Zerknęła kątem oka jak nieznajomy zdejmował okulary, dopiero uświadamiając sobie, że właściwie to miał je wcześniej na nosie i powinna była to zauważyć albo przynajmniej zwrócić odrobinę uwagi. Dlaczego ktoś nosił ciemne szkła o tej porze? Trochę dziwne, biorąc pod uwagę, że jednak znajdowali się na peronie, a nie w otwartym polu, ale nie chciała o to już pytać. Zamiast tego oparła się o ścianę, biorąc głęboki oddech.
- To dobrze. - Odetchnęła z ulgą, bo nie chciała narzucać się samą obecnością. Na szczęście nieznajomy wydawał się być wychowanym czarodziejem, z którym może mogłaby znaleźć wspólny język sądząc po tym, że oboje doceniali to spokojne miejsce.
- Jeśli można, to z kim pan przyjechał? - Wskazała wzrokiem na trzymany przez chłopaka dość skromny bagaż. Nie mogła nawet przypuszczać, że ma do czynienia z uczniem. Dlatego uznała, że zapewne to czyjś starszy brat albo opiekun, bo jednak na ojca jakiegoś pierwszoroczniaka to był za młody, nawet jakby się bardzo starał.
Dostrzegła, że wśród tłumu uczniów jej droga znajoma, Caroline nabawiła się znowu kłopotów. Jeszcze ma nauczycielkę na karku, niech ją szlag. Zaraz chyba podejdzie do niej i przemówi jej do rozsądku, tylko się nieco sytuacja uspokoi.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Zdecydowanie jednej osoby nie mogło zabraknąć tego dnia na peronie 9 i 3/4. Był to oczywiście czarodziej, który w szkole zdołał sobie wyrobić pewną renomę. To czy była ona pozytywna to zależało już od punktu siedzenia. Nie mniej rodzina McGonagall nie mogła przejść niezauważona, wszakże nazwisko to wpisało się już na stałe w historię magicznego świata dzięki Minervie, byłej dyrektorce Hogwartu. Malcolm oczywiście szybko pożegnał się ze swoimi bliskimi, szczególnie z dziadkiem, który pomimo słusznego wieku, nadal miał w starych kościach dużo sił i przetrwał silny uścisk młodzieńca o brązowych włosach i bardzo jasnych, niebieskich oczach. W oczach tych od pewnego czasu jaśniały iskierki, a uśmiech zdawał się rozwiewać wszystkie cienie wokół.
Po tym, jak wypuścił z objęć najmłodszą siostrę, odwrócił się do rodziny i pobiegł w poszukiwaniu przyjaciół, z którymi nie wiedział się przecież już całe wakacje, a przecież tyle się podczas nich działo. Jak zawsze podróżował po świecie, był między innymi w Egipcie, Albanii a nawet w Chile! Nie próżnował więc, był czarodziejem, który uwielbiał aktywny wypoczynek. Bardziej go jednak interesowało, aby podzielić się z przyjaciółmi nowinkami ze swojego romantycznego życia, bo i owszem zadziało się coś również i w tym aspekcie jego życia.
Kiedy tak pospiesznie szedł wzdłuż peronu dojrzał znajomą sylwetkę, a przynajmniej tak mu się tylko wydawało. Po co jednak się upewniać, że podbija do faktycznie dobrej osoby? Przecież lepiej zrobić z siebie głupka.
- O mój boże! - zawołał zdecydowanie zbyt głośno, co zwróciło uwagę kilku osób w pobliżu, w tym jego rodziny. Ojciec pokręcił jedynie z politowaniem głową i zrobił minę, jakby chciał powiedzieć, że nie kojarzy tego chłopaka, którego przecież jeszcze przed chwilą przytulał na pożegnanie. - Ver, nie uwierzysz co się tego lata stało. Jak ci opowiem to po prostu padniesz, nie wstaniesz i spóźnisz się na pociąg! - Zawołał znowu zbliżając się do dziewczyny. Przytulił ją od tyłu jak zawsze, kiedy robił przyjaciołom niespodziankę i nagle do jego nozdrzy dotarł nieznajomy mu zapach. Czyżby jego przyjaciółka zmieniła perfumy? I kolor włosów? Przy okazji trochę jej urosły, może trochę za bardzo jak na ledwie około dwa miesiące rozłąki. - Czekaj, nie jest Ver? - Dopiero teraz zorientował się, że wołał do niego tej dziewczyny, co trzeba, a przy okazji zrobił z siebie błazna, na szczęście do tego można było z czasem przyzwyczaić, szczególnie po spędzeniu dotąd sześciu lat w Hogwarcie. Dziewczyną, która przytulił była Ava Clevers. Co lepsze, w szoku nadal ją przytulał jak gdyby nigdy nic! Nawet z ręki wypadł mu najnowszy numer Czarownicy, który kupił jeszcze przed wyjazdem na peron.
Zadanie: [9] Przepraszam, pomyłka
Uczestnicy: Ava Clevers
Progress: -
Hufflepuff |
25% |
Klasa V |
15 lat |
ubogi |
? |
Pióra: 0
Zrezygnowana nadal klęczała przy swoim kufrze po oberwaniu łajnobombą, poważnie zastanawiając się nad tym, czy rezygnacja ze szkoły i powrót do domu nie będzie najlepszym wyjściem. Jakoś udało jej się trochę wyczyścić ubranie po oberwaniu "pociskiem", ale i tak nie robiło to ogromnej różnicy. O ile wstając rano jeszcze cieszyła się jakoś na powrót do szkoły, tak teraz nie potrafiła dostrzec żadnych pozytywnych stron tej sytuacji i czekającego ją roku szkolnego.
Nagle stanął przy niej jakiś chłopak, podając jej kilka rzeczy, które też wyleciały z jej bagażu. Zamrugała i dopiero po chwili wzięła swoje rzeczy. Nie spodziewała się, że ktokolwiek jej pomoże; w końcu nie była raczej zbyt popularna czy lubiana. Było to jednak miłe i przywróciło jej wiarę w ludzi na tyle, iż Moira postanowiła jednak nie uciekać z peronu do domu. Może jakoś zdoła przeżyć ten rok szkolny.
- T-tak, dzięki - powiedziała przełykając jakoś zażenowanie, i otwierając kufer by wepchnąć do niego podane przez chłopaka przedmioty. - Właściwie to był dobrze zamknięty... Ale chyba spadł z wózka i dlatego... Albo ktoś go zepchnął... - odpowiedziała trochę nieskładnie na propozycję chłopaka. Bo właściwie nie wykluczała udziału osób trzecich w tym wypadku. Puchonka zdecydowanie lepiej radziła sobie z przedmiotami, które nie wymagały używania różdżki, a przy obecnych zakłóceniach to w ogóle ograniczała czarowanie do minimum. Najwidoczniej miała mieć przez to jeszcze bardziej pod górkę niż normalnie. - Ale w sumie czemu nie. Może znasz jakieś lepsze zaklęcia niż te moje - dodała, starając się nawet uśmiechnąć, choć ten dzień już dał jej w kość.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
19 lat |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Czy przejmował się tym, że jego zachowanie może wydać się innym dziwne? Ani trochę. Czy obchodziło go to, że będąc sporo starszym od przeciętnego ucznia szóstego roku, na pewno będzie wzbudzał, przynajmniej przez jakiś czas, zainteresowanie sporej części szkolnej społeczności? Skądże. Pójście do szkoły było dla niego jedynie formalnością; czymś, co musiał zrobić, by dotrzymać danego siostrze słowa i by uzyskać papierek o ukończeniu edukacji na odpowiednim stopniu. Właściwie tak wyglądało dla niego prawie wszystko, co w życiu robił.
Słysząc pytanie nieznajomej, podążył wzrokiem we wskazanym przez nią kierunku. Nie bardzo wiedział, co miała na myśli zadając to pytanie, bo na ogół nie rozumiał ludzi.
- Jestem nowym uczniem Hogwartu, a nie rodziną jednego z obecnych uczniów - odpowiedział po chwili, bo to wydawało się odpowiednie. Bo najpewniej dziewczyna wzięła go za członka rodziny jednego z obecnych na peronie uczniów. No cóż. Przynajmniej ona nie będzie zaskoczona, gdy do ceremonii przydziału podejdzie, poza pierwszakami, prawie dwumetrowy, pełnoletni facet. Podejrzewał, że niektórych może to trochę rozbawić.
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
Nowy rok szkolny, nowe wyzwania. Właśnie tak podchodziła do tego Katherine, zmierzając na peron, z którego dzisiejszego dnia miała pojechać do szkoły. Nie mogła się doczekać, jeśli miała być ze sobą szczera. Uwielbiała swoją rodzinę, jak również przebywanie z nią (chociaż zajmowanie się wujkiem było trochę męczące), niemniej to właśnie z Hogwarcie czuła się najlepiej. Może dlatego, że tam mogła spotkać się ze swoimi przyjaciółmi i czarować bez obawy, że złamie jakieś magiczne prawo. Poza tym było tam znacznie więcej przygód, niż w domu, w którym co najwyżej mogła na strychu znaleźć zapomniane graty, których nikomu nie chciało się uporządkować.
Rozejrzała się po twarzach, które składały się na całkiem pokaźny tłum. Każdego roku było tak samo - mieszanina uczniów, jak i ich rodzin, które chciały się z nimi pożegnać. Gdzieś tam pewnie kręciła się i jej, chociaż wychodzili z założenia, że Katherine sobie poradzi, bo przecież nie była już dzieckiem.
Przechyliła głowę na bok, dostrzegając pewne zamieszanie. Kilku osobom rozwaliły się kufry, z których wyleciało trochę rzeczy. Zaraz, czy ona właśnie dostrzegła kolorową bieliznę? Już lubiła osobę, która była jej właścicielem. Biorąc pod uwagę, że sama Conners zawsze ubierała się w sposób dziwnie widoczny, nikt nie powinien być zdziwiony, że bez problemu dogadałaby się z tamtą osóbką. Z tym, że nie miała za bardzo czasu, aby do niej podejść, co było poniekąd bolesne. Zapamiętała rude włosy. Może odnajdzie ją później w szkole, żeby skomplementować jej gust?
Poprawił różowe dzisiaj włosy, ruszając przed siebie. Czas odszukać własnych przyjaciół, z którymi można było wymienić się informacjami z wakacji. Tadek. Właśnie jego potrzebowała. Tylko gdzie on się podziewał?
Przekręciłą głowę na bok, dostrzegając chłopaka nieopodal. Idealnie! Poprawiła plecak, z którym nigdy się nie rozstawała i ruszyła w stronę chłopaka, szeroko się uśmiechając.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Przeklinał takie dni, jak ten. Nie dlatego, że nie cieszył się na powrót do szkoły - to akurat napawało go ogromnym entuzjazmem - ale dlatego, że na dzień przed pełnią każda pierdoła mogła wyprowadzić go z równowagi. Jeszcze jakby mógł zażywać wywar tojadowy, to jakoś pewnie by to znosił, ale nie mając tego luksusu musiał po prostu zacisnąć zęby.
Oczywiście wstał na tyle wcześnie rano, żeby poświęcić dwie godziny na bieganie, zmęczyć się fizycznie choć trochę jeszcze przed śniadaniem i zmniejszyć szansę instant wkurwa jeśli któryś z bodźców na peronie okaże się zbyt intensywny. Zdążył też powkurzać się na fakt, że choć ma bliżej do Hogwartu niż do Londynu, to wciąż musi stawić się na pociąg. Zanim wykorzystał sieć Fiuu żeby przenieść się do Dziurawego Kotła, przynajmniej pół godziny przeznaczył na medytację, starając się uspokoić nie tylko siebie, ale i wewnętrzną bestię, która już nerwowo pomrukiwała w podświadomości, czując bardzo silny wpływ niemalże pełnego księżyca.
Jak tylko dotarł na peron - mimo że zdecydowanie wcześniej niż największy tłum, co było celowym zabiegiem żeby uniknąć czynników mogących wyprowadzić go z równowagi - to niemal od razu poczuł irytację wywołaną bezustannym harmiderem rozmów osób już czekających na pociąg. Odszedł w najdalej możliwy kąt, przed ostatnie wejście do dostatniego wagonu, wpakował kufer do przedziału, ale po kilku minutach wyszedł znowu z pociągu, bo perspektywa przymusu spędzenia ponad dziewięciu godzin w tej metalowej puszce wystarczyła, żeby poczuł napinające się nerwy.
Usiadł z książką pod ścianą i bardzo starał się skupić na czytaniu - bezskutecznie. Nie tylko dźwięki zwracały jego uwagę, wraz z gęstniejącym tłumem również kumulacja zapachów, spośród których w pewnym momencie bezbłędnie wyłapał doskonale sobie znaną nutę jaśminowo-konwaliową. Choć starał się powstrzymać, to automatycznie podniósł wzrok znad tekstu i spojrzeniem zaczął szukać znajomej blondynki. Nie wiedział w jakim celu właściwie.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Przez chwilę obserwowała, jak Caro próbuje się wykaraskać z - przynajmniej tak to wyglądąło - przypałowej sytuacji. Czyżby nieświadomie ją w coś wkopała? Zagryzła wargę i odwróciła wzrok, nie wiedząc, jak się zachować. Zupełnie jakby aktualna sytuacja nie była dla niej wystarczająco żenująca. Ponownie wbiła wzrok w tłum, wypatrując Colina coraz bardziej rozpaczliwym wzrokiem. Czy on pojechał z powrotem do domu szukać tych pieniędzy, czy co? Już dawno powinien tu wrócić, powinni iść raczyć się "soczkiem" i zabunkrować w przedziale, oddać się rozmowie albo snuciom na temat nadchodzącego roku. Oczyścić umysł z tego wszystkiego, co tam aktualnie się kotłowało.
Kaptur na głowie z pewnością przyczynił się do tego, co zaraz miało się stać. Otóż ktoś ją pomylił z kimś innym, wobec czego wpędzono ją w jeszcze bardziej stresującą sytuację. Odwróciła się w stronę źródła okrzyku, podobnie jak kilka osób dookoła. Stało się coś jeszcze gorszego: jej przestrzeń osobista została naruszona. Otworzyła szerzej oczy i spojrzała zszokowana na "agresora", nie do końca rejestrując to, co do niej mówi. Co za Ver? O co tu chodzi?
Jak tak dalej pójdzie, to faktycznie spóźni się na pociąg. Tyle zdążyła wyłapać z jego chaotycznej wypowiedzi przeplatanej wrzaskami, ni to radości, ni to ekscytacji.
- Eee... To nie ja... - Tylko tyle zdołała z siebie wydusić. Co tu się odwala? Ten początek roku był jakiś przeklęty, a nawet jeszcze nie ruszyła się z peronu. To jakiś koszmar. - To znaczy, Ver to nie ja. Ja to Ava. Avianca znaczy. - Całkowicie poplątała się w swojej wypowiedzi, wiedziona zaskoczeniem. Lustrowała twarz jakiegoś chłopaka, którego widziała po raz pierwszy w życiu. Czy oni będą razem w jednej szkole? To znaczy, że będą się mijać na korytarzach? Sięgnęła do torby i pociągnęła solidny łyk "soku". Najchętniej to by sobie jeszcze fajkę zapaliła, ale nie chciała dymać innym w twarz. Pozostawało jej tylko wdychać jego zapach, bo chłopak zakleszczył ramiona wokół niej tak, jakby była jakąś słodką bułką.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Czyż to nie emocjonujące? Nie dość, że całkiem niedawno Boleynowie przeprowadzili się z Francji do Wielkiej Brytanii i odzyskali rodzinne włości sprzed wieków, to teraz jeszcze przed najmłodszą latoroślą rozpościerała się pełna paleta możliwości w zupełnie nowej placówce magicznej edukacji.
Bagaże panicza Pascala i panienki Oriane dotarły na peron 9 i 3/4 na długo przed przybyciem ich samych - zostały przetransportowane i od razu umieszczone w jednym z przedziałów, który przy okazji został zajęty przez służbę. Troskliwi rodzice postarali się, żeby dzieci nie musiały się stresować pierwszego dnia w zupełnie nowym środowisku i postanowili "zarezerwować" im w ten sposób miejsce w pociągu, żeby z pewnością siedzieli razem i mogli rozgościć się zanim jeszcze inni uczniowie Hogwartu tłumnie oblegą wagony.
Ale wracając do dziedziców królewskiego nazwiska, to Pascal razem z Oriane - bez rodziców, bo przecież są już na tyle dorośli, że nie potrzebowali odprowadzania za rączkę, zjawili się na stacji King's Cross odpowiednio wcześnie, żeby bez problemów odnaleźć przejście na peron 9 i 3/4, móc rozejrzeć się w tłumie i odnaleźć swoje miejsca siedzące. Poszukiwania niepozornej ściany, która skrywała magiczny świat, nie zajęło im dużo czasu, bo brytyjscy studenci Hogwartu i ich rodziny niekoniecznie ukrywali się ze swoimi sowami i każdy z nich wzbudzał niejakie zainteresowanie otaczających mugoli. Wystarczyło podążyć za kilkuosobową rodziną pchającą przed sobą wózki z kuframi i klatkami, żeby bez pudła trafić tam, gdzie mieli trafić.
Po rzuceniu sobie krótkiego spojrzenia, rodzeństwo Boleyn ze spokojem (a nie na hurra biegnąc jak wariaci) wsiąkło w ścianę dzielącą perony 9 i 10. Po jej drugiej stronie natknęli się na tłum młodzieży i ich rodziców, harmider rozmów pełnych emocji i dziwnych zdarzeń: kwik jakiegoś kota, któremu ktoś chyba nadepnął na ogon, skrzek sowy, która przeleciała nad głowami zebranych, żeby centralnie nad jednym z nich zrzucić ładunek do tej pory trzymany w jelitach, komuś eksplodował kufer i kolorowa bielizna ozdobiła przynajmniej jedną dwudziestą peronu, bezpańsko toczące się wózki, przemykające między nogami dzieci, które chyba dopiero miały rozpocząć naukę...
Pascal tak był pochłonięty obserwacją otoczenia, że w sumie nie patrzył gdzie idzie. Wykręcając głowę szedł na oślep, mówiąc jednocześnie coś po francusku do siostry. Nic więc dziwnego, że w pewnej chwili po prostu w kogoś wszedł trochę z impetem. Zanim jeszcze spojrzał na kogo wpadł, odruchowo złapał tę postać w - tak podejrzewał - talii, asekurując ją (i siebie) przed upadkiem.
- Oops, pardon! Ma faute! - Automatycznie odezwał się po francusku, w pierwszej sekundzie myśląc, że chyba wlazł na własną siostrę, ale jak tylko odwrócił głowę i zauważył różowe włosy... cóż, zdecydowanie nie była to Oriane. Uśmiechnął się do nieznajomej dziewczyny uprzejmie i, jak to miał w zwyczaju, czarująco, chcąc złagodzić jej ewentualną irytację tym niezamierzonym incydentem. - Przepraszam. - Choć przerzucił się na język angielski, to pozostał mu akcent francuski. Celowo? To wie tylko on sam... i może Oriane.
Ravenclaw |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 0
Wbrew kpiącym przypuszczeniom Avy - Colin po hajsy nie poszedł do domu, tylko znalezienie ojca i rodzeństwa w tym tłoku chwilę mu zajęło. Potem oczywiście nie udało mu się uniknąć rozdzielania rodzeństwa podczas kolejnej sprzeczki, i tak oto Krukon wracał do przyjaciółki nie tylko spóźniony, ale też ze sporym guzem na głowie. Tak to jest, gdy prawie łamią ci trzonek miotły na głowie.
Na miejsce, w którym zostawił Avę, dotarł akurat w chwili, gdy Puchonka obściskiwała się z jakimś chłopakiem. A raczej to on ściskał ją, ale to był jedynie drobny szczegół, bo cała ta sytuacja wywołała w mózgu Parkera małe zwarcie, a w jego oczach pewnie pojawił się nawet napis "ERROR 404". Bo czy Ava nie kręciła ostatnio czegoś z jakąś dziewczyną? Czy jednak to był chłopak? A może dwójka na raz?
Jako że Colin w takich sytuacjach taktowny nie był, to po prostu podszedł do owej dwójki, poprawiając kaptur, który naciągnął na głowę by ukryć wielkiego guza. A potem uśmiechnął się i zafalował brwiami.
- Chyba przyszedłem nie w porę. Mam jeszcze zniknąć na chwilę? - zapytał rozbawiony, patrząc to na Avę to na chłopaka, którym chyba przerwał rozmowę.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Przez chwilę miał minę, jakby rzucił ktoś na niego czar Confundus. Na szczęście w miarę szybko się ogarnął, o ile to w ogóle było możliwe w przypadku Malcolma. Nadal jednak nie zauważył, że obejmuje dziewczynę naruszając jej przestrzeń osobistą.
- Kurde, znowu ją zgubiłem. Co roku to samo - rzucił. Zaraz po tym spojrzał na dziewczynę, bardziej kątem oka z tego względu, że wciąż jej nie puszczał, co już musiało serio bardzo dziwnie wyglądać z boku. - Avenica? To bardzo ładne imię muszę przyznać. Ja jestem Malcolm- dodał jeszcze i uśmiechnął się do niej szeroko.
Faktycznie początek roku zapowiadał się dla niektórych bardzo dziwnie, z tego co zdążył zauważyć, na peronie stało się już całkiem dużo rzeczy. Ktoś rzucił łajnobomba, ktoś inny zaczarował wózek, który przejechał sam całkiem niedaleko. Przez moment Malcolm z uniesionymi brwiami obserwował ten wózek i osobę, która za nim biegła. - Niby człowiek ma do czynienia z magią od początku życia, a nadal go zaskakuje co niektórzy odwalają - skomentował jedynie. Ponownie spojrzał na dziewczynę, następnie zerknął na ręce, które przerzucił przez jej ramiona i na jego twarzy wykwitły delikatny rumieniec. - O kurde, przepraszam - rzucił od razu i w końcu Ava mogła odzyskać odrobinę swojej przestrzeń osobistej, chociaż rozległa osobowość Malcolma nadal zdawała się ją naruszać, nawet jeśli jej nie dotykał.
W tym momencie przyszedł do nich jakiś chłopak, który zdecydowanie znał Avę. Malcolm już chciał coś powiedzieć, ale twarz Colina wydawała mu się być całkiem znajoma. Dopiero po chwili zorientował się, że zna go, może nie osobiście ale na pewno z widzenia.
- Hej, ja cię kojarzę. Jesteś z Ravenclaw, nie? Widziałem cię w pokoju wspólnym. Colin, tak? - Spytał wpatrując się w chłopaka. W myślach musiał przyznać, że bardzo mu się spodobał odcień koloru jego skóry. Przy okazji był przystojny, ale tym razem Malcolm postanowił nie włączać trybu flirtowania, co mu się zdarzało w rozmowach z chłopakami... i orientacja tutaj nie miała w tym przypadku znaczenia.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Powoli przestawała nadążać za tym, co tu się działo. Nie dość, że wszędzie wybuchały jakieś łajnobomby, koty i sowy atakowały innych na zawołanie, jakieś nauczycielki się produkowały, próbując to wszystko opanować, to jeszcze najwidoczniej udało jej się zawrzeć nową znajomość w najdziwniejszy sposób, jakiego kiedykolwiek doświadczyła. Jak to wszystko rzutuje na nadchodzący nowy rok? Jeszcze brakuje, żeby przypadkowo wpadła pod lokomotywę.
Odetchnęła nieco, kiedy zobaczyła Colina, a napastnik zabrał z niej swoje ramiona. Widziała wzrok Krukona i już wiedziała, że nie będzie miała życia w przedziale. Zasypie ją gradem pytań i na tym pewnie zleci cała ich podróż. Pozostało mieć tylko nadzieję, że nikt się do nich nie dosiądzie. Pociąg ma wystarczająco dużo wagonów, żeby nikt nie musiał wpychać się z butami akurat do ich przedziału.
Chyba, że temu nowemu zachce się z nimi siedzieć.
Spojrzała raz jeszcze na niego, teraz już nieco swobodniejsza.
- Nie ma sprawy. Urocze powitanie - rzuciła, zastanawiając się, czy z każdym tak się wita. Ciekawa była, czy Colin tak samo kojarzy chłopaka, jak on jego. Coś czuła, że będzie musiała się gęsto tłumaczyć; zauważyła te dziwne ogniki w jego oczach.
Chaos znów o sobie przypomniał, gdy nagle w pobliżu znalazło się jeszcze więcej osób. Nim się obejrzała Ava została objęta i pochłonięta rozmową z kimś, kto najwyraźniej pomylił osoby. Chyba kojarzyła go ze swojego domu, ale ciężko było jej powiedzieć. Zauważyła, że jeśli ktoś nie nosi szaty uczniowskiej czy po prostu hogwarckiego mundurka to nagle miała problemy z rozpoznaniem tych, z którymi nie łączyły jej bardziej intensywne relacje - negatywne czy pozytywne, nie ważne.
Westchnęła głośno, gdy narastający w pobliżu hałas zaczął docierać do jej granic tolerancji. Tak, zdecydowanie wolała już salwę z armat. Wróciła spojrzeniem do Quentina i jak zwykle w takiej konfrontacji, jej wzrok był mieszaniną pogardy, rozbawienia i niemego rzucania wyzwania.
- Och, napewno nikt inny nie byłby tak szlachetny i wyrozumiały jak ty. - odparła niby uroczo, wręcz słodko, ale kpina w głosie była zbyt wyraźna, aby nie dało się jej wyczuć. - Może nawet powinnam poprosić cię o lekcje? Na pewno nikt inny nie ma lepszego doświadczenia w kontrolowaniu zwierząt i używania smyczy.
Właśnie tym była dla Caroline ta cała arystokracja. Jeden wielki cyrk, w którym starsi tresująca młodszych niczym pieski kanapowe, aby ci mogli potem tresować następne pokolenie. Krąg ubezwłasnowolnienia, zamknięcia na wszystko dookoła i wewnętrzne gnicie w skostniałych strukturach, które pamiętają jeszcze czasy Merlina. Dla Pride byli tak ograniczeni i to na dodatek na własne życzenie, że prawie im współczuła. Prawie.
- Chyba że się mylę i jednak nie znasz się tak na więzach czy naginaniu kręgosłupa, byle bliżej podłogi.
Powiedziała to w sugestywny, wręcz zalotny sposób i tylko ogniki w jej oczach, drwina czająca się w kącikach ust i ich wzajemna historia świadczyły o tym, że nabija się ze Ślizgona - chociaż tym razem nie byłoby to tak oczywiste dla postronnych. W niektórych dziedzinach potrafiła być bardziej przekonująca.
Ravenclaw |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 0
Gdy już dokładnie przyjrzał się chłopakowi obejmującemu Avę (a raczej zdołał oderwać rozbawiony wzrok od twarzy przyjaciółki, z której potrafił wyczytać wiele o obecnej sytuacji, i przeniósł go na twarz ów chłopaka), również rozpoznał w nim jednego z Krukonów. Nie wiedział jednak, czego tak właściwie właśnie był świadkiem, a takie sytuacje zawsze rozbudzały ciekawość Colina. Oj Avę czekała ciekawa pogawędka, gdy już znajdą się w pociągu, bo Parker w życiu kierował się często zasadą - Kto pyta, nie błądzi. Więc pytał nawet wtedy, gdy nie wypadało, i o rzeczy, o które pytać się czasem nie powinno. Ava jednak dobrze o tym wiedziała, więc na pewno domyślała się, co ją czeka.
- Taak, Colin Parker. A ty to Malcolm, dobrze pamiętam? - zapytał, uśmiechając się, i wyciągając dłoń na powitanie. Na ogół nie wątpił w swoją pamięć, ale tą miotłą oberwał całkiem mocno, przez co bolesne pulsowanie nieco przeszkadzało mu w myśleniu i łączeniu wątków.
- Przeszkodziłem w czymś istotnym? - zapytał, ponownie patrząc na nich z rozbawieniem. Nie słyszał ich wymowy zdań i nie do końca wiedział, co tak właściwie tu zaszło. Czyżby był świadkiem jakiegoś kolejnego eksperymentu Avy?
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Wendy Williams była osobą wyjątkową. Piękna, mądra, charyzmatyczna, zabawna, no i jaki miała talent! Do czego? No, cóż... Tak, Jack Douglas nie zdążył jeszcze poznać wszystkich szczegółów - a więc wszystkich zalet - dotyczących Ślizgonki, ale ta bez wątpienia go fascynowała. Na tyle, by przez całe wakacje obsypywać ją licznymi listami, a dziś wreszcie mogli ponownie się spotkać. Z jakiegoś niezrozumiałego dla niego powodu do spotkania nie doszło w trakcie miesięcy wolnych od szkoły, ale teraz nie było to tak istotne. Teraz zdążył wypatrzeć Wendy wzrokiem i od razu ruszył ku niej.
Choć jej przywitanie mogłoby się wydawać dziwnym sygnałem, że coś jest nie tak, Krukon nie odniósł początkowo takiego wrażenia. Uznał to raczej za jakiś rodzaj gry słownej? Tak, zdecydowanie o to chodziło. A skoro Wendy ją zainicjowała, on bez zawahania ją podjął. Czy ktoś mówił, że nie był bystry?
- Hej, Williams - odparł z uśmiechem, którego nie potrafił powstrzymać na jej widok.
W dodatku dla kontrastu ze zdystansowanym powitaniem Wendy, Jack zdecydował się zaraz ją objąć. Przecież czekał na ten moment całe dwa miesiące! I jakoś nadal nie wpadł na to, że może w jakiś sposób ją osacza i że ona sobie tego nie życzy. Ostatecznie zdaje się, że nigdy nie mówiła mu nic podobnego wprost, a on może nie planował jeszcze wspólnego potomstwa, ale zdecydowanie był przekonany o tym, że wspólna przyszłość byłaby doskonałym wyborem dla nich obojga. Będzie doskonałym wyborem. Podobno właśnie tak należało myśleć o swoich planach - one będą miały miejsce i nie było tu miejsca na wątpliwości.
- Zdecydowanie tak, dokładnie, musimy. Jak minęły ci wakacje? - zagadnął szybko, licząc że szybko nadrobią stracony czas, kiedy to ich komunikacja była zdecydowanie ograniczona. Na szczęście mieli na to cały kolejny rok szkolny. Co mogło pójść nie tak?
- A dobrze się czujesz? Coś nie tak? - dopytał po chwili, gdy zauważył, jak Ślizgonka zaczyna się rozglądać.
Wyglądała na... Zmartwioną? Niezadowoloną? Czy ktoś sprawił jej jakąś przykrość? A może nie czuła się obecnie komfortowo w tym tłumie? Musiał wiedzieć, by może w jakiś sposób uratować ją z opałów.
Hufflepuff |
25% |
Klasa VI |
16 |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 83
Każdy pierwszy września miał w sobie coś magicznego - no, okej, kiedy było się czarodziejem, to każdy dzień wypełniony był magią, chodziło mi jednak o coś zupełnie innego. O atmosferę podekscytowania, nowy początek, perspektywę całego roku spędzonego na nauce i zabawie z przyjaciółmi w najdziwniejszej szkole w całej Wielkiej Brytanii. Poprzedni rok był dla Arthura wyjątkowy - w końcu chłopak zdawał SUMy, co miało mieć ogromne odbicie na jego całej przyszłości, jednak to tegoroczne rozpoczęcie roku miało być szczególnie wyjątkowe. Biegająca od wczesnego rana Octavia tylko podkreślała tę wyjątkowość, budząc wszystkich hałasowaniem w kuchni.
Pierwszowrześniowe poranki mijały zawsze wyjątkowo szybko, lecz teraz gdy ekscytacja Arthura była podsycana przez entuzjazm jego siostry, czas minął jak z biccza strzelił i już byli na zatłoczonym peronie, a mała blondyneczka podskakiwała wesoło u jego boku, ciągnąc brata w stronę magicznego przejścia.
— O, ładne rzeczy, jeszcze wczoraj nie chciałaś wyjść z mojego pokoju, bo tak mi trajkotałaś, a dzisiaj to już obciach z bratem siedzieć?! — oburzył się teatralnie, patrząc porozumiewawczo na rodziców, którzy im towarzyszyli. — Pewnie wolałabyś siedzieć z Teddym, co? Z nim to już pewnie żaden obciach! — prychnął, przeczesując licznych podróżnych, spieszących w różne strony. Wciąż znajdowali się w mugolskiej części peronu 9, więc miał większą szansę zauważyć dziwaka z kufrem niż wśród tłumu uczniów Hogwartu po przejściu przez barierkę. Czas jednak mijał nieubłaganie i trzeba było przechodzić, więc Arthur miał nadzieję, że odnajdzie przyjaciół już w pociągu. W końcu przez te kilka długich godzin będzie miał okazję przejść wszystkie wagony wzdłuż i wszerz.
Na peronie było tłoczno, głośno i chaotycznie. Arthur wciągnął powietrze głęboko do płuc, a wraz z nim zapach sowich przysmaków, kociej sierści, swąd dymu i odór łajnobomb, czyli bardzo swojski zapach hogwarckiej braci. — Ach, ciekawe, gdzie są Kitty i Tadek... na pewno nie będziesz chciała z nami siedzieć? — zapytał podejrzliwie Arthur, mocno ściskając siostrę za rękę, żeby nie zniknęła wśród tłumu dzieciaków. Bezpieczne odstawienie jej do przedziału z innymi pierwszakami to jedno, ale zgubienie jej na peronie, gdy wokół fruwały łajnobomby? No way!
Powiedzieć, że Effie Reagan była podekscytowana to jak stwierdzić, że róg buchorożca może zrobić małe bum pod wpływem wstrząsu. Ruda trąba powietrzna od wczesnego ranka biegała po domu w trybie przyspieszonym, a Liv, która chciała trochę siostrę uspokoić, mogła zauważyć tylko burzę nierozczesanych kłaków wręcz teleportującą się z miejsca na miejsce. Wbrew oczekiwaniom, Effie wcale nie spakowała kufra tydzień wcześniej, a zostawiła wszystko na ostatnią chwilę. Jasne, komplet szkolnych szat oraz część podręczników miała już spakowaną, jednak różdżka leżała przy jej łóżku razem z jedwabną szmatką, którą dziewczynka czule ją polerowała każdego wieczora przed pójściem spać. Zapasowe skarpety doschły dopiero poprzedniego wieczora i teraz Eustephia zawzięcie zwijała je w nieco toporne kulki, by po chwili w panice wrzucać je do kufra. Trzy razy biegała między kuchnią a swoim pokojem, gdy przypominało jej się nagle, gdzie ukryła swój pamiętnik, piżamę w wiewiórki i nowe, piękne piórko, które ostatnio kupiła jej siostra.
Ta bieganina trwała nieprzerwanie aż do ostatnich chwil, kiedy już trzeba było koniecznie wychodzić. Dziewczynka w ostatniej chwili zdążyła złapać paczuszkę z przysmakiem sów dla Penelopy, która była nie mniej podekscytowana niż jej właścicielka. Maleńka sówka ćwierkała jak szalona, latając w kółko po zdecydowanie za dużej dla niej klatce i robiąc tyle hałasu, co stado głodnych kurcząt.
— Liv, ale na pewno zdążymy??? — pytała raz po raz, kiedy zmierzały już w stronę dworca King's Cross. Czasu było jeszcze od groma, ale Effie nie miała własnego zegarka. Jedną rączką trzymała kurczowo klatkę z popiskującą Penelopą, w drugiej natomiast ściskała palce starszej siostry. Tata zasuwał za swoimi córkami, ciągnąc to, z czym same nie mogły się zabrać. Kochany staruszek.
Wszelkie pozory, które rudowłosa pierwszoroczniaczka chciała zachować przez ostatnie tygodnie rozmyły się zupełnie gdzieś w eterze, bo oto za chwilę miała przejść przez barierkę między peronami po raz pierwszy jako uczennica Hogwartu!
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Chłopak rozejrzał się dookoła dyskretnie, cóż wokół nich zbierało się coraz więcej ludzi. Gdyby nie jego echem pożal się Merlinie rozmówczyni pewnie byłby bardziej zainteresowany całym otoczeniem. Jednak w obecnej sytuacji rozglądanie się czy utrata kontaktu wzrokowego z rudą krukoną, a konkretnie z jej ruchami mogło być bardzo zdradzieckie i ryzykowne. Nie było co kryć w jej towarzystwie musiał być czujny na sto procent, nie miał zamiaru po raz kolejny oberwać czymś równie przyjemnym jak ptasia kupa.
- Lepiej bym tego nie ujął - zadrwił - Nie widzie problemu Carolnie prosić zawsze możesz, a co więcej istnieje możliwość, że pokaże ci co nieco - Ruszył sugestywnie brwiami, a z jego ust nie schodził drwiący uśmiech. Oczywiście był to swojego rodzaju przytyk w jej stronę, ale nie był pewien czy dziewczyna zrozumie aluzję jaką jej czynił. W sumie mało go to obchodziło, skoro ona zaczęła nie miał zamiaru pierwszy kończyć tej farsy. Może było to dziecinne, ale w jakiś pokręcony sposób bawiło go to i denerwowało jednocześnie. Czuł w kościach, że ten rok będzie zwariowany pod każdym względem. Nie mniej nadal uważał, że Pride to tylko nieokiełznana dziewucha, która potrzebowała silnej męskiej ręki lecz jeszcze o tym zapewne nie wiedziała.
- To zależy w jakim celu miałbym to robić koleżanko?- Kolejna aluzja do jednej z dziecin ludzkiej seksualności, na tyle intymna by nie mówić o tym głośno w tłumie ludzi w wieku nie odpowiednim do tego typu tematów.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Biorąc pod uwagę to, jaki Malcolm był, to naprawdę można było się od niego podobnych powitań spodziewać niemalże za każdym razem. Strasznie lubił się przytulać, niekiedy nawet do obcych, co można było zauważyć na przykład podczas tego długiego-krótkiego kontaktu, jaki nastąpił między nim a Avą jeszcze chwilkę wcześniej.
Wyszczerzył się szeroko na uwagę o uroczym powitaniu. Biel jego zębów z całą pewnością podziałałby lepiej niż zaklęcie oślepiające. Widać, że miał je bardzo, ale to bardzo zadbane.
- A dziękuję. W ogóle cały jestem uroczy - odpowiedział. Na potwierdzenie swoich słów podparł się pięściami o boki i dumnie wypiął klatę. Nie, nie był niczym kulturysta, w zasadzie to był bardzo szczupły. Może nie wychudzony ale na pewno bardzo szczupły. Jako, że było lato, ubrany był w dłuższy cienki kardigan, w którym naciągnął rękawy po łokcie, przetarte spodnie jeansowe, a pod tym swoistym swetrem widniał niebieski, niczym barwy Krukonów, t-shirt.
- Tak, jestem Malcolm, dobrze kojarzysz - odparł Colinowi i uśmiechnął się do niego równie szeroko, jak jeszcze przed chwilą do Avy. Naprawdę, można było powiedzieć, że nie tylko cieszą się jego usta ale także i oczy. Uwielbiał poznawać nowe osoby, nawet jeśli początek znajomości można było zaliczyć do tych dziwnych. - Oh, moja gazeta - powiedział i sięgnął po nią. Rzadko zdarzało się, żeby chłopak czytał "Czarownicę", w końcu to było czasopismo jedynie kobiece. Jednakże Malcolm był zdania, że prasa, tak samo jak ubrania, nie miały płci. Chociaż źle się czuł jakoś w sukienkach... i tak próbował kiedyś w takiej chodzić. Tak się zdarzyło, że gazeta otworzyła się na pewnym newsie, który mocno zainteresował Malcolma.
- O kurde, wiecie, że Evemer Kerrain, ten przystojny ścigający Zjednoczonych z Puddlmere, się oświadczył? Eh, no i będę musiał sobie znaleźć inny obiekt westchnień z mediów - rzucił nieco zmartwiony tym faktem. Zwinął gazetę w rulonik i wcisnął ją do torby, która leżała na jego wózku zaraz obok walizki. - Serio, chyba sam muszę zostać kimś sławnym żeby kogoś wyrwać - dodał do Colina i Avy. Poniekąd był sławny poprzez nazwisko, w końcu McGongallowie, jakby nie patrzeć, zyskali popularność w czarodziejskim świecie wiele lat temu.
Zadanie:[13] Na bieżąco, Wariant 2: Koniec wzdychania do przystojnego ścigającego... Uczestnicy: Ava Clevers i Colin Parker
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Jej uwadze nie umknęło czasopismo, które Malcolmowi wypadło z rąk. Tytułu w ogóle nie znała, ale gazetka upadła tak, że można było zajrzeć do środka i to od razu dało jej trochę informacji o chłopaku. Chociaż nie było powiedziane, że to jest jego gazeta, może akurat niósł ją dla jakiejś koleżanki? W końcu szukał jakiejś Ver, czy jak to tam szło.
Jeżeli nie, to czuła, że mogliby się dogadać. Puchonka była otwarta na takie znajomości.
- Eee... - Wspomnianego nazwiska w ogóle nie kojarzyła. Tym bardziej, że ta osoba należała do drużyny quidditcha, którą interesowała się tylko dlatego, że Colin należał do tej szkolnej. Na tym kończyło się jej uwaga w tej kwestii, a wszystkiego dowiadywała się od niego. - No cóż, to szczęścia dla niego - odparła, kwitując to wzruszeniem ramion. Nie potrafiła wyczuć, czy faktycznie zrobiło to na nim takie wrażenie, czy powiedział to tylko po to, żeby zmienić temat. A zmiana tematu akurat była jej na rękę; nie mogła już znieść ciągłego zerkania ze strony Parkera. - Jeszcze kilka takich akcji i będziesz chyba najsłynniejszą osobą na tym peronie - zażartowała, mając na myśli rzucanie się z tuleniem na niczego niespodziewających się obcych.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Jak co roku pierwszego września (przez ostatnie kilka lat), Teddy wkroczył na peron 9 i 3/4 dumnie i z entuzjazmem, za towarzystwo mając swoją siostrę bliźniaczkę i rodziców. Gilmore'owie, choć nie byli magiczną rodziną wyłączając Tadzia, nie mogliby odpuścić sobie okazji do pożegnania i narobienia wstydu jedynemu magicznemu członkowie rodziny. Co prawda była to dla nich nie lada wyprawa przez pół wyspy i Felicity przez to była nieobecna na swoim pierwszym dniu szkoły, ale rozłąka na kilka kolejnych miesięcy z największym słoneczkiem rodziny odsuwała wszystko inne na dalszy plan. A Teddy nigdy nie narzekał i również cieszył się ostatnimi momentami z najbliższymi przed kolejnym ciężkim rokiem nauki.
Jak zwykle siostra zachwycała się przejściem na magiczną część stacji kolejowej, mamie łezka kręciła się w oku, a ojciec z dumą poklepywał syna po ramieniu.
Można by pomyśleć, że trójka mugoli będzie się czuła nieco dziwnie i niezręcznie na peronie pełnym czarodziejów i czarownic, ale nic bardziej mylnego w przypadku Gilmore'ów - czuli się częścią tego świata właśnie za sprawą Tadzia, który nie tylko opowiedział im wszystko o Hogwarcie, co tylko wiedział, ale i nawet nie raz sprezentował im magiczne gadżety, zaprosił do domu przyjaciół ze szkoły, czy choćby nawysyłał tyle ruchomych fotografii, że mogliby sobie wytapetować ściany. I teraz, chociaż rozglądał się za swoimi znajomymi, to nie odchodził za daleko od bliźniaczki, która czule dokarmiała sówkę siedzącą w klatce.
Gdzieś w tym rozentuzjazmowanym tłumie dostrzegł dobrze sobie znane różowe włosy, trochę dalej najwyższego szukającego w historii Hogwartu - Kitty i Arthur, każde na swój sposób, wyróżniali się z tłumu. Uniósł nawet wysoko rękę, żeby zwrócić na siebie ich uwagę i postąpił krok w kierunku Puchonki, kiedy jakiś bezpański wózek zajechał mu drogę i potoczył się dalej nie zważając na to, czy kogoś rozjedzie. To pochwyciło jego uwagę na tyle, żeby podążyć wzrokiem za tym zjawiskiem. Bo co jeśli rozjedzie jakiegoś pierwszaka?!
|