Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Ruiny klasztoru Muckross Abbey, Park Narodowy Killarney
Ruiny klasztoru Franciszkanów znajdujące się w Parku Narodowym Killarney. Obecnie opuszczony budynek opactwa jest w znaczniej części pozbawiony dachu, poza tym jednak dość dobrze zachowany. Wewnątrz murów znajduje się dziedziniec z rosnącym tam olbrzymim drzewem cisowym, którego wiek szacuje się na około dwa i pół tysiąca lat. Na pobliskim cmentarzu zachowały się nagrobki kilku poetów irlandzkich z mieszkających tu niegdyś klanów.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
18 sierpnia 2020, ~19:45 - na godzinę przed zachodem słońca
Nawet jeśli wakacje coraz szybciej dobiegały końca i każdy młody adept magii powinien coraz coraz poważniej myśleć o zbliżającym się roku szkolnym, to nadal pozostawały dwa tygodnie sierpnia, które można było wykorzystać w pełni. Tak z pewnością robiła cała rodzina Kingsley i mieli ku temu nawet świetną wymówkę! Tadhg - młodszy syn Oonah i Jeremiaha - miał za dwa dni dawać koncert w rodzinnym pubie Tipsy Pixie, więc oczywiście musieli pojawić się wszyscy członkowie rodziny i nikomu nawet nie przeszło przez myśl, żeby narzekać. Doskonały powód, żeby wziąć sobie kilka dni urlopu i odwiedzić O'Donovanów, z którymi i tak widywali się nieprzyzwoicie często - tak to już jest wśród dużych rodzin, które uwielbiają spędzać ze sobą czas. April pod tym względem ani trochę nie różniła się od swoich rodziców, braci, ciotek, wujków, kuzynostwa, tym bardziej że mogła w ten sposób spędzić kilka dni niemalże sama z Saoirse - w szkole niestety nie miały takiej możliwości. Praktycznie wychowały się razem i wiedziały o sobie dosłownie wszystko, więc Ape od zawsze czuje się przy kuzynce zupełnie swobodnie, nawet kiedy odpowiada Vatesowi na jego komentarze.
Wszyscy Kingsley'owie i dwie ciotki Hughes teleportowali się w pobliże domu O'Donovanów w niedzielę szesnastego sierpnia, ale dzisiaj - osiemnastego sierpnia - pogoda w końcu zachęciła do wyjścia na dłuższy spacer. Wciąż było troszkę pochmurnie (welcome to Ireland), ale nie padało i co chwilę słoneczko ładnie świeciło. April i Sao nie trzeba było z domu wyganiać, bo same wybrały się na spacer i przy okazji małą sesję zdjęciową w ruinach klasztoru znajdującego się nieopodal domu. Na miejsce dotarły o takiej porze, że jeszcze przed nimi była godzina do zachodu słońca.
- Wow, jak to się stało, że nigdy wcześniej tu nie byłam? Tyle razy cię odwiedzałam! - Zachwycona opuszczonym budynkiem Ape rozejrzała się po okolicznym cmentarzu. W jej głosie nie było żadnej pretensji ani nic z tych rzeczy, po prostu wyraziła zaskoczenie, że tak niezwykłe miejsce znajdowało się niemalże rzut beretem i wcześniej tu nie dotarła. - Dla takich miejsc mogłabym poważnie rozważyć karierę profesjonalnej modelki. - Pokiwała z uznaniem głową, jakby zgadzała się z jakimiś wątpliwościami co do swojej przyszłości. Mogłaby z powodzeniem pójść w ślady mamy, ale jakoś z oczywistych powodów nie widziała siebie, jako osoby publicznej.
Po jeszcze kilku sekundach przyglądania się ścianom pokrytym mchem, przeniosła spojrzenie na Sao.
- Przyznaj się, ile czasu w te wakacje tu spędziłaś? - Rzuciła to żartobliwym tonem, nawet na koniec chichocząc krótko pod nosem.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Wizyty kogoś z rodziny były niemalże codziennością, albo przynajmniej ewentualnością, na którą należało być przygotowanym na co dzień. Oczywiście nikt nie miał z tym najmniejszego problemu. Nie był to typ rodziny, która czuła potrzebę przygotować się szczególnie na każdą najdrobniejszą wizytę. Nie czuli potrzeby urządzać nadprogramowego sprzątania, czy też strojenia się tylko po to, żeby ktoś nie pomyślał o nich czegoś złego. Byli pod tym względem niesamowicie normalni - a może właśnie wręcz przeciwnie, patrząc na zachowanie niektórych.
Saoirse w szczególności ucieszyła się na tę wizytę. W końcu miała szansę spędzić trochę czasu ze swoją ulubioną kuzynką! Co z tego, że w teorii miała ją też na co dzień w Hogwarcie. Teraz miały spędzić czas na spokojnie, jeszcze przed rokiem szkolnym i licznymi bodźcami, które jak zwykle miały strasznie rozpraszać Puchonkę. Teraz jednak mogła skupić się niemal całkowicie na towarzystwie April. Niemal, bo przecież i tak miała szanse gubić wątek podczas rozmowy, czy też za bardzo się zagapić... Zwłaszcza dzisiaj, kiedy zdecydowały się na spacer w bardzo urokliwe miejsce! I fakt iż Saoirse znała je doskonale, nic a nic nie zmieniał. Za każdym razem była bowiem równie zainteresowana każdym zakątkiem. Była też przekonana, że April podzieli jej zdanie w tym temacie, choć sądziła, że mogła już tu kiedyś być.
Gdy tylko usłyszała komentarz, obróciła się ku niej unosząc lekko brwi. Następnie ponownie rozejrzała się po otoczeniu, zastanawiając się chwilę, starając się przypomnieć sobie, czy aby na pewno nigdy nie były tu wspólnie... I zdawało się, że właśnie tak było.
- Och. No, może faktycznie... - mruknęła najpierw bardziej do siebie. - Znaczy, jasne, może ja cię tu nie zabierałam i może nie byłaś tu osobiście, ale dziadek na pewno coś ci wspominał. O tym miejscu, tak ogólnie. Może tylko był to taki wiesz, wyjątkowo długi monolog.
Bo przecież ich wspólny pradziadek miał tendencję do zapominania, że nie każdy członek jego rodziny ma wieczność na wysłuchanie jego historii... Nie to żeby nie były ciekawe! Tylko bądźmy szczerzy, ile można tego słuchać? Nie wspominając już o tym, że samą Saoirse musiał co chwilę upominać, by skupić na sobie jej uwagę.
Po chwili ponownie się odwróciła, by sfotografować ruiny. W końcu zdjęć April akurat nie będzie przesyłać koledze, a coś musiała! To znaczy, absolutnie nie musiała i nie wiedziała, czy każde z wysyłanych listownie zdjęć dla Romilly'ego nie ląduje w koszu, ale wiedziała, że sama byłaby zadowolona z takich prezentów, z kolei chłopakowi zdecydowanie brakowało trochę szczęścia w życiu. Nie kosztowało ją to wiele, a szczerze go lubiła - warto było podjąć taką próbę.
Zaraz uśmiechnęła się na kolejny komentarz kuzynki, przekrzywiła lekko głowę i zmierzyła ją wzrokiem.
- Mogłabyś. Ogólnie mogłabyś - odparła luźno, szczerze nie widząc najmniejszych przeciwskazań.
Oczywiście musiałoby to być coś, co April faktycznie chciałaby robić, ale poza tym nie było przecież żadnych problemów.
Zaraz uniosła aparat, wiszący do tej pory na jej szyi, udając chwilę, że jedynie sprawdza ostrość i w końcu zwróciła obiektyw ku dziewczynie, by zrobić jej niezapowiedziane zdjęcie. W końcu takie były najlepsze! Uśmiechnęła się niemal triumfalnie.
Kolejne pytanie z kolei zdawało się wyrwać ją z jej własnego świata, kiedy to odpłynęła patrząc na mury klasztoru.
- Co? No niewiele. Że w tym roku? - dopytała dla pewności, jedynie wskazując tym samym na to, że nie słuchała dość uważnie. - Właściwie wcale chyba, dlatego chciałam parę nowych zdjęć, bo większość pogubiłam, a chciałam też je przesłać, bo to przecież zajebiste miejsce, tak?
Mówiła komu właściwie tak uparcie przesyła zdjęcia? Cóż, zdawało jej się, że zdążyła coś wspomnieć, ale może była to tylko jedna z tych wyimaginowanych rozmów, kiedy myśli się, że należy komuś przekazać daną informację?
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
W żaden sposób nie miała Sao za złe, że wcześniej nie pokazała jej tak wyjątkowego miejsca znajdującego się aż tak blisko jej domu. Co najwyżej zaskoczyło ją to, bo odwiedziły tyle niezwykłych miejsc rodzinnie, że aż dziw tak bliski klejnot zobaczyć dopiero teraz. A może to i lepiej, bo w ten sposób dzisiaj mogła zachwycać się wspaniałością zupełnie do tej pory nieznaną?
Zastanowiła się przez moment, czy może faktycznie gdzieś w pamięci tkwi jej jakiś wyjątkowo długi monolog dziadka, który mógł zawierać informacje o tym miejscu, ale z przykrością musiała przyznać, że większości tych monologów nie pamięta. To nie tak, że duch przodka przynudzał! Po prostu April czasem bardzo ciężko było skupić się na jego rozbudowanej i szczegółowej wypowiedzi z przeróżnych powodów.
- Może akurat go nie słuchałam... - Z rozbawieniem przewróciła oczami, akcentując słowo "może" dokładnie w taki sam sposób jak kuzynka. Z pewnością Saoirse była w stanie zrozumieć wędrówki umysłu, kiedy dziadkowi włączał się gawędziarz.
Postąpiła kilka kroków w kierunku najbliższego nagrobka, z czystej ciekawości chcąc sprawdzić, czy czas nie zatarł nazwiska i dat. W międzyczasie również rzuciła Sao przelotne spojrzenie, zanim nieco skrępowana zarumieniła się i odwróciła spojrzenie. To miłe, że kuzynka uważała jakoby April faktycznie ze spokojem mogła pójść w modeling, w takich chwilach i z takim wsparciem przychodzącym drugiej osobie z naturalnością, czuła się całkowicie normalną nastolatką.
Tylko że nie jesteś normalną nastolatką, April. Jesteś inna i dobrze o tym wiesz. Masz mnie, a ja się nigdzie nie wybieram!
Odwróciła się na pięcie, po czym odeszła od przed chwilą oglądanego nagrobka. Nie chciała, żeby jej "przyjaciel" jakkolwiek zepsuł magię tego miejsca, a skoro nonszalancko rozsiadł się na płycie nagrobnej niejakiego Ralpha Sullivana, to najbardziej prawidłowym było go zignorować.
Zaskoczyło ją nagłe znajome kliknięcie aparatu, kiedy to Sao cyknęła niezapowiedzianą fotkę, z pewnością łapiąc April w momencie zdeterminowanego zamyślenia, jak oddalała się od tylko dla niej widocznego Vatesa wygrzewającego się w promieniach słońca. Widząc triumfalną minę dziewczyny, pokręciła nieznacznie głową, jednocześnie pozwalając, żeby pod wpływem uśmiechu policzki spęczniały odrobinę. Zaraz jednak uniosła jedną brew nieco pytająco, słysząc o wysyłaniu zdjęć. Tak, zdecydowanie kuzynka wspominała, że wysyła zdjęcia koledze. Z imienia też go wspomniała i choć Ape wiedziała o kogo chodzi, to nie miała raczej zbyt wiele do powiedzenia na temat chłopaka, bo go praktycznie nie znała. Jedyne co wiedziała o nim na pewno, to że raczej stroni od towarzystwa innych.
- Wysłać do Romilly'ego? Odpowiedział ci kiedyś na jakieś wysłane zdjęcia? Mógłby już sobie z nich album zrobić, a to nie miło nie podziękować za dzielenie się cudownymi miejscami. - Nie mówiła tego złośliwie, ot, obserwacja i zwyczajne pytanie. Nic do chłopaka nie miała, bo nie miała nawet okazji wyrobić sobie o nim konkretnego zdania. - Możemy zrobić sobie zdjęcie razem, jeśli chcesz mu wysłać coś więcej niż wiekowe ściany i omszałe nagrobki. No wiesz, odmłodzić scenerię, tchnąć trochę życia... - Wzruszyła lekko ramieniem, drugą ręką wskazując na urokliwą okolicę. Poza nimi dwiema w tej chwili nie było tu ani żywej duszy. No, może nie licząc ptaków.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Cóż, kto jak kto, ale akurat Saoirse nie mogła winić nikogo za nieuważne słuchania. Tym bardziej, kiedy w grę wchodziły osoby, które zdawały się nie dostrzegać, że ich monologi zdają się zachodzić za daleko, czy raczej, że w ogóle dawno temu przestały być dialogiem... Sama była winna rozpraszania się podczas opowieści dziadka. Niektóre były bardzo ciekawe! Ale jak na scenie występował jakiś zespół, czy nawet solista, dookoła było pełno znajomych twarzy, wszyscy prowadzili jednocześnie mnóstwo rozmów, część tańczyła i... Doprawdy, dziadek mógł wybrać sobie inne miejsce, w którym miałby osiąść, jeśli tylko chciał stuprocentową uwagę! Chociaż zdawał się pogodzić już z szczególnie krótkim skupieniem samej Saoirse. Nie oznaczało to, że nie zwracał jej każdorazowo uwagi za to, jak ostatnim razem porzuciła go w trakcie "rozmowy". Niemniej jednak chyba zrozumiał nieco po tym, jak poznał historię o tym, jak jeszcze 11-letnia dziewczynka wyszła z zajęć historii magii tylko i wyłącznie dlatego, że coś ciekawego wydarzyło się za oknem. Właściwie do tej pory była to jedna z historii, która przewijała się co pewien czas w gronie rodzinnym i choć ona sama nie lubiła, gdy o tym wspominali, udawała że to nic takiego. Inna sprawa, że nienawidziła tego w sobie i naprawdę nie chciała zrobić niczego nie tak!
- No, to pewnie jeszcze kiedyś usłyszysz - odparła z uśmiechem. - A już na pewno, jeśli wspomnisz, że tu byłyśmy. I że nie było cię tu wcześniej... Właściwie mogę mu wspomnieć, będziesz miała wieczór z głowy.
Zaraz potem kuzynka zajęła się oglądaniem nagrobków i niestety nie wspomniała nic o złośliwym komentarzu swojego stałego towarzysza... A szkoda, Saoirse chętnie powiedziałaby mu, co o tym myśli! Albo rzuciłaby jakimś przekleństwem, pokazałaby mu język, środkowy palec, albo co najmniej zrobiłaby to wszystko w kierunku jakiejś niewinnej skałki parę metrów od niewidocznego dla niej psuja wszelkich miłych chwil!
Zaraz na pytanie April pokiwała głową, jeszcze nim ta skończyła mówić. Często tak miała i chwała jej, że tylko nie wcięła się kuzynce w słowo, jak to też miała w zwyczaju!
- To znaczy? No bo piszemy czasem, to nie tak, że zasypuję go tym wszystkim tak po prostu, a on zaraz na peronie, równo pierwszego września, mnie opierdoli, że go prześladuję, czy coś i wymyśli jakiś zakaz zbliżania się. Tylko że też jakoś nie widzę go zajmującego się albumem, jakby też nie mam złudzeń, ale ja te zdjęcia i tak prędzej czy później gubię... No, część z nich. I nie wszystkie są dobre.
Zmarszczyła lekko brwi i zamilkła na chwilę w zastanowieniu.
- No i się wydało, że ślę mu jakieś niewypały - dodała siląc się na ponury ton, patrząc w dal niemal w teatralny sposób.
Jedynie się wygłupiała. To nie tak, że Romilly otrzymywał jedynie zdjęcia, gdzie połowę kadry zasłaniał kciuk Saoirse! Ani te rozmazane, czy na których kolory wyszły dziwnie... Dostawał te porządne, ale też nie takie, które okazywały się ulubionymi dziewczyny. Dobrze, lubiła go, ale nie oznaczało to, że odda w ciemno coś, z czego sama jest aż tak dumna! Musiał zadowolić się tymi, z których była w-miarę-dumna.
Szybko na jej twarz wrócił uśmiech, komunikując dodatkowo, że ostatnie zdanie wcale nie było na poważnie. Co prawda April znała ją wystarczająco dobrze, by rozpoznawać przerysowane sceny w wykonaniu Saoirse i poprawnie je interpretować, ale najwyższy czas było wyjść z roli.
- No ale masz rację, generalnie to jednak osoba, której przyda się trochę życia... - mruknęła, rozglądając się dookoła. - I generalnie coś takiego wesołego... Z koncertu też będę mu musiała coś wysłać.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Pokręciła energicznie głową na znak, że Saoirse wcale nie musi wspominać dziadkowi o ich wyprawie tutaj.
- Nie, nie, nie ma potrzeby, dzięki. Pewnie i tak znajdzie idealny temat na monolog! Albo przesiąknie przez ścianę akurat w momencie, jak będziemy o tym miejscu rozmawiać. - April miała przedziwne wrażenie, że jakby już celowo zostało dziadkowi wspomniane gdzie były, to czułaby się zobowiązana wysłuchać całej historii, która z pewnością trwałaby nie tylko cały wieczór, ale i sporą część nocy. Nie była pewna, czy jest na to gotowa.
- No tak, piszecie, ale podziękował kiedyś za zdjęcia? No wiesz, moim zdaniem to byłoby zupełnie naturalne, bo to jednak znaczy, że poświęcasz trochę swojego czasu na fotografowanie, nawet jeśli niekoniecznie tylko z myślą o wysyłaniu wszystkiego do niego. - Biorąc pod uwagę fakt, że April osobiście miała zerowe doświadczenia z płcią przeciwną i nawet nie za bardzo miała kolegów, to nawet nie do końca wiedziała jak powinna taka, hm, przyjaźń wyglądać. Okej, dobra, jej najlepsza przyjaciółka (poza Sao) byłą szkolną kokietką, ale jakby miała opierać swoją wiedzę na podejściu Heather, to chyba straciłaby wiarę w możliwość jakiejkolwiek przyjaźni damsko-męskiej. A w każdym razie przyjaźni, która nie opiera się na seksie, bo jakby nie patrzeć, to na tym właśnie opiera się większość relacji panny Hatheway. Z drugiej strony przynajmniej dzięki Gryfonce April mogła niebezpośrednio przezywać romanse, których w jej własnym życiu brakowało i od których uciekała w popłochu. A już szczególnie ten jeden konkretny romans z tym jednym konkretnym chłopakiem, na którego wspomnienie serce szybciej zaczynało jej bić. o, dokładnie tak jak w tej chwili!
- Niewypały kryją w sobie nieoczywiste piękno! Tak jak... Romilly? - W lekkiej konsternacji ściągnęła brwi, przez moment wpatrując się w jakiś odległy punkt, ale jak tylko usłyszała pogardliwy śmiech dobiegający od strony wcześniej obserwowanego nagrobka, otrząsnęła się z chwilowej zawiechy. - Znaczy się... każdy z nas ma w sobie nieoczywiste piękno, o to mi chodziło. Więc pozornie niewypałowe zdjęcia ostatecznie mogą okazać się nową, ciekawą perspektywą. - Choć przez te kilak sekund wydawałoby się, że faktycznie nieco zmieszała się własnymi słowami, to zaraz zawtórowała kuzynce w szerokim uśmiechu. Dobrze wiedziała, że ten "ponury" ton był tylko wygłupami. Jej własne udawanki zawsze miały w sobie wiele powagi, ale to też dlatego, że umysł bez przerwy pozostawał czujny - nie znała innego stanu dzięki obecności Vatesa.
- Mogę ci też zrobić kilka zdjęć, żebyś mogła mu wysłać. Mistrzowskie nie będą, bo chyba jednak lepiej sobie radzę po drugiej stronie obiektywu, ale przynajmniej będzie miała fotkę, gdzie nie widać, że cykasz ją sama. A z koncertu koniecznie też chcę kilka zdjęć, wyślę do Heather. Może to ją zmotywuje do odwiedzenia mnie jeszcze w te wakacje. - Odruchowo zakręciła jeden z kosmyków włosów na palcu wskazującym, zastanawiając się jak przyjaciółka spędziła ostatnie dwa miesiące.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Dlatego właśnie są miejsca, w których podejmowanie pewnych tematów nie przystoi - odparła z powagą i kiwnęła głową na znak, że absolutnie się ze sobą zgadza.
Oczywiście nie miała zamiaru w żaden sposób wkopać kuzynki, zwłaszcza że ich dziadek i tak miał najpewniej uczepić się tych członków rodziny, których nie widział najdłużej. Była w grupie ryzyka...
Zaraz przekrzywiła lekko głowę, marszcząc przy tym brwi w chwili zastanowienia. Czy jej dziękował? Tak wprost? Jasne, że nie! Saoirse jednak starała się czytać między wierszami i sam kontakt w wakacje odczytywała jako wdzięczność. Nie była też przecież osobą, która łatwo się obraża, czy też zniechęca!
W końcu oparła ręce na biodrach, puściwszy aparat, który obecnie bezpiecznie wisiał na jej szyi i wypuściła powietrze z cichym gwizdem - postawa jasno sugerująca, że pytanie nie było łatwe, a dziewczyna nie zamknie odpowiedzi w "tak" lub "nie", mimo że być może było to wskazane i... Może jednak miała z dziadkiem więcej wspólnego niż sądziła?
- Wiesz, jeśli chodzi o to, czy mam "dziękuję" na piśmie i to tak dosłownie, to nie, nie mam. Ale niektórzy po prostu tego nie potrafią, może to chujowe wychowanie, albo może, bo wiesz, na przykład kiedyś może trochę go przestraszyłam, czy coś, jakoś pod koniec roku? No, to było akurat w bibliotece i w sumie się zdenerwował i właściwie nie wiem, czemu dokładnie, ale no nieważne. No to potem go szukałam, to miałam wrażenie jakby mnie unikał? Nie wiem, może to zbieg okoliczności, czy coś, albo może potrzebował trochę czasu? Bo wiesz, jak ktoś spędza niemalże cały czas sam, to chyba może być tak dziwnie przeskoczyć z jednego na drugie? Wiesz, co mam na myśli? No, to nie gadaliśmy jakiś czas i pomyślałam sobie, że może czas mu jakoś wynagrodzić, żeby wiedział, że ej, halo, jestem spoko, nie? No, właśnie. To pomyślałam, że może tak czekoladową żabę, bo to niby takie nic, ale on chyba lubi słodycze, więc to zawsze coś? Zresztą, kto nie lubi? Tylko że nie na każdego tak przypadkiem mogłam trafić kiedyś w kuchni na wyżeraniu lodów i przysięgam, że chyba to jeden z powodów, dla którego tak rzadko mogą być na deser. Bo co jeśli chodzi tam częściej? Ale to też pewnie trochę dlatego, że my w sumie mamy niedaleko, więc to jakby oczywista opcja, jak ktoś jest głodny w nocy, czy nie może spać... Wy pewnie nie tłuklibyście się tak aż z wieży w razie czego, bo to trochę bez sensu, tak się narażać dla, nie wiem, pół bułki. I w ogóle tyle schodów... Mnóstwo schodów.
Wreszcie zamilkła i popatrzyła prosto na April z wyraźnym zagubieniem wymalowanym na twarzy, kiedy to sama starała się dociec, o czym to miała powiedzieć.
- Wiesz, zmierzałam do czegoś... - mruknęła w końcu z nutką niezadowolenia, podczas gdy dopiero łączyła fakty ze sobą.
Mówiły o tym, że nie dziękował? Ona zmierzała do tej historii o żabie i... Aha!
- O! Właśnie! No, to mówiłam ci, że przyniosłam mu tę żabę, bo to w sumie drobiazg, ale może poprawić komuś humor, nie? Znaczy, ja bym się ucieszyła, to też zależy, bo przecież nie każdy cieszy się z małych rzeczy, ale tak szczerze, to powinni, bo potem wszyscy to takie marudy, że ja pierdolę... - pokręciła głowa uświadomiwszy sobie, że znów zbacza z tematu. - No to on jakoś tak ostrożnie do tego podszedł i myślę, że nie chciał i potem wyszła z tego rozmowa i on się zachowywał jakby musiał mi się za to jakoś odwdzięczyć i wcale tego nie chciał? Że wiesz, że jest coś za coś? W sensie, no jest, zazwyczaj, ale to nie jest takie coś wymuszane, bo to nie tak, że mu jakoś opodatkuję i nie wiem, za nie wiem, pięćdziesiąt lat zgłoszę się do niego z ej halo, wisisz mi... Eee... No, dwanaście razy pięćdziesiąt, razy, powiedzmy, jakieś pięć? Dwieście pięćdziesiąt? Ponad dwa tysiące pięćdziesiąt? Prawie trzy tysiące żab?! Oddawaj moje żaby? No nie. I też nie przyjdę i nie powiem: Słuchaj, dałam ci prezent, teraz potrzebuję twojej pomocy z... Nie wiem, czymkolwiek? Bo on ogólnie nie jest skory do pomocy, to wiem, musiałabym go ewentualnie jakoś podejść w razie czego. W sumie jak kiedyś prosiłam, bo na lekcji coś mi umknęło, to mnie wrobił, że mamy na kartkówce napisać co innego niż mieliśmy? No to nie tak, że ja tu staram się o jakieś szantaże, podstępy, a gdybym chciała, no to kurwa, nie, ogarnęłabym to w zupełnie inny sposób, tak żeby w ogóle nie zauważył, Ślizgoni jebani to myślą, że tylko oni są jakoś tak zajebiście przebiegli.
Przez cały ten czas żywo gestykulowała, by wreszcie na ostatnie zdanie wyrzucić ręce w górę w ramach odreagowania drobnej irytacji. Ta jednak zaraz ustąpiła, a dziewczyna zamarła, starając się myślami wrócić na odpowiedni tor.
- No, to mam na myśli, że... W końcu wziął tę żabę, ale musiałam go tyle czasu zapewniać, że to nie jakaś łapówka, obiekt do szantażowania, czy cokolwiek innego i skoro on tego nie rozumie, to chyba faktycznie jest jakiś zryty światopogląd i może nie wie wszystkiego, jak się powinno reagować, bo nie dla wszystkich to oczywiste, więc takie podziękowania to raczej mogłabym znajdować między wierszami, to i ja widzę, że w sumie nie jest niewdzięcznym gnojkiem, mimo że sprawia nienajlepsze pierwsze wrażenie... - tu sapnęła kręcąc lekko głową. - I ja chyba też nie, ale to w zupełnie innym kierunku. Jakby, na przykład nadal wszyscy wypominacie to jak wyszłam z historii magii na pierwszym roku i jestem pewna, że profesor też to pamięta i to było taaakie durne... Nieważne, do tego nie wracajmy.
Z kolei porównania do niewypałów sama lepiej by nie wykorzystała. I uśmiechnęła się od razu lekko, widząc, że kuzynka najwyraźniej ją rozumie. A przynajmniej sądziła, że myślą o tym podobnie...
- Właśnie tak. No bo każdy jest inny, tak? A przynajmniej jak tak każdego bliżej poznać, to jednak zazwyczaj to jest na korzyść takiej osoby. I tu raczej też, no bo z wierzchu to jest tylko ponury i że niby nie chce mieć z nikim nic wspólnego, ale tak się po prostu nie da.
Romilly zdecydowanie był inny, a Saoirse... Cóż, nie tylko to zauważała, ale też doceniała. Rozpatrywała inność nieco odmiennie niż część jej rówieśników. Dla niej była to wyjątkowość w najlepszym tego słowa znaczenia.
- O, to i tak miałam cię prosić. Znaczy, podejrzewam, że będą podobne do moich mimo wszystko, to nic trudnego. Tylko wiesz, znajdźmy jakieś ładne miejsce, bo nie wiem, czy takie mroczne, ponure między nagrobkami, czy może z widokiem na sam klasztor, a może coś w środku, albo z drugiej strony, jak myślisz? - dopytała, postępując parę kroków ku ruinie. - A nie chcesz jej na przykład na ten koncert zaprosić? Bo to też nie byłby w sumie problem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Wzruszyła ramionami, jednocześnie przybierając minę mającą oddać jej zgodę na słowa kuzynki. Owszem, lepiej nie wspominać o pewnych rzeczach, w pewnych miejscach. I tak musiała przygotować się na wysłuchiwanie monologu na jakiś temat, tego była pewna, ale lepiej nie wywoływać wilka z lasu.
Przechadzając się pomiędzy nagrobkami, w końcu skierowały się w kierunku wejścia do budynku, a April słuchała Sao na tyle uważnie, na ile pozwalał jej idąc przed nią tyłem Vates, imitujący w przesadny sposób paplanie, gestykulując przy tym równie energicznie. Wyraźnie naśmiewał się z Puchonki, a to z jakiegoś powodu sprawiało, że April czuła się... winna. Dlaczego? Bo ten głupek był wytworem jej umysłu i tylko ona go widziała. Z jednej strony bardzo ją to cieszyło, bo przynajmniej nikomu innemu nie było przykro z tego powodu, ale z drugiej strony... Dlaczego jej głowa tworzyła takie obrazy?
Odwróciła się bardziej w kierunku kuzynki, kiedy ta na moment zamilkła, szukając zgubionego wątku.
- Hm... mówiłaś o bibliotece, o słodyczach... - Starała się szybko przebiec pamięcią przez dotychczasową wypowiedź Saoirse, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nigdy nie była w kuchni Hogwartu. Pstryknęła palcami, kiedy to znowu wypowiedź panienki O'Donovan wróciła na zgubiony tor.
Nie przerywała jej, jedynie potakując dla potwierdzenia niektórych zdań, to znowu mrużąc oczy jakby zastanawiała się nad kolejnymi słowami, kalkulując w myślach. I przy tym popisowo ignorowała kolejne mało pochlebne gesty i miny Vatesa, który uporczywie przewijał się w zasięgu jej wzroku. Pozwoliła skończyć ten długi monolog, starając się jednocześnie jak najwięcej z niego zapamiętać, żeby móc się odnieść do poszczególnych części. Na końcu jedynie uśmiechnęła się i pokiwała ze zrozumieniem głową. Okej, jej samej nie było przy tym jak Sao wyszła z lekcji, ale doskonale rozumiała stanowisko kuzynki, bo sama nie raz zrobiła jakąś głupotę. Niestety było to nie do uniknięci, kiedy bezustannie miało się obok siebie kogoś, kogo nikt inny nie widział ani nie słyszał. Czasem przez Vatesa nie tylko nie słyszała profesora, ale również własnych myśli, to chyba normalne, że próbowała go uciszyć? Może nie dla wszystkich, bo o jej przypadłości wiedziała właśnie Saoirse i Heather, poza nimi dwiema nikt w szkole nie był świadom tego, że April nigdy nie jest sama. Nigdy.
- Hm, ogólnie Ślizgoni mają to do siebie że są strasznie... mroczni? I w większości wyniośli. Może Romilly akurat taki nie jest, ale nie chce wyróżniać się z tłumu z jakichś powodów? - Była w stanie to zrozumieć, bo w dużej mierze sama właśnie coś podobnego robiła. Okej, zwracała na siebie uwagę w nieco inny sposób, starając się wyglądać ładnie, zadbanie i będąc wzorową uczennicą, ale to głównie po to, żeby odwrócić ewentualną uwagę od innych aspektów swojej osoby, których najzwyczajniej w świecie się wstydziła.
- Myślę, że możemy najpierw rozejrzeć się po całej okolicy i z pewnością znajdziemy idealne miejsce na kilka fajnych zdjęć. Zaraz zajdzie słońce, więc i tak musimy się pospieszyć. - Kiwnęła głową w kierunku niczym nie zablokowanego wejścia i po chwili już mogły podziwiać nieco inną scenerię ruin. - Zawsze możemy ustawić aparat na jakimś kamieniu i spróbować zrobić zdjęcie razem na odległość, jeśli masz taką opcję. Jak to się... hm... samowyzwalacz! - Nawet jeśli technologia nie towarzyszyła jej w życiu codziennym, to jakieś pojęcie o pewnym rzeczach miała, we wcześniejszych latach nauki uczęszczała na mugoloznawstwo, po SUMach zrezygnowała z tego przedmiotu na rzecz poświęcenia uwagi innym dziedzinom.
- Myślałam o tym, żeby ją zaprosić, ale Heather boi się ptaków, więc sowy jej nie wyślę, a mugolska poczta jest tak potwornie wolna, że nadal nie dostałam od niej odpowiedzi na mój ostatni list. Myślałam o tym, żeby poprosić brata żeby się teleportował i ją zgarnął, ale nawet nie wiem gdzie miałby jej szukać. - Wzruszyła ramionami ze zrezygnowaniem, bo choć miała adres korespondencyjny do przyjaciółki, to wiedziała, że nie jest to adres jej domu. Nigdy nie dopytywała ani nie naciskała w celu wydobycia jakichś informacji, bo czuła, że Gryfonka nie chce dzielić się za bardzo życiem domowym z kimkolwiek.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Może Saoirse nie mówiła o tym na głos, by nie zwracać dodatkowo uwagi na swoje gubienie wątków oraz nawracające rozproszenie, ale była niezmiernie wdzięczna kuzynce za to, że tak płynnie przeszła do przypominania jej, gdzie skończyła. Tak, jak najbardziej zwracała uwagę na takie drobiazgi! Może to nieco ironiczne ze względu na to, że często nie zauważała rzeczy o wiele większych...
- Ja w sumie nie wiem, czy mroczni, czy oni po prostu myślą, że tak muszą, bo to się wpisuje w ich dom, czy jakoś tak, nie wiem, serio, ale to takie strasznie ograniczające chyba... No bo patrz, jak się zachowujesz tak dziwnie mrocznie i w ogóle, to też nie tak, że w piątek założysz jaskrawy sweter w koty czy truskawki, bo wszyscy będą się gapić, że to dziwne. Albo nie wejdziesz tak sobie z "no hej, przybij"! - tu uniosła rękę wysoko, jasno sugerując, że chce przybić piątkę, jednak jeśli tylko jej nie otrzymała, opuściła ją nie zrażając się i kontynuując wywód. - No bo nie, bo niby wstyd, czy głupio i znowu by wszyscy patrzyli z takim "o chuj, co się dzieje", nie? To takie strasznie ograniczające mi się wydaje, że niby są tacy poważni i dumni. I chyba sporo ich omija. Znaczy, nie to że wszystkich, bo są różni wiadomo... Romilly'ego na przykład sporo omija, tak sądzę.
On oczywiście od razu by zaprzeczył, albo upierałby się, że przecież jego nie interesują podobne rzeczy... Właśnie dlatego powstrzymywała się przed pewnymi komentarzami w jego obecności.
- No w sumie też możemy... - mruknęła zaraz w odpowiedzi, już rozglądając się uważniej za ciekawym miejscem i jeszcze innym, w którym mogłaby ustawić dobrze aparat.
- O... Wow, to właściwie przejebane ma z tymi sowami. Bo w sumie chcąc nie chcąc i tak coś dostaje... Jak na przykład listę podręczników i takie tam, a to też różne sowy bywają - jedne rzucą pod drzwi, a inne się zawezmą, że muszą znaleźć tego adresata tak na siłę, spotkać się z nim twarzą w twarz i jeszcze chętnie by za to ciastko dostały. Albo jakby ktoś nie wiedział, że ma z tym problem. Ja sobie w sumie nie wyobrażam... I to jeszcze tak do końca życia nie korzystać z sów, to same problemy...
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Z krótkim śmiechem stłumionym przez zamknięte usta, April przybiła Sao tę piątkę, której wcale przybijać nie musiała. Dobrze wiedziała, że był to gest mający jedynie wspomóc zobrazowanie zdania kuzynki, ale skupianie się na takich rzeczach i angażowanie w konwersację nie tylko werbalnie dość skutecznie odwracało jej uwagę od tego, co starała się i tak ciągle ignorować.
- Jest to ograniczające, ale co zrobisz? Skoro większość mieszkańców ich domu jest przekonana, że tak należy i zaraz krzywo patrzą na takich, co wychylają się innym zachowaniem, to pewnie dlatego całkiem sporo z nich zgadza się na przyjęcie takiej właśnie postawy. Żeby nie odstawać. - Cóż... czyż ona nie przyjmowała pewnych schematycznych postaw krukońskich, żeby nie odstawać ze swoją innością? - Chęć, czy też przymus wpasowania się w jakąś grupę z pewnością sprawia, że wiele innych rzeczy, które dla owej grupy nie są typowe i może nawet są źle widziane, omija tych wszystkich, którzy tak naprawdę... boją się być inni.
Tak jak ty?
Skrzywiła się słysząc sarkastyczne prychnięcie tuż przy swoim uchu i aż zamachnęła się, jakby chciała odgonić wyjątkowo natarczywą muchę. Przeszła kilka kroków pospiesznie w kierunku kolejnego przejścia, gdzie zatrzymała się zdumiona niesamowitym widokiem. Drzewo rosnące na środku wewnętrznego dziedzińca wyglądało imponująco i tak samo magicznie, jakby znajdowało się na terenie Hogwartu.
- O wow, nie spodziewałam się tego. Serio, Sao, jakim cudem wcześniej tu nie byłam? - Odwróciła się przez ramię, żeby spojrzeć z rozbawieniem na kuzynkę, zanim ponownie podjęła temat Heather.
- Niestety, Heather nie ma wcale tak łatwo w Hogwarcie, gdzie wszyscy posługują się sowami. Dlatego też chcę jej oszczędzić zbędnego stresu i wysyłam mugolską, powolną pocztę. Może i mogłaby się przemóc, gdyby nie to, że totalnie panikuje przy ptakach, a sama dobrze wiesz jak wygląda poranna poczta w szkole. Terapia szokowa niestety tu nie działa. - Pokręciła głową z jakąś dozą zrezygnowania. Współczuła przyjaciółce tej fobii, bo to niesamowicie wiele utrudniało.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- No ale w takim razie chyba robią tak od lat i to, nie wiem, tylko dla mnie beznadziejnie bezsensowne? - spytała mimo wszystko absolutnie przekonana o swojej racji.
Co innego dopasowywać się do towarzystwa w taki sposób, by nikogo nie urazić, a co innego, jak każdemu z nich musi być zwyczajnie przykro, że muszą się ograniczać... A było przykro na pewno! To znaczy, Saoirse była o tym przekonana, a czasem zdawało jej się za bardzo skupiać się na swojej perspektywie. Nie do końca to widziała i starała się nie wmuszać wprost nikomu własnych wizji świata. Co najwyżej powoli je zasiewać... Jak u Romilly'ego, który reagował chorobliwie na zbyt agresywne wmuszanie światopoglądu.
- No i jeszcze zawsze sądziłam, że jednak inny, to też trochę wyjątkowy i to fajne, że w gruncie rzeczy każdy na swój sposób jest i ma coś takiego super. Znaczy, póki nie jest się skończonym chujem - podsumowała wzruszając lekko ramionami.
Zaraz uśmiechnęła się niemal dumnie. W końcu miło pokazywać komuś nowe miejsca, w dodatku takie, które się podobają!
- Widzisz, no bo za rzadko wpadasz! No, to albo może za rzadko gdzieś idziemy. Albo oba. Zostańmy przy tym, że oba.
Na wyjaśnienia dotyczące Heather jedynie skinęła już głową. Nie rozumiała tej fobii, niemniej jednak nie podważała jej w żaden sposób. Każdy ma jakieś dziwactwa, a Saoirse zdecydowanie łatwiej przyjmowała do wiadomości, że ktoś może się czegoś bać, niż że chce dobrowolnie izolować się od ludzi... Dlatego prędzej rozumiała już taką Heather, niż Romilly'ego, niestety. Być może wszystko przed nią. Zwłaszcza, że jego naprawdę starała się zrozumieć!
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Zastanowiła się przez moment, czy zgodzenie się z Sao nie byłoby zaprzeczaniem samej sobie i temu, co sama robi. Bo to nie tak, że się z nią nie zgadzała, po prostu potrafiła zrozumieć potrzebę wtopienia się w tłum i akceptacji otoczenia.
- Nie mówię, że ma to sens. Po prostu... wiesz, ty nie boisz się być sobą, ale Ślizgonom brakuje tej otwartości Puchonów. No bo patrząc na mieszkańców Hufflepuffu, to chyba nie ma w szkole bardziej tolerancyjnych i odważnych osób, które nie wstydzą się tego, jacy są i wcale nie zamierzają "wpasowywać się" w jakieś narzucone odgórnie ramy. - W powietrzu nakreśliła palcami znak cudzysłowu nad całą końcówką swojej wypowiedzi. Trochę zazdrościła kuzynce odwagi, której sama nie posiadała chyba nawet odrobiny. Odwagi do dumnego prezentowania siebie ze wszystkimi zaletami i wadami, a wręcz noszenie swoich wad i kompleksów niczym zbroję.
- Gdyby wszyscy byli tacy sami, to świat byłby wyjątkowo nudny. Myślisz, że Ślizgoni nudzą się w swoim towarzystwie? No bo wszyscy tacy sztywni i mHroczni... - Celowo ironicznie przekręciła ostatnie słowo. Choć nigdy nie zastanawiała się jak właściwie zieloni spędzają czas, to było to całkiem interesującym zagadnieniem. Nie trzymali się tak stadnie, jak uczniowie innych domów, więcej wśród nich było samotników i odludków. To w sumie brzmiało dość... przygnębiająco. A z drugiej strony wyjątkowo atrakcyjnie dla April, która nigdy nie poznała smaku bycia zupełnie samej. Nawet jeśli tylko w swojej głowie.
Zostawało im coraz mniej czasu naturalnego światła, więc chyba wypadałoby odłożyć dywagacje na temat nudności Ślizgonów na później. Tym bardziej, że znajdowały się w imponującym miejscu!
- Wakacje są takie krótkie, że i tak by ich nie wystarczyło. Dobrze, że przynajmniej widujemy się w Hogwarcie, tam też możemy znaleźć ciekawe miejsca. Chociaż podejrzewam, że ty znasz ich więcej niż ja. Robimy wspólne zdjęcie z drzewem? Tu chyba da radę ustawić aparat... - Nie robiąc specjalnie długiej przerwy pomiędzy dwoma tematami, wskazała na wnękę w ścianie, gdzie kiedyś chyba stała jakaś rzeźba. A może wazon? W ten sposób mogły mieć wspólne zdjęcie w magicznym miejscu, a trzeba było pospieszyć się przed zmrokiem.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- No... Ja nie wiem, czy to właściwie odwaga... - zastanowiła się chwilę. - Raczej jak już gadać o podziałach na domy, to całą odwagę Gryfoni zagarniają dla siebie, nie jestem przekonana, czy coś z tego zostało dla nas.
Naprawdę była świadoma tego, jak niektórzy patrzą na Puchonów z góry... Na co dzień jej to nie przeszkadzała, za to poszczególnym jednostką chętnie udowadniała swoją wartość. Z kolei ważnym dla siebie osobom do tej pory wcale nie musiała.
- Wiesz, ja raczej się zastanawiam, czy oni za zamkniętymi drzwiami też są tak zdystansowani, czy może raczej w swoim gronie też mają jakoś inaczej, co myślisz? Bo niektórzy serio, zachowują się jakby decydowali się na niemal całkowitą samotność, czy brak takiego jakiegoś, nie wiem, ludzkiego uczucia i ciepła, ale przecież nie da się tak żyć, tak po prostu? A wychodzą z nich mimo wszystko, zdaje się, normalni ludzie po szkole, nie? Z większości? - zamilkła na chwilę i zaraz na jej ustach znowu zagościł uśmiech. - No dobra, może obraziłam właśnie z jedną czwartą Hogwartu, ale ej, o Puchonach cały czas mówią, jak o dziwakach, to wolno mi!
Zaraz zgodnie z pomysłem kuzynki zajęła się ustawianiem aparatu. Tak po prostu, bez zbędnych komentarzy. Jak nie ona... Po prostu była skupiona na swojej pracy. Na czymś, co naprawdę lubiła i uważała, że wychodzi jej nieźle. Czymś, co sprawiało jej radość.
- Dobra, to myślę, że możemy ustawić się tak... - obróciła się ku April, by wskazać na konkrenty punkt przed drzewem. - Jakoś tu? Tu będzie dobrze, nie?
Już teraz czekała tylko na potwierdzenie. Była gotowa ruszyć się na wskazane miejsce, by szybko ustawić się do zdjęcia w każdej chwili.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
- Czy ja wiem, czy całą... zawsze wydawało mi się, że dużo tej ich odwagi jest trochę jakby... na pokaz? Nic do nich nie mam, są bardzo w porządku!, ale myślę, że Puchoni są też bardzo niedoceniani, bo nie obnoszą się ze swoją odwagą tak, jak Gryfoni. - Wzruszyła ramionami, jakby to miało wyrazić brak jakichkolwiek pomysłów na inne określenie swoich myśli. April bardzo lubiła czerwonych, ba, jej najlepsza przyjaciółka przecież jest z Gryffindoru! Ale to nie znaczy, że nie potrafiła zaobserwować pewnych rzeczy, do których na swój sposób się ustosunkowywała.
Zaśmiała się krótko, kiedy Sao stwierdziła, że Puchoni uważani są za dziwaków, więc wolno jej potencjalnie obrażać jedną czwartą szkoły. W takim wypadku i jej samej wolno było obrażać resztę, bo i tak spora część uczniów Hogwartu uważała ją za niepoczytalną, bo czasem zdarzało jej się mówić "w przestrzeń" w towarzystwie.
- Ciężko mi się ustosunkować, bo właściwie nie mam żadnych bliższych znajomych spośród Ślizgonów. Z nas dwóch to ty rozmawiasz regularnie z jednym z nich. Ja mogę jedynie oprzeć się na ograniczonych kontaktach z zielonymi na lekcjach. A na tej podstawie to stwierdziłabym, że muszą się okropnie nudzić ze sobą nawzajem, stąd te skwaszone miny i patrzenie na innych z wyższością. Może uważają, że nie tylko inni uczniowie, ale i też sami Ślizgoni są "niegodni" towarzystwa? Pewnie jest kilka wyjątków potwierdzających regułę, ale takich to ze świecą szukać... - Z premedytacją zignorowała pojawiającego się co chwilę w polu widzenia Vatesa, który usiłował sprowokować ją kolejnymi komentarzami. Nie chciała tracić czasu na użeranie się z kimś niewidzialnym, miejsce było tak piękne i czasu naturalnego światła tak mało!
Przesunęła się na wskazane przez kuzynkę miejsce, jak tylko aparat został odpowiednio wycelowany i rozejrzała pobieżnie.
- Tak, myślę że będzie dobrze. Może następne jak przytulamy drzewo? Myślisz, że zmieści się ładnie w kadrze? - Ustawiła się i gestem przywołała Sao do siebie, żeby nie tracić czasu i zacząć cykać fotki.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- No niby tak i właściwie też nic nie mam do nich, czy właściwie kogokolwiek, ale właśnie to trochę tak jest, że jak jakiś dom jest jakiś, to potem wychodzi na to, że nikt spoza nie może mieć tej cechy i to już jest straszny bullshit - sapnęła cicho w ramach podsumowania. - I nie wiem, im jestem starsza, tym bardziej myślę, że dopasowali nas do domów, bo tiara miała jakieś śmieszne wyliczanki, serio. Bo okej, trochę się zgadza, ale to też chyba tak, że jak mówią ci przez lata, że jesteś jakiś i się tego od ciebie tak w kółko oczekuje, to chyba tak właśnie zostaje, tak? Jakby, jeśli komuś od jedenastego roku życia powtarza się, jaki jest zajebiście odważny, to może też czuje, że tak jest, albo może że tak musi być i niekoniecznie ktokolwiek się nad tym zastanawia, bo jesteś ubrany na czerwono? Znaczy, wiesz, dobrze mi w Hufflepuffie, ale jakby lata temu uznali inaczej, to pewnie też czułabym się równie dobrze i równie dopasowana, nie wiem. Chociaż jak myślę sobie, że miałabym trafić do Slytherinu, to jednak bałabym się, że to nie to, że może niekoniecznie bym się dogadała, nie wiem. Ale chyba to też bardziej przez wychowanie? Tylko z drugiej strony chyba nigdy wcześniej nie poznałam rodziny żadnego Ślizgona...
Tu zastanowiła się chwilę. Romilly faktycznie nieco wspominał jej o swojej rodzinie i nie wyrażał się zbyt pochlebnie... I był ponury, miał problemy z socjalizacją. Może faktycznie coś w tym było? A jednak nie spodziewała się, by kiedykolwiek było jej dane spotkać choć jedno z jego rodziców. Nie miała pojęcia, jak blisko była jednego z tych spotkań... I bardzo dobrze - w przeciwnym wypadku poświęciłaby rozmyślaniom na ten temat dużo więcej czasu.
- No to też chyba kwestia... nadętości? I wiesz, statusu? Bo dużo z nich zachowuje się, jakby byli za dobrzy dla każdego w sumie.
Romilly też... Ale jakoś to poszło od pierwszego razu, kiedy przypadkiem przy nim usiadła i zaczęła zagadywać z ciekawości.
- Erm... Chyba nie zmieści się całe... Chyba na pewno... Ale to w sumie chyba nie przeszkadza?
Przywołana gestem przez kuzynkę, poleciała w jej kierunku. Po udanym zdjęciu, ustawiła aparat ponownie, by mogły ustawić się też w kolejną pozę - tym razem wspomniane przytulanie drzewa.
Kilka zdjęć później niestety zaczęło się ściemniać, co zmuszało dziewczyny do zakończenia sesji i zebrania się w kierunku domu Saoirse. Ta nie wyraziła na głos, że ma do siebie pewien wyrzut, że nie przybyły na miejsce trochę wcześniej... Ostatecznie nie tak często zdarzało jej się robić wspólne zdjęcia. Cóż, najwyżej wyciągnie April jeszcze któregoś dnia!
z/t x2
|