimo wszystko lepsza, najchętniej by się wycofał i nie wybierał wcale albo zrzucił tę odpowiedzialność na kogoś innego. Przyparty do muru w jakiejś stresowej sytuacji jest idealnym obiektem do manipulacji, bo uwierzy każdemu we wszystko, jeśli tylko obieca mu się jakieś rozwiązanie.
➤ być może nie pasuje to do całokształtu jego postaci, ale Arthur… pali papierosy (nie tylko), nawet całkiem dużo - uchodzi mu to na sucho przez to, że jego rodzice też są palaczami i nie czują tego charakterystycznego zapachu na jego ubraniach;
➤ jest strasznie zapominalski, dlatego żeby odpowiednio spełniać obowiązki prefekta oraz dawać dobry przykład młodszym uczniom nie rozstaje się ze swoim zniszczonym, sfatygowanym notesem - no chyba, że go zapomni;
➤ ma wadę wzroku i powinien na stałe nosić okulary, w praktyce zakłada je tylko czasami, bo przez większość czasu po prostu go denerwują;
➤ jednym z jego znaków rozpoznawczych jest lewacki nos; w pierwszym meczu quidditcha Arthur dostał tłuczkiem w twarz, a zaaferowana pani Pomfrey nie do końca wyprostowała mu złamany nos, czego chłopak nie zauważył... i tak już mu po prostu zostało;
➤ odkąd trafił do Hogwartu i dowiedział się o quidditchu chciał zostać graczem, a już najbardziej marzył o pozycji szukającego - w drugiej klasie (gdy jeszcze nie miał prawie dwóch metrów wzrostu) poszedł na sprawdziany... i cóż, dostał się do drużyny, w której jest do dzisiaj - jako prawdopodobnie największy szukający w historii, o dziwo jednak jest naprawdę zwinny;
➤ kocha ziemniaki i wszystkie potrawy, w których te cudowne bulwy występują;
➤ przemyca do Hogwartu mugolskie czasopisma science-fiction i nie może uwierzyć, że jego życie jest chwilami bardziej zwariowane od fabuły zamieszczanych w nich opowiadań;
➤ marzy o wielkiej karierze jako zawodnik quidditcha, ale gdyby to mu nie wyszło, i tak chciałby związać swoją przyszłość ze światem magicznym, nie mugolskim; póki co to sport jest jego planem A, a planu B wciąż dokładnie nie opracował, dlatego stara się skupiać na wszystkich (no, prawie wszystkich) przedmiotach i uczyć w miarę dobrze.