Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Wyjście z lochów Jedno z licznych wyjść z lochów, prowadzące niemal bezpośrednio do sali wejściowej. Znajdujące się tutaj schody z całą pewnością nie należą do najbezpieczniejszych, dlatego zaleca się szczególną ostrożność. Wszak nigdy nie wiesz, czy nagle jeden ze stopni nie postanowi spłatać ci figla i niespodziewanie zniknąć.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
2 września, środa, 23:35
Dochodziła niemal północ, kiedy naszła go niespodziewana ochota na przechadzkę po szkole. Przeciągnął się, wychodząc z Pokoju Wspólnego, niespecjalnie przejmując się faktem, że dawno nastała godzina ciszy nocnej. Jakie to miało znaczenie, skoro prawdopodobieństwo spotkania kogokolwiek równało się niemal zeru? To zdecydowanie był plus - brak ludzi, a tym samym brak ich głupoty, naiwności i wszystkich tych cech, które drażniły Aarona. Nie musiał wysłuchiwać szczebiotania koleżanek, ani uwag kolegów, którzy wymieniali się informacjami tak potrzebnymi, jak psu piąta łapa. Nie musiał spoglądać na twarze, które każdego dnia były przez niego znienawidzone jeszcze bardziej. Mógł wsłuchać się w ciszę, odpoczywając. Kiedy, jeśli nie w środku nocy, mógł sobie na to pozwolić. Bo chociaż Ślizgoni z natury nie byli głośni, zostawiając tę cechę Gryfonom, tak niestety nadal byli.
Rozejrzał się na boki, obmyślając plan, gdzie pójść. Szeroka gama wyborów nie ułatwiała dokonania tego jedynego, słusznego.
Przeszedł kilka kolejnych kroków, dochodząc do jednego ze skrótów. Nie, na błonia nie pójdzie, tam był widoczny, niczym kamień na dłoni. Może w takim razie dziedziniec? Przewietrzy się, może nawet zaczerpnie trochę wiedzy, zabierając książkę. Brzmiało jak plan, na który jednak nie miał ochoty.
Pójdzie gdzieś, to było coś idealnie w jego stylu. Bez planów, spontanicznie.
Kolejnych kilka kroków i zmuszony był się zatrzymać. Co jest? Przecież tu nie powinno być nikogo. Jego wędrówka nie zakładała żadnych utrudnień już na tym etapie.
Poczuł jak coś odbija się od jego torsu, wprawiając ciało w drżenie. Stał na schodach, niemal cudem się nie wywrócił. Jak dobrze, że owe coś nie miało tak dużej siły, aby go powalić. Wyszło to na dobre zarówno jemu, jak i temu, co z założenia było człowiekiem. Duchy nie mogły niczego mu zrobić.
-Oho - rzucił jedynie dostrzegając, że coś zaczyna się chwiać. Nie chciał mieć nikogo na sumieniu, dlatego dość sprawnie położył dłonie na ramionach osóbki znacznie niższej, przytrzymując ją w miejscu, z którym stała. Pierwszak? Tak wynikałoby z proporcji ciała.
Zmierzył człowieka spojrzeniem.
Philip. A może Ian? Jaka różnica, skoro wyglądali niemal identycznie?
-Królewna powinna bardziej uważać - powiedział, nie spuszczając z niego spojrzenia.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Oczywiście Philip do tej pory nie widział problemu w nocnych spacerach, czy jakichkolwiek innych zabawach, które niejako kłóciły się z regulaminem... Albo przynajmniej zdawało mu się, że mogą być z nim niezgodne - był wystarczająco bystry, by się tego domyślać - ale to też nie tak, że znał go aż tak dobrze. Odkąd został prefektem, prawdopodobnie powinien znać się na tym nieco lepiej, tylko że nie miał jakoś ani czasu, ani ochoty na przygotowywanie się do tej roli samodzielnie. I może właśnie dlatego rodzina - ze szczególnym wskazaniem na rodziców - która przecież znała go najlepiej, nie wierzyła, że ktoś kiedykolwiek mógłby chociaż pomyśleć, że Philip może nadawać się na prefekta. Dlatego też zdążył wysłać ze trzy wściekłe sowy rodzicom podczas pierwszego tygodnia od otrzymania tego tytułu i tym bardziej miał szczerą nadzieję, że podziobały ich niemniej niż jego...
Na dłuższą chwilę faktycznie zamyślił się. I to właśnie ta krótka chwila nieuwagi doprowadziła do zderzenia. Tym razem chyba troszkę z jego winy - w pobliżu nie powinno być ani jednej rudej wyścigówki. A jednak był jak zwykle gotów opieprzyć osobę, która zaraz w swojej uprzejmości zamiast go staranować, zdecydowała się przytrzymać go, kiedy zachwiał się i poruszył ręką, jak gdyby szukał poręczy... Której nie znalazł, rzecz jasna. Hogwart był taki niebezpieczny...
Podniósł szybko głowę, by ujrzeć Aarona, którego z jakiegoś powodu zwyczajnie nie spodziewał się zobaczyć. I tylko dlatego nie zdążył mu się wciąć przed jego złośliwostką. Jednak nie miał być przez to wcale mniej waleczny! Tyle że zaczął od zmierzenia go wzrokiem, sam nie wiedząc dlaczego.
- Że kto znowu? Tak, jasne, spierdalaj - odparł pospiesznie po tym krótkim zawieszeniu, przewracając przy tym oczami i cofając się o kroczek.
Odgarnął włosy z oczu, przeczesując je palcami, gdy wpadło mu, że halo, jest prefektem. Mógł złośliwie wytykać ludziom rzeczy i grozić im. Pytanie na ile faktycznie zrobiłby jakąkolwiek krzywdę Ślizgonom - bo jakaś solidarność musi być, przynajmniej póki nikt mu nie podpadnie.
Uśmiechnął się na tę myśl i przekrzywił głowę.
- Albo w sumie... - zaczął cicho, splatając ręce na piersi. - Dokąd szlajasz się o tej godzinie? To trochę proszenie się o szlaban, nie?
Gorzej że z Philipem nigdy nic nie wiadomo... Mógł być to równie dobrze żart. Ale czy nim był? Na pewno chciał się chociaż podroczyć, a co z tego wyjdzie?
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Skąd właściwie brała się tak wielka niechęć do innych osób? Wychowanie, czy może wina dziadka, który spieprzył mu życie po całości? Chociaż nie, ostatecznie nie można było powiedzieć, że Aaron nie lubił ludzi czy nienawidził ich całym sobą. On zwyczajnie nie odczuwał wzmożonej potrzeby bratania się z nimi na siłę, byleby tylko móc pochwalić się w szkole pokaźną ilością przyjaciół, sprawiając tym samym, że inni będą mu jedynie zazdrościć. Żałośnie desperackie posunięcie zakompleksionych jednostek, tyle w temacie. Bo jak można było nazwać kogoś przyjacielem, skoro zapewne nie wiedziało się nic na jego temat? Jak można było stwierdzić, że będą się znać już zawsze, skoro nikt nie był w stanie przewidzieć, co stanie się jutro? Słuchanie czegoś takiego podczas przemieszczania się z klasy do klasy nie było zbyt interesujące i nijak nie wpływało na poprawę jakości jego dnia.
Tym bardziej nikt nie mógł się dziwić, że chłopak preferował nocne wędrówki. Nie chodziło o łamanie regulaminu (może trochę tak), czy pokazanie, że za nic ma sobie zasady, których sam nie ustalił. Nie, tu chodziło o ciszę i spokój, ewentualnie ochronę osób, które mogłyby wyprowadzić go z równowagi. A i takie przypadki się zdarzały, kończąc się słabo dla drugiej strony. Wiadomo, silniejszy wygrywa.
Powinien być zaskoczony, że osobą, która aktualnie wyprowadziła z równowagi, był on. Dosłownie, bo chłopak, który się od niego odbił, chwiał się niebezpiecznie, niczym głodzone dziecko bez energii. Patrząc po tym, jak szczupły był, mógł podpiąć go po to stwierdzenie.
Lustrował go w ciszy, nawet się z tym nie kryjąc. Był ciekaw z kim miał do czynienia i jak bardzo owa osoba mogła mu zaszkodzić podczas przechadzki. Punkt, że to przedstawiciel jego domu.
-Ostre słowa, wiesz? Powiedziałby, że wręcz raniące moje serce. Ja do ciebie pieszczotliwie, a ty oddajesz mi takim kwasem - powiedział, krzywiąc się z niezadowoleniem. Ostatecznie nic sobie nie robił z faktu, że go zaatakował. Dwa razy - fizycznie i słownie. Zabrzmi masochistycznie, ale to Moon lubił. Zero płaszczenia się przed nim, zero słabości. Przynajmniej względnej, bo gdyby chciał, Philip/Ian już dawno leżałby u podnóża schodów.
-Czyli Philip. Zastanawiałem się, który z was - mruknął. Prefekt, wspaniale. Chociaż przecież nie wrobi kolegi z roku, prawda? A nie, był Ślizgonem, mógł wrobić. - A jesteś w stanie mi go dać? Jeśli tak, to chociaż żeby było kreatywnie, nie będę sprzątał żadnych glutów - uśmiechnął się lekko, ironicznie, nie spuszczając z niego spojrzenia.
-Walczę z bezsennością, panie prefekcie. Więc kara to trochę jak kopanie leżącego - zauważył, opierając się barkiem o chłodną ścianę.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Cóż, niektórzy po nazwaniu Philipa królewną mieliby już dużo większą awanturę... I w ogóle awanturę. Innym - tak jak chociażby bratu - z kolei wygarnąłby wszystko półżartem, a Aaron? On był gdzieś pomiędzy i Philip chyba nie do końca wiedział, jak się za to zabrać. Na pewno nie oznaczało to, że przejdzie obok niego obojętnie. Chociażby dlatego, że z jakiegoś powodu ten nie był mu właściwie obojętny. Nie do końca to rozumiał, ale też niekoniecznie się w to zagłębiał, nie czuł takiej potrzeby. Zwyczajnie starszy Ślizgon wydawał mu się cool. Czy do tej pory to okazywał? Na pewno było widać, że ma o nim pozytywne zdanie!
Przewrócił oczami na jego zażalenia.
- Aha, jasne. Poprawię się, to jak pieszczotliwie ty chcesz być nazywany? - spytał, choć nie do końca spodziewał się tu jakiejkolwiek odpowiedzi. To chyba jasne, że nie chciał być księżniczką, motylkiem, myszką, czy też innym stworzeniem ze srebrzystą otoczką w postaci zdrobnienia.
- A to nowość - mruknął ciszej, bardziej do siebie, tylko trochę z niezadowoleniem, kiedy Aaron ogłosił, że chwilę zajęło mu rozpoznać którym z bliźniaków jest. Naprawdę był przyzwyczajony do takich tekstów i właściwie nie tyle go denerwowały, co... Nudziły? Tak, prawie nikt ich nie rozróżniał, wiedział że ludzie czasem się zastanawiali!
Ożywił się jednak ponownie na temat szlabanu, a wypowiedź chłopaka potraktował niemal jak wyzwanie, które początkowo przyjął z uśmiechem.
- Jak to, czy jestem w stanie? - spytał unosząc brwi. - Myślisz że nie jestem?
Był? Sam jeszcze nie był pewien, jak to wszystko się potoczy, ale na pewno podobne teksty go prowokowały! To znaczy, z jakiegoś powodu nie chciał wlepiać mu kary, ale przecież nie wycofa się głupim "masz rację, nie dam rady". Im dłużej o tym myślał, tym bardziej skomplikowane się to wydawało. Dlatego też zagapił się na niego, zupełnie jakby ten go zagiął, na dłuższą chwilę, kiedy powiedział o bezsenności.
- No nie wiem, jak wpadasz na ludzi i widzisz królewny, to chyba jednak czas spać - wypalił szybko, kiedy dotarło do niego, że zwleka z odpowiedzią. Co z tego, że to raczej Philip wpadł na niego, a ten komentarz był jak strzał w stopę.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Mógł odejść, tak po prostu. Wystarczyło go wyminąć, co w tych warunkach, jak również przy posiadanych walorach i przewadze, którą natura Aarona obdarzyła, nie było to skomplikowanym zadaniem. Wziąć za ramiona, odstawić na bok, oczyszczając sobie drogę.
Nie zrobił tego. Powód? Odniósł wrażenie, że wymiana zdań, bo nie był pewien, że może to jeszcze pod konwersację podpiąć, wydawała mu się znacznie bardziej na poziomie niż wszystko to, z czym miał do czynienia podczas całego dnia. Nie marudził, przynajmniej póki co. Nie wychwalał walorów jakiejś biuściastej koleżanki, która zbyt bardzo się nad nim pochyliła. Jasne, Moon nie gardził takimi widokami, ale świadomość, że jakiś prawiczek przestanie nim mentalnie być, nie była zbyt smaczna. Lepiej mu było bez nich.
Także Philip miał swoje zalety, przynajmniej te, które teraz dostrzegał starszy Ślizgon. Był wyszczekany, to pewne. Trochę się panoszył, ale czy bardziej, niż większość z nich? Niespecjalnie. Kompan idealny, a skoro jeszcze mógł ominąć szlaban, wszystko wyglądało na wręcz perfekcyjne.
Z założenia, bo mógł się spodziewać, że opór będzie. Ale to dobrze, wyzwania dobrze robiły człowiekowi. Dzięki temu mógł się rozwijać.
-Stawiam na twoją kreatywność. Zaskocz mnie - rzucił jedynie na jego słowa, pozwalając, aby lewy kącik ust uniósł się w akcie imitacji uśmiechu. Myśl, że chłopak mógłby się głowić nad wymyślaniem mu przezwiska, czego z pewnością nie zrobi, była zabawnie rozbrajająca.
Przyjrzał mu się raz jeszcze dostrzegając, że najwidoczniej zirytowała go wieść o tym, że nie umiał ich rozróżnić. Z jakiej racji miałby zapamiętać chociaż jeden inny szczegół, skoro na dobrą sprawę ze sobą nie rozmawiali. Jasne, ten sam dom, ale to nie znaczyło, że byli przyjaciółmi. Ot, nie zawadzali sobie, to wszystko. Może zależało mu na tym, by jednak Aaron wiedział z kim rozmawia? Ego kazało mu sądzić, że owszem.
-Ty mi powiedz. To ty z naszej dwójki jesteś prefektem, nie ja. Może to i lepiej, byłbym koszmarnym. To jak, Philipie, jesteś, bo nie wiem czy powinienem cię przekonywać na wszystkie możliwe sposoby, byś jednak odpuścił - rzucił, lekko się w jego stronę nachylając, co poprzez dzielące ich centymetry wzrostu, jak i biorąc pod uwagę, że młodszy chłopak był stopień czy dwa niżej… było wyzwaniem dla kręgosłupa Moona.
-Ja wpadam na ludzi… Czy to trochę nie nadużywanie władzy do swoich korzyści, tak przeinaczać prawdę? Bo widzisz… tym razem nie ja zawiniłem. To księżniczka weszła we mnie. Całkiem miłe, przyznam, ale nie możesz mnie za to karać - wyprostował się, ponownie spoglądając na niego z góry. Co, jeśli ostatecznie dostanie szlaban? Cóż, będzie następny do kolekcji.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Czy to kolejne wyzwanie? To z szukaniem mu przezwiska? Może i był to tylko durny żart, ale faktycznie zaczął się zastanawiać. Co więcej, przed końcem tego spotkania miał mu je przedstawić! To takie osobiste postanowienie. I nie zdawał sobie jeszcze sprawy z tego, że to nieco głupie oraz że wskazuje na jego nieco zbyt dużą podatność na przyjmowanie podobnych wyzwań, czy też prowokacji. A przynajmniej od niektórych.
Zaraz jednak Aaron bardzo skutecznie zamącił mu w głowie. Poczuł się głupio zdradzony przez własne ciało, kiedy serce zabiło mu mocniej i bezwiednie odsunął jedną z nóg do tyłu w reakcji na zmniejszony dystans między nimi. Nie to, żeby się bał, to było nieco inne uczucie. Po chwili zamrugał parę razy szybko i zmarszczył brwi, karcąc samego siebie w myślach. Bo niby co to miało być? Postawił nogę z powrotem tak, jak stała, nie pozwalając sobie na wycofanie się, uniósł brodę niemal dumnie i dopiero zabrał się do pospiesznej odpowiedzi, wymuszając lekki uśmiech, żeby wyszło swobodniej
- Powinieneś - zaczął pewnym tonem, wiedząc już że nie chce odpuścić mu tak łatwo, mimo że jeszcze przed chwilą jego ciało zdawało się zarządzać ewakuację. - Tyle że jakoś nie wiem, czy dasz radę.
I znów jakieś głupie przezwisko. To akurat bardzo nastrajało go do walki! Zaczął ją od pokazania mu środkowego palca. To wystarczająco uniwersalne.
- Z mojej perspektywy wygląda to inaczej, możesz sobie zostać tą jebaną... księżniczką - dopiero pod koniec dotarło do niego, że to nie brzmi najpoważniej w związku z czym przewrócił oczami, dla odmiany to na własną wypowiedź.
Tylko dlaczego Aaron określił zderzenie jako miłe? To znaczy, Philip był ostatnio ekspertem w zderzaniu się z ludźmi i to faktycznie było najlepsze, jakie go do tej pory spotkało, ale czy miłe?
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Zaczynał powoli sądzić, że to spotkanie było znacznie lepsze, niż samotna wędrówka po szkole. Nie miał nic przeciwko, ale wymykał się tak z sypialni sześć razy na tydzień, całkiem miło było sobie jedną urozmaicić na tyle, by nabrać jeszcze większej ochoty na samotność.
Tylko czy z pewnością?
Dość szybko zauważył, że towarzystwo chłopaka nijak mu nie zawadza. Ani na chwilę nie pomyślał, że ma go dość, że może warto zepchnąć go ze schodów. Nawet przez ułamek sekundy nic takiego nie pojawiło się w głowie pełnej sposobów na dopieczenie każdej osobie, która nie przypadnie mu do gustu.
On przypadł.
Na tyle, by chciał się z nim podroczyć. A może sprawdzić? Każdy miał granice wytrzymałości. Jak daleko sięgała ta należąca do Philipa? Miała związek ze słowami, czy jednak z gestami, których Aaron posiadał szeroką gamę, w zależności od sytuacji.
Tak, to było ciekawe. Już nie samo unikanie szlabanu, na który nie miał ochoty. Teraz miał cel, a jeśli tak, nie było mowy, aby szybko zrezygnował.
Uniósł brew widząc, jak się cofa, kiedy ten się nachylił. Omal ponownie nie spadł ze schodów. Spodobało mu się łapanie przez Moona? Uśmiechnął się lekko, niemal z triumfem, jakby coś odkrył. Możliwe, że tak właśnie było.
Kolejny lekki uśmiech, bardziej ironiczny, jak niemal zawsze, kiedy tamten spojrzał na niego dumnie. Czyli będą się wzajemnie prowokować? Idealnie.
-Sprawdzimy. Chociaż jestem pozytywnej myśli, wiesz? Wiem, że wyjątkowo chcesz wygrać, powiedz, mylę się? - na dłużej zatrzymał wzrok na jego oczach sprawdzając, czy był w stanie temu podołać. Miał zamiar badać każdą jego reakcją, by ostatecznie ustalić, gdzie wcześniej wspomniana granica się znajdowała. Nie wiedział właściwie czemu go to nurtowało, ale musiał wiedzieć.
-Ja? Księżniczką? Czy widziałeś kiedyś księżniczkę wyższą od księcia? No bo spójrz - tu położył dłoń na jego głowie, delikatnie, by zaraz w linii prostej od niej, mierząc, dotknąć swojego torsu. - Nie powiesz, że nie ma różnicy. Mogę być co najwyżej owym księciem, ewentualnie rycerzem - uśmiechnął się, tym razem może nawet szerzej, niż wcześniej.
-Gdybyś miał mi dać szlaban, jakby wyglądał? Bo wydaje mi się, że walczysz sam ze sobą, czy jednak mi go nie wcisnąć - zainteresował się, krzyżując dłonie, ponownie opierając się o ścianę. - Chociaż prawdopodobieństwo, że go wykonam jest… niskie - pokiwał głowę, nadal mu się przyglądając.
Przyłapał się na tym, że faktycznie szukał czegoś, co odróżni go od bliźniaka.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Philip zwykle starał się zwracać uwagę na zachowanie innych osób, dyskretnie obserwować, wyciągać przy tym pewne wnioski... A przynajmniej na tyle, na ile było go stać, nim nie rozproszył go inny bodziec. Tak czy inaczej, coś tam zauważał. Może to jakieś ślizgońskie zboczenie, które nakazywało im być czujnymi. Problem w tym, że Aarona czytać raczej nie potrafił. Może to przez to, w jaki sposób go rozpraszał? Przez to, że za bardzo musiał skupiać uwagę na jego słowach oraz na tworzeniu sensownych odpowiedzi? Najlepiej takich bez zbędnych pauz z jego strony, bo to przecież bezwzględnie żałosne.
- Pytasz, czy jestem typem osoby, która woli wygrywać niż przegrywać? Coś w tym jest - rzucił ironicznie. To chyba jasne, że każdy chciał wyjść na wszystkim jak najlepiej! Tylko dlaczego Aaron miał być dobrej myśli, skoro najwyraźniej dostrzegał zacięcie Philipa? Chyba była stosunkowo mała szansa, żeby obaj wyszli z tej sytuacji zwycięsko? To znaczy, teoretycznie obaj nie chcieli szlabanu dla starszego Ślizgona, ale Philip miał jeszcze nadzieję, że tego po nim nie widać.
Tylko czemu jeszcze tak na niego patrzył? Philip z początku odczytał to jako jakaś dziwna próba dominacji w tej rozmowie i starał się nie spuścić wzroku... Wyszło, ale jakim kosztem. Szybko zrobiło mu się jeszcze cieplej niż dotychczas. Musiał też sapnąć cicho, żeby zatuszować potrzebę głębszego wdechu.
Uchylił się nieco pod jego dłonią, troszkę jeszcze nie wiedząc, co ten chce zrobić z ręką na jego głowie. Szybko oczywiście się wyjaśniło, a chłopak miał kolejny powód, by bronić się werbalnie przed byciem okrzykniętym księżniczką.
- Jasne. Daj mi z rok. Niecały - odparł szybko, wytykając go palcem tak, jakby mu się odgrażał. Czy dogoniłby go przez rok? Jasne, że nie. Ale mógł mieć swoje nadzieje. Był młodszy, miał troszkę czasu, nadal rósł!
Zaraz jeszcze otworzył usta, by zwrócić uwagę na pewną istotną analogię.
- Tylko, że jak już jesteś-
Książę, czy rycerz zazwyczaj kończyli w takich historiach z księżniczkami. Chciał mu to wytknąć prosto w twarz z nadzieją, że to on będzie zakłopotany, wycofa się i cała dyskusja wygrana! Z tym, że się zaciął. Powstrzymała go myśl, że to może wcale nie tak dobry pomysł oraz że może wcale nie chciał aż tak się w to zagłębiać. Nagle całe spotkanie zrobiło się dziwnie problematyczne, a Philip powoli przestawał wiedzieć, czego chce. Od tej sytuacji, czy też od życia w ogóle.
Odkaszlnął, żeby nie było, że zaciął się przez jakiś wewnętrzny kryzys. Po prostu zaschło mu w gardle! Tak, tak.
- Jak już jesteś chujem, to chyba nie najlepiej idzie ci to przekonywanie, wiesz? - uzupełnił szybko pierwszym, co przyszło mu na myśl. Na tą chwilę był z tego prawie dumny! Prawie. A przynajmniej póki Aaron nie zaczynał się z nim tak szczerze kłócić.
- Nie no, mi to przecież bez różnicy, nie walczę... - odparł, po czym westchnął w ostentacyjny sposób, kręcąc głową. - Znaczy, na pewno byłoby to coś cholernie nudnego. Tak, wiesz, żeby potem lepiej ci się spało.
Tutaj to on uśmiechnął się triumfalnie, licząc, że jakkolwiek go zagnie.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Miał świadomość tego, że im dłużej tutaj stali, tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś ich nakryje. Niby nic nadzwyczajnego, zawsze można było to zwalić na potajemny romans, wiadomo, że niektóre rzeczy były bardziej zakazane od innych, ale tu ponownie pojawiały się inne problemy. Jak chociażby pora, dość późna, gdyby nikt nie zauważył. I chociaż Philip zgarniając odznakę prefekta mógł sobie pozwalać na niema wszystko, czego chciał, wykręcając się przykładowo patrolem, tak sam Aaron nie miał wymówki. Co powie? Że faktycznie ma bezsenność i tylko samotne spacery pozwalają mu zmęczyć się na tyle, że ostatecznie padnie? Dość słabe. Powiedzenie prawdy również w grę nie wchodziło, bo podejrzewał, że żaden nauczyciel nie byłby zadowolony, gdyby stwierdził, że gardzi głupotą większości osób we własnym domu i nie chce mieć z nimi do czynienia.
Tym sposobem poniekąd był w kropce, której jedynym rozwiązaniem było odejście, zmniejszając szanse na złapanie go. Tylko czy już nie został? Przez Philipa, z którym chciał rozmawiać, a który nijak nie miał zamiaru go puścić. Może powinno mu to schlebiać? Ostatecznie wykazywało jakiekolwiek zainteresowanie młodszego kolegi względem Moona. Ego zostałoby mile połechtane, z pewnością.
Ile jeszcze razy przyjdzie mu się pseudo uśmiechać podczas tego spotkania? Rozbrajające, z jaką łatwością mu to przychodziło, kiedy ten krasnal się odzywał. Wrodzony talent, czy przejrzenie, co faktycznie zasługuje na cynizm ze strony Ślizgona?
-Rok. Czy to obietnica, że za ten rok znowu się spotkamy? To nie tak, że właśnie podobnie zabrzmiało. Ale nie sądzę, żebyś przez ten rok bardziej urósł. Nie będzie ci to służyć. Sam rozumiesz, to całkiem urocze - powiedział, ostatnie słowo wypowiadając bardziej miękko. Korciło go niezmiernie nachylenie się raz jeszcze, by mu to szepnąć, ale tu obawiał się, że Philip ostatecznie faktycznie na dole schodów wyląduje.
Ta pauza, która nastąpiła w jego słowach była taka wymowna, że tym razem poczucie triumfu faktycznie wymalowało się na twarzy Aarona. Nie krył tego, podobnie jak nie krył, że niemal leniwie, a może jednak z zainteresowaniem, przygląda się niższemu chłopakowi. Zaczynał boleć go kark od pochylania głowy. Może powinien kucnąć?
-Nie? Ja widzę to inaczej. Póki co jedynie mi owym szlabanem grozisz, nawet nie, ty jedynie o nim wspominasz raz na jakiś czas. Nie dałeś mi go a to znaczy, że coś cię powstrzymuje. A może to ja opóźniam twoją decyzję w czasie. Więc chyba trochę mi wychodzi, co? - powiedział. Jeśli się mylił, to zaraz ów szlabanem w twarz dostanie. Jeśli miał rację, nie dostanie go w ogóle. Niezależnie od wszystkiego, bawił się dobrze, wprowadzając Philipa w stan zmieszania.
-Problem w tym, że jutro mi ta bezsenność przejdzie, więc musiałbym zrobić coś teraz. Aby to zrobić musiałbym mieć opiekuna, którym zapewne byłbyś ty, bo nie sądzę, by jakiś nauczyciel się fatygował. A skoro tak to może od razu gdzieś pójdziemy. Sam nie wiem, wymkniemy się potajemnie na błonia? - skomentował ironicznie, przechylając na bok głowę. Ubzdurał sobie, że krasnal chce spędzić z nim więcej czasu. Ta myśl była dziwnie przyjemne. Na tyle, by nie oponował.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Tylko czy do Philipa docierało, że ktoś mógłby tu na nich wpaść i musieliby się jakkolwiek tłumaczyć? No nie. On czuł się bezkarny, a jakoś nie do końca myślał o tym, że Aaron mógł dostać teraz szlaban od kogokolwiek innego. Na razie skupiał się na rozmowie, z której równie bardzo chciał wybrnąć, co pociągnąć ją jeszcze chwilę dłużej... I jeszcze tylko trochę nie dopuszczał do siebie myśli dlaczego. Bo co było w niej takiego szczególnego? Ot, rozmowa ze znajomym jak każda inna. A to, że jakoś mu cieplej i to bynajmniej nie ze względu na zdenerwowanie przez wszystkie "wyzwiska" od księżniczki po nazwanie go uroczym - może i trochę przez nie, ale nie budziły w nim mimo wszystko czystej złości - to przecież również nic takiego... Inna sprawa, że jeszcze nigdy wcześniej się tak nie czuł.
- Zajebiście... Tylko że urocze, to mogą być kotki, fretki, opcjonalnie jakaś szczególnie pokraczna ropucha.
Właściwie nie wiedział, czy traktować to jako czysto obraźliwe. Cała rozmowa była przepychanką słowną, w której w gruncie rzeczy to i tak póki co Philip był tą bardziej - czy raczej jakkolwiek - agresywną stroną.
- I zobaczymy - dodał jeszcze, aby zapowiedzieć mu, że... Właśnie, co? Że zrobi wszystko by dojrzewanie uderzyło go niebawem wystarczająco mocno, aby w rok podrósł te dwadzieścia centymetrów? Mógł się odgrażać, jasne, ale ostatecznie nie miał na to większego wpływu. To tylko groźby - groźby? - bez pokrycia. Ale chyba nikt nie będzie mu teraz mierzył czasu, aby za rok sprawdzić, czy dotrzymał słowa. Aaron też na pewno zapomni. Takie są zalety przepychanek słownych! Zwykle nikt cię potem nie sprawdza.
A gdy tylko Philip zauważył jak triumfalnie patrzy na niego starszy Ślizgon przez jakieś głupie, krótkie zająknięcie, czy pauzę, poczuł się nieco onieśmielony. Ledwie na chwilę odwrócił przy tym od niego wzrok. Nie pozwolił sobie jednak na dłuższy moment tej swobody. Nadal widział w podobnych spojrzeniach jakąś dziwną walkę o dominację w rozmowie i wcale nie zamierzał się tak poddawać. Inna sprawa, że zamiast patrzeć mu z powrotem w oczy, raczej błądził wzrokiem po jego twarzy.
- Ej, ja tylko daję ci czas na bycie przekonującym, jak chcesz możemy to załatwić dużo szybciej - odparł szybko, siląc się na poważny ton.
Oczywiście, że nie mogli załatwić tego szybciej, a Aaron rozgryzał go na bieżąco, ale to nie znaczy, że Philip tak po prostu się podda!
Następnie nastąpiła z kolei propozycja - kolejne, czego młodszy Ślizgon się nie spodziewał i absolutnie nie wiedział, jak do tego podejść. Czy przeszkadzałby mu podobny spacer? Absolutnie nie. Towarzystwo Aarona? Otóż najwyraźniej tym bardziej nie. To dlaczego się tu wahał? Cóż, węszył jakiś podstęp. Gdzie był haczyk, bo do tej pory chyba czuł się zagięty niemal każdym zdaniem, jakie wypowiedział?
Otworzył ponownie usta i przez chwilę do głowy przychodziły mu same durne odpowiedzi, które skutecznie odganiał.
Ale jest ciemno. - Nie.
Ale jest późno. - Tym bardziej nie.
Ale jest zimno. - Nie. I czy aby na pewno chciał to tak uparcie kontrować?
- Po co? - zadał więc pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy. Bez wątpienia był tu ostrożny i podejrzliwy. Godził się powoli z tym, że niekoniecznie chciał odrzucać tę propozycje, ale może warto było znać powody? Tylko jakie one mogłyby tu być? Przecież na pewno nie były tak szumne.
- Co, chcesz za karę, w środku nocy, spędzić ze mną czas na błoniach?
To pytanie akurat brzmiało bardziej, jakby upewniał się, czy aby na pewno dobrze rozumie. Nie wyrażało jednak szczególnego zdziwienia, czy dezaprobaty.
- Czy raczej tam będziesz bardziej przekonujący? - spytał i niestety jeżeli brzmiało to jakkolwiek dwuznacznie, do Philipa niekoniecznie to dotarło... Był zbyt rozproszony całą tą sytuacją, by dotarło. Ale może to lepiej, że nie wiedział? Jeszcze by się zaraz speszył.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Nie umiał tego wyjaśnić. Faktu, że jakąś wewnętrzną radość (tylko czy on w ogóle wiedział, co to do końca znaczy?) i satysfakcję sprawiało mu, że chłopak przed nim starał się usilnie kontrować niemal każdy komentarz Aarona. Waleczne stworzenie, które nie chciało się poddać, zapewne nie wiedząc, że im bardziej się starało, tym większa była szansa, że Moon nie odpuści, póki nie przekroczy wytyczonej moralnie granicy. Czy Philip ją posiadał? Nie wyglądał mu na kogoś, kto byłby zdolny do wszystkiego. Nie bez powodu Ślizgon czuł, że był na wygranej pozycji. Złudzenia? Wielce możliwe, niekiedy ego chłopaka było przerośnięte, ale im dłużej patrzył, im dłużej obserwował wszystko, co związane z niższym kolegą, tym bardziej był przekonany, że górował nie tylko wzrostem.
Czy myślał o tym, aby zrobić mu krzywdę? Nie. Przynajmniej nie taką powszechnie przyjętą. Nie zepchnie go ze schodów, by osiągnąć to, czego pragnął. Nie użyje zaklęcia, nie kopnie. To miało być coś innego, o czym sam Aaron jeszcze do końca nie wiedział, nie mając pojęcia, że jego bliskość może tak dezorientować Philipa. Świtało mu w głowie, ostatecznie odsuwał się od niego, jakby chcąc zwiększyć dystans, ale może to tylko strefa komfortu? Ale coś więcej, jakoś inaczej? To przyjdzie z czasem, jak doświadczenie.
Ponowne drgnięcie lewego kącika ust, kolejne rzucone mu spojrzenie, kiedy się odezwał. Czemu tak się rzucał, kiedy ktoś prawił mu komplement? Pokraczny, sam Moon ich nie rzucał, nigdy się nie wysilając, ale nie wyzywał, go prawda? To miały być miłe słowa.
-Zdradzę ci sekret - tu nachylił się nad nim tak, że ich twarze się ze sobą zrównały, a on mógł spojrzeć prefektowi w oczy bez szukania dziwnego kąta. Narażał się z jego powodu, należało mu się trochę wdzięczności. - Ludzie też mogą być uroczy. Nikt ci tego nigdy nie mówił? Nie sugeruję, że personalnie, ale wiesz, ogółem? - uśmiechnął się, zaraz się prostując. Jak długo będzie z nim jeszcze pogrywał? Najpewniej do skutku.
To miało być wyzwanie? Kolejna obietnica? Całe to zapewnienie, że za rok urośnie, że jeszcze się Aaron przekona. Och, z pewnością. Byli w tym samym domu, mógł obserwować, czy mu wychodzi. Nie przeoczyłby, gdyby nagle Philip wystrzelił o ponad dwadzieścia centymetrów w górę. To zaskoczyłoby zapewne wszystkich. Ale nadal mu nie pasowało. Nie wiedział czemu, ale nie i już. A jeśli mu coś nie pasowało, nie chciał tego. Więc dla niego młodszy Ślizgon miał nie rosnąć. Zupełnie jakby to miało mieć w przyszłości jakiekolwiek znaczenie.
-Czemu ci tak na tym zależy, hmm? Wiesz, żebym pokazał jak bardzo przekonujący być potrafię. Jasne, poniekąd ci to obiecałem, ale jesteś tu niebywale uparty - stwierdził swobodnie. Żadne insynuacje, na to było jeszcze zbyt wcześnie. Serio? za wcześnie dla niego? Przecież co jakiś czas rzucał dziwnymi tekstami sprawdzając jego pewność, jakby był jakimś eksperymentem. - Mi się zwyczajnie wydaje, że nie w twoim interesie jest danie mi szlabanu. A czemu? Tego jeszcze nie wiem, ale rozpracuję to, Leighton - zapewnił. Też chciał z nim dłużej porozmawiać? To byłoby trochę dziwne, że obaj myśleli podobnie. I dziwne, zdecydowanie. Znaczy Aaron niespecjalnie się takimi rzeczami przejmował, nie zawsze w ogóle o nich myśląc, a już z pewnością nie zastanawiając się, czemu jeszcze nie wyminął krasnala. Tu robiło się po prostu nietypowo.
Mógł być z siebie dumny.
I był. Poniekąd na chwilę udało mu się uciszyć Philipa. Nie miał nic do jego głosu, ale cisza sprawiała, że miał więcej czasu, aby mu się przyjrzeć. Ot, miał wrażenie, że zaczynał się łamać, że już niewiele brakowało, żeby machnął na niego ręką i kazał mu przysłowiowo spierdalać, jak na samym początku rozmowy. Poszedłby? Tak, chociaż z dziwnie ciężkim sercem. Ta wymiana zdań faktycznie mu się podobała.
Przeczesał i tak chaotycznie ułożone włosy, jakby zastanawiał się nad jego słowami. Niech ma satysfakcję, pozór, że udało mu się zagiąć Ślizgona.
Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech oznajmiający, że tym razem nic z tego.
-Z wielu powodów. Po pierwsze, stojąc tutaj narażamy się na dwie rzeczy - przyłapanie, ewentualnie upadek. Coś o tym wiesz, te schody bywają niebezpieczne. Po drugie, to otoczenie mi się znudziło, a nie zanosić się na to, abyśmy szybko rozstrzygnęli, czy dostanę szlaban czy nie, więc muszę się bardziej postarać. Tu nie mam wielkiego pola do popisu - zaczął wymieniać, przy każdym powodzie zginając jeden palec u ręki, odliczając, nie spuszczając wzroku z chłopaka. - Po trzecie, z każdej kary można wynieść coś dobrego, więc możesz mi w tym pomóc. Koleżeńska przysługa, uznajmy. Czwarte i chyba najważniejsze - teraz nachylił się tak, by słowa szepnąć mu do ucha, owiewając oddechem jego skórę - Muszę zapalić - Bo przecież nie powie mu, że ta rozmowa byłaby jeszcze przyjemniejsza, gdyby mogli sobie usiąść na świeżym powietrzu. Albo na miękkiej kanapie w salonie, ale tam faktycznie mogli trafić na kogoś, kto zniszczyłby całą otoczkę. Nie chciał ryzykować.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Gdyby tylko Philip wiedział, ile satysfakcji sprawia Aaronowi, że usilnie stara się na bieżąco odgryzać, najpewniej ponownie by go zagiął. Z tym, że wtedy już w ogóle nie wiedziałby, jak się zachować. Być czysto miłym? To tak jakby się poddał. Być rzeczowym i stanowczym? No nie, to by tylko zamknęło całą rozmowę - w końcu mógł spróbować wlepić mu jakąś karę i odejść. Nie o to w tym wszystkim chodziło.
A czy Philip faktycznie był zdolny do wszystkiego? Sądził, że na pewno do wielu rzeczy, niemniej jednak było jeszcze mnóstwo rzeczy, których zwyczajnie w życiu nie robił. Tak wyszło.
Z kolei nazwanie go uroczym wcale nie brzmiało jak komplement. A przynajmniej młodszy Ślizgon nie rozpatrywał tego określenia w podobnych kategoriach. Czuł że to głupio protekcjonalne, a różnica wieku wcale nie upoważniała Aarona do używania takich słów! Ani to, ani dodatkowe dwadzieścia parę centymetrów. Philip czuł zwyczajnie, że traktuje go jak małego dzieciaka i już postawił sobie za punkt honoru udowodnić mu, że jest dojrzały. Jak to z szesnastolatkami bywa, rzecz jasna.
I ponownie wiele kosztowało go, by nie odsunąć się od Aarona, gdy ten pochylił się bliżej. Za blisko, bo o ile biedne serduszko zdążyło uspokoić się po ostatnim chwilowym ataku, o tyle ponownie zabiło mocniej, jak gdyby musiał przygotowywać się na potencjalne niebezpieczeństwo. Tylko czy o to chodziło? Czy identyfikował starszego Ślizgona jako potencjalne zagrożenie? Nie. Nie do końca, w każdym razie. Było w nim coś, co sprawiało, że może chciałby być do niego nieco podobny, albo... Po prostu być obok. Jeszcze nie pozwolił sobie zdecydować, o które dokładnie chodzi.
- Nie no, jasne, mogą - odparł, zapominając się i na dłuższą chwilę odwracając od niego wzrok, żeby może nieco opanować serduszko. Dodatkowo poczuł, że jest zwyczajnie bardzo spięty, co wcale nie pomagało. - Małe dzieci, dziewczyny... Może osoby, którymi gardzi się wystarczająco, by im umniejszać.
I owszem, dostrzegał tylko i wyłącznie te trzy kategorie bycia "uroczym". Przy czym on skłaniałby się większość czasu ku tej ostatniej - jemu też zdarzało się używać tego słowa w sposób ironiczny.
- Ja jestem uparty? - spytał unosząc brwi i wymownie zmierzył go wzrokiem. Miał popatrzeć na niego oceniająco, ale wyszło jakoś... Inaczej? Tak jakby w połowie zgubił wątek. - A do tej pory wydawało mi się, że to nie w twoim interesie jest dostać szlaban. Mi to, wiesz, bez różnicy.
Mało to elokwentne, ale nie pozostawi go przecież bez odpowiedzi. Ważne że jakoś odbił piłeczkę.
Można było zauważyć też, że Philip na ten moment troszkę zbyt uważnie przyglądał się każdemu ruchowi wykonanemu przez Aarona. Tak też przy przeczesywaniu przez niego włosów, jego wzrok podążył za ręką, następnie spoczął na chwilę na samych włosach.
- Co, grozisz mi teraz że zjebiesz mnie ze schodów? - wtrącił mu się w pierwszej reakcji. Tak, szczerze odczytał to jako ukryta groźba. Dopiero przy kolejnych punktach dotarło do niego, że może jednak chodzi o coś innego.
Zaraz Aaron jeszcze się pochylił, na co Philip ponownie skupił się na tym, by nie ruszać się z miejsca, żeby tylko nie dać za wygraną. Wciąż zakładał bowiem, że każde podobne zbliżenie się miało w jakiś sposób testować jego wytrzymałość. Przynajmniej tyle póki co z tego wyniósł. I choć ponownie się nie ruszył, mimowolnie wziął głębszy wdech, kiedy tylko Aaron szepnął mu do ucha. Może nawet ledwo zadrżał słysząc jego głos, ale tego nie chciał przed sobą przyznawać. Zresztą, na pewno nie było widać! Tak...?
- Jasne... - mruknął najpierw, trochę z niezadowoleniem, głównie przez własne reakcje. Przez chwilę jeszcze wahał się, co zrobić z tą propozycją i zastanowił się, na czym wyszedłby tak naprawdę najlepiej. Ostatecznie uznał jedynie, że żałowałby potem, jeśli by odmówił i... Co, każdy z nich poszedłby w swoją stronę.
- Niech będzie - dodał w końcu, siląc się na obojętny ton.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Zastanawiające, że wcześniej ze sobą nie rozmawiali. Nie tak, jak teraz, jeśli zakładać, że ta konwersacja faktycznie była nietypowa. A była? Zapewne. Bo jasne, mieli ze sobą do czynienia, tego nie dało się uniknąć, rzucając gdzieś może przypadkowym ‘cześć’, ewentualnie racząc się innym krótkim komentarzem, ale sam Aaron nie przypominał sobie, a pamięć miał bardzo dobrą (niestety), by kiedykolwiek przez wszystkie swoje lata nauki, stanął razem z Philipem i wdał się w słowną potyczkę, rozprawiał na temat pogody, czy chociażby obgadywał głupotę innych. Nic takiego nie miało miejsca. Czemu dopiero teraz? Tylko przypadek, czy chodziło o coś więcej? Zastanawiające na tyle, by zaczął zaprzątać sobie tym myśli, ot, do własnych celów. Ostatecznie skoro ktoś był ciekawy należało mu poświęcić znacznie więcej uwagi, niż osobom głupszy. Tak z szacunku, którym Moon potrafił darzyć innych. Czasem. Philip miał szczęście, jeszcze o tym nie wiedząc.
Każde drgnięcie jakiejkolwiek mięśni na jego twarzy było dla niego znakiem, że coś się działo. Nie stał niewzruszony, tylko w jego głowie kumulowały się myśli, jakby usilnie zastanawiał się, co teraz powinien zrobić. Jak zareagować na słowa Moona, jaką obronę zastosować. To działała na korzyść Philipa, bo właśnie dzięki temu, jak również dzięki jego słowo, Aaron się nie znudził. A nudził się szybko.
-Chłopcy też mogą. I wcale im to nie umniejsza - powiedział, dość bezpośrednio i ostentacyjnie przejeżdżając wolno wzrokiem po jego ciele, jakby oceniał. Nie spieszył się, ostatecznie miał całą noc. Może nie tutaj, ale korzystał. Zaraz spojrzenie ciemnych oczy, które w tej chwili wyglądały jakby w całości były pochłonięte przez źrenice, powróciło na jego twarz, leniwie w nią patrząc.
-Nie chcę, ale czy naprawdę ma znaczenie czego ja chcę, skoro ty masz władzę? Jestem poniekąd uzależniony od twojej decyzji. Ale ty ją odwlekasz. Nie sądzisz, że to trochę niestosowne, tak trzymać mnie w napięciu? - powiedział, krzywiąc się teatralnie. On przeciwko napięciom nie miał nic, póki nie stanowiły zagrożenia życia. Te od młodszego Ślizgona mogły je jedynie umilić, ot taka luźna myśl, na której nie powinien się dłużej skupiać.
-Naprawdę wyglądam ci na aż tak złego, by zepchnąć cię ze schodów? Gdybym chciał, zrobiłbym już dawno, chociaż wzbudzanie fałszywego poczucia bezpieczeństwa u ofiary też brzmi kusząco. To jak Philip, czujesz się ze mną bezpieczny? - kolejne nachylenie. Musiał mu to wybaczyć, albo i nie, ale musiał się schylać, aby przypadkiem żadne słowo nie umknęło koledze. Nie, żeby był aż tak niski. Może on to po prostu lubił? Zmniejszanie odległości, zakłócanie przestrzeni osobistej, by wprawić drugą stronę w zakłopotanie, dyskomfort.
Uśmiechnął się szeroko z tryumfem, kiedy ten oznajmił mu, że tak, pójdzie z nim na błonia. Idealnie. Niech mu ktoś powie, że nie miał zdolności przekonywania innych. Krótka rozmowa i zdobył kompana do dzisiejszej wędrówki. Pana prefekta, który powinien dawno sowicie go ukarać.
-Idealnie - aż klasnął w dłonie, co w tej ciszy zabrzmiało dość złowieszczo. Może tylko jemu się tak wydawało?
Dwie minuty później pociągnął go za rękę, bo ten wydawał się być wmurowany w podłogę i sprawdzając, czy faktycznie papierosy ze sobą ma, skierował ich w stronę terenów zielonych.
zt.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
No właśnie, dlaczego tak właściwie nie rozmawiali? Philip do tej pory zwracał uwagę na Aarona, jednak zdaje się, że zwyczajnie nie mieli wspólnego grona znajomych - o co najpewniej byłoby ciężko - i zajmowali się kompletnie różnymi rzeczami. Mijali się. I może wydawał mu się nieco niedostępną osobą? A już na pewno taką, do której nie na miejscu byłoby rzucić głupim żartem tak bez powodu.
- Znaczy że chciałbyś, żeby ktoś zachwycał się jaki jesteś uroczy? - spytał unosząc brwi. Dla niego to było pytanie retoryczne. Przecież na pewno żaden facet by nie chciał! Albo prawie żaden.
Tylko czy z kolei Philip aby na pewno miał władzę? Wierzył w to jeszcze parę minut temu, cieszył się, że może sobie pozwolić na więcej niż inni - nie to, żeby aż tak bardzo się wcześniej powstrzymywał - ale teraz to właściwie starszy Ślizgon robił co chce. Z tym, że w głowie chłopaka wyglądało to jeszcze inaczej. Nie dopuszczał do siebie myśli, że to on jest teraz perfidnie zmanipulowany. W końcu jego myśli zaprzątały inne skrajnie różne myśli.
Kiedy Aaron schylił się do niego po raz kolejny, odwrócił od niego nie tylko wzrok, ale i głowę, starając się zatuszować, że czuje się jakkolwiek niezręcznie przewróceniem oczami. Czy mu to wyszło? Prawdopodobnie nie, ale o tym już nie myślał.
- Przy tobie? Taaaak - zaczął i ponownie zwrócił ku niemu wzrok, siląc się na ironiczny ton i dumny, choć lekki uśmiech. - I w jakiejkolwiek innej sytuacji też, bo umiem o siebie zadbać.
Szczerze mówiąc, nie wiedział, czy czuł się przy nim bezpiecznie. Na pewno czuł się inaczej. W grę wchodziła niepewność, której zwykle nie odczuwał, ale i dziwna... Motywacja? Chęć podążenia za nim? Dlatego też oczywiście nie zapierał się, gdy Aaron pociągnął go za sobą. Równocześnie jednak z powrotem zamilkł, zastanawiając się po drodze, co i właściwie dlaczego robi. To też ogromny postęp. Zazwyczaj był spontaniczny i argumentem do każdej akcji było "bo tak". Teraz raptem potrzebował dogłębnej analizy, żeby może przestać czuć się równie zagubionym?
z/t
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
8 września; 10:50 - po lekcji Eliksirów
Nie wierzyła aż, że tak beznadziejnie potoczy się ten dzień. Ze wszystkich osób, jakie w projekcie mogły się zawrzeć, ze wszystkich, na których mogła trafić... Dexter Beckett. Ślizgon najbaardziej irytujący ze wszystkich chodzących po tej ziemi istot. I oczywiście musiała od razu się z nim pokłócić, jak tylko zamienili dwa zdania dotyczące ich współpracy, której naprawdę wcale nie chciała, na cholerę jej jego dupsko wchrzaniające się w jej eliksir? Czy to jakiś kiepski żart?
- Dexter, przysięgam, jeśli mi spierdolisz ten eliksir, osobiście cię powieszę, i nie będę wcale żałować. Umówmy się, jako ta myśląca, może ja go zrobię, a ty siedź cicho i się nie dotykaj, co ty na to? - mówiła ze złością, wychodząc z nim z sali i po prostu kierując się korytarzem w stronę bliżej nieokreśloną.
Jej pytanie było oczywiście ostre i opatrzone pewnymi obraźliwymi spostrzeżeniami, ale naprawdę chciała zrobić wszystko sama! Przynajmniej miałaby pewność, że zrobi to dobrze, a nie jak ten imbecyl wpatrzony we własne odbicie tylko i wyłącznie. Przecież poza drogimi ciuszkami i nowymi książkami, nie miał w sobie nic, czym mógłby w ogóle się pochwalić! Jej zdaniem oczywiście. Nawet ładna buzia nic tu nie dawała, choć i tego by nie przyznała jeśli by jej nie grożono czymś poważnym.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Zaczynając ostatni rok nauki w Hogwarcie, raczej nie spodziewał się turbulencji już na początku roku szkolnego. A w każdym razie nie takich związanych bezpośrednio z nauką, bo te towarzyskie były do przewidzenia.
Chociaż już z zeszłego roku pamiętał, że na większości wybranych zajęć musiał znosić niektóre osoby, z którymi wolałby w ogóle nie musieć się konfrontować, to i tak było dla niego niemiłym przypomnieniem widzieć pewne twarze. Jakby tego było mało, na drugich w tym semestrze zajęciach z eliksirów okazało się, że mają do wykonania projekt grupowy. I kto przypadł mu w parze? Oczywiście nikt inny, jak naczelna i największa awanturnica, jaką Hogwart znał - Rosemary Blackwood. Gdyby to był ktokolwiek inny, to nie byłoby problemu, ale to dziewczę było w stanie wyprowadzić Dextera z równowagi po mistrzowsku. Może to było jej ukryte hobby? I naprawdę nie chciał się z nią kłócić, chciał jedynie odwalić ten projekt i mieć to z głowy, ale już po wymianie dwóch zdań zaczęli się sprzeczać.
I najwyraźniej koniec zajęć nie zakończył sporu. Beckett zgarnął swoją torbę i wyszedł z klasy sztormowym krokiem, mając zamiar oddalić się od całej sytuacji, ale przypisana mu w parze Gryfonka chyba miała inne plany i zamiary, bo wyleciała przez drzwi zaraz za nim. I oczywiście musiała nadal ciągnąć swoje mądrości, których wcale nie chciał słuchać.
Zatrzymał się gwałtownie, jak tylko stwierdziła, że z ich dwojga to ona jest tą myślącą. Spojrzał na nią ostrym wzrokiem, choć wyraz jego twarzy zdawał się pozostać neutralny.
- A co ty na to, żeby może przestać zadzierać nosa i uważać się za najmądrzejszą kurę w kurniku? Jakoś nie jestem przekonany, żebyś zrobiła to lepiej ode mnie. - Wiedział, że Rose jest dobra z eliksirów, ale przez niewyjaśniony konflikt jaki istniał między nimi, nie ufał jej, więc nie brał nawet pod uwagę opcji oddania jej odpowiedzialności za projekt. - Zrobimy ten eliksir razem, jak cywilizowani ludzi. - Przedostatnie słowo zaakcentował odrobinę i jednocześnie zmierzył dziewczynę spojrzeniem, jakby tym gestem sugerował, że ona do cywilizowanych się nie zalicza. Zanim zdążyła odpowiedzieć, ruszył ponownie przed siebie.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Cóż, Rose była z domu Blackwood. Ona zawsze spodziewała się turbulencji. Ba, jej życie to turbulencje na przemian z katastrofami, miała nawet wprawę. Inna sprawa, że odporna aż tak nie była jeśli chodziło konkretnie o Becketta, bo jego zarozumiałość i przekonanie, że jest lepszy niż wszyscy, ją doprowadzały do piany. Była przekonana, że i on na nią podobnie reaguje, zatem nie powinno być problemem żeby sama zrobiła eliksir, a on nie pakował swoich książęcych łapsk do jej pracy, tak?
Nie.
Patrzyła na niego z niedowierzaniem kiedy uparł się, że będzie robił zadanie z nią.
- JA jestem przekonana, że zrobię to lepiej od ciebie, nie potrzebuję twojego potwierdzenia w tej sprawie. - Odpowiedziała na wstępnie z pełnym przekonaniem i pewną dozą wyższości. - Dobra, niech ci będzie, ale jak spierdolisz mi pracę, osobiście wyleję ci niewypał na twarz.
Mówiąc to, wytknęła go palcem. A jednak choć bardzo nie chciała, musieli się przez to przecież umówić na konkretny czas. Westchnęła z rozdrażnieniem. Że też jej przypadło się szarpać z tym bucem.
- Dobra, to kiedy masz czas? Dzisiaj? Lepiej ogarnąć to jak najszybciej i mieć z głowy. - Powiedziała może nie miłym tonem, ale nieco mniej agresywnym.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Na ułamek sekundy zacisnął szczęki, żeby nie powiedzieć tego, co aktualnie bardzo głośno obijało mu się w głowie. Niestety nie sposób było zapanować nad ciemniejącym na moment spojrzeniem, które bardzo jasno mogło dawać do zrozumienia, że bezczelność i zarozumiałość Rose po prostu go wkurwiła. A niby to on uważał się za lepszego od innych? Ha! Dobre sobie.
Odetchnął krótko przez nos, chcąc się uspokoić, bo naprawdę nie widział sensu w odszczekiwaniu się i dawaniu jej powodu do ciągnięcia awantury. Bo z jego perspektywy wyglądało to tak, jakby właśnie do tego dążyła - dalszej kłótni o byle pierdołę. Coraz bardziej wierzył w to, że Rose miała osobliwe hobby, którym było wkurwianie właśnie jego, Dextera Becketta, z niewiadomych przyczyn.
- Nie bądź taka do przodu, bo zderzenie z rzeczywistością może cię zaboleć i zdeformować ładną buźkę. Tego jednego tylko byłoby szkoda. - Odgryzł się prze połowicznie zaciśnięte zęby, ale jednocześnie posłał jej bardzo sarkastyczny uśmiech. Nie, zdecydowanie nie zamierzał polegać na jej umiejętnościach w warzeniu eliksirów, choćby była samą Meredith Lancaster (której, swoją drogą, chyba też by nie ufał, chociaż dziewczę zdecydowanie było najlepsze na ich roku), bo nie ufał jej intencjom.
Przetarł twarz dłonią, w myślach przeklinając fakt, że muszą (wcale nie dobrowolnie) spędzić ze sobą czas poza lekcjami i użerać się nad bulgoczącym kociołkiem. Nie pamiętał jeszcze całkowicie swojego planu, więc wygrzebał rozpiskę z torby, żeby spojrzeć którego dnia był względnie wolny. Wiedział, że Rose na pewno ma te same zajęcia, co on, jedynie poza Historią Magii. Nie miał za to pojęcia na co poza tymi przedmiotami uczęszcza, bo go to ani trochę nie interesowało.
Zatrzymał się na moment, przyglądając tygodniowej rozpisce zajęć. Niby teoretycznie mógł przystać na propozycję załatwienia tego dzisiaj, ale miał już plany na popołudnie i nie zamierzał zmieniać ich na rzecz przebywania z panną Blackwood z bardzo prostej przyczyny - jego plany obejmowały coś dużo przyjemniejszego niż awantury.
- W czwartek po OPCM masz jakieś zajęcia? Tego dnia nic więcej nie mam, więc najbardziej pasowałoby mi właśnie wtedy. - Choć w jego głosie wciąż pobrzmiewały ostrzejsze nuty, to też trochę spuścił z tonu. Im szybciej to ustalą, tym mniej czasu muszą ze sobą przebywać, więc i mniej będą się nawzajem wkurwiać.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Uniosła brwi, po czym uśmiechnęła się do niego niezmiernie ironicznie. Niemalże ociekała sarkazmem gdy się odezwała.
- Jak miło, Beckett powiedział mi komplement. Pozwól, że odpuszczę sobie całowanie cię po stopach. - Chwila pauzy. - Za to tobie na szczęście nic bardziej nie zaszkodzi.
A jednak trzeba czasem być jakkolwiek dojrzałym. Ona musiała dojrzeć bardzo szybko, więc wiedziała jak się zmusić do bycia jakkolwiek poważną i odpowiedzialną. Może dlatego zamiast zagłębiać się w ich nieustającą sprzeczkę, która zresztą zaczęła się w chwili ich zapoznania, faktycznie skupiła się na temacie umówienia się na wykonanie projektu, tak coby mieć to z głowy jak najszybciej i móc wrócić do kłócenia się przez chwile i rozpierzchnięcia w dwie różne strony.
- Nie mam, może być wtedy. - Zakończyła zdecydowanie, chociaż była bardzo niezadowolona z tego, że to Dexter wybiera termin, a nie ona. Westchnęła z irytacją, modląc się o cierpliwość. - Przyniosę składniki od profesor, a ty weź kociołek i przybory. Umawiamy się w sali może? Na pewno profesor da mi klucze.
|