Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- Serio, mogłabyś być bardziej przekonująca, faceci to lubią - odparł kręcąc lekko głową, po czym cicho odchrząknął, żeby rozpocząć swój mały występ. - Tak, co mówiłaś? Że jestem wyjątkowy? Że co by się nie działo, to o mnie śnisz po nocach? Co? Ja? Twoim kotkiem, mysiem-pysiem-królisiem?
Po tej wypowiedzi kiwnął na nią głową, unosząc brzmi tym lekko brwi.
- Można? Można.
Oczywiście w życiu nie oczekiwał od niej takich słów i gdyby tylko ktoś zwracał się do niego w ten sposób na poważnie, najpewniej nie opanowałby śmiechu... Ale hej, na razie tylko tyle im pozostało! Do wieczora mogli co najwyżej się powygłupiać.
- Mm... Skąd mam wiedzieć, co jest twoje? - zapytał zaraz.
Mógł się domyślać na podstawie tego, z kim Heather się prowadzała, ale przecież to tylko domysły! I nie chodził za nią cały czas. Musiała najpierw opowiedzieć mu, kto jest taki nie do zabierania...
- Nie... W mugolskiej poczcie nie ma litości. Po prostu zabij mnie, jak tylko okaże się, że moją jedyną opcją jest korzystanie z tego ścierwa, serio.
Przesadzał, to prawda, ale z jakiegoś powodu wydawało mu się to niepotrzebnie skomplikowane. Po pierwsze, trzeba było wychodzić z domu! To już pierwszy niezrozumiały krok. Ktoś powinien się dorobić na interesie łączenia poczty magicznej, z mugolską... I może to jakiś pomysł na przyszłość? Musiałby tylko znać zapotrzebowanie, ale wyobrażał sobie, że mugole mogą nie lubić sów, a czarodzieje skrzynek pocztowych i innych głupot.
- W tej chwili to już chyba resztę życia... - zauważył, choć nie zdawał się z tego powodu zadowolony. Może dlatego, że jego jedyny pomysł na przyszłość to ogarnięcie podobnej poczty, a ten i tak miał ledwie minutę.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Heather uśmiechnęła się lekko, by zaraz poszerzyć uśmiech pełen nie tylko rozbawienia, ale i pewnego rodzaju czułości, może przyjaźni połączonej z zaufaniem, co dawało efekt po prostu pełni uczuć skierowanych w jego kierunku. Nie uczuć zakochania, zupełnie nie. Po prostu może przywiązania, a może sympatii. Przemyślenia, że jest kochany i zasługuje na wiele więcej niż miał. Jak wielu, niestety.
- Tobie lubię pokazywać, że jesteś wyjątkowy, w bardziej intymny sposób, a nie tak niskopoziomowo, mój kochany. - powiedziała łagodnie, gładząc go po policzku lekko. - Ale jeśli sobie życzysz, od teraz możesz być moim misiem cukiereczkiem różowym pudrowym. - dodała, układając usteczka w ciup kiedy mówiła do niego tonem słodzącej dziecku mamusi.
- Jedno jest moje, i ma na nazwisko Davenport. Poza nim, zaklepane polizane, mogę się dzielić każdym.
Szczere, szczególnie kiedy dziecinna odzywka okazuje się faktem i Heather absolutnie miała na myśli to, co powiedziała. Nie rozmawiali przecież o relacjach przyjacielskich i tylko takich, zupełnie nie. Ich poziom relacji był bardzo intymny i przyjemnościowy, i z Noah tak samo. Może z tym wyjątkiem od wszystkich innych, że Noah dawał jej poczucie, że jej serce żyje, że jest ktoś wart każdej miłości i dobroci świata, i że byłaby w stanie za kogoś oddać życie. Tymczasem Ethan był tym, który sprawiał, że żyło jej się lepiej, łatwiej, i że wszystko, co było absolutnie podłe i okrutne, nie wydawało się aż tak raniące, jak zwykle. Przerażało ją jak bardzo chciała w swoim życiu ich obu, i jak bardzo ostatecznie nie mogła mieć żadnego.
- Nauczyłabym cię telefonów czy coś, ale czuję, że to będzie jeszcze gorsze. Chociaż może? Tylko musiałbyś sobie kupić jakiś telefon, nie sikam hajsem. Jak zacznę, wtedy ci powiem i uciekniemy razem w stronę słońca, ale poki co, niet. - Na jego ostatni komentarz uniosła brwi. - Przepraszam? - rzuciła z lekkim rozbawieniem, choć na jakimś mocno nieświadomym poziomie troszkę ją to ubodło. - Mogę od razu się odczepić jeśli sobie życzysz. - Dodała, poruszając się jak gdyby miała zamiar wstać.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- Ale czemu nie w oba? Nie ograniczaj się, możesz mi pokazywać jak tylko chcesz i nazywać właśnie misiem, czy czym tam sobie życzysz - odparł z równie szerokim uśmiechem.
Nie, w gruncie rzeczy nie zależało mu na tym wcale, ale była to zabawna wymiana zdań i przecież mógłby być to równie dobrze jakiś ich hermetyczny żart. Mogli sobie wzajemnie ironicznie misiować! Zwłaszcza, że Ethanowi nie pasowało to do żadnego z nich.
Gwizdnął sobie cicho na wiadomość, kogo ma nie ruszać. Właściwie nie miał zamiaru, ale może warto się podroczyć?
- No nie wiem, nie wiem... Jakby nie patrzeć Davenport jest interesujący...
Nie. W życiu nie zainteresował się Noah... Nie to, żeby coś do niego miał. Po prostu nie ciągnęło go do tej osoby.
Telefony... O telefonach wiedział niewiele. Przede wszystkim nie miał nigdy takiego w ręce, więc pozostawało wszystko w strefie mitycznych legend.
Zmarszczył brwi i już otworzył usta, by odpowiedzieć, ale jeszcze na dwie sekundy zrezygnował.
- Znaczy, przynajmniej do tego nie trzeba wychodzić, tak? To już coś...
Coś. Niewiele lepiej niż zwykła poczta, choć ta przynajmniej trochę przypominała korzystanie z sów...
Na jej próbę wstania, objął ją pospiesznie obiema rękoma w talii i przytulił głowę do jej piersi.
- Nie! - zaprotestował od razu, co brzmiało niemal dziecinnie. - Ty jesteś jednym z niewielu dobrych... Elementów tego świata. Zostajesz.
I chociaż cała ich rozmowa miała bardzo luźny i chwilami zabawny wydźwięk z teatralnymi wstawkami, naprawdę tak sądził. Relacja z Heather była dla niego czymś stabilnym. Reszta świata taka nie była.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
- Oh okej, dobrze, kupuję to. Ale nie akceptuję reklamacji, tak jeszcze żeby było to jasne.
Miała zamiar faktycznie jakiś czas go pomęczyć, tak żeby faktycznie więcej nie prowokował takich durnych odzywek, których ona osobiście nie znosiła w stosunku do siebie, a i słodzenie komuś nie sprawiało jej przyjemności, było tylko drogą do osiągnięcia czegoś. Oczywiście, że nie miała zamiaru tak się teraz zwracać do Ethana, jednak postara się najpierw żeby sam miał dość, coby nawet w droczeniu się nie było to widziane pozytywnie i słodko, a tak, jak ona widziała - raczej obniżającego IQ osoby przeciwnej.
- I zaklepany. - dopełniła zdanie spokojnie, z lekkim uśmiechem, choć czuła w sobie pewien rodzaj odruchu obronnego, coś jak, ironicznie, kłapnięcie zębami u psa, ostrzegawcze i sugerujące, ze ta droga nie jest poprawną. Stłumiła jednak ten odruch, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że naprawdę bardzo ma przesrane ze swoimi durnymi uczuciami wobec Noah. Nie powinna w ogóle ciągnąć tego romansu i z każdym innym zerwałaby od razu znajomość, dla własnego dobra. Nie miała jednak mocy i woli by zrobić to samo z Krukonem.
- No nie. Tylko trzeba kupować czasem... Doładować pieniądze. Żeby działało, działa tylko jak się skończą. Ale mniejsza, może po szkole podejmę próbę nauczenia cię obsługi. Może to faktycznie lepiej pójdzie.
Uśmiechnęła się na jego nagłe przytulenie. Oczywiście, oczekiwała powstrzymania, jednak oczekiwania a rzeczywistość to dwie różne sprawy i ucieszyło ją, że w tym przypadku były tym samym. Pogładziłą go jedną dłonią po włosach czule.
- Cieszę się, że tak uważasz. - Powiedziała szczerze, posyłając mu szczery grymas uśmiechu i jeśli za jej delikatnym gestem uniósł twarz, pocałowała go w usta nieco przeciągle, niespiesznie. Lubiła ich smak, i zapach jego ciała. Lubiła jego dotyk i czułość była dla niej czymś dodatkowo utrwalającym ją w tym przyjemnym, bezpiecznym miejscu, jakim były jego ramiona. - Dla mnie też jesteś wyjątkowy. - Dodała po pocałunku, by zaraz uśmiechnąć się w bardziej łobuzerski sposób, rozbawiony. - Specjalny.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- Mówisz, jakbym kiedykolwiek na ciebie narzekał - udał urażony ton.
Oczywiście, że narzekał. Zrobił to przed chwilą, domagając się przesłodzonych określeń! W dodatku absolutnie nie spodziewał się jeszcze, że mógłby tego żałować. Musiałaby naprawdę bardzo się postarać.
- Mmm... A wie, że jest zaklepany? - dopytał, wyraźnie sugerując, że jej słowa nie kończą tematu.
Naprawdę nie chciał nawet próbować jej go odebrać w jakikolwiek sposób... Ale zdaje się, że była to pierwsza sytuacja, w której Heather kogoś sobie zaklepywała. Chciał wybadać, w czym rzecz!
Zmarszczył brwi na jej oszczędną próbę wyjaśnienia działania telefonu. Doładować pieniądze... Nie mogła ująć tego bardziej precyzyjnie...
- Co? - spytał po chwili, kiedy zastanawiał się, czy to on jest idiotą, czy raczej wszyscy mugole, którzy tworzą jakieś dziwne urządzenia i jeszcze dziwniejsze zasady. I po co to komu? - Znaczy co, jak to, że dajesz czasem sowie odliczoną kwotę za, nie wiem, jakąś prenumeratę? Ale inaczej? Za co? Za wszystko?
Do tej pory podejrzewał, że telefony to wcale nie taka skomplikowana sprawa. Wiedział, że istnieją oraz że można się przez nie komunikować, ale nikt wcześniej nie mówił o dokupywaniu, czy doładowywaniu czegokolwiek... Były jednak elementy świata mugoli, które absolutnie go odrzucały - to jeden z nich.
Odwzajemnił zainicjowany przez Heather pocałunek i chociaż chciałby jej więcej od razu, szczerze cieszyły go te proste, krótkie chwile bliskości - kiedy nie bardzo obchodziło go to, że cały świat, który ich otaczał mógł być przeciwko nim z bardzo różnych powodów. Oczywiście nie była to miłosna historia, w której największym problemem była odmienna przeszłość, rodzina, czy otoczenie. Sytuacja była dużo prostsza. Świat był zły, a to co oni mieli między sobą było dobre. I jakoś miał przy tym nadzieję - być może naiwną - że bez względu na to, jak miało potoczyć się im dalej, Heather nadal będzie tym jednym stabilnym elementem, z którego czerpał ciepło. A przez ciepło rzecz jasna nie uważał jedynie ich zbliżeń.
- Aha... Ty też jesteś... Inna.
Nie mógł pozostać jej dłużny! Nawet jeśli jego odpowiedź nie była idealna.
Zaraz westchnął cicho i oparł policzek na jej ramieniu i utkwił wzrok w jej udzie, po którym zaczął kreślić losowe kształty palcem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Z jednej strony dobrze, że wózek z jedzeniem jeszcze był na początku pociągu - April miała do przejścia niemal całą jego długość, żeby się uspokoić. Z drugiej strony ten sam powód był w tej chwili jej zmorą, bo Vates nie dawał jej spokoju. Na dodatek jasny sweterek, spódnica, a nawet buty ozdobione były teraz lepkimi pomarańczowymi plamami przysychającego z wolna soku, więc pozom zażenowania nie malał.
Przemierzała każdy kolejny wagon szybkim krokiem, stukając obcasikami w wyraźnym pośpiechu. Ze spuszczoną głową patrzyła pod nogi, żeby nie rozdeptać pierwszaków ani nie wpaść na nikogo więcej, ale jakoś nie mogła zdobyć się na uniesienie spojrzenia na tyle wysoko, żeby mogła napotkać czyjś wzrok.
Wciąż zarumieniona ze wstydu, w końcu dotarła do przedziału 63, gdzie całkiem niedawno zostawiła Heather i swoją fretkę. Nie spojrzała, czy może ktoś się dosiadł, bo otwierając drzwi wbijała wzrok we własne buty. Tak samo, kiedy w pośpiechu zamknęła za sobą. wtedy dopiero odetchnęła ciężko i oparła czoło o szybę dzielącą ją od wyjątkowo pustego przejścia. Przy końcu pociągu zwykle nie było takiego tłoku i całe szczęście.
- Ugh, następnym razem, jak powiem komuś w żenującej sytuacji, że wciąż ktoś może mieć gorzej, to trzaśnij mnie w twarz. Jak przetrwa...m... - Odwróciła się do Heather w połowie swojej wypowiedzi i wtedy też zauważyła, że blondynka nie jest sama. W sumie zrobiło jej się teraz głupio, że nie spojrzała, czy może Gryfonka nie jest, hm, zajęta. Dobrze wiedziała o obyczajach przyjaciółki, ale nie podejrzewała, że już w pociągu...
- Na Merlina... Przepraszam, już was zostawiam. Tylko następnym razem może... zamknijcie drzwi na zamek? - Jedynie potrzebowała zabrać różdżkę, żeby się wyczyścić i transporterek z fretką. Najwyżej zaszyje się gdzieś na końcu wagonu i przesiedzi całą podróż sama. Usilnie ignorując złośliwości Vatesa towarzyszące jej teraz niemalże bez przerwy.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
- I obym się myliła! - rzuciła również udając oburzenie.
Dalej przewróciła oczami na jego pytanie, dając my przy tym prztyka w ucho.
- Uznajemy to za temat tabu, tak samo jak jego osobę dla twoich łapek, kochanie. - Powiedziała z mniejszym rozbawieniem. Niby nie bała się "zabrania" jej Noah, ani też nie była przecież zaborcza, ale... Czasem była? Sama siebie nie rozumiała, tak naprawdę, ale czuła się z lekka niezadowolona.
Westchnęła cicho. No tak, to będzie cięzki temat.
- Coś takiego. Wpłacasz pieniądz na telefon i możesz z niego korzystać póki nie wydasz. Tak w skrócie. Brzmi łatwiej?
Dla niej brzmiało, ale ona znała świat mugolski nawet lepiej od czarodziejskiego, dla niej nie było tematów tabu czy czegoś absolutnie niezrozumiałego. Prędzej awersja czarodziejów do świata mugoli nie była dla niej zbytnio zrozumiała, ale jako że nie czuła się w pełni przynależna mentalnością do nich.
Zaśmiała się szczerze dopiero na dalszy komentarz, nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo April raczyła zjawić się z powrotem. Heather podniosła na nią wzrok, absolutnie nie ruszając się z kolan Ethana, przy czym uniosła brwi na jej załamanie przy drzwiach.
- Oh, nie, spokojnie, nie planowaliśmy dalszych przygód, zostań. - Wtedy dopiero zobaczyła jej poplamione ubranie, jak i poczuła zapach pomarańczy. Zmarszczyła brwi, lustrując ją wzrokiem. - Co się stało na boga? - Zapytała, łaskawie wstając z kolan Ethana jeśli tylko jej pozwolił, bardziej ze względu na April niż na niego.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Wpłacanie pieniędzy na telefon... Jak miałoby się to odbywać? Widział kiedyś mugolskie pieniądze, mugolskie telefony również! Otworu na pieniądze nie było, a nawet jeśli by był, to co miałoby dziać się z nimi później? Czy raczej miał komuś zapłacić za to, żeby pieniądze magicznie pojawiły się w jego telefonie. Ale właśnie, problem polegał na tym słowie - magiczne. W życiu mugolach miało nie być nic magicznego, prawda? Nie, nie, nie. Absolutnie nie brzmiało to prościej. Ethan potrafił posługiwać się radiem i dostęp do mugolskiej muzyki zdecydowanie do tej pory mu wystarczał.
- Tak... - skłamał nawet nie siląc się na przekonujący ton.
Kiedyś pokaże mu, jak to działa w praktyce... Nie był przekonany, czy aby na pewno chciał wiedzieć, jak to działa, ale przecież po szkole będą mieli mnóstwo czasu na robienie... Rzeczy.
Popatrzył ku April, gdy tylko przekroczyła próg przedziału i odprowadził ją wzrokiem aż do miejsca tuż przy oknie. Gdy tylko usiadła, zerknął ku Heather nieco pytająco - głównie dlatego, że nie był pewien, czy to moment na powitania, czy też Krukonka może miała z jakiegoś powodu focha na wszystko, co ją otacza? Czy to te dni? Czy co?
A jednak gdy dziewczyna sama zwróciła na nich uwagę, nie mógł powstrzymać parsknięcia. Szybko zabrał też swoje ręce z Heather i uniósł je lekko ku górze.
- Nie, nieprawda, nic się nie dzieje, jesteśmy grzeczni! - wypalił szybko, mimo wszystko z rozbawieniem. - Heather tylko na mnie upadła.
Oczywiście nawet nie chciał oszukać April. Wiedział, że wszystko było tu oczywiste - może faktycznie poza ich dalszymi planami.
Był nawet gotów do wyjścia, ale zwrócił uwagę na ubranie Krukonki, gdy tylko Heather zdążyła o to spytać. O nie, teraz nie wychodził. Czas odnaleźć w sobie największą plotkarę w Hogwarcie - zdecydowanie chciał wiedzieć, co tak żenującego ją spotkało. I to wcale nie po to, by potem ją pogrążyć! Przemawiała przez niego ciekawość - a dokładniej kazała siedzieć mu cicho, dając pole do popisu samej Kingsley.
Zadanie: [5] Razem raźniej
Uczestnicy: Heather Hathaway, April Kingsley
Progress: W sumie gotowe!
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Słysząc wyjaśnienie ich konfiguracji przez Ethana, posłała mu spojrzenie jasno sugerujące, że nie kupuje tej bajeczki. No tak, na pewno upadła, mhm. Zdążyła wyciągnąć różdżkę z torby leżącej tuż obok transporterka z fretką, ale zanim wykonała kolejny krok, Heather już zwróciła uwagę na pomarańczowy stan jej ubrań. Z zawstydzeniem sama spojrzała w dół na te mało estetyczne plamy i zarumieniła się nieco mocniej.
- Stało się coś bardziej kompromitującego, niż kolorowa bielizna Cass rozrzucona na peronie. - Westchnęła krótko. Może i jakby faktycznie postawić te dwie sytuacje obok siebie, to jednak latające po peronie majtki Montrose były bardziej zawstydzające, ale w osobistym rozrachunku April czuła, że jednak jej własna wpadka przysporzyła dużo więcej zażenowania.
Nie chciała za bardzo rozwijać swojej wypowiedzi przy Ethanie, doskonale wiedziała, że przyjaźni się z Willem. Pewnie i tak usłyszy o tym od samego Josepha, po co więc ma się jeszcze ona sama dodatkowo ośmieszać? Wystarczyło już, że właśnie teraz widział ją o części przemoczoną. Na pomarańczowo - jakkolwiek dziwnie i sugestywnie by to nie brzmiało.
Wystarczyło już tego wstydu, czas się wyczyścić, zanim cały pociąg będzie miał okazję widzieć ją w takim stanie i domniemywać co też się stało.
- Człoszczyść! - Wycelowała różdżkę w największą plamę na sweterku, ale ku jej własnemu przerażeniu zaklęcie nie miało żadnego, nawet najmniejszego efektu. No pięknie...
Gromki wybuch znajomego śmiechu zwrócił jej uwagę w bok, gdzie Vates skręcał się na wolnym siedzeniu, jakby właśnie obejrzał najlepszy skecz świata.
HAHAHA! No nie mogę! Hahaha, William miał w pełni rację odmawiając twojej propozycji czyszczenia! Co, nadal uważasz się za tak dobrą z zaklęć? Proszę, niech ten dzień się nie kończy, jest zbyt zabawny...
Widzialny i słyszalny tylko dla April osobnik otarł łzy rozbawienia, nieprzerwanie śmiejąc się z całej żenującej dla niej sytuacji.
Całkowicie zrezygnowana i czerwona ze wstydu, usiadła ciężko na najbliższym tyłka siedzeniu, oparła łokcie o kolana i ukryła twarz w dłoniach. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. Albo zniknąć, to też niezła opcja.
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Sama April
Progress: 1/3 - nieudane Chłoszczyść
Kostka: 1... D:
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Jakoś to wszystko nie wyglądało tak dobrze. Ogólnie, niby to było tylko zalanie soczkiem mogące zniknąć w sekundę jak rzucić zaklęcie... Ale Krukonka się starała i rzuciła je bez powodzenia. To tylko upewniło Heather, że faktycznie spotkała ją jakaś totalnie słaba, ciężka sytuacja, i koniecznie chciała ją jak najszybciej omówić.
Ale nie ze swoim ukochanym, ale ogonkiem za plecami. Spojrzała na Ethana z lekkim uśmiechem, ale naglącym spojrzeniem.
- Ethan, chyba powinieneś się przywitać z kimś jeszcze, hm? Tylko nie aż tak miło jak ze mną, jeszcze za bardzo ci się spodoba.
Mrugnęła do niego zaczepnie, jednak jednocześnie lekko poklepała go w ramię w geście uprzejmego "sio", wzmacniając klepanie jeśli jakkolwiek stawiał opór w wychodzeniu. Ale chciała zostać sama z April i jak by nie chciała ich obojgu tutaj, jednak są priorytety przyjaciółek, i to był właśnie jeden z nich!
- Potem cię znajdę - rzuciła jeszcze do niego.
W końcu Ethan wyszedł, CHYBA, Heather jednak już obróciła się do April, ucałowując ją lekko w zewnętrze dłoni. Kucnęła przed nią po tym, zaglądajac jej w twarz.
- No, to co się stało? Opowiedz mi. - Powiedziała łagodnie.
Słuchając, wstała po swoja różdżkę, wydobywając ją z torebki i nakierowując na April.
- Pozwól mi. Chłoszczyść.
... I nic się nie stało. Absolutnie nic. Heather zamrugała, po czym spojrzała na April nieco niezręcznie, acz pytająco.
- Ten sok to magiczny był?
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Heather
Progress: 2/3 - nieudane Chłoszczyść
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Jakoś to wszystko nie wyglądało dobrze, ale Ethan nawet nie pomyślał, że mogłoby być źle. Każdemu może zdarzyć się pobrudzić, prawda? Owszem, zauważył, że musi kryć się za tym jakaś większa historia, ale na pewno nie uważał, że wymaga to większej troski ze strony Heather oraz wywalenia go z przedziału! Był zwyczajnie ciekaw, a gdyby poznał choć zalążek całej historii, pewnie tylko chciałby wiedzieć więcej. Chociażby przez wzgląd na Williama. Ewentualnie pobiegłby do drugiego źródła.
Popatrzył na Gryfonkę z pretensją, kiedy otwarcie zaczęła go wyganiać.
- Co? Po takim odrzuceniu chyba jasne, że muszę znaleźć pocieszenia w ramionach innej! - zagrał ogromne oburzenie, wstając z miejsca. - Czy tam innego.
No dobrze, nie miał aż takich wyrzutów, aczkolwiek nie zdążył nacieszyć się towarzystwem Heather! Teraz już na pewno nie odpuści jej małej imprezy po uczcie.
- A też chciałbym wiedzieć, co się stało, to troska... - wymamrotał kręcąc głową z dezaprobatą.
Wychodząc, zatrzymał się jeszcze w drzwiach, by zwrócić się dla odmiany do April:
- A. Fajna fretka, tylko że Heather chciała ją opchnąć, ewentualnie zostawić ze mną, a chyba oboje wiemy, że to jeszcze gorszy pomysł niż z nią.
Mówiąc to, kiwnął jeszcze głową ku Gryfonce, a następnie posłał obu uśmiech i wycofał się. Na wyjście zastukał jeszcze palcami o drzwi przedziału, rozglądając się na prawo i lewo, kiedy jeszcze decydował się, z której strony będzie miał więcej szczęścia kogoś znaleźć. Ostatecznie zdecydował się odejść w prawo.
z/t
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Chowając twarz w dłoniach wzięła kilka głębokich, powolnych oddechów, starając się ignorować Vatesa i krótką wymianę zdań między Heather i Ethanem. Spojrzała na chłopaka spomiędzy palców dopiero, kiedy wspomniał o fretce, ale nie miała nawet siły zareagować jakkolwiek - czy to pozorną złością, czy szczerym rozbawieniem. Naprawę chciała, żeby ten dzień już się skończył, nie ważne, że tak naprawdę dopiero się zaczynał. Z takim startem w nowy rok szkolny wolała nie myśleć co też czeka ją w przeciągu kolejnych miesięcy. I miała szczerą nadzieję nie mieć żadnej wizji, tym bardziej w trakcie podróży.
Jak tylko drzwi przedziału zamknęły się i April została sama z przyjaciółką (i Vatesem, ale bardzo mocno starała się nie zwracać na niego uwagi), wypuściła z siebie powietrze ze świstem i opadła na oparcie, jednocześnie zsuwając się nieco po siedzisku. Mocno zarumienione policzki piekły na tyle mocno, że aż zaczęła myśleć o tym jak okropnie musi to wyglądać przy jej rudych włosach.
- Wpadłam na Williama. I to tak dosłownie. Zaraz po tym, jak kupiłam sok i już wracałam do przedziału akurat napatoczył się w przejściu w wagonie najbardziej obleganym przez najmłodsze roczniki... - Wpatrując się we własne dłonie i skubiąc coś przy paznokciach opowiedziała Gryfonce o tym, co zaszło kilkanaście minut temu, z zawstydzeniem nawet przytaczając jej komentarze, jakimi uraczył ją Joseph. Chociaż czuła wciąż zażenowanie mówiąc o całym incydencie i na nowo rumieniła się niczym dorodna piwonia, to akurat przed Heather nie ukrywała żadnych szczegółów. Ufała jej całkowicie, przyjaźniły się na tyle długo, że blondynka wiedziała nawet o istnieniu Vatesa.
Skończyła relacjonować przypadkowe spotkanie z Williamem akurat na czas, żeby Gryfonka mogła spróbować wyczyścić plamy z soku, których sama nie dała rady usunąć. Kiwnęła jedynie głową na zgodę, dając jej całkowite przyzwolenie na działanie. Ale... nic się nie stało. Zaklęcie okazało się takim samym niewypałem, jak jej własne. Może trochę to było niepoprawne, ale April poczuła się dzięki temu odrobinę lepiej i nawet jakiś cień uśmiechu pojawił się na jej ustach, kiedy zaskoczona brakiem rezultatu Heather zapytała, czy aby soczek nie był magiczny.
- Mam nadzieję, bo w innym wypadku zacznę powątpiewać w nasze umiejętności rzucania zaklęć. - Spojrzała ponownie na pomarańczową plamę, następnie na siedzącego tuż obok Vatesa rzucającego obraźliwe komentarze w kierunku blondynki, po czym chwyciła ponownie za własną różdżkę. Powstrzymała ochotę wsadzenia jej w oko swojego przyjaciela - nie zdałoby się to na wiele, bo przecież istniał tylko w jej głowie - i westchnąwszy głęboko spróbowała znowu zaklęcia czyszczącego.
- Chłoszczyść! - Ku jej własnej uldze tym razem plamy zniknęły z ubrań, a razem z nimi uczucie nieprzyjemnie lepkiej wilgoci.
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Sama April
Progress: 2/3 - tym razem udane Chłoszczyść
Kostka: 9
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Słuchała uważnie co April miała do powiedzenia, przyglądając się jej w milczeniu. W zasadzie to nei wiedziała czego się spodziewać, ale im dalej mówiła April, tym bardziej Heather gubiła się między rozbawieniem a współczuciem. Bo to było zabawne! Ale okropne też... Szczególnie gdy Gryfonka już dawno zauważyła, że między tą dwójką coś piszczy, nie wiedziała tylko co dokładnie, i najwyraźniej żadne z tych gamoni też nie myślało o tym za wiele. Osobiście ich zwyczajnie shipowała, ale to akurat były jej własne myśli.
- Okeej. To brzmi jak komedia, ale z tych kiedy jesteś na równi zażenowana z bohaterem. - Zauważyła w pierwszej chwili, siadając na przeciwko niej wygodnie. - Ale wkurzył się na ciebie? Ja byłabym zła jakby ktoś oblał mnie sokiem. Oczywiście, jak coś ci powiedział to go skopię, ale sugeruję tylko, że czasem takie wydarzenia wiesz... Łączą.
Mrugnęła do April znacząco, uśmiechając się lekko w zadziorny, wcale nie niewinny sposób. Starczyło żeby jej rogi urosły i byłaby diablicą z krwi i kości.
Popatrzyła na znikającą plamę. A więc są sierotami i nawet Chłoszczyścia dziś nie mogą rzucić za pierwszym razem, no ładnie. Westchnęła cicho pod wpływem tej myśli, po czym spojrzała spokojnie na przyjaciółkę.
- Słuchaj, zdarza się. Nie pierwszy raz ktoś się z jedzeniem czy piciem wpakował na drugą osobę, szczególnie, że pierwszaki biegają jak oparzone, a korytarze są wąskie. Ale, co jest tu zbawienne, jesteśmy cholera czarodziejami, jedno zaklęcie i nie było tematu. Nikt nie zginął, nie stresuj się. - Uśmiechnęła się wspierająco. - Naprawdę są gorsze rzeczy niż sok pomarańczowy, przynajmniej wiemy, że nie jest magiczny niespieralny.
Co było chyba dużym plusem! Tak to by była mokra do samej szkoły, fuj.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Może w oczach każdej innej osoby cała ta sytuacja nie brzmiała na tak żenującą, jak była dla April. Może faktycznie było to coś całkiem normalnego, przez co wcale nie miała powodu do zawstydzenia. Nie mniej dla niej było to coś, przez co miała ochotę zniknąć. Choćby dlatego, że William - jak większość chłopców - onieśmielał ją choćby samym spojrzeniem! Nadal nie było to tak ekstremalne, jak w przypadku Noah (z którym zdarzało jej się przeprowadzić w miarę normalną rozmowę!), ale jednak. Cóż, w koledze z domu podkochiwała się od grubo ponad roku, natomiast Gryfon... nawet jeśli Heather coś między nimi widziała, to Kingsley nadal nie była tego świadoma.
Na pytanie, czy Will wkurzył się na oblanie go sokiem, April pokręciła przecząco głową, sprawdzając jeszcze czy aby na pewno cała plama z ubrania została wyczyszczona.
- No nie, nie zdenerwował się... chyba. Znaczy... Też bym się wkurzyła, ale on był nadal tym samym zuchwałym... sobą. - Uspokoiwszy się odrobinę po podzieleni się całą historią z przyjaciółka, mogła teraz nieco bardziej na chłodno przeanalizować sytuację. Czyżby przesadziła z reakcją? Jakkolwiek by nie było, sugestywny ton i zadziorny uśmiech Hatheway wywołały kolejny rumieniec i dziwne ściśnięcie żołądka. Z jakiegoś powodu pomysł, że niezdarna sytuacja mogłaby ich połączyć, nieco ją zestresowała.
Nie do końca przekonana pokiwała głową w niemej zgodzie na słowa Gryfonki. Pewnie miała racje i nie powinna tak przeżywać... ale jakoś nie była w stanie sama siebie do tego przekonać.
- No tak, zaklęcie i po sprawie, problem polegał na tym, że nie miałam przy sobie różdżki. - Wzruszyła lekko ramionami w zrezygnowaniu, po czym przetarła twarz dłonią, uważając na staranny, delikatny makijaż, jakiemu poświęciła rano kilkanaście cennych minut. - I co gorsza z soku została jedynie plama, nadal chce mi się pić. Chociaż teraz to chyba nawet celowo wylałabym na siebie cały kubeł wody z lodem... - Niezadowolona z samej siebie spojrzała niewidzącym wzrokiem w stronę okna, żeby nie patrzeć na dziki uśmiech satysfakcji na twarzy Vatesa. - Masz może przypadkiem taki kubeł przy sobie? - Starając się (pewnie odrobinę nieudolnie) rozładować wewnętrzne napięcie, posłała Heather delikatny uśmiech mający sugerować, że już nieco jej lepiej i że próbuje żartować.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Uniosła brwi, po czym pokiwała głową spokojnie.
- No tak, w zasadzie jeśli chce dalej flirtować, nakrzyczenie na ciebie nie pomoże. Ciekawe ile soków wytrzyma. - Zaśmiała się lekko. - Jak nie jesteś zainteresowana, mogłabyś przynajmniej to sprawdzić.
No była zołzą złośliwą i bezduszną, to prawda. Dla April miękła i by zamordowała każdego, kto by jej źle zrobił, ale dla większości żyjących lub nie, była zwyczajnie wredna i samolubna. Układała świat pod siebie i malowała własnymi kredkami. Tak była nauczona, by cokolwiek mieć, trzeba samemu to wydrzeć i nie patrzeć na innych, bo to prosta droga do oddania im szczęścia, które samemu można mieć. Każdy sobie rzepę skrobie, czy nie tak?
Uśmiechnęła się szerzej do April na jej ponury żarcik, po czym poklepała ją po kolanie.
- Dobrze, kochana, to może poświęcę się i ja nam coś przyniosę. Sok sobie odpuszczę, chyba masz go dość, ale mnie dzieciaki i tak nie odważą się pyrgać. Wyglądam jak Cruella, tylko w kolorze i długich włosach.
Coś w tym było... Wstała i skierowała się do drzwi. Zatrzymała się w nich tylko na chwilę by obejrzeć się na przyjaciółkę, mrugnąć do niej zupełnie jakby coś knuła - a nie knuła! chyba... - i wyszła, idąc korytarzem po picie.
zt.
|