Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Stare molo Stare, opuszczone, zarośnięte w większości molo ze, zdaje się, spaloną już dawno budką na jego końcu. Może w czasie wojny? Nie wiadomo, jednak teraz już, po kilku latach z pewnością, miejsce jest zarośnięte, a wokół unosi się aura starości i historii, której nie sposób nie być ciekawym. Tylko ostrożnie, żeby przez przepalone deski nie spaść do wody![
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
10 Września 2020/ Popołudnie
Było to jedno z ulubionych miejsc młodego ślizgona. Mało odwiedzane przez uczniów jak i nauczycieli. Można by się było pokusić o stwierdzenie, iż większość młodych mieszkańców zamku nawet nie wiedziała o istnieniu starego, być może pamiętającego wojnę mola. Fakt, drewnianym deskom nie można było ufać. Każdy nieuważny, bądź nieprzemyślany krok mógł skutkować niechcianą kąpielą, która w sumie nie była najgorszym co mogło się stać. Znacznie niebezpieczniejszymi były zarośla, w które można było wpaść. Istniało ryzyko, iż nieszczęśnik mógł się w nie zaplątać i po prostu utopić.
Jednak nie zmieniało to faktu, że młody mężczyzna lubił to miejsce, jego aura była dla niego ukojeniem i wyciszeniem od zgiełku dnia codziennego. Mógł tu w spokoju poczytać, czy choćby poobserwować gładką tafle jeziora w pogodne dni wolne od zajęć. Nie było tu nikogo, nie musiał martwić się o wścibskie spojrzenia ludzi. Na molo czuł się po prostu wolny, tak jak zawsze tego chciał. Nie myślał o problemach, rodzinie i zbliżających się egzaminach. Mógł wygodnie usiąść na tych sprawdzonych przez siebie deskach, zdjąć niewygodne buty i moczyć bose stopy w chłodnej, acz orzeźwiającej wodzie.
Właśnie dziś był jeden z tych leniwych dni, które chłopak postanowił wykorzystać właśnie na odpoczynku. Oczywiście nikomu nie mówiąc dokąd się wybiera, żeby nie daj Merlinie ktoś próbował go szukać. Miał postanowione, że dziś nie ma go dla nikogo. Koniec, kropka tak postanowił i tak musiało być.
Z błogim uśmiechem na ustach wszedł na kilka pierwszych desek molo, były one najbardziej stabilne i bez obaw mogły wytrzymać ciężar młodego chłopaka. Quinn oparł dłonie na biodrach biorąc głęboki wdech by po chwili wypuścić powietrze z głośnym świstem. Spojrzał w dal nie myśląc o niczym konkretnym, po prostu rozkoszował się pięknem otaczającego go krajobrazu.
Okolice pomostu były fantastycznym miejscem.
Głównie dlatego, że mało kto się tu szwendał – uczniowie preferowali bardziej „bezpieczne” miejsca na spotkania towarzyskie (co zawsze Charliego niemiłosiernie bawiło – daj takim miotłę i będą się naparzać piłkami na wysokości kilkunastu metrów, pokaż pomost – stwierdzą, że nadpalone deski są hurr durr niebezpieczne) a co więksi „twardziele” przeżywali przygody w zakazanym lesie – nudnym jak lekcje z Historii Magii.
Tymczasem ta część jeziora była tak wspaniała! Zupełnie opustoszała, z nienaruszonym ekosystemem. Absolutnie fascynująca.
Nowy rok szkolny – nowe postanowienia, w których Takawa wytrwa mniej więcej przez dwa tygodnie. Gdzieś na liście planów zaraz obok „będę robił notatki na bieżąco” i „nie będę próbował kłamać, że kot zjadł mi pracę domową” znalazło się w tym roku „nie będę pożyczać na wieczne oddanie roślin ze szklarni.”
To właśnie był jedyny powód dla którego w tej samej chwili, gdy Quentin miał zacząć rozkoszować się ciszą i spokojem, Charlie wylazł z przybrzeżnych zarośli (tej mniej niebezpiecznej części) – umorusany jak nieboskie stworzenie. Rękawy żółtego swetra nasiąkły od trzymanego w rękach naręcza niezidentyfikowanego zielska.
Co prawda brodził w wodzie tylko do kostek, ale podwinięte nogawki też oberwały. W przeciwieństwie do trampek, które przywiązał sobie za sznurówki do szlufki spodni.
Chłopak zatrzymał się gwałtownie dostrzegając, że nie jest sam.
Musiał wyglądać kuriozalnie. Z dziwacznymi gałązkami we włosach, z czymś pokroju wodnego kraba uwieszonym na jego czapce, różdżką w ustach i miną p.t. „panie daruj szlaban, mnie tu nie ma”. Dopiero, gdy przypatrzył się bliżej rozpoznał pewnie równie zaskoczonego Ślizgona.
Skinął lekko głową w geście przywitania – prawo grawitacji zadziałało i jego beanie zsunęła się wraz z krabem do wody. Spojrzał na czapkę, która szybko utonęła w jeziorze. Szkoda.
- Hmełło mŁud.- Wymemłał wciąż trzymając różdżkę w zębach i niczym niskobudżetowy demon wodny wreszcie doczłapał do pomostu. Rzucił rośliny na deski i podciągnął się za jakąś wystającą nadpaloną metalową rurkę do góry. Z cichym ugh pacnął na jedną z miarę stabilniejszych desek. Dopiero wtedy wypluł różdżkę i szybko schował ją do kieszeni.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
A niech to szlak - przebiegło młodemu mężczyźnie przez myśl, kiedy ni stąd ni zowąd na horyzoncie ujrzał znajomą twarz. O ile nie mylił się był to uczeń Revenclaw. Z dzielącej ich odległości i niechlujnego stroju jaki chłopak miał na sobie trudno było go na sto procent rozpoznać.
Quinn początkowo skrzywił się na jego widok, nie chodziło tylko o ubrudzone ubranie i zielsko jakie miał w rękach, ale o sam fakt iż ktoś pojawił się tu w momencie gdy Ślizgon potrzebował odpoczynku. Rzecz jasna nie zrozumiał słów nieproszonego gościa ze względu na różdżkę trzymaną przez niego w zębach. Automatycznie przewrócił oczami. Jednak postanowił zignorować to ze względu, iż nie był zbytnio ciekawy co ten miał do przekazania.
- Cześć Charles - przywitał się tak jak ogólnie przyjęte normy kultury nakazywały. Nie ruszył się z miejsca mając cichą nadzieję, że gdy nie będzie zachęcał młodszego ten nie będzie skory do rozmowy. Cóż, Wood nie był fanem zielarstwa i nie czuł potrzeby zgłębiania wiedzy o roślinkach, a wiedząc że Takawa jest wręcz zafascynowany tą dziedziną czuł w kościach, że rozmowa z nim mogła by być niezbyt ciekawa. Tego wolał uniknąć.
- Wracasz do zamku? - zapytał szybko gdy dostrzegł jak chłopak chowa magiczny patyk do kieszeni. Pytanie było dość niegrzeczne, ale miał nadzieję na usłyszenie odpowiedzi twierdzącej by nie musiał się martwić o niechciane tego popołudnia towarzystwo. Nie uważał młodszego za kogoś gorszego czy coś w tym rodzaju, jednak pragną spokoju, a rozmowa na temat zielska jakie młody trzymał w dłoniach nie było szczytem marzeń Quentina.
Chłopak puścił mimo uszu niegrzeczny podton pytania. Prawdopodobnie nawet go nie zauważył – upojony przyjemnym, słonecznym popołudniem i klimatem zacisznego zakątka.
- Mmmm...- Postukał opuszkami palców o wargi, zupełnie jakby analizował taką możliwość. Wracał?
W teorii kiedyś musiał tam w końcu wrócić. Życie ascety na opuszczonym molo w towarzystwie druzgotków wydawało się super ekscytującą wizją. Zwłaszcza jeśli kiedyś przyszłoby mu umrzeć i mógłby radośnie nawiedzać całe jezioro. Byłby niczym Jęcząca Marta – może mniej perwersyjny. Z naciskiem na może.
- Sam nie wiem.- Przyznał ostatecznie, naciągając na wciąż mokre nogi skarpetki i trampki. Leniwie wcisnął sznurówki do butów. Życie było zbyt krótkie na wiązanie sznurówek i inne tego typu bzdury.- Ogarnij, że zgarnąłem ochrzan, bo wmówiłem jakimś pierwszakom, że mają Astronomię w lochach. A s t r o n o m i ę.- Podkreślił, po czym zawiesił głos na parę długich sekund, pozwalając Quentinowi wyobrazić sobie cały absurd sytuacji.- Więc wiesz. Wolę unikać korytarzy póki dzieciarnia się nie ogarnie. Za duża pokusa.
Zamiast się zbierać, usiadł wygodnie po turecku. Ba, nawet poklepał radośnie deskę obok siebie w bardzo gościnnym geście, mówiącym jasno „siadaj Wood, nie krępuj się, witaj w moich skromnych progach.”
Wyjątkowo nie zaczął tyrady o roślinkach, które wyłowił. Profilaktycznie nie zamierzał zadręczać tym Ślizgona – tak na wszelki wypadek, gdyby ten postanowił się odwdzięczyć jakimś absurdalnie nudnym wykładem o tych całych Młotkach, Złotym Lampionie czy jak tam się nazywały te dziwne piłeczki, którymi grali w Quidditcha.
Przymknął oczy odchylając głowę i łykając ciepłe promienie słońca. Kilka minut takiej kąpieli i skończy z pięknym rumieńcem, niczym onieśmielona komplementami Prawie Bezgłowego Nicka pierwszoklasistka, ale cóż… Taki urok chorobliwie bladych ludzi.
wątek zakończony
|