Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Przedział numer 17 Ośmioosobowy przedział, w którym w czasie drogi do szkoły uczniowie spędzają wspólnie czas na plotkach i nadrabianiu informacji z wakacji. Nad wygodnymi siedzeniami znajdują się półki by schować bagaż podręczny, za to pod nimi można w schowku znaleźć ciepłe koce gdyby w razie ktoś potrzebował się zagrzać czy uciąć sobie drzemkę. Bo podobno nie śpi się za dużo pierwszej nocy w szkole, trzeba nabrać sił!
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
Przez chwilę czuła lekkie przerażenie, jakby nie mogła nabrać oddechu tak całkowicie. A potem przypomniała sobie, że tata dał jej prezent. Sięgnęła do walizki, szukając w kieszonce, którą wskazał, i wyjęła kilka banknotów i złotą przypinkę z godłem jej rodu. Obejrzała ją uważnie. Była piękna, bardzo ostrożnie zdobiona. I złota, czysta, czuła jej ciężar w dłoni. Uśmiechnęła się, odetchnąwszy. No właśnie, była Royce. Była silna i była kimś więcej niż większość ślamazar chodzących po ziemi. To przecież oczywiste. To oni powinni się obawiać, nie ona. Pieniądze kupią wszystko, a nazwisko załatwi resztę.
Przypięła przypinkę do bluzki, jaką na sobie miała, po czym wyjąwszy żelkowy paluszek z torebeczki, zajęła się jedzeniem i obserwowaniem mimjanych krajobrazów. Myślała o tym, co ją czekało w szkole i w zasadzie im dłużej pogrążała się w rozmyślaniach o tym, tym bardziej czuła się podekscytowana. Tyle teraz się nauczy! Tyle będzie mogła osiągnąć i będzie królową. Oh, nie mogła się doczekać aż pozna inne dzieci, oby tylko wartościowe. Ale tacy biedniejsi też są ważni, tak mówiła mama. Też robią ważne rzeczy, żeby oni, bogaci, nie musieli ich robić. Tak samo jak służba w domu była ważna, bo bez niej sami musieliby prać i gotować, sprzątać, dbać o dom. A tak? Wszystko robiło się samo.
Z tą myślą została, z zaciekawieniem wodząc wzrokiem za oknem.
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Po nieco chaotycznych wydarzeniach na peronie, w końcu nadeszła chwila pożegnania z rodzicami. Obyło się bez łez (ze strony Octavii), nie uniknęła łamiących żebra uścisków taty i mamy i już zaraz była w pociągu. Nie trzeba było wiele czekać, żeby przeciągły gwizd oznajmił początek dziewięciogodzinnej podróży. Przyklejona do okna w korytarzu (i skutecznie osłaniana przez Arthura i Teddy'ego przed zgnieceniem przez innych uczniów chcących pomachać rodzinom) z szerokim uśmiechem żegnała się ze stojącymi na peronie rodzicielami. W końcu zniknęli z pola widzenia.
Choćby bardzo chciała spędzić podróż z bratem i jego przyjaciółmi, to jednak należało wziąć się za siebie i poszukać innych pierwszorocznych, z którymi przecież i tak będzie obcować na lekcjach. Poza tym Arthur musiał iść na spotkanie prefektów, a Teddy i Kitty co chwilę rozmawiali z innymi znajomymi, więc też nie bardzo mogli poświęcić czas i uwagę jej. Walizki już bezpiecznie spoczywały tam, gdzie należy - w przedziale brata i przyjaciół, tak na wszelki wypadek - więc hej, przygodo!
Ruszyła pełnym śmiechów i rozmów korytarzem w poszukiwaniu przedziału, gdzie mogłaby się dosiąść. Wiele z nich było już zajętych przez starszych uczniów, a te z młodszymi nie miały wolnego miejsca. W końcu jednak natrafiła na taki, gdzie miejsca było aż nadto, a jedyną okupującą osobą była dziewczynka, która wyglądała na zbliżoną jej wiekiem.
Odetchnęła głęboko, sama do siebie kiwnęła głową w ramach zachęty, po czym otworzyła drzwi przedziału nieznacznie.
- Cześć. Mogę się dosiąść? - Wskazała na miejsce przed ciemnowłosą dziewczynką, jednocześnie uśmiechając się przyjaźnie.
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
W czasie gdy trwała zamyślona o pełnym ekscytacji przyjeździe do Hogwartu, usłyszała otwierane drzwi. Zwróciła zainteresowane spojrzenie ku dziewczynce zdającej się być około jej wieku. Posłała jej uprzejmy uśmiech, kiwając głową potakująco.
- Proszę, jest dość miejsca dla dwoje. - Powiedziała pogodnie. Nie było to stwierdzenie przesadnie oczywiste, jako że obok niej znajdowała się klatka z szarym, młodziutkim kugucharem o szaro-srebrnych oczach. Dlatego w zasadzie obok niej miejsce było zajęte, a kot zdawał się wściekły na zbytnią bliskość kogokolwiek obcego, burcząc cicho. Humorzasty kociak. Chciała wziąć też sowę ze sobą, ale zabrano ją do innych sów razem z jej dużą walizką bagażową. Sama była za drobna żeby tachać więcej niż jej podręczna torba, i tak duża i wypakowana po brzegi, i kot.
Czuła się trochę zestresowana, że to kolejna nowa sytuacja, gdy aktualnie sama poznaje swoich rówieśników, nie ot dzieci innych bogatych rodów. Odepchnęła jednak od siebie wszelkie głębsze przemyślenia, decydując się działać póki nie spanikuje i nie zrobi z siebie sieroty niewydarzonej, która prędzej się zająka albo wyskoczy oknem w stresie, że dziewczynka w jej wieku siedzi obok. To durne.
- Nazywam się Lilith Royce. - Wyciągnęła rączkę, chcąc się oficjalnie przedstawić. - A ty?
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Octavia uśmiechnęła się nieco nerwowo, czując podekscytowanie i troszkę stresu podróżą i pierwszą nową znajomością, którą właśnie miała zawrzeć. Słysząc pozytywną odpowiedź nieznajomej, weszła do przedziału i zamknęła za sobą drzwi, o na korytarzu wciąż panował harmider rozmów witających się uczniów. Usiadła naprzeciwko dziewczynki, kładąc obok siebie swoją nową (!) torbę, która miała jej służyć w ciągu roku szkolnego do noszenia książek i materiałów naukowych. Rodzice sprawili jej ten prezent zaledwie wczoraj, dzień przed rozpoczęciem roku - może i nie było to wiele, ale Octavia byłą przeszczęśliwa!
Spojrzała przelotnie na pupila współtowarzyszki podróży, nie mogąc poświęcić mu więcej czasu, bo nieznajoma właśnie się przedstawiła. Ścisnęła i potrząsnęła delikatnie jej wyciągniętą w geście powitania ręką i uśmiechnęła się nieco szerzej, pewniej. No, już przestawały być nieznajomymi!
- Octavia Crawford. Miło mi cię poznać. A twój kot jak ma na imię? - Wskazała na zwierzątko, nie mając za bardzo świadomości, że to nie jest zwykły kot, bo nigdy kuguchara nie widziała. Pochyliła się tylko odrobinę w kierunku klatki, nie za blisko, bo burzenie zwierzaka wyraźnie dawało jej sygnał, że może lepiej się nie zbliżać. Chyba coś mu nie pasowało, więc wolałaby nie zarobić szramy na pół twarzy już pierwszego września - Arthur chyba padłby na zawał.
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
Lilith nie umknęło uwadze, że torba dziewczynki na przeciwko była zadbana i wyraźnie niedawno zakupiona. Jest po prostu ten rodzaj aury, może zapachu sklepu, a może po prostu bezbłędnego stanu rzeczy, że dało się często ocenić, że niedawno zostały zakupione. Z ubraniami zwykle było trudniej, chociaż też się dało, torebki były łatwiejsze w obeznaniu. Jasne, miała dopiero 11 lat, ale tak byłą wychowana, by zwracać uwagę bardzo wyraźnie na takie szczegóły.
- Misty. Jest malutka, tatuś kupił mi ją tydzień temu. - Powiedziała z nieskrywaną dumą, unosząc lekko brodę, co mogło się wydać nieco wyniosłe. - Bez niej odmawiałam wyjścia ze sklepu i się zgodził. A ty masz jakieś zwierzątko? Ładna torebka.
Miała szczerą nadzieję, że dziewczynka jest choć zbliżona jej stanem majątkowym. Z biednymi ludźmi zupełnie nie umiała rozmawiać, zaraz robili się niegrzeczni i złośliwi.
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Nawet jeśli Octavia otrzymała zupełnie inne wychowanie niż Lilith i nie zwracała uwagi na stan jej ubrań, czy też bagaży, to nie umknęła jej uwadze złota przypinka połyskująca na wysokości piersi dziewczynki. Nie mniej nie oceniała książki po okładce, wiedziała, że pozory mogą mylić i nie wszystko złoto co się świeci. Poza tym dużo bardziej zainteresowało ją zwierzątko.
- Misty, bardzo ładne imię! Hej Misty... - Wciąż trzymając się na odległość pomachała delikatnie do kota, bo wsadzanie palców między kratki klatki raczej nie wchodziło w grę. Nawet jeśli chciała dotknąć szarego futerka i poczuć jego miękkość pod palcami, to nie wypadało pchać rączek tam, gdzie nie trzeba. To nie był przecież jej kot, więc bez pozwolenia właścicielki nie powinna zuchwale robić na co ma ochotę.
Uniosła leciutko brwi, słysząc wyjaśnienie Lilith jak to się stało, że Misty do niej trafiła. Och, niektóre dzieci miały szczęście, że rodzice mogli im kupić zwierzątko, bo po prostu chciały! Octavia poczuła delikatne ukłucie zazdrości, bo wiedziała, że mamusia i tatuś nie mogą sobie niestety na to pozwolić. Poza tym w ich niewielkim mieszkanku nie bardzo było miejsce dla kotka, szczurka, czy kolejnej sowy.
Pokręciła przecząco głową, już w ten sposób zapowiadając swoją odpowiedź.
- Nie mam zwierzątka. Mój starszy brat ma sowę, czasami ją karmię ciasteczkami, to może też można zaliczyć jakby byłą trochę moja? - Wzruszyła lekko ramionkami, jednocześnie mimicznie wyrażając niewiedzę, czy to się liczy. Zaraz jednak spojrzała na swoją torbę i poklepała ją czule, aż przyczepiony do bocznego zamka breloczek, który sama zrobiła z muliny, nasion i suchych owoców, zadyndał radośnie nad skrajem siedziska.
- Dziękuję. Dostałam ją wczoraj od rodziców. To prezent na rozpoczęcie roku. A ty masz bardzo ładną broszkę. Co przedstawia? - W końcu nawiązała do błyskotki, która już wcześniej zwróciła jej uwagę.
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
Uśmiechnęła się nieco szerzej na pochwałę. Oczywiście, że ładne! Sama nazwała kotka, to i imię jest odpowiednio dostojne i dźwięczne. Nie mogłaby nazwać zwierzęcia... Puszek, albo inne skrajnie pospolite imię. Poza tym, faktycznie kotka kojarzyła jej się nieco z mgłą, choć nie potrafiła zupełnie powiedzieć dlaczego. Może to te jasne oczy? Merlin wie.
- Dzięki. Nie lubi obcych więc nie radzę głaskać. Jak się oswoi trochę to może wtedy.
Mówiła to bez pokrycia, jako że w rzeczywistości sama po prostu nie chciała żeby ktoś dotykał jej zwierzęcia. Póki co miała na to monopol i wszelkie inne ręce mogły spłonąć jeśli tylko komuś by się zachciało macać jej kota.
Przekrzywiła głowę na jej odpowiedź, lekko marszcząc brwi jakby w zastanowieniu bardzo poważnym i istotnym. Ostatecznie jednak pokręciła głową.
- Nie, to nadal sowa twojego brata. Ja wolę mieć swoją, pożyczanie jest niewygodne. Poza tym, moja jest ładniejsza. - Uniosła przy tym brodę dumnie, niemal wyniośle, z zadowolonym uśmiechem. - Od wszystkich należących do moich braci. No może poza sową najstarszego... - Przewróciła oczami z niezadowoleniem. - Ale mniejsza.
Poprawiła się w siedzeniu, wygodniej się rozsiadając. Na jej pytanie dotyczące broszki uśmiechnęła się promiennie, zachwycona, że zauważono jej skarb. Wypięła pierś dumnie, chcąc lepiej pokazać biżuterię.
- Herb mojej rodziny. Z czystego złota. - Niemalże rozpierała ją radość możliwości pochwalenia się nie tylko tym, co ma, ale generalnie zamożnością rodziny. - Dostałam od tatusia. Śliczna, prawda?
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Pokręciła lekko głową, jakby to miało już zapowiedzieć i dodatkowo podkreślić jej słowa.
- Nie zamierzałam dotykać. Mama zawsze mi powtarza, że zanim dotknie się czyjegoś zwierzątka, to trzeba zapytać. Bo właśnie na przykład zwierzątko może nie lubić obcych, albo się bać. - Wyprostowała się na swoim siedzisku, zapadając się w nie nieco głębiej, przez co jej stopy oderwały się od podłogi i zadyndały kilka centymetrów ponad.
Zmarszczyła lekko brwi i ściągnęła usta w zabawny dzióbek po prawej stronie, kiedy jednocześnie z Lilith rozważała, czy mogłaby uznać sowę Arthura trochę jak swoją. Zgodziła się z nową koleżanką krótkim skinieniem głowy. No tak, mama i tata też czasem karmili Hermenegildę, ale nadal pozostawała własnością brata.
Słowa dziewczynki wywołały w niej nieco mieszane uczucia, jakby poczuła się odrobinę smutna, że nie ma swojego zwierzęcia, ale też dziwnie zakłopotana pewnością siebie rozmówczyni.
- Też chciałabym mieć własną sowę, ale nie mamy w domu miejsca na więcej zwierzątek. Mam jeszcze dwóch młodszych braci, więc nie możemy mieć kotka ani innego pupila. - Jej ramiona odrobinę oklapły, jakby nagłe przygnębienie trochę za mocno dawało się we znaki. Nawet poczuła wzmożoną chęć porozmawiania z Arthurem, ale dobrze wiedziała, że ma obowiązki prefekta. Może mogłaby poszukać Kitty? Albo Teddy’ego?
W zamyśleniu zaczęła bawić się mulinową, nieco już wyblakłą bransoletką, która do tej pory utknęła pod rękawem sweterka. Dopiero odpowiedź Lilith sprowadziła ją znowu na ziemię i aż potrząsnęłą nieznacznie głową. Nie mogła przecież myśleć jak taki dzieciak! Zaczynała Hogwart, była już duża! Sama będzie musiała radzić sobie ze swoimi problemami, bo brat i znajomi nie zawsze będą mogli jej pomóc.
Westchnęła krótko i uśmiechnęła się do brunetki, kiwając też głową potakująco. Co prawda uśmiech nie sięgnął w tej chwili jej oczu, ale starała się bardzo mocno odsunąć wszelkie smutki i skupić na nowej znajomości.
- Tak, jest bardzo ładna. Moja rodzina chyba nie ma herbu. - Przekrzywiła lekko głowę, zastanawiając się, czy kiedyś może coś rodzice wspominali o czymś takim, ale była dziwnie przekonana, że jednak nie. - Co przedstawia?
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
Uśmiechnęła się do niej ciepło. Szanowała dobre maniery. Choć nieświadomie było to z jej strony hipokryzją, wymagała dobrego zachowania w swoim otoczeniu. Może to kwestia tego, że jej rodzice niezwykle zwracali na to uwagę, czy że pilnowali jej braci (bo przecież nie jej, mogła robić co chciała, kiedy chciała i jak chciała) jak smoki, za nieprzyzwoite zachowanie będąc gotowym pożreć ich potem żywcem w domu. Nie mieli łatwo. Brania, oczywiście. Ale co, jej wina, że ona rodziców urobić umiała, a oni nie? Idioci.
- Cieszę się, to bardzo dobra nauka z jej strony.
Uśmiechnęła się szerzej do dziewczyny na jej dalszą odpowiedź, zaraz jednak dotarła do niej jedna rzecz. Mianowicie pewne niedopowiedzenie, na które czerwona flaga pojawiła się w jej małej, rozpuszczonej główce.
- Znaczy, nie macie miejsca, bo macie dużo zwierząt i rodzinę, czy...?
Przy tym mimochodzem zwróciła uwagę znowu na torebkę koleżanki, bardziej przyglądając się czy nowa rzecz jest na pewno nowa, a nawet jeśli tak, to nie "nowa z jakiegoś małego syfnego sklepu, o którym nikt nie wie". Yuck. Już teraz wolała jej nie dotykać. Torebki, nie dziewczyny, choć ta stałą obecnie pod znakiem zapytania. Lily oparła się znowu w siedzeniu, przyglądając się jej uważnie, choć nadal siliła się na uprzejmy uśmiech. Kolejne słowa ponownie zazgrzytały i nagle poczuła chęć "przypadkowego" bawienia się broszką, coby nagle jej tajemniczo nie zniknęła.
- Nie ma? Myślałam, że każda rodzina ma. W każdym razie każda z tych większych. - Zerknęła na broszkę. - W okręgu, głowa orła. Zamiast oczu, patrz, ma rubiny. Piękne, prawda? Symbolizuje siłę i dominację. - Cóż, to był nieco spłycony opis symboliki, ale kto by się czepiał jedenastolatki. - W zasadzie to pasuje idealnie do mojej rodziny.
Uśmiechnęła się, a wyglądający na atakującego orzeł z rozdziawionym dziobem zdawał się pokazywać prawdziwy charakterek rodziny, choć tylko dla "wtajemniczonych".
Ravenclaw |
50% |
Klasa II |
12 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Przez ten cały czas dziewczyna siedziała w sosem w książce, w każdym razie czy tego chciała czy nie kości musiały zostać rozprostowane. Ariadna znalazła wózek ze słodyczami zdumiewająco szybko. Jakby kobieta go prowadząca pojawiała się zawsze tam gdzie ktoś coś chciał zjeść coś słodkiego.
Kupiła trzy czekoladowe żaby i paczuszka fasolek . Było nie było, zawsze coś miała.
Przeszła kilka korytarzy i znalazła jeden przedział: były tam tylko jakiaś dziewczynki może w Ari wieku lub młodsze nie kojarzyła ich. Zapukała do przedziału, cała rozpromieniona. Na sobie miała niebieską sukienkę ledwie do kolan, lekkie sandałki a na ramieniu pufka. Prawdopodobnie przeszkodziła chyba w rozmowie.
Włosy nadal okropnie jej sterczały w nieładzie niemal tak samo jak włosy ale dziewczyna wpięła w nie dwie niebieskie spinki.
- Można się dosiąść? Nie powinnam zaufać sowie, że przytrzyma mi miejsce- uśmiechnęła się.
- A tak właściwie to Ariadna jestem- wypowiedziała spoglądając na dziewczynki.
- Ktoś chce fasolkę?- zapytała.
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Z początku nie bardzo zrozumiała pytanie Lilith. Nawet odrobinę zmarszczyła nosek w zastanowieniu, czy może nie wyraziła się odpowiednio jasno i do takiego właśnie wniosku doszła. No tak, powiedziała, że nie mogę mieć zwierzątek, bo ma jeszcze dwóch młodszych braci, ale nie zaznaczyła czy to może z powodu alergii, czy braku miejsca.
- Nie mamy miejsca, bo jest nasz szóstka w mieszkanku, rodzice, Arthur, ja i jeszcze dwójka młodszych braci. No i sowa Arthura. To już tłum w domu! - Uśmiechnęła się w nerwowym rozbawieniu. Z jakiegoś powodu poczuła się, jakby była... przesłuchiwana? Nie widziała w Lilith wrogości, skąd więc to dziwne odczucie? Ubzdurała coś sobie, bo troszkę się denerwowała rozpoczęciem szkoły?
- Hm, moja rodzina w sumie jest duża, jeśli spojrzeć na to ile nas jest w domu, ale nigdy nie słyszałam o tym, żebyśmy mieli herb. - Zastanowiła się przez moment, czy mama kiedykolwiek cokolwiek mówiła jej o herbach. I coś jej w głowie zaświtało. - Och, mówiąc "większe" miałaś na myśli duże rody, których wszyscy członkowie są czarodziejami, prawda? Moja rodzina nie jest takim rodem, tata jest niemagiczny. - Pokręciła przecząco głową. Co prawda cisnęło jej się jeszcze na język dopowiedzieć, że takie rody to śpią na pieniądzach, a Crawfordowie... cóż, nie mieli zbyt wiele. Pochylił się odrobinę w kierunku Lilith, przyglądając rubinowym oczom broszkowego orła. Fakt, ozdoba wyglądała pięknie. I na pewno była bardzo droga. Pewnie na tyle droga, że mogłaby ze spokojem pokryć koszty jej ekwipunku szkolnego, nowego ekwipunku szkolnego.
Zrobiło jej się jakoś tak... przykro. Może jednak poszuka brata i jego przyjaciół? Chociaż na chwilę, żeby podnieść się na duchu.
Już miała się odezwać i wstać, nawet chwyciła własną torbę, kiedy drzwi przedziału otworzyły się i stanęła w nich dziewczynka w podobnym wieku. Octavia nie odpowiedziała od razu na pytanie, najpierw zgramoliła się z siedzenia i zarzuciła torbę na ramię. Spojrzała na Lilith jakby przepraszająco.
- Pójdę poszukać brata, zapomniałam wziąć od niego napój na drogę. Do zobaczenia... - Przeniosła spojrzenie na nową dziewczynkę, uśmiechnęła się do niej przelotnie, po czym wyminęła ją w wejściu i odeszła w kierunku... cóż, poszła przed siebie z nadzieją, że natknie się na Arthura, Teddy'ego lub Kitty raczej prędzej niż później.
/zt
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
Cóż, jeśli do tej pory Octavia nie była dostatecznie zrozumiała swoim pochodzeniem, teraz jakoś wszystko się rozjaśniło dość żeby Lily w pełni zrozumiała z kim rozmawia. Dla każdego innego pewnie to byłoby nic złego, jednak ta dziewczynka nie zamierzała spoufalać się z kimś takim. Miała jedynie nadzieję, że chociaż będą miały inne Domy i nie będzie musiała pilnować dwadzieścia cztery godziny/ na dobrę swojej nowej broszki... Nigdy nie wiadomo!
Jej spojrzenie wyraźnie z nieco podejrzliwego przeszło w otwarcie nieufne i nagle jakoś mniej przyjazne. Teraz pokazywała "prawdziwą siebie", wredną, bezwzględną już teraz, przynajmniej jeśli chodzi o znajomości i po prostu próżną.
- Aha, rozumiem. - Powiedziała z przygasłym entuzjazmem, głębiej siadając na siedzisku, trochę jakby chciała być odrobinę dalej.
Jakoś nie podobało jej się przebywanie w tym samym przedziale z blondynką. Na szczęście ta sama zarządziła odwrót i Lily nie musiała osobiście jej tego sugerować. Nie żeby to był jej przedział, ale była tu pierwsza, jeśli ktoś miał wyjść, to właśnie Octavia. Nie będzie się plebsowi z drogi usuwać, ot co.
Zanim zdążyła ten taktyczny odwrót skomentować, drzwi otworzyły się i inna dziewczyna weszła do środka. Lily tylko poruszyła głową, nie mając na myśli ani "tak" ani "nie". Popatrzyła jedynie nieufnie za Octavią. Nie zakolegują się, to na pewno. A przynajmniej nie jeśli to od Lily miało zależeć.
- Lilith Royce. - Powiedziała chłodno, zwracając wzrok na blondynkę, jaka zajęła miejsce Octavii. Uniosła przy tym brodę dumnie. - Czy ty też nie jesteś czystokrwista?
Już nawet nie zamierzała bawić się w podchody skoro straciła tak koszmarnie czas przed chwilą.
|