Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Galeria Lampionów Jeszcze nikt nie odkrył, czy istnienie tego miejsca ma jakiś większy sens oprócz tego, że jest po prostu ładne. Pod bardzo wysokim sufitem w tym pomieszczeniu (prawdopodobnie ciągnie się na dwa piętra w górę) na różnych wysokościach unoszą się ozdobne lampiony, które dają wyjątkowo klimatyczne światło. Zdarza się jednak tak, że magia zaczyna szwankować i lampiony gasną jak jeden mąż, pogrążając galerię w niezmąconym mroku... a może to tylko Hogwart płata figle. Oby tylko nie skończyło się to czyimś zawałem, bo lęk przed ciemnością jest dosyć powszechny.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
11 września 2020, godzina 22:20
Gdyby tylko Lucas powiedziałby komuś, że wie, co robi, musiałby skłamać... I gdyby tylko musiał, zrobiłby to - nie było szans, by przyznał się, że nie ma o czymś pojęcia. Na przykład randki nie były absolutnie jego mocną stroną. Właściwie po raz pierwszy tak się przyłożył, by zorganizować całe spotkanie dla kogoś - Yannis powinien być mu wdzięczny! Z drugiej strony, chodziło właśnie o Yannisa, który zdawał się być niewdzięczną szują... I tylko czasem sprawiało to, że Lucas zastanawiał się, co dokładnie jest w nim takiego, że myślał o nim niepokojąco dużo. Dobrze, jego wiedza była imponująca, podobnie jak determinacja oraz przemyślane decyzje, ale musiało być coś jeszcze!
No właśnie, przemyślane decyzje. To, co robił teraz Lucas nie było w ogóle przemyślane! Wcześniej sądził, że o wszystkim pomyślał i zorganizowanie takiego spotkania nie będzie najmniejszym problemem, ale dziś od ostatnich zajęć był na siebie zwyczajnie zdenerwowany. Co on sobie myślał? Nie miał planu. Nie zaimponuje niczym Yannisowi. Ten zadufany w sobie idiota potrzebowałby dużo więcej! Zawsze oczekiwał więcej. Zawsze się wykłócał i... Czy on aby na pewno nie zmanipulował go do zdystansowania się w sytuacjach okołodyskusyjnych? Zdaje się, że nazywał to kłótniami. Kolejna bzdura!
Krukon pomyślał nawet w pewnym momencie, że może najlepszą decyzją byłoby wystawić Yannisa. Nie wykluczał zresztą opcji, że to on wystawi jego... Chyba mniej głupio byłoby być tym złym.
Gdyby tego wszystkiego było mało, dostał dziś jakiś idiotyczny list od jakiegoś durnia, który stwierdził, że dobrze będzie zaczarować go w taki sposób, że gryzie swoich odbiorców! Stąd też irytujące skaleczenie na jego prawej dłoni. Sam list z kolei był powiadomieniem o jakimś równie głupim wyścigu, w którym nawet nie mógł wziąć udziału ze względu na to, że umówił się z Yannisem! Chyba że randka nie wyjdzie im wystarczająco i usunie się z niej po niecałej godzinie... Tak, taką opcję też przewidywał.
Do sali pełnej lampionów przyszedł przed czasem, tuż po tym, jak udało mu się przeprowadzić udany napad na kuchnię. Zaczął od rozejrzenia się za ewentualnymi pająkami - tylko i wyłącznie dlatego, że Yannis wspomniał o tym, że czają się w ciemnych zakamarkach, gdy się umawiali. Doskonale wiedział, że to absurdalne, ale właściwie nie bywał tu często... Może nikt nie bywał tu często? Może zalęgły się w którymś rogu? Skurwiele...
Zaraz po tym, jak ocenił pomieszczenie jako bezpieczne, zajął się rozkładaniem prowiantu - a więc owoców i innych słodkości. Może obiad byłby czymś bardziej romantycznym i dojrzałym, ale po pierwsze Lucas nie mógł nazwać się jeszcze żadnym z tych przymiotników. Po drugie, byłoby to nieco trudniejsze do zorganizowania. Dobrze, być może gotowanie za pomocą magii było prostsze, ale o tym też absolutnie nie miał pojęcia! Nie był też przekonany, czy któryś ze skrzatów zrozumiałby powagę sytuacji i zdecydowałby się pomóc. Po trzecie, bał się przesadzić i wygłupić... W torbie ze sobą miał nawet świeczki na wypadek, gdyby lampiony nawaliły. Słyszał o takich sytuacjach! Ale wyłożenie świeczek na wierzch byłoby czymś zbyt dużym, całkowicie niepotrzebnym i budującym jeszcze większą presję... Nie, świeczki były ostatecznością. Oczywiście zwykłe lumos dałoby radę w sytuacji, gdyby lampiony zgasły, ale potrzeba trzymania różdżki w ręku podczas rozmowy i z założenia wygodnego siedzenia trochę psułaby atmosferę...
Z sali do wróżbiarstwa - do której nie sądził, że kiedykolwiek jeszcze wróci - ukradł też poduchy i tylko cudem pozostał niezauważony. W końcu musieli jakoś wygodnie się rozsiąść, prawda? Poduchy znalazły sobie miejsce przy małym stoliku pełnym owoców, słodkich bułeczek i innych wypieków.
Po przygotowaniu wszystkiego, sam opadł na jedną z poduch i wlepił wzrok w ścianę na przeciwko... Czuł na raz wiele emocji i o dziwo żadna z nich nie była pozytywna.
Trzeba było się ścigać...
Pewność siebie go opuściła. A jednak gotów był udawać, jak tylko... Jeśli Yannis przyjdzie. Właściwie na ten moment czuł, że randka z woźnym jest równie prawdopodobna.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
W zasadzie Yannis też nie miał pojęcia co robi. Trochę do dzisiaj uważał randkę za abstrakcję i "nie ma czasu na myślenie o niej". Do tego miał, jak się okazało, ogromny problem ze "skołowaniem" ognistej whisky w szkole z internatem, w której nie był to przecież towar sprzedawany za każdym rogiem. Ani nawet za jednym. Nie zajmował się takimi rzeczami, nie on z reguły był tym, którego zadaniem był alkohol. W zasadzie, generalnie on raczej niewiele ogarniał poza sobą samym i może jakimiś pomysłami na gry, albo przyniesieniem gry. Czyjejś oczywiście. To było łatwe. A butla whisky? Okazało się, że absolutnie najdalej od pojęcia "łatwe", jak to możliwe.
Już nawet godził się z tym, że będzie musiał kraść z kuchni wino albo, o zgrozo, przyjść z samym sokiem. Cholera, przecież to karygodny wstyd! Chyba wolałby nie przyjść i potem toczyć wielką wojnę z Lucasem niż tak się wygłupić... Ostatniego dnia jednak cudem prawdziwym udało mu się dostać od przyjaciela butelkę, o której pochodzenie nie pytał już nawet, i zostało tylko capnąć sok jabłkowy z pokoju wspólnego z aneksu i jeszcze jeden, tak spontanicznie, i był gotowy!
Prawie.
Teoretycznie był, ale przygotowywanie się na randkę było o tyle trudne, że szli w sumie z tego samego domu ORAZ dormitorium. Na szczęście poszedł się myć i zaginął na tak długo, że gdy wrócił, Lucasa już dawno nie było. Pindrzył się przed lustrem długo, okej, faktycznie. Ale mając długie włosy, których nie chciał rozpuścić, a związanie w byle kucyk zdawało się mu mało atrakcyjne, miał nie lada dylemat. Czy w górze kucyk? Pół-kucyk? A może podpięte? Warkocze? Wyglądał jak jakaś dziewczynka sieroca, zgroza.
Dobre czterdzieści minut później został przy podpiętej górnej części włosów z tyłu głowy, ot gumką, pozornie zwyczajnie, ale estetycznie i jednak nie całkiem mając rozpuszczone włosy, co było dobrą rzeczą. Nawet był z tym zadowolony. A jak się teraz ubrać? Dobrze, że Lucasa już nie było, bo azż głupio byłoby mu przy nim stać z głową w szafie i umierać na kryzys, gdy nic nie wydawało się mieć odpowiedniego "vibe'u". Gdyby nie to, że czas się kurczył coraz szybciej, najpewniej by stał kolejne czterdzieści minut. Ale przez włosy, zostało mu dwadzieścia... A nawet mniej, skoro już trochę stał tak w tej szafie. Dlatego wyjął ostatecznie szarą, udawanie jeansową koszulę i czarne, jedne ze swoich lepszych spodni, popsikał się perfumami tak dla lepszego efektu - od kiedy to chciał efekt jakikolwiek wywierać w ten sposób na Lucasie? - i chwytając swoją torbę przez ramię, pospiesznie skierował się na miejsce spotkania.
Był spóźniony, tak, ale tylko ile, pięć minut? To nie spóźnienie! A pewnie by przyszedł później gdyby nie leciał szpagatami. Zatrzymał się przed drzwiami by złapać oddech, po czym dopiero wszedł. Był na tyle niepewny i zestresowany, że wyszło to wszystko niemal nieśmiało. A jednak Lucas tam był! Nie wiedział sam czy to lepiej czy gorzej, ale posłał mu spojrzenie jakby się upewniał, że dobrze trafił, z cichym "ah" i wszedł, zamykajac drzwi.
- Sorry, schody mnie powiodły w pizdu. - Rzucił na usprawiedliwienie spóźnienia, zresztą będące kłamstwem. Podszedł, dopiero obejmując całość wzrokiem. Uniósł brwi. - Damn, postarałeś się. O, owoce! - Zajął przygotowane dla niego miejsce, niemal z ekscytacją częstując się winogronami. - Jak obiecałem. - Wyjął z plecaka ognistą, patrząc z dumą na Lucasa. Zaraz po butelce wyjął też sok jabłkowy i trzy kubeczki, a na końcu mniejszy sok marchewkowy. Wzruszył ramieniem.
- Nie wiem, był i pod wpływem chwili wziąłem. - Powiedział od razu.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Miał co chciał... A więc dlaczego musiał przy tym wszystkim tak spochmurnieć?! Przecież nie miało to najmniejszego sensu! Czekał na tego rodzaju szansę od lat i co najmniej od tygodnia dokładał wszelkich starań, by nie wkurzyć Yannisa, co nawiasem mówiąc było niesamowicie trudne.
Na dźwięk otwieranych drzwi poczuł jak momentalnie zrobiło mu się gorąco i jak bardzo nie chce tu być, w szczególności w towarzystwie Yannisa. I to jego wina! On wszystko utrudniał! On dał mu tydzień jakiegoś pokrętnego stażu. Mogli mieć spokojną randkę - coś jak spacer po błoniach, luźne rozmowy. Mogli zacząć powoli, ale nie! Okres oczekiwań wymusił na Lucasie coś więcej i najwyraźniej to coś więcej sprawiało, że czuł się beznadziejnie i nieswojo. Dopiero teraz poczuł, jak wystawił się na pośmiewisko. I właściwie nieważne, kto miałby się z niego śmiać, czy krzywo patrzeć... Ale nie on.
Dlatego właśnie w pierwszej kolejności powitał go westchnieniem. Westchnieniem, które nie miało większego sensu, a oddawało być może nawet zawód, że się tu pojawił. Z kolei w przeciwnym wypadku przecież byłby na niego wściekły. Żadna opcja w tej sytuacji nie była dobra.
A jednak gdy tylko drugi Krukon pochwalił jego starania, Lucas mimowolnie uśmiechnął się lekko, po raz pierwszy patrząc prosto na niego.
- O właśnie. Lepiej, żeby ci smakowały, bo raczej byłeś hejterem i mówiłeś tylko, co ci nie smakuje - rzucił z pozornym nieznacznym rozbawieniem, licząc że rozluźni tym atmosferę... To znaczy, sam sobie. Yannis póki co wydawał się być dużo spokojniejszy niż on. Czy on we wszystkim musiał starać się być lepszym? I musiało mu to wychodzić? To już bardzo niezdrowa konkurencja!
Nigdy nie zastanawiał się też, jak ciężko zdobyć alkohol w szkole. Również nigdy nie należał do osób, które szukały podobnej okazji. Po prostu czasem zdarzało się być na jakiejś drobnej imprezie, a alkohol... Po prostu tam był. Załatwiany przez kogoś znajomego. Co innego przewieźć podobną kontrabandę ze sobą po wakacjach, czy przerwie świątecznej! Tu jednak zakładał, że Yannis nie mógł mieć większego problemu. W końcu od razu podjął się tego zadania. Właściwie Lucas był niemal pewien, że miał ognistą z domu.
- Super - mruknął i zaraz dużo bardziej skupił się na pozostałych przedmiotach wystawianych przed nim. - Trzy? Spodziewamy się kogoś jeszcze?
Nie, nie spodziewali się i dobrze o tym wiedział - a przynajmniej miał taką nadzieję - ale jakoś musiał dowiedzieć się, skąd taka decyzja.
Po chwili podparł głowę ręką i po raz pierwszy uważniej przyjrzał się Yannisowi, mierząc go przy tym wzrokiem. Otworzył już usta, by sprawić mu komplement, jednak w pierwszym momencie powstrzymał się, pamiętając jak został zganiony za komplementowanie go parę dni temu. Zmarszczył lekko brwi i przekrzywił głowę.
- To co, mogę ci powiedzieć, że dobrze wyglądasz, czy znowu się wkurzysz? - spytał luźno.
Najwyżej zginie. Tak, po wypowiedzeniu tych słów na głos zaczął przewidywać taką opcję.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Yannis nie był głupi, widział, że jest dziwna atmosfera jak tylko wszedł. W zasadzie, wydawało mu się to oczywiste, że nie będzie tak od razu super luźno i idealnie, w końcu ich randka, co nadal dziwnie brzmiało nawet w jego głowie, była dość... Dla niego jeszcze miesiąc temu najbardziej nieprawdopodobnym ze scenariuszy. A tu proszę! Więc oczywiście, że było niezręcznie, nie tylko nie miał doświadczenia romantycznego, wcale (oczywiście takiego poważnego, nie licząc niezobowiązujących czułostek), ale i rozpoczynanie takowego z Lucasem było trudniejsze niż z kimkolwiek innym ze względu na ich ciągłą rywalizację.
Ale jego uśmiech odrobinę ukruszył kamienia z serca Yannisa, gdy w pełnym stresie starał się zachowywać jakby nie ruszała go ta sytuacja. Dobrze, że Lucas nie słyszał jego myśli. Ogłuchłby od krzyku paniki.
- Ej, to nie było bycie hejterem tylko pomocnym, bo gdybyś trafił przypadkowo na coś, czego bym nie ruszył, wyszedłbym na buca. - Zauważył z lekkim rozbawieniem, przez który jednak dało się zauważyć element stresu, jaki nim targał. Był stale skupiony i bardzo uważał na wszystko, co robi i mówi żeby nie popełnić jakiejś okropnej gafy. Wszystko musiało być idealnie.
Uśmiechnął się szerzej na pytanie Lucasa. Też się wahał przy trzecim kubeczku, a jednak... Cóż, znał alkohol może nieco za dobrze jak na swój wiek.
- Mamy ognistą na nas dwoje, a ja mam słabą głowę - to nie jest challenge - Rzucił, wytykając go palcem z rozbawieniem. Jakoś im więcej mówił, tym mniej myślał i pomagało mu to nie umierać na stres AŻ TAK. - Zapobiegawczo gdyby jakiś kubek uległ zniszczeniu albo nie wiem, chcielibyśmy spróbować co się stanie jak dodamy do ognistej marchwi.
Nie chciał próbować marchwi z ognistą tak na poważnie, ale miał świadomość, że może się to zmienić po kilku podejściach do alkoholu. Na pewnym etapie przestaje mieć znaczenie co się miesza...
Teraz jednak bardziej mieszało mu się w głowie, tak niealkoholowo. No dobra. DOBRA. Przed przyjściem w zasadzie wypił łyka czystej ognistej i omal nie puścił pawia, ale gorąc w żołądku odrobinę po tym rozluźnił go niego, może dlatego tak dobrze się trzymał? I był jakiś taki... O jeden ważny procent mniej gburzasty? A jednak nie był nawet ani podpity ani zakręcony, to nie był duży łyk i najpewniej działał jak takie lekkie placebo, przez co przy komplemencie powiedzianym w unikalny dość sposób odwrócił od Lucasa wzrok z lekkim uśmiechem zawstydzenia, którego próbował nie pokazywać. Tu nie poszło mu tak dobrze, może przez lekki rumieniec, a może po prostu mowę ciała.
- Nie, teraz rozumiem, że mówisz to szczerze. - Rzucił ciszej. - Dziękuję. - Chwila pauzy. - I ty też dobrze, oczywiście, chociaż to zawsze.
I to był szczery komentarz! Nawet jak niewyspany i rozmemłany, Lucas wyglądał w jakiś spossób dobrze i nigdy nie był zaniedbany czy niechlujny. Yannis zwracał na to uwagę u każdego, a u niego szczególnie, skoro w zasadzie ich relacja na każdym kroku była dość ścisła.
- W sumie nie wiem kiedy tu byłem, tak naprawdę. Znaczy, kiedyś byłem, ale może z raz czy dwa? - Rzucił, zmieniając zręcznie temat i rozglądając się po otoczeniu pobieżnie. - Nie wiem czemu, to całkiem przyjemne miejsce.
Chwycił butelkę whisky, otwierając ją i nalewając do kubeczków po trochu, by za chwilę dopełnić je sokiem jabłkowym. Podał kubeczek Lucasowi, patrząc mu znowu w oczy z uśmiechem i unosząc lekko swój kubek ku niemu.
- Za miły wieczór? - A przynajmniej taką miał nadzieję...
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
A byłoby przecież dużo łatwiej, gdyby Yannis jednak był głupi! Może wtedy nie byłby tak atrakcyjny i Lucas wcale nawet nie zwróciłby na niego uwagi, to prawda, ale przecież wystarczyłoby, żeby nie zwracał uwagi na szczegóły. Na przykład te, które jasno wskazywały na to, że Lucas czuł się nieswojo i atmosfera była w rzeczy samej inna niż zwykle!
Z trudem powstrzymał się do wytknięcia swojej randce, że i tak, i tak często wychodzi na buca. Nie był pewien, jak długo jeszcze wytrzyma bez mówienia prawdy, która być może nie była najmilsza, ale przecież za pewne rzeczy nie warto się obrażać! Zwłaszcza, że akurat tego jednego buca Lucas lubił.
Cmoknął więc cicho i rozchylił lekko usta, szykując się dobrej odpowiedzi. Ta jednak nie przyszła w pierwszej chwili, dlatego zaciął się w ten sposób na parę sekund, po czym pokiwał nieznacznie głową na boki.
- Pewnie masz rację - zakończył próbę powiedzenia czegoś trafnego, mądrego i szczerego, ostatecznie nie odhaczając żadnego z powyższych.
Dziwna sprawa... Powiedzenie Yannisowi, że miał rację wcale nie wywoływała takiego bólu fizycznego, jakie mógłby się spodziewać. Może jednak było to czasem możliwe! Choć obecny dobór momentu nie był wcale najlepszy. Przecież było to wymuszone i miało jedynie zagłuszyć ciszę w ogromnym pomieszczeniu, w którym byli sam na sam z mnóstwem lampionów i niewielkim stolikiem. Właściwie dopiero teraz uderzyło Lucasa, jak nieprzyjemne to warunki. Może dlatego nigdy dla nikogo tego nie robił! W teorii wszystko zdawało się mieć ręce i nogi. W praktyce chyba nie chciał powtarzać takich randek. Nie w tej formie.
Przez chwilę stukał nerwowo palcami o blat stolika przed sobą. Robił to całkowicie nieświadomie i przerwał dopiero po kolejnej wypowiedzi Yannisa, kiedy też zdecydował się na odpowiedź.
- Mmm... Nie będę rzucał w ciebie kubkiem, jeśli to tego się spodziewasz - spróbował po raz kolejny rozluźnić sytuację z lekkim uśmiechem. Nawet nie zdążył jeszcze pomyśleć, jak drugi Krukon czuł się w tej sytuacji. Jego przytłaczała. Póki co walczył o to, by samemu poczuć się dobrze. Dopiero potem być może przyjdzie czas na dalsze refleksje.
Zaraz skupił się na dalszych słowach Yannisa. Teraz rozumiał, że mówił szczerze? Prawdopodobnie było to związane z ogólnym spięciem, jakie Lucas odczuwał od samego rana, ale szczerze mówiąc poczuł ukłucie irytacji na ten tekst. Tu przeszło mu przez myśl również, jak to jest - jak można być na kogoś równie zdenerwowanym i chcieć go bliżej jednocześnie? Dlaczego był gdzieś pomiędzy chęcią wytknięcia mu wszystkich potencjalnych błędów i pokłócenia się z nim a pocałowania go? I czy ta noc w ogóle miała prawo dobrze się skończyć?
Zamiast jawnej ucieczki - takiej na nogach, przez drzwi - zdecydował się tylko zamknąć temat tego, kto to tak ładnie wyglądał, cichym mruknięciem, które jasno dawało do zrozumienia, że przyjął do wiadomości komplement Yannisa. Bo też jak inaczej mógłby zareagować? Spytać, czy on też mówi szczerze, czy raczej po prostu tak wypada? Albo może dlaczego jego wersja ma nie urazić i nie być wzięta zaraz za złośliwą? Skąd tu tyle nierówności?! I dlaczego nawet gdy zwracał komplement, Lucas czuł ogromną obawę, że zamotał się w jakąś wstrętną manipulację, z której nie do końca chciał wychodzić, ale równocześnie w pewnym stopniu przerażała go wizja przejścia głębiej?
- Ja chyba do tej pory tylko przechodziłem tędy... Parę razy - odparł, wzruszając ramionami. Nie był pewien, czy dalej to miejsce będzie kojarzyło mu się tak bardziej. Właściwie czuł się tu dziwnie uwięziony. A przecież sam zaprosił tu Yannisa. To on wybrał miejsce. Właściwie zorganizował zdecydowaną większość i najwyraźniej był sam sobie winny. Gdyby tylko miał zacząć wszystko od nowa, pewnie faktycznie zdecydowałby się na randkę - bez niej ostatecznie też coś stale zżerało go od środka - zaplanowałby wszystko inaczej.
Utkwił wzrok w kubeczkach, gdy tylko drugi Krukon zaczął nalewać alkohol. Może to była odpowiedź na wszystko, co teraz go męczyło. Najważniejsze było, by nie zacząć roztrząsać i tego tematu w głowie. Kwestionowanie tego, czy alkohol jest odpowiedzią i logicznym wyjściem z sytuacji nie było czymś, czego w tej chwili go potrzebował. Zamiast tego skinął głową na toast Yannisa i chwycił kubeczek.
Chwycił kubeczek, by od razu pozbyć się jego całej zawartości.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Przyglądał mu się chwilę kiedy odpowiedź się przeciągała. Lucas co prawda odpowiedział w końcu, niby się z nim zgadzając... Prawie. A jednak ta cisza mówiła co innego i Yannis zaczął się zastanawiać, tylko troszkę, ale jednak, czy on uważał go za buca? Albo uznał, że nim jest właśnie przez podpowiedzi z wcześniej? Akurat naprawdę chciał dobrze, żeby nie wyszło słabo gdyby przyniósł coś, czego kijem nie ruszy i na pewno byłby wtedy zły. Ale może za dużo chciał dać tak od razu? Może, może...
Nic nie powiedział, trochę nie wiedząc jak się zachować i jak go rozumieć, a trochę też nie chcąc powiedzieć czegoś, co zepsuje im wolny czas. Nie wiedział co się dzieje w głowie Lucasa, to było frustrujące, dużo bardziej niż sądził. Zwykle chłopak mówił wszystko co myślał, od razu, i mogli to przedyskutować. Jakoś teraz zatęsknił nagle za ich nieskończonymi debatami czy sprzeczkami. Umiał się w nich odnaleźć i znał je, było mu z tym bezpieczniej. O dziwo, choć bywało nieprzyjemnie... Czy to już chore?
- Nigdy nie wiesz. - rzucił z nieco nieśmiałym rozbawieniem, rozkładając lekko ręce na boki. To miał być żarcik i nawet pozwolił sobie na lekki uśmiech, jednak jakoś za dużo wkradło się w niego obaw i niepewności by faktycznie być w tym szczerze swobodnym.
Komplement też wyszedł mu beznadziejnie. Wiedział, że nie brzmiał super przekonująco gdy tylko powiedział to zdanie, a reakcja Lucasa potwierdziła, że wyszło niezręcznie i sztywno. Jak ludzie to robią, że ot tak z relacji koleżeńskiej czy jakiekolwiek, przechodzą sobie lekką stopą do romantyczności? Dla niego to byłą abstrakcja, a perfekcjonizm sprawiał, że był zły na siebie przeogromnie, że nie umie się zachować "jak należy". Nie czuł absolutnie, że coś musi, nie o to chodziło. Czuł, że powinien wiedzieć co się robi, jednak jego instynkt nie działał najwyraźniej zupełnie.
Z początku upił tylko łyk, choć spory faktycznie, swojego drinka. Jednak gdy opuścił nieznacznie rękę z kubeczkiem i spostrzegł, że Lucas nadal pije, zawahał sie w zaskoczeniu i presji bycia "słabszym", co zaskutkowało podążeniem za jego przewodem. I tak obaj wypili na raz całe drinki jak nienapite dzikusy.
Odchrząknął lekko gdy ciepło rozlewało się w jego żołądku.
- Chyba przesadziłem z proporcją. - rzucił cicho. Miało być po trochu, a czuł jakby wyszło pół na pół. Jasny gwint. - Ale grunt, że weszło, jak sądzę.
I modlił się w duchu żeby zaczęło jak najszybciej działać. Chociaż on akurat był już "zaprawiony" zanim tu przyszedł, więc zakładał, że o ile Lucas potajemnie nie zrobił tego samego, to on będzie chodził po ścianach w najbliższej przyszłości.
- Ale wiesz, to durne. - Wybuchł nagle, trochę czując się już w tym momencie głupio i niemalże groteskowo, kiedy zachowywali się jakby poznali się teraz pierwszy raz. To było durne! - Znamy się tyle lat, a czasem mam wrażenie, że jakoś tak niespecjalnie. Bo niewiele wiemy chyba o sobie. Znaczy, dość sporo, ale na przykład... - zaplątał się, czy t o stres czy skołowanie czy po prostu porwał się z motyką na słońce, musiał zacząć jeszcze raz. Odetchnął, porządkując mysli. - Jaką muzykę lubisz, o ile jakąkolwiek? Albo dlaczego nazwałeś kota Przeznaczenie? Przy czym nie osądzam, moja Sowa jednocześnie ma i nie ma imienia. - Uniósł na chwilę ręce w obronnym geście, by po tym zerkając na niego z zainteresowaniem, ponownie zacząć komponować drinki, równie nierozważnie proporcjami.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Choć rywalizacja między nimi zdawała się stanowić codzienność właściwie od ich pierwszego roku nauki, Lucas od niemal tygodnia bardzo starał się nie prowokować Yannisa w żaden sposób! A przynajmniej nie robił tego świadomie. Tak samo było, kiedy postanowił się szybko wypić podany mu drink - nawet nie pomyślałby, że drugi Krukon może potraktować to jako wyzwanie. Trudno powiedzieć, jak on przyjąłby taki widok, gdyby tylko role się odwróciły, ale póki co było dla niego całkowicie jasne, że to tylko jego własne... Spragnienie.
Odetchnął cicho po pochłonięciu zawartości szklanki. No dobrze, może proporcje faktycznie nie były najlepsze, jak na jego standardy, ale czy to problem w obecnej sytuacji? Nie, absolutnie nie.
- Nie, nie, jest okej - odparł pospiesznie i machnął lekko ręką.
Co prawda z większością tego wieczoru najwyraźniej nie było okej - a przynajmniej tak czuł sam Lucas, nie wiedząc już, czego właściwie chce oraz jakie ma oczekiwania - ale alkohol się zgadzał. Zresztą pierwsze uderzenie gorąca dostał właśnie od niego... Następne z kolei było już związane z kolejnym, bardzo bezpośrednim komentarzem Yannisa. Durne? Co było takie durne? I jeśli to właśnie to wszystko, o czym przed chwilą myślał sam Lucas...
Chłopak jednak szybko kontynuował, nie dając mu zastanowić się głębiej nad znaczeniem jego pierwszych słów. Zamiast tego zawiesił na nim pytający i niezwykle niewinny jak na Lucasa wzrok. Może była tam nawet nutka paniki, jaką odczuwał od pewnego czasu? Tak, być może na chwilę się zapomniał i nie do końca kontrolował swoje zachowanie.
No właśnie. Może Yannis trafił w sedno. Może faktycznie się nie znali! A skoro tak, to czy jest jakikolwiek sens, żeby tu byli? Lucas otworzył nawet usta, by powiedzieć coś zapewnie pesymistycznego, jednak chłopak kontynuował, zadając pytania. Cóż, tu już musiał się chwilę zastanowić... Po pierwsze, czemu te pytania padały akurat teraz. Dopiero po drugie nad faktycznymi odpowiedziami - choć te bez wątpienia były dużo prostsze.
- Eee... - zawahał się chwilę przez świadomość, że nie ma tu dobrych i złych odpowiedzi. Były tylko takie, które albo przypasują Yannisowi, albo okaże się, że nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego. - Nie wiem, wydaje mi się, że rock.
Nigdy nie zastanawiał się głębiej nad tym, jaką muzykę lubi... Samo określenie typu brzmiało niesamowicie ogólnie, a szczerze mówiąc nie mógł też powiedzieć, by jakikolwiek zespół jakkolwiek przodował w jego prywatnym rankingu... Właściwie nie miał prywatnego rankingu.
Westchnął cicho, podpierając głowę ręką.
- A to nie oczywiste?
Czy zabrzmiał lekceważąco, albo może chamsko? Nie, nie, tego nie chciał! Szybko postanowił się zreflektować.
- To znaczy, to nic takiego, nic specjalnego.
Dla niego było wystarczająco specjalne... Bardzo podobał mu się własny pomysł.
- No bo wiesz, szukanie Przeznaczenia, chodzenie za Przeznaczeniem, albo zgubienie, czy cokolwiek w gruncie rzeczy... To brzmi dosyć wzniośle.
Nie to co Sowa...
Choć nie odbił pytań po swoich odpowiedziach, popatrzył na Yannisa wyczekująco, jakby oczywistym było, że również chce dowiedzieć się więcej na ten temat.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Pokiwał głową na jego zgodę. Skoro jemu odpowiadało, to dobrze. Chociaż trochę też go zdziwiło to, że to jego typ proporcji, ale co kto lubi. Co prawda Yannis miał dość mocną głowę więc nie upijał się do stanu umysłowej ameby zbyt szybko, ale i tak zwyczajnie smakowo mu to nie odpowiadało. Zależało więc od kontekstu, teraz chyba im obojgu miał się przydać procent we krwi.
Przyglądał mu się, czekając na odpowiedź ze szczerym zainteresowaniem wymalowanym na twarzy. Co prawda wywalił pytania pierwsze, jakie w ogóle jego mózg stworzył, ale faktycznie nie znał odpowiedzi i był ciekaw jak to wygląda! Na pewno teżż był zauważalnie bardziej zaangażowany niż Lucas, ale o dziwo nawet go to nie zdemotywowało ani nie wycofało w żaden sposób.
- Rock to dobry wybór. Też lubię, kiedyś byłem na koncercie z bratem w pubie i było zajebiście.
Co prawda rzadko wspominał brata w pozytywnym świetle, jednak głównie dlatego, że poróżnienie ich bolało, i to jak bardzo nie potrafili ze sobą rozmawiać. A chcieli, próbowali, przynajmniej kiedyś, jak jeszcze matka... Cóż, była z nimi.
Odrzucił te myśli siłą. To nie był dobry moment żeby znowu uciekać w ten temat. Nie teraz, to był czas dla niego i Lucasa, dla dużo pozytywniejszej chwili niż wspomnienia, które zaślepiały go na codzień i już dawno odciągnęłygo od marzeń, ku zemście i poszukiwaniu wyzwolenia, w które jeszcze ślepo wierzył, że poprzez wymierzenie sprawiedliwości osiągnie.
Może przez chwilowe rozproszenie nie odebrał pasywno agresywnie pierwszej odpowiedzi Lucasa, jednak doceniał rozwinięcie, jako że dla niego to nie było oczywiste. Uniósł podczas odpowiedzi kubeczek niby w zamyśleniu, ale kiedy "ciut upijał", starając się wyskretnie, wypił dobrą połowę. Nie przez niezręczność spotkania, która już aż tak mu nie ciążyła, a przez nagłe spięcie, jakie w sobie czuł przez przypadkową ucieczkę myśli w złym kierunku.
- Oh. - Zaśmiał się lekko, acz w pełni szczerze, nagle dochodząc do konkretnej myśli. - A jakby kto pytał, kot to twoje Przeznaczenie? Brzmi jak przepowiednia staropanieństwa, nie żeby coś.
Zachichotał, i tak naprawdę nie myślał o tym wcale, acz wynikało to najpewniej z nerwów, odpuszczania spięcia przez alkohol, i lekkiej histerii związanej z natłokiem nerwów ostatniego tygodnia, rozważania zbyt dużo, spania zbyt mało... He's a dead man walking.
Wypił resztę alkoholu bez drugiej myśli.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Czy to moment, w którym nie tak duża mimo wszystko porcja alkoholu zaczynała działać cuda? Czy dodała mu pewności siebie? I może był w stanie już mówić nim pomyśli? Tak, właśnie tak miało się stać, kiedy po chwili Lucas miał rzucić pierwszą myśl w odpowiedzi na wspomnienie Yannisa.
- Powinniśmy kiedyś pójść razem - odparł więc z powagą, kiwając przy tym głową i dopiero gdy zamarł poraziła go jego własna szczerość. Ale czy właściwie miał pole na wycofanie się z tego? Szybka kalkulacja oceniła, że i tak nie wybrnie. Jedynie pogorszyłby sytuację, więc postanowił to przemilczeć... Oraz stworzyć koledze pole do tego samego.
- To czyj to był koncert? - dopytał, spuszczając wzrok na owoce przed sobą i w końcu zapychając się kolejno trzema winogronkami. Tak tylko zanim padłoby z jego ust coś, co w jakiś sposób mogłoby go pogrążyć.
Jeżeli z kolei chodzi o imię jego kota, szczerze uważał, że jest ono dosyć oczywiste oraz że wszyscy, którzy go otaczają na co dzień - dobrowolnie, czy też nie - po prostu wiedzą... Zdawało mu się, że ci, którzy mieli spytać, już to zrobili. A jednak Yannis nagle ogłosił, że jednak nie ma o tym pojęcia i... W sumie Lucas nie był pewien, czy właśnie jeszcze go obraził? I jak właściwie powinien się do tego odnieść? Staropanieństwa? Czyli skreśla go z miejsca, tak?
Cmoknął cicho, powstrzymując się od nieodpartej chęci zwrócenia złośliwości... Jeszcze trochę, jeszcze przez chwilę. Starczało mu na to cierpliwości... Przynajmniej miał przed sobą jeszcze kubek, z którego znowu zaczął pić - pierwszy łyczek, czyli połowa zawartości.
- No. To skąd pomysł na... Sowę?
I drugi łyczek, i druga połowa. Tak żeby przypadkiem nie mieć do siebie pretensji o sformułowane pytanie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
A Yannis był już rozluźniony, czy to przez alkohol, czy też... No dobra, głównie przez alkohol, i trochę łatwiejsze odblokowanie uczuć w związku z tym. Nie przejmował się aż tak wszystkim, nie analizował niczym tekstu naukowego. Szedł z prądem, pozwalał sobie na rozluźnienie się.
- Nie pamiętam, chyba nie mieli nazwy, albo jakąś przypadkową. Wiesz, to był pub, a ludzie tam grają zwykle tak z ulicy, co się zgłoszą i coś umieją. Ci byli całkiem dobrzy, ale chyba ledwo zaczynają, albo zaczynali, muzyczną karierę, o ile w ogóle to było na poważnie. Ale tak, chętnie, nawet możemy iść w to samo miejsce. Zwykle nie zawodzą.
Zachichotał do siebie niczym nastoletnia panienka, zupełnie bez powodu, i najwyraźniej alkohol generalnie troszkę mieszał mu w głowie, skoro zaczynał być głupkowaty. To nie tak, że nie miał normalnie takiej części w sobie, po prostu nie chwalił się nią zbytnio, o ile w ogóle. Raczej jedynie sam ze sobą był na tyle swobodny by chichrać się z durnych rzeczy, jak nazwanie kota Przeznaczenie, albo sowy Sowa. Wzruszył ramieniem.
- U mnie to mniej znaczące. - Zaczął, przygotowując im machinalnie po kolejnym drinku, skoro Lucas dopił swojego. - Znaczy... Bo w sumie nie byłem zbytnio w imiona, jak ją dostałem, i nawet mi się nie chciało, i weny nie miałem. I uznałem, że okej, coś mi wpadnie w końcu, a do tego czasu mówiliśmy na nią sowa, bo jak inaczej? I w sumie... Tak zostało. Sowa. Po prostu. Co wcale nie umniejsza temu, że jest bardzo ważną Sową w moim życiu!
Mówiąc ostatnie zdanie, uniósł palec wskazujący, patrząc na chwilę poważnie na Lucasa, podkreślając tym swoje słowa.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Alkohol oraz śmiałość Yannisa powoli ośmielały też Lucasa. Może propozycja wspólnego wybrania się na koncert wcale nie była taka zła? W końcu się zgodził... Zgodził się nieironicznie! I wszystko nagle zdawało się zmienić tor, iść dużo bardziej gładko, a sam Lucas czuł się lżej.
- Super - odparł od razu i dopiero po krótkiej chwili udało mu się skonstruować dalszą wypowiedź. - Ale wiesz, powinni mieć takie miejsce w Hogsmeade na przykład? A tak, co? Co jak na przykład to po prostu nie przejdzie? Do wakacji?
Czy właśnie powiedział o swoich obawach na głos? Właściwie jego oczekiwania na ten moment były nawet niższe. Przecież nie wierzył, że cokolwiek rodziło się między nimi w ogóle wypali! Na szczęście sam zdawał się nie zauważyć, że powiedział o te parę słów za dużo.
Powoli przestawał przesadnie analizować własne zachowania, ale Yannis wciąż był dla niego zagadką. Na przykład, co to za chichot? Co go wywołało i co więcej - czy kiedykolwiek słyszał, by chłopak zachowywał się ponownie? A jednak nie mógł narzekać.
- A chyba zwykle wtedy nazywają zwierzaki jak jakiś... Bob, czy... Nie wiem, może Emma, to chyba popularne imię? Czy tam jakieś Puszki, Okruszki, pierdoły... Może Sowa nie jest ostatecznie aż tak zła. Gorzej jak miałbyś mieć nowego zwierzaka, sowę, czy coś innego... No bo co? Sowa Dwa? Kot?
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Uniósł brwi, patrząc na niego z rozbawieniem.
- Sugerujesz, że do wakacji jednak któryś z nas zamorduje drugiego? Optymistycznie. - Zauważył, i choć z pewnością przejąłby się na trzeźwo, teraz... Nie. Co ciekawe, sam był równie pesymistyczny co Lucas, zatem sama uwaga była czystym przykładem hipokryzji, nawet jeśli przez chwilowy optymizm. - Ale dobra, możemy sprawdzić czy w Hogsmeade coś jest, najwyżej jeśli dożyjemy, w wakacje pójdziemy też. Albo w wolne jakiekolwiek, bo przecież są święta, ferie...
Nie to żeby cokolwiek wtedy robił, nie lubił zbytnio spędzać czasu z rodziną i jeśli byłaby okazja żeby się zmyć i nie musieć z nimi się znowu kłócić, tym lepiej. Już dawno skreślił wszelkie szanse na naprawienie więzi rodzinnych. Nie to żeby ktokolwiek się starał poza nim, kiedykolwiek, nie licząc matki.
- Wolę Sowę niż Puszka Okruszka, nie tylko dlatego, że dla sowy te imiona zupełnie nie pasują, bo nie są puchate ani małe, a zakładam, że to do tego nawiązanie. Jakbym miał jeszcze jedną sowę, nie wiem, może bym nazwał go po roślinie, zwykle te mają jakieś całkiem ciekawe nazwy, jak... Dyptam.
Zawiesił się na chwilę.
- Nie, dobra, to byłaby Sowa Druga, jebać imiona.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
- Raczej że któryś z nas mógłby zacząć żałować tego - a mówiąc to wskazał palcem wskazującym na przestrzeń pomiędzy nimi.
I było to optymistyczne! Jeszcze przed chwilą sam żałował tego. Teraz? Jakby troszkę mniej...
- Prawdopodobnie ty - dodał po chwili przemyślenia, zadziwiająco spokojnym tonem. - To znaczy, ty jako pierwszy.
Najważniejsze, że Lucas nie zauważył też, że podzielił się właśnie swoimi obawami z Yannisem.
- W sumie nie wiem... Chyba takie koncerty, jak już są, to w nocy, albo wieczorem... No a w Hogsmeade też nie moglibyśmy siedzieć nie wiadomo ile... Już nie mówiąc w ogóle o tym, że miałoby sens, gdybyśmy mogli chodzić tam co najmniej co weekend, ale dobra, niech im będzie, w sumie to pewnie zrobiłoby się nudne...
O czym to mówili? Zdaje się, że pod koniec zagubił się trochę we własnej wypowiedzi, co z reguły mu się nie zdarzało.
Zaraz parsknął, gdy usłyszał o Dyptamie i bardzo możliwe, że to najbrzydsze potencjalne imię dla zwierzaka, jakie ktokolwiek mógł wymyślić. Brawo, Yannis.
- Wiesz, kto jak kto, ale chyba ty nie powinieneś hejtować Puszka Okruszka - odparł wesoło, na ten moment zapominając, że zwykle przytyki kończyły się z nim kłótnią. Teraz było inaczej. Nagle było spokojnie, a Lucas nie miał nawet chwili, by pomyśleć o tym, że ma nadzieję, iż tak zostanie do końca randki.
- A już tym bardziej nie Przeznaczenia... - dodał po chwili, podpierając się rękoma o stolik przed sobą. Przy okazji pochylił się lekko ku niemu. Nawet nie specjalnie... Tak wyszło.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Przekrzywił lekko głowę. W zasadzie nie sądził by żałował. Znaczy, zależy w zasadzie, bo jeśli miałoby potoczyć się kiepsko i Lucas miałby się mścić do końca szkoły - a w zasadzie Yannis był w stanie w to uwierzyć z marszu, jakoś wydawał mu się zdolny do zawzięcia się i złośliwości - to słabo, ale jeśli akurat by to sobie odpuścili, w najgorszym wypadku by... Co. Nie gadali najpewniej. Spali tyłem do siebie żeby na siebie nie patrzeć, może Yannis zamieniłby się z kimś na łóżka dla bezpieczeństwa wszystkich. Nie podobałoby mu się to, już teraz wiedział, po tym całym tygodniu bez ich wspólnych dyskusji, że czegoś brakowało i chyba nawet trochę za tym tęsknił? Nie na tym miało to polegać, i to dziwne, że starczył tydzień, a on już myślał jak może sprowokować ich do "kłótni", które chyba również przestawał tak widzieć. Szczególnie, kiedy z nikim innym nie mógł tak konstruktywnie porozmawiać.
Dlatego też kiedy Lucas wspomniał, że to on jako pierwszy by żałował, nie był w stanie zaprzeczyć. Może faktycznie stęskniłby się szybciej niż sądził. Ba, niż obaj sądzili! Zapełnił więc miejsce na odpowiedź piciem drinka
- No w sumie... No dobra, to w takim razie wakacje, albo jakieś ferie czy coś. Święta. W sumie jakikolwiek wolne, ja to szczerze mogę i w wigilię, najchętniej wieczorem. Są otwarte jakieś knajpy w ogóle w wigilię?
Jego tok myślowy był dość szybki i chaotyczny, zupełnie inny niż przemyślane, złożone zdania, jakie wypowiada na trzeźwo. Mimo to, upojenie alkoholowe miało też tyle dobrego, że nie przejmował się swoją składnią za bardzo.
Na parsknięcie z imienia sam się zaśmiał szczerze, przewracając oczami. Dobra, nie był najlepszą osobą do nazywania zwierząt, okej?! Pokiwał głową ze śmiechem.
- Taa, faktycznie, Puszek Okruszek wypada tu lepiej. - przyznał wesoło, dopijając po tym swojego drinka zdecydowanie za mocnego. - Ej, ja nie hejcę Przeznaczenia, ja tylko jestem zaintrygowany! Nie mnie oceniać, jak obaj wiemy.
Zawiesił wzrok na oczach Lucasa, który jakoś tak znalazł się bliżej. Nie to może, że niemoralnie blisko, ale zauważalnie i Yannis nagle jakoś tak rozproszył się na chwilę, wgapiając się jak cielę w czasie gdy jego myśli poza przypadkowym chaosem podsuwały pojedyncze wizje, jak pocałunek, albo dotyk jego włosów, które wyglądały na miękkie, ale nie wiedział i chętnie by sprawdził, a potem dopytał jak to robi, jako że jego włosy w jego opinii były dosyć szorstkie. Co za szauma?
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Zaśmiał się na propozycję wspólnego wyjścia akurat w wigilię - tylko i wyłącznie ze względu na nietypowość, a może w pewnym stopniu absurdalność pomysłu. Faktycznie, czy znaleźliby wtedy jakieś miejsce? Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiał się, jakie są szanse na znalezienie wtedy otwartej knajpy. Do tej pory każde święta spędzał w domu, z rodziną...
- Nie wiem, nigdy nie szukałem żadnej knajpy w wigilię - odparł, kręcąc lekko głową. - Chyba przez ostatnie lata jakoś nie załapałem, że nie jesteś fanem świąt.
A to też ciekawy temat! Większość zdawała się cieszyć na święta - trochę wolnego od szkoły, czas spędzony z rodziną, głupie tradycje, które właściwie dodawały temu wszystkiemu uroku... A właśnie, tradycje. Na tę myśl wytknął go palcem.
- Chyba że... Huh. Wtedy musiałbym coś ci kupić, jakiś prezent... I to byłoby zajebiście trudne.
Zaraz po tych słowach przekrzywił lekko głowę i zmierzył go wzrokiem bardzo dokładnie, szczerze zastanawiając się, co byłoby odpowiednim prezentem dla Yannisa. Nie wiedzieć czemu nic nie przychodziło mu teraz do głowy, a chłopak zdawał się go dziwnie rozpraszać... No, sobą.
- Dobra, to co byś wtedy chciał? - spytał luźno, machnąwszy ręką w momencie, gdy zrezygnował z myślenia o tym w tej chwili.
Właściwie nie myślał o tym, czy o spotkaniu w wigilię na poważnie... Przede wszystkim musieliby chyba nie kłócić się do tego czasu - to w końcu były bzdurne zasady Yannisa, a czy to w ogóle możliwe, by wytrzymał aż do grudnia?
- Od kiedy jesteś zaintrygowany? Bo wiesz, mogłeś spytać wcześniej... Chyba że nie mogłeś?
Ale czemu miałby nie móc? To znaczy, poza tym, że byli skłóceni większość czasu...
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
On też nie szukał, bo był cholera nieletni, i tak by go nie wpuścili. Ale we dwoje lepiej jest coś wymyśleć! Poza tym, w sumie nie musieli od razu dorywać się do alkoholu, mogli posiedzieć przy grzanym cydrze czy czymkolwiek. A nie... Cydr chyba też jest z alkholem? Ale herbata czy coś! Generalnie by coś wymyślił, albo przyniósł własny "prowiant" na rozgrzanie jedynie, bo przecież nie upijaliby się jak zjeby w obcym miejscu. Tu się upili, ale było bezpiecznie, nikt ich nie okradnie ani nie zaciuka, co najwyżej dostaną naganę. Nic, od czego się umiera i co byłoby realnie niebezpieczne, a Yannis jednak był rozważny dość by stale myśleć o takich rzeczach.
- Ja też nie, wiek trochę utrudnia. Ale mógłbym!
Czy nie był fanem świąt? Może nie samej tradycji, uwielbiał je kiedyś, jak matka żyła. Wtedy była magia, chujowe swetry i inne takie. A teraz? Teraz było niezręcznie czy nerwowo, przynajmniej dla niego. Ojciec z bratem starali się by wszystko przebiegało bez spięć czy kłótni, co oznaczało, że omijali niewygodne tematy, z przerwami na kłótnie o politykę. Yannis w tym czasie patrzył na tą szopkę i rzygać mu się chciało. W zasadzie, od tych kilku lat nigdy nie czuł się tak samotny, jak w wigilię.
- Jak matka żyła to prędzej, teraz to jest chujowo, plejada udawania i sztucznych uśmiechów. - Skomentował, wzruszając ramieniem nikle z blednącym uśmiechem. W zasadzie normalnie nigdy o tym nie mówił, ot wiadomo było, że matka nie żyje i nic więcej nie mówiono o temacie. Niezręcznie i stresująco wypadało, bo ludzie nie wiedzieli jak się zachować, a on nie chciał się rozczulać czy dramatyzować, a szczególnie wchodzić w to, co mu się w głowie działo w związku z tym. Zatem tematu unikał z obcymi, z bliższymi osobami czasem coś bąknął, a z rodziną trwała o to odwieczna wojna, która zrujnowała wszelkie pozytywne szczątki ich relacji. Słodziutko.
- No, prawda, za żel pod prysznic albo kubek byś mnie pewnie opierdolił. Może dostaniesz skarpety jakby co, takie obciachowe, które będę sprawdzał czy nosisz. Chcesz? Zielone, w paski, z oczami elfów mikołaja i zwisającymi czapeczkami.
Poruszył zachęcająco brwiami, widać wracając do poprzedniego rozbawienia i bycia po prostu głupkowatym nastolatkiem, a nie zadufanym w sobie ważniakiem.
Na jego pytanie od razu wytknął go palcem.
- Nie elfie skarpety. - Zagroził z rozbawieniem, nikle się nachylając w groźbie. - Ale lubię skarpety, ciepłe, wełniane czy coś. Marzną mi stopy.
Absolutnie nikt nie pytał i nie musiał tego wiedzieć, ale okej, Yannis widać się teraz nie zastanawiał jakie informacje są pożądane, a jakie mógłby zachować dla siebie, i po prostu mówił to, co przychodziło mu do głowy. Może to i lepiej, czasem? Zdrowiej na pewno w jego przypadku.
- Mogłem. Nie wiem, głupio trochę? Szczególnie, że sam nie jestem mistrzem, i też czasem pytam o coś i odbiera się to, ty na przykład odbierasz, jako atak czy coś negatywnego, a to taki mój resting bitch face, tylko że w tonie głosu, rozumiesz?
Sięgnął po butelkę by coś robić i zaczął im sporządzać nowe drinki. Skupił się na kubeczkach i nie wylaniu zdecydowanie bardziej niż było potrzeba, gdy nachylał się powoli nad nimi i patrzył uważnie czy na pewno nie robi bałaganu.
- Ale w sumie wiele osób bierze mnie za buca, bo jak to mój brat powiedział, nawet moja twarz jest już wredna. Niech spierdala, serio, przynajmniej nie jestem tępym chujem. Tak czy siak, ogólnie to nie chciałem się kłócić, chociaż powiem, że ten tydzień był jakiś chujowy bez naszych dyskusji, ja nie wiem, mam wrażenie, że jesteśmy w szkole z bandą kretynów i z nikim nie da się pogadać normalnie czy podyskutować, tylko my serio w ogóle myślimy czy dociekamy, nie rozumiem? - Podał mu kubek z dumą, że nie wylał.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Zdawałoby się, że Yannis oraz Lucas mieli mnóstwo wspólnego! Obaj dawali z siebie wszystko na zajęciach, byli żądni wiedzy i bardzo zorientowani na rywalizację. Obu wychowywali samotni ojcowie oraz obaj mieli pewną traumę związaną ze śmiercią matek. Mogliby dogadywać się świetnie i być dla siebie idealnym wsparciem - rozumieć siebie nawzajem tak, jak jeszcze nikt inny nigdy ich nie rozumiał! A jednak przez lata to po prostu nie wychodziło. Dopiero teraz Lucas podjął jakąkolwiek próbę zacieśnienia ich więzi, a i tak stopień ich wzajemnego podobieństwa zdawał mu się umykać. Przecież nie kłóciliby się tak często, gdyby byli tacy sami i gdyby mieli takie samo zdanie, prawda?
A jednak te podobieństwa czasem same o sobie przypominały - przypadkiem, w toku rozmowy, takiej jak ta. Co prawda Lucas miał nieco inne odczucia odnośnie świąt oraz braku matki przy wigilijnym stole... Jasne, w święta wszyscy zdawali się starać aż za bardzo, zachowywali się inaczej, atmosfera była inna. Ale zdaje się, że u niego było tak też wcześniej... Cóż, mniej więcej tak. Święta zmieniły się zarówno dlatego, że nagle stracił matkę, ale też dlatego, że powoli dorastał. Magia świąt po prostu powoli się wypalała. Kiedyś przecież kwestionował każdą tradycję, pytał skąd się wzięła, a następnie nadużywał klasyczne "dlaczego".
- Wiesz, święta zawsze były bardzo komercyjne, trochę wymuszone i bez sensu, tak całkiem obiektywnie mówiąc, ale to wcale nie takie złe - odparł po chwili, wzruszając lekko ramionami. - Bo ej, jak się nad tym tak zastanowić, to nie wszystko jest sztuczne i udawane? Jak idziesz, o właśnie! Na taką randkę. No, chcesz się pokazać z tej jak najlepszej strony i może czasem powstrzymujesz się od czegoś, tak? Znaczy, nawet ty tak chciałeś, mówiłeś wprost. A potem przychodzisz, widzicie się i to nie jest takie sto procent naturalne.
Z jakiegoś powodu zamilkł na chwilę, by wskazać okrężnym ruchem ręki na stolik przed sobą.
- I chyba z świętami jest tak samo, tylko że na większą skalę. Że każdy chce się upewnić, że masz e... Dobry czas?
Nawet nie skupiał się na tym, czy to, co mówił było spójne. Na trzeźwo, jeśli tylko podjąłby się podobnego tematu, zapewne przybrałoby to formę wykładu. W tym przypadku skończył, sądząc, że przekazał wszystko, co pomyślał.
- Ja bym cię nigdy! - prawie się oburzył, kiedy tylko Yannis uznał, że opierdoliłby go za jakieś prezenty. - Raczej byłbym w za dużym szoku, że cokolwiek dostają akurat od ciebie.
I było to jak najbardziej zgodne z prawdą. Nawet po bieżącej rozmowie nie spodziewał się, by Yannis mówił o tym wszystkim na poważnie... Za to on byłby gotów sprezentować mu skarpety na marznące stopy.
- Dobra, okej, postaram się zapamiętać.
A to wcale nie było przecież tak oczywiste. Ile właściwie będzie dobrze pamiętał z dzisiejszego wieczoru?
- No dobra, ale jak ja czegoś nie wiem, a jestem ciekaw, to pytam, to nic takiego - rzucił w odpowiedzi na rozmowę o imieniu własnego kota.
Tylko czy była w tym absolutna prawda? Owszem, często pytał, ale czy zadałby podobne pytanie Yannisowi? Przyznając tym samym, że czegoś nie wie, czy że czegoś nie rozumie? To już dużo trudniejsze!
- Był strasznie chujowy! - zdecydowanie ożywił się w tym temacie, czując, że to jego moment, ten, w którym może wylać całą tą tygodniową frustrację! - No bo właśnie, to nawet niekoniecznie kłótnie, tylko dyskusje?!
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Faktycznie mieli. W zasadzie, Yannis coś kojarzył, że Lucas też nie miał matki, ale szczerze było to raczej coś "jak przez mgłę" i nie znał absolutnie żadnych szczegółów. Zresztą, raczej sam unikał na trzeźwo takich tematów, bo wiedział jak łatwo sam się nakręca i zaraz unosi się w emocjach odnośnie jego własnej sytuacji. Nie potrzebował tego, starczyło, że i tak poświęcał temu większość swojej energii, że żył w zasadzie tym "wypadkiem" i czuł bardzo mocno, że nikt go nie byłby w stanie zrozumieć. Że każdy, kto by znał całą historię, powiedziałby to samo, co jego brat i ojciec, że napyta sobie biedy i powinien odpuścić, przyjąć na klatę, że tak się stało jak się stało, bo "nic to i tak nie zmieni". Ale jego zdaniem nie mieli racji. Dla niego to wiele zmieniało i miał dość ciągłego tłumaczenia dlaczego.
Spojrzał na ich małe stanowisko kiedy Lucas na nie pokazał, wydając po tym ciche "oh!" radości kiedy ponownie zobaczył winogrona, o jakich zapomniał. Owocki! Więc zznowu zaczął wcinać zupełnie jak dziecko czekoladki.
- Ale nie jest złe, tylko chyba czasem dziwne. - Powiedział z pełną buzią, chociaż przynajmniej zakrył usta dłonią. Przełknął zaraz, choć już w dłoni miał kolejne kulki winogronowe.
- U mnie raczej chcą cię zmusić żebyś miał dobry czas, a jak nie masz, to musisz się zamknąć i przynajmniej się nie wychylać - wyjaśnił spokojnie, trochę z rozbawieniem zakrawającym na pożałowanie. Ale ta cała szopka była taka chujowa...
- Wydaje mi się, że poza samą wigilią, jest całkiem fajna magia. Chociaż wolę spacerować i po prostu doceniać wszystko sam ze sobą. Raz piłem taką gorącą herbatę z goździkami i pomarańczą, absolutnie najlepsza, kiedyś musimy iść. Nawet w zimę może w Hogsmeade będzie.
Już miał plan i się podjarał, gotów był teraz zaraz iść na grzany cydr, gdyby nie to, że było lato, byli pijani i nie było wyjścia do Hogsmeade. Wiele przeszkód... Ale kiedyś chętnie!
- Nie skąd! - Odparował od razu, wytykając go palcem, mimo że zaśmiał się od razu ze szczerym rozbawieniem. Zaraz jednak skinął głową. - No dobra, chyba że tak. Znaczy dostajesz coś innego niż zjeby.
Posłał mu wesoły, krótki uśmieszek łobuza, widać nie czując się z tym źle. Był zołzą, możliwe. No i dobra! Lucas trochę też był. Uniósł zato brwi w zaskoczeniu, nieznacznie odchylajac się w siadzie na wybuch Lucasa. Damn, musiało mocno to w nim siedzieć. W nim też siedziało, ale jakoś nie spodziewał się takiej reakcji i zaraz parsknął nieopanowanym śmiechem. Fakt, że po alkoholu był strasznie chichotliwy, może dlatego zamiast tylko parsknąć, nie mógł przestać się z niego zaśmiewać - nie prześmiewczo, serdecznie, ale naprawdę go to rozbawiło! Nie wiedział co dokładnie. Ale coś...
- Wow, you suffered much. - Zauważył ze śmiechem. Chciał zaszpanować winogronem, podrzucając go i próbując złapać w usta, ale to odbiło się od jego czoła i pokulało gdzieś na bok. Fail. Popatrzył za nim karcąco. - ... Anyways. - Spojrzał na Lucasa. - Tak, to nie był może najlepszy pomysł, na jaki wpadłem. Ale miał potencjał!
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Nie mógł powiedzieć, by tak całkiem nie lubił świąt... Może poza tym, że na spotkaniach rodzinnych starano się go zagłuszyć, wcinali mu się w słowo, przerywali, zmieniali temat, a on absolutnie nie rozumiał dlaczego! To znaczy, podejrzewał po prostu, że członkowie jego rodziny zwyczajnie tacy są i nie podejrzewał, że robią to wszystko bardzo intencjonalnie. Czemu mieliby?
- Nie no, w święta chyba trochę chodzi o to, żeby było dziwnie. Właśnie z ludźmi, i jedzeniem, i muzyką... - i mówił to zupełnie, jakby tłumaczył coś niesamowicie odkrywczego. A może po prostu zawsze tak mówił?
Z kolei temat wyjścia do Hogsmeade zdawał się bardzo go zainteresować. Nawet od razu wyprostował się w siadzie!
- Tak, tak, ale nie musimy chyba czekać do zimy? Znaczy, na taką herbatę może. Może tak... Ale teraz też na pewno mają dobre rzeczy? Zresztą, jak zwykle. Możemy na przykłaad...
Nie, nie. Typowe destynacje randkowe to nie było to, co zdawałoby się pasować to Yannisa. Zdaje się, że potrzebowali czegoś nieco bardziej neutralnego.
- Na przykład Trzy Miotły są zawsze ciekawym miejscem - dokończył, wzruszając lekko ramionami. - Nie do końca najbardziej romantyczne miejsce, w które można się wybrać, ale ja myślę, że jak coś jest znane z czegoś więcej niż typowo walentynkowa lokacja, to zawsze atut... Chyba że lubisz i takie miejsca? Wtedy to też spoko, możemy też pomyśleć o czymś innym. Po buncie goblinów i tak niewiele tam zostało, więc wiesz... Cokolwiek pasuje.
Naprawdę był gotów wybrać się chociażby do Herbaciarni u pani Puddifoot, jeśli tylko to miałoby spodobać się Yannisowi! Ostatecznie przecież herbata była dobra, tylko... Cóż, wystrój, atmosfera i presja otoczenia to nie do końca to, czego by chciał. I plotki. Dzisiejszy wieczór był dla kontrastu niezobowiązujący, na uboczu, nikt im się nie wcinał i nikt nie musiał za wiele wiedzieć (póki co).
Zaśmiał się krótko na widok jego nieudanego rzutu winogronem, po czym sam wziął jedno do rąk, tylko po to, by bardzo szybko zapomnieć, iż tak naprawdę chciał zainicjować próbę pomocy Yannisowi z wrzucaniem mu winogronek do buzi.
- Dosłownie cały tydzień zastanawiam się, co ci odjebało i dlaczego tego chciałeś! Wiesz, czy dlatego, że sądziłeś, że się nie uda i może to było wygodniejsze niż powiedzenie, że nie, czy raczej po prostu w ramach wyzwania, czy chciałeś być po prostu tak bardzo lepszy, jak nie będę ci na nic zwracał uwagi? - wymieniał wskazując rękoma co chwilę na inne miejsce, które miało symbolizować wersję wydarzeń.
|