Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- A ja mówiłam, że niewłaściwe?
Czy kryła się za tym pytaniem pretensja? A może szczerze o to pytała, bo zwyczajnie nie pamiętała? Obie opcje były przecież prawdopodobne!
- Ja po prostu sądzę, że ta wasza niby domowa przebiegłość, to jednak powinna byłaby sugerować, że ej, w sumie jesteście spoko, no bo jak do kogoś tak podbić i mieć z tego profity, czy chuj wie co, to chyba musisz się wydawać spoko i miły, albo może... Zdolny do spuszczenia wpierdolu, ale mi też się wydaje, że to może co najwyżej pierwszaki boją się was, rosłych Ślizgonów z wyższych lat.
Tu dla podkreślenia, o czym mówi, wyprostowała się - chyba żeby zdawać się wyższą - i napięła mięśnie rąk rozkładając je na boki, tu już bez wątpienia, by wydawało się, iż jest szersza w barkach... I zatrzymała się tak na chwilę tuż przed Romillym, żeby zaprezentować, jaki to byłby z niej straszny Ślizgon ze starszego roku. Dopiero moment później odpuściła tę postawę i zaśmiała się krótko odetchnąwszy.
- Wow, ej, co to za ton? Myślisz, że ja - tu wskazała na siebie obiema rękoma w teatralny sposób. - Nie dałabym sobie rady?
Cmoknęła ustami, kręcąc przy tym głową.
- Wiesz, chyba jednak znamy się za krótko, jak nie słyszałeś o moich osiągnięciach i tężyźnie fizycznej i w ogóle, wiesz, gdzie tu jakiś respekt, czy coś, halo? - oczywiście siliła się tu na poważny ton, ale nie była nijak urażona.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Po chwili namysłu skinął głową w niemej zgodzie z jej słowami.
- Może i tak. Zależy na kogo trafisz. Jakby, mnie Ślizgoni nie przerażają i w sumie nie wiem o co wszystkim chodzi, jedynie większość nie jest zbyt otwarta na innych, a chłód wzbudza nieufność, więc się ich z przezorności unika.
Całkiem zabawne, że to mówił, jednocześnie zupełnie nie myśląc o tym, że trochę podsumował samego siebie w jednym zdaniu. Cóż, nie miało to już teraz większego znaczenia skoro na Puchonkę nieco się otworzył, ale wciąż to zdanie pozostawało ironiczne w ustach tego chłopca.
Na skakanie Saoirse dookoła i próby bycia "większą" Romilly wyraźnie próbował się nie uśmiechnąć, jednak mimowolnie na jego usta wkradł się grymas rozbawienia. Przewrócił za chwilę oczami, odwracając wzrok by jakoś siebie rozproszyć, bo głupio mu nieco było, że jakoś nie umiał przy niej się tak opanowywać jak normalnie. Nie zwrócił nawet uwagi, że przez wstrzymywany, choć nieumiejętnie, uśmiech, włosy delikatnie mu się pofalowały niczym lekko wzburzona tafla wody. Urocze.
Uniósł brwi na jej lekko obronne słowa, patrząc na nią z lekka wymownie i bez przekonania. To nie tak, że nie wierzył, że się przetarabani przez tłum. W zasadzie nawet umiał to sobie doskonale zwizualizować. Raczej zastanawiało go czy to jej charakter czy tylko chęć udowodnienia czegoś. Wrodzona nieufność, naturalnie, nawet jeśli tym razem nieświadomie podważał Saoirse ze zwykłego doszukiwania się nieszczerości.
- Tężyźnie fizycznej mówisz... - Powtórzył absolutnie bez przekonania. - Wiesz, ja wierzę, że byłabyś w stanie teoretycznie staranować wszystkich byleby dostać się do podręcznika, albo chociaż spróbować. Jedynie to nie brzmi na metody w twoim stylu. - Wzruszył ramieniem, podnosząc podręcznik, którego mu brakowało. Bez zastanowienia powąchał środek, uchylając lekko strony. Lubił zapach papieru, nowego druku. Było w tym coś... Coś.
Zaraz jednak pospiesznie, jakby zdał sobie sprawę, że troszkę było to durne, opuścił książkę, odchrząkując i kierując się po drugi podręcznik, jakiego mu brakowało.
- Często są u was imprezy rodzinne? - rzucił przy tym żeby jakoś narzucić temat inny niż bieżące.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- No ale właśnie mnie też nie i o co chodzi... - podkreśliła od razu.
Nie miała zamiaru wytykać mu, że taki właśnie jest oraz że jej osobiście wcale to nie zniechęca. Nie było ku temu najmniejszych powodów. Tak samo jak chwilę później nie ważyła się wspomnieć o tym, jak cieszył ją uśmiech Romilly'ego - nawet jeśli musiał spróbować złagodzić to przewracając oczami.
- Teoretycznie? - spytała udając ponownie urażony ton.
A jednak tu szczerze nie wiedziała, co miał na myśli! Teoretycznie? Jak właściwie mogła być w stanie zrobić coś w teorii, a w praktyce już nie? Pokręciła energicznie głową.
- Ty sobie w ogóle nie zdajesz sprawy z tego, jak często ja muszę właśnie stosować takie metody!
Może pozornie brzmiało to mało prawdopodobnie, ale w rzeczywistości nie było tak dalekie od prawdy! Była drobniutka i mogłaby bardzo często pozostawać niezauważona w tłumie, a jednak radziła sobie świetnie. Potrafiła się przepchnąć, jeśli tego wymagała sytuacja. W dodatku była dużo bardziej waleczna, niż z początku mogło się wydawać i Ślizgon powinien być już tego pewien.
- A w ogóle jak wątpisz, to wiesz, może nie będziemy się bić, ale już na przykład możemy, nie wiem, siłować się na rękę, to już nie ma problemu.
Oczywiście nie przejmowała się szczególnie potencjalną przegraną... Zawsze to jakaś kolejna forma spędzania wspólnie czasu, prawda? A nawet jeśli go nie pokona, mogłaby udowodnić, że jest choć trochę silna! Przynajmniej sama tak o sobie myślała.
- Eee... No wiesz, to w sumie zależy. No bo też, co rozumiesz przez imprezę rodzinną? Coś takiego bardziej zorganizowanego? Czy raczej jak w ogóle wpadają? Bo wpadają często. A ostatnio był, wiesz, ten koncert, co ci pisałam? Mojego kuzyna? No i też się zjechali, ale też nie nazwałabym tego właśnie jakąś taką imprezą. Dla mnie to bardziej od święta, więc tak normalnie, chyba jak u wszystkich, z różnych okazji, właśnie świąt, czy nie wiem, urodzin, albo jakichś super osiągnięć, no bo jak przyjęli do drużyny mojego brata, to też trzeba było to jakoś uczcić...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Uniósł krótko brwi w niemym ocenianiu.
- Ciebie mało co w ogóle przeraża. - Zauważył bez wyrzutu, ot stwierdzenie, o którym nie wiedział w zasadzie co dokładnie myśleć. To głupota? Odwaga? Oba?
- Bo w praktyce raczej pewnie wybierasz inne wyjścia, uprzejmiejsze. - Wzruszył ramionami bez szczególnego przejęcia.
Słuchał może połowy jej wypowiedzi. To nie tak, że nie chciał słyszeć odpowiedzi na zadane pytanie, i że nie chciał sprowokować właśnie wywodu. Samo się stało, że kiedy Saoirse gadała, on przez chwilę przyglądał się książce, po tym trochę jej samej, a na pewnym etapie mogła zobaczyć ten zupełnie nie ogarniający, może nawet lekko zagubiony wzrok kiedy się wyłączył i wkrótce wrócił na ziemię, niestety już gdy skończyła.
Wszystko przez to, że jej sowa sprowokowały jego własne rozmyślania. Jak to jest, że jego rodzina była tak bardzo zdystansowana i rozbita? Dlaczego on jest inny i choć wydawało mu się, że jest przyzwyczajony do tego stanu rzeczy, nadal było mu z tym niezbyt dobrze? Kiedy stracił wszelkie relacje z siostrą? I podstawowe pytanie - jak bardzo zależało mu żeby być częścią tej rodziny? Jak to jest cieszyć się na przyjazd krewnych, na wyjazd do domu, na sukcesy bliskich? Cóż, teoretycznie bliskich. Powinni niby być, w praktyce wychodzi inaczej.
Nastało milczenie. Trochę niezręczne, które Romilly starał się rozzproszyć w typowo dziwny dla siebie sposób, mianowicie ot pokiwał głową, po czym odwrócił się żeby odejść do kasy. Bez słowa. Bez komentarza.
Dopiero jak zapłacił, raczył się odezwać.
- A ty planujesz zostać fotografem? Dziennikarką? Wnioskuję po ilości zdjęć, jakie robisz. - Zerknął na nią nawet z zainteresowaniem.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- No nie wiem, czy mało. Chyba tak jakoś przeciętnie - odparła bez zastanowienia, całkowicie szczerze, na poważnie.
Oczywiście cały czas podążała za chłopakiem, ale jakoś zdawało się, że zdążyła zapomnieć, że tu są akurat nie tylko w związku z jego listą zakupów. Cóż poradzić, była zbyt zaangażowana w rozmowę!
- Jak można się uprzejmie przepchnąć? - dopytała zaraz, marszcząc lekko brwi. - Jakby, nie, błagam, przecież to nawet w Hogwarcie czasem jak trzeba przebić się przez schody, to nie idzie po prostu zrobić, że "ej, halo, przepraszam, taranujecie, mutanty wyrosłe"? No nie, serio, trzeba się czasem w taki tłum wjebać, przepchnąć, żeby się nie spóźnić!
Zaraz zamilkła na chwilę i popatrzyła na niego z powagą... Następnie uniosła palec w jego kierunku, jakby ostrzegawczo, aby zaraz opuścić rękę, mając nadzieję, że to powstrzyma go od potencjalnego tekstu o tym, że ona zdaje się nie zawsze być na czas i to niekoniecznie wina tłumów.
- No, jakby bycie fotoreporterem byłoby zajebistą opcją, chyba mówiłam ci kiedyś zresztą, tak mi się wydaje? - odparła stojąc jeszcze przy kasie, kiedy przez głowę nadal nie przeszło jej, że wciąż nie ma podręcznika, po który miała tu zajść... - Ale to też nie tak, że jestem tak na sto procent przekonana, że to wyjdzie, bo to może być w sumie w chuj trudne, no nie? Nie trudniejsze niż bycie, no na przykład komentatorem przy meczach, co w sumie też brzmi zajebiście, noale... Zobaczymy, zobaczymy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Zerknął na nią z powątpiewaniem, jednak nie skomentował póki co. W końcu sam widział już próbkę jej odwagi, czy też głupoty, czy znieczulenia, jak by tego nie nazwać. I to nie raz!
Spojrzał na nią trochę jak na debila, zaraz jednak zaczęła kontynuować i troszkę sprostowała myśl, na co twarz rozjaśniła mu się w zrozumieniu. Pokiwał głową i... Parsknął śmiechem. Sam siebie tym zaskoczył jak niespodziewanie rozbawiła go wspomnianymi mutantami oraz że śmiech przyszedł mu tak naturalnie, że nie zdążył nawet sam na to zareagować. Gdy świadomie widział, że zaczyna go coś bawić za bardzo według jego oceny, lub jak było mu z jakiegokolwiek powodu głupio czy niezręcznie, powstrzymywał się, a tu? Złapano go kiedy opuścił gardę. Cóż...
A potem nawet chciał beztrosko skomentować kwestię spóźniania, jednak natknął się na palec Puchonki zanim cokolwiek powiedział. Jego uśmiech przez to, ten, którego starał się powstrzymać, pozostał dłużej na jego twarzy gdy cicho się zaśmiał. Po raz pierwszy chyba szczerze po prostu się zaśmiał, nieco cicho, jakby prawie nieśmiało, ale dźwięcznie i ciepło. Schował podręczniki do torby, kręcąc głową w rozbawieniu.
- Niech ci będzie. - ustąpił ze śmieszkiem, by zaraz spleść ręce na piersi i słuchać jej z pogodnym wyrazem twarzy, nadal uśmiechając się szczerze, na tyle, by jego dołeczki w policzkach były wyraźnie widoczne.
- A tak, pamiętam. I nawet zgodziłem się, że pasujesz do obu. Jesteś dość wygadana, albo dość wścibska. - Naturalnie, droczył się, choć było w tym sporo prawdy. W każdym razie z wygadaniem, wścibska nie była... Aż tak. Powoli skierował się, niemalże leniwym spacerkiem ku drzwiom. - Nie miałaś też jakiejś książki kupić, pani komentator? - Zapytał z rozbawieniem gdy zatrzymał się przy drzwiach wyjściowych. On poczeka... Świetnie się bawił, a jak ona pójdzie po podręcznik, przynajmniej on sam opanuje emocje.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Śmiech Romilly'ego był czymś na tyle rzadkim, że Saoirse zdecydowanie doceniała go bardziej, niż śmiech kogokolwiek innego - i była pewna, że nie ma ku temu żadnych innych powodów. Dlatego nawet sama również uśmiechnęła się ponownie tuż po opuszczeniu ostrzegawczo ręki. Tym bardziej, że właściwie nie miała o co się złościć! Byłaby niezadowolona z przewidywanego komentarza, ale to też nie byłoby sygnałem do zemsty w postaci foszka, czy czegokolwiek podobnego.
- No, tylko najpierw w ogóle trzeba się tam jakośkolwiek dostać, a to jakby podejrzewam problem - odparła zupełnie jakby nie zauważyła w tym złośliwości. Mówił, że pasuje! Czegokolwiek bliżej komplementu od Romilly'ego nie dostanie, prawda?
Zaraz pyrgnęła go lekko, najwyraźniej za przypomnienie.
- No bo nie mogłeś wcześniej? - odpowiedziała od razu z pretensją i szybko obróciła się, by zaraz pognać ponownie między regały tylko... Cóż, trochę nie w tym kierunku, w którym powinna szukać rzeczonego podręcznika. Ale to przecież wszystko wina Ślizgona! Może chwilę poczekać!
Ostatecznie błądzenie nie zajęło jej aż tyle czasu. Co prawda dwa razy minęła potrzebną książkę, nim zrozumiała, że znajduje się akurat na tym konkretnym regale, jednak poruszała się szybko między półkami i chyba jedynie cudem nie wpadła na kogoś na zakrętach oraz nie zwaliła nic z wystaw.
Po zakupie wróciła do Romilly'ego i wraz z nim opuściła księgarnię, podsumowując mu swój zakup krótkim "no".
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Zastanowił się nawet szczerze nad jej słowami. Żeby się dostać na taką posadę, trzeba albo mieć ogromny talent, wydźwięk i szczęście, albo po prostu znajomości. Miała brata w drużynie, to mogła być już jakaś znajomość, ale mogła nie wystarczyć. To był jednak duży plus i może faktycznie miała szansę? Choć zdawało się, że miał ogromne problemy z wiarą i raczej wszystko poddawał w wątpliwość, szczerze wierzył i chciał by Saoirse faktycznie w przyszłości została komentatorką. Mógł nie przepadać za quidditchem, ale ona zdawała się uwielbiać ten sport, potrafił to uszanować. O dziwo! A wrażenia tolerancyjnego też nie wywierał, w żadnym razie.
Rozmyślał o tym wszystkim intensywnie, przyglądając się w głębokim zawieszeniu Puchonce biegającej między regałami. Przyglądał się jak jest zupełnie zagubiona, choć już dwa razy minęła regał z podręcznikiem, którego chciała. Teraz wyglądała jak krucha, zagubiona, niewinna istota, która sama zginęłaby marnie na tym świecie. Może fakt, że ostatecznie zupełnie tak nie było, sprawiał, że tak bardzo zdawała się go fascynować. Było w niej coś uroczego, ale przy tym silnego, tylko nie zawsze umiał to wychwycić czy dostrzec. Na przykład teraz było to trudne, jednak patrzył dość często na zdjęcia, jakie mu przesyłała, pamiętał niemal każdy szczegół już tych najstarszych, i widział w tym pasję. A pasja była siłą, choć nie u wszystkich odkrytą. Nie był pewien czy jeszcze nie zna tej jej strony tak bardzo, czy może i u niej jest to w jakiś sposób zakopane przez wewnętrzne niepewności i brak wiary w siebie, czy inne przeszkody, jakie ludzie stawiają sobie na drodze gdy nie wierzą w swoj sukces.
I gdy w końcu wróciła, przyszło mu do głowy, że chciałby bardzo żeby jej się udało, choć dziwiło go, że tak jest. Nie wiedział tylko co w związku z tym zrobić.
- Wiesz, to nie aż taki problem, wydaje mi się - wrócił do tematu gdy wyszli na ulicę i skierowali się na dalszy spacerek. - Masz brata w drużynie narodowej, tak? To już konkretna znajomość żeby zacząć się wkupiać w kręgi, a potem po znajomości dość sprawnie można dojść i do pracy jako komentator. Masz dużo charyzmy i uroku osobistego, spokojnie byś się zapoznała z odpowiednimi ludźmi. Oczywiście, musisz popracować nad skupieniem, ale za darmo nic nie dają.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
W końcu wróciła do niego wesoło z książką, którą dopiero zmierzając od kasy do wyjścia pakowała do torby i tylko cudem nie wysypała przy tym reszty jej zawartości. Wreszcie gdy upchnęła podręcznik, podniosła ponownie nieco zagubiony wzrok na Romilly'ego. Wbrew pozorom była jednak wystarczająco skupiona na tym, co mówił! Tylko jeden fragment jej jakoś nie pasował, przez co zaraz zmarszczyła brwi, czekając aż skończy mówić.
- Zaraz, zaraz. No chciałby być w drużynie narodowej. Znaczy, no nie powiem, ja też byłabym zachwycona, no bo to już tak serio jest się czym chwalić, taki super gwiazdorski poziom. Gdyby był, znaczy się. Ale on to tylko liga krajowa. Znaczy, może nie że tylko... Bo w sumie to przecież nie to samo, ale nadal zajebiście, super, też bym tak chciała. Gdybym jakkolwiek dobrze grała, ale to mi jakoś nigdy nie szło.
Nie myślała właściwie wiele o tym, dokąd teraz zmierzają, po prostu ruszyła na dalszy spacer skupiając się przede wszystkim na rozmowie.
- No ale też halo, ja pracuję nad sobą cały czas i jest zajebiście - dodała jeszcze, mając nadzieję na tym zamknąć temat swoich problemów ze skupieniem. Jakoś nieszczególnie za nim przepadała...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Zerknął na nią niepewnie, trochę pytająco, gdy go zatrzymała. Sądził, że jego rozumowanie jest poprawne, zaraz dopiero Saoirse wyjaśniła w czym aktualnie popełnił błąd. Uniósł brwi w niemym "ah".
- Okej, to nie zrozumiałem dokładnie. Chociaż w zasadzie to powodzenia mu w dalszej drodze, liga krajowa to już zawsze coś. Chociaż to nieco tobie utrudnia, ale... No, jakoś chyba inaczej patrzy się kiedy ktoś z rodziny jest jakkolwiek związany z zawodem i kolejna osoba z pokolenia też w to idzie. To budzi zaufanie.
Niby w temacie skupienia miałby wiele do powiedzenia i najpewniej nie spodobałoby jej się to - w końcu miał pewien przykład sprzed minuty, że niezwykle łatwo się rozprasza i zapomina o istotnych rzeczach - jednak odpuścił sobie. Po pierwsze, jej ostatnia wypowiedź sugerowała, że sama mimo wszystko zdawała się trochę mieć świadomość tego, jak jej idzie. Po drugie, nie chciał jej przecież zdemotywować, póki co dobrze jej chyba szło? Nie idealnie, ale starała się, a bez tego ani rusz. Chociaż nie był pewien czy umie sobie wyobrazić tą energiczną, chaotyczną rudą Puchonkę w skupieniu na dłużej. Nie spotkał się z takim widokiem.
Spojrzał więc na nią z pogodnym uśmiechem, przyjaznym, który dotarł do jego oczu, rozjaśniając je delikatnie.
- To tylko patrzeć jak będę cię słuchał oglądając jakiś większy mecz.
Nigdy nie oglądał meczy. Ale z nią jako komentatorem? Zdecydowanie by zaczął. Doszli do sklepu z lodami, gdzie Saoirse została przepuszczona przodem, jakoś tak z nawyku. Tak, Romek miewał i takie nawyki, nie tylko te najgorsze.
- Żeby dać nam pretekst, możemy w imię tego zjeść po dwie gałki, głosuję za tym.
Łasuch.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Nie wiem, czy tak znowu utrudnia, bo też raczej nie wleciałabym z jakimś "hej, pewnie słyszeliście moje nazwisko, no bo brat"... No nie, jakoś wiem, że wow, fajnie mieć jakieś kontakty i w ogóle, ale to też nie braliby w ciemno i jakieś doświadczenie, czy coś mogłoby być spoko... No i nawet jakbym się załapała na przykład jako komentator na jakieś mniejsze mecze, czy to w lidze krajowej kiedyś, albo wcześniej coś jeszcze mniejszego i nawet jakby to było takie chwilowe po prostu, bo byłoby zwyczajnie zajebiście. Więc no tak, nie musiałby być większym meczem - skończyła wypowiedź wzruszając ramionami z lekkim, może nieco rozmarzonym uśmiechem.
Szczerze nie wiedziała, czy i na ile mogłoby się jej udać, ale wiedziała, że jest gotowa próbować!
Na moment zatrzymała się, gdy Romilly postanowił przepuścić ją przodem, zupełnie jakby się tego nie spodziewała. Może to kwestia spędzenia w domu tygodni z rodziną? Kiedy w drzwiach mogła co najwyżej przepychać się siłą? Niemniej sekundę później ruszyła już pewnie przed siebie, żeby nie kazać mu czekać na upragniony deser.
- Mówisz, jakbyś właściwie potrzebował pretekstu... - mruknęła ciszej takim tonem, jakby właśnie na niego narzekała... Nie narzekała! Zwyczajnie droczyła się, jak to zdawali się mieć w zwyczaju. Zaraz potem z kolei zamówiła sobie faktycznie dwie kulki lodów waniliowych.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Milczał chwilę, żyjąc z jej słowami i zastanawiając się na ile faktycznie miała rację. Bo oczywiście, potrzebowała wiedzy i minimalniego chociaż doświadczenia, ale też troszeczkę tak wyglądało powoływanie się na znajomości. Może nie aż tak krzykliwie jak "to jest mój brat, dajcie mi pracę", ale często gęsto, jeśli nie poprzez ingerencję brata, jakąś dość sprytną, to sama mogłaby zasugerować podobne znajomości ot między zdaniami. Dyskretnie, ale nie dość żeby umknęło uwadze. Tak przynajmniej mu się wydawało, ale miał ledwie piętnaście lat, nie miał pojęcia jak w praktyce wygląda ubieganie się o jakiekolwiek stanowiska poprzez znajomych czy rodzinę.
- Też spoko, jestem nawet trochę ciekawy jak byś sobie poradziła.
I to szczerze! Bez prześmiewczości nawet, po prostu chętnie zobaczyłby ją w akcji i przekonał się czy faktycznie to był zawód stworzony dla niej, czy może to chwilówka, by wkrótce poszukać gdzieś dalej, w innej dziedzinie, chociażby fotoreporterstwa.
Uniósł brwi na jej komentarz, zaraz parskając śmiechem z niedowierzaniem.
- Dobra, pani oceniaczu, może już zapchaj się tymi lodami. - Rzucił z rozbawieniem. Zamówił po niej gąłkę lodówkarmelowych oraz czekoladowych, a gdy wyszli z lokalu, Romilly usiadł sobie z zadowoleniem przy jednym z niewielkich stolików przed sklepem. Bo przecież nie będą łazić, niech usiądą chwilę i zjedzą w spokoju! Saoirse była z reguły bardzo energiczna, a Romilly z kolei... Nie. On chciał tylko zjeść nie musząc przebierać przy tym gicami.
- To w sumie jedne z moich ulubionych lodów, tak swoją drogą. - rzucił mimochodem podczas jedzenia. - Znaczy z tej lodziarni, mają świetną jakość lodów. To się ceni, prawie jak domowe.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Erm... No nie wiem, na przykład świetnie? - rzuciła z uśmiechem.
Raczej nie miała problemów z wygórowanym ego, niemniej jednak wierzyła, że poradziłaby sobie co najmniej dobrze! Może komentowałaby trochę chaotycznie, starając się na raz ogarnąć, co dzieje się na całym boisku... Już nie wspominając o tym, że sytuacja byłaby tragiczna, gdyby musiała dzielić z kimś stanowiska komentatora, bo ten drugi mógłby w gruncie rzeczy w ogóle się nie wstrzelić.
- A co, może nie mam racji? - dodała z równym rozbawieniem, jednak z tym faktycznie miała zamiar odpuścić.
Gdy tylko wyszli, właściwie obeszła stolik i miała zamiar iść dalej, tym razem na spacer między sklepikami, jednak szybko zwróciła uwagę - na szczęście... - że Romilly postanowił tu osiąść... I właściwie nie pozostawiało jej to wyboru.
- O... - mruknęła, po czym zawróciła dwa kroczki, by zaraz zająć miejsce na przeciwko niego. - Znaczy że często tu przychodzisz?
Z jakiegoś powodu nie spodziewała się po nim tak częstych spacerów po Pokątnej i okolicach. A może to ona przyzwyczaiła się, że przychodzi się tu zwykle z obowiązku, okazjonalnie na umówione spotkanie? Z drugiej strony, jeśli tylko miałaby policzyć, ile razy sama jadła tu lody, potrafiłaby po pewnym czasie przywołać dziesięć takich przykładów i zdawało jej się, że to w gruncie rzeczy niewiele.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Uśmiechnął się tylko na to stwierdzenie, ot w czerpaniu przyjemności z pewności siebie, jaką w sobie miała Puchonka. On również nie miał z tym problemów, jednak wiedział, że wielu ma i w momencie kiedy dziewczyna zdawała się mieć całkiem spory potencjał do wymarzonej pracy, cieszył się, że ona nie jest jedną z tych pełnych wątpliwości osób.
Naturalnie ani nie zapytał jej o zdanie jeśli chodzi o chwilę odpoczynku, ani nie przejął się tym, że wyraźnie miała inne chęci. Nie chciało mu się łazić za dużo, a przecież mieli czas. Chyba?
- Dość często. Zależy co masz przez to na myśli. Raz na jakiś czas. Kilka razy w ciągu wakacji? Jak jestem w pobliżu Pokątnej przede wszystkim.
A bywał faktycznie wiele razy, jako że kiedy tylko mógł, spędzał czas poza domem, jeśli akurat nie miał lenia i nie koczował w pokoju. Ciążyły na nim obowiązki, takie jak domowa nauka przez całe wakacje. Taniec, maniery, matka każe mu też intensywnie ćwiczyć metamorfomagię, choć w sposób, który jej odpowiada. Dwa razy w tygodniu po pół godziny, słucha jej skomplikowanych opisów wyglądu i musi je odwzorowywać. Można pomyśleć, że ma lekko, gdy się na niego patrzy czy chwilę rozmawia. Bo przecież ma wywalone, robi wszystkim na złość, szlaja się i nie słucha nikogo. Poza matką.
Cokolwiek powie kobieta, choć nie zawsze jej to łatwo przychodzi, to Romilly wykonywał. Zasłużyła sobie na strach, jaki czuł do niej Ślizgon, i respekt sprawiający, że nie potrafił ani wprost się jej przeciwstawić - może za wyjątkiem tych nieszczęsnych zmian w kobietę, które pozostawały jego jedyną przestrzenią na nieśmiały bunt - ani nawet zignorować jej poleceń.
- Jak spędzasz wakacje? Tak wiesz, w większej części, poza tymi spotkaniami rodzinnymi, o których mówisz, wiem też, że robisz dużo zdjęć więc też sporo chyba wychodzisz z domu... Ale tak poza tym to masz jakieś rzeczy, które musisz robić?
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Ja nie wiem, może jakoś raz do roku, ale w sumie to też różnie bywa - odparła wzruszając ramionami i już wodząc wzrokiem po otoczeniu, jakby szykowała się, gdzie mogliby pójść dalej... To znaczy o ile byłoby właściwie jakieś dalej. Bo może Romilly właśnie na tym chciał skończyć spotkanie? Szczerze mówiąc nie zdziwiłaby się wcale. Owszem, byłoby jej trochę przykro, bo przecież zarezerwowała dla niego cały swój dzień i tak naprawdę nic nie stało na przeszkodzie, by zwyczajnie wróciła wcześniej, ale chciała trochę nacieszyć się spotkaniem z... Kolegą. W dodatku zdawał jej się nieco inny niż w szkole i troszkę obawiała się, że w zamku ponownie nieco zdystansuje. Co prawda ich relacja powoli się rozwijała i Saoirse wyraźnie zyskiwała u niego na zaufaniu, niemniej nadal istniała w niej tłumiona obawa przed powrotem do rozmów, które w rzeczywistości składały się z jej monologów i pojedynczych pomruków Ślizgona.
- Które muszę robić? - spytała, wyraźnie nie do końca rozumiejąc pytanie.
Jak spędza wakacje? W większej części? Co musi robić? W większej części akurat nie musiała robić wiele. Owszem, miała obowiązki, jak chyba każdy, kto wracał do domu, ale to wcale nie zajmowało jej większości czasu. Raczej jakiś niewielki jego fragment... Nic na co chciałoby się jej nawet narzekać.
- No nie wiem... - zastanowiła się chwilę. - To raczej głównie spotkania rodzinne albo ze znajomymi... I spacery, albo pływanie, no bo obok mamy jezioro i w sumie moim zdaniem to ładną okolicę... Ale że z obowiązków, co muszę? No po prostu pomagam czasem rodzicom, czy coś, ale to też nic specjalnego, nic wielkiego. Jakby, nie dorównuje to jakimś bezlitosnym szlabanom w szkole, ale to też co innego, bo jednak za karę. Nie wiem. To raczej takie małe rzeczy. Coś przynieść, zanieść, pomóc ogarnąć... A co? Znaczy że ty masz jakoś więcej do roboty? W sensie jako takiego faktycznego wysiłku, a nie robienia rzeczy, bo są wakacje i można robić rzeczy?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Wzruszył ramionami na jej odpowiedź, przyjmując do wiadomości takie wyjaśnienie. Saoirse nie wydawała się ani tak łakoma jak Romilly, ani chcąca być gdziekolwiek indziej niż w domu, jak on. Dlatego nie był zdziwiony jej odpowiedzią, w zasadzie nawet nie spodziewał się innej.
Gdyby też wiedział jakie są obawy Saoirse, najpewniej by uznał to za ogromnie ironiczne. Dlaczego? Bo pobyt w szkole raczej działał na niego otwierająco, podczas gdy dom i matka wywierały na niego taki wpływ, że zamykał się w sobie ponownie, przycichał czy też całkiem milczał, zdarzało się nawet, że jeśli się do niego nie zwracano, słowa nie powiedział w ciągu dnia. Rodzicielka sprawiała, że jego chęć bycia kimś innym schodziła na dalszy plan, zdominowana przez jej wizje jego przyszłości.
Skinął głową, spoglądając na nią z uwagą. Teraz nie wydawał się zamknięty, mimo wszystko. Przyzwyczaił się do niej, poza tym naprawdę potrzebował oddechu od domu. To ironiczne, jak lepiej znosił brak pozytywności w swoim życiu gdy jej nie było. Nie czuł co traci czy jak inaczej mogłoby być. A teraz, kiedy Saoirse na stałe barwiła jego życie innymi, weselszymi kolorami, coraz ciężej było mu znosić atmosferę w domu bez niej. I choć po części pozwalał sobie na bycie z nią w tym okruchu dobroci, radości, to przy tym coraz bardziej przerażało go jak zagubiony bywał gdy jej nie było. Zupełnie jakby się uzależniał od jej osoby i tego, co ze sobą niosła.
- Oh. - Cóż, kolejna rzecz, która w całości byłą różna od jego rzeczywistości. Nie był zdziwiony, nadal, a jednak takie odkrycia wskazywały mu jak bardzo nie tak wygląda jego codzienność, i jak bardzo nie chciałby być jej częścią. - Um... Tak, trochę mam więcej. - Czy to wstyd? Może. Odwrócił wzrok gdzieś w stronę alejek, niby oglądając otoczenie z zainteresowaniem. Jego oczy zdawały się z ciemnego brązu przebarwić w coś pomiędzy fioletem a czerwienią. Nie miał jednak sam o tym pojęcia, pogrążony we własnych myślach. - Ale zwykle w czasie wolnym albo odwiedzam Pokątną, albo generalnie spaceruję.
Wzruszył ramieniem, chcąc zbyć temat, przy czym spojrzał na nią.
- To co, idziemy dalej? - zagaił, chcąc zostawić ten temat i może wrócić do rzeczy miłych, których miał takie niedobory.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Trochę... Było to mało precyzyjne, a Saoirse zdawała się nie zrozumieć, że to odpowiedź, która miała zakończyć temat. A nawet jeśli miała, to właściwie, czy aby na pewno nie korciłoby jej, by dopytać? A choć łatwo się rozpraszała, to jednak kwestia zainteresowała ją na tyle, by kontynuować rozmowę nawet po ruszeniu się dalej w drogę po tym, jak kiwnęła głową na propozycję chłopaka.
- Trochę więcej, jak co na przykład? W sensie, to co do tych obowiązków, czy w ogóle zajęć poza takim czasem wolnym?
Wyjątkowo skończyła swoją wypowiedź dużo wcześniej niż większość poprzednich, a jej wyczekujący wzrok spoczął na chłopaku, który miał teraz sto procent jej uwagi - najwyraźniej jak zwykle w najbardziej odpowiednim momencie... Mimo wszystko nie zdarzało się to tak często, ale przecież nawet ona była zdolna do skupienia się na danym temacie! W końcu nawet te najnudniejsze przedmioty w szkole w jakiś sposób zdawała. Z tym, że wtedy musiała wymuszać na sobie skupienie. W tej chwili była szczerze zainteresowana.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Naturalnie sądził, że to zamknie temat, choć czasem jego samego dziwiło, że jeszcze wierzył w rozproszenie Saoirse wtedy, kiedy on tego chciał, a nie kiedy akurat sama sobie nagle nie odpłynie. Skierował się z nią alejką z cichym, nieśmiałym zadowoleniem, jedząc pozostałe w wafelku lody i odpływając na chwilę dosłownie samemu, jako że nie był kimś, komu cisza przeszkadzała. Puchonka jednak po raz kolejny go zaskoczyła, przy czym gdyby cokolwiek pił, pewnie by się zadławił. Zerknął na nią, a widząc jej spojrzenie, zmieszał się tym bardziej. Przewrócił oczami na własne niewydarzenie.
- Nic takiego. Mam zajęcia indywidualne w czasie wakacji, ale niewiele. Ale to nieważne.
Nie rozwinął, nic nie dopowiedział. Zamiast tego postanowił dać jaśniej do zrozumienia, że nie ma ochoty o tym rozmawiać. Spojrzał na nią pewnie, by zadać pytanie mające ją odwlec w zupełnie inny temat, jednak przy tym przyjmując ton z lekkim, acz słyszalnym naciskiem.
- To mieszkacie przy wodzie? Ale to wasze jezioro czy takie ot akurat się złożyło, że będące przy was?
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Nieważne, to nie... Ją to interesowało. Właściwie Romilly bardzo ją interesował! Ale to pewnie tylko dlatego, że z natury zdawał się być osobą bardzo tajemniczą. Tak, tylko dlatego. Po prostu chciała wiedzieć o nim cokolwiek, skoro już spędzali ze sobą czas.
Pokiwała energicznie głową na jego pytanie.
- Znaczy, nie jest nasze, no bo nie. Tylko kawałek, niewielki, akurat na dom.
Może umknęło jej, że nie wspominała chłopakowi, że jej dom właściwie stoi na jeziorze... No i co? To tylko szczegóły! Zwłaszcza że skoro żyła tak od urodzenia, nie robiło na niej to takiego wrażenia, jakiego mogłoby potencjalnie zrobić na... Nie, w żadnym wypadku nie sądziła, że zrobiłoby to wrażenie akurat na Romillym. Przecież on musiał mieć jakąś willę! Co innego pomieściłoby ego jego i... Jeszcze tej strasznej kobiety, którą nazywał matką.
- A ty w sumie jak masz u siebie?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Kawałek jeziora akurat na dom... Ciekawe. Teraz naprawdę go zaintrygowała i był szalenie zainteresowany jak aktualnie wygląda jej dom. Czy był duży? Pływał? Unosił się na tratwie, a może na balach jak molo? A może była to wysepka? W sumie to też jakoś dziwnie pasowało mu do Saoirse. Było tak samo... Inne. Nie w złym ani dobrym sensie, po prostu zwyczajnie niespotykane przeciętnie i w jakiś sposób zaskakujące, jak ona sama i zdawało się, że i cała jej rodzina.
Spodziewał się, a wręcz oczywiste jak pory roku było, że ich domy nie tylko atmosferą różnią się w stu procentach. Całe były skrajnie inne i jakby postawić je obok siebie, tak samo by dziwiły kontrastem jak i ich dwoje idących sobie wesoło spacerkiem, Ślizgon i Puchonka, wyizolowany gbur i skrajnie towarzyska śmieszka.
- W sumie jak dla mnie nic ciekawego. Stara, kamienna willa z masą pomieszczeń za dużych na tą rodzinę, za to za małych na ich ego. - Wzruszył ramionami. - Moloch na polu.
Zerknął na nią krótko.
- Może kiedyś pokażę ci jakieś zdjęcia.
Bo w sumie czemu nie? Może nie miał zamiaru robić całej oprowadzanki, ale na pewno nie przeszkadzało mu pojedyncze zdjęcie frontu budynku, okazałego, dumnego i... Cóż, chłodnego nawet z wyglądu, przynajmniej jego zdaniem.
Z tą prawie-obietnicą więc zostawił ten temat, przechodząc na neutralniejsze kiedy spacerowali jeszcze jakiś czas po Pokątnej, aż przyszedł czas pożegnania i wrócenia do swoich prywatnych rzeczywistości.
zt.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
|