Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Boczne zejście do lochów Do lochów można było dostać się nie tylko głównym korytarzem, ale również dużo węższymi, krętymi schodami. Panujący w tej podziemnej klatce schodowej półmrok i wilgoć raczej niekoniecznie zachęcały do spacerów, czy częstego używania właśnie tej drogi. Ale to wcale nie znaczy, że nie można tu nikogo spotkać.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
2 września, godz 13:20
Czasami bywały takie dni, kiedy Danica czuła potrzebę posnucia się po zamku w poszukiwaniu nowych zacisznych kącików idealnych do spędzenia chili samemu ze sobą. Lunch pierwszego dnia szkoły wydawał się byćidealnym momentem na wykonanie tego questa, w ten sposób może zdobędzie nową miejscówkę na alienizowanie się, kiedy potrzeba. Zawędrowała do lochów chyba podświadomie, bo zaburczało jej w brzuchu, jak już zaczęła schodzić po schodach. Zaskoczyło ją to i aż zaczęła prowadzić wewnętrzny dialog z własnym żołądkiem, bo przecież jeszcze przed chwilą nie czuła głodu, pomimo przerwy właśnie na lunch...
I wylądowała na tyłku. Poczuł tylko, jak grunt usuwa się spod stopy, którą właśnie postawiła na niższym schodku i zaraz poczuła przeszywający ból klapnięcia tyłkiem na stopień. I obiciem sobie kości ogonowej.
- MIERDA! - Zaklęła całkiem głośno, nagłe uderzenie naprawdę bolało. Zatrzymała zbierające się pod powiekami łzy i przechyliła, żeby rozmasować uderzone miejsce. Rozejrzała się też na boki, bo z jakiegoś powodu musiała się pośliznąć i zaledwie schodek niżej znalazła jakiś bezpański pergamin. Nie przerywając masażu, podniosła papier na wysokość twarzy, żeby móc ocenić który z nierozważnych uczniów zgubił swoją własność i tym samym tak bezwzględnie zamachnął się na jej życie. Przyglądając się tak trochę koślawemu pismu, kątem oka zauważyła zdezorientowanego Puchona. Na prawdę tak była zaabsorbowana atakiem na jej osobę, że nie zauważyła chłopaka? Kojarzyła go z korytarzy, czy też innych hogwartowych spędów, ale nie znała jego imienia. Wyglądał na nieco zdezorientowanego i mogło to być spowodowane jej uniesionym tonem. Uśmiechnęła się przepraszająco, ale zaraz zmieniło się to w grymas bólu.
- Sorry. Chyba martwi chcą mnie zaprosić do swoich szeregów. - Pomachała trzymaną w dłoni papierkiem, żarcikiem chcąc mu wyjaśnić dlaczego wyleguje się na schodach i maca po tyłku.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Chodzenie po różnych częściach szkoły było dla Olivera codziennością, głównie dlatego, że się gubił za sprawą własnych myśli, ewentualnie swojego kota, którego przecież musiał ganiać, żeby nie stała mu się krzywda. Nic dziwnego, że mógł się pochwalić pokaźną liczbą odhaczonych komnat i korytarzy, w których kiedykolwiek był.
Dzisiaj jednak wszystko działo się zgodnie z planami Puchona, który uznał, że wychodząc na błonia najlepiej będzie użyć skrótu. Prawdę powiedziawszy nie miał ochoty na starcie z żadnym Ślizgonem, a ostatnio dość sporo się ich kręciło po okolicy, zważywszy na fakt, że mieli pokoje wspólne obok siebie. Mało pocieszające.
Boczny korytarz brzmiał wspaniale, z czym zgodziła się również Pan Kot, leniwie przeciągając się na fotelu i czekający, aż Oliver ostatecznie się zbierze.
Zabrał pandę, schował również kilka słodkich przekąsek i wyszedł drepczącym za nim czworonogiem, witając się z kolegami z domu.
Znalazł się u wejścia na schody, których miał całkiem sporo do pokonania. Nie stanowiło to dla niego najmniejszego problemu, lubił po nich chodzić. Uśmiechnął się, wskakując na każdy z nich, uważając, aby przypadkiem się nie wywrócić.
Idąc dość nieostrożnie, mało myśli poświęcając na schody, zachwiał się lekko, omal nie upadając. Udało mu się równowagę zachować.
-Widzisz, Kocie, mamy dzisiaj szczęście - uśmiechnął się do zwierzaka, uśmiechając się do niego. Przeżył i nie spadł na dół, co było osiągnięciem. Wspiął się wyżej, sprawdzając tym razem, czy przypadkiem jakiegoś schodka nie brakuje.
I tu pojawiło się kolejne zaskoczenie - siedząca na schodach Gryfonka, która mruczała coś w dziwnym języku.
-Em… wszystko w porządku? - zagadnął do niej, bo kto ostatecznie siedzi na schodach, na których zawsze może się coś stać?
Kucnął przed nią, uważnie jej się przyglądając. Wolał mieć pewność, czy przypadkiem nie potrzebowała interwencji pielęgniarza.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Przeniosła ciężar ciała na jedną stronę, prostując nogę i starając się nie opierać na kości ogonowej. Jak ktoś sobie obił, to doskonale wie, że boli cholernie w jakiejkolwiek by się nie było pozycji, utrzymuje się przynajmniej przez kilka minut po uderzeniu. Jak już przeczeka najgorsze, to może nawet będzie w stanie doczłapać do skrzydła szpitalnego, bo było zdecydowanie bliżej od wieży Gryfonów.
- Będzie w porządku. - Uśmiechnęła się trochę krzywo. - Nie raz już wylądowałam na tyłku na lodzie, więc przeboleję. Ale dzięki. - Tym razem udało jej się powstrzymać grymas bólu i spojrzała na Puchona dziękczynnie. Pewnie zaraz go poprosi, żeby pomógł jej wstać, ale w tej chwili chyba zgięłaby się wpół i musiała podpierać o ściany, żeby utrzymać względny pion.
- Hm, nie zgubiłeś może notatek? - Wyciągnęła znalezisko w stronę chłopaka. Pewnie kartka nie należała do niego, ale by tu jedyną osobą poza nią, więc może akurat?... - Joder. Sorry. - Wytarła kartę o kolano, próbując usunąć odciśnięty wzór własnej podeszwy, wstyd tak oddawać zabrudzoną własność. - Proszę. Wygląda już trochę bardziej przyzwoicie. - Znowu wyciągnęła rękę w jego kierunku. Jeśli to nie jego, to najwyżej zaniesie zgubę do woźnego i powiesi na tablicy ogłoszeń informację, że znalazła notatki z eliksirów, może akurat ktoś się po nie zgłosi.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
W chwili, w której zobaczył na schodach dziewczynę, już pomijając fakt, że siedziała na nich w sposób dziwny, pierwsze, co chciał zrobić to sprawdzić, czy przypadkiem nie ucierpiała bardziej, niż widział. Wiele razy był świadkiem wypadków, jak również wiele razy widział osoby, które co prawda nie miały obrażeń, ale ostatecznie okazywało się, że jednak coś im dolegało. Tym razem chciał mieć pewność, że niczego nie pominie.
-To dobrze. Głupio by było coś sobie zrobić, chociaż wypadki się zdarzają. W razie czego mów, pójdziemy do skrzydła szpitalnego albo odprowadzę cię gdziekolwiek będziesz chciała - uśmiechnął się, oferując swoją pomoc. Nie mógłby przejść obojętnie wobec krzywdy drugiej osoby, chociaż po minie dziewczyny widział, że nie zanosiło się na komplikacje, jeśli chodzi o stan jej zdrowia. Aż odetchnął wewnętrznie.
-Nie, a przynajmniej nic o tym nie wiem. Panie Kocie, czy to mogą być nasze notatki? Nie są przypadkiem podpisane? - zainteresował się. Nie miał tendencji zostawiania tak nigdzie rzeczy, ale wiadomo, że nawet uczniowie w jego domu potrafią płatać figle. Z tym, że faktycznie nie przypominał sobie, aby mu czegoś brakowało.
Spojrzał na Kota, który zdążył się zainteresować nogą dziewczyny. Oby tylko nie dostrzegł w niej zabawki.
- Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Trochę blada jesteś na twarzy - powiedział, opierając dłonie na kolanach, przyglądając jej się uważnie.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Przyjrzała się uważniej kartce z notatkami, ale nie widząc nigdzie nazwiska, jedynie pokręciła głową przecząco, wyginając odrobina usta w podkówkę, co miało podkreślić brak danych właściciela.
- Nie ma nawet imienia, tylko notatki odnośnie... hm, amortencji? Tak to wygląda... - Uniosła brwi i wzruszyła lekko ramieniem. Może ktoś planował warzenie amortencji gdzieś w zaciszu lochów? - Znasz kogoś, kto mógłby chcieć robić notatki na temat tego eliksiru? - Podciągnęła się odrobinę wyżej na schodku. Ból czterech liter nie dawał o sobie zapomnieć i nie odpuszczał. Chyba jednak upadek na lód był mniej bolesny.
Nie zdawała sobie sprawy, że pobladła, dlatego też pytanie Puchona nieco ją przestraszyło. Owszem, czuła lekkie osłabienie, ale to ból samego uderzenia aż przyćmił jej wzrok, gwiazdki zobaczyła.
- Uderzenie kością ogonową w schodek. Za chwilę powinno trochę zelżeć. - Taką przynajmniej miała nadzieję. Pewnie i tak nieznajomy będzie musiał pomóc jej przynajmniej wspiąć się na schody, ale jeszcze nie.
- Tak w ogóle... Jestem Danica. - No jak już tu z nią siedzi i zaoferował pomoc, to chciała wiedzieć komu później dziękować. Schowała kartkę z notatkami do kieszeni szaty i wyciągnęła otwartą dłoń w jego kierunku, na ile mogła w tej dziwnej pozycji, w jakiej się znajdywała.
- Jesteś na piątym roku, prawda? - To pytanie zadała bardziej dla upewnienia siebie. Pamiętała go, bo uczniów o azjatyckich rysach też aż tak wiele nie było.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Patrząc przez pryzmat ostatnich dni, jak również wydarzeń, które miały podczas nich miejsce, Oliver śmiało mógł powiedzieć, że w jego oczach Gryfoni byli jednymi z milszych uczniów w szkole. Mówił to z własnego doświadczenia, bo jeśli mu nie pomagali (a wychodziło, że robili to naprawdę często), tak rozmawiali z nim w sposób, który można było śmiało nazwać kulturalnym i przyjaznym. Nie warczeli nawet, jeśli wpadł na nich w niekorzystnych warunkach. Nie wyzywali go, jeśli akurat mieli zły dzień. Idealny rozmówcy, nic dziwnego, że aż mu się buzia śmiała, kiedy na jakiegoś natrafiał.
-Niestety nie. Wiesz ludzie raczej nie chwalą się tym, co piszą, a na zadanie z pewnością tego nie dostaliśmy. Jasne, już mamy jedno wypracowanie, ale to nie to. Może powinnaś napisać ogłoszenie na tablicy? - stwierdził, ostatecznie samemu siadając na schodach. Obawiał się, że kucanie może się skończyć sturlaniem na sam dół, a wolał oszczędzić sobie obitych kości, ewentualnie złamania karku. Zresztą tak było wygodniej, a zanosiło się na to, że troszeczkę czasu tu spędzi. Ale to nic, lubił rozmawiać i zawierać nowe znajomości, zwłaszcza z miłymi ludźmi.
-Hmmm, dobrze. Możemy ci też z Kotem załatwić trochę lodu, jeśli chcesz - kiwnął głową. Ufał jej, bo człowiekiem był ufnym nader wszystko. Uznał, że skoro zapewniała go, że nic jej nie jest, to tak właśnie było. Niemniej obserwował ją zdecydowanie, w razie potrzeby mając zamiar zareagować.
-Oliver, miło mi. Nietypowe okoliczności poznania się, ale podobno takie są najlepsze. Mama zawsze mi mówiła, że jak się pozna kogoś w dziwny sposób, to dłużej się go pamięta - rzucił, wyciągając paczkę cukierków z kieszeni. Miał tego zawsze pełno, żrąc niebywale dużo słodyczy. Podsunął jej pod nosek, żeby się poczęstowała.
-Mhm, razem z bratem. Pewnie go znasz. Vincent. Myślę, że zna go praktycznie każdy, chociaż z założenia Gryfoni i Ślizgoni się nie lubią. Właściwie czemu? - zainteresował się. Najlepiej było mieć informacje z pierwszej ręki, a skoro była Gryfonką, to mogła mu odpowiedzieć.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Gryfoni i Puchoni ogólnie chyba całkiem nieźle się dogadują - jedyne dwa imprezowe domy, Krukoni nie mają czasu na rozrywkę, bo nakurwiają wiedzę, a Ślizgoni... Z jakichś powodów Danica nie była w stanie wybrazić sobie imprezy w domu węża. Borsuczki wydawały się nawet BARDZIEJ wyluzowane niż czerwoni, ale to chyba przez gryfońską dumę ostatecznie u nich najczęściej się imprezowało.
Pokiwła głową na zgodę, że ogłoszenie będzie tu najlepszym wyjściem.
- Tak zrobię, ale wiesz, może akurat wpadłby ci ktoś do głowy. Was, Puchonów, jest tu w lochach więcej. No i może też po charakterze pisma byś rozpoznał. Ale jak nie, to żaden problem, napiszę ogłoszenie i może ktoś zatęskni za notatkami. - Nie było sensu dalej roztrząsać tematu, bo i tak nie dojdą tu do żadnego lepszego rozwiązania. Schowała notatki do kieszeni i wróci do nich później.
Zaaferowana bólem Dani nie zauważyła w pierwszej chwili kota obwąchującego jej nogę, ale na słowa Olivera błyskawicznie zdała sobie sprawę z obecności zwierzaka. Uśmiechnęła się szerzej, zwierzęta zawsze wszystko poprawiają swoją obecnością! Wyciągnęła rękę w kierunku futrzaczka, żeby mógł ją powąchać i sam zadecydować, czy chce żeby go dotykała.
- Też mam kota. Zwykle wszędzie ze mną chodzi, ale dzisiaj nie chciała opuszczać słonecznego parapetu. Jak ma na imię? - Obserwowała poczynania czworonoga, zdecydowanie obserwacja zwierząt należała do jednego z jej ulubionych zajęć. Oderwała od niego wzrok dopiero, jak Puchon zapytał o niechęć pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami.
- Tak, kojarzę twojego brata. Nie wiedziałam, jak ma na imię, ale obydwaj jesteście dość unikalni. - Miała na myśli ich azjatyckie rysy. No i poza rysami ich własny styl bycia, ale pierwsze co zapadało w pamięć to migdałowy kształt ich oczu. Zastanowiła się chwilę, przygryzając wargę od wewnątrz. - Myślę, że ta niechęć opiera się dużo bardziej na historii założycieli szkoły, niż autentycznych relacjach między mieszkańcami. Chociaż prawdą jest, że mnie osobiście denerwuje, jak ktoś ocenia bez znajomości faktów i wywyższa się nad innymi, szczególnie jeśli w grę wchodzi "czystość krwi". - W powietrzu palcami zaznaczyła cudzysłów mówiąc o czystości. Na przykład ona sama nie ma stuprocentowo krwi czarodziejskiej, jej biologiczna matka jest mugolką. Co prawda ze względu na samo nazwisko, niekoniecznie wszyscy o tym wiedzą. Jej przybrana mama jest czarodziejką z Hiszpanii i Dani posługuje się tym językiem na równi z angielskim, więc tworzy to również złudzenie kryjące jej prawdziwe pochodzenie. Właściwie nawet nie miała pojęcia, czy ktokolwiek poza jej najbliższymi przyjaciółmi wie i jakoś też się tym nie przejmowała, bo do tej pory nie miała z tego tytułu nieprzyjemności.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
-Przepraszam, naprawdę nie poznaję - powiedział, lekko się pesząc. Spojrzał nawet raz jeszcze na kartki, które dziewczyna mu pokazała, ale nie był w stanie rozpoznać charakteru pisma. Niestety, nigdy się tak nie przyglądał pisowni innych ludzi.
Nie oceniał ludzi po pozorach, starając się ich najpierw poznać. Przynajmniej tak działało to w większości przypadków, bo czy nie w każdym domu miał kogoś, komu mógł zaufać? W Slytherinie był jego brat, jak również jego koledzy, którzy ze względu na brata go nie tykali (na początku Oliver myślał, że może go lubią, ale później okazało się, że to wcale nie o to chodzi), w Ravenclawie był Alan, jego najlepszy przyjaciela, w Hufflepuffie to wiadomo, przecież to dom Olivera, a w Gryffindorze był Chris, jego nauczyciel. Patrząc po tych znajomościach nie mógł dyskryminować żadnego domu (Ślizgoni byli przerażający, każdy to wiedział), bo to wiązałoby się z dyskryminacją rodziny i przyjaciół. Zapewne było to trochę naiwne myślenie, ale sprawdzało się na tyle, aby Kang nie podchodził sceptycznie do każdej nowo poznanej osoby i nie trząsł się przed nią, jakby zaraz miał dostać epilepsji.
Tym też sposobem był nastawiony do Gryfonki przyjaźnie, podobnie, jak ona do niego.
-Och, ale super. Uwielbiam zwierzęta. Co prawda chciałem mieć psa, ale nie wolno ich wprowadzać na teren szkoły. Ale kocham go - wskazał na zwierzaka, który łasił się do dziewczyny. Pewnie chciał coś zjeść, grubasek puchaty. - To jest Pan Kot - uśmiechnął się do niej szeroko, jakby dumny z tego imienia. Cóż, miał zaledwie kilka lat, kiedy go nazwał, proszę nie oczekiwać cudów. - A twój? Pewnie ma jakieś szlacheckie imię - powiedział.
-W szkole jest wiele oryginalnych osób, ale chyba tak, nie da się nie zauważyć, że my tu trochę nie pasujemy. Wiesz, mam na myśli nasze pochodzenie - stwierdził, a uśmiech nie schodził z jego ust. Domyślał się, o co jej chodziło, ale nie obrażał się o to. Przecież nie będzie nikogo o razisz pozywać tylko dlatego, że zwrócił uwagę na jego azjatyckie rysy.
-To trochę dziwne kierować się historią. No bo ostatecznie to już przeszłość - skomentował, zajadając się kolejną słodkością. Sam wolał nie pamiętać tego, co było. Zdrowszy był, gdy skupiał się na teraźniejszości. - Ja tam myślę, że wielu Ślizgonów jest mimo wszystko przerażających. Wiesz, są tacy, którzy zaatakują cię bez mrugnięcia okiem - podzielił się z nią swoim zdaniem. No on się obawiał niekiedy o swoje życie, jak i o życie Kota. - Osobiście twierdzę, że fajnie mieć w sobie trochę mugolskiej krwi. Wiesz, to chyba pozwala na szersze spojrzenie na świat.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
O zwierzątkach mogłaby rozmawiać bez końca. Dzięki obecności czworonoga, jakoś tak zapomniała o bolesnym upadku. Pogłaskała łaszącego się kota, uśmiechając pod nosem. W sumie możliwe, że w torbie miała jakieś kocie przysmaki, w końcu Mina tak często był obok niej, że czasem trzeba było ją nakarmić z dala od dormitorium. Ale torby nie miała przy sobie, więc niestety nie mogła Pana Kota niczym poczęstować.
- Zwierzęta są rewelacyjne. Osobiście wolę koty, ale jest tyle niesamowitych gatunków, że pewnie zmieniłabym upodobania co tydzień, jeśli miałabym możliwość ze wszystkimi obcować. - Jakby się miała zastanowić, to pewnie ostatecznie nie byłaby w stanie zawęzić ulubionego zwierzątka do sztuk jeden. To byłaby grupka jej ulubionych zwierząt. - Guayarmina. W skrócie Mina. I owszem, jest dość szlacheckie. To imię kanaryjskiej księżniczki. I jest trochę księżniczką. - Zaśmiała się krótko na tę myśl. Ale czy wszystkie koty nie zachowywały się choć odrobinę po królewsku?
- Coś ty, pasujecie idealnie. Ale jest was zdecydowanie mniejszość. - Nie chciała, żeby poczuł się, jakby uważała go za odstającego od reszty. W szkole była mała mieszanka, znaleźli się czarnoskórzy, hindusi, Latynosi, więc Oliver i jego brat jak najbardziej pasowali. I dzięki swojej bardziej oryginalnej urodzie łatwiej ich było wyłowić z tłumu.
- Zdecydowanie. Możemy się dużo nauczyć z przeszłości, ale po co wciąż nią żyć? - Sama nie bardzo rozumiała dlaczego czarodzieje w wielu przypadkach są tak bardzo poróżnieni właśnie przez jakieś sprzeczki sprzed setek lat. Najwyraźniej proces zmian trwa znacznie dłużej, niż świat jest na to gotowy. Bo przecież jakby wszyscy się zjednoczyli, to można by tak wiele zdziałać. Szczególnie teraz, długo po wojnie. Uśmiechnęła się na zdanie Olivera na temat czystości krwi.
- Prawda. Zdecydowanie poszerza to spojrzenie na otaczający nas świat. To trochę jak z podróżowaniem, jak poznawanie innych kultur. Pomaga zrozumieć, że pomimo różnic, wszyscy jesteśmy do siebie podobni. - Miała to porównanie, bo mieszkała też w Hiszpanii.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
-Oczywiście, że są. Myślę, że życie bez zwierząt byłoby niebywale smutne i takie puste. Bo wiesz, zawsze to nawet miło usiąść na fotelu z kotem na kolanach, czytając. Tak miło grzeją, tak ładnie mruczą, jak im wygodnie. Pan Kot jest do tego idealny, bo trochę leniuszek z niego. Ale wiesz, nie dziwię mu się. Przez to wszystko co przeszedł, należy mu się chwila relaksu - powiedział, szeroko się uśmiechając w stronę kociaka, który nadal ocierał się o nogi dziewczyny. Z pewnością wyczuł innego kota, to było więcej, niż pewne. A tym samym polubił ją, bo koty wiedziały, kiedy mogą kogoś obdarzyć takim uczuciem. - Myślę, że Mina jest łatwiejsze do zapamiętania. Ale jest śliczne, naprawdę - powiedział, kiwając głową na poparcie własnych słów. Zdążył już zapomnieć pierwszą nazwę, bo brzmiała dla niego skomplikowanie. I mówi to człowiek, który niekiedy rzucał koreańskimi słówkami, których długość przewyższała nawet dziwne zaklęcia.
-To całkiem miłe, że tak mówisz - stwierdził, bo niestety miał już do czynienia z nie miłymi uwagami na temat swojego pochodzenia. A on je lubił, naprawdę. Co prawda nie miał na jego temat wielu informacji, ale sama kultura, zwłaszcza ta bardziej mugolska, mu się podobała. Może kiedyś tam pojedzie? Tylko co na to mama, która nawet nie bardzo chciała o tym mówić, z całą pewnością nie wspominając o dziadkach.
-Nigdy nie podróżowałem za wiele. Prawdę powiedziawszy nie pamiętam, czy kiedykolwiek wyjechałem z Anglii - wzruszył lekko ramionami. Jakoś nie było okazji, bo kiedy jeszcze ojciec żył, Olek bał się wyjść z pokoju, nie mówiąc już o dalszym podróżowaniu. Może po szkole nadrobi. Tak, chciał tego. - A ty? Gdzie byłaś? - zainteresował się. Może opowie mu coś ciekawego na temat innych krajów.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
- Miał jakiś wypadek? - Skoro Oliver wspomniał, że należy mu się relaks, to może kociak miał jakąś trudną przeszłość? Poświęciła jeszcze chwilkę na pieszczoty kociaka.
- Normalnie Mina wszędzie za mną chodzi, więc następnym razem jak na siebie wpadniemy może ją poznasz. - Jej kotka była o tyle unikalna, że była mniejsza od innych kotów i albinoska, więc miała tak bardzo jasno niebieskie oczy, że w odpowiednim świetle przybierają różowy odcień. - I Pan Kot miałby koleżankę. - Mimo że bardzo dużo uczniów miało koty i pałętały się czworonogi po szkole, to fajnie poobserwować swoje zwierzątko socjalizujące się z innym znanym futrzaczkiem.
- Mieszkałam w Hiszpanii, kiedy byłam mała. Nadal spędzamy tam wakacje. Zdecydowanie jest tam mniej czarodziejów, niż w Wielkiej Brytanii, szczególnie na Wyspach Kanaryjskich. Nie miałam żadnych magicznych znajomych, wszyscy to mugole, ale zdecydowanie nie da się z nimi nudzić. Mamy tak bardzo różne kultury, Brytyjczycy i Hiszpanie. - Pokiwała w zamyśleniu głową. Największa różnica, to otwartość na... wszystko. Ciepłokrwiści Hiszpanie wydawali się cieszyć życiem dużo bardziej, niż Brytyjczycy, bo nie mają tylu hamulców przed wieloma rzeczami, lubią nowe doświadczenia i są zdecydowanie bardziej tolerancyjni.
Dzięki tak przyjemnej rozmowie i obecności kota, Dani zapomniała o bólu. Przypomniawszy sobie, że przecież obiła sobie siedzenie, zorientowała się, że nie jest już tak źle, może się ruszyć. Więc wypadałoby się w końcu podnieść. Ale sama nie da rady.
- Oliver... Pomożesz mi wstać? Już tak nie boli, więc spróbuję to rozchodzić. - Może jednak uda się uniknąć wizyty w Skrzydle Szpitalnym. I może jednak przyjmie propozycję przyniesienia lodu, ale najpierw musiała znaleźć się w pionie i ocenić sytuację.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Zasępił się na chwilę myśląc, co powinien powiedzieć. Z całą pewnością rozprawianie o jego tacie nie było tym, na co Oliver się pisał, niezależnie z kim rozmawiał (nawet Alanowi i Bellamy’emu się nie spowiadał z tych rzeczy), więc musiał to przedstawić tak, aby nie pojawiły się żadne dodatkowo, tym samym niewygodne, pytania.
-Nie do końca, chociaż nie wiem. Znalazłem go na wysypisku, jeszcze jak byłem dzieckiem, więc kto wie, jak wcześniej wyglądało jego życie. Ale nie wyglądał dobrze. Znaczy teraz jest mu lepiej, nawet sporo przytył, ale wyglądał koszmarnie. Zasłużył na lepsze życie - powiedział z miłością, głaszcząc kota. Był jego przyjacielem, bez którego nie wyobrażał sobie kolejnych dni, podobnie, jak nie wyobrażał sobie nocy. Lubił, kiedy kładł się obok niego, mrucząc cichutko. To była kołysanka Puchona.
-Byłoby świetnie, może faktycznie się zaprzyjaźnią. Wydaje mi się, że jest mało towarzyski, a przynajmniej jeśli chodzi o przedstawicieli jego rasy - westchnął. Chciał dla niego jak najlepiej, to pewne. Nic dziwnego, że tak mu zależało, aby miał przyjaciół, takich kocich. Może kiedy był na wysypisku, inni go męczyli? Serce go bolało na samą myśl. - Zawsze możemy ich poznać następnym razem - zaproponował, jakby to była najłatwiejsza rzeczy. W sumie była, bo co skomplikowanego było we wzięciu kotów na błonia i pozwolenie im się razem bawić.
-Ach, musiało być super. Wiesz, od mugoli można się wiele nauczyć. No bo ostatecznie dają radę bez magii, prawda? Czy to nie jest fascynujące, jak? - skomentował, uśmiechając się przy tym. Hiszpania brzmiała tak dobrze, może kiedyś poleci. - Co najbardziej ci się tam podobało? Znaczy w Hiszpanii? - spytał. W głowie nagle pojawiło mu się tak wiele pytań, na które w tej chwili mogła odpowiedzieć jedynie Danica.
Słysząc jej słowa, w pierwszej chwili nie do końca był pewien o czym mówi, zapominając, że była kontuzjowana. W mig się ogarnął, wstał i wyciągnął w jej stronę dłonie. Mógł ją nawet wziąć na ramiona, bo może nie wyglądał na takiego, ale siły trochę miał. No, przynajmniej na tyle, by unieść tak szczupłe stworzenie.
-Oczywiście, że tak. Nie bój się, nie upuszczę cię - uśmiechnął się do niej szeroko, więc mogła go śmiało łapać.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Też zrobiło jej się przykro biednego kociaka, ale tylko przez chwilę. Bo przecież teraz miał dużo lepsze życie, wyglądał jakby mu niczego nie brakowało - ani jedzenia, ani miłości. I sam zwierzak wydawał się też zapomnieć o tamtych krzywdach. Pewnie trauma została, ale zwierzęta są o tyle lepsze od ludzi, że nie rozpatrują przeszłości, żyją tu i teraz.
- Całe szczęście trafił na kochającą rodzinę. - Miała na myśli Olivera. Skoro Pan Kot mu towarzyszył, to właśnie jego sobie wybrał do kochania. Dobry wybór! Uśmiechnęła się pokrzepiająco do Puchona. - Spróbujmy i jeśli okaże się, że się nie dogadują, to będziemy wiedzieć na przyszłość. Mina na szczęście nie jest upierdliwa, nie będzie się do niego zbliżać, jak on nie będzie chciał. - Kotka, przez swoje rozmiary, nie miała w zwyczaju atakować innych kotów, jakby z góry wiedziała, że przegra.
Entuzjazm chłopaka udzielił się i jej. To miłe prowadzić tak uprzejmą konwersację i wymieniać swoje doświadczenia i punkt widzenia.
- Och, mają rewelacyjne jedzenie! Używają dużo więcej świeżych produktów niż Brytyjczycy i owoce smakują dużo lepiej. Ja byłam na jednej z hiszpańskich wysp u wybrzeży Afryki, więc też troszkę inaczej, dużo wpływów właśnie afrykańskich. Widać to również w magii, skupiają się bardzo na umiejętnościach zielarskich. I wszyscy wydają się tacy... pełni energii. Może to przez tak dużą ilość słońca w ciągu całego roku. - Doskonale pamiętała całe tygodnie, a nawet miesiące bez chmurki na niebie. W pewnym momencie robiło się to trudne do zniesienia, bo wysoka temperatura potrafiła utrzymywać się dniami i nie odpuszczała nawet nocą. - I zdecydowanie uwielbiam język hiszpański. Jest bogatszy w słowa i ułatwia wyrażanie siebie. - Zawsze wydawało jej się, że klasyczne "Mierda!" pozwala na wyrzucenie z siebie negatywnej energii dużo łatwiej niż tak popularne "Fuck!" albo "Shit!". To wszystko dzięki temu "r"!
Chwyciła zaoferowaną dłoń i powoli podciągnęła się do pionu. Na tę chwilę nie było potrzeby, żeby ją brał w ramiona, ale zaraz się na nim odrobinę wsparła i wolną ręką rozmasowała kość ogonową. Zrobił kilka kroków w miejscu, unosząc nieco stopy i sprawdzając, czy przynosi to ból. Nie było tak najgorzej.
- Dzięki. To chyba Pan Kot uśmierzył trochę ból. - Uśmiechnęła się do Olivera i zaraz też jego kota. Magiczne właściwości tych czworonogów mogły sięgać aż tak daleko, czemu nie!
- Szedłeś teraz w jakieś konkretne miejsce? - Nie chciała go zatrzymywać jeśli gdzieś się spieszył, sama powolnie dałaby radę człapać.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
-Też się cieszę, że ze mną jest. Ostatecznie nie wiadomo, co by się z nim stało, gdybyśmy na siebie nie trafili - powiedział z uśmiechem. Och, pamiętał ich pierwszy wspólny dzień, podczas którego zwierzak sam nie wiedział, czy powinien skoczyć Olkowi na twarzy, uciekać, czy ostatecznie zostać i wziąć smakowitą szynkę, którą wyciągnął z kanapki, aby mu dać. Wybrał to trzecie, ale uwierzcie mi, Kang musiał zastosować odpowiednie podchody, aby ostatecznie Kot mu zaufał. Nie dziwił mu się, że był wystraszony. Ale teraz? Tylko na niego spójrzcie, zupełnie inny pupil. - Wspaniale, już nie mogę się doczekać - uśmiechnął się do dziewczyny, kiedy ostatecznie dobili pewnego rodzaju targu. Spędzenie czasu z kotami brzmiało jak niemal idealny dzień dla Puchona, który na dobrą sprawę i tak zawsze swojego zwierzaka miał pod ręką. Jeśli miało się ich pojawić więcej, tym lepiej dla niego. Dodatkowo naprawdę polubił towarzystwo Gryfonki, która w jego oczach była nad wyraz miła.
-Zielarskich? Czyli coś idealnego dla mnie. Będziesz mi musiała przy okazji opowiedzieć wszystko o tym miejscu, bo ja wprost kocham zielarstwo - ponownie klasnął w dłonie, bo wystarczyło to jedno słowo, aby całkowicie wzbudzić zainteresowanie młodego Azjaty. Ostatecznie to właśnie faunę i florę, pod każdą postacią, kochał najbardziej. Nic dziwnego, że kiedy tylko dziewczyna wspomniała o tym, że w jakimś miejscu na ziemi największy nacisk kładzie się właśnie na to, chłopak poczuł się tak, jakby tam miał spędzić przyszłość. Nigdy nie zastanawiał się nad innymi krajami, a tu proszę, mogło okazać się, że są niebywale fascynujące.
Pomógł dziewczynie wstać, uważnie sprawdzając, czy nie grozi jej kolejny upadek. Nie chciałby, aby w jego obecności się poobijała. Posłużył jej ramieniem, nie mając nic przeciwko, kiedy się na nim wsparła. Poczuł się potrzebny, a było to niebywale miłe uczucie.
-Prawdę powiedziawszy, nawet nie pamiętam - odpowiedział, odprowadzając dziewczynę tam, gdzie chciała.
zt. x2
|