Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Angielska siedziba rodu Boleynów
Zamek oddalony od Londynu o 30 mil w kierunku południowo-wschodnim zbudowany w XIII wieku, oryginalnie stanowił siedzibę Boleynów od 1462 do 1539, kiedy to Anna Bolyen została wedle mugolskiej wiary ścięta, przez co posiadłość stała się własnością Henryka VIII, który następnie przekazał ją Annie Kliwijskiej podczas negocjacji o unieważnienie z nią małżeństwa. Przewędrował przez wieki przez kolejne ręce aż trafił w ręce Amerykanina, który dodał między innymi Włoski Ogród oraz Astor Wing – skrzydło połączone z zamkiem, wyglądające jak przyklejona do tyłów zamku wieś w stylu Tudorowskim. Po długich negocjacjach rodzina Boleynów odzyskała swoją rodową posiadłość wraz z początkami roku 2020. Przebudowawszy Astor Wing na swoje potrzeby – poprzez wyeliminowanie akomodacji hotelowych i stworzenie obszernych stajni wraz z potrzebnymi budynkami gospodarczymi – oraz po zaadaptowaniu części zamku wcześniej przeznaczonej do zwiedzania, Boleynowie zamieszkali w nim w środku lata tego samego roku.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
20.08.20 ~11:00
Rzadki dzień pełen słońca. Ori ostatnio tak prędko zrywała się z łóżka na widok złocistej jasności za oknem jeszcze we Francji. Zdążyła wcisnąć się w szare, kraciaste bryczesy z pełnym skórzanym lejem i białe jeździeckie polo pewnie jeszcze zanim młodszy brat się obudził. Zaciskała gumkę do włosów na końcówce warkocza w pośpiechu biegnąc ku Astor Wing z pominięciem sali jadalnej. Zamierzała wykorzystać każdą dostępną sekundę słońca, tak rzadkiego w mokrej jak gąbka Anglii.
Pewnie dosiadała własnoręcznie oporządzonego konia kiedy Pascal siadał do stołu. Cóż, nie można było odmówić Oriane tytułu porannego ptaszka. Koń, niedawno sprowadzony z Francji, tańczył pod nią na wewnętrznym dziedzińcu Astor Wing, równie niecierpliwy by ruszyć w teren - musiał jednak zaczekać, gdyż oto z cichym pyknięciem pojawił się jeden z domowych skrzatów niosący wieści dla mademoiselle.
- Panienki rodzice prosili o przekazanie, że pracują dzisiaj w Londynie do późna.
Skrzaty domowe Boleynów nie drżały przed nimi ze strachu. Dość popularne w tym rodzie było traktowanie skrzatów z szacunkiem należnym stworzeniu o intelekcie równym ludzkiemu. Oczywiście stworzenia bez takiego intelektu także traktowali z szacunkiem ale nieco innym - w końcu one nie nakarmią się same, często też nie potrafią zdecydować co dla nich najlepsze, bezmyślnie podążając za instynktami co w obliczu cywilizacyjnego rozwoju nie zawsze było rzeczą pozytywną.
Oriane powściągnęła wodze, czując potrzebę przejęcia roli pani na zamku. Bo, w związku z zasłyszaną wieścią, była teraz odpowiedzialna za nagłe przypadki.
- Pascal wie?
- Tak, panienko. Państwo poinformowali panicza przy śniadaniu.
- Dziękuję za wieści. - Skinęła z uśmiechem głową ku skrzatowi. I tak była uśmiechnięta, bo jak się w tak słoneczny dzień nie uśmiechać? Ale była też po prostu grzeczna. - Nie wyjadę poza nasze tereny. Gdyby coś się działo znajdź mnie, proszę.
Zostawiwszy dyspozycje i pomachawszy dłonią na pożegnanie wyjechała stępa przez tylną bramę zamku, w porannym powietrzu rozkoszując się powolnym spacerem. Nie było co konia popędzać, mieli cały dzień - lepiej niech rozgrzeje mięśnie.
Urocza blondynka na koniu fryzyjskim. Gdyby cała okolica nie była tak pusta pewnie robiliby niemałe wrażenie gdy galopowali dziko przez łąki przesadzając bezpardonowo drobne naturalne przeszkody albo kiedy spokojnym stępem pokonywali któryś mostek w którejś odległej części ogrodu. Natrafiwszy na malowniczą polankę na skraju łąki i jakiegoś młodniaka, co pachniała mocno rutą, dziewczyna zdecydowała się dać sobie i wierzchowcowi odpocząć. I tak właśnie zastała ją godzina jedenasta - siedzącą pośród wysokich traw oraz polnych kwiatów, splatającą na nowo warkocz, tym razem przetykany żółcią kwiatów ruty. Koń z mocno poluzowanym popręgiem podgryzał obok trawę. Świat był taki... Spokojny.
Oriane czuła się wolna. Odsuwała od siebie skutecznie myśli dotyczące szkoły i konieczności zostawienia tej wolności za sobą. Bo to miał być dobry dzień.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Choć wilgoć w powietrzu ani trochę Pascalowi nie przeszkadzała (przecież żeglując nie raz zmókł szybciej i do stopnia braku suchej nitki na ciele), to jednak typowo deszczowa angielska pogoda sprzyjała spaniu. W sumie nigdy nie był rannym ptaszkiem, ale od wyprowadzki z Francji zaczął zwlekać się z łóżka tak co najmniej o godzinę później. Dzisiejszy dzień, choć słoneczny i zachęcający do spędzania czasu w jednym z ogrodów, nie był inny.
Obudził się na tyle późno, że chyba czas już był na śniadanie. Wciąż mieli jeszcze jedenaście dni wakacji na trochę więcej lenistwa i swobody, więc pozwolił sobie na zejście do jadalni z nieułożonymi włosami i jedynie w jedwabnym szlafroku w kolorze królewskiego błękitu zarzuconym na piżamę, która składała się z luźnych spodni i zwykłej białej bokserki.
Gdzieś pomiędzy trzecim, a siódmym kęsem naleśników polanych syropem klonowym, rodzice oznajmili, że wybierają się na cały dzień do Londynu, możliwie nie wrócą nawet na kolację, więc odpowiedzialność za wszelkie sprawy związane z domem dzisiaj należała właśnie do niego, Pascala oraz jego niewiele starszej siostry, Oriane. To był chyba pierwszy raz od przeprowadzki, kiedy miało nie być ani maman ani papa calusieńki dzień - wcześniej choć jedno z nich po kilku godzinach wracało, żeby zająć się organizacyjnymi sprawami posiadłości.
Poproszono skrzaty o przekazanie tej nowiny starszej z rodzeństwa Boleyn, na co Pascal napił się zielonej herbaty, o którą poprosił do posiłku. Nie dziwił go brak siostry przy stole, za dobrze ją znał, żeby zachodzić w głowę gdzie jest - pewnie cieszy się słońcem gdzieś na terenach zielonych, może gra na swojej cytrze, może czyta kolejną książkę, a może wybrała się na przejażdżkę konną? W końcu od kilku dni ich konie w końcu zamieszkały specjalnie dla nich przygotowane stajnie. Może on też powinien zajrzeć do swojego ogiera i poświęcić mu trochę uwagi? Skrzypce mogą poczekać do pory popołudniowej, kiedy to temperatura na zewnątrz opadnie.
Jak tylko zjadł ostatni kawałek naleśnika i wypił ostatni łyk herbaty, podziękował skrzatom za posiłek i sprzątanie, udał się do swojego pokoju, żeby ubrać się odpowiednio do jazdy konnej, po czym nucąc pod nosem melodię, która równocześnie wygrywana była palcami na powietrznych klawiszach, opuścił główną część posiadłości i udał się do stajni.
Poświęcił chwilę na oporządzenie swojego wierzchowca, po czym wskoczył na jego grzbiet jeszcze wewnątrz budynku i stępem udał się w kierunku... cóż, przed siebie, gdzie go końskie kopyta poniosą. A kopyta poniosły go tam, gdzie przebywała Oriane, najwyraźniej konia zwabiła obecność kompana z boksu obok. Pascal uśmiechnął się pod nosem, po czym niespiesznie zbliżył się do blondynki siedzącej w trawie.
-Bonjour ma soeur! Comment ça va? - Zeskoczył z siodła jakieś dwa metry od niej, poluzował popręg, poklepał wierzchowca po szyi, po czym podszedł usiąść obok siostry, uśmiechając się przy tym radośnie.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Tymczasem, w czasie kiedy rodzina Boleyn żyła sobie w świętym spokoju, Heather i Kira, zupełnie nieświadome, że ktokolwiek tu mieszka, wybrały się na wycieczkę do ruin zamku. Natauralnie, blondynka wystroiła się jak zawsze jak hrabianka, po części żeby Kira zrobiła jej sesję zdjęciową na zamku (a miała nawet taki czarodziejski, robiący ruchome zdjęcia!), a po części po prostu nie umiejąc inaczej. Nie mogła ot o siebie nie zadbać, założyć byle czego, pomijając fakt, że jak durna założyła buty na obcasie. Do ruin. Ale to co, miała założyć balerinki? Gdzie do takiego stroju, przecież to się nie godzi.
- Zrobisz mi potem trochę zdjęć, okej? To sobie wywołam. Ja tobie też mogę zrobić w sumie, tylko pewnie ci je dam dopiero w szkole. - Bo przecież sowy nie wyśle. Umarłaby zanim by od niej ten potwór w ogóle wziął list. - Ogromny ten zamek. Mogłabym w takim mieszkać. Tylko musiałabym NAPRAWDĘ bogatego męża znaleźć, a nie wiem czy aż tak wysoko uda mi się ustrzelić. Chyba że na dzieciaka, ale teraz to i tak pewnie jeden chuj i by polazł w pizdu. Bez sensu.
Weszły głównym dziedzińcem, a stukot obcasów Gryfonki odbijał się echem dookoła. Heather jednak nie zwracała na to uwagi. Za to coś, co ją przykuło, był fakt tego jak prezentowały się owe ruiny. Były zadbane. Czy to nie dziwne jak na miejsce opuszczone przez dekady czy wieki?
- Nie uważasz, że to miejsce aż dziwnie dobrze się trzyma? - zapytała z namysłem, patrząc po obrośniętych zielenią murach. - Chociaż najpierw może dobrze pójść gdzieś na ogrody? Jak wolisz? Tam jest jakiś żywopłot, może jakiś ładny zakątek na zdjęcia znajdziemy. Cudownie jakby była stara huśtawka, o matko, to genialne ujęcia!
Heather widać była dziś w świetnym humorze nie tylko na wycieczki, ale i na rozmowy, mówiąc więcej niż czasem potrafiła podczas całego spotkania. Ale każdy chyba czasem tak ma, że mu się buzia nie zamyka! Prawda?
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 72
Heather i Kira zestawione ze sobą zdecydowanie wyglądały jak najbardziej osobliwe połączenie na świecie. Hatheway, wysoka, smukła, bladolica blondynka o urodzie tak eterycznej, że niemalże przezroczystej, wystrojona jak królewna... i obok niej Kira w swoich workowatych, obciętych nad kostkami dżinsach, pobazgranych markerem trampkach i szeleszczącej, pstrokatej kurtce bomberce. No cóż, bardzo dziwna kompania z jeszcze dziwniejszymi pomysłami. Bo przecież wycieczka do pięknego, ale od lat opuszczonego zamku w hrabstwie Kent nie była pierwszą rzeczą, która dwóm młodym damom mogła przyjść na myśl. A jednak właśnie wkroczyły na tereny przyzamkowe, które jak na od lat opuszczone wydawały się zaskakująco dobrze utrzymane. Podejrzana sprawa, ale z drugiej strony przecież był to niejako zabytek, więc być może ktoś o niego dbał? Może teren naszpikowany był kamerami, a zza żywopłotu za chwilę wyskoczy jakiś podstarzały ochroniarz z paralizatorem?
— Spoko — przytaknęła krótko, co nie było do końca w jej stylu, ale myślała intensywnie o mugolskich ochroniarzach i dziwnie zadbanym trawniku. — W sumie to mogłam o tym pomyśleć i wziąć swojego analoga, bo chociaż nie mam ruchomej kliszy, to zwykłe mugolskie zdjęcia też potrafią mieć w sobie to coś — dodała jeszcze, patrząc na przyjaciółkę z uśmiechem. Kira podobnie jak Heather nie miała problemów z samooceną, wręcz przeciwnie - lubiła siebie, a co za tym idzie lubiła też zdjęcia. Okazja do powygłupiania się przed obiektywem nie zdarzała się zbyt często, więc ochoczo przystała zarówno na rolę fotografki, jak i modelki.
— Nikogo już nie złapiesz na dzieciaka. Może dwadzieścia lat temu, teraz zdecydowanie bardziej modne jest zostawianie samotnych matek na pastwę losu. Nawet, a może zwłaszcza przez milionerów! — stwierdziła Kira z przekonaniem godnym mocno doświadczonej, czterdziestoletniej dojrzałej kobiety, a nie ledwo odrośniętego od ziemi podlotka. — I faktycznie, dziwne to trochę. Jasne, mogą tu być jacyś konserwatorzy zabytków czy coś, ale żeby tak równo trawnik przystrzygali? Może faktycznie najlepiej zacznijmy od ogrodów. Kto wie, jakie skarby w nich znajdziemy!
Clark zawsze była pełna entuzjazmu, więc swoim skoczno-tanecznym krokiem ruszyła przed siebie, nieco przeganiając Heather, która na szpilkach może i chodziła nieźle, ale i tak zdecydowanie wolniej niż Kira w swoich cichobiegach. Ach, jakież tajemnice może skrywać ta stara budowla?!
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Z oddali widać już było sylwetkę drugiego jeźdźca na koniu. Nikt inny tego dnia nie mógł to być niż jej własny brat. Odrzuciła na plecy bladozłoty warkocz nadstawiając z łagodnym uśmiechem twarz ku słońcu. Pewna była niemal całkowicie, że została ze swoim potężnym koniskiem dostrzeżona i wkrótce pojawi się towarzystwo. Co ciekawe - oboje dosiadali ogierów, choć ten Orianowy był zdecydowanie bardziej energiczny. Chłopak stajenny po cichu, sądząc, że jego słowa nie docierają pantoflową pocztą do uszu panienki, nazywał go narowistym. Gdyby tylko odważył się odezwać przy Ori powiedziałaby co myśli: że to on, stajenny chłopak, jest ślamazarny. Ogier Oriane był perfekcyjnie przyjacielski i chętny do współpracy, jak na standardowego fryza przystało.
Podpierając się rękoma o grunt za plecami, z wyciągniętymi przed siebie nogami, jak kocur usiłowała z przymkniętymi oczami łapać letnie ciepło. Kto by pomyślał, że tak niewielka geograficzna różnica mogła być w rzeczywistości tak wielką zmianą pogody. Cóż, przynajmniej Londyn był blisko. Szczerze nie była pewna, czy stanowi to jakąkolwiek pociechę. Skupiła się na słuchaniu szumiącej trawy, drzew, wkrótce także na koniach witających się wzajemnie rżeniem oraz subtelnym tętentem kopyt, w większości pochłoniętym przez trawiastą ziemię, wciąż nikle wilgotną po deszczach poprzedniego dnia. Czy czuła tę nikłą wilgoć przez bryczesy? Cóż, odczuwała lekki chłód, jednak skórzany lej sięgający prawie połowy pośladków był zbyt grubą materią by wczorajsze mżawki miały szansę go pokonać.
Wkrótce, jak można było się spodziewać, usłyszała nierówne skrzypienie skóry pasujące do serii ruchów potrzebnych by zeskoczyć z siodła, i kolejne skórzane dźwięki - już nie skrzypiące, przetykane za to cichymi brzęknięciami metalowych klamr - powiązane z poluzowywaniem popręgu. Uśmiechnęła się szerzej na znajomy głos.
- Bonjour - odparła z pełnym satysfakcji życiowej westchnieniem. - Pas trop mal, frère, pas mal.
Kiedy tylko usiadł obok uchyliła jedno oko, zerkając na braciszka z takim spokojem jaki potrafiła mieć jedynie na łonie natury i z dala od obcych ludzi przy których czuła obowiązek perfekcyjnej prezencji. Zarzuciła mu rękę na ramiona, wesoło czochrając Pascalowe loczki.
- Et tu, comment va?
Prawie zaczęła mu robić wykład na temat konnej jazdy bez toczka. Powstrzymało ją jednak coś - może miłe ciepełko słonka na twarzy, może ten wszechobecny spokój powodowany odsunięciem na daleki horyzont myśli o zbliżającym się wielkimi krokami rozpoczęciu roku szkolnego w Hogwarcie. Można by stwierdzić: hipokrytka! Sama jeździ bez kasku a bratu chce robić wyrzuty? Cóż, o ile o Pascalu można było powiedzieć, że się urodził ze sterem w rękach, zdecydowanie nie byłoby prawdą stwierdzenie: "Urodził się w siodle.". Nie był najgorszym jeźdźcem, jednak nie na tyle dobrym, by siostrzyczka uważała za odpowiedzialne wyruszanie na samotny teren bez ochrony głowy. Jeździectwo zdecydowanie było jej domeną.
Jednak miała ochotę na jeszcze parę minut beztroskiego nastolatkowania pośród trawy i dzikich kwiatów przed podjęciem roli bardziej odpowiedzialnego z dwójki dzieciaków zmuszonych do przeprowadzki. Doprawdy, zmuszać kogokolwiek do zmiany Francji na Anglię było jak tortura - przynajmniej w oczach Oriane. Zwłaszcza kiedy zawierała się w tej przeprowadzce zmiana szkoły. Z Pirenejów wprost do Szkocji! Och, zabijcie ją na miejscu.
Uch, zaczęła o tym myśleć. Skrzywiła się nieznacznie puszczając brata. Przesunęła wierzchem dłoni po linii włosów, mając wielką ochotę przesunąć dłonią po twarzy, pamiętała jednak że przed paroma jeszcze chwilami opierała ręce o ziemię.
Pyk!
Otworzyła w pełni oczy, choć ciepło dnia zdawało się zawisnąć u rzęs leniwym nakazem chłonięcia witaminy D bez zwracania uwagi na tak drobne problemy świata jak niepokój czy pojawienie się domowego skrzata, co z pewnością oznaczało jakieś wieści wzywające z powrotem na zamek. Może i dobrze, że się zjawił? Zajmie się alarmem zamiast siedzieć i roztrząsać swój strach przed Hogwartem.
- Panienko, paniczu. Na teren zamku weszły dwie młode kobiety.
- Przeszły przez barierę? - Odpowiedziała pytaniem co byłoby dość głupie gdyby nie dało się z tonu głosu odczytać, że jest to pytanie czysto retoryczne, wyrażające po prostu zdziwienie.
- Oui, mademoiselle - odparł skrzat, choć dosłownie nikt nie oczekiwał potwierdzenia.
Spojrzała ku bratu z uniesionymi brwiami, jakby chcąc spytać czy poznał jakieś czarownice i je zaprosił. Ale to byłoby jeszcze głupsze niż oczekiwanie odpowiedzi na pytanie retorycznie. Głównie dlatego, że nie przyjechałby za nią w okolice lasu gdyby oczekiwał gości. Czas było zewrzeć pośladki i wziąć na siebie rolę pani na zamku. Byli Boleynami, tak więc wiek miał tu więcej do gadania niż płeć - przynajmniej w większej części spraw byli na tyle postępowi.
- Na koń, braciszku. - Skoczywszy niemal na równe nogi zarządziła, trącając brata czubkiem buta na dodatek. - Proszę, spróbuj się wywiedzieć gdzie konkretnie zmierzają - poleciła jeszcze pomocy domowej zanim gwizdnęła na wierzchowca.
Prędko podciągnęła popręg i wskoczyła zręcznie w siodło, zaraz zbierając wodze. Popędzając ogiera na przełaj w kierunku zamku, przeklinała w duchu los - że też ktoś się musiał pojawić akurat kiedy nie było rodziców! A jeśli czarownice są wystarczająco młode będzie musiała na dodatek chodzić za Pascalem i ocierać mu ślinę z brody. Och, i na kolejny dodatek? Przez praktycznie cały ten czas będzie pachnieć rutą wplecioną w warkocz i końskim potem! Pech chodzi czwórkami, najwidoczniej.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Zaśmiał się krótko, jednocześnie lekko odpychając siostrę w żartobliwym geście urażenie tym czochraniem jego fryzury. Akurat dzisiaj jakoś niekoniecznie przyłożył się do jej układania, bo i nie widział potrzeby. I tak lekkie fale wyglądały na wyjątkowo ułożone - zasługa magicznych środków. Nie tęsknił ani trochę do swoich prostych włosów, wolał ten artystyczny nieład, dużo bardziej pasował do nowego wizerunku, jaki zaczynał kreować od przeprowadzki.
- Le matin est fantastique! - Z ukontentowaniem odetchnął świeżym powietrzem. Może i już nie był to taki poranek, ale wciąż było przed południem! Poza tym obudził się nie tak dawno temu, dla niego nadal było względnie wcześnie.
Wyczuł nagłą zmianę w energii siostry, kiedy to odsunęła się od niego z jakiegoś powodu (z pewnością nie przez to lekkie odepchnięcie, to było na porządku dziennym, kiedy mogli być sami ze sobą i nie musieli dumnie reprezentować nazwiska rodowego), ale zanim zdążył zapytać co takiego przywiało te chmurki nad jej blond główkę, ciszę przerwało specyficzne pyknięcie teleportujacego się skrzata.
Słysząc powiadomienie o pojawieniu się "dwóch młodych kobiet" na terenie ich posiadłości, Pascal uniósł brwi nie tylko w zdziwieniu, ale i z zainteresowaniem. Widząc skierowane na siebie pytające spojrzenie siostry, wzruszył ramionami i pokręcił lekko głową, odpowiadając na to, co chyba przekazała mu telepatycznie. Nie miał czasu na poznanie nikogo, a tym bardziej dziewcząt odkąd się przeprowadzili, więc z pewnością nie byli to jego goście.
Z rozbawieniem pokręcił głową, kiedy to Oriane trąciła go czubkiem buta, jakby wylegiwał się niczym ostatni leń. Podniósł się z trawy i pozwalając siostrze na wejście w rolę pani na włościach rozporządzającej służbą, przeciągnął się i niespiesznie podszedł do swojego wierzchowca.
- Myślisz, że rodzice zapomnieli o jakimś spotkaniu? - Jakoś nie był do tego przekonany, bo takie wiadomości z pewnością nie zostałyby pominięte, właśnie żeby uniknąć sytuacji, gdzie reprezentacja rodziny Boleyn pod nieobecność głowy rodziny nie przyjmie gości w bryczesach.
Podciągnął popręg i zanim wspiął się na siodło, poprawił zmierzwione wcześniej przez siostrę włosy. Perspektywa poznania jakichś dwóch nieznajomych wymagała jak najlepszej prezencji. Wskoczył na siodło, wyprostował się i automatycznie przybrawszy minę nieco poważniejszą niż jeszcze przed chwilą, ruszył za siostrą. Nawet nie starał się jej przegonić, trzymał się po prostu blisko, co by za bardzo nie zostać w tyle.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Coż, teren zadbany czy nie, nie było tu żywej duszy i choć Heather była ostrożna i jednak obserwowała jako tako otoczenie, nie miała zupełnie zamiaru się wycofywać. Zbyt ładnie tu było, a jeśli faktycznie zwyczajnie dbano o to miejsce, tym bardziej dobrze byłoby docenić i spędzić tu trochę czasu, uwiecznić na zdjęciach!
- No, szkoda, ale to nic, podzielimy się moimi zdjęciami. Następnym razem weźmiesz też swój najwyżej.
Zerknęła na Kirę z niemą zgodą połączoną z niezadowoleniem. Nie to żeby w ogóle chciała mieć dziecko, ale lata temu nawet było jeszcze jako tako możliwe w ogóle pójść za takim planem, a teraz... Urodziła się zwyczajnie w złych czasach, ciężej było kogoś złowić. Sto lat temu mogła jeszcze złapać faceta ot na ładną buzię i brak chorób genetycznych. Posag mógł jeszcze być problemem, tak, ale nie zamykał drogi, mogłaby to obejść. A teraz...? Co najwyżej może sobie pomarzyć zamiast snuć skomplikowane plany urządzenia się tak, by nie musieć martwić się o jutro.
- No niestety, w złych czasach się urodziłam. - rzuciła z niezadowoleniem. - Albo w złej skórze, zależy od punktu patrzenia.
I tylko ona mogła wiedzieć co miała na myśli. Patrzyła z rozbawieniem jak Kira kica przed nią wesoło ku ogrodom. Chciałaby być tak beztroska jak ona, chociaż nadrabiała najpewniej w braku empatii wobec pozyskiwanych mężczyzn, w stosunku do których nie raz usłyszała, że jest okutna. Cóż, życie, jej też nie oszczędzano.
Jej uwagę odwrócił tętent kopyt z oddali, ewidentnie coraz wyraźniej słyszalny. Zatrzymała się niedużo przed wejsciem do ogrodu, oglądając się z neutralną miną. Słońce padało na jej profil, przez co musiała zmrużyć oczy lekko. W sam raz wiatr powiewał tak, by rozwiewać jej blond pukle za ramiona, nie wyglądała dzięki temu jak potwór z bagien żądający zemsty. I faktycznie jej oczom ukazało się dwoje jeźdźców - dziewczyna i chłopak, co dojrzała gdy się zbliżyli jeszcze trochę - w jednoznaczny sposób kierujących się prosto ku niej i Kirze.
- Zdaje się, że nie jesteśmy tu pierwsze, Kira. - rzuciła w przestrzeń donośnie, nie odwracając wzroku od jeźdźców. Nie miała zamiaru uciekać, co niby mogą im zrobić? Chyba nic poza rozjechaniem, a przed koniem uciekać nie będzie. Zresztą Merlin wiedział skąd w niej była szczera wiara i przekonanie, że nie zagraża jej niebezpieczeństwo.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ciężki warkocz przesunął się na plecy i opadał na nie w rytm galopu, z każdym zawieszeniem w powietrzu między pełnymi foulami. Oczy, w pełnym słońcu przywodzące na myśl płynną gorzką czekoladę, skupione na coraz bliżej znajdujących się sylwetkach. O! Zatrzymały się - zapewne słysząc zbliżający się tętent kopyt dwóch potężnych wierzchowców. Oriane pozwoliła więc sobie spowolnić do kłusa; zacząwszy anglezować bez drugiej myśli wraz z końskim chodem zerknęła na brata dając mu gestem głowy znać, że chce coś omówić. Kiedy mniej więcej zrównali przełożyła wodze w jedną dłoń; zwolnioną ręką wciągnęła warkocz z powrotem na ramię i zaczęła wyłuskiwać z niego gałązki ruty.
- Plan działania: - zaczęła rzeczowo; generał wyjaśniający strategię żeby podczas szarży nie powstał zamęt. - Witam je, przedstawiam nas, pytam w czym możemy pomóc. - Zerknęła ku Pascalowi. - Drobna uprzejma rozmowa i rozeznanie terenu. Tutaj liczę na ciebie. - uniosła leciutko kącik ust na znak, że szczerze docenia wrodzone umiejętności interpersonalne brata. - Jeśli decydują się zostać ja się nimi zajmę, ty zabierasz konie na wewnętrzny dziedziniec, oddajesz któremuś skrzatowi, żeby je przekazał stajennemu. Przebierasz się szybko w coś czystego i nas znajdujesz.
Znalazła jeszcze nieco cieplejszy niż jej własny brąz oczu brata jakby dla upewnienia się, że zrozumiał co mu powiedziano. Nie potrzebowała pytać czy zrozumiał. Nie potrzebowała prosić, żeby powtórzył plan. Był inteligentny i zdecydowanie wystarczająco byli zgrani, żeby mogła spokojnie wierzyć w jego zrozumienie. Ale miała też własną ambicję do ukojenia a ta pragnęła w tamtej chwili dowieść rodzinie, że jest perfekcyjną hostessą.
A do tego potrzebowała pełnej współpracy brata.
Sprowadzała konia do coraz wolniejszego chodu aż szedł stępa - energicznego, zebranego stępa, z głową skierowaną ku ziemi i wyniosłym, eleganckim krokiem. Wiedziała, że wygląda na grzbiecie potężnego, lśniącego czernią fryza wyniośle. Nawet jeśli włosy wokół twarzy przeczesał wiatr a ubrana była w zwyczajne białe polo i kraciaste bryczesy wpuszczone w oficerki. Zatrzymała wierzchowca na tyle daleko od dziewcząt by nie było to odebrane jako próba dominacji, na tyle jednak blisko, by słowa docierały do nich bez potrzeby unoszenia głosu. Uśmiechała się delikatnie, przyjaźnie, patrząc na obie nieznajome z poziomu siodła.
- W imieniu swoim i rodu Boleynów witam panienki w Hever Castle - odezwała się głosem czystym i dźwięcznym, kiwając głową wyraźnie. Z szacunkiem należnym gościom.
Dopiero przywitawszy się zeskoczyła zręcznie z konia, jakby chcąc dać dziewczynom czas na przetrawienie słów.
- Jestem Oriane Jacquetta de Boleyn - przedstawiła się, jedną dłonią trzymając wodze konia, drugą zaś zataczając drobne półkole ku drugiemu jeźdźcowi. - Zaś ten jegomość to mój młodszy brat, Pascal Maxime - przedstawiła także chłopca, zwracając z powrotem wzrok ku nieznajomym. - Proszę wybaczyć, że nie podam ręki na powitanie; obawiam się, że nie są one najczystsze - zaśmiała się serdecznie, unosząc wolną rękę lekko umorusaną ziemią na dowód dobrej woli. - Co panienki sprowadza w nasze okolice w tak piękny dzień?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Wierzchowiec Pascala był równie przyzwyczajony do podążania za innym przedstawicielem swojego gatunku, co sam Pascal przyzwyczajony był słuchać siostrzanych planów i poleceń - ileż razy w kasynie to ona przestawiała mu plan działania! Osobiście zdecydowanie wolał wprowadzać zamęt, odwracać uwagę i ogrywać grube ryby przy stole do pokera, niż skrupulatnie układać każdy kolejny krok działania. Tak, zdecydowanie doskonale się z Oriane zgrywali i uzupełniali, mieli różne atuty, które w połączeniu tworzyły bardzo dobrze działającą i precyzyjną maszynerię.
Jak tylko koń siostry zwolnił do kłusu, niemal od razu to samo zrobił rumak Pascala. Przywołany krótkim ruchem głowy, chłopak popędził wierzchowca tylko odrobinę i tylko na tyle, żeby zrównać się z siostrą i móc bez problemy słyszeć jej słowa. Tak jak podejrzewał, miała konkretny plan działania już opracowany, on sam poszedłby na żywioł i improwizował bez większych założeń. Może to i lepiej, że to właśnie Ori jest starsza?
Trochę niepoważnie i w ramach przekomarzanek, przewrócił oczami i westchnął, jakby wcale nie zamierzał robić tego, o co go poproszono, ale zanim oberwał gałązką ruty, uśmiechnął się bardzo wymownie na znak całkowitej zgody.
Nie było czasu na werbalne potwierdzenia, czy jakieś wyrażanie wątpliwości, bo zaraz spowolnili konie do stępa i po kilku kolejnych sekundach zatrzymali na tyle blisko, że Pascal mógł już dużo lepiej przyjrzeć się przybyłym dziewczętom. Nie umknęło jego uwadze, że jedna z nich zdecydowanie dużo więcej uwagi przyłożyła do swojej prezencji, choć obydwie były godnymi reprezentantkami brytyjskich nastolatek - tylko że w zupełnie innych stylach. Uśmiechnięta brunetka, nieco niższa i z pełniejszymi kształtami i smukła blondynka z doskonale dopracowanym makijażem, dobranym strojem i każdym dodatkiem.
Pascal milczał, pozwalając siostrze na przedstawienie ich i drobną prezentację. W międzyczasie zeskoczył sprawnie z konia, poklepał go po szyi w geście pochwały i z czarującym uśmiechem stanął tuż przy Oriane - wyprostowany i z uniesioną nieznacznie brodą, jak na potomka królów brytyjskich przystało.
- Niezmiernie miło nam powitać niespodziewanych gości. - Skłonił się lekko, jakby tym gestem witał co najmniej nadobne damy. Musiało to niestety wystarczyć na tę chwilę, rąk im nie ucałuje, bo nie wypada tak po jeździe konnej. Później, jak już się ogarnie i jeśli dziewczęta zostaną na dłużej, przywita je należycie, jak na gentlemana przystało.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
W zasadzie nie wiedziała czego się spodziewać. Widząc parę kłusującą ku nim na wielkich kopytnych bydlakach trochę bardzo się zaniepokoiła, nie wspominając o dużej niechęci żeby się do niej zbliżali za blisko. Nie bała się ich, oczywiście, nie była z ludzi mających respekt przed obcymi. Nie, to zwierząt się obawiała. Był dzikie, nieprzewidywalne i nielogiczne, ludzie mieli zrozumiałe schematy zachowań, które umiała pojąć i z nimi działać.
Obejrzała się na Kirę jak byli tuż obok nich, jednak słysząc głos dziewczyny, od razu skupiła na niej wzrok. Wyglądała na starszą, chociaż niedużo. Uśmiechnęła się do niej oszczędnie, acz uprzejmie, okazując przy tym zdziwienie, które było znacznie większe niż zdawało się po niej widzieć.
- Przepraszamy ogromnie, nie sądziłyśmy, że ktoś zamieszkuje to miejsce. Od lat było puste, pozwoliłyśmy sobie wybrać się na sesję zdjęciową.
Wtedy jednak Kirze zadzwonił telefon i nie zdążyła się wypowiedzieć. Odeszła na bok, prowadząc ściszoną rozmowę. Heather zerknęła na nią, po czym posłała przepraszające spojrzenie mieszkańcom zamku.
- Jestem Heather Hatheway, a to moja przyjaciółka, Kira Clarke. - Nie podając z oczywistych względów ręki, skinęła głową lekko. Czuła się jakby rozmawiała z dziećmi króla czy podobnych szlachetnych rodzin. To sprowokowało ją dodatkowo do trzymania głowy dumnie i wysoko, nie zaś jak wielu by się spodziewało po jej pochodzeniu, odwracania wzroku. Nie, to nie było w jej stylu. Była królową swojego życia, i było to stety lub niestety widać w jej gestach i słowach.
Kira podeszła, przedstawiając się krótko, jednak wyglądała na zaniepokojoną. Musiała szybko wracać do domu, sama. Moment i już jej nie było. Cóż, zdarzało się każdemu i Gryfonka nie miała jej za złe, szczególnie, że nie została teraz sama tak czy inaczej.
- Przepraszam, Kira musiała pilnie wrócić do domu. - Powiedziała uprzejmie, składając przed sobą dłonie. Jej spojrzenie na chwilę dłużej zatrzymało się na pięknym, przystojnym chłopcu, a spojrzenie nieznacznie tylko się wyostrzyło, jednak zaraz wodziła już wzrokiem po obojgu, jakby nic się nie zadziało i wszyscy to sobie wymyślili.
- Wybaczcie, nie chciałyśmy się panoszyć nieproszone po waszej posesji, nastąpiło nieporozumienie. - Powiedziała ponownie, przepraszająco, bardziej tu skupiając już słowa do dziewczyny zdającej się zarządzać tym przybytkiem w jakimś stopniu.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Oriane musiała upilnować twarzy - co oczywiście nie było trudne jeśli się o tym pamiętało a Ori pamiętała zawsze - żeby kąciki ust, z dodatkiem lekkiego uniesienia brwi, nie okazały protekcjonalnego rozbawienia słowami blondynki. Hever Castle nigdy nie było puste per se. Oczywista, między XV a XXI wiekiem zdarzały się momenty, gdy mieszkała w nim jedynie służba właścicieli; i było także to pół roku drobnego przemodelowywania a przebudów poprzedzające powrót Boleynów na rodzinne włości, kiedy nikt nie zajmował nocami sypialni choć dnie pełne były pracy.
Koniec końców dziewczyna nie do końca wiedziała o czym mówi. Łatwo więc było wyciągnąć z tego dwa wnioski: panienka blond pochodzi z innego rejonu Anglii i nie jest największą fanką podstawowego merytorycznego przygotowania. Nie mogła być, skoro zdecydowała się odwiedzić historyczny zamek nic o nim nie wiedząc, prawda?
Oriane zerknęła z namysłem ku najbliższym murom, potem ku ogrodom przed którymi stali w szóstkę, bo konie się liczą do ogółu.
- Rzeczywiście; okolica byłaby malowniczym tłem dla zdjęć - przystała na słowa blondynki. - Choć osobiście na sesję zdjęciową wybrałabym raczej Ogrody Włoskie. - Na samą myśl o nich aż się tej małej miłośniczce estetyki robiło błogo; lodżia, pomniki, rozległe zadbane trawniki oraz ukwiecone rabaty, wszystko zielono-marmurowe i zaplanowane, i pełne symetrii, ach! Cudowny kąt świata!
Skinęła obu dziewczętom głową - teraz mogąc już przypisać twarzom imiona - choć nie była pewna czy zapamięta twarz Kiry, tak szybko panna zniknęła wymawiając się jakąś nagłą sytuacją. Gdyby nerwy nie były w jej niewerbalnej mowie dość wyraźne Oriane pewnie by się zmartwiła, że oto niechcący spłoszyła gościa - nawet jeśli nieproszonego - kiedy próbowała być hostessą perfekcyjną.
- Żywię nadzieję, że sytuacja alarmowa mademoiselle Clarke zakończy się pomyślnie. - Odpowiedziała na przeprosiny jakie Heather zaoferowała w imieniu znajomej. Machnęła wolną dłonią, z zadziwiającą dozą gracji jak na nastolatkę, na kolejne przeprosiny. - Proszę się nie przejmować! Nasz dzień zapowiadał się monotonnie, wprowadziłyście weń nieco ekscytacji. Przykro mi jednak, że towarzyszka zmuszona była panienkę opuścić. - Przechyliła na te słowa odrobinę głowę, jakby dla podkreślenia słów.
Pozostała z dwójki przybyłych była dość interesującym zjawiskiem; mimo niezręcznej sytuacji w jakiej się znalazła oraz świadomości, że rozmawia z mieszkańcami aktualnego zamku - co nie mogło być w jej życiu normą, o czym krzyczały głośno sztuczne futro przy kołnierzu gęsto ćwiekowanej kurteczki oraz gramatura materiału sukienki podpowiadającego pochodzenie z mugolskiej sieciówki - trzymała głowę wysoko, wypowiadała się bez żenady. Była to rzecz zdecydowanie godna pochwały. Lub śmiechu, jeśli okaże się, że jest niezdolna do czytania sytuacji, co jednak wydawało się mało możliwe jeśli wziąć pod uwagę gładkość wypowiedzi trafiającej wprost w sedno sprawy.
- Oczywiście nie zamierzamy panienki wypraszać z posesji jak długo zachowane zostanie poszanowanie naszej prywatności. - Powiedziała przypuszczając, że dziewczyna może mieć jakieś wątpliwości albo obawy, czy mieszkańcy zamku nie naślą na nią policji albo zgrai psów. - Przeciwnie, z chęcią powitamy towarzystwo przy obiedzie. - Uśmiechnęła się słodko a szeroko do Heather, w pokrętny sposób zapraszając ją na obiad. Zerknęła ku bratu. - Nieprawdaż mon frère? - Rzuciła ku niemu pytaniem, by swoim potwierdzeniem zachęcił dziewczynę do przystania na propozycję.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Może i Boleynowie nie mieszkali zbyt długo w Hever, ale przez ostatnie lata zamek był w niemal ciągłym użytku. Pascal właściwie niekoniecznie entuzjastycznie zaznajamiał się z tymi informacjami, ale wystarczająco często nasłuchał się przy obiedzie i kolacji rozmów na temat odzyskanych rodzinnych włościach. Prawdopodobnie w inny przypadku nie wiedziałby, że zamek w Hever był eksploatowany, więc niewiedza dziewcząt o możliwości spotkania rezydentów nie tylko go nie zdziwiła, a wręcz uznał to za dość naturalną reakcję.
Przez cały czas wymiany zdań pomiędzy Oriane i - jak się za chwilę okazało - Heather, pozostał milczący, jedynie uśmiechając się uprzejmie i obserwując obydwie Brytyjki z nieukrywanym, acz nie nachalnym zainteresowaniem. Powiódł wzrokiem za odchodzącą na moment Kirą, po czym chcąc dać jej kompletne poczucie prywatności w trakcie rozmowy telefonicznej, spojrzał ponownie na jej blond koleżankę. Może i jej strój nie pochodził od wyższej klasy projektantów, ale z pewnością nosiła go nie tylko dumnie, ale i z klasą. Przecież nie każdy mógł sobie pozwolić na szyte na miarę sukienki i garsonki, dizajnerskie buty z wysokiej klasy skóry i biżuterię kosztującą małą fortunę, ale zdecydowanie sztuką godną podziwu była prezencja “gorszej” jakości odzieży w taki sposób, żeby wyglądać dystyngowanie.
Zanim cokolwiek więcej zostało powiedziane, Kira zbliżyła się do nich ponownie, jak się okazało tylko po to, żeby się pożegnać. I zaraz ulotniła się w kierunku, z którego najpewniej przyszły. Z jednej strony szkoda, że nie mieli możliwości zawrzeć bliższej znajomości z panienką Clark, na tę chwilę wciąż znali bardzo niewiele osób w swoim wieku, bo po prostu nie było możliwości poznać rówieśników, ale z drugiej… nie umknęło Pascalowi to na ułamek sekundy dłużej zatrzymane na nim spojrzenie Heather. Uśmiechnął się do niej nieco szerzej, odrobinę opuszczając brodę, co optycznie również pogłębiło krzywiznę ust. I choć ona znowu rozłożyła uwagę pomiędzy niego i Ori, to on przeciwnie skupił się na kontemplowaniu jej urody. A miał co podziwiać, bo choć wilą nie była (całe życie spędził z wilami, ba, sam miał w sobie ich krew, potrafiłby rozpoznać istotę podobną do siostry już z daleka), to z pewnością wiele osób uważało ją za piękną - smukła, zadbana, o niesamowicie jasnoniebieskich oczach i pięknym odcieniu blondu tańczących na wietrze włosów. Jeśli chodziła do Hogwartu i jeśli inne uczennice były równie ładne, to Pascal zaczynał się coraz bardziej cieszyć, że w brytyjskiej szkole magii nie ma aż tylu zajęć pozalekcyjnych.
Jednym uchem wciąż słuchał wymiany zdań pomiędzy dziewczętami, ale kiedy został sugestywnie wywołany do wypowiedzenia się, niechętnie oderwał spojrzenie od Heather, żeby popatrzeć na Oriane.
- Ależ oczywiście. Osobiście jestem niezmiernie ciekaw poznania w końcu kogoś zbliżonego do mnie wiekiem. Nie bardzo mieliśmy ku temu okazję od momentu wprowadzki. - Zahuśtał się nieznacznie na piętach, kiwając jednokrotnie głową, po czym zmrużył nieco oczy, spoglądając na Heather tak tak, jakby coś właśnie przyszło mu do głowy. - I myślę, że możemy odstawić na bok formalności, nie będziemy przecież mówić o interesach. Heather, czy zechciałabyś towarzyszyć nam przy obiedzie? - Nie chcąc stwarzać onieśmielającej przestrzeni i “sztywniackiej” atmosfery, płynnie przeszedł na per “ty”, kiedy zwrócił się do nowo poznanej blondynki. Może i mieli królewskie pochodzenie, ale przecież wciąż byli nastolatkami! No i przynajmniej on, Pascal, chciał poznać bliżej niespodziewanego gościa. - Oczywiście jeśli nie masz jakichś palących spraw do załatwienia. - Dorzucił to jeszcze tonem wyrażającym nadzieję, że jednak żadnych ważnych rzeczy na głowie nie ma i może spędzić z nimi to popołudnie. Uniósł nieznacznie brwi i uśmiechnął się z nadzieją, sugerując tym samym szczerą chęć potowarzyszenia jej po tym nagłym zniknięciu koleżanki.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Heather uśmiechnęła się uprzejmie do blondynki, zgadzając się, że faktycznie to idealne miejsce na zdjęcia. Niestety nie zdążyła zrobić ani jednego więc była dość srogo zawiedziona, ale skoro to czyjś dom - choć dziwnie było tak mówić o jebanej willi - to może lepiej. Trudno, jeszcze poszuka innego miejsca, może równie zjawiskowego i tym razem faktycznie opuszczonego. Z takim nawet byłby lepszy klimat w zasadzie.
Im dłużej trwałą ta rozmowa, tym bardziej Heather miała wrażenie, że znalazła się w jakimś filmie. Wszyscy mówili tak... Oficjalnie. Oriane, a tym bardziej Pascal, wyglądali bardzo młodo, nie na dorosłych ludzi w każdym razie, jednak wypowiedzi stanowiły zdecydowanie o wiekowości. Pomijając, że nie wiedziała czy kiedykolwiek ktokolwiek mówił do niej per panienka, jakby to było średniowiecze. Ale, co było w tym przypadku ważniejsze, ci ludzie byli niezwykle bogaci, naturalnie, i chociażby dlatego Heather bez drugiej myśli zdecydowała się podjąć ich dziwną grę. Skoro miała być w tym filmie, może chociaż coś z tego będzie miała. Bodaj trochę rozrywki, jak spojrzała na chłopaka obok, niezwykle przystojnego.
Ale kłaniać się nie zamierzała.
- Naturalnie. - Skomentowała jedynie uwagę Oriane o poszanowaniu prywatności, którą... Cóż, w zasadzie chyba właśnie naruszyła będąc tutaj, ale przecież sama na siebie nie będzie teraz najeżdżać.
Niemal odetchnęła z ulgą kiedy to Pascal zdecydował się rozmawiać z nią jak z człowiekiem. Nie ubliżajac Oriane, to było przemiłe, ale Heather nie była przyzwyczajona do takich kurtuazji, zatem troszkę ją blondyn uratował. Posłała mu uśmiech pełen ciepła i... Czegoś jeszcze, ale o tym później.
- Szczęśliwie się składa, że nie, więc z przyjemnością zostanę. - I choć te grzecznościówki były dla niej nadzwyczajne, przyszło jej do głowy, że chętnie by z chłopcem pod ramię się przeszła. Może to creepy, ale była ciekawa jak pachnie. Nie była nawet pewna czy bardziej pociąga ją w nim po prostu przystojna, choć dość młoda twarz (ale legalna!), czy to jaki był zadbany. Jako perfekcjonistka swojego wyglądu dopracowująca każdy najmniejszy szczegół, można powiedzieć, że to był jej, swego rodzaju, fetysz.
- A ile macie lat, jeśli moge zapytać? - zadała pytanie z ciekawością i nieco wymuszając spojrzenie odrobinę skromniejsze, choć ni krzty skromności w niej nie było. I w sumie była na tym etapie ciekawa w szczególności Pascala, choć oboje wydawali się intrygujący i warci poznania. Ah te hormony.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Gdyby mniej byli zgrani jako rodzeństwo, tych dwoje małych Boleynów, Oriane uznałaby braciszkową propozycję przejścia z form grzecznościowych na korzystanie z pierwszych imion za deptanie po palcach jej autorytetu jako osoby najwyżej postawionej w zastanej socjalnej sytuacji: najstarsze obecne dziecko, spadkobierczyni, pani na zamku. Ta dwójka jednakże działała jak nieskazitelnie zaprojektowany, perfekcyjnie naoliwiony mechanizm. Dziewczyna uśmiechnęła się więc jedynie o milimetr szerzej, kiwając głową w zgodzie a aprobacie dla podobnej propozycji. Ha! Nawet doprowadziła ta jego propozycja do zmiany planu jaki pierwotnie wymyśliła - bo owszem, dostrzegła czy też bardziej poczuła, podskórnie, wzajemne zainteresowanie jakie zdawało się budzić między bratem a dopiero poznaną dziewczyną. Ciężko było nie czuć takich rzeczy: nagłe uczucie, że jest się piątym kołem u wozu bardzo często w końcu miało usprawiedliwienie. Zdecydowanie, wnioskując po spojrzeniach, miało usprawiedliwienie w sytuacji zastanej.
- Cudownie! - ucieszyła się szczerze na Heather przyjmującą ich zaproszenie. Przyklasnęłaby w dłonie gdyby nie fakt, że wciąż trzymała wodze w jednej z rąk. - Nie ma to jak doskonałe towarzystwo przy posiłku, oui? Ach, może skorzystajmy z rozkosznej pogody i zjedzmy obiad w folly nad jeziorem? - rzuciła propozycją ku bratu, zaraz wracając rozradowanym wzrokiem ku Heather. - Jest to wyjątkowo malowniczy zakątek, perfekcyjny dla zdjęć - poinformowała żeby i ją zanęcić ku zgodzie.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Wyjątkowo uradowany zgodą niespodziewanego gościa na uczestnictwo w ich skromnym (ehm...) obiedzie, uśmiechnął się nieco szerzej, błyskając białymi zębami w sposób możliwie najbardziej czarujący. Zaraz jednak przeniósł spojrzenie na siostrę prezentującą swój entuzjazm towarzystwem przy obiedzie.
- To doskonały pomysł, Oriane! Pogoda zdecydowanie sprzyja, powinniśmy z niej skorzystać póki mamy możliwość. Już wystarczająco nasłuchałem się o całych tygodniach deszczy i szarówki, żeby cieszyć się słońcem dopóki świeci. - Pokiwał krótko w całkowitej zgodzie co do wykorzystania jednego z malowniczych miejsc ich posiadłości, nie musieli przecież siedzieć zamknięci w czterech ścianach - nawet pomimo okazałości samego zamku, świeże powietrze było znacznie bardziej kuszące.
Na pytanie o wiek, ponownie spojrzał na Heather, zupełnie nie urażony bezpośredniością.
- Oriane będzie zaczynać... szósty? rok nauki w Hogwarcie, ja piąty. - Zanim sprecyzował na którym roku ma być siostra, spojrzał na nią pytająco, jakby chciał upewnić się, czy tak właśnie ma być. W Beauxbatons zupełnie inaczej to wyglądało, bo naukę rozpoczynało się wcześniej. PO tym ponownie spojrzał na przybyłą blondynkę. - Mamy odpowiednio szesnaście i piętnaście lat, choć obydwoje urodziliśmy się w tym samym roku.
Na dobrą sprawę Oriane i Pascal mogliby uchodzić za bliźnięta dwujajowe, bo naprawdę niewiele różnicy wieku między nimi było i gdyby nie zasady określające wiek dzieci rozpoczynających naukę w szkołach magii, to byliby dokładnie na tym samym roku.
Po może dwóch sekundach przyglądania się Heather w ciszy i z carującym wciąż uśmiechem, spojrzał znowu na siostrę.
- Oriane, może żeby nie zanudzać naszego gościa przygotowaniami do obiadu, ja zajmę się odprowadzeniem koni i przy okazji pokażę Heather choć kawałek naszych terenów? To z pewnością da ci czas na perfekcyjne zorganizowanie popołudnia. - Była w tym sugestia, że Pascal z chęcią spędziłby trochę czasu sam na sam z nowo poznana dziewczyną, bo zaintrygowała go w sposób, w jaki chyba do tej pory żadna przedstawicielka płci pięknej nie zdołała.
I mając zgodę Oriane, poprowadził Heather spacerkiem w kierunku stajni, pozwalając siostrze oddalić się od razu do zamku.
A popołudnie okazało się bardzo interesujące i pełne niespodziewanych zdarzeń.
/zt wszyscy
|