Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Słuchał jej w ciszy kiedy na jednym niemalże oddechu, a przynajmniej takie miał wrażenie, spróbowała go zamordować monologiem, który... No właśnie, miał go przekonać, że jego podejście jest zupełnie inne niż jej. A jednak im więcej mówiła, tym bardziej naprawdę nie widział różnicy, poza tym, że wyraźnie w jego opinii wypierała, że też była trochę oceniająca i postrzegająca grupę w pewien sposób bez poznania wcześniej jacy są naprawdę. I owszem, może i by się pomyliła, a może nie, tak jak on pomylił się co do niej i potrafił to przyznać. A jednak nadal postrzegał Puchonów jako ogólnie nie pasujących charakterem do jego osoby. Nie zgrywali się, tyle, plus nie przepadał za podobnymi charakterami. Z nią w zasadzie też, ale widać nie tak by jakoś tego nie pogodzić. Chociaż sam też się dziwił, że udało się aktualnie pogodzić...
A jednak widział też, że się zdenerwowała i choć jej się zdarzało regularnie go wkurzać, jak i on sam bywał złośliwy, jakoś dla niej nie przychodziło mu tak naturalnie. W przeciwieństwie do innych, o nią się troszczył na tyle, by nie palnąć każdej myśli, jaka mu do głowy przychodziła. Może gdyby tego nie robił, jednak by z nim nie gadała? Pewnie w zeszłym roku natychmiast by to sprawdził. A teraz? Miał odruch, a jednak też wahanie, którego nie znał.
- Jesteś zła. - powiedział po chwili ciszy, patrząc przed siebie w głębokim zamyśleniu. - Ciebie pacyfizm nie dotyczy, spokojnie. I nie uważam, że jest obrazą, raczej nie odpowiada moim własnym metodom i niekoniecznie go rozumiem, więc nie dogaduję się z takimi osobami. - Oraz z każdymi innymi osobami. - Co nie znaczy, że życzę sobie znowu twoją nogę między nogami, ale... Nie wiem, jesteś chyba po prostu najlepszą reprezentacją swojego domu. Nie przez agresję, raczej... - Wzruszył lekko ramieniem, widać nie zdając sobie sprawy jakie ważne rzeczy nagle jej mówi po miesiącach raczej suchych komentarzy ku niej. - Siłę psychiczną.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Aha, no tak. To najpierw, że łełełe pacyfizm, a teraz to ja niby jestem zła?! - wtrąciła się krzycząc na niego od razu, kiedy jeszcze do niej mówił... A jednak po chwili dotarły do niej jego kolejne słowa i zrobiło jej się na tyle głupio, że była zmuszona zatrzymać się, zmarszczyć brwi i w całym tym wstydzie przemyśleć to, o czym rozmawiali - chociaż przez chwilkę.
- A... - mruknęła zaraz, wyraźnie rejestrując, a nawet akceptując swój błąd.
No dobrze, czyli nie mówił, że jest złą osobą... To już pewien postęp. Z drugiej strony chyba nie powinna była nawet pomyśleć, że o to chodziło - nigdy wcześniej nawet tego nie sugerował.
- Mmm... No dobra... - dodała po chwili, wyraźnie nie wiedząc mimo wszystko, co z tym wszystkim zrobić.
Właściwie rzadko znajdowała się w takich sytuacjach! Jeżeli się myliła, to w kwestiach, na które dużo łatwiej było przyznać komuś rację. Tu jeszcze dopiero co go opieprzyła... Za nic.
- Dobra, przepraszam - powiedziała w końcu, widząc że właściwie nie ma innego wyjścia. - Znaczy, okej, i może masz trochę racji... I dzięki. Chyba.
Chyba, bo nadal należał zdaje się do osób, które nie miały najlepszego zdania o Puchonach, którym szczerze mówiąc wcale nie należało się tyle negatywnych komentarzy, ile do nich adresowano!
- Chociaż nie wiem, czy najlepszą, chyba raczej po prostu nie znasz tak wielu...
Już nie wspominając o tym, że mógł zmienić zdanie, kiedy się na niego wydarła... Troszkę głupia sprawa.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Broniła się zaciekle przed jego sugestiami, a ponieważ dzisiaj był wrażliwszy, poczuł przez chwilę dziwny, nieprzyjemny ścisk nerwów, może stresu? Wybrał go zignorować jednak i udać, że nie istnieje. Wypierał się go, zamykając umysł na wszelkie czarne myśli, odcinając się od nich. Zabawne, że po tylu latach życia w mroku umysłu, ot ruda, niewinna Puchonka sprawiała, że sam z siebie zaczynał się tego wyzbywać.
Zatrzymał się z nią kiedy jej złość zmieniła się w głęboką konsternację. W sumie sądził, że może to foszek i nawet zabiło mu mocniej serce w chwili paniki, że zjebał. A ten strach i to, jak sama myśl, że coś naruszył w ich relacji, nim poruszyła, uruchomiły w nim realizację tego jak ważna się stała. W pełni, świadomie, w sposób oczywisty zrozumiał, że to już nie tylko jego koleżanka. I głupie było to jak nagle wydało mu się to oczywiste i jasne, ggdy patrzył wstecz i widział siebie kolekcjonującego każde jedno zdjęcie, jakie mu przesyłała, starannie układając je w albumie. To jak syczał an każdego, kto był dla niej jakkolwiek niemiły, albo jak smuciło go gdy zdawała się zajęta innymi znajomymi, nie dostrzegając go. To jak starał się być lepszym, by go lubiła, i jak przy tym sam zaczynał powoli lubić siebie bardziej.
Choć wszystko trwało sekundę, dwie, trzy, jego źrenice rozszerzyły się nieznacznie, a tęczówki zmieniły na jasniejsze, złoto-piwne. Naturalnie, nie miał o tym pojęcia.
Pokręcił lekko głową.
- Nieszkodzi. Źle cię oceniałem od początku, wina jest po mojej stronie.
Rzadko przyznawał się do winy, raczej tego unikał. Nie było to przyjemne dla nikogo, ale dla niego to też jak pokazanie słabości przed kimś, jakiegoś rodzaju wrażliwości. Tak przynajmniej się czuł. A jednak Puchonka zdawała się mieć dobrą rękę, skoro przed nią nie rpzerażało go to tak bardzo.
- Jestem pewien, że jakbym nawet znał, i tak wybrałbym ciebie. - Dodał z nikłym uśmiechem, a z jego oczu dało się odczuć ciepło. I może poczucie jak daleko, jak na siebie w każdym razie, się posunął w komplementowaniu, poczuł się onieśmielony. To z kolei uruchomiło mechanizm odwrócenia uwagi, a jedyne, co przyszło mu do głowy, to odwrócenie się by spokojnym krokiem pokierować się dalej korytarzem. To też uczynił, zakładając, że może Saoirse podąży za nim.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
W zasadzie miał rację... Faktycznie oceniał ją źle! Tu nie zamierzała zaprzeczać, czy uporczywie przepraszać, że się uniosła. Miała do tego prawo! Sprowokował ją, właśnie! Może było jej nieco dziwnie z tym, że to Romilly zdecydował się wziąć na siebie winę, kiedy w gruncie rzeczy wcale nie musiał tego robić, niemniej jednak była to bardzo miła niespodzianka. Może nie zamierzała wspominać o tym na głos, ale była naprawdę wdzięczna i pełna podziwu względem tego, jakie postępy... Poczynili w swojej relacji? Jak był w stanie się na nią otworzyć, mimo że od początku był wyraźnie na "nie"? Nawet nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Właściwie sądziła, że po prostu będzie do niego podchodzić raz na jakiś czas, zagadywać, może troszkę poprawiać mu humor. Liczyła, że do tego przywyknie, ale to przekraczało jej oczekiwania. A może bywały za niskie? Cóż, ten jeden raz czuła się realistką, a nie niepoprawną optymistką. I to właśnie tu się wyłożyła? Taka pomyłka?
- W sumie to tak.
Nie, nie należała do osób, które usilnie odbierały komuś poczucie winy. Zamiast tego zgodziła się z nim i to na tym miał kończyć się temat. Nie miała do niego o to większego wyrzutu, nie planowała zemsty, za to czuła się nieco lepiej ze sobą i swoim małym wybuchem.
Oczywiście szybko ruszyła za nim, zaczynając od krótkiego biegu, by tylko sprawnie go dogonić.
- Ja nie wiem, ale w sumie to dzięki. Pewnie jeszcze kiedyś zdążysz zauważyć, że to nie takie oczywiste, ale i tak - odparła z lekkim uśmiechem, nie zauważając rzecz jasna, że Romilly chciał już zamknąć ten temat.
z/t x2
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
11 września, 19:30
Niby minęło ile, dwa dni? Trzy? Od rozmowy z Nico nad jeziorem, gdzie nie tylko Romilly po trochu wylał swoją frustrację, ale i po prostu zaczęła się jego tyrada przez wszystkie części swojej osobowości w rozmyślaniu czy aktualnie powinien starać się o względy Saoirse, czy nie. I tak naprawdę nadal nie znał odpowiedzi, jednak w tym wszystkim doszedł do jednego bardzo ważnego wniosku - cholernie zależało mu na tym, żeby Saoirse dobrze o nim myślała. Najlepiej, jak się dało, i jeśli to nie miało być wysoko, to chociaż chciał się postarać być na jakimkolwiek poziomie w jej oczach. Bo nawet jeśli był, on tego nie dostrzegał. Potrzebował jawnego potwierdzenia, że Saoirse widzi, jak się stara, i może jest w jakiś sposób dumna? I choć trudno było mu w ogóle myśleć o tym jako o poszukiwaniu dumy, zbyt sam był wyniosły, jednak podświadomie właśnie o to chodziło i do tego dążył.
Myślał w ostatnim czasie co mógłby jej dać. Chciał jej sprawić jakikolwiek prezent, jednak nigdy takowych nie darował, zatem nie byłw tym najlepszy. Co się dawało żeby komuś było miło? I co się mówiło? W zasadzie sugerował się tym, co sam zaobserwował u Saoirse, która nie raz mu dawała rzeczy - zdjęcia, ciastka, czekoladowe żaby. Nie wiedział jak reagować, choć coraz lepiej mu wychodziło przejście z tym na pewien rodzaj względnie stałego komfortu, ale przynajmniej miał wskazówkę jak powinno to wyglądać w drugą stronę. Tylko nie wiedział co by chciała i co nie wyjdzie dziwnie. Ostatecznie więc jak tak rozkminiał co to mogłoby być, czasem na zajęciach nieco za bardzo zawieszając na niej zadumane spojrzenie, doszedł do wniosku jak na niego dość oczywistego i przewidywalnego - jedzenie. Każdy uwielbiał jedzenie. On też! Albo przede wszystkim...
Tak czy inaczej, Saoirse lubiła słodycze, sama kiedyś podarowała mu ciastka, które sama upiekła. Dlatego i on zdecydował się zrewanżować tym samym. Naturalnie, wiedział jak się robi ciastka, choć nieco inne niż te od Puchonki. W domu dość często pichcił sobie w kuchni, ku typowemu niezadowoleniu rodziców, a w większości były to desery, rzeczy słodkie. A że i w szkole był stałym bywalcem w kuchni - pewnie powininen pomyśleć o jakimś sporcie jeśli nie chciał się niedługo do niej toczyć zamiast iść - skrzaty nie miały nic przeciwko żeby się im trochę pokrzątał.
No dobra, nic to mocno powiedziane, jako że patrzyły podejrzliwie i ostrożnie na każdy jego ruch i czasem słyszał pytanie czy coś pomóc, albo sugestię, że są czary, lub że powinien może coś zrobić inaczej. Ale względnie uprzejmie zbywał wszelką pomoc (jakkowiek miły musiał być żeby nie wywalono go z kuchni), aż w końcu spakował gorące wypieki do torebki ostrożnie. Kruche ciastka, połowa z kawałkami orzeszków i ciemnej czekolady, druga połowa z białą czekoladą i żurawiną. Takie fancy ciastka!
Wyszedł z kuchni zadowolony, nieco tylko umorusany na policzku mąką, o czym akurat nie wiedział, z ciastkami w torbie, zamierzając ogarnąć się i poszukać dopiero Saoirse. A jednak gdy wyszedł, dziewczyna akurat szła korytarzem do dormitorium, tyłem do niego, jednak rozpoznałby absolutnie wszędzie tę rudowłosą. Nie powstrzymał się i zakradł się jak ostatni dzieciak po cichutku, by zadziwiająco delikatnie zakryć jej oczy rękoma. Jego wspaniały nastrój widać udzielił się na tyle, by sprawić, że aktualnie zachowywał się na swój wiek, a nie zgorzkniałego starca.
- Zgadnij kto to - rzucił cicho, dopiero po chwili, jeśli Saoirse sama zainicjowała, zdejmując dłonie z jej oczu.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Z jakiegoś powodu była już strasznie wyczerpana... Przecież nawet nie było jeszcze aż tak późno! Hańba jej, nie mieć tak energii! Cóż, może to te pierwsze tygodnie szkoły, kiedy na nowo musiała wejść w znany od lat rytm, który zawsze bardzo skutecznie zakłócały wakacje. W domu wstawała oraz chodziła spać o bardzo różnych porach, z kolei teraz musiała trzymać się sztywnego planu. A może zbyt ambitnie podchodziła do obowiązków szkolnych? Akurat tu mogła być pewna, że to zaangażowanie nieco opadnie w kolejnych tygodniach! A jednak obiecywała sobie, że będzie miała dobry start, w związku z czym już dziś była gotowa na przyszły tydzień. Wszystkie prace na zajęcia były gotowe, co za tym idzie przez weekend mogła robić nic! Tylko tyle, że w ten piątkowy wieczór nie marzyła o niczym innym jak o łóżku. Nawet jeśli miałaby nie iść spać od razu, chętnie powylegiwałaby się aż do snu właściwego... Może z przerwą na kolację, ale o tym jeszcze nie zdążyła zdecydować.
Przemierzała właśnie drogę aż z biblioteki, do dormitorium i szczerze mówiąc nawet nie usłyszała, by ktoś inny przemierzał korytarz. Może była trochę zbyt zajęta odgrywaniem w głowie znanej sobie piosenki? Albo może to samo zmęczenie. Nieistotne. Ważne, że nic nie uchroniło jej przed zaskoczeniem, a nawet lekkim przestraszeniem! Romilly nie wiedział, jakie miał szczęście, że i tym razem go nie zdzieliła... Tylko może jeszcze mniej intencjonalnie niż kiedyś, ale przecież znów w samoobronie. Zamiast tego wydała z siebie krótki pisk, za który było jej niezmiernie głupio już sekundę później, kiedy ujęła jego dłoń, by zsunąć ją sobie z oczu, a następnie obrócić się ku niemu.
- Uhh, przepraszam - na moment zakryła twarz dłońmi w zażenowaniu własnym piskiem.
Szybko jednak zsunęła je z twarzy i mogła już popatrzeć na chłopaka - najpierw, by analizować, czy uzna jej zachowanie za głupie, a dopiero w drugiej kolejności przyjrzeć mu się dokładniej i dostrzec mąkę na twarzy. Bez zawahania wysunęła ku niemu rękę, by przetrzeć jego policzek. W końcu sama chciałaby, żeby inni zadbali o jej wygląd, jeśli tylko sama nie miałaby pojęcia, że coś jest nie tak!
- Co robiłeś? - spytała z zainteresowaniem, choć dużo spokojniejszym tonem niż zwykle. Zmęczenie robiło swoje, choć takiej Romilly chyba jej jeszcze nie spotkał... W końcu w zeszłym roku to ona latała za nim, kiedy tylko miała na to energię, a w tym? To pewnie pierwszy raz, kiedy czuła wyczerpanie poza dormitorium.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Cóż, nie spodziewał się pisku, i choć nie był głośny, a on nie drgnął jak debil, to jednak coś w nim się też przestraszyło. Ale nie zagrażająco, bardziej z zaskoczeniem, by zaraz parsknąć śmiechem krótko. Popatrzył na Puchonkę, splatając ręce na piersi. Jej zażenowanie było urocze, a że też zupełnie nie odebrał jej reakcji jako skierowanej "przeciwko niemu", zwyczajnie pozwolił sobie na to, by być swobodnie roześmianym. Wyzwalające! Może to te ciastka?
- No proszę, Saoirse się przestraszyła? Spodziewałbym się prawego sierpowego, ale to w sumie lepsze zaskoczenie. - skomentował luźno, faktycznie ciesząc się, że nie oberwał pięścią w twarz. Kiepsko by to wtedy wyszło...
Nie poruszył się gdy sięgnęła do jego twarzy, chociaż jego spojrzenie zmieniło się w pytające i odrobinkę zagubione. Ale jej dotyk był przemiły i tak naprawdę nie umknęła jego uwadze własna myśl, że chciałby ten dotyk dłużej chociaż kilka sekund. Zamrugał jednak, odganiając te głupie zawiłości i wiodąc wzrokiem za jej dłonią. Dopiero gdy zobaczył biały nalot, który zresztą szybko strzepała, połączył kropki, wydając z siebie ciche "oh".
- O, właśnie.
To w sumie była doskonała okazja! Sięgnął do torby, wyjmując gorące, pachnące ciastka w papierowej torbie i wyciągnął ku Saoirse z dumą i pełnym zadowoleniem, zupełnie jak dziecko. Co prawda starał się zachowywac normalnie, ale cholera, był z siebie dumny! Szczególnie, że to były naprawdę dobre ciastka, spróbował żeby bubla nie dać.
- Dla ciebie. - Powiedział jakby to miało cokolwiek tłumaczyć i... Cóż, nie dodając absolutnie nic więcej. Co prawda nawet nie wiedział co miałby mówić i to ten moment kiedy miał wrażenie, ze jest ciut niezręczny, ale jeszcze udawał, że wcale nie i uważnie przyglądał się jej reakcji.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Chciałaby się oburzyć i powiedzieć, że przecież nikt nie reaguje w ten sposób - nikt nie wykazałby się taką spontaniczną agresją w tej sytuacji! Ale przecież byłoby to kłamstwo... Nie była wcale tak daleko od podobnego odruchu, a oboje wiedzieli, że chociaż na co dzień była nastawiona niesamowicie pacyfistycznie, samoobrona to zupełnie inny temat.
Uśmiechnęła się lekko i przewróciła więc oczami.
- Dobra, okej, tym razem masz szczęście. Tym razem - obróciła to zgrabnie w żart, odgrażając mu się tym samym palcem.
Nie to, żeby miała coś przeciwko tego typu zaskoczeniom... Właściwie było to dosyć urocze, zwłaszcza w wykonaniu Romilly'ego, który jeszcze w zeszłym roku bardzo próbował brutalnie zamordować ją wzrokiem.
Uniosła brwi, kiedy tylko sięgnął do torby i na moment otworzyła oczy szerzej, kiedy tylko przypomniała sobie o czymś ważnym.
- O kurwa, muszę ci oddać książkę! - wypaliła na chwilę ignorując pachnącą ciastkami torebkę, którą wyciągnął ku niej.
Na moment nawet obróciła się do niego bokiem, jakby miała zamiar pobiec do dormitorium. Wcale nie dlatego, że było to coś pilnego - przecież nie przetrzymywała jej tak długo. Problem polegał na tym, że sama siebie znała wystarczająco, by spodziewać się, że jeśli nie załatwi tego jeszcze w tym tygodniu, zapomni na zawsze, a książka zarośnie warstwą kurzu gdzieś w dormitorium... Albo może schowa się pod jakimś swetrem, czy stosem papierów? W każdym razie przepadłaby na długo! I o ile później bibliotekarz mógł ścigać ją, o tyle wcale nie chciała robić podobnych problemów Ślizgonowi.
Jednak sam gest oraz towarzyszący mu zapach sprawiły, że została, obracając się ponownie przodem do niego i spuszczając pytający wzrok na torebkę, którą zaraz przyjęła i od razu zajrzała do środka.
- O, wow, skąd masz?
Szczerze mówiąc nie spodziewała się, by sam upiekł coś takiego... Z drugiej strony nie przypominała sobie, by podobne ciastka pojawiły się kiedyś na stole podczas któregokolwiek z posiłków, więc czy mogły to być skrzaty? W dodatku torebka była tak cieplutka, że bez zastanowienia przytuliła ją też do piersi.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Zaśmiał się ponownie na jej odgrożenie. To było urocze, chociaż akurat przy okazji zupełnie nie lekceważył jej możliwości nokautu. Może dlatego, że sam raz oberwał brutalnie... Zasłużył sobie, ale to zupełnie nie zmieniało faktu.
Uniósł brwi. Szczerze sam nie pamiętał co za książka i nawet zawiesił się na chwilę z uniesionymi brwiami, wertując w głowie co też miała mu Saoirse do oddania. Dopiero po chwili zaskoczyło wspomnienie o książce z biblioteki. Cóż, pewnie bibliotekarz by go próbował ustrzelić za obijanie się z oddaniem podręcznika, ale poza tym to w sumie nic takiego się nie stało.
Bardziej w zasadzie prawie przykro mu było, że Saoirse mu ucieka, a on próbuje prezentować, co nie było jego mocną stroną i tak. Na szczęście się opanowała i mógł wewnętrznie odetchnąć z ulgą, że jednak ani nie musi jej gonić, ani niezręcznie ponawiać próby wręczenia prezentu. Uśmiechnął się lekko, z zadowoleniem, na jej pytanie, po czym wwzruszył ramieniem.
- Upiekłem. Dlatego no... - Pokazał bliżej nieokreślonym gestem na swoją twarz, nawiązując do mąki na policzku. - Połowa jest z czekoladą i orzechami, a druga z białą czekoladą i żurawiną, bo nie wiedziałem co dokładnie lubisz albo nie lubisz. Chyba że obu nie lubisz...
W sumie do tej pory o tym nie pomyślał i teraz nagle zmartwił się nieco, że może jednak wyjdzie chujowo. Prezentowanie jest trudne i stresujące! Tyle wiedział na pewno. Zlustrował ją ostrożnie wzrokiem, choć widok przytulającej się do torebki Puchonki jakoś ocieplał mu zazwyczaj skute lodem serduszko.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Sama oczywiście nie zdążyła nawet pomyśleć, że mogłaby go urazić takim szybkim odwrotem. Czasem po prostu wszystko działo się bardzo szybko - szczególnie w jej wykonaniu - i skupiała się na chwili, na pojedynczej myśli. Na szczęście tym razem skutecznie skupił jej uwagę na so-... Cóż, nie. Na ciastkach. Ale ważne, że było to skuteczne!
- Sam upiekłeś? - spytała ze zdziwieniem i zaraz przerwała przytulanie się do torebki, by zamiast tego wygrzebać z niej losowe ciastko. - Wow, a myślałam, że do świąt koniec z ciastkami, czy ciastami. Znaczy... Nie to, żebyśmy nie mieli, no ale te szkolne to raczej... Nie, nie mówię, że są złe, są po prostu zupełnie inne niż takie domowe. Nie wiem. Inne, wiesz?
Czy zapomniała po drodze zapewnić go, że dowolna czekolada, żurawina oraz orzechy są w porządku? Tak, miała to wspomnieć, ale zamiast tego tuż po swojej wypowiedzi, wgryzła się w jedno z ciastek z żurawiną.
- Dobłe - może wypadałoby nie mówić z pełną buzią, ale chyba recenzja ciastek należała do spraw priorytetowych, prawda? - Mm. W życiu bym nie zgadła, że w ogóle umiesz piec. Znaczy, bez obrazy.
Następnie zajęła się dojadaniem zaczętego ciastka, co stanowiło tylko dowód, iż faktycznie mu smakowało!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Faktycznie to byłoby normalne gdyby poleciała, generalnie chaos był dla niej naturalny. Nie miałby pewnie nawet nic przeciwko i miałby na uwadze, że mowa o Saoirse, gdyby nie to, że akurat tym razem miał zadanie, questa bardzo ważnego. I to nie tak, że jej miałbyb nawet za złe, zwyczajnie sfrustrowałby się zadaniem trudniejszym niż zakładał.
- Tak. - Odpowiedział spokojnie, chociaż słychać było dumę w jego głosie. Pokiwał głową, zgadzając się z nią w pełni. - Wiem. Jestem łakomy, ale zwykle mnie też jakoś nie zachwycają. Wolę takie swoje. Znaczy z moich stron, nie tylko moje moje, ale na przykład nasza gospodyni robi bardzo dobre.
Chociaż nigdy jej tego nie pamiętał, a przynajmniej nie kojarzył. Może czas było docenić starania tej biednej kobiety urabiającej się dla bandy surowych zgredów? Chociaż w zasadzie ona sama pasowała do nich dość dobrze, więc może lepiej się nie wychylać żeby nie podłapała tego przeciwko niemu... Nie wiedział jak by mogła, ale ktokolwiek mieszkał z nimi w domu, czy przebywał często, nie był godny zaufania, kropka.
Patrzył się jak zajada od razu pierwsze z brzega ciastko, a gdy tylko nie tylko pochwaliła na głos, ale i wyraźnie zaczęła z ochotą jeść więcej, sprawiło mu to znacznie więcej radości i satysfakcji niż przypuszczał, że mogłoby. Ba, na tyle się rozpromienił, że choć mimicznie jedynie odrobinę poszerzył mu się uśmiech, a oczy nieco zabłysły radością, wizualnie widać było jak blalde policzki nabrały rumieńców, a włosy jakby uniosły się w miękkie fale, jaśniejąc wyraźnie. Był szczęśliwy i sprawiając jej teraz radość i przyjemność, zapragnął robić to częściej. Może niekoniecznie zasypywać ją toną ciastek, ale po prostu zaskakiwać większą ilością rzeczy. Tak żeby wiedziała, że jest ważna.
- W domu często sam piekę albo gotuję. - Przyznał pogodnie, nawet w tym wszystkim nie dąsając się o uwagę Saoirse. - Całkiem lubię, chociaż matka zwykle narzeka, że mamy od tego ludzi. Ale jak sam zrobię, przynajmniej na pewno będzie smakowało, plus wiem, że nie będą zatrute.
Mówił to z rozbawieniem, niby żartem, ale w zasadzie było w tym trochę prawdy...
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Po zjedzeniu całego ciasteczka, ponownie przytuliła do siebie ciepłą torebkę. Może był to jeden z przytulniejszych korytarzy w obrębie lochów, ale nadal było tu nieco chłodno. Wystarczająco chłodno, by ciepłe ciasteczka były miłą niespodzianką na więcej sposobów.
- Jakby, mam wrażenie, że po prostu jak robi się tak parę, z nastawieniem bardziej na jakieś tam bliskie osoby, rodzinę, przyjaciół, znajomych, wiesz, to też jest inaczej niż jak na przykład skrzaty, czy ktoś robi tak tylko bo musi, z obowiązku... Znaczy, okej, zdaję sobie sprawę, że to niby mogłoby być dokładnie to samo, jak z przepisu na przykład, tylko wiesz... Nie wiem, po prostu jest inaczej.
Szczerze nie sądziła, że Romilly zrozumie, co miała na myśli, ale złapała się na tym dopiero jakoś w połowie własnej wypowiedzi, a trzeba było ją jakoś zakończyć... Bo co, miała może jeszcze dodać, że miłość jest tu sekretnym składnikiem, który zmienia efekt końcowy? Mniej więcej o to chodziło, a przynajmniej tak mówili o tym niektórzy, jednak nawet gdyby rozmawiała z kimś bardziej przychylnym podobnym teoriom - przynajmniej w jej wyobrażeniach - jej zdaniem również brzmiało to osobliwie.
- Wow. Nie, to ja raczej rzadko sama gotuję. Znaczy rzadko tak sama-sama. Zwykle bardziej pomagam, czy coś.
Już nie wspominając o tym, że zdarzyło jej się kiedyś odejść od robionej potrawy i zapomnieć o niej... I zdaje się, że to wcale nie był pojedynczy przypadek.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Widząc jak tuli do siebie ciastka, aż rozło mu serduszko. Chociaż można to odebrać jako reakcję "MOJE", albo przytulenie z radości i docenienia, albo właśnie ogrzewanie się, niezależnie od faktycznego powodu, i tak się cieszył. W zasadzie, to pierwszy moment kiedy zrozumiał dlaczego ludzie dają sobie prezenty. A przynajmniej ci, którzy są sobie bliscy. Chodziło o uszczęśliwienie kogoś, ale też w tym wszystkim i siebie, sprawianiem komuś przyjemności. Tak jak teraz, gdy był najpewniej równie uszczęsliwiony, jak sama Saoirse, widząc jej uśmiech i zarumienione lekko policzki. Dziwił się czasem czemu nigdy nie zwrócił uwagi jaka była piękna. Idealna.
- Raczej wychodzę z założenia, że w mniejszą ilość i "dla swoich" robisz z większym skupieniem, a jak robisz tonę ciastek dla hordy przypadkowych dzieciaków, które pewnie i tak nie docenią albo nie tkną, albo opchają się do porzygu, to masowa robota i bez większej motywacji i przykuwania uwagi do szczegółów. Przez to ciasto zrobione jest byle jak, a ciastka są w zasadzie zrobione na odwal. To moja teoria.
A był pewien przy tym, że gdyby to on piekł dla szkoły ciastka, nawet jeden dzień, to byłoby to dziwne, podejrzane gówno nazwane z grzeczności ciastkiem, niż faktycznie dobry wypiek, jaki dostała Saoirse.
- Dam znać jak jeszcze mnie najdzie w takim razie, może masz talent pomagania. Ewentualnie postawisz nas w płomieniach, ale przy skrzatach chyba nie zginiemy. - Posłał jej rozbawiony uśmiech, mimo to faktycznie poważnie będąc skłonnym potraktować ją jako pomoc kuchenną. To brzmi całkiem miło, jak cokolwiek w zasadzie, co tylko uwzględniało Puchonkę.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Doceniała ciasteczka i faktycznie były miło cieplutkie, a do tego ślicznie pachniały! W dodatku była to najszczersza reakcja, jakiej Romilly mógł się spodziewać. Nie był to komplement, który byłby w tej sytuacji oczywisty - w końcu większość osób dostających prezent przynajmniej udaje zachwyt.
- No tak, tak. Nam opychanie się nie jest znane, to też podchodzimy do tego inaczej, nie? - wtrąciła odrobinę złośliwości, wspominając ich spotkanie w kuchni w zeszłym roku.
Powstrzymała się jednak od dorzucenia, że chyba zbiegiem okoliczności nie widziała na szkolnym stole lodów do końca roku. Zamiast tego westchnęła cicho, chowając torebkę z ciasteczkami do swojej torby, a następnie przytuliła Ślizgona - a raczej przytuliła się do niego - nieświadomie opierając się o niego nieco bardziej niż powinna ze względu na zmęczenie.
- Dziękuję, potrzebowałam dziś czegoś takiego - mruknęła cicho, nawet zamykając na moment oczy w przytuleniu, które trwało zdaje się nieco dłużej niż standardowe.
A choć czuła się z tym świetnie i mogłaby postać tak zdecydowanie dłużej, sądziła, że Romilly nawet nie do końca przepada za takimi gestami... A przynajmniej nie tak przeciągniętymi, więc wreszcie opuściła ręce i odsunęła się o jakieś półtora kroczku rzucając mu przepraszający uśmiech.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Na jej słowa zaśmiał się krótko, szczerze. No faktycznie, jedna sprawa, że naturalnie wiedział doskonale, że jest ogromnym łasuchem i może mógłby czasem jeść mniej słodyczy czy przysmaków, chociażby dla zdrowia. Inna sprawa za to, że Saoirse nie tylko sama była trochę łakoma, ale i zdarzyło się, że we dwoje "wspierali się w tym", na przykład darując sobie ciastka, lub natykali się na siebie podczas rzeczonego pochłaniania guilty pleasures.
- Oczywiście. - Przytaknął tonem oczywistości, przewracając oczami w okazaniu niemego "duh".
W zasadzie nie spodziewał się mimo wszystko przytulenia, choć tak naprawdę nigdy się go nie spodziewał, a jeśli podejrzewał, że może się wydarzyć, robił coś żeby rozproszyć to uczucie i powstrzymać przytulenie - czy to obśmiać, czy się odsunąć czy po prostu zmienić temat. Nie tyle nie lubił przytulania, po prostu było to dla niego szalenie niezręczne, choć nie nazwałby nieprzyjemnym. Dziwne. Intymne przeze wszystkim, a nie mając raczej osób bliskich, nie czuł się komfortowo z jakąkolwiek intymnością z nikim.
Za to teraz, gdy Saoirse bezsprzecznie była mu bliska, nie czuł się tak źle z samym gestem. Nadal dziwnie i trochę nowo, ale nie źle. Dlatego nie narzekał, zdecydowanie, i choć może niekoniecznie odwzajemnił przytulenie, to po chwili zawieszenia lekko poklepał dziewczynę po plecach. Miał to być gest miły i sugerujący może jakiś dziwny rodzaj odwzajemnienia, ale wyszło jeszcze dziwniej. Może dlatego odsunęła się niedługo po tym? Widząc jej przepraszający uśmiech, uznał dopiero, że tak, był niezręczny. Nic nowego, acz i tak bardzo nie lubił tej części siebie i zwyczajnie było mu przykro, że nie może raz zachować się normalnie. Jedynie przez to, że Saoirse zdawała się tym nie przejmować tak jak on i akceptować jego takiego, jakim był, nie wyrzucał sobie takich sytuacji zbyt agresywnie.
- Cieszę się. - Powiedział z lekkim uśmiechem, mimo że oszczędnym, to przyjaznym. - Chociaż raz to ja mogłem tobie coś zaoferować. - Jednak jak tylko to powiedział, zdał sobie sprawę, że brzmi nieco... Dramatycznie? Dlatego zdecydował się niemal od razu zmienić temat. - To co z tą książką?
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Jej oczywiście nie było niezręcznie z podobnymi gestami. Nawet świadomość, że ta druga strona może nie podchodzić do nich równie entuzjastycznie, nie zniechęcała jej. Przecież to tylko krótka chwila, a wyraża same pozytywne emocje! Do tego jakoś nie sądziła, że można tego nie lubić. Zakładała, że można być do przytulania nieprzyzwyczajonym oraz że nie powinna wcale ciągnąć tego niesprawiedliwego braku przyzwyczajenia u danej osoby! Co prawda nie do końca miała rację i może naruszanie przestrzeni niektórych osób było zwyczajnie mocno nie na miejscu... Ale przynajmniej w relacji z Romillym się sprawdzało!
- Nie no, chyba nie do końca raz - odparła od razu, po czym zastanowiła się chwilę, co mogłaby tu wymienić. - No czas na pewno i to sporo tego, chociaż nie zawsze byłeś tak w pełni zainteresowany. I tutaj, i to wyjście w wakacje. No i listy. A właśnie, masz rację. I książka!
Naprawdę doceniała wszystko z wymienionych.
- To co, przynieść ci teraz? Tak, tak zrobię. Tylko nie wiem, może będziesz musiał chwilę poczekać, no bo jestem, wiesz, prawie na sto procent pewna, gdzie jest, ale jak jej tam nie będzie to przejebane... Ale znajdę! Znajdę szybko. Ugh... Widzisz, to właśnie straszny bullshit, że nie można tak chodzić między pokojami wspólnymi, czy dormitoriami dowolnie, bo po prostu poszedłbyś ze mną...
Zamilkła na chwilę, uporządkowując przy tym myśli z lekko zmarszczonymi brwiami.
- To ja zaraz wrócę.
I faktycznie odwróciła się, by odejść szybkim krokiem w stronę Pokoju Wspólnego Hufflepuffu. Na szczęście książka okazała się być dokładnie w tym miejscu, o którym myślała i pięć minut później przybiegła z powrotem do Ślizgona z triumfalnym uśmiechem pełnym dumy... Nie była go świadoma.
Zaraz wręczyła chłopakowi książkę.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Cóż, chciał zaprzeczyć, powiedzieć, że był zainteresowany, ale oboje wiedzieli, że byłoby to kłamstwo i były momenty, że był gotowy wyskoczyć oknem, byle z nią nie rozmawiać. Ba, przecież nie raz wprost jej groził żeby zostawiła go samego, po prostu ona się nie przejęła. Dlatego choć jego uśmiech nieco zrzedł, bo było mu teraz przykro i miał wyrzuty sumienia, że tak ją traktował, wzruszył jedynie ramionami, decydując się nie wypowiadać na temat tego, że jego zdaniem naprawdę łaski jej nie robił odpisywaniem na listy i wcale nie czuł, by wiele wniósł w jej życie. I to było trudne, bo ona wniosła całą rewolucję w jego głowie, a choć ona sama tego nie potrzebowała, chciał jej dać choć połowę tego, co ona jemu.
W zasadzie nie zdążył nic powiedzieć podczas jej monologu, ani nawet nie próbował. Jedynie słuchał ją z lekkim uśmiechem, troszkę szczenięcym, choć nie zdawał sobie z tego sprawy, a gdy odchodziła, jedynie powiódł w milczeniu za nią wzrokiem. To dziwne jak dużo mówiący ludzie go wkurwiali, a jej monologi były dziwnie komfortujące i takie... Znane. Bezpieczne. Nie umiał tego wyjaśnić sensownie, ale po prostu lubił jak gadała i przejmowała na siebie większość konwersacji. Wiedziała przecież, że on raczej nie lubił dużo mówić, więc to uczciwy układ.
Szczerze spodziewał się, że wróci za sto lat co najmniej, więc oparł się o ścianę najbliżej miejsca, gdzie się spotkali, odpływając po prostu w myślach i o tym, jak jeszcze wczoraj mordował, o rozmowie z Aspasią i tym, jak umówili się by aktualnie trochę chociaż naprawić ich relację. I choć wcześniej już uznał, że nie będzie się starał o względy Saoirse, z szacunku do niej i jego braku do siebie, to teraz i tak miał ukłucie wyrzutów sumienia, tak jakby robił coś złego, albo jakby jego winą i wolą było zadurzenie się w rudowłosej. Zanim jednak jego myśli poszły dalej w złym kierunku, Puchonka była z powrotem, spotykając się z jego zaskoczonym spojrzeniem.
- Faktycznie szybko. Była tam, gdzie miała być?
Nie miało to znaczenia, ale i tak zapytał.
- Dzięki. To może od razu pójdę ją oddać, żeby nie zapomnieć. Narazie.
Co prawda mógłby z nią rozbawiać jeszcze sto lat, ale raz, że nie taki był plan, dwa, że niewygodne było stanie jak kołki na korytarzu, trzy, nie chciał zajmować jej czasu w momencie kiedy coś robiła ewidentnie, o ile nadal pamiętała co. Choć kiedyś żartował sobie z jej roztrzepania, teraz bywało, że zwracał uwagę by jej nie rozproszyć i dać skończyć cokolwiek robiła. Także postanowił dać jej spokój na dzisiaj, faktycznie zmierzając w lepszym nastroju do biblioteki.
zt.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Romilly na pewno nie wniósł w jej życie tyle, co ona w jego, jednak nie można powiedzieć, by było to całkowicie nic. Z jej perspektywy wyglądało to tak, że zyskała przyjaciela, o którym w życiu nie pomyślałaby, że mogliby tak się zbliżyć. Przecież pierwotnie chodziło o poprawienie mu humoru raz... Potem drugi, trzeci i kolejne. A jakoś za dziesiątym zdawało się zacząć wychodzić i napawało ją to szczerym szczęściem. W dodatku po drodze dowiedziała się o nim więcej. Najpierw mimo, że wzbraniał się przed tym, ale przecież z czasem sam zaczął się odzywać... A im więcej słyszała o jego problemach, tym bardziej chciała być tym małym promyczkiem słoneczka dla niego. Nie wiedziała, dlaczego zatrzymała się na dłużej akurat przy nim, ale zdawało jej się to właściwe. Nie miała jednak tendencji do rozmyślania na ten temat. Po prostu tak było.
- Wątpiłeś we mnie? - spytała z udawanym wyrzutem, choć zdradzał ją uśmiech.
Prawdopodobnie innego dnia zaproponowałaby mu bez wahania, że pójdzie z nim do biblioteki... Nawet nie czekałaby na odpowiedź, już teraz szłaby z nim ramię w ramię! A jednak była naprawdę zmęczona i nie marzyła teraz o niczym więcej niż prysznic i łóżko.
- Okej, to sorry, że z tobą nie pójdę, ale następnym razem. Znaczy, jakbyś czegoś potrzebował na przykład, albo nie chciało ci się gdzieś iść samemu, to mów! - rzuciła jeszcze za nim, po czym obróciła się, by wreszcie poszukać zasłużonego odpoczynku.
z/t
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
~3~
Idź stąd. Wróć tu
Cisza. Tumult
Zaraz zakochamy się
15 września 8:20
Należał do tych osób, które lubiły leniwe poranki. Minusem edukowania się było poranne wstawanie, zatem aby czerpać z tej pory dnia należało zmienić godziny doby na takie, aby spokojnie cieszyć się, no, niczym konkretnym tak właściwie. Do łazienki wchodził, mijając się ze szkolnymi skrzatami jedynie, a do wspólnego pokoju wchodził mając sporo ponad godzinę do śniadania. Najczęściej w tym czasie robił jakieś głupawe prace domowe dla Nico, tak dla rozrywki bardziej. Ano i ważna rzecz! Nie rozmawiał z nikim, poranki nie są czasem na rozmowy z ludźmi. Teo wtedy zawsze czuł się taki słaby i niegotowy na interakcje. Chociaż gdyby Puchoni nie mieszkali w lochach to siedziałby tymi porankami przy zimnym oknie, lecząc kaca i czytałby o powstaniach goblinów.
Przy stole na wielkiej sali zdawał się ożywiać, nie stronić od rozmów, równocześnie poczytując podręcznik na boku. Przychodził tam pierwszy, wychodził ostatni - taki klimat. Dziś jednak stało się zgoła odmiennie, bo zamiast delektując się końcówką pieczywa wśród śniadaniowych niedobitków Todor wyszedł z sali wcześniej. Niby przypadkowo, ale miał na oku Colina. Czemu? Trudno powiedzieć, zapewne miał w głowie coś głupiego, a chłopak zdawał się ofiarą idealnym obiektem na eksperyment. Podbił do niego zaraz po tym jak Krukon wyszedł ze śniadania.
- Idziesz na eliksiry? - Zapytał w ramach przywitania.
Ravenclaw |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 0
Po wczorajszym treningu, który sobie zorganizował w jednej z nieużywanych klas, wstał tego ranka w wyjątkowo dobrym humorze. Mięśnie ani trochę go nie bolały, co pozwalało mu być zadowolonym z myśli, że utrzymywał swoją kondycję na przyzwoitym poziomie. A to było dla niego istotne. Bo w szkole niestety nie zawsze mógł sobie pozwolić na regularne treningi, czy chociażby zwykły, krótki taniec.
Zanim zszedł na śniadanie, zaleciał nawet na chwilę do biblioteki, skąd wypożyczył księgę o eliksirach. Z nimi zawsze miał trochę trudności, więc przed ewentualnymi zajęciami zawsze czytał dodatkowe teksty z ich tematyki. Podczas śniadania zdążył nawet przejrzeć kilka pierwszych rozdziałów tomiszcza. Nie wczytywał się jednak w nie zbyt uważnie, nie chcąc stracić poczucia czasu. Po szybkim śniadaniu skierował się do lochów. Wtedy to właśnie zaczepił go Puchon. Nie pamiętał, czy kiedykolwiek rozmawiali jakoś dłużej, ale kojarzył go. Przez znajomość z Avą znał chyba wszystkich Puchonów.
- Cóż... Najpierw planowałem zajść po Avę - powiedział, zerkając w stronę odnogi korytarza, gdzie znajdowało się dormitorium Puchonów. Nie miał właściwie pojęcia, czy przyjaciółka wybiera się na tę lekcję. Znając ją, to początkowy zapał do edukacji mógł jej powoli mijać. - A co? Szukasz kogoś do współpracy? - zapytał, zamykając książkę i wkładając ją do przewieszonej przez ramię torby.
|