Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Uliczka na Oxford Circus Uliczka jak każda inna, z tym, że lepiej nie poruszać się po niej po zmroku. Dlaczego? Chociażby dlatego, że jest tu dość niebezpiecznie i łatwo tu o guza, niezależnie czy ktoś takiego szuka czy nie.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
17 sierpnia 2020; 22:30
Co Ian robił w tym miejscu o tej porze? Miał właściwie zbierać się już do domu, jednak ostatni dłuższy czas wyjątkowej buntowniczości i poczucia, że jest silny, niezniszczalny i super niebezpieczny, sprawiał, że coraz częściej wracał do domu stopniowo coraz później. Dzisiaj jednak zdecydował się przegiąć i wrócić Merlin wie kiedy. Zamiast tego szlajał się w przekonaniu bycia wielce niezależnym i dorosłym, po Londynie, szukając "przygód" i sam w sumie nie wiedział czego jeszcze. Po prostu czegoś nowego. Może i nie mógł używać magii, dlatego zostawił różdżkę w domu, ale przecież miał pięści i zdrowe nogi, co więcej miałoby mu się przydać?
W zasadzie mimo wszystko z niezadowoleniem nie spodziewał się akurat w tej minucie niczego szczególnego, bo uliczki były raczej puste. A już szczególnie nie spodziewał się spotkać znajomej osoby, gdy nagle w oddali dostrzegł zbliżającą się bardzo szybko osobę, znajomą chyba nawet całkiem dobrze znana. Chociaż ewidentnie uciekała przed kilkorgiem innych ludzi biegnących za nim... Hm. Trochę nie wiedział w sumie jak się zachować i stał tylko z wymalowanym pytaniem na twarzy. Jeśli więc Max go minął, Ian dwie sekundy po nim zerwał się do biegu by go dogonić. No ok?
- No siema - rzucił wesoło, całkiem w sumie uszczęśliwiony, że w końcu coś się dzieje.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 75
Niezależnie od tego, czy Maxwell znajdował się w Hogwarcie, czy poza nim, zawsze pakował się w kłopoty. Na dodatek w większości przypadków nie działo się to z jego winy. Ot, biedny chłopak po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie, tym samym sprawiając, że jego życie stawało się jeszcze bardziej skomplikowane, niż normalnie.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Przyjazd do Londynu, aby odwiedzić kolegę. Jednego z tych niewielu, jakich miał, a o którym nie wiedział jego ojciec, który pewnie z miejsca by uznał, że jego syn jedzie tam tylko po to, aby oddawać się szatanowi. Tak było zawsze odkąd zobaczył Maxwella z inną osobą tej samej płci w jednoznacznej sytuacji. A wystarczyło darować sobie wtedy ten pocałunek wiedząc, że ojciec tak zareaguje.
Spędził miło czas, przechadzając się po ulicach Londynu, jak również odwiedzając miejsca, których u niego w miasteczku nie było. Idealny dzień, podczas którego nie myślał o piekle w domu. O tych wszystkich razach, czy obelgach, którymi raczył go staruszek. Po prostu cieszył się z życia, pozwalając sobie na radość, która momentami była mu obca.
Do czasu, jak nie wpadkował się na dryblasa, który oczywiście uznał, że Maxwell chce się bić. Jakby tego było mało owy dryblas musiał należeć do rodzaju homofobistycznego i po tym, jak wyzwał McKaya od pedałów, postanowił go sprać na kwaśne jabłko. Z tym, że Max był szybki. Nauczył się uciekać, a dzięki temu, że był szczuplejszy niż tamten i jego zgraja, wszystko mogło się udać.
Dał susa przed siebie, nawet nie oglądając się przez ramię. To spowalniało. Musiał liczyć, że go nie dorwą.
Minął osobą, która stała samotnie, nie zwracając na nią uwagi. Do czasu, aż ta nie znalazłą się koło niego. Zaraz, co?
-Oszalałeś! Zmywaj się stąd - skomentował i nie wiedzieć czemu, złapał Iana (chyba to był on, a nie ten drugi) za rękę, ciągnąc bardziej za sobą. No przecież nie pozwoli mu zgarnąć wpierdolu za niego.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Cóż, może i oszalał, ale przecież po to chyba mniej więcej szlaja się po nocy po mieście? Po przygodę, po adrenalinę, po spontaniczność. A Maxwell w zasadzie zapewnił mu to wszystko choć Ian nadal był zupełnie niezwiązany z tematem i jedynie biegł sobie przypadkiem obok. Bo mógł, bo głupio byłoby stać i patrzeć jak jego kumpel randomowo przebiega sobie obok i znika za nim. Skoro już się spotkali, fajnie pogadać!
- Może być ciężko trzymając się za ręce, kochanie - zauważył z rozbawieniem, zerkając jak go ze sobą ciągnie. Ale i tak miał zamiar w sumie podążyć za nim więc co za różnica? - Ciekawe masz rozrywki w wakacje, nie powiem. Co im zrobiłeś?
W jego głosie rozbrzmiewała szczera, ogromna ciekawość kiedy próbował przy okazji samemu opracować jakąś hipotezę. Czy coś im ukradł? Wdał się w bójkę nie mierząc sił na zamiary? Napyskował i teraz głupio, bo się okazuje, że jeden złamas ma ze sobą stado? Tak czy siak, w zasadzie Ian nie oceniał, sam był mistrzem pyskowania i pakowania się w kłopoty, chociaż widać mnieszym niż sam Maxwell przyciągający je jak miód pszczoły.
- Ciekawe, że aż tak się zawzięli, długo już uciekasz?
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 75
W ogóle nie spodziewał się spotkać tutaj kogoś, kogo kojarzył ze szkoły. Jasne, nie można było powiedzieć, że Maxwell był jakimś wielkim kumplem ze Ślizgonem, pewnie dlatego, że był Ślizgonem, ale znał jego twarz. Jak chyba każdy w Hogwarcie, bo ostatecznie pewnie większość poznała gniew Leightonów, jeśli już czymś im podpali.
Kiedy chwycił chłopaka za rękę, niewiele myślał. Obudził się w nim raczej instynkt samozachowawczy, który chciał również ochronić potencjalną ofiarę, którą mogły spotkać nieprzyjemne rzeczy ze strony goniących ich osiłków. Czemu oni w ogóle się nie męczyli, tylko zmuszali Maxwella do takiego wysiłku?
Słysząc słowa Iana zdał sobie sprawę, że faktycznie trzyma go za rękę. Puścił ją, omal się przy tym nie wywalając. Pytanie, czy potknął się o wystający kawałek chodnika, czy jednak o własne nogi, bo zaczął panikować już nie tylko ze względu na zagrożenie za nimi.
-No… sorry - wydukał z siebie. Tyle dobrego, że biegnąc nie musiał patrzeć na swojego towarzysza z przypadku.
Odetchnął głębiej czując, że niedługo możne znacznie zwolnić. A jeśli to zrobi, kiedy ci za nimi nadal będą poruszać się tak samo, dopadną ich. A przynajmniej jego, bo Ian pewnie zwieje.
-Wpadłem na nich… to wszystko - odpowiedział krótko. Wcale nie powinien marnować energii na wyjaśnianie teraz wszystkiego Ianowi. Zresztą nie do końca rozumiał, czemu ten nadal był obok niego, skoro Gryfon już nie ciągnął go za sobą. - Jakiś czas. Ale trochę się… męczę - rzucił. Nawet znacznie bardziej dyszał.
Widząc potencjalną drogę ucieczki w postaci pomniejszej uliczki, złapał znowu bez słowa Iana, ciągnąc go tam w ostatniej chwili. Nic dziwnego, że wylądowali na brudnej ziemi, tuż obok kontenera na śmieci.
-Tylko cicho - szepnął, trochę poganiając Iana, żeby się za ten kontener schował.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Uniósł brwi kiedy ten w końcu wysapał powód tej całej gonitwy. I tak naprawdę aż ciężko było w to uwierzyć, co okazał lekkim parsknięciem. Bo co, tylko wpadł na nich i taki gniew? Albo coś w ich głowach jest poważnie przekręcone, ego porzywdzone, samoocena nie istnieje, albo to Max nie powiedział wszystkiego. Ale to nie miało znaczenia większego poza tym, że po prostu był ciekawy. Nie oceniał! Był Leightonem przecież.
- Hm, to długo już biegniesz?
Durna pogawędka podczas uciekania i ratowania życia. Jak na takie okoliczności, Ian zdawał się niemalże beztroski, i faktycznie tak się czuł. Zero zmartwienia, za to dużo niezdrowego zainteresowania. Ciekawość zabije kota, ale satysfakcja może przywróci go do życia...
Zaraz jednak schowali się w uliczce i w porównaniu do Maxa, Ian nie miał wcale problemu z niemalże wstrzymaniem oddechu aż pospieszne kroki minęły kontener i po chwili zapadła cisza kiedy gdzieś pobiegli. Hm... Chyba jednak byli inteligentni inaczej. Skąd tacy się biorą, gdzie to się chowa? Pod kamieniem? Aż go szok i niedowierzanie obejmowały. Mimo to jednak zaraz wstał, otrzepując ubrania z brudu uliczki, zerkając na Gryfona.
- Całe wakacje szukam przygód, a ty się świetnie bawisz beze mnie. Niesprawiedliwie, mógłbyś mnie czasem zaprosić. Nuda to jedyne co sprawia, że chętnie już wrócę do szkoły.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 75
Zaczynał być poważnie zmęczony. Bolały go trochę nogi, bo mimo wszystko dawno nie musiał aż tak intensywnie uciekać z obawą, że zaraz zostanie złapany i pobity. Do tego drugiego powinien się już przyzwyczaić po wszelkich ekscesach w domu, niemniej nadal nie było to zbyt przyjemne. Nie, kiedy człowiek wiedział, że dostał w mordę bez większego powodu.
-Paręnaście minut może… wiesz… nie wiem, nie liczyłem. Byłem zajęty uciekaniem - odpowiedział, dysząc. Tak, z całą pewnością konwersacja w trakcie takiego wysiłku nie była tym, czego potrzebował. Przecież jak tak dalej pójdzie to nie zauważy jakiejś przeszkody i w nią wpadnie. Miał do tego tendencję, bo jeśli komuś miało się przytrafić coś żenującego, ale niebezpiecznego, to z całą pewnością właśnie Maxwellowi.
Odetchnął głęboko, kiedy okazało się, że osiłki, które ich goniły, dały się wyrolować w tak prosty sposób, jak zwianie w inną uliczkę. Na Merlina, jak dobrze, że nie należeli do tych inteligentnych, bo już dawno byłoby po nich. Zwłaszcza, że wystarczyło stanąć po obu stronach uliczki, aby nie pozwolić ofiarom uciec.
Opadł na ziemię, nie przejmując się, że zaraz będzie cały mokry. I śmierdzący, ostatecznie to śmietnik.
-Wiesz… jakoś tego nie planowałem - odpowiedział, opierając głowę o ścianę za sobą. Było mu na rękę, że Ian stał kawałek od niego. Nigdy nie czuł się pewnie przebywając z przedstawicielami płci męskiej sam na sam. Z wiadomych powodów. - W ogóle… czemu tu jesteś, co? To raczej dziwne miejsce dla czarodziejów - zerknął na niego. O ile zakład, że pewnie miał zamiar odwinąć jakiś numer, tylko McKay mu w tym przeszkodził.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Parsknął cicho śmiechem na jego odpowiedź, lustrując go krótko wzrokiem. Faktycznie wyglądał jakby zaraz miał umrzeć. Ian miał bardzo dobrą formę, ale też dopiero zaczął biec więc pewnie długo będzie tak sobie na luzie i z uśmiechem tupał z nim na równi.
Uniósł brwi, wtykając niedbale ręce do kieszeni bluzy. Kiwnął na niego głową lekko.
- Śledziłem cię, a co?
Naturalnie nie mówił szczerze, nabijał się z niego. Ale nie w nieprzyjazny sposób, nic do niego nie miał mimo sztandaru węża w szkole, co podobno dzieliło natychmiastowo Gryfonow i Ślizgonów. Ale nie, Ian patrzył na to kto był jaki. Nie lubił jak ktoś był pierdołą i pusią chowającą się za winklem, ale nie lubił też debili rzucających się w wir walki jeden przeciwko trzem. Może dlatego nadal miał do Maxwella pewien rodzaj sympatii, a może to po prostu ładna buzia chłopaka go urobiła. Ewentualnie oba.
- Mieszkam w Londynie. Poza tym dla nas raczej żadne miejsce nie jest dziwne, chyba że mam teraz wytknąć, że idąc tym tropem, też nie powinno cię tu być. Więc co tu robisz?
Przekrywił głowę, przypatrując mu się z ciekawością godną... Cóż, chochlika jakim przecież był. Tak też był postrzegany, razem z Philipem jako szarańcza szukająca zaczepki, przygód czy rozrywki, pakująca się w kłopoty bez drugiej myśli.
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, wtykając jednego do ust i zapalając zapalniczką - nie brał ze sobą różdżki na miasto, bo po co jak nawet nie mógł magii używać? Zaciągając się, wyciagnął paczkę ku Gryfonowi w niemej propozycji. Sam nie palił zbyt często, ostatnio zaczął próbować, bo to było cool i zdawało się sprawiać, że czuł się bardziej niezniszczalny, nietylakny i niebezpieczny, jak prawilny street gangsta.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 75
Spojrzał na chłopaka na krótką chwilę, nie do końca wiedząc, co powinien powiedzieć. Śledził go? Po co? I czy w ogóle mówił poważnie? Niestety Maxwell miał poważne problemy z rozróżnieniem, kto żartował, a kto nie, przez co równie często pakował się w kłopoty, ponieważ druga strona została źle zrozumiana.
-No świetnie. I podobało ci się? - mruknął jedynie, uciekając gdzieś wzrokiem.
Odetchnął głębiej, żeby ostatecznie się uspokoić. Nie lubił być w sytuacjach, nad którymi nie panował, a już zdecydowanie nie było mu na rękę, kiedy ktoś ze szkoły widział, co odwalał. Mugolak, który ledwie uciekł jakimś opryszkom. Wspaniale. Materiał na pierwszą stronę gazety. Bo jak to czarodziej nie dawał sobie rady z kimś, kto nie posiadał za grosz talentu magicznego?
-Dla mnie to miejsce jest bardziej normalne, niż dla ciebie. Jakbyś nie wiedział, jestem z mugolskiej rodziny, więc poza szkołą tak wygląda mój świat - skomentował, lekko ramionami wzruszając, wewnętrznie przygotowując się na pocisk ze strony Ślizgona. No bo przecież zawsze tak robili, prawda? W Domu Węża byli głównie przedstawiciele czystokrwistych, ewentualnie szanujących się rodów. Ale pewnie nie było żadnego mugolaka, bo jak to tak.
Uniósł lekko brwi, kiedy chłopak poczęstował go papierosami. Wolał nie myśleć, co zrobiłby mu ojciec, gdyby je wyczuł. Już pomijając, że Gryfon nie był ich fanem. Co innego widok osoby, która paliła. Z jakiegoś powodu faceci z papierosami wyglądali seksownie. Tylko czy Max powinien o tym teraz myśleć i to przy Leightonie?
-Yyyy, nie dzięki. W ogóle… powinienem już chyba iść. Głodny jestem - powiedział, powoli podnosząc się z ziemi. Otrzepał tyłek, zerkając na Iana. - Yyyy… też chcesz? No… jak skończysz palić.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Uśmiechnął się szerzej, wsadzając ręce niedbale do kieszeni bluzy, po czym skinął głową w pełnym zadowoleniu.
- Jak cholera. Jak jeszcze się będę nudził, wiem do kogo uderzać.
Mrugnął go niego, niewiele myśląc o tym, że najwyraźniej po raz kolejny flirtuje zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Już jego przyjaciółka, wtedy jeszcze przyszła, zaznała jego charakteru odczytywanego jako "zbyt spoufały". Zwyczajnie miał w sobie dużo charyzmy! A to, że byla odczytywana jako podteksty... Cóż, on nie miał o tym pojęcia, i szczerze nie wiedział jak rozróżniać kiedy to jeszcze przekomarzanki, a kiedy już flirt. Teraz chciał się tylko podroczyć z kumplem, z którym w zasadzie raczej nie spędzał w szkole zbytnio czasu. Czas nadrobić! Los tak chciał.
- To mnie zaintrygowałeś. - Zaciągnął się papierosem w chwili milczenia. - A co idziesz zjeść? Skoro jesteś obyty, możesz się pochwalić jakimś dobrym mugolskim jedzeniem, chętnie spróbuję.
Nawet był zmotywowany! Nie musiał tu w zaułku dopalać papierosa, chętnie już by się skierował, ale przyszło mu coś do głowy.
- A to gdzies obok? Mam zgasić? Czy idziemy i pewnie zanim dojdziemy, dopalę?
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 75
No i czemu on w ogóle jeszcze rozmawiał z Ianem, skoro sama jego obecność dziwnie go stresowała? Już sam fakt, że przyłapał go na ucieczce przed mugolami był dziwnie krępujący, bo dawał Ślizgonowi podstawy do nabijania się z Gryfona. Tylko czy Leighton w ogóle wykazywał oznaki osoby, która chciała się naśmiewać? Był Ślizgonem, to niby wiele tłumaczyło.
-Yyyy… no nie wiem czy poleciłbym właśnie taką formę rozrywki, ale niech ci będzie - mruknął, bo nie dość, że chłopak dziwnie się na niego patrzył to jeszcze atmosfera zrobiła się jakaś taka dziwna. Może to tylko wyobraźnia Maxa i jego przewrażliwienie na wszystko, co wyglądało chociaż trochę gejowsko? Miał traumę, nikt nie powinien mu się dziwić. Niby nic złego, a jednak ciało pamięta ból, który prezentował mu ojciec.
-No nie wiem, chyba kebaba. Jest najbardziej syty i tani - powiedział. Tylko czy w ogóle Ian wiedział czym w ogóle taki kebab był? Czarodzieje raczej nie jadali podobnych potrwa ograniczając się do standardowych potraw. Przecież gdyby w szkole pojawił się na obiad taki fast food, McKay był pewien, że zrobiłby furorę. - Nie wiem czy będzie pasował do kogoś, kto pewnie pochłania kawior i łososia, ale możemy spróbować - rzucił po chwili zastanowienia, przeczesując włosy dłonią. No i na co mu to wszystko było? Później jeszcze Ślizgon zacznie opowiadać, że ten chciał go otruć.
-Kawałek dalej, jeśli chcemy zjeść wiesz.. takiego najlepszego. Więc możemy iść, chociaż dmuchanie innym dymem w twarz wcale nie jest fajne - zauważył. No on osobiście by nie chciał, by ktoś mu tak chuchnął.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
W czasie kiedy Max widać miał sto zawałów na minutę i kryzys z każdym słowem i mimiką Iana, on był załkowicie rozluźniony, jak i zupełnie nie rozumiał zarówno samego Maxwella barier społecznych, jak i czyichkolwiek. Nigdy przecież sam ich nie miał, jego charyzma sprawiała, że potrafił się wbić w każde towarzystwo i w większości bez problemu dogadać. Dla niego to było bajecznie proste, więc dlaczego też dla Maxa? Wystarczy wyluzować, nie?
- Wszystko, co ma w sobie trochę chcoiaż adrenaliny, jest zajebiste. Dlatego gram w quidditcha. Niby sport szkolny, ale jak tłuczek jebnie to życie można stracić, niemalże. Ach, nie mogę się doczekać szkoły i pierwszych meczy.
To w końcu jedno z jego ulubionych szkolnych zajęć! Zaraz po byciu Ianem tu i tam, co nigdy nie przynosi nic dobrego, okazjonalnie dziurę w suficie.
- Cokolwiek to jest, wchodzę w to. - Parsknął śmiechem zaraz, by unieść brwi pytająco. - Czy ja ci wyglądam na szlachtę? Znaczy, jeśli tak to schlebiasz mi i dzięki, ale raczej nie jestem z tej grupy społecznej.
Chociaż to nie byłoby takie złe to zupełnie nie narzekał na sytuację domową. Naturalnie, jak każdy dzieciak, do czegoś zawsze idzie się przyczepić, ale nie brakowało im pieniędzy, ani nie żyli w ubóstwie, w zasadzie naprawdę żyło im się dobrze i Ianowi to wystarczało.
- Dobra, już dopalam. - rzucił z niezadowoleniem, przewracając oczami. Faktycznie dość szybko wypalił co miał, gasząc zaraz pecik, jednak był dość wychowany (o dziwo!) by zanieść go do kosza, a nie rzucać na ziemię. Jedna z niewielu nauk, które aktualnie jego matce udało się wbić do jego szatańskiego łba. - Dobra, idziemy. Nie przyjmują pewnie naszych pieniędzy? Znaczy wiesz, bo nie mam w sumie mugolskich, mam kilka sykli. Mogę ci dać sykle i mi kupisz?
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 75
-Chyba nigdy nie będę w stanie zrozumieć co takiego pociągającego jest w Quidditchu. Znaczy jasne, fajnie wygląda jak się na to patrzy, chociaż czasami jest brutalnie, ale granie? To z pewnością nie dla mnie. Może to dlatego, że nie jestem fanem latania… - odpowiedział. Lęk wysokości w niczym nie pomagał. Na litość Merlina, jak się tak zastanowić, Maxwell miał same lęki, co czyniło go jeszcze większym przegrywem. Nic dziwnego, że co chwilę jakiś człowiek, zwierzę albo rzecz czyhały na jego życia. Weź tu człowieku z tym walcz, skoro jedyne w czym było się dobrym, to ucieczka, a i to nie zawsze wychodziło.
-No tak… nie możesz wiedzieć, czym jest kebab. Ale posmakuje ci. A jak nie to… to pójdziemy na coś innego, chociaż jestem pewien, że się uzależnisz - stwierdził. Miał pewne obawy, ale do tej pory nie spotkał człowieka, który nie polubiłby tego jedzenia, a przecież kubki smakowe czarodziejów nie różniły się specjalnie od tych mugolskich. Chyba. - No… a to nie tak, że większość Ślizgonów jest tak jakby szlachtą? Przynajmniej tak się zachowują - mruknął. Nie miał zbyt dobrego stosunku z przedstawicielami tego domu, ale czemu się tu dziwić? Wystarczyło na niego spojrzeć, by dostrzec, że był ofiarą idealną. Ludzie to wykorzystywali, przez co musiał później unikać połowy szkoły.
-No tak jakby nie przyjmują, ale spoko, zapłacę. Jeszcze mnie stać, lol. Przynajmniej póki co - powiedział, trochę się mieszając. Kiedy ostatnio coś komuś kupował? Nie bardzo miał w ogóle z kim tak jadać, więc to było całkiem miłe.
Poprowadził chłopaka do lokalu z jednym z najlepszych kebabów, zamawiając dwa.
-No… mam nadzieję, że będzie ci smakowało - rzucił, wgryzając się w swojego. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak piekielnie był głodny.
|