Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Szopa gajowego Niewielki budynek stanowiące miejsce składowania wszelkiego sprzętu należącego do gajowego. Można znaleźć tutaj różnego rodzaju łopaty, stare miotły, jak również preparaty do walki z magicznymi szkodnikami.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
3 września, czwartek, 00:27
Dzisiejsze wyjście na błonia było wyjątkowo nieplanowane, podobnie jak przystanek w postaci rozmowy chłopaka, który nie chciał go puścić wolno. Tak widział to Aaron, który uznał, że skoro Philip nie wlepił mu szlabanu na starcie, wlepić mu go nie chciał, zatrzymując jedynie dla pogawędki i jego towarzystw. Dziwne, acz schlebiające. Zaskakujące, jednak przyjemne i mile łechtające jego ego. Nie mógł odmówić, zresztą nie chciał. Sam fakt, że chłopak się go nie bał działał na plus. Moon nie siał specjalnie postrachu, ot, ludzie uznali, że skoro z nikim bliżej się nie zadaje, z pewnością czyha na ich życie. Jakby nie miał niczego lepszego do roboty. I jak tu uznać, że ludzie wcale nie byli głupi?
Ciągnął chłopaka za rękę przez dosłownie pięć minut, nijak nie zorientowawszy się, że właściwie on sam chciał za nim iść. Nie porywał go, chociaż tak to mogło wyglądać. Czując dziwne ciepło we własnej dłoni, zlokalizował jego źródło, ostatecznie rękę młodszego kolegi zostawiając w spokoju. Można było mu zarzucić wszystko, ale w molestowanie się nie bawił. Chociaż?
Spojrzał na niego, bez słowa przemykając szkolnymi korytarzami, aż doszli do wejścia głównego. Tu trzeba było improwizować, korzystając z odpowiednich skrótów i zapewne jakichś przejść.
-Nie tego spodziewałbym się po prefekcie. Nocne ucieczki z zamku są na liście waszych obowiązków? - spytał, przecinając dziedziniec, raz po raz rozglądając się, czy aby nie są na celowniku.
Nie byli, punkt dla nich.
Zanim wyszedł ze szkoły, nie miał jasnego celu. Ten zrodził się dopiero, kiedy odetchnął świeżym powietrzem.
Szopa gajowego. Miejsce, w którym człowiek idealnie mógł się schować, z zamku będąc niemal niezauważonym. Wymarzone, jeśli chciało się uniknąć szlabanu. Bo czy nie o to Aaron walczył tak uparcie.
Podeszli bliżej, na chwilę się zatrzymując. Spojrzał na niego. Zaraz, czy mu się tylko wydawało, czy Philip lekko się spiął?
-Spokojnie, ze mną jesteś bezpieczny - powiedział, uśmiechając się lewym kącikiem. Typowo ironiczny uśmiech, który niemal nie schodził z jego twarzy. Zlustrował go raz jeszcze i przemknęło mu przez myśl, że może było mu zimno. Ale przecież było całkiem przyjemnie, jak na tę godzinę.
Sięgnął po papierosa, odpalając go końcem różdżki. Oparł się o ścianę budynku, zaciągając się z błogością. Tego mu było trzeba,
-Czemu ze mną poszedłeś? - Ot, zwyczajne pytanie, które mogło tak wiele wyjaśnić. Podchwytliwe, bo każda odpowiedź działała jedynie na korzyść Aarona. Nie sądził, że młodszy się przyzna, że zrobił to ze względu na niego. Bo co, bo zapytał?
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Właściwie zazwyczaj nocne spacery - nawet te sprzed zyskania odznaki - nie były szczególnie emocjonujące. To znaczy, tak, kiedy Philipowi zdawało się, że może ktoś czai się w pobliżu, by przyłapać go na nieprzestrzeganiu regulaminu, pojawiał się pewien dreszczyk emocji. A jednak równie zestresowany nie był chyba od pierwszego roku, kiedy nie czuł się do końca pewnie z wymykaniem się. Teraz rzecz jasna ciemność otulająca błonia miała swój wpływ na atmosferę, ale to przede wszystkim obecność starszego Ślizgona jakoś wzmagała emocje. Równocześnie Philip nie chciał, by ten pomyślał, że jakkolwiek boi się tej wyprawy, a już tym bardziej nie zamierzał być szczery i powiedzieć, że to on tak na niego działa!
- No chyba ktoś musi cię pilnować, tak? - mruknął jeszcze po drodze w odpowiedzi na złośliwe pytanie. Właściwie brzmiał wtedy jeszcze jakby zdążył spochmurnieć przemierzając kolejne korytarze. W rzeczywistości jednak jedynie został wyrwany z przemyśleń, które wcale nie dawały mu takich odpowiedzi, jakich by chciał. Zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jak wiele mogłoby tu pójść nie tak i absolutnie nie miał na myśli przyłapania przez jakiegoś pracownika szkoły.
Gdy zbliżyli się do szopy, zatrzymał się parę kroków od swojego towarzysza i... Właśnie, co by tu...? Na szczęście nie musiał za długo myśleć, co ze sobą zrobić - co nawiasem mówiąc też było dla niego nowością, zwykle wszystko przychodziło mu naturalnie.
- Bez ciebie też, tak w sumie... - odparł urażonym tonem. Tak, miał zamiar powtarzać mu na każdym kroku, że nie boi się i nie potrzebuje niczyjej pomocy w niczym.
Zaraz padło kolejne pytanie, które nieprzyjemnie go zagięło. Utkwił na dłużej wzrok w papierosie. Może trochę po to, by nie patrzeć mu bezpośrednio w twarz.
- Żeby podliczać ci przewinienia? - odparł dumny z siebie, że tym razem złośliwość przyszła mu szybciej, naturalniej i bez zająknięcia. Uśmiechnął się nawet przy tym uroczo, żeby dodać odpowiedniego efektu.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Chłodne powietrze zawsze działało orzeźwiająco. Kolejny powód do nocnych, nawet nielegalnych spacerów. Jakie miało znaczenie, że ostatecznie straci kilka punktów lub ktoś (z pewnością nie Philip) wlepi mu szlaban, skoro będzie zdrowszy, jak również zdrowsze będą osoby przebywające obok niego, które nie będą musiały się martwić, że niespodziewanie dostaną bezsenności. Aż dziw, że jego współlokatorzy nadal mogli przy nim spać, kiedy Moon bezceremonialnie wkraczał do sypialni, nie przejmując się, czy kogoś obudzi. A tak wymęczy się chłopak, czy to spacerem, czy rozmową, wróci do pokoju i nie będzie hałasował, bo zaśnie. Lub na kanapie w salonie, zdarzały się takie przypadki, gdy czekał na ciszę.
-Niby tak, chociaż to brzmi tak, jakbyś robił za moją opiekunkę. Powiedz mi, jakim innym słowem, jak nie urocze, miałbym to określić. Odpowiedzialne nie pasuje, nawet o tym nie myśl. Mądre tym bardziej. Wbrew pozorom mogę okazać się wyjątkowo niebezpiecznym człowiekiem, a ty właśnie ślepo za mną podążasz, nawet nie wiesz gdzie- skomentował lekko, spoglądając na niego. Wcześniejsze zapewnienia o bezpieczeństwie mogły nie mieć pokrycia. To były tylko słowa, a w te nigdy bezgranicznie się nie wierzyło. Znacznie łatwiej było w nich przemycić oszustwo, niż w czynach, na które stawiał Moon.
Lubił to miejsce, kilka razy miał okazję się tu zaszyć, by mieć spokój, na którym mu zależało. Nie tylko w paleniu, ale również w nauce, jeśli już na taką go naszło. Mógł też się potajemnie z kimś spotkać, jak z Philipem. Zastanawiające, jakby zareagował, gdyby wypowiedział te słowa na głos. Uśmiechnął się na same myśli. Dość ciekawe, powinien sprawdzić?
-Być może… ale beze mnie wcale nie chciałbys tutaj teraz być - rzucił jedynie, pewnie na niego patrząc. Czuł, że miał rację. Bez ingerencji Aarona, młodszy chłopak z pewnością nie ruszyłby się z zamku, patrolując korytarze. A tak Moon dostarczył mu trochę rozrywki. Mógł przestać się spinać.
Uniósł głowę, przymykając oczy. Pozwolił, by dym od środka przejął kontrolę nad ciałem, wypełniając go sobą. Wspaniałe uczucie, którego niczym nie dało się zastąpić. Wydmuchał go tak, by nic nie poleciało na krasnala. Wbrew wszystkiemu nie robił takich rzeczy bez powodu. Philip mu nie zagrażał, nie był też wrogiem. Był… młodszym kolegą z domu, z którym można było porozmawiać. Przynajmniej pozornie.
Uchylił powieki, patrząc na chłopaka, kiedy ten się odezwał.
-Czego się do tej pory doliczyłeś? Muszę wiedzieć, czy jeszcze coś mogę dołożyć, czy wyczerpałem limit, chociaż korci mnie jeszcze kilka rzeczy - powiedział, uśmiechając się lekko, wolno ponownie lustrując jego sylwetkę od góry ku dołowi i z powrotem, zatrzymując się finalnie na jego twarzy.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Zmarszczył brwi, słuchając kolejnej wypowiedzi Aarona. Czy mógł okazać się niebezpieczny? Niby tak. Zupełnie tak, jak wiele innych rzeczy, na które Philip stale się decydował. Ale w gruncie rzeczy jakoś nie słyszał wiele złego o starszym chłopaku. Faktycznie nie identyfikował go jako zagrożenie. Może tylko trochę dla swojej dumy... Ale tą jeszcze miał nadzieję ratować.
- Ale dociera do ciebie, że potrafię o siebie zadbać? - spytał od razu z wyrzutem. Tu nie miał wątpliwości, co powinien powiedzieć. Był oburzony! - Jasne, bądź sobie zajebiście niebezpieczny, ale ja też mogę być? Znaczy, jaaasne, masz te parę centymetrów więcej, jesteś rok do przodu, super, rozumiem. Ale przecież nie będę się ciebie bać? Co, myślisz że będę teraz zapierdalał z powrotem całą drogę do zamku, bo-...
Przy całej tej wypowiedzi wyrzucił frustrację z kilkunastu ostatnich minut, żywo gestykulował, walczył mężnie o swój honor, tylko po to by ponownie na chwilę się zaciąć. Czy to na pewno brzmiało do tej pory tak poważnie, jak chciał, czy raczej trochę żałośnie? I dlaczego robiło mu to aż taką różnicę? Zwykle samorefleksja następowała po wszystkim, o ile miała miejsce w ogóle. Wziął głębszy wdech zwracając na chwilę wzrok w stronę zamku.
- Po prostu jakoś nie wzbudzasz grozy, sorry - zakończył takim tonem, jakby jednak miał tu małego foszka. Oczywiście nie miał wcale zamiaru utrzymywać takiego tonu. Raczej chciał wreszcie jasno określić... Granicę? Przy której był ewidentnie sprowokowany? Bo może Aaron nie powiedział mu wprost, że jest głupi, czy też słaby, ale tak właśnie Philip odebrał jego słowa i jakkolwiek skołowany obecną sytuacją by nie był, chciał walczyć o swoje.
- Nie - tu akurat przyznał mu rację niezadowolonym pomrukiem. Nie, nie wybrałby się tu ponownie, a tym bardziej nie w środku nocy, gdyby nie drugi Ślizgon. Nawet nie zamierzał tu jakkolwiek blefować. Wiedział, że akurat tej części nie wygra.
- Ale ty nie stałbyś pół godziny na durnych schodach, gdyby nie ja - podkreślił zaraz, wytykając go palcem w geście, który miał jasno sugerować "i tu cię mam"... Z tym, że to raczej Philip krył się ze swoimi niezrozumiałymi intencjami i pobudkami.
- Szlajanie się po korytarzach po nocy, wychodzenie z zamku po północy, tak? Namawianie innych uczniów do łamania regulaminu - tak, wiem że to tylko ja, nie wtrącaj się. Posiadanie rzeczy niezgodnych z regulaminem, no i palenie... Zastraszanie? - celowo starał się wymienić oczywiście jak najwięcej i to na poczekaniu. Wcale nie myślał o tym tak uważnie wcześniej. Nie bardzo miał czas.
No i niekoniecznie znał pełen regulamin. Musiał improwizować.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Jak miał na niego nie patrzeć, skoro niemal za każdym razem w jakiś sposób go zaskakiwał, czy to próbą odbicia pałeczki, czy reagowaniem dość specyficznie zarówno na jego słowa, jak i gesty, które wykonywał w stronę chłopaka. Gdyby Philip pozostał niewzruszony, gra by się skończyła, bo tak to teraz zaczęło wyglądać. Bez jawnych zasad, bez scenariusza. Trwała i długo miała się nie skończyć.
Niemniej z całą pewnością Aaron by się znudził, wracając do zamku, gdyby tamten jej nie podjął. Ale młodszy chłopak nie pozostawał obojętny, samemu będąc sobie winnym. Wystarczyło odpuścić, czego nie umiał, a co Moon wykorzystywał.
Wpatrzył się uważnie, kiedy zaczął prawić mu wywód, po raz pierwszy dzisiaj jawnie się stawiając i ukazując oburzenie. Był do tego zdolny, teraz Aaron to wiedział.
Znacznie zmniejszył dzielący ich dystans i jeśli wcześniej Philip nie stał oparty plecami o ścianę, tak teraz nie miał większego wyboru - Moon skutecznie go do tego zmusił, postępując krok za krokiem, manipulując ciałem niższego. A kiedy tamten nie miał gdzie uciec, oparł obie dłonie dłoń po lewej stronie jego głowy, nachylając się nad nim. Dwa, góra trzy centymetry, tyle Leighton dostał przestrzeni, która nie była wypełniona twarzą Aarona.
-Jesteś pewien, że potrafisz? Bo wiesz, to są tylko słowa - rzucił powoli, znacznie zniżając głos. Nie dał mu spokoju, wpatrując się w jego oczy, którymi chciał uciec. Niewiele miał możliwości. - Spójrz na to z tej perspektywy. Co zrobisz teraz? Kopniesz mnie w krocze? Mało skuteczne, zapewniam. Jak sobie poradzisz, kiedy nagle najdzie mnie ochota na zrobienie ci prawdziwej krzywy, Leighton? Nie zdążysz sięgnąć po różdżkę, słowami mnie nie powstrzymasz. Jesteś niższy, jesteś słabszy, nie kłóć się, że nie, zlustrowałem twoją sylwetkę przynajmniej pięć razy dzisiaj - uśmiechnął się cynicznie, może nonszalancko. Nie miał zamiaru robić niczego, o czym tamten mógł pomyśleć. To było jedynie zobrazowanie problemu, który dla Ślizgona najwidoczniej nie istniał. Ale był, stał przed nim. Nawet, jeśli ów problem większą wagę przykładał do tego, aby sprawdzić, jak faktycznie reaguje na jego bliskość. Czemu? Nie wiedział, ale nie zawsze rozumiał to, co w danym momencie robił. To był impuls, strzępek wizji na przyszłość.
Kilka sekund później odsunął się od niego, oddając mu przestrzeń osobistą. Częściowo, bo stanął obok niego, samemu opierając plecy o drewno.
-Nie stałbym, ale ja nie mam nic przeciwko. To ty się ciągle oznajmiasz, że moje towarzystwo wcale ci się nie podoba. Że jesteś tu jedynie dlatego, że jak powiedziałeś, trzeba mnie pilnować. Czemu nie przyznasz, że zwyczajnie chciałeś ze mną wyjść? - kolejne zaciągnięcie się papierosem, kolejne wchłonięcie nikotyny. Każdego czekała śmierć, czemu przy okazji trochę się nie zabawić?
Wysłuchał go uważnie, raz po raz zerkając na niego jedynie kątem oka, dłużej jednak wpatrując się w niebo.
-Proszę, nie podejrzewałem, że tyle się tego nazbierało. Co może mi za to grozić? Sprzątanie gabinetu woźnego? Usuwanie skutków łajnobomby? A może coś bardziej kreatywnego, co uderzy w moją dumą, ewentualnie honor, jeśli sądzisz, że taki posiadam - skomentował lekko.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Cała ta wola walki i pewność siebie, jaką Philip do tej pory mógł się pochwalić, jakoś uleciała w momencie, kiedy Aaron nie tylko ponownie się zbliżył, ale i zdecydowanie ograniczył jego możliwości ewentualnego wycofania się... Praktycznie do zera. Oczywiście nadal był zbyt dumny, by zarządzać wielką ewakuację, ale jakoś zdecydowanie lepiej czuł się wiedząc, że ma tę opcję. Cóż, na chwilę ją stracił, a w jego oczach zdecydowanie było widać pewien niepokój. Naprawdę starał się panować nam mimiką, ale pewnych odruchów nie uniknie. Dodatkowo nie potrafił nawet utrzymać wzroku na oczach chłopaka. Cały czas błądził po jego twarzy, w pewnym momencie mimowolnie całkiem spuścił wzrok, ale gdy tylko sam się na tym przyłapał, ponownie spojrzał mu w twarz. Jeśli Aaron do tej pory nie uważał, że młodszy chłopak wyglądał niewinnie, teraz nie powinien mieć ku temu wątpliwości. I co prawda Philip chciał mu jakoś odpowiedzieć od razu. Z tym, że o ile już wcześniej było to problematyczne, o tyle teraz szczerze nie wiedział, co miałby z siebie wydusić. Nagle było nieco mniej fajnie, niż mógłby sobie to wyobrażać - mimo że przyszedł tu całkowicie bez jakichkolwiek oczekiwań.
Dopiero gdy starszy Ślizgon odsunął się od niego, Philip zauważył, że w którymś momencie musiał wstrzymać oddech. Od razu wypuścił powietrze i wziął zaraz głębszy, choć możliwie jak najcichszy oddech. Na ten moment nie wiedział właściwie co wynieść z jego wypowiedzi. Starał się wierzyć, że to blef. Do tej pory mimo wszystko nie wydawało mu się, żeby Aaron miał mu coś zrobić. Ale może po prostu nie znał się na ludziach? A przynajmniej na nim?
Po krótkim namyśle zdecydował, że ten chciał go tylko nastraszyć! Czy był tego pewien? Nie, nie ma mowy. Ziarnko niepewności zostało zasiane. Teraz może choć trochę uważniej będzie dobierał słowa... Z tym że nie wydawało mu się, żeby Aaron do tej pory poczuł się czymś szczególnie urażony.
- Tyle że jaki miałbyś mieć w tym interes? - spytał odważnie dopiero wtedy, kiedy chłopak oparł się obok niego. Mimo że miał nadzieję, że Aaron nie skomentuje jego zachowania, przezornie odszedł nieco od szopy tak, aby dla odmiany stanąć jakieś trzy kroki przed starszym Ślizgonem. Tak na wszelki wypadek, żeby przypadkiem znowu nie wylądować pod ścianą...
- Nie mówię, że nie chciałem - mruknął, spuszczając nieco z tonu. Czy na stałe? Prawdopodobnie nie. - Co ciekawszego miałem do roboty?
Nie miał nic, faktycznie. Na pewno nic ciekawszego niż wycieczka z chłopakiem, którego w dziwny sposób uważał za... fajnego? Cokolwiek to oznaczało. I wbrew akcji sprzed chwili, jego opinia jakoś nie zmieniła się na stałe. Co najwyżej był gotów być ostrożniejszym na parę minut.
- Cokolwiek by to nie było, to zwyczajnie strata czasu, ale w razie czego wezmę pod uwagę twoje zdanie... - odparł równie spokojnie. Nawet trochę zbyt spokojnie, jak na niego. Aż dziwne, biorąc pod uwagę jak biedne serduszko nadal szybko obijało mu się o klatkę piersiową. I to kolejna próba groźby z jego strony. Dlaczego? Bo widział, że Aaron nie widział w nim żadnego zagrożenia. Że uważał, iż nie stać go na nic. Najgorsze, że przecież obaj doskonale wiedzieli, że nie chce mu wciskać tego całego szlabanu. To dlaczego wciąż starał się wplatać podobne ostrzeżenia? Może miał nadzieje, że jednak chłopak uzna, że to jednak nie blef? A może chciał przekonać sam siebie, że powinien dać mu po wszystkich nauczkę. Tylko, czy aby na pewno by tego potem nie żałował? I czy nie skazałby się wtedy na zemstę z jego strony?
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Stanie blisko drugiej osoby, tym bardziej naprzeciwko, miało wiele zalet. Nie tylko panowało się nad sytuacją, ostatecznie przejmując całkowitą kontrolę, tym samym rozdając karty, ale dodatkowo można było rejestrować dosłownie wszystko. Każde mrugnięcie, każde tak skrzętnie ukrywane drgnięcie mięśnia, każde niewypowiedziane słowo. Dostrzegało się niepewność, zmieszanie, czy strach, wszystko w zależności od okoliczności.
Aaron miał teraz wzgląd na wszystko, pozwalając sobie być tym złym, strasznym Ślizgonem, którym w rzeczywistości był, tylko inaczej, niż ludzie myśleli. Przerażającym można było być na wiele sposobów, niekoniecznie znęcając się nad ludźmi fizycznie. Preferował psychikę, była znacznie ciekawsza i dostarczała więcej satysfakcji, kiedy miało się do niej dostęp.
Z tym, że faktycznie nie chciał stosować tego na Philipie. Nie fizycznie, nie psychicznie. Przynajmniej nie tak, żeby go zniszczyć. On miał zupełnie inne zamiary. Sobie nieznane, wyjątkowo niespodziewane. Było w tym chłopaku przed nim coś, co kazało postępować dość impulsywnie, nagle. Działał niemal instynkt pierwotny, który on drażnił swoją obecnością i komentarzami. Nie były złośliwe, nie dla Moona, który nie raz, nie dwa mówił coś znacznie gorszego. Były prowokujące, ale skąd ten kurdupel miał o tym wiedzieć?
Sądząc po jego minie, nie był teraz niczego pewien w związku z Aaronem. Cel osiągnięty. Zasianie ziarna niepokoju, wprawienie w zmieszanie, które na twarzy młodszego Ślizgona wyglądało tak dziwnie niewinnie. Fascynujące zjawisko - niewinny wychowanek Domu Węża. Nie tego się po zielonych spodziewano, nie to brano pod uwagę. A teraz? Teraz on był świadkiem, że jednak można, że wystarczy odpowiednie zagranie, narzucenie obecności, z którą nie można było konkurować.
Podobało mu się, kiedy uciekał wzrokiem, nie chcąc patrzeć w jego ciemne niczym noc tęczówki. Dawało mu to poczucie satysfakcji i dominacji, której pragnął chyba każdy. Philip nie mógł na nią liczyć. Chyba, że nagle okazałby się znacznie silniejszy, niż Moon. Niemożliwe.
Odsunął się z trudem, musiał to przyznać sam przed sobą. Twarz chłopaka przyciągała, zwłaszcza po dokładnym zbadaniu. Chciał zatrzymać na sobie jego wzrok, ale przyzwoitość, albo jej namiastka, się w nim odezwały. Zwrócił mu wolność, którą zabezpieczył, gdy się od niego odsunął. Mądre posunięcie.
-Nie trzeba mieć jasno określonego interesu, żeby zrobić komuś krzywdę. Nie takiego, jaki ludzie zazwyczaj mają. Powinieneś wiedzieć, zwłaszcza będąc w Slytherinie, że to nie było konieczne. Własna satysfakcja, uciecha, demonstracja siły. To wystarczy, żeby nazwać to interesem. Nie zawsze musi być materialny - odpowiedział spokojnie, uśmiechając się kącikiem ust. Nigdy o tym nie myślał, w swojej naiwności podchodząc pod jakiegoś Puchona. Powód nie istniał. Istniało jedynie pragnienie, które człowiek chciał zaspokoić. To był jego interes. - Przykładowo ja lubię doprowadzać ludzi do niepewności. Tak się właśnie poczułeś, prawda? Nie mogłeś być pewien, że faktycznie niczego ci nie zrobię. Za to ja mógłbym założyć, że w którymś momencie coś mi ofiarujesz, bylebym tylko dał ci spokój. Kto wie, może chciałem zobaczyć ten błysk w twoich oczach, kiedy nie byłeś pewien, co zrobić. Może chciałem upewnić się, jak reagujesz... na mnie - skomentował, po raz kolejny przeczesując włosy. Powinien je przystrzyc, robiły się za długie.
-Czyli byłem jedynie opcją. Dość brutalne. Kiedy będę mógł zostać wyborem, nie tym ostatecznym? - rzucił. Nie oczekiwał na to odpowiedzi. On jedynie pogrywał, dalej rozdajac karty w grze, w której zasady rządziły się własnymi prawami.
Uśmiechnął się na to wszystko. Philip z taką łatwością podejmował się wszystkiego. Niebezpieczne, wyjątkowo.
-Proszę, to już jakiś plus. Moje zdanie jest taki, żebyś sobie niczym nie zaprzątał głowy. Nie dostanę tego szlabanu. Zamiast tego możemy porozmawiać o czymś znacznie przyjemniejszym, niż próba pokazania, kto dominuje - wzruszył lekko ramionami, przechylając głowę. obaj wiedzieli, kto przejął pałeczkę. Philip się starał, to z pewnością zostanie docenione. Ale Aaron wygrywał niezależnie od tego, co młodszy chłopak zrobi, czy powie.
Nabrał znacznej ochoty na jeszcze jednego papierosa, który następnie znalazł się w jego dłoni. Obracał go chwilę, chowając. Braknie na jutro.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Z tym, że Philip wciąż starał się wierzyć, że jest godną konkurencją dla jakiegokolwiek ucznia Hogwartu. Jasne, może sytuacja sprzed chwili sugerowała co innego, ale wystarczyło odpowiednio się ustawić, żeby mieć jakiekolwiek pole do popisu. Stojąc tę parę kroków przed nim czuł się... Nie pewnie, ale bez wątpienia pewniej. Ale oczywiście nie miał zamiaru przyznawać się, że jego swoboda została w jakiś sposób naruszona. Może i było to oczywiste po tym jak przed chwilą praktycznie zagonił go w kąt, a jednak wciąż zdawało mu się, że dodatkową słabością byłoby przyznanie się do pewnych obaw, czy właśnie zasianego niepokoju.
- No nie - mruknął w odpowiedzi, szykując się już do zaprzeczenia wszystkiemu, co Aaron właśnie powiedział, aby może choć trochę zbić jego pewność siebie. Tak, Philip niezmiennie wierzył, że to możliwe i miał zaraz zamiar wyjaśnić starszemu Ślizgonowi, jak on widzi - a raczej stara sobie wmówić, że widzi - tę sytuację. Czy chłopak chciał zrobić mu krzywdę? Tłumaczył sobie, że nie. Powtarzał sobie, że chciał jedynie go nastraszyć i zresztą sam właśnie powiedział, że najwyraźniej to go w jakiś dziwny sposób rajcuje. Tylko czy w sumie Philip nie działał podobnie? To on straszył czasem ludzi potencjalnymi szlabanami, albo rzucał podobne złośliwości, zwykle do młodszych uczniów... Tylko tu to nie działało. Tutaj Aaron obrócił całą sytuację przeciwko niemu.
Teraz tylko jak zabrać mu satysfakcję, jaką czerpał z tego, że przed chwilką go troszkę nastaszył?
- To nie była niepewność - to jak najbardziej była niepewność. - A już na pewno nie błagałbym cię, żebyś przestał... No bo co miałbyś przestać? Dyszeć na mnie?
Splótł ręce na piersi, przyglądając mu się uważnie, jak gdyby jednak obawiał się szarży w swoją stronę. Ale przecież nie tłumaczyłby mu swoich pobudek z takim spokojem, gdyby był gotów faktycznie coś zrobić! Chyba.
- I to nawet nie chodziło o ciebie - jak najbardziej chodziło o niego. - Jakby, to zwyczajnie niekomfortowa... Odległość.
Kończąc zdanie spojrzał na ścianę szopy, przy której jeszcze chwilę temu stał nie do końca z własnej woli.
Philip był też gotów odpowiadać na każde pytania w rozmowie. Nawet te, na które Aaron nie oczekiwał odpowiedzi. Zwyczajnie jakoś nie dostrzegał tych drobnych sugestii w jego tonie, czy zachowaniu.
- Wpadłeś na mnie przypadkiem, jasne że byłeś opcją, to wszystko przypadek - odparł, wyraźnie podkreślając, że to on na niego wpadł i zamaszystym ruchem rąk wskazał na teren dookoła nich, pokazując jak obszerny był ten cały przypadek. - A co, zraniłem twoje uczucia?
Najwyraźniej instynkt samozachowawczy Philipa czasem się zawieszał i właściwie zdecydowanie więcej czasu zwyczajnie go nie było, niż był. Może wróci...
Z kolei ostatnia propozycja przekonywała go o tyle, że wiedział już, że nie zdominuje w tej rozmowie. Walczył może teraz o to, by byli wzajemnie równie niebezpieczni dla siebie nawzajem, ale sam dostrzegał, że na Aarona to zwyczajnie nie działa. Zmiana tematu była kusząca i to chyba uczciwa wymiana za brak szlabanu, który tak bardzo chciał mu wlepić.
Chwilę rozważając propozycję, po raz kolejny skupił się na ruchu ręki chłopaka, a więc i papierosie, którego obracał w dłoni.
- Czymś znacznie przyjemniejszym, jak co na przykład? - spytał zrzucając na niego odpowiedzialność za dalszą rozmowę. Bo przecież nie będą teraz gadać o pogodzie. Tym bardziej nie po takim wstępie! Z drugiej strony, myśli Philipa zaprzątały jedynie rzeczy, o których nie powinien mówić na głos. Trochę niepokoju, strategiczne ustawienie się w razie, gdyby jednak udało mu się zdenerwować Aarona, rozważanie, czy aby na pewno dobrze zrobił, że wybrał się z nim tutaj... Pytania, czy jest jakaś szansa aby ten okazał się psychopatą, albo to dlaczego tak bardzo nie chciał zwyczajnie zostawić go w cholerę. To znaczy, jakie były inne powody poza tym, że zwyczajnie odwrót oznaczałby jakąś dziwną formę kapitulacji.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Nie wiedział, co siedziało w głowach innych osób i do tej pory się nie zastanawiał. Nie interesowało go o czym myśleli, jakie mieli marzenia, jakie snuli plany, czy to na przyszłość, czy na obecną chwilę. Niewiele osób miało dla niego jakiekolwiek znaczenie, a cechę tą zawdzięczał swojemu dziadkowi. Proszę, tyle wyniósł z jego nauk. Nie widział specjalnie interesu w brataniu się z innymi ludźmi, którzy więcej w życiu mieszali czy przeszkadzali, niż byli tego warci. Jego uwaga głównie poświęcona była nauce i samemu sobie. Ostatecznie on odpowiadał za to, co miał robić i osiągnąć.
Niemniej w przypadku Philipa było inaczej. Nie, nie mówił od razu, że chłopak zaczął go interesować, przynajmniej tak, jak mogli to odebrać pozostali ludzie. Był inny, to pewne. Jakoś bardziej, sam nie wiedział, godny jego uwagi, czy to przez słowa czy zachowanie. Posiadał cechy, które sprawiały, że Aaron bez problemu mógł znaleźć się w jego otoczeniu bez obawy, że nagle trafi go cholera, bo chłopak palnie coś tak głupiego, że wiara w ludzi zniknie całkowicie. Przyciągał go dziwnie magnetyczną siłą, której nie dało się opisać, a z którą Moon nie chciał walczyć, chcąc się przekonać co z tego wyniknie. Chciał w jakiś sposób rozgryźć Ślizgona, samemu stając się nie do ogarnięcia, ciągle zmieniając wyraz twarzy, ton głosu, czy zachowanie, o czym młodszy przekonał się już kilka razy. Czy stąpał po cienkiej linii? Chciał, ostatecznie takie reakcje jak jego własne podnosiły poziom jego adrenaliny.
Kolejny uśmiech, kiedy przyznał mu pokrętnie rację. Jak wiele razy dzisiaj będzie się tym wewnętrznie chełpił tym bardziej, że Leighton zdawał się być człowiekiem, który owej racji za nic w świecie przyznać nie chciał. Urocze, że tak usilnie ze sobą walczył, nie mając większego wyboru. Aaron wiedział, co mówi, bo jeśli nie wiedział, zwyczajnie się nie odzywał. Szkoda, że inni się do tego nie stosowali.
Wpatrzył się w niego ponownie, tym razem na dłużej, znacznie bardziej upierdliwie, oceniając. Twarz przybrała kamienny wyraz, ciemne oczy niemal czarną barwę - brak światła robił swoje. Przybliżył dłoń do ust, przejeżdżając po nich palcem, jakby uparcie nad czymś myślał. W rzeczywistości, jedynie sprawdzał chłopaka przed sobą.
-Skąd pewność, że nie posunąłbym się do czegoś więcej? Tak dogłębnie wierzysz, że jestem dobrym człowiekiem, czy może to naiwność, że jesteś nietykalny, Leighton? Z dala od szkoły wszystko może się zdarzyć, a odległość, która jest teraz pomiędzy nami, nie daje ci za dużej przewagi - jestem szybszy - rzucił, a jego głos brzmiał bardziej jak pomruk. Ponownie był pewien tego, o czym mówił - jak zawsze.
Ile było pomiędzy nimi? Zaledwie kilka kroków. Zanim chłopak by się zorientował, Aaron już dawno byłby przy nim, gdyby tylko chciał. Uparcie jednak stał w miejscu dając mu złudne poczucie bezpieczeństwa. Wtedy człowiek najbardziej tracił czujność przekonany, że nic mu nie groziło.
-Czyli to jest twój słaby punkt… - uśmiechnął się, jakby dostał po części to, czego oczekiwał. Jedna z tych rzeczy, których w przyszłości mógł użyć przeciwko młodszemu chłopakowi. Słabostka, z którą tamten nie mógł walczyć. Wystarczyło podejść za blisko, odebrać mu przestrzeń. Wspaniale.
-Przypadki można zmieniać, formować. Zresztą przypadkiem było samo wpadnięcie. Reszta była wyborem. Rozmowa na schodach, teraz ta tutaj. Nie zmienisz tego, niezależnie do tego, jak będziesz zaprzeczał - wzruszył lekko ramionami, ostatecznie odpalając papierosa.
Wydmuchał porcję dymu, raz po raz patrząc na młodszego dzieciaka, który chyba wewnętrznie się ze sobą miotła, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Może to było złudzenie?
Wyciągnął w jego stronę używkę nie oczekując, że skorzysta.
-Przejąłbyś się, gdybyś zranił? - zainteresował się. Nie, z całą pewnością miałby to gdzieś. Trochę jak Aaron, jakie to podobne.
-Nie wiem o czym normalnie rozmawiają ludzie. Nie mam w tym zbyt wielkiego doświadczenia - powiedział obojętnie. Czy było mu przykro, że oznajmił wszem i wobec, że kontakty z innymi ludźmi to nie jego bajka? Z całą pewnością nie.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Oczywiście Philip złapał się na jego drobną, cichą prowokację. Obserwował w końcu każdy jego ruch. Z uwagą patrzył na jego dłoń, gdy palił, a następnie gdy obracał kolejnym. Podążał również za ruchem jego ręki, kiedy poprawiał włosy, a więc teraz, kiedy przejechał palcem po własnych ustach również. Mogłoby wydawać się, że ma to jakiś związek z czujnością i pewnie tak było, ale równocześnie - a może nawet przede wszystkim - obserwował go, bo... Mógł? Byli w sytuacji, kiedy absolutnie miał prawo przyglądać mu się uważniej, niż do tej pory i z tego prawa korzystał. Patrzył na niego z zainteresowaniem nie tylko ze względu na obawę, że wykona znów jakikolwiek ruch w jego kierunku. W końcu na ile niebezpieczne mogło być poprawianie włosów, czy podobne rzeczy?
Spojrzał mu w oczy dopiero, gdy ten odezwał się po raz kolejny.
- Wierzę że ci się to nie opłaca - odparł, jednak zdawało mu się, że sugerował dziś już coś podobnego, co Aaron zdążył jednak skontrować. Musiał to rozwinąć. - Że ee... Stosunek potencjalnych strat... Względem potencjalnych zysków jest skrajnie nierówny.
Wyjaśniając oczywiście gestykulował, jak to często miał w zwyczaju. Tym sposobem "straty" znalazły się w niewidzialnym pudełku po jego lewej stronie, na które wskazał jako pierwsze, natomiast "zyski" znalazły się w ten sam sposób po prawej. W końcu trzeba było wszystko odpowiednio zwizualizować, skoro już starał się brzmieć mądrze i od razu pozbyć się jego przyszłych argumentów. Oczywiście tak naprawdę nie robił tego nawet w pełni przemyślanie i intencjonalnie.
- Poza tym to że niby jesteś szybszy nie jest tak oczywiste - dodał ciszej, ponownie brzmiąc na nieco urażonego. Dobrze, faktycznie, miał dłuższe nogi, ale to nie zawsze oznaczało, że jest się szybszym!
- Co? Nie! - zaczął obronnym tonem, kiedy Aaron zdecydował, że to całe ograniczanie odległości to jego słaby punkt. Można nawet powiedzieć, że faktycznie nie było to do końca prawda. Przecież większość osób odepchnąłby bez zastanowienia. Co prawda przychodzili mu to do głowy głównie rówieśnicy, ale rok różnicy naprawdę nie zmieniał tak wiele! Sam wpływ wynikał głównie ze względu na niego... Właściwie nie do końca wiedział, czemu tu jego pierwszym ruchem nie było stanowcze odepchnięcie go od siebie. Na pewno jak już teraz odtwarzał jakkolwiek tę sytuację w swojej głowie wiedział, że powinien był to zrobić i był na to gotów przy kolejnej podobnej próbie.
- Japierdolę... - mruknął przewracając oczami. - Ja wiem, że myślisz, że ty wszystko tak doskonale rozumiesz, ale - i tu niespodzianka - nie! Możesz tak pogrywać z pierwszoroczniakami, jeśli będziesz miał szczęście, ale nie ze mną.
Może serduszko nadal biło mu nieco szybciej niż zwykle, ale nie zniechęcało go to do stawiania się. A przynajmniej im dłużej nie działo mu się nic złego, tym bardziej był gotów do pyskówek.
Chwilę ponownie patrzył na niego tak, jakby był na niego wielce obrażony. Na szczęście nie był typem, który stroi fochy, odchodzi z miejsca zdarzenia tupiąc, czy też zaczyna ignorować swojego rozmówcę. Nie ma mowy. Byłoby za łatwo i za mało zabawnie.
- A co, aż tak cię boli, że tego nie przewidziałeś? Że nie wiedziałeś, że z tobą pójdę? Bo co, miałem się przestraszyć, odpuścić ci i już nigdy się nie wtrącać, tak?
I aż bolało go przyznać przed samym sobą, że ostatnie było najbliższe prawdy. Chyba nie do końca chciał powtórzyć groźby sprzed kilkudziesięciu minut. Potem niewygodnie jest komuś nie wlepić tego szlabanu.
Jeszcze należy pamiętać, że Philip szczerze chciał robić to, czego Aaron się nie spodziewa. Widział, że ten jakoś za bardzo analizuje sytuacje i nawet sam wspominał o tym co jakiś czas. Dlatego też w głupim odruchu sięgnął po chyba-zaoferowanego papierosa. Dlaczego głupim? Nigdy nie palił. Nawet nie dlatego, że miał jakieś opory. Zwyczajnie nie miał ku temu do tej pory żadnej atrakcyjnej okazji. I ta też taka nie była. Doskonale wiedział, że może w durny sposób zakrztusić się dymem. Nie miał pojęcia jak dokładnie się zaciągnąć. Nawet nie był pewien, czy dobrze go trzymał - udało się, owszem, ale nie był pewien, za dużo myślał o tym w tym momencie...
Ostatecznie wyklął sam siebie w myślach za durny ruch, ale przecież nie wycofa się teraz z "a, jednak nie". Pozostawało mu spróbować zagrać swoją rolę, jak najlepiej. Rolę osoby, która miała do czynienia z większą ilością używek niż sam alkohol, czy kawa...
- Jakbyś miał płakać może byłoby mi trochę głupio - odparł ironicznie, grając te parę sekund na zwłokę.
Ostatecznie pomyślał, że mniej myślenia i więcej robienia to najbardziej odpowiednia strategia i uniósł rękę do ust. Dosłownie jedyny powód, przez który się tu stresował, to że się wygłupi, choć równie dobrze mogło to wyglądać jakby zwyczajnie się bał i uważał palenie za ryzykowne. Nie uważał. Miał szesnaście lat. Chyba jasne, że był niezniszczalny i nic mu nie zaszkodzi?
Sapnął cichutko, jak gdyby przygotowywał się do nie wiadomo czego, ale równocześnie chciał to nieco zatuszować... I zaraz zaciągnął się, celowo patrząc gdzieś na bok, żeby obecność starszego Ślizgona go nie stresowała, a presja nie rosła.
Przez sekundę, może dwie wydawało mu się, że da radę nie zakrztusić się w głupi sposób i zdradzić tym, że nigdy wcześniej nie palił. Wiedział już, że to wyzwanie, ale miał silną motywację. Gorzej, że bezpośrednio po tej myśli zaczął ostro pokasływać, kiedy poczuł jakby zabrakło mu powietrza w płucach, a gdy tylko udało mu się powstrzymać i otworzył usta, by jednak odpowiedzieć... Cóż, zakasłał ponownie. Ale nie będzie narzekał, ani użalał się nad sobą! Dzielnie postanowił udawać, że to mimo wszystko jakimś cudem go nie wzruszyło i odpowiedzieć.
- Dlaczego, w sumie? - zapytał dużo ciszej, dopiero na niego zerkając. I liczył na odpowiedź, a nie komentarz co do jego próby palenia. Już na samą myśl się skrzywił... A może to przez posmak w ustach?
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Był bacznym obserwatorem, którego za to wielu nie dostrzegało, przynajmniej nie zawsze. Widział więcej, niż przeciętna osoba, która skupiała się jedynie na próbie zaimponowania swojemu rozmówcy, starając się na wszelkie sposoby wkraść w łaski przyjaciół, zdobywając kolejne osóbki do wzajemnego kręgu adoracji.
On zamiast w ogóle zwracać uwagę, czy myśleć o możliwości znalezienia sobie kogoś bliższego, po prostu słuchał, patrząc. Znał szkolne plotki, które nie grzały długo miejsca w jego umyśle. Przesiewał je wyciągając to, co było niezbędne - prawdziwe informacje, które w przyszłości można było wykorzystać, gdyby tak nagle komuś przyszło do głowy, aby stawiać się, kiedy było to zbędne. I głupie.
Philip, chociaż nie wiedział, w pewien sposób również mu się podkładał, dając mu możliwość rozszyfrowania pewnej jego części. Krótka rozmowa wystarczyła, jeśli ludzie wiedzieli, czego właściwie szukać. Aaron wiedział.
Patrzył na chłopaka za każdym razem, kiedy do niego mówił. Wyobrażał sobie, co mogło siedzieć u niego w głowie, chociaż do końca pewności nie miał. Jedynie przypuszczenia, dlatego ten krasnal wzbudził w Moonie zainteresowanie. Był pewną zagadką, niewiadomą, tajemnicą. Nie tyle niebezpieczną, bo faktycznie nie widział w nim nic z tego, ale taką, którą musiało się do końca poznać.
Dłuższa pauza, podczas której wolno, leniwie, lustrował twarz chłopaka chcąc wiedzieć, skąd miał taką pewność.
Nie miał, jedynie się domyślał. Teza bez potwierdzenia. Mógł to wykorzystać.
-Potencjalne straty? Jakie straty miałbym odnieść? Nie wiem, zżerałoby mnie poczucie winy, czy wyrzuty sumienia? Myślisz, że je mam? - powiedział i parsknął śmiechem. Nie mógł zareagować inaczej nawet, gdyby chciał. To, o czym mówiła Philip, uparcie przy tym gestykulując, jakby to wszystko miało do Aarona dotrzeć sprawiło, że go rozbawił. Nie wiedział jak opisać jego zachowanie, ale wyglądało absurdalnie. Podobnie, jak brzmiały jego słowa.
-Chcesz się o tym przekonać? - poruszył brwiami wyzywająco. Żaden problem. Pomimo palenia, miał dobrą kondycję, ćwicząc. Jedni lubili trwonić czas na warzenie nielegalnych eliksirów, on preferował zadbanie o siebie. Jeśli Ślizgonowi tak zależało na tym, aby prowokować Moona, który wyzwanie również lubił, jego sprawa. Efekt jednak mógłby mu się nie spodobać.
Co innego, że ganiając się po błoniach o tej godzinie wyglądaliby głupio.
-Nie? Czemu w takim razie mnie nie odepchnąłeś, nie zrobiłeś niczego, nawet nie próbując? Owszem, szanse miałeś marne, ale nie mogłeś o tym wiedzieć, zanim ci nie powiedziałem. Czyli co? To JA jestem twoim słabym punktem? - wzruszył ramionami. Swoje wiedział i mało prawdopodobne, by jakiekolwiek słowa zmieniły zdanie wyższego chłopaka. Jego ego, jak również jego chęć dominacji jasno mu wmawiały, że faktycznie rozchodziło się o bliskość. Na dodatek jego.
-Dziwny jesteś i skomplikowany, poniekąd. Będziesz się stawiał cały czas, co? Chcąc pokazać, że jednak masz jakąkolwiek szansę - uśmiechnął się pod nosem, drapiąc po policzku. Przypominał mu szczeniaka, którego kiedyś miał, a którego chciał wziąć do szkoły. Był równie uparty i wytrwały, jakby swoją wielkość i siłę nadrabiał warczeniem.
-Nie, Philip. Ja liczyłem, że ty ze mną pójdziesz - rzucił, akcentując odpowiednie słowo. Tak, żeby mu się wyryło w pamięci. Czemu tak mu na tym zależało? Ciężko powiedzieć.
Uniósł brew, kiedy tamten ostatecznie sięgnął po papierosa. Punkt dla krasnala, przyznał w głowie.
Obserwował go uważnie, jakby w każdej chwili chcąc interweniować. Powiedzmy sobie szczerze, Philip nie wyglądał na wprawnego palacza. Nie wiedział, czy palił kiedykolwiek, ale nie robił tego za często.
Miał rację po tym, gdy skończył popis swoich umiejętności.
Zbliżył się do niego, stając centralnie przed chłopakiem, pochylając głowę, by na niego spojrzeć. Zajęty kaszleniem młodszy Ślizgon, nie bardzo mógł zareagować. Odebrał od niego papierosa, wsadzając między zęby. Zaciągnął się, wydmuchał dym ponad głową Philipa i dopiero wtedy się do niego odezwał.
-Jednak ci to nie pasuje. Nie próbuj więcej - i to tyle w temacie. Jeśli ktoś liczył na jakieś bardziej upierdliwe komentarze, to się rozczaruje.
Zamyślił się dłużej nad jego słowami. Czemu? Czy miał mu zamiar opowiadać swoją historię życia, wplatając w to wszystkie dramaty, jakich doświadczył, a które odcisnęły piętno na jego psychice?
Nie.
- Nie odczuwam zbyt wielkiej potrzeby szukania na siłę interakcji z innymi. Prawdę powiedziawszy nie szukam ich wcale. Jestem wyczulony na głupotę, a ta szkoła jest nią przepełniona. Bo czy naprawdę ludzi kręci wymienianie się informacjami o tym, że na kogoś wpadli, że jakaś dziewczyna zatrzasnęła się w szkolnej ubikacji, ewentualnie który facet ma lepszego absa?- rzucił, lekko ramionami wzruszając. Nie kłamał, nie naginał prawdy. To był powód. Ale czy jedyny?
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
To że Aaron właściwie wyśmiał, co Philip miał do powiedzenia nieco ostudziło jego zapał. Zupełnie jakby w ogóle się nie zrozumieli, albo może chłopak szczerze miał w jakiś sposób przesunięte granice moralne. Pytanie jaką potencjalną krzywdę wyobrażał sobie, że może mu zrobić... W tym temacie młodszy Ślizgon nie miał pomysłów. To znaczy, potrafił wyobrazić sobie cały wachlarz różnego rodzaju tortur, ale nie potrafił dopasować ich do bieżącej sytuacji. No bo czym miałby mu grozić? Kopnąłby go? Uderzył? Miotnął zaklęciem? Coś poważniejszego?
- Bardziej miałem na myśli, że jeśli byś już coś zrobił, to nie byłaby to raczej tajemnica, tak? W końcu sam byś za to jakoś oberwał... - odparł wyraźnie nieco zdemotywowany do tego tematu, jednak po głębszym wdechu postanowił kontynuować, ewentualnie wtrącając mu się w słowo, jeśli tylko próbował mu na to jakoś odpowiedzieć. - TAK, wiem. Nie obchodzi cię to, czujesz się bezkarny, jesteś taki super, w ogóle cała szkoła twoja, gratulacje, nawet nie komentuj, odpuść sobie.
Przy ostatnich słowach brzmiał na nieco sfrustrowanego. Po dotychczasowej rozmowie spodziewał się już, co może usłyszeć. Wyobrażał sobie, że mógłby go spytać, czy uważa, iż obchodzą go konsekwencje i kary wymierzone przez szkołę, albo wmawiałby mu, że przecież nie miałby odwagi nikomu wygadać.
- Teraz? - spytał unosząc brwi na jego propozycję. Bo faktycznie, wyglądaliby jedynie komicznie urządzając sobie nocne wyścigi, czy też grę w berka. - Jakby ta noc nie był wystarczająco zjebana...
Ostatnie dodał właściwie bez przemyślenia, patrząc na chwilę w niebo, jednak szybko zerknął z powrotem na Aarona, jakby sprawdzając, co on na to. Domyślał się już, że nie będzie urażony podobnymi słowami, ale zawsze warto sprawdzić.
- Nie - powtórzył stanowczo, akurat na ten moment patrząc mu w oczy dla wzmocnienia efektu. Tylko czy aby na pewno wzmocniło ten efekt, jeśli sam nie był pewien, czy prawidłowo odpowiedział na pytanie o słabość? - Po prostu wiedziałem, że nic mi nie zrobisz.
Mimo pewnego tonu, jakim teraz się posługiwał, wcale o tym wcześniej nie wiedział, rzecz jasna. Za to wciąż był w gotowości. Mógł odepchnąć go kolejnym razem! To znaczy, jeśli kolejny raz miałby miejsce.
- Zależy jak długo nie będziesz mnie doceniał - teraz to on spojrzał na Aarona w wyzywający sposób. A przynajmniej na tyle, ile potrafił w całej tej dziwnej sytuacji.
Jednak przed kolejną wypowiedzią, zastanowił się chwilę. Czy to blef? Jakoś nie sądził, żeby starszy Ślizgon faktycznie chciał jego towarzystwa. Z drugiej strony, chyba nie ciągnąłby go tutaj, gdyby nie chciał... Niemniej Philip sądził, że jest mu co najmniej obojętne, czy trafi na błonia z nim, czy też sam.
- Niby dlaczego? - spytał, szczerze wskazując na to, że było to coś, czego nie rozumiał. Tych wyjaśnień chętnie wysłucha.
Z kolei po próbie z papierosem, kiedy Philip jeszcze się krztusił, Aaron podszedł ponownie nieco zbyt blisko. Spodziewał się tu ponownie jakiejś demonstracji, jaki to jest świetny, a Philip... nie. Dlatego też położył wolną dłoń na jego piersi, zdecydowanie gotów go odepchnąć... To znaczy, gdy tylko skończył z kasłaniem, ale w międzyczasie stracił papierosa z ręki i dotarło do niego, że może jednak tylko o to chodziło. A jednak jakoś zapomniał zabrać tej ręki. Albo to, albo czuł że ma kontrolę, kiedy jednak w każdym momencie mógł sprawnie zacząć się z nim szarpać.
W końcu spojrzał w górę na niego i choć bliskość nadal w jakiś sposób go onieśmielała, ponownie starał się nie uciekać. Najważniejsze, że nie miał za sobą ściany. I może ta dłoń na jego piersi coś dawała, mimo że z boku musiało wyglądać to co najmniej dziwnie. Na szczęście, nikogo nie było z boku.
- Bo co? - spytał po ostatnim kaszlnięciu tonem dziecka, który jasno wskazuje na to, że bardzo chętnie zrobi to, co właśnie zostało mu zabronione.
W pewnym sensie rozumiał Aarona. Mógłby powiedzieć, że jest taki sam, mimo że zwyczajnie... Nie był. A jednak rozumiał jego wizję o tyle, że zgadzał się, iż szkoła była pełna ludzi zwyczajnie głupich. Z drugiej strony, już całkowicie obiektywnie, Philip również robił całą masę głupich rzeczy. Pytanie na ile starszy Ślizgon o tym wiedział oraz na ile surowo by go ocenił.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Nie umiał powiedzieć czemu podobała mu się ta irytacja na twarzy chłopaka, pojawiająca się za każdym razem, kiedy tylko Aaron powiedział coś, co nie spodobało się Ślizgonowi. Widział, jak oddycha głębiej, niczym rozjuszony byk gotowy do ataku. Ewentualnie mniejsze zwierzę, bo jakoś nic innego nie pasowało mu do Philipa.
Drażnił go, kontrolowanie, ale co innego mogłoby się stać? Uderzy w niego mocniejszymi słowami, być może uzna, że może rzucić zaklęcie. Nic więcej, czego Moon nie potrafiłby odparować.
Pozwolił mu powiedzieć wszystko, co chciał. Wylać pewnego rodzaju żale, za brak zrozumienia. Obserwował go uważnie, być może uważniej, niż poprzednio. Oczekiwał, że się przyzna? Że faktycznie niespecjalnie interesowały go konsekwencje? Poniekąd tak. Niemniej nie było to aż tak zgodne z prawdą, jak sądził Philip.
Uśmiechnął się lekko, kiedy ostatecznie ucichł. Brak jego głosu w otaczającej ich ciszy był mocno odczuwalny.
-Nie jestem bezkarny. Każdego ostatecznie kara spotka, mniejsza, czy większa. Z tym, że żeby człowiek przejmował się ową karą musiałby mieć coś do stracenia - odpowiedział spokojnie widząc lekko wzruszając ramionami. Czy to właśnie z tego powodu robił wszystko to, co mu się podobało? Z całą pewnością. Czy faktycznie nie miał niczego do stracenia, na tyle ważnego, by chociaż na wzgląd tego odpuścić sobie niektóre zagrania? Zemsta, której chciał w przyszłości dokonać, ale coś jeszcze?
Zaśmiał się pod nosem na jego zdziwienie. Teraz byłoby komiczne. Prawdę powiedziawszy nie miał zamiaru robić tego nigdy z nikim, niezależnie czy za dnia, czy w nocy. Uganianie się było zupełnie nie w jego stylu, kojarząc mu się z dziwną beztroską i przesadną radością. Niczym słodkie cukierki z nieba, które zapewne wyczarowywali Puchoni.
“...wystarczająco zjebana…”
Na te słowa najbardziej zwrócił uwagę. Dziwne, przecież podobne teksty go nie ruszały w żadnej z rzeczywistości. Nawykł do dogryzek, jak również szczerości, czy próbie urażenia jego uczuć. Jakby w ogóle je posiadał. A jednak to właśnie to zdanie sprawiło, że przez twarz Moona przemknął cień niewiadomego pochodzenia. Nic więcej, poza rzuconym na Philipa spojrzeniem. Zero słów, zero jakiegokolwiek gestu. Nic nie miało tu znaczenia, czy dla Aarona, czy dla tamtego.
-Wiedziałeś… raczej wątpliwe, skoro nie wiedziałem o tym nawet ja. Aż do ostatniej chwili, zanim się cofnąłem - skomentował. Mówił prawdę? Co jeśli? Philip odskoczy niczym oparzony mając go za psychopatę, który życia chciał pozbawić niewinnego chłopca w ciemności? Rozbawiła go ta myśl. Prawdą jednak było, że nigdy do końca nie był pewien, do czego się posunie. Zakładanie w jego przypadku czegokolwiek wiązało się z przejawem głupoty.
-Sam fakt, że stoję tu z tobą poświęcając ci niemal dwie godziny mojego życia świadczą, że cię doceniam. Inaczej niespecjalnie zwracałabym na ciebie uwagę - szczerość to podstawa, a szczerością Moon się kierował zawsze, zwłaszcza tą brutalną, której inne osoby tak nie lubiły. Widok twarzy, kiedy nie mogli się nie zgodzić, wyzywając go jedynie od dupków. Bezcenny. Prawda mieszająca w emocjach, w stosunku do jego osoby, we własnych myślach.
Zmniejszenie odległości pomiędzy nimi było w tej chwili nieuniknione. Nie tylko z powodu papierosa, którego niższy nie umiał palić. Ale i z powodu jego słów.
Kilka kroków i był przed nim, patrząc z góry. Niby tak niewiele, a jednak tamten musiał zadrzeć głowę, by na niego spojrzeć, kładąc przy tym rękę na torsie Moona.
Nic nie odpowiedział na to pytanie. Czemu niby pragnął jego towarzystwa? Powiedzenie, że był interesującym obiektem mogło skutkować, ale jeszcze lepszym rozwiązaniem było pozostawienie go bez odpowiedzi, by mógł się głowić, jaki Aaron miał w tym wszystkim cel.
Spojrzał na dłoń, której ciepło czuł przez materiał. Tak chłodna osoba miała tak ciepłe ręce.
Jeden gest i to jego ręka znalazła się na tej, którą Philip trzymał na torsie. Nieznaczny gest, który dla samego Moona nie znaczył zupełnie nic.
Uśmiechnął się lewym kącikiem. Niedługo będzie miał tam zmarszczki. Nachylił się tak, by szepnąć mu coś do ucha, co uczynił.
-Nic, bez tego ci lepiej. Nie psuj tego - brzmiały słowa, zanim się wyprostował, cofając własną rękę. Widział tę dezorientację, nie można było jej ukryć.
Kolejny uśmiech, przeczesanie włosów. Raz jeszcze zmierzył spojrzeniem jego twarz, a uśmiech ani na trochę nie opuścił jego warg.
Nachylił się raz jeszcze, tym razem nieznacznie i zupełnie niezrozumiale złożył na czole niższego chłopaka delikatny pocałunek. Ot, żeby zdenerwować go jeszcze bardziej.
Odsunął się od niego, nie czekając na jego reakcję.
-Dobranoc, krasnalu. Dzięki za towarzystwo, nie musisz mnie odprowadzać. Obiecuję nie złamać żadnego punktu regulaminu - rzucił cynicznie, przechodząc obok niego i mierzwiąc mu włosy.
I to tyle.
Zmierzając do zamku nie odwrócił się ani razu, więcej tego dnia nie zaszczycając Philipa spojrzeniem.
zt.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Oczywiście jak Philip wykombinował już jak być o dwa kroki przed Aaronem i wygarnął mu, za jakiego bezkarnego to niby się nie uważa - a przecież cały czas rzucał podobnymi tekstami - to akurat wtedy zaprzeczył! To skrajnie niesprawiedliwe! Zupełnie jakby zawsze musiał go zagiąć i mieć to swoje ostatnie słowo. A przecież Philipowi równie na tym zależało. I miał wrażenie, że stara się przy tym wszystkim dużo bardziej. To czemu do tej pory przegrywał?
- Każdy coś ma... Zaczynając od czasu, na przykład - mruknął ciszej, ponownie z niezadowoleniem, równocześnie nadal odnosząc się w pewnym stopniu do potencjalnego szlabanu. Przecież to była ewidentnie strata czasu! Nikt nigdy nie pomyślał, że to dobrze iż trafił mu się szlaban, bo akurat nie miał jak zagospodarować czasu. I oczywiście to była tylko ta najprostsza rzecz, jaką można było stracić. Ale może Philip zwyczajnie nie zrozumiał chłopaka. Mimo to postawa nie mam nic do stracenia brzmiała dla niego w jakiś sposób... Interesująco? Identyfikował to jako niestawianie sobie pewnych granic, z czym wiele osób miało problemy. Aaron w jego oczach coraz bardziej stawał się postacią niezależną i odważną. Robił, mówił i zachowywał się jak chce. Philip dosłownie tego samego chciał od swojego życia. Wiele osób mogłoby uznać, że wbrew wszystkiemu wcale aż tak się nie ogranicza, ale czy na pewno? Nawet zrobienie głupiego tatuażu mu nie wychodziło. Głównie dlatego, że nie wiedział, jak miałby się za to zabrać i gdzie miałby się wybrać, żeby w ogóle go przyjęli. Bez zgody rodziców, rzecz jasna. Miał jeszcze wujka, który zajmował się tym zawodowo i wydawałoby się, że fakt iż był on skłócony z ojcem Philipa mógłby sprawić, że wykonanie permanentnego zaznaczenia swojej obecności na jego dziecku stałoby się dla niego kuszące... Nic bardziej mylnego. Już od ponad roku go zbywał i choć Philip odgrażał się, że po prostu pójdzie do konkurencji, oczywiście nie udało mu się tego zrobić. Ale jeszcze wszystko przed nim. Przecież uwielbiał zaznaczać swoją niezależność. Czasem nawet mu wychodziło!
Chociaż Aaron wprost uznał, że w jakiś sposób docenia młodszego Ślizgona, ten jakoś tego nie dostrzegał. Czuł że jest stale traktowany przez niego jak dziecko. Uważał przecież najwyraźniej, że tak łatwo go przestraszyć, nazywał go uroczym - i pewnie wcale nie uważał, że to określenie pasuje do większego grona osób niż dzieci i dziewczęta! - i przede wszystkim niemal cały czas starał się go poprawiać, nie zgadzając się z nim uparcie. O. Nie wspominając już o tym, że to Philipa nazywał upartym!
I zaraz wcale nie pomógł komentarz dotyczący palenia. Nadal czuł, że Aaron mówił to tylko dlatego, że widział w nim dziecko. Już wtedy zdecydował, że należy to czym prędzej zmienić. Na przykład gówniackim zachowaniem i robieniem rzeczy odwrotnej względem tego, co mu polecił. Równocześnie starał się jak najszybciej zapomnieć o tym, że lekko wzdrygnął się słysząc szept Aarona... Zupełnie jakby wyparcie tego miało sprawić, by chłopak również nie zarejestrował tego buntu ze strony ciała Ślizgona.
W końcu Philip przypomniał sobie o tym, że jego ręka wciąż dosyć niezręcznie spoczywa na torsie chłopaka, a więc pospiesznie ją zabrał. Następnie podniósł lekko głowę, chcąc mu jakoś odpowiedzieć, żeby kolejny raz nie wzbudzić w nim satysfakcji milczeniem... Z tym że niestety po raz kolejny go wmurowało. Wbrew intencjom, pocałunek w czółko absolutnie go nie zdenerwował. Właściwie przez chwilę nie do końca czuł jakiekolwiek emocje. Czuł tylko, że jest mu gorąco, że nie wie jak się zachować. Może jednak odepchnąć, żeby przestał sobie z niego żartować? O ile żartował?
Podążył za nim wzrokiem oczekując jakichkolwiek wyjaśnień, a otrzymał... Przezwisko i pożegnanie. Normalnie po raz kolejny kazałby mu spierdalać, ale z co najmniej dwóch powodów nie mógł tego zrobić. Pierwszy: chyba nie potrafił chwilowo złożyć sensownego zdania. I drugi: Aaron od razu zebrał się do odejścia.
Popatrzył za nim w milczeniu. Nie wiedział, czy powinien go dogonić i wyjaśnić sprawę... A może właśnie miał już za dużo atrakcji jak na jedną noc? Tylko właściwie szli w tym samym kierunku, to problematyczne.
Jako pierwszy ruch, przeczesał palcami włosy, które Aaron dopiero co dotknął. Po chwili zawahania, ruszył w tę samą stronę, jednak już planował obrać nieco inną drogę. Musiał jeszcze sporo przemyśleć... Już czuł, że o ile problem z bezsennością starszego chłopaka został rozwiązany, o tyle on sam właśnie ten problem przejmie. Przecież nie zaśnie. Miał za dużo pytań. A równocześnie nie chciał ani go doganiać, ani składać mu zaraz wizyty w jego dormitorium i być skrajnie podejrzanym. W dodatku nawet nie miał komu się zwierzyć ze spaceru i nieoczekiwanego obrotu spraw! Przecież nikt nie zrozumie.
z/t
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
5 września, 23:38
Dla każdego fascynaty eliksirów pełnia księżyca powinna być równie ważna, co nów. Wiele składników reaguje zupełnie inaczej, niż w każdej innej fazie naturalnej ziemskiej satelity. Dlatego Meredith wykorzystywała wszystkie wieczory tego tygodnia na ukrywanie się w kącie jakiegoś nieużywanego lochu i eksperymentowała. Dzisiaj doszła do przynajmniej jednego konstruktywnego wniosku, zanim poczuła nagłą potrzebę przewietrzenia się. Spakowała swoje manatki i z torbą na ramieniu opuściła lochy. Poruszała się ostrożnie i cicho, nasłuchując ewentualnych zbliżających się kroków. Wolałaby nie zostać przyłapana na wychodzeniu z zamku niemalże o północy. Nie chodziło jej o punkty, akurat tym w ogóle się nie przejmowała. Miała w tej chwili konkretny cel i gdyby ktoś powstrzymał ją zanim mogłaby go zrealizować, to marny jego los.
Po wyjściu z zamku odetchnęła płytko, pozwalając chłodnemu nocnemu powietrzu wypełnić na momencik jej płuca. Rozejrzała się czujnie i szybko, trzymając się cieni ruszyła w kierunku skraju Zakazanego Lasu. Księżyc niewiele pomniejszony po wczoraj zakończonej pełni zdecydowanie ułatwiał zauważenie ubranej na czarno postaci przemierzającej błonia, ale dzięki później godzinie i świadomości, że jest ostrożna czuła się całkiem bezpieczna od niechcianych spojrzeń.
Do wcale nie tak dobrze zamkniętej szopy gajowego dotarła bardzo szybko, nie musiała jej przecież szukać, doskonale znała drogę. Jedno z najmniej uczęszczanych (szczególnie o tej porze) miejsc na terenie Hogwartu, rzadko można tu było kogoś spotkać. Idealne miejsce na chwilę nocnej samotności z papierosem w dłoni i dymem tańczącym wokół głowy.
Powoli weszła do środka i odczekała, aż wzrok przyzwyczai się do głębi ciemności. Dopiero kiedy mogła odróżnić kontury, oparła się o jedną ze ścian. Robiła to już wiele razy i nadal nikt jej nie przyłapał, ale lepiej nie kusić losu i postarać się jednak wtopić w wyposażenie miejsca. Sprawnym, znanym od lat ruchem podpaliła wyłuskanego z kieszeni papierosa i zaciągnęła się z przyjemnością. W całym tym mroku tylko żar palącego się tytoniu zdradzał jej obecność.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Znudziło mu się siedzenie w Pokoju Wspólnym, w którym nie działo się zupełnie nic, poza pisków jakichś drugoklasistów grających w szachy czarodziejów, czy podniecone głosy piątoklasistek, które dzieliły się informacjami na temat przedstawicieli płci przeciwnej, którzy zwrócili na nie swoją uwagę. Żałosne na tyle, że postanowił pospacerować po szkole wiedząc, że ma jeszcze trochę czasu, zanim ostatecznie wybije godzina dziesiąta. Tylko czy to robiło specjalnie wielką różnicę, skoro Philipa nie było nigdzie na około i nie narażał się tym samym na gniew prefekta, który wyjątkowo mocno chciał zapewne Moonowi szlaban wlepić. Po tym wszystkim, czego dopuścił się Aaron, zapewne miał prawo.
Przeciągnął się, wychodząc. Wędrówka po ciemnej szkole zawsze wiązała się z ryzykiem, dlatego rozglądał się raz po raz na boki, nie chcąc użerać się z woźnym. Zabierał tylko jego cenny czas, który człowiek mógł przeznaczyć na łamanie większej ilości punktów regulaminu.
Nie spodziewał się spotkać nikogo na swojej drodze, a tu proszę bardzo, mignął mu cień, za którym postanowił pójść. Co prawda mógł to być jakiś nauczyciel, ale szybko się przekonał, że ma do czynienia nie z kim innym, jak właśnie z Meredith. Och, tym sposobem śledzenie stało się jeszcze lepsze.
Udał się za nią korytarzem, nad wyraz cicho, ale w tym miał odpowiednią wprawę. Dokąd ją tak ciągnęło o takiej porze? Och, proszę, postanowiła wyjść z zamku. Aż mu się przypomniało jego ostatnie tu spotkanie z Leightonem, kiedy zmierzali w dosłownie tym samym kierunku.
Chata gajowego.
Czy od teraz to zawsze będzie miejsce spotkań Aarona z kimś? Zdecydowanie wolałby, aby zostało jego i Philipa. Miało wtedy znacznie głębszą i bardziej fascynującą historię.
Nie zatrzymał się, ostatecznie dochodząc na miejsce. Widział, jak odpalała papierosa. Z nim nie miała zamiaru się podzielić?
-Proszę, proszę. Kto by pomyślał, że ktoś tak porządny będzie się wymykał do tak mało porządnego miejsca - skomentował, ostatecznie oznajmiając dziewczynie o swojej obecności. Jeśli dostanie zawału spokojnie, złapie ją.
Chyba.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
Nie podejrzewała, że ktoś mógłby ją śledzić. Zakładała, że jeśli o tej porze spotka kogokolwiek, to skończyłoby się to na odejmowaniu punktów, szlabanie albo wzajemnym udawaniu, że nikogo się nie widziało. Dlatego też będąc już poza zamkiem, trzymając się cienia nie rozglądała się nadmiernie. Kompletnie umknął jej fakt, że ktoś za nią podąża i była przekonana o swojej samotności, dopóki niespodziewany głos przerwał panująca wokoło ciszę. Owszem, zaskoczył ją, ale nie podskoczyła w przestrachu. Drgnęła i odwróciła się w kierunku źródła głosu, próbując rozpoznać intruza. Dopiero kiedy postąpiła krok w jego kierunku, rozpoznała postać Aarona. Księżyc świeci, więc pan Moon postanowił pomóc łysemu i patrolować błonia nocą? Jest księżyc i pojawił się Księżyc, cóż za ironia losu.
Przesunęła wzrokiem po konturach jego sylwetki teraz już wyraźniej rysującej się w ciemności. Nie odpowiedziała tak od razu. Z początku w ogóle nie miała zamiaru odpowiadać, przecież przyszła tu tylko dla przyjemności dymka. Zwykle zbywała ludzi wymowną ciszą, bo nie interesowało jej jakiekolwiek poznawanie ich. Z innymi uczniami ze swojego domu też nie trzymała się jakoś blisko, bo wcale tego nie potrzebowała.
Dlatego w ciszy zaciągnęła się ponownie i zaraz znowu wypuściła dym z płuc, nie odwracając głowy. Jeśli stał wystarczająco blisko, to znalazł się w tej wydychanej chmurce. Chciał zapalić? Mógł poprosić. A ona mogła się nie podzielić. Jak ostatnio dobrowolnie spróbowała mu pomóc na lekcji eliksirów, to odniosła wrażenie, że ostatecznie go to zdenerwowało. Nie ma problemu, następnym razem nie pomoże.
Po kilku sekundach ciszy w końcu się odezwała. Nie mówiła głośno, bo i nie było takiej potrzeby, nie było tu nikogo poza nimi. Przynajmniej taką miała nadzieję, wystarczył już jeden nieproszony gość. Chociaż jeszcze nie zdecydowała, czy może znieść jego towarzystwo. Trochę zainteresowało ją, że nie jest jedyną osobą wychodzącą nocą w ukryciu. Chociaż w przypadku Ślizgonów stawało się to coraz bardziej popularne. Nutka adrenalinki przed snem?
- Tak dobrze mnie znasz. - Choć jej ton pozostał stały, to cała odpowiedź ociekała ironią. W jakichkolwiek kryteriach Meredith by siebie nie definiowała, "porządna" nigdy nie figurowało na liście. Ale skąd on mógłby to wiedzieć, skoro ona sama nigdy nie kwapiła się nic wyjaśniać? Nie marnowała czasu na poświęcanie uwagi na to, co inni o niej myślą. Dopóki nie przekroczą pewnej granicy, ale o to też było stosunkowo trudno.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Aaron miał to do siebie, że uwielbiał zakłócać przestrzeń innym ludziom. Czerpał z tego radość, poważnie. A to kogoś śledził jedynie dla własnej zabawy, a to podchodził zbyt blisko, czego jego rozmówca sobie nie życzył. To wszystko wiązało się z obserwacją ludzkich zachowań, a te potrafiły być fascynujące. Ostatecznie mało kto chciał w ogóle pokazać, że Moon ich denerwuje. Częściej było widać niepokój, dyskomfort, zażenowanie czy strach, w zależności kto to był i co Ślizgon robił.
Nie mógł odpuścić oczywiście okazji udania się za koleżanką z domu. Przecież chciał mieć na uwadze jej dobro, bo kto wie, czy ktoś nie postanowi jej zaatakować. Ot, wykaże się dobrą wolą. Przecież nie będzie jej straszył, prawda? Może troszeczkę, ale zasłużyła, wymykając się tak z zamku, jak również nie rozglądając się na boki. Błąd niemal początkującego.
Uśmiechnął się lekko, kiedy dostrzegł, że się wzdrygnęła. Czemu zawsze podobne reakcje tak bardzo mu się podobały, chociaż każdego normalnego obeszłyby zupełnie?
Podszedł do niej bliżej, by ostatecznie mogła zobaczyć go całego. Noc im sprzyjała, nia dając ani trochę światła, które mogłoby zdradzić obecność. Nie chciał się użerać z nikim, komu w głowie byłoby danie im szlabanu. Jak chociażby z Philipem, chociaż z nim to historia była zupełnie inna i bardziej skomplikowana.
Oparł się obok niej, przez co niestabilna ściana poruszyła się nieznacznie. Niedawno miał z nią styczność, wiedział, że wytrzyma.
Nie przeszkadzała mu cisza, która zapanowała pomiędzy nimi. Lubił ją, napawając się zawsze, gdy tylko się pojawiała. Była towarem tak rzadkim, że człowiek naprawdę wiele był skłonny za nią dać. Dodatkowo nie przeszkadzało mu towarzystwo dziewczyny. Miał co prawda do niej mieszane uczucia, nie tylko ze względu na ostatnie lekcje z eliksirów, ale ogólnie jakoś nigdy nie mieli aż tak wielu okazji, by porozmawiać. Każde z nich bardziej trzymało się na uboczu.
-Oczywiście, niemal na wylot - rzucił, równie ironicznie. Nie znał jej wcale, a ona nie znała jego. Czasami ze sobą palili, najczęściej nie zwracając na siebie uwagi. Wspaniała znajomość bez większych komplikacji.
Sięgnął do kieszeni, wyciągając papierosa. Nie będzie przecież stał biernie, skoro zapowiadała się wspaniała impreza. Odpalił go, zaciągając się dymem, który chwilę później wolno wypuścił. - Idealna noc do łamania szkolnych zasad, co? - powiedział ot, żeby na chwilę zabić tę ciszę.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
Onieśmielenie nie był czymś, co można było wywołać u Meredith z łatwością. To ona miała w zwyczaju onieśmielać innych, świadomie czy nie. Niekiedy wystarczyło milczące spojrzenie, innym razem brak jakiejkolwiek reakcji, rzadziej bezpośredni komentarz. W ciemności gra ciszy stawała się dużo bardziej interesująca, bo wchodziła na inne płaszczyzny.
Nie ruszyła się, kiedy Aaron oparł się tuż obok. Poczuła jak większy nacisk sprawił, że ściana poruszyła się nieznacznie, ale nie zareagowała w żaden sposób. Grunt nie usuwał jej się spod nóg, nie traciła równowagi. Po tym marnym budyneczku można było spodziewać się wszystkiego i prawdopodobnie każdy normalny uczeń znajdujący się w położeniu Mer przynajmniej spiąłby się instynktownie. Meredith zdecydowanie nie była jak inni. Nie potrafiłaby powiedzieć ile razy pod wpływem swoich eksperymentalnych środków miała wrażenie, że traci równowagę, ściany się przewracają a sufit spada. Mimo że na haju te wszystkie odczucia nie były realne, przestała tak gwałtownie reagować na niespodziewane kiedy była trzeźwa.
Puszczając jego odpowiedź mimo uszu, zaciągnęła się ponownie. Ciszę przerwał cichutki trzask palącego się tytoniu. Pomimo panującej wokoło ciemności, można było dostrzec to, co nie znajdowało się daleko. A rozżarzona końcówka papierosa przez moment rzucała czerwonawą łunę na usta. Dlatego mniej więcej dało się dostrzec zarysy twarzy drugiej osoby. Meredith ani na chwilę nie odwróciła wzroku. Obserwowała Aarona, rejestrując jego ruchy w ciemności. Niektóre bardziej słyszała, niż widziała. Jak sięganie po papierosa. Zdecydowanie w tej chwili chłopak był ciekawszym obiektem do obserwacji, niż nudne wnętrze szopy ukryte pod osłoną nocy.
Przechyliła nieznacznie głowę, kiedy znowu przerwał ciszę. Nie czuła się jakby łamała regulamin, bo przecież nie robiła nic, co zagrażałoby czyjemuś życiu. Skoro dzieciaki bezkarnie wchodzą do Zakazanego Lasu, to czemu ktoś miałby jej mieć za złe wypalenie jednego papierosa z dala od wścibskich oczu? Nie robiła tego przy pierwszakach ani bezczelnie przy nauczycielach, jedyna osoba, którą tu w jakikolwiek sposób deprawowała, była ona sama. A i to była jedna z najmniej inwazyjnych form.
- Planujesz jakieś łamać? - Niewinni dopóki nie udowodni się im winy. Byli zupełnie sami, więc nie miał kto ich oskarżyć. Jeśli Moon potrzebował więcej adrenaliny przed snem, mógł zawsze spróbować zapalić w sali wejściowej. Woźny pewnie wyczułby go zanim jeszcze odpaliłby szluga. Choć bez wątpienia istnieją dużo przyjemniejsze sposoby na zastrzyk adrenaliny.
|