Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Łąka Po prostu łąka. Nie ma tu nic niezwykłego, nadzwyczajnego, związanego z magią w jakimkolwiek stopniu. Otwarta przestrzeń pokrywa w większości trawą i mniejszości pojedynczymi kwiatuszkami, z jakąś wydeptaną dróżką do wielu innych miejsc, jakie tu są, zapewne ciekawszych.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
15 września; 17:07
Wielu by powiedziało, że dzisiejsza pogoda za oknem jest dość wątpliwa, można by rzec, i po prostu nie opłaca się wyjść, bo pewnie będzie zimno, wieje, jeszcze niech deszcz spadnie i będzie tyle z tego. I tu pojawiał się niepoprawny romantyk i poeta, Raphael, który widział w tym wszystkim wenę i okazję by zaznać czegoś innego niż tylko same spacery w słońcu. Nie żeby takowych nie doceniał! Po prostu widział piękno wszędzie.
Czasem chodził sam, a czasem zabierał ze sobą na spacer jakiegoś miłego towarzysza. Często była to Oriane, z którą lubił spędzać czas, jednak jej by nie zabrał na dwór w pogodę powszechnie uznaną za "nieprzyjazną". Była na to zbyt filigranowa i taka... Zbyt przyzwoita, tak by to określił. Zbyt perfekcyjna i nie pasująca do wiatru czy kropli deszczu. Za to Skyler, którą to dziś odnalazł by zaproponować wspólny czas, zdawała się chyba otwarta dość by nie przejmować się na chwilę komfortem idealnym, a spojrzeć na rzeczy szerzej. Albo po prostu, mówiąc wprost, przyjąć na klatę słabsze warunki i polubić je albo więcej nie dać się nigdzie ciągać. Oriane by tak nie testował, Skyler jednak nie była z nim związana z góry, była po prostu koleżanką.
Złapał ją po zajęciach Transmutacji, proponując spacer, na który zresztą się zgodziła na szczęście. I to szczerze! Bo wiedziałby gdyby nie chciała, jakby nawet nic nie powiedziała na głos, wiadomo. Czekał na nią przy wyjściu na Błonia, w swoim lepszym fraku z misternymi wzorami ze złotej nici, trzymając w ręku parasolkę. Naturalnie, zabrał też swój mały notatnik z ołówkiem, ale ten mieścił się w kieszeni fraku, zatem nie widać było, że jest gotowy zawsze i wszędzie na wenę tworzenia poezji czy cokolwiek. Rozpuszczone włosy palcami tylko ułożył żeby jakkolwiek schludnie (czyli bardzo, ale sam był z lekka perfekcjonistą i dla niego to było ledwie "w miarę") włosy, choć loczki zawijające się na końcach zupełnie nijak były jego zdaniem estetyczne. Ale trudno.
- Dobrze cię widzieć ponownie. - Powiedział z uśmiechem gdy Skyler dołączyła do niego, po czym zaproponował jej ramię niczym rodowity gentleman. - Nie powinno padać, ale w razie ewentualności zabrałem parasolkę. - Wyjaśnił od razu przyczynę jej posiadania, wychodząc na zewnątrz i niespiesznym krokiem kierując się główną ścieżką ot przed siebie. - Już masz koniec zajęć na dzisiaj, prawda?
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
To nawet było nieco dziwne, bo nie powiedziałaby, że zabawne, że przez siedem lat jej kontakt z niektórymi rówieśnikami ograniczał się jedynie do uśmiechów i kilku miłych słów. Kiedy tak naprawdę skrywali w sobie pokłady ciepła, optymizmu i sympatii! Tak jak na przykład z Raphaelem. Miała wrażenie, że ostatni projekt z eliksirów jakoś pomógł im w lepszym dogadaniu się. A może to zwyczajnie ciasto, które przyniosła? W końcu słodycze potrafiły przekonywać niejedną bestię i przełamywać każdy upór. W końcu nawet Merry, o tak powierzchownie chłodnym podejściu do wszystkiego, uwielbiała słodycze! Tak, to zapewne zasługa czekolady.
Pierwotnie była nieco zaskoczona, że pomyślał właśnie o niej i zaprosił ją na zwykły, koleżeński spacer po lunchu. Ale zgodziła się bez większej chwili namysłu. Zresztą, o czym miała myśleć? Lubiła Raphaela i tym bardziej była szczęśliwa, że pomyślał o niej oraz chciał spędzić z nią miło czas.
W głowie nawet pojawił się jej plan! Może czasu nie miała zbyt wiele – na pewno nie tak wiele jak ostatnim razem – ale po drodze z kuchni zabrała własnej roboty ciasteczka z okruchami mlecznej czekolady i ignorując zupełnie fakt, że może nie być okazji, aby je zjeść (bądź co bądź, pogoda nie należała do tych najcieplejszych i najpiękniejszych), stawiła się o umówionej godzinie z niewielką torbą przewieszoną przez ramię.
Powitała Raphaela ciepłym uśmiechem.
— Dzięki. Ciebie też.
Minęła dobra chwila, podczas której patrzyła na niego wysunięte ramię. Dawno nie spotkała się z takim traktowaniem. Być może tak właśnie zachowywano się na salonach i w towarzystwie, ale Skyler była odsunięta kompletnie i od tego świata, i od tamtejszej etykiety, i uważała, że niczego w tym nie traci. Ale i tak uznała to za bardzo miły gest z jego strony… chociaż nieco… zbyt bliski? Chyba tak by to nazwała.
Ale nie wypadało też odrzucać takiego zaproszenia, dlatego przyjęła jego ramię, choć czuła się odrobinę skrępowana aż taką bliskością.
Dopiero kiedy sam zwrócił jej uwagę, spojrzała na parasolkę i roześmiała się.
— Jesteś przygotowany na każdą ewentualność – bardziej stwierdziła, choć pierwotnie miało być to pytanie. Podczas projektu przecież było to samo! I tak samo upierał się, żeby wszystko przynieść za nią. Dobrze, że dał jej chociaż mieć trochę wkładu własnego w ten projekt. – Ja wzięłam ze sobą kilka ciastek. Na milszą ewentualność – dorzuciła z uśmiechem.
Ostatnio w końcu przyniosła całe ciasto.
Zastanowiła się przez chwilę.
— Z tych obowiązkowych to tak, to już koniec. Dzisiaj jest jeszcze spotkanie klubu eliksirów, o ile kojarzę. Czemu pytasz?
Zaciekawił ją. Planował jakieś dłuższe spotkanie niż spacer po błoniach?
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Cóż, Raphael nie rozważał za bardzo o tym czy już mógłby zaprosić Sky na spacer, czy nie. Znali się od kilku lat, nawet jak nien gadali za dużo do tej pory, a to był tylko spacer. Szczerze nie widział w tym nic więcej, ale też nie rozumiał pewnych barier społecznych, chociażby właśnie zamykania się na pewne rzeczy, bo "co jeśli jest za wcześnie" na cokolwiek. Za dużo nieporozumień widział codziennie, słyszał w głowach innych, by samemu na nie pozwalać. Zatem nie wahał się by zaprosić Puchonkę na spacer, ani nie uważał, jak na jego maniery, by zaproponowanie ramienia było niestosowne. W zasadzie, dla niego to był całkiem naturalny, trochę automatyczny gest i póki nie posłyszał wahania i zdziwienia w głowie Sky, nie pomyślał, że mogłoby to być dla kogoś niekomfortowe. Za późno jednak by się z tego wycofać, zatem poprowadził ich tak, jak byli, choć już miał na uwadze by zachować możliwy dystans skoro dziewczyna się stresuje takimi gestami. Dla niego nie musiały nic znaczyć, jeśli ona nie była przyzwyczajona, on też nie chciał wprawiać jej w zakłopotanie. W końcu spacer miał być miły i przyjemny!
- Staram się jak mogę. - Powiedział z uśmiechem swobodnie. Zerknął na jej torbę krótko w zaskoczeniu, choć nie przesadnym, bo w sumie ostatnio też ciastka przyniosła przecież. - Rozumiem zatem, że fanką deszczu nie jesteś? - Zagadnął przyjaźnie, zerkając na nią. - Osobiście uważam, że każda pogoda jest w pewien sposób przyjemna. Może niekoniecznie w tym przypadku moknięcie, to chyba nigdy nie jest przyjemne, dlatego parasol, ale po deszczu na przykład lepiej docenia się te słoneczne dni, prawda?
W zasadzie samym pytaniem nie miał zupełnie nic na myśli większego niż zainteresowanie jej dniem. Upewniał się, że jej nie przeszkadza, choć skoro się zgodziła wyjść, to zakładał, że wie co robi i ma na to czas. Jego plan spacerkowy też nie zakładał, że będzie ją wiele godzin ciągał po polach, nie chciał jej tak męczyć. Przy okazji choć sam do klubu żadnego póki co nie chodził, nie umniejszał jego wadze i przejął się tym, że Sky nie miała znowu tak wiele czasu.
- Nie chcę ci psuć po prostu jakichkolwiek planów. - Przyznał szczerze uśmiechając się lekko do niej. - W każdym razie o ile pogoda nie zrobi tego pierwsza. - Dodał, zerkając na niebo w krótkim namyśle. Spojrzał na nią zaraz ponownie. - Słyszałaś może o wydarzeniach z minionego weekendu? Jacyś ludzie poszli w nocy do Zakazanego Lasu się ścigać na miotłach. - Zgroza! Niedowierzanie! Wyraźnie był tym co najmniej zdegustowany.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Odpowiedziała uśmiechem na jego uśmiech, który poszerzył się znacznie (i do niego dołączył element lekkiego rozbawienia, ale też i satysfakcji), gdy dostrzegła cień zdziwienia przebiegający przez jego twarz. Uwielbiała zaskakiwać i uwielbiała robić niespodzianki. Szczególnie, gdy te niespodzianki były słodkie! Takie były najlepsze!
A poza tym – uwielbiała wywoływać uśmiech na twarzach innych. Może dlatego tak bardzo uwielbiała gotować i patrzeć, jak potrawa przyjemnie drażniąca kubki smakowe na językach wywoływała przyjemność malującą się na twarzach.
Zastanowiła się przez chwilę. Czy była fanką deszczu?
— Hm, chyba nie jestem – stwierdziła po krótkim wahaniu. Ale po wysłuchaniu tego, co mówił Raphael, skłonna była przyznać mu rację w bardzo wielu aspektach. – W zasadzie dlatego na świecie istnieją przeciwieństwa, prawda? Przyjemności i nieprzyjemności. Nieprzyjemności, głównie żeby czegoś nauczyć, ale też żeby lepiej doceniać przyjemności – zamyśliła się przez chwilę. – Tak jak wtedy, gdy przypadkiem ugryziesz spory kawałek chilli, a potem łapiesz za dzbanek wody. Nigdy woda nie smakuje tak dobrze, jak po czymś bardzo ostrym albo gorzkim – dorzuciła żartobliwie.
Posłała mu uprzejmy uśmiech. To było miłe, że się o to troszczył.
— Nie psujesz. Gdyby było inaczej, powiedziałabym Ci to.
Sky z reguły była uprzejmą osobą, która troszczyła się o innych, ale swoje granice stawiać potrafiła. Bo jeśli sama ich nie postawiła, zazwyczaj pilnowała ich Merry. A przecież nie chciała kłopotać siostry, kiedy sama musiała zająć się wpierw sobą!
Dopiero po jego wypowiedzi zerknęła w niebo, na kłębiące się chmury. Faktycznie, zapowiadało się na deszcz, ale…
— W takim razie dobrze, że wziąłeś parasol – dorzuciła, chcąc dać znak, że wcale nie ma zamiaru uciekać ze spotkania tak szybko.
Jej dobry humor stanął pod wielkim znakiem zapytania, gdy Raphael zapytał ją o niedawne wydarzenia z Zakazanego Lasu. Oczywiście, że o tym słyszał. Cała szkoła o tym już słyszała…
— Słyszałam, niestety – dodała z wyczuwalną w głosie złością. – To było strasznie mądre z ich strony. Oczywiście, kilku wylądowało w Skrzydle Szpitalnym, ale to jest cud, że nic poważniejszego sobie nie zrobili. Albo nic nie zrobiło krzywdy im. Przecież… poszli tam w środku nocy! A w Lesie jest mnóstwo niebezpiecznych stworzeń. W starciu z taką, na przykład, akromantulą, żadne nie miałoby szans. Dzisiaj wszyscy byliby zawiniętymi w sieci kokonami.
Ugryzła się w końcu w język, bo widocznie złość sprawiała, że mówiła więcej niż trzeba było. Ale taka była prawda! Była wściekła, bo ominęli jakimś cudem wszystkie patrole i postanowili pobawić się w tak głupi sposób, narażając nie tylko swoje zdrowie, ale też i życie! Co oni sobie myśleli? Przecież szkoła za nich odpowiadała!
— Do tej pory nie rozumiem, jakim sposobem ominęli wszystkie patrole – dorzuciła tylko z westchnięciem, podczas którego próbowała pozbyć się tego nagłego ciśnienia. Ale chodziło o to, że to ona miała wtedy patrol i nikogo z nich nie zauważyła… Jak?
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Z pewnym zdziwieniem obserwował nie raz jej optymizm. Takim przyjemnym zdzziwieniem, satysfakcją, że nie wszyscy na tym świecie są skrzywdzeni. A widział i słyszał wiele złego, naprawdę wiele. Tak samo czesto nie chciał wiedzieć, ale nie miał wyboru. Męczące było codziennie, całe dnie, współistnienie z problemami każdego dookoła. Z czasem w miarę nauczył się od tego jakoś dystansować, odcinać, starał się nie brać do siebie pewnych rzeczy i nie wtrącać do nie swoich konfliktów czy problemów. Ale był z natury po prostu dobry, chciał dla wszystkich jak najlepiej. Męczące było pozwalać na zło, nawet jak i tak nie miał na nie wpływu.
Skyler za to nie męczyła. Ona była taka... Lekka. Jasna, zupełnie jakby kolor jej szat odpowiadał też kolorowi jej duszy. Uśmiechnięta, pełna energii. Nie zawsze miała perfekcyjne dni, ale nie o to chodziło. Chodziło o tą siłę, tą wiarę w dobro, energię żeby wziąć od zycia więcej niż samo z siebie dawało.
Uśmiechnął się szerzej gdy Skyler słownie podsumowała właśnie to, co w niej tak doceniał, ku jej niewiedzy. Pokiwał głową w geście zgody bez najmniejszego wahania. Po czym zaśmiał się lekko, szczerze, na jej przykład bardzo prosty i trafny zresztą.
- Brzmi jakbyś doświadczyła tej przyjemności? - Zagadnął z rozbawieniem, spoglądając na nią.
Nie chciał psuć humoru i atmosfery swoim kolejnym tematem, jednak jakoś samo się stało, że zagadnął. Trochę chciał wiedzieć co o tym myśli, a trochę chciał sam się wygadać w tym temacie. Pokiwał głową z mniejszym uśmiechem, bo choć temat nie był przyjemny, to nie psuło mu to humoru aż tak żeby nie był wyraźnie zadowolony ze spaceru i czasu wspólnie spędzanego. Bywał z reguły bardzo ekspresyjny!
- Też się nad tym zastanawiałem, jest absolutnie tak dużo scenariuszy, według których to wszystko mogło pójść tragicznie, że jestem szczerze zdziwiony, że nie poszło, i że nikt nie wpadł na te setki złych. A przynajmniej staram się wierzyć, że nie wpadł zamiast świadomie iść w paszczę lwa.
Bo jak wiedzieli, że mogą zginąć, ale i tak wesoło wyszli na dwór, powiedziałby, że wszyscy mają ze sobą ogromne problemy i powinno się pomóc im pod kątem psychologicznym bardzo szybko, zanim sobie cośś ostatecznie zrobią. Nikt normalny celowo nie decyduje się na takie zagrożenie zdrowia czy nawet życia, "dla zabawy".
- Cóż, patrol ostatecznie znalazł ich sam więc tyle dobrego, zanim coś faktycznie tragicznego się nie wydarzyło. Może teraz będą chociaż lepiej zabezpieczać nocą drzwi na zewnątrz. - Bo chyba zamykają nie tylko zwykłym kluczem... Tak?
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Jej serdeczny, ale pełen szczerego rozbawienia śmiech rozbrzmiał na kilka, może nawet kilkanaście sekund, kiedy Raphael dość trafnie wyłapał, jak bardzo życiowy właśnie podała przykład…
— Masz mnie – rzuciła z rozbawieniem i mrugnęła do niego porozumiewawczo.
No cóż, przynajmniej przekonała się, że papryczek chilli trzeba się wystrzegać jak tylko można. I jak nie można – też trzeba się ich wystrzegać! Może dlatego o wiele większą przyjemność sprawiało jej przyrządzanie słodyczy, czy to babeczek, czy cudnych ciast, czy puddingów, czy słodkich pasztecików dyniowych. One zawsze poprawiały humor.
Ale może to też kwestia tego, że w Hogwarcie łatwiej było przetransportować taką słodycz i podzielić się nią z innymi! No bo co miała zrobić z innymi potrawami? Skrzaty gotowały obiady i je podawały. Po co miała robić kolejne? Lub kolację. Może gdyby szykowała się na jakąś randkę i chciała zaskoczyć swojego chłopaka…
Ale takowego nie miała, i to w sumie od… chyba nigdy? Jakoś związki za specjalnie jej nie wychodziły do tej pory. Może to kwestia wygórowanych oczekiwań…
Które z drugiej strony przecież wygórowane wcale nie były. Po prostu…
Wielu chłopców myliło uprzejmość Sky z flirtem. O, może tak. A ona rzadko kiedy faktycznie była zainteresowana.
No nieważne, chodziło w każdym razie o to, że nie ma kogo zaskakiwać potrawami wytrawnymi – więc ich nie robiła. Więc używanie papryczek chilli było już kompletnie niewskazane!
Westchnęła cicho na dalsze słowa Raphaela. No tak… No tak. Miał rację, to wszystko mogło skończyć się naprawdę źle. Ale ostatecznie wcale się tak nie skończyło. Nie umiała nawet tego logicznie wytłumaczyć.
— Szczęście głupiego – tylko tak potrafiła skomentować całą tę sytuację, wzruszając przy tym ramionami. – Mieli więcej szczęścia niż rozumu.
Powiedziałaby nawet, że rozumu najwidoczniej nie mieli wcale, ale wyszłaby wtedy na paskudnie wredną zołzę, a była po prostu zła, rozgoryczona, przybita i… i w ogóle nie dowierzała, jak taka sytuacja w ogóle mogła mieć miejsce. Już rozumiała nielegalne imprezy organizowane w zamku, potrafiła zrozumieć, że ludzi ciągnęło do zakazanego – ale żeby udawać się w miejsce tak tragicznie niebezpieczne i dla własnej zabawy ryzykować, że, w najlepszym przypadku, wybije się sobie zęby?
Westchnęła z rezygnacją.
— Nie wiem, czy w ogóle je zamykają. Teraz chyba zaczną. Przynajmniej głupie by było, gdyby nie zaczęli.
Chociaż pewnie zaczną zamykać te drzwi tylko na jakiś czas. I to też te główne. Co z tymi ukrytymi, które niektórzy znali, a niektórzy nie?
— Ale wydaje mi się, że jak będą chcieli zrobić coś tragicznie głupiego znowu, to i tak to zrobią.
Ludzi się nie dało upilnować. A tym bardziej czegokolwiek im zakazać.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Zaśmiał się z jej wątpliwej przyjemności przygody z papryczką chilli. W sumie on wiedział, że to jest ostre i nigdy nie przyszłoby mu do głowy żeby po prostu taką dziabnąć. Nie lubił nawet zbytnio ostrego jedzenia, miał wrażliwe podniebienie. W końcu paniczek, jak by nie patrzeć, na poduchach pod palemką wychowany.
- To chyba nie tylko wtedy, większość tych ludzi mam wrażenie, że generalnie na tym się opiera. - Zauważył, zerkając na dziewczynę w zastanowieniu. Ale naprawdę tak uważał! Może by miał pewne złudzenia o inteligencji pewnych osób, ale niestety miał tą zdolność poznawania toku myślowego każdej niemalże osoby i taki William na przykład zdawał się co najmniej niepełnosprytny chwilami. I nie tylko on, a jak się z Ethanem dobierali do pomysłów na cokolwiek, to Raphael z reguły wychodził albo udawał, że nie istnieją żeby oszczędzić sobie zwątpienia w ludzkość.
- Powinni zamykać, jak dla mnie to oczywiste. Ale tak, generalnie jak już ktoś chce coś odwalić to odwali, choćby cała szkoła była w piance ochronnej.
Ale też nie chciał całego spaceru narzekać na to, że ktoś jest zjebany. Fakt, że chciał wiedzieć co na to Skyler oficjalnie, bo często ludzie myślą jedno, a mówią drugie, ale jednak nie chciał wyjść na buca, co od wejścia narzeka, że coś jest chujowe.
- A z milszych tematów, obiło mi się o uszy, że sa plany stworzenia koła teatralnego. Chyba że już nawet jest, mogłem przeoczyć. Całkiem fajny pomysł moim zdaniem, nie uważasz? Zawsze to coś innego niż codzienna rutyna zajęć.
I może odegrają jakąś sztukę ciekawą! Oh jak bardzo chciałby to zobaczyć. Sam chętnie dostarczyłby kilka książek z sugestią wybrania akurat tej opowieści.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Uśmiech, który pojawił się na jej ustach, miał bardziej gorzki posmak niż widmo autentycznego uśmiechu. Nie chciała tak myśleć, ale istniała bardzo duża szansa, że Raphael i w tym miał rację…
Duża część ludzi, a przynajmniej uczniów, których mijała codziennie w Hogwarcie, rzadziej myślała, częściej robiła i miała nadzieję, że konsekwencje ich nie dopadną. To by było bardzo zabawne, prawda? Zrobić coś bez względu na wszystko. Dać się ponieść szaleństwu bez jakiegokolwiek szwanku na zdrowiu czy bezpieczeństwie.
Szkoda, że świat tak nie działał. Czemu inni tego nie rozumieli – lub też celowo to ignorowali?
— Nie chciałabym przyznać ci racji, ale chyba jestem zmuszona – dodała westchnieniem. Nie chodziło oczywiście o jakieś personalne zarzuty, czy coś! Po prostu… wolałaby, żeby ludzie byli inni. Marzenia ściętej głowy.
Posłała mu dość krzywy uśmiech potwierdzający, że, cóż, w tym przypadku się zgadzają – i raczej nie ma sensu dalej drążyć tematu.
I Raphael, zupełnie jakby to wyczuł, zmienił temat. Kółko teatralne? Możliwe, że obiło jej się o uszy, ale jakoś tak to… zamiotła pod dywan swojej świadomości. Pewnie przez te ostatnie wybryki, jak ten nielegalny wyścig…
No nieważne. To znacznie milszy temat do rozmawiania.
— Naprawdę? To brzmi naprawdę cudownie – rzuciła z entuzjazmem. – Może część uczniów będzie się mogła przynajmniej wyżyć – dodała ze śmiechem, oczywiście żartobliwie. – Ale to dobrze, że niektórzy będą mogli znaleźć miejsce, żeby rozwinąć swój talent czy zainteresowania. Szkoła powinna mieć znacznie więcej takich inicjatyw – pokiwała głową. Na przykład kółko kulinarne. Czemu nie było takiego koła? Też było bardzo ważne w życiu czarodziejów! – Zamierzasz dołączyć? – zagadnęła beztrosko. W sumie nawet nie wiedziała, czy Raphael miał talent aktorski. Może tak?
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Z ulgą chyba oboje zmienili temat z takiego, który ich drażnił, na znacznie przyjemniejszy. Raphael na przykład od razu rozpogodził się wyraźnie, pozwalając sobie na beztroskę i lekkość i choć nadal trochę niesmaku poprzedniego tematu zostało, szybko wypierał go z głowy by skupić się na pozytywach.
- Też tak myślę, generalnie jestem ciekawy co takiego będą robić, jaką sztukę wystawiać. - Zerknął na nią z lekkim, pogodnym uśmiechem. - Oh, nie, ja nie jestem dobrym aktorem. Ani nawet drzewem.
Zaśmiał się krótko z własnego żartu. Aczkolwiek faktycznie nie uważał żeby się nadawał do takich rozrywek. Bardzo lubił oglądać i czytać sztuki teatralne, ale uczestnictwo w nich nie było jego rzeczą.
- Zresztą jakoś niespecjalnie mnie ciągnie do odgrywania sztuki. Ale czytam dość dużo sztuk i książek generalnie, więc może zagadam czy mają jakieś pomysły i jeśli nie, coś podpowiem. Ale nic na siłę. A ty byś chciała?
Nie wiedział czy lubi w ogóle teatr, ale po jej reakcji wnosił, że nie jest negatywnie nastawiona do oglądania, może i grać też chciała? Byłaby to dobra okazja żeby się jakoś sprawdzić i wyczuć czy to jest jej rzecz, gra na scenie, czy nie. A nawet jeśli nie chciała, zawsze mogą we dwoje z entuzjazmem czekać na premierę! Pewnie na koniec roku dopiero, tak by się spodziewał.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Roześmiała się na jego komentarz – ale mogła się z tym utożsamić! Ona sama nie miała talentu aktorskiego. Była nawet pewna, że nawet za dobrze nie potrafiła kłamać, w końcu gdy próbowała, wszyscy (czyli głównie Merry) bardzo szybko byli w stanie ją przejrzeć.
Na pytanie bardzo energicznie pokręciła głową, choć z jej warg wciąż nie znikał uśmiech.
— Mam podobnie. Chociaż, może kiedyś powinniśmy zagrać dwa drzewa. Bylibyśmy najgorszymi drzewami w historii teatru – zaśmiała się serdecznie, oczywiście nie mając nawet intencji Raphaela urazić! – Też wolę poczytać książkę zamiast wyobrażać sobie siebie na scenie – stwierdziła po krótkim zastanowieniu, ale fakt, taka była prawda. Najczęściej co prawda sięgała po książki kucharskie, miała z nich nawet swoje ulubione! Niemniej jednak, lubiła się zatopić w lekturze takiego romansidła i pomarzyć o własnym rycerzu na białym koniu…
No może niekoniecznie rycerzu, ale o jakimś szarmanckim mężczyźnie, który potrafiłby ją kochać taką, jaka jest, zawsze i na zawsze. Pomimo przeszkód.
Może była w tym trochę naiwna, ale wciąż jeszcze wierzyła, że gdzieś tam na świecie jest taki mężczyzna…
Ale o czym oni tutaj…?
Nim zdołała sobie przypomnieć, niespodziewanie poczuła na własnym czole kilka kropel deszczu. Podniosła ze zdumieniem wzrok, bo przecież jeszcze przed chwilą pogoda zdawała się zupełnie spokojna…
— Chyba zacznę wierzyć, że jesteś jasnowidzem – skwitowała z cichym śmiechem, zerknąwszy na parasol, który dzisiaj ze sobą wziął. Przezorny zawsze ubezpieczony, co?
/zt wszyscy - wątek przedawniony
|