Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Komnata Zimowego Snu Wchodząc tutaj czujesz, jak ogarnia cię sen. Nie możesz z nim walczyć, a łóżko stojące w pomieszczeniu zachęca cię, by się na nim położyć i na chwilę zdrzemnąć. Nikt jednak nie powiedział, że spanie tu będzie dobrym pomysłem, bo kiedy tylko zamykasz oczy, temperatura w pokoju zaczyna się obniżać, a ściany pokrywają się lodem. Lepiej, żeby znalazł się ktoś, kto cię obudzi zanim zamarzniesz.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
31 października
Zacznie się chyba przyzwyczajać do tego stanu.
Jeszcze nigdy, żaden rok nie wyglądał tak, jak ten. Minęły zaledwie dwa miesiące (teraz już chyba można było liczyć jako październik już skończony, w końcu to ostatni dzień) i średnio raz na miesiąc Alex się na nią obrażał. Raz, zupełnie przypadkiem, już nawet nie pamiętała za co. Teraz – ponownie. Być może za to samo. Że miała czelność mu się postawić.
Ale przegiął.
Sądziła, że po tym wieczorze spędzonym na dachu coś się zmieni. Była naiwna, sądząc, że nawiązała się między nimi jakaś nić zrozumienia, że poznał ją odrobinę bliżej, jak ona poznała jego. Ona była w stanie dać mu szansę, ale, no nie. No po prostu nie.
Stanięcie w obronie rozumiała. Nawet była zaskoczona, ale doceniła.
Ale kiedy zaczął wyżywać się na tych chłopakach, którzy przypadkiem ją zaczepili i dotknęli, coś w niej pękło. Nie mogła się na to godzić – a Dickman nie chciał się potulnie poddać i położyć po sobie uszu. To nie w stylu Alexa.
Ale mógłby ją, kurwa, zrozumieć.
Zamiast tego kolejny wieczór spędzała sama. Hiroshi dosiadał się do niej na lekcjach, jak zwykle, ale i tak widziała w jego spojrzeniu, że jest zaniepokojony. A Frances i Valerian… ich lepiej, że nie widywała, za bardzo za nimi nie tęskniła.
Najbardziej bolał ją Alex. Ale przecież tego na głos nie przyzna. Nie przyzna też, że czasem, ukradkiem, wiodła za nim spojrzeniem, gdy przechodził w ten swój durny, dumny sposób, jakby władał całą szkołą i cały Hogwart był w stanie chwycić za pysk.
Poza dachem miała jeszcze jedno miejsce, do które chodziła. I chociaż granie tam na pianinie w nocy było durnym pomysłem, to towarzystwo ostatniej flaszki, jaka jej została po ostatnich zakupach Alexa nie było już takie złe. W akompaniamencie ostatniego fajka i jakichś babeczek wykradzionych z kuchni po kolacji. Było już grubo po północy, kiedy alkohol się skończył, jedzenie się skończyło, a jej skończyła się ochota do zapijania samotnie smutków gdzieś w zapyziałej dziurze Hogwartu.
Nie była zbyt trzeźwa, ale wystarczająco kontaktowała, aby wiedzieć, że ma być cicho, bo po szkole kręcą się prefekci i nauczyciele.
Tylko trochę za mocno była przemęczona, bo kiedy wyszła zza rogu korytarza, praktycznie weszła na sylwetkę, której się tutaj nie spodziewała.
Patrząc na Alexa Dickmana od razu wytrzeźwiała.
To chyba pierwszy raz od tygodni, kiedy przez kilka dłuższych sekund mogła patrzeć mu w twarz. Albo jedno albo drugie unikało kontaktu i była pewna, że dzisiejszej nocy będzie dokładnie tak samo.
Powinna coś zrobić? Powiedzieć? Nic z tego, co Dickman chciałby usłyszeć, nie przejdzie jej przez gardło. Zacisnęła wargi w wąską kreskę, gotowa po prostu zrobić krok w bok i go wyminąć, jakby w ogóle jej na drodze nie stanął.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Nie, potulne kładzenie po sobie uszu zdecydowanie nie było w stylu Alexa. Ani nie miał w zwyczaju przepraszać za swoje czyny, bo zawsze miał dobry powód do robienia tego co robił. Nie ważne, że tylko według niego te powód był dobry. Albo właśnie to było najważniejsze...
Od tej dość niespodziewanej rozmowy z Alice na dachu, Alexem targały pewne emocje. Nie poświęcał im za bardzo uwagi i tak jak niektóre lęki po mistrzowsku spychał głęboko w podświadomość, ale tego typu praktyki miały jeden wielki minus - problem wracał i uderzał rykoszetem. I zwykle były to zupełnie nieoczekiwane momenty, więc i odzyskanie kontroli stawało się dodatkowo trudne. A kiedy było się Alexem Dickmanem i nie chciało się odzyskiwać kontroli, bo poddanie się było dużo łatwiejsze...
Wyszło jak zwykle.
Ciche dni z gówniakami nie były dla niego jakoś ponadprzeciętnie nowe, więc z początku nawet zupełnie nie przejął się tym, że Alice go unika. Tak było w sumie łatwiej. Nie zamierzał szukać kontaktu i wyciągać ręki, bo nie czuł się jakby zrobił coś złego. Plus sam fakt, że tak bardzo rozsierdziło go coś, co nie powinno, wzbudzało pewne emocje, do których nie chciał przyznać się przed samym sobą. Przez to chodził też cały czas wkurwiony i właściwie bardzo świadomie przebywał z gangiem mniej. Mieli zaopatrzenie tytoniu i alkoholu, więc mógł dać im trochę przestrzeni, to w sumie dobry trening przed całkowitym straceniem kontaktu, kiedy już skończy szkołę.
Tylko że o dziwo chwilami uderzało to w niego na tyle mocno, że musiał natychmiast rozchodzić, zapić, albo w inny sposób odurzyć umysł, zresetować. Tak właśnie było tej nocy. Normalnie poszedłby na dach, ale trochę obawiał się spotkać tam McIntosh. Zdecydował wyjść w ogóle z zamku i udać się tam, gdzie mógł mieć o tej porze spokój. Oczywiście zabrał ze sobą zapas fajek i skrętów, po czym udał się w zupełnie nie ostrożną drogę w dół, do głównego wyjścia z zamku. Za nic miał patrole, co mu zrobią? Odejmą punkty? W tej chwili i tak większość Gryfonów linczowała byłego obrońcę drużyny, bo za jego wspaniałe zasługi nie tylko stracili 50 punktów, ale i sezon Quidditcha został zawieszony. Alexa to nie interesowało, skwitował prychnięciem.
Bardzo możliwe, że dotarłby do celu bez przeszkód, gdyby nie najmniej oczekiwane i pożądane spotkanie tego dnia. Otóż jak tylko wyszedł zza rogu, zatrzymał się niemal od razu. Całe szczęście nie szedł w pośpiechu, bo z pewnością wtedy doszłoby do zderzenia, ale mógł stanąć w miejscu na czas, zanim Alice zmuszona była wpaść na niego w bardzo niechciany przez żadne z nich sposób.
Zmarszczył brwi w rozeźlonej minie, bo niespodziewanie poczuł rzeczy i nie podobało mu się, że je czuje. Zacisnął szczęki i po prostu wbił spojrzenie w McIntosh. Nie widział sam cy czekał aż się odezwie, czy może zejdzie mu z drogi, ale nie ruszył się, nie wykonał żadnego gestu, a jedynie stał i wbijał w nią bardzo intensywne spojrzenie.
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
31 października 2020 roku miał okazać się dniem ekscytującym i niezwykłym nie tylko ze względu na imprezę Halloweenową i szczęśliwie przypadającą na ten dzień pełnię księżyca. Tego dnia można było spodziewać się dziwnych wydarzeń, głównie napędzanych wyobraźnią młodych adeptów magii. Albo ich lękami...
Nie spodziewający się żadnych nieprzyjemności Alice i Alex, zupełnie nieoczekiwanie usłyszeli coś jakby szelest dobiegający z ciemnego kąta nieopodal. Kiedy spojrzeli w kierunku odgłosu, po chwili zauważyli wyłaniający się, jakby wręcz formujący się z cienia rosnący kształt. Nie minęła nawet sekunda, a kształt przybrał bardzo jasną formę mężczyzny w okolicach czterdziestki, wzbudzając nagły strach w Alice. Nawet jeśli Alice nie zorientowała się, że ma do czynienia z boginem, to towarzyszący jej Alex dodał dwa do dwóch.
SPOTKANIE Z BOGINEM! Wszystkie postacie w wątku mają obowiązek odnieść się do tego spotkania i zastosować odpowiednią mechanikę.
☞ Mechanika spotkania z boginem
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Co może być gorsze od Alexa Dickmana nagle wypełzającego zza rogu?
Alex Dickman, który nie traktuje jej jak powietrze i jeszcze wbija w nią swoje spojrzenie.
Wargi sama zaciskają się, kiedy spogląda na niego z dołu. Bardzo chciałaby teraz poczuć się pijana z powrotem i mieć w dupie fakt, że najmniej oczekiwana osoba i powód, dla którego starała się nie chodzić na dach, właśnie stała przed nią, jak jakieś cholerne fatum.
Na domiar złego nawet jej nie wyminął. Po prostu stał. Stał on – stała ona. On patrzył na nią – ona patrzyła na niego. On nie chciał ustąpić – ona też. Dłonie samoistnie zaciskały się w pięść, nawet jeśli nie miała zamiaru go uderzyć.
Chociaż może powinna.
Szkoda, że wytrzeźwiała, wtedy byłaby to w stanie zrobić. Razem z wykrzyczeniem, że jest kompletnym palantem, ale-
Gdyby nie tamto spotkanie na dachu, nie myślałaby nawet o tym.
Teraz nawet nie myśli, żeby usunąć mu się z drogi. W ustach zmiąć próbuje wszystkie słowa, które powinny paść i kiedy powoli przegrywa tę walkę z samą sobą, słyszy hałas za plecami Dickmana, który ją peszy.
Nauczyciel?
Nie.
Nauczyciel nie byłby nawet w połowie tak straszny, jak widok, który zastała.
Sylwetka człowieka wypełzała zza rogu. Człowieka, od którego miała spokój przez cały rok szkolny, aż do chwili, w której wracała w wakacje. Ale rok przecież dopiero się zaczął, był październik, a poza tym rodzice nigdy nie zjawiali się w Hogwarcie i…
Nie zjawiali się tu również mugole.
— Alice… - słowa cichutkie współgrały z obrzydliwym uśmiechem. Być może sama sobie to wyobraziła, być może ten człowiek nie powiedział ani słowa, a głos wrył się w jej podświadomość, zgadzając z czułym tonem, który zawsze przybierał, kiedy-
Krok niesie ją sam w tył. Gula w gardle nie pozwala oddychać. Nie myśli już, nie ma teraz Alexa, bo ze wszystkich ludzi na świecie, on teraz mieści się w kategorii tych najlepszych.
Nie on. Nie Clyde. Nie on. Nie jego dotyk. Nie jego oddech. Nie jego paskudny uśmiech.
Kroki niosą ją same do tyłu. Zbyt wolno. Zbyt wolno, żeby uciec.
Uciekaj.
Nogę stawia niestabilnie i przekręca ją w kostce boleśnie, ale ignoruje ten ból.
To nie może być on.
Nie ma go tu.
Mimo to dłoń nawet nie drgnie, aby podnieść się do różdżki.
Nie ma go tu.
Ucieczka przed boginem (przyszła, bo jeszcze nie zaczęłam): 2 + 10 + 1 = 13, więc udana
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Istnieje prawdopodobieństwo, że to starcie na nieustępliwe spojrzenia trwałoby niezręcznie długo, gdyby nie szelest dobiegający gdzieś z boku. W normalnych okolicznościach odgłos tego typu raczej nie zwróciłby na siebie zbytniej uwagi, ale wziąwszy pod uwagę godzinę i panującą ogólnie w zamku ciszę, był nieco alarmujący. Alex odwrócił wzrok od Alice może ułamek sekundy później, niż ona to zrobiła, zupełnie jakby jego upór nie pozwalał na zrobienie tego przed nią, niezależnie od potencjalnego "niebezpieczeństwa" pojawiającego się w okolicy.
Spodziewał się patrolu albo Irytka, ale ku jego zaskoczeniu wzrok napotkał zupełnie nieznanego mu mężczyznę, który absolutnie nie mógł być uczniem - był na to po prostu za stary. Ale najbardziej niepokojące w tym wszystkim było to, że najwyraźniej znał Alice, zwrócił się do niej po imieniu, a ton jego głosu nie sugerował przyjaznych zamiarów. Albo raczej paradoksalnie sugerował za bardzo "przyjazne" zamiary. Na dodatek Alex wyczuł podświadomie strach dziewczyny, przesunęła się w peryferyjnym polu widzenia jakby chciała uciekać.
Odruchowo stanął tak, żeby zasłonić sobą koleżankę i nie sięgnął po różdżkę, ale zacisnął dłonie w pięści, gotów do mordobicia - czyli właściwie jego bardzo naturalny stan. Nie zastanawiał się nad ewentualną konsekwencją tego ruchu, ale ten cholerny instynkt nakazujący mu stanąć w obronie jednego z gówniaków wziął górę. Tym bardziej, że była to właśnie Alice, która wywoływała w nim ostatnio bardzo niechciane emocje.
Nie podejrzewał tego, co stało się dosłownie sekundę po tym, kiedy stanął pomiędzy nieznajomym i dziewczyną. Postać zawirowała i zniknęła. A przynajmniej tak pomyślał w pierwszej sekundzie, dopóki umysł nie zrozumiał tego co widzi. Mianowicie teraz na podłodze leżał tobołek zakrwawionego prześcieradła, zawinięty niedbale, poruszający się lekko, jakby coś było w nim uwięzione. Z jakiegoś powodu wywołało w to Alexie nieopisany strach. A to z kolei prowadziło to wściekłości, bo co jak co, ale Alex Dickman nie znosił się bać, słabości frustrowały go wręcz niezdrowo.
Bezwiednie postąpił krok w tył, nie rozumiejąc z początku co się działo, dlaczego mężczyzna zniknął i jego miejsce zajęło ruszające się zawiniątko. Dopiero po może kolejnej sekundzie coś gdzieś zaświtało, przypomniał sobie jedną z lekcji, na której poruszali właśnie kwestię strachu. Bogin. To musiał być bogin, bo co innego zmieniłoby kształt i na dodatek przybierało formy, które przestraszyły najpierw Alice, a następnie jego? Problem polegał na tym, że tego stworzenia Alex nie mógł obić po mordzie, a Riddikulusa nie znał, jedynym co mógł zrobić, to... uciec.
- Alice... - Nie odrywając spojrzenia od bogina i wciąż stojąc pomiędzy nim i Alice, odezwał się do dziewczyny pierwszy raz od... dłuższego czasu. - Znasz Riddikulusa? - Nie do końca chcąc to robić, podążył dwa niewielkie kroki w tył.
Kostka: 1
Refleks: 15
Suma: 1 + 15 + 1 (Alice) = 17
Obrażenia: n/d
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Osłonięcie przez Alexa było ostatnim, co spodziewała się zobaczyć.
Przez chwilę widzi jedynie jego plecy – tych kilka sekund wystarcza, aby zaczęło do niej docierać, co właściwie się teraz dzieje.
Clyde z jakiegoś powodu jest w Hogwarcie. Myślała, że Hogwart dla osób takich jak on widnieje jako zwyczajna ruina i nie są w stanie do niego wejść. Alex stoi przed nią – nie dość, że go zobaczył, to jeszcze próbował ją osłonić przed tym, co mogłoby się stać.
Alex, z którym się pokłóciła i który znów miał na nią wyjebane przez ostatnie dni.
Teraz stoi przed nią, tak, jak stał pomiędzy chłopakami, którzy dotknęli ją w Hogsmeade.
Jemu też będzie chciał przyłożyć?
Wtedy nie próbowałaby wejść pomiędzy nich.
Ale…
Wychylając się nieznacznie w bok, dostrzega, że Clyde’a już nie ma. To, co leży przed Alexem, to małe, szamocące się w środku zawiniątko, które powoduje, że i on cofa się o parę kroków. Nie widziała dotąd, aby cokolwiek było w stanie ruszyć Alexa, stąd na jej czole powstaje znacząca zmarszczka. Trzymający ją strach paraliżuje łączenie kropek i dochodzenie do odpowiednich konkluzji, aż do momentu-
Znasz Riddikulusa?
To bogin.
Nigdy nie była w stanie zmierzyć się z boginem.
Clyde zawsze wyglądał dokładnie tak samo przerażająco. Na żywo, jak i w formie tego, co przybierał bogin.
— Nie. – Głos jest zachrypły i wciąż jeszcze drżący. Nie rozumie tego, co ma przed sobą Alex, ale nie ocenia. Być może wciąż za mocno trzyma ją szok. – Spieprzamy.
Krótkie rozporządzenie. Krótki chwyt za nadgarstek – zupełnie niekontrolowany. Chwyt wyślizgnął się szybko, przypominając bardziej muśnięcie dłoni, kiedy Alice zrobiła dokładny w tył zwrot.
Było późno, nie powinno ich tu być, a za nimi był bogin.
Nie będą w stanie wrócić szybko to wieży Gryffindoru, więc-
Więc w panice naciska pierwszą lepszą klamkę, która nie stawia oporu. Z bijącym sercem wbiega do środka, obracając się za siebie dopiero teraz. Dopiero teraz, w oddaleniu od niebezpieczeństwa i strachu, sprawdzała, czy Alex był za nią.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Może to wyraźne plamy krwi na białym prześcieradle, a może uwięzione w materiale, szamoczące się coś aż tak uderzyło Alexa. Gdzieś w głębi podświadomości przeczuwał co to jest i dlaczego to widzi, ale świadomy umysł w tej chwili nie dopuszczał do siebie tych informacji, były zbyt... cóż, traumatyczne. Bolesne. Przerażające. Może później zastanowi się nad tym. W ciszy i samotności, z butelką alkoholu w dłoni i skrętem w ustach, marznąc na dachu i wbijając niewidzące spojrzenie w pochmurne nocne niebo nad Szkocją.
Nie trzeba mu było powtarzać, wcale nie zamierzał zostawać tu twarzą w twarz z boginem. Poczuł przebiegający przez ciało impuls elektryczny, kiedy nieoczekiwanie poczuł na nadgarstku palce Alice. Nawet jeśli było to dosłownie na sekundę i zaledwie muśnięcie, wywołało dziwną reakcję mięśni i wzmogło potrzebę upewnienia się, że nic jej się nie stanie. Dlatego odwrócił wzrok od zjawy dopiero, kiedy usłyszał dwa kroki dziewczyny. Wykonał w tył zwrot i biegiem ruszył tam, gdzie poprowadziła McIntosh.
Nie zastanawiał się ani nie oceniał jej wyboru wpadnięcia do pierwszego lepszego pomieszczenia, był tuż za nią i z refleksem godnym podziwu, zatrzasnął za sobą drzwi i oparł się o nie plecami, oddychając głęboko zdecydowanie nie z powodu króciutkiego sprintu. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby posłużyć za blokadę. Niby bogin drzwi by sobie nie otworzył, może mógłby nawet przejsćprzez szczelinę przy podłodze, ale umysł Alexa zupełnie o tym nie myślał, jego instynkty nakazywały fizyczne zablokowanie wejścia.
Zauważył osobliwy wystrój pomieszczenia, ale nie chciał nawet poświęcać uwagi słoniowi w pokoju - łóżko stało niewinnie na środku, jakby takie wolno stojące łóżka w Hogwarcie były czymś normalnym. Zauważył krzesło przy biurku i to po nie niemalże skoczył, przytargał je do drzwi i tak postawił, żeby uniemożliwić otwarcie klamki. Upewnił się, że konstrukcja jest dobrze ustawiona. W tym momencie też przypomniało mu się, że może użyć zaklęcia, to będzie niczym dodatkowa ochrona. Wyciągnął różdżkę i celując w klamkę, mruknął stanowczo
- Colloportus - Ciężko powiedzieć, czy zadziałało. Coś jakby zassało i poczuł się nieco pewniej, ale nie chciał sprawdzać tego fizycznie. Dopiero kiedy drzwi zostały zabezpieczone, spojrzał w kierunku Alice kontrolnie, samemu będąc nadal poruszonym tym, co przed chwilą widział.
- Nic ci nie jest? - Pytanie "czy wszystko w porządku" wydało mu się dziwnie niewłaściwe w tej sytuacji, bo jasnym było, że nie było w porządku.
Colloportus: 5
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Trzask drzwi powiedział jej sam za siebie – ona ich nie zamknęła, za nią wpadł Alex i całym sobą zablokował je, aby nikt się nie przedostał. Alice obróciła się w jego stronę, lecz nie po to, aby naśmiewać się z przestraszonej postury ciała. Nie. Jeszcze do niej nie dotarło, że nie tylko ona się tutaj bała tak naprawdę. Wszystko, co wyrażał jej wzrok, to obawa oraz nadzieja na to, że Alex będzie wystarczającą przeszkodą na drodze tego… czegoś. Bogina. Cokolwiek to było.
To nie był on. Nie ma go tu. Nie było go tu i nigdy go tu nie będzie.
Jesteś bezpieczna.
Nie potrafiła uwierzyć sama sobie, ledwie przełykając ślinę. Przyspieszony oddech jeszcze odzywał się i wyrywał z jej ust. Mijały chwile, podczas których Alex zdążył zablokować drzwi – krzesłem a potem zaklęciem – i dopiero wtedy odetchnęła.
Byli tutaj sami, nic im nie zagrażało.
Całe napięcie powoli ulatywało z jej ciała. Chwila na oddech – chwila na odejście. Nie zwraca uwagi na wystrój komnaty, miała być tylko tymczasową kryjówką i tak. Nie wadzi jej nawet łóżko pośrodku całej komnaty, do którego podchodzi i na moment przysiada, tuż przed tym, zanim przypomni sobie, że jest to łóżko, a ona przed chwilą widziała personę, z którą-
Wstaje z powrotem jak poparzona i podchodzi do ściany. Wcale nie jest jej do śmiechu.
Jeśli przed chwilą była wstawiona, teraz wytrzeźwiała całkowicie.
Podnosi wzrok na Alexa, który dzisiaj zachowuje się tak bardzo nienormalnie, że nawet nie potrafi zwrócić na to uwagi.
Raz, że się do tej pory do niej nie odzywał.
Dwa, że zobaczył… go.
Trzy, że ona zobaczyła… coś, cokolwiek to było.
Cztery, że uciekli razem, a on barykadował drzwi do komnaty.
I pięć, że pytał, czy nic jej nie jest.
Kręci tylko głową, bo szok nie pozwala jeszcze jej mówić.
Opiera się plecami o ścianę. Potrzebuje jeszcze kilka chwil, podczas których uspokoi oddech i poukłada sobie fakty. Na przykład:
— Co, do chuja, tam robił bogin?
To był bogin. Alex tak twierdził przynajmniej. Nie potrafiła się nawet zdziwić, że bogin przyjąłby postać największego koszmaru jej życia, ale…
Nie chciała go widzieć.
A teraz zobaczył go również Alex.
Kurwa.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Odetchnął ciężko, opierając się wciąż częściowo o zabarykadowane drzwi. Serce waliło mu mocno w piersi, a dłonie lekko drżały, mimo że starał się to ukryć i nie okazywać tego, jak bardzo go to wszystko poruszyło. W tym momencie, cała jego twarda postawa mogła wydawać się fasadą, ale nie w jego stylu było okazywanie jakiejkolwiek słabości.
Przez chwilę milczał, próbując opanować myśli, które kłębiły się w jego głowie. Bogin. Wiedział, że postać, jaką zobaczyła Alice przeraziła ją do szpiku kości, a on sam... widział coś, co przypomniało mu wszystkie jego lęki. Wściekł się na samego siebie, że czuł jak ten strach zaciska się na klatce piersiowej niczym stalowa, zimna pięść i utrudnia oddychanie. Przecież nie bał się niczego! Przecież nie na tym polegała jego rola w tym cholernym świecie!
- Kurwa, nie wiem. Ale już chyba nic mnie w tej szkole nie zaskoczy. - Jego głos był głębszy niż zazwyczaj, jakby chciał ukryć w nim drżenie. - Z chęcią nigdy więcej nie spotkam żadnego bogina. - Burknął, przecierając twarz dłońmi.
Zauważył, jak Alice przysiadła na łóżku tylko po to, by zaraz poderwać się z niego jak oparzona. Widać po niej było przerażenie i niepokój, ale nie zamierzał naciskać ani dopytywać - jeśli chciała mówić, zrobi to sama. Choć szczerze nie podejrzewał żeby chciała mu się zwierzać, bo i niby dlaczego? To, że mieli moment na dachu nie znaczy, że teraz nagle mieliby się przed sobą otwierać.
Milczał przez kilka długich sekund, aż o dziwo nie zniósł ciszy i aż buzującej od nerwów atmosfery.
- Nie wejdzie tu. - Brzmiał, jakby chciał przekonać sam siebie, chociaż w jego głosie słychać było nutę niepewności. Próbował zapanować nad sytuacją, udając, że ma wszystko pod kontrolą. Tak jak zawsze. Tylko że tym razem z jakiegoś powodu czuł się nieznośnie mocno... bezsilny. Nienawidził czuć się bezsilny.
Odbił się od drzwi i podszedł bliżej Alice. Z bliska mógł dostrzec jej zaciśnięte pięści i oddech, który wciąż był przyspieszony. Oboje potrzebowali chwili, żeby dojść do siebie po tym, co się stało.
- Oddychaj, McIntosh, nie ma go tutaj. - Poza wściekłością spowodowana poczuciem lęku i bezsilności, czuł również silną potrzebę zapewnienia Alice bezpieczeństwa. Jakby w tej chwili to było znacznie ważniejsze niż jego własne bezpieczeństwo. Pogrzebał po kieszeniach, aż wydobył z jednej z nich paczkę fajek i otwartą wyciągnął w stronę dziewczyny. Może papieros ją uspokoi. Albo skręt, cokolwiek by wolała.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Obu im napędził stracha.
Nie, żeby Alice była jakąś specjalistką z dziedziny psychologii i teraz wiedziała już wszystko o Alexie, ale słyszała, że jego głos jest inny. Głębszy. Dlaczego? Chuj jeden wiedział, przyjrzała mu się tylko przez chwilę, nim odwróciła wzrok. Nie mogła jakoś znieść myśli, że on też mógł zobaczyć cały jej problem. Udawało jej się go ukrywać przez kilka lat, aż teraz wpadł na nich durny bogin i przyjął formę…
Szkoda, że już wytrzeźwiała.
Szkoda, że nie ma tutaj żadnej więcej flaszki.
Odpowiedziałaby ja też, ale ona spotyka swojego bogina za każdym razem, kiedy wraca do domu na wakacje. Ona też by go nigdy więcej nie spotkała. Ale matka nie chce go pogonić. A ona nie ma gdzie pójść. Nie może nic zrobić.
No i Tim. Nie może go zostawić.
Mając piętnaście lat nie utrzyma młodszego brata. O czym w ogóle myślała – jedyne, co by się stało, to opieka społeczna zabrałaby ją i Tima do sierocińca. Jego pewnie by nawet adoptowali, ona by tam została. Rozłączyliby ich.
Jakie to wszystko jest posrane.
Nie wejdzie tu.
Podnosi wzrok ponownie na Alexa i nie wie, czy jest zła czy nie. Powinna być, nie miał zobaczyć tego, co zobaczył, ale sam wyglądał na tak samo przestraszonego, mimo że starał się z tym walczyć. Nie jej oceniać. Chociaż mogłaby przysiąc, że to jeden z tych powodów, dla których nie ma chęci wydrzeć się na niego wiem, albo odpierdol się, żeby dał jej spokój i nie traktował jej jak dziecko.
— Sam oddychaj – odpowiada mu zamiast tego i wyciąga papierosa z paczki, jeszcze zanim zdąży zmienić zdanie i nakrzyczeć na nią, że mu pyskuje.
Nie pyskowała. Sam powinien się też uspokoić.
Ale raczej wątpi, że sam papieros załatwiłby sprawę.
Wzdycha głęboko i przeczesuje nerwowo dłonią blond kudły. Właściwie sama by sięgnęła chętniej po coś mocniejszego niż zwykły papieros.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Obserwował Alice, jak z nieco bardziej typową dla niej pewnością sięgnęła po papierosa, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Jej słowa, „sam oddychaj” brzmiały ostro, ale czuł, że to nie była zwykła odpowiedź, pyskówka.
Wciągnął powietrze, jakby nie do końca świadomie próbując zrobić to, co powiedziała – oddychać.
„Nie pyskowała” pomyślał, zauważając jak nerwowo przeczesuje włosy. Była zdenerwowana, jak i on. Może nawet bardziej, bo to co zobaczyła, musiało być gorsze niż mu się wydawało. Zresztą, oboje widzieli coś, co przerastało ich codzienne problemy.
W rzeczywistości to, co zobaczył, uderzyło w niego mocniej niż chciał przyznać. Bogin wydobył na wierzch wszystko, czego zawsze starał się unikać, całą jego samotność i lęk przed byciem opuszczonym. Cały rdzeń jego skurwysyństwa i dupkowatości, agresji i niepokorności.
Spojrzał na nią z uwagą, jakby czekając, czy powie coś więcej, ale nie nalegał. Mugolską zapalniczką odpaliła jej papierosa, następnie swojego i odwrócił się, żeby podejść do łóżka. Usiadł na jego brzegu i paląc nerwowo, wyłuskał z kieszeni drugą paczkę, w której znajdował się co prawda tylko jeden skręt, ale też i materiały do przygotowania kolejnych. I na tym chwilowo się skupił, co pomogło uspokoić drżenie rąk. Bo co, jak co, ale nie chciałby porozsypywać zielska, to byłoby marnotrawstwo.
Skręcił cztery jointy, zanim skończył też dopalać bez przerwy trzymanego w ustach papierosa, nie przejmując się popiołem opadającym samoistnie kiedy uginał się i łamał pod swoim ciężarem. W końcu rzucił peta na podłogę, zadeptał i wyciągnął dwa skręty w stronę Alice.
- Masz. - Dobrze wiedział, że tego potrzebowała, bo jeśli była choć trochę taka jak on, to nikotyna jej nie wystarczyła.
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
Alex się na nią nie wydarł.
Alex się na nią nie wydarł… chociaż za mniejsze pyskówki i mniej poważne teksty dostawało się im wszystkim od niego po uszach. Teraz się nie odzywał, po prostu robiąc skręta. Tak po prostu przełknął to sam się uspokój i przeszedł do porządku dziennego.
Chociaż wystarczyło się tylko baczniej przyjrzeć, co sama zresztą zrobiła, sam był sobie winny, tym nietypowym dla siebie zachowaniem, żeby dostrzec to lekkie drżenie rąk pomiędzy sekwencjami skręcania zioła.
Odpuść mu.
Zamyka oczy. Bierze głęboki wdech. A potem powoli, powoli wypuszcza powietrze.
Gryzła go, bo zobaczył to, czego nie powinien. Zobaczył powód, dla którego nie pozwalała się dotykać i dla którego stawiała wokół mury. Ale on wcale nie nalegał, nie dopytywał. Nie pytała też ona. Miała takie samo prawo do jego życia, jak i on do jej – żadne.
A jednak, jeszcze przed chwilą, kiedy biegli przez korytarz, złapała go za rękę, ciągnąc za sobą. Nie życzyła mu. Ale równie dobrze mogła po prostu powiedzieć.
A on nie musiał zatrzaskiwać drzwi i barykadować dodatkowo sobą.
Pojebane.
Kiedy otwiera oczy, wyciągnięte są w jej stronę skręty. I chociaż waha się jeszcze przez chwilę, depcze peta, po czym mamrocze jebać, odbija się od ściany i podchodzi w stronę łóżka, na którym już siedział Alex. Alice nie siada obok, ale zabiera skręta i staje sobie obok, z częściowo skrzyżowanymi ramionami.
— Nie musiałeś tego robić, wiesz.
Do takiej konkluzji doszła po krótkim bilansie tego, co się stało. Alex był w końcu na nią wkurwiony, a teraz zachowywał się, jakby nie…
W skrócie – tak. To było pojebane.
Nie musiał jej chronić.
Ale, mimo wszystko, było jej jakby trochę… bardziej miło.
Nawet jeśli chyba zaczynała gubić się w tej relacji. Dawno już nie wypadała tak co trochę z jego łask jak w tym roku.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
|