Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Hamak Wygodny hamak znajdujący się niedaleko Zakazanego Lasu stanowi miejsce idealne na chwilę relaksu po ciężkim dniu. Z racji znajdowania się na uboczu często odwiedzany jest przez osoby, które uwielbiają uczyć się na świeżym powietrzu z dala od szkolnego zgiełku. Pozornie wytrzymały, jednak wszystko zależy od jego kaprysu.
Rzuć kostką:
Parzysta - Niestety, trafiłeś na dzień, w którym hamak nie jest w nastroju na towarzystwo, dlatego tuż po tym jak wygodnie się usadowiłeś, zrywa się, a ty lądujesz plackiem na ziemi.
Nieparzysta - Hamak jest w na tyle dobrym nastroju, że bez problemu pozwala ci się położyć, na dodatek zaczynając się lekko kołysać, by było ci jeszcze lepiej.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
3 września, godzina 17:08
Jak co roku początek września był przez Teddy'ego dość mocno wyczekiwanym momentem. Uwielbiał przebywać ze swoją rodziną, owszem, ale póki co tylko w Hogwarcie mógł używać magii. Wakacje wakacjami, ale już po kilku dniach brakowało mu możliwości rzucania zaklęć, latania na miotle (tego to mu brakowało niemalże jak powietrza!), gadających obrazów, przelatujących po korytarzach duchów i skrzatów domowych, które widywał w kuchni bezustannie.
Jak tylko znalazł się w zamku, nie omieszkał po kolei odwiedzać ulubionych miejsc i spotykać się z niewidzianymi od długich tygodni znajomymi. Hamak był jednym z tych bardzo lubianych miejsce, a wziąwszy pod uwagę, że wciąż można było trafić na całkiem słoneczny dzień, to grzechem byłoby nie skorzystać z możliwości spędzenia choćby godziny na leniuchowaniu w miłym towarzystwie, którego nie miał sposobności widzieć w czasie wakacji. Tym bardziej, że towarzystwo było wyjątkowo nietypowe, jak na Tadzia, bo ogólnie ze Ślizgonami jakoś niekoniecznie dobrze się dogadywał! Na szczęście Aspasia była nieco inna od pozostałych zielonych, nie miała przysłowiowego kija w dupie i odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać okazało się, że całkiem nieźle się dogadują.
Po lekcjach i przerwie obiadowej upewnił się, że dziewczyna nie ma już innych lekcji i zaproponował jej spacerek i mały odpoczynek na błoniach, stąd też w końcu dotarli na hamak.
- Poczekaj, nie siadaj, bywa kapryśny! - Ostrzegł koleżankę, bo nie chciał żeby ewentualnie wylądowała tyłkiem na ziemi i sam ostrożnie najpierw naparł ręką na siatkę hamaka. Nic się nie stało, więc powoli usiadł, gotów w każdej chwili wstać. Całe szczęście zamiast obitych czterech liter, poczuł lekkie bujanie. Najwyraźniej mebelek ogrodowy był w dobrym nastroju! - Okej, droga wolna, nie zarwał się, więc będziemy bezpieczni. - Przesunął się tak, żeby Sia miała możliwość usiąść obok wygodnie. - Jak ci minęły wakacje? - Zaczął od standardowego pytania po tak długiej przerwie, bo mieli do nadrobienia dwa miesiące!
Kostka: 3
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Z jednej strony całym swoim sercem pragnęła wrócić do Hogwartu, ale z drugiej – wcale nie. Chciała, bo miała tutaj znajomych, którzy nie stawiali przed nią aż tak wielkich oczekiwań i w większości tolerowali jej stany emocjonalne – czuła się tutaj swobodniej. Nikt nie narzekał, kiedy się zezłościła albo czuła się smutna, wręcz przeciwnie, mogła oczekiwać zrozumienia i pocieszenia, kiedy tego potrzebowała. Ale z drugiej strony – kolejny początek roku oznaczał, że zbliżała się coraz bardziej do końca edukacji. A co gorsza – Argos był już w siódmej klasie. Co się stanie, jeśli ten rok dobiegnie końca? Jak ona sobie wtedy poradzi? Czy w ogóle sobie poradzi? To straszne, że w takich chwilach dostrzegała dopiero, jak bardzo niesamodzielną osobą była. Jak bardzo potrzebowała innych ludzi w swoim życiu, aby chociaż przez chwilę poczuć się dobrze. I stabilnie.
Pierwszy dzień szkoły był okropny i cholernie męczący. Odzwyczajona od wczesnych pór, musiała wstać wcześnie, żeby dotrzeć na śniadanie. Na szczęście plan na środę okazał się litościwy i nawet ciekawy – zielarstwo i OPCM należały do kręgu jej ścisłych zainteresowań i przedmiotów, w których była nawet dobra. I miała przerwę, żeby zebrać siły potem na ONMS, a numerologię praktycznie przespała po lunchu. Zresztą, pogoda była tak fantastyczna i rozpieszczająca, że to cud, że ktokolwiek funkcjonował.
Znacznie lepiej zaczął się czwartek – może nadal było jej ciężko wstać, ale przynajmniej podwójne zajęcia z eliksirów ją do tego zachęcały. W dodatku ładna, słoneczna pogoda kusiły, aby wyjść na zewnątrz i wyciągnąć się na pewnie jeszcze odrobinę wilgotnej trawie… musiała tylko przeżyć lunch i po nim starożytne runy, i w zasadzie mogłaby…
Na ten sam pomysł wpadł Teddy, Puchon ze starszego roku. Jakiś czas temu nie do pomyślenia dla niej było, aby mogła rozmawiać z mugolakiem. Od dziecka miała wpajane, że takie osoby są przecież gorsze i przynoszą hańbę czarodziejom czystej krwi. Jako przestrogę przywoływali ciągle wujka Archelausa, któremu los poskąpił magicznych umiejętności – i natychmiast został wydziedziczony. Mówili, że jeśli ktokolwiek w jakiś sposób nanosi skazę na dobre i czyste imię rodu, to nie powinno być dla niego litości.
Ale z drugiej strony, odkąd poznała Dextera Becketta i jego pogląd na społeczność czarodziejów, musiała mu przyznać rację – że przecież o wiele ważniejsze są umiejętności i to, żeby dawać coś od siebie. Żeby być wartościowym. A musiałaby być ślepa, żeby nie widzieć, że mugolacy często bywali lepsi niż dumne dzieciaki z bogatych rodzin czarodziejów.
Nie potrafiła się zdecydować. Nie potrafiła podjąć jakiejkolwiek decyzji w kwestii swojego zdania i miała nadzieję, że nikt nigdy jej o to nie zapyta – czy wyznaje ideologię rodziny, czy tą, którą zaraził ją pewien bardzo przekonujący i pomocny Ślizgon. I miała nadzieję, że jeszcze długo nikt nie przyczepi się do niej o to, że rozmawia i spędza czas ze szlamami.
Bo lubiła Teddy’ego. Nie spodziewała się, że znajdzie w nim wszystko to, czego potrzebowała – pełną akceptację i całe pokłady ciepła. Wszystko to, czego nie dostała od swojej rodziny, a czego tak bardzo potrzebowała. Nieważne, jak bardzo by zawaliła, on i tak potrafił to zrozumieć, wybaczyć jej i pomóc. Nie chciałaby stracić kogoś takiego.
Miała nadzieję, że nigdy nie przyjdzie jej wybierać.
Spacer z nim był dziwnie odprężający, jakby mogła zrzucić z siebie ten kostium razem z maską i nie przejmować się już zupełnie niczym. Co prawda błonia już zdążyły nieco wyschnąć po deszczu padającym poprzedniego dnia, ale i tak powietrze było przyjemnie wilgotne i chłodne. Poczuła się tak, jakby mogła odetchnąć po raz pierwszy odkąd opuściła Hogwart na czas wakacji…
Dotarli do jakiegoś hamaka, o którego istnieniu w sumie nawet za bardzo nie wiedziała. Za to widocznie Teddy znał go doskonale, bo kiedy tylko ją zatrzymał, zerknęła z dozą ostrożności na hamak, przyglądając się, jak Puchon powoli na nim siada. Na szczęście nic się nie stało i obyło się bez jakichś nieprzyjemności, a zachęcona Aspasia usiadła obok niego, choć odrobinę niezgrabnie, bo zachwiała się, jakby za moment miała wywinąć orła do tyłu – ale ostatecznie udało jej się zapanować i utrzymać w pozycji siedzącej, i uśmiechnęła się nieco, może odrobinę z zakłopotaniem.
— A, wiesz. Strasznie nudno. O wiele ciekawiej jest w szkole – odpowiedziała dość wymijająco, chociaż zgodnie z prawdą, bo w domu nic się nie działo. Cud, że rodzice w ogóle zauważyli, że są wakacje i mają dzieci w domu. – Zapewne u Ciebie było znacznie ciekawiej – dodała prowokująco. Miała nadzieję, że w ten sposób odwróci uwagę Teddy’ego od niezbyt konkretnej odpowiedzi i zajmie go opowiadaniem o swoim odpoczynku.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
W związku z tym, że Teddy nie potrafił zbyt długo usiedzieć na tyłku w jednym miejscu, to znał kilka bardzo ciekawych i czasem nawet zaskakujących miejsc na miłe spędzenie czasu. W zależności, czy ten czas miał być spędzony na nauce, na relaksie, czy na poważnej rozmowie - potrafił wybrać ze swojego katalogu poznanych lokacji coś pasującego do atmosfery. Oczywiście nadal pozostawało mu całe mnóstwo tajemnic Hogwartu do odkrycia, ale całkiem spory procent zamku i jego okolic już zdążył zwiedzić.
A gdzie lepiej spędzić słoneczne, rześkie popołudnie, niż właśnie na hamaku? Taka mała namiastka wakacji to zdecydowanie przyjemna opcja. Jak już obydwoje usiedli na całkiem szerokiej siatce, Teddy zmienił pozycję na dużo wygodniejszą do rozmowy - siad turecki. W ten sposób mógł być zwrócony przodem do koleżanki i nie musiał wykręcać głowy, żeby na nią patrzeć.
-Ha, zgodzę się z tym, że w szkole dzieją się ciekawsze rzeczy, choćby dlatego, że sam zamek jest przesiąknięty magią. - Dla niego z pewnością Hogwart był pod tym względem ciekawszy, bo przecież nikt w jego rodzinie nie jest czarodziejem, więc w domu naczynia zmywa się ręcznie, torby z zakupami przenosi się za pomocą siły mięśni, Do spierania uciążliwych plam używa się odplamiacza. Co wcale nie znaczyło, że nudził się w rodzinnym domu, wręcz przeciwnie. Zachęcony pytaniem Aspasii o jego wakacje, uśmiechnął się szeroko, zanim zaczął opowiadać.
- Odkąd chodzę do Hogwartu i spędzam w domu tylko czas letni, to rodzic i siostra chyba wzięli sobie za punkt honoru nadrabianie dziesięciu miesięcy roku szkolnego beze mnie, bo niemal codziennie wymyślają coś innego do roboty. A już szczególnie siostra! Nie wiem na ilu byłem ogniskach w tym roku... - Z rozbawieniem pokręcił głową, bo stracił rachubę już w połowie lipca. - Ale za to w te wakacje po raz pierwszy wybrałem się sam w podróż pociągiem ze Szkocji do Anglii, żeby odwiedzić przyjaciół! I muszę przyznać, że to zupełnie co innego jechać samemu, niż z innymi uczniami Hogwartu. - Rozłożył ręce jakby w geście niedowierzania dla tego faktu. Co prawda ta podróż odbyła się w nocy, więc większość przespał, ale kiedy nie spał, to nawet nie bardzo miał się do kogo odezwać.
- Ty byłaś może gdzieś w tym roku? - Uniósł nieco brwi, chcąc zachęcić Się do choć odrobiny zwierzeń. Ciekawiło go jak dzieciaki z czystokrwistych, bogatych rodów spędzały wakacje, bo z pewnością było to coś zupełnie innego niż dla mugolaków.
Pochylił się nieco w bok, żeby zerwać jeden z białych kwiatków polnych, których wokół hamaka było sporo, po czym trochę bezwiednie kręcił jego łodyżkę między palcami na tyle delikatnie, żeby roślince nie zrobić więcej krzywdy, niż samo zerwanie.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Uśmiechnęła się, chyba nawet z odrobiną ulgi, że Teddy podchwycił temat. I chociaż sama pochodziła z rodziny czystej krwi – a więc na co dzień doświadczała magii podczas wakacji, to musiała się z nim zgodzić – Hogwart był jedyny w swoim rodzaju. Miał swój własny klimat i jakby swoją własną magię. Być może dlatego tak wiele osób chętnie do niego wracało.
Jednakże zerknęła za moment na niego uważniej, bo najwidoczniej jej pytanie sprawiło mu więcej przyjemności, niż przypuszczała. W zasadzie, cieszyła się z tego. Mimo wszystko, lubiła sprawiać ludziom przyjemność. Chociaż zazwyczaj wychodziło zupełnie inaczej, i potem sama pluła sobie w brodę…
Chyba nikt tak naprawdę nie chce być zły. Każdy ma jedynie swój bagaż doświadczeń, i swoje własne schematy zachowań, które nim kierują.
Uśmiechnęła się, chociaż w kącikach jej oczu pojawiła się odrobina smutku. To znaczy – cieszyła się, że Teddy miał tak udane wakacje. Ale pod tym względem chyba mu zazdrościła i wolałaby wyzbyć się całej tej czystości krwi i etykiety, żeby poznać taką właśnie rodzinę. Ciepłą, kochającą, trzymającą się razem. Która lubi i chce spędzać ze sobą czas inaczej niż na pokaz podczas wielkich uroczystości, aby podkreślić, jak bardzo doskonali i nieskazitelni są. Brakowało jej tego rodzicielskiego ciepła, którego nigdy nie zaznała. Brakowało jej też luzu i braku zobowiązań.
Miała dziwne wrażenie, że gdyby urodziła się w innej rodzinie, wszystkie jej problemy magicznie by się rozpłynęły.
Zerknęła na niego ze zdumieniem, kiedy powiedział jej o swojej podróży pociągiem. Ale… jak to, pociągiem?
— Ale takim mugolskim? – zapytała, nieco marszcząc brwi. W sumie to było głupie pytanie, Teddy w końcu nie mógł za bardzo praktykować magii, więc jedyna opcja dla niego to był świstoklik, którego zapewne nie miał. – I to tak zupełnie sam?
Zdawało jej się to dość niebezpieczne. W końcu byli nastolatkami, a jeśli Teddy nie mógł używać różdżki, to przecież był praktycznie bezbronny i… w ogóle, tak samemu, w podróży do obcego miasta, bez znajomych twarzy, bez nikogo, kto mógłby go wesprzeć! Zdawało jej się to okropnie przerażające.
Ale jej wargi lekko drgnęły, kiedy znów nawiązał do jej wakacji. No tak, była dość naiwna, jeśli myślałam, że Teddy jej odpuści po tej zdawkowej odpowiedzi.
Wzruszyła tylko ramionami.
— Głównie w domu – stwierdziła, zresztą zgodnie z prawdą. – Wiesz, tata pracuje, mama się zajmuje domem i… innymi rzeczami. – W sumie nie miała pojęcia, czym się mogła zajmować jej matka, skoro praktycznie wszystkie obowiązki robiły się same, lub nie robiła ich ona. Dzieci też już nie wychowywała, więc jedyne, co jej zostało, to… nic. A mimo to ani jej się śniło pracować czy okazać trochę więcej uczuć swojej latorośli. – Tęskniłam trochę za Hogwartem. Ale trochę też bałam się do niego wracać – wyznała, chociaż za moment zrobiło jej się głupio.
Nikomu jeszcze nie mówiła o swoich obawach, nawet starszemu bratu. Spuściła głowę i nerwowo zabujała nogami pod hamakiem, wprawiając go w nieco większe kołysanie. Kątem oka jedynie patrzyła, jak Teddy zrywa jeden z rosnących tutaj kwiatów.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Nie był w stanie powstrzymać rozbawionego uśmiechu, jak Aspasia wyraźnie zdziwiła się tym, że podróżował mugolskim środkiem transportu. Z cichym i krótkim chichotem pokiwał potwierdzająco głową. Raczej nie bardzo miał jakąkolwiek inną możliwość przemieszczania się, kominek w rodzinnym domu nie był podłączony do sieci Fiuu, a na świstoklika raczej nie było go stać. We wcześniejszych latach jeździli rodzinnie w różne miejsca i wtedy była to podróż samochodem, czasem na krótsze dystanse pociągiem albo autobusem, ale w tym roku po raz pierwszy nie tylko miał odwagę, ale i został puszczony sam. W końcu ma już szesnaście lat, jest całkiem zaradny! I nie taki bezbronny, grając na pozycji pałkarza wyrobił sobie całkiem niezłe zamachy. No i miał jasny cel, znał adres, więc to nie tak, że jechał w nieznane, na totalnym spontanie.
- Tak i tak. Nie było wcale tak źle, większość trasy pokonywało się w nocy, więc spałem na całkiem wygodnej pociągowej kozetce. Wszyscy podróżni spali, przynajmniej w tym przedziale, gdzie ja siedziałem. Obudziłem się oczywiście jak tylko zaświtało i resztę podróży spędziłem na obserwowaniu krajobrazów za oknem. To ciekawe, ale w ekspresie Londyn-Hogwart jakoś nigdy nie ma na to czasu, a widoki po drodze bywały naprawdę niesamowite! - Jakby miał towarzystwo, z którym mógłby rozmawiać, czy też może w coś grać, to pewnie nadal nie wiedziałby co go mija za oknem i żyłby w nieświadomości. W sumie cieszył się, że mógł tego doświadczyć - nawet jeśli po jakimś czasie zaczynał się kręcić, bo już nie mógł usiedzieć i chciał coś zrobić.
Na moment zaprzestał turlanie kwiatka między palcami, uważniej przyglądając się odrobinę teraz zmieszanej koleżance. Czyżby to jakiś smutek błysnął w jej spojrzeniu? A może to refleks światła słonecznego tańczącego na jej twarzy pomiędzy cieniami liści poruszanych przez lekki wiatr?
- Ach, szkoda… Ale może za rok gdzieś się wybierzesz? - Choć nie znali się jak łyse konie, to Teddy wiedział - nawet jeśli Sia mu tego nigdy nie powiedziała - że rodzinie Avery nie brakuje pieniędzy i mogliby pozwolić sobie na wspólne wyjazdy nawet do innego państwa. Stąd też jego założenie, że z pewnością gdzieś czasem wybierali się na wakacje. Może w tym roku tata Aspasii nie dostał urlopu? Zanim jednak zdążył pociągnąć ten temat, zaskoczyły go kolejne słowa Ślizgonki. Nie spodziewał się usłyszeć, że koleżanka bała się wracać do Hogwartu. Dlaczego? Miała przed sobą jeszcze trzy lata, zrozumiałby jakby była na siódmym roku, ale na piątym? No chyba, że to przez SUMy… Zupełnie nie skojarzył, że starszy brat Sii kończy edukację, jakoś nie przyszło mu na myśl, że to mogłoby być czymś przerażającym.
Przechylił odrobinę głowę i w trosce zmarszczył brwi.
- Jeśli to przez SUMy, to nie ma się czego bać. Jak to mówią mugole, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Okej, testy są dość wymagające i jest sporo przedmiotów, ale dla pilnych osób nie jest to nic nadzwyczajnego. - Wiedział, że Aspasia jest ambitną osobą i bardzo się stara, więc chciał ją podnieść na duchu. Jego zdaniem będzie bardzo dobrze przygotowana do egzaminów!
Wychylił się odrobinę w jej kierunku i wetknął kwiatuszek we włosy za uchem, po czym lekko, pokrzepiająco ścisnął jej ramię. Chciał w ten sposób okazać jej wsparcie. Wyprostował się i posłał jej delikatny uśmiech.
- Będzie dobrze, dasz radę. Jak ja zdałem, to ty tym bardziej bez problemu zdasz. - To nie tak, że był leniem i się nie uczył, ale czasem, a już szczególnie w przypadku niektórych przedmiotów, ciężko mu było skupić się wystarczająco, żeby przyswoić materiał. Miał ciekawsze rzeczy do roboty!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Podróż takim zwyczajnym, mugolskim pociągiem – i to w zupełności samemu – wydawał się Aspasii niesamowity! I niesamowicie niebezpieczny! W końcu nie byli jeszcze pełnoletni, niewiele mogli zrobić w obronie własnej, tak w razie czegoś… Mogli ratować się tylko wybuchem magicznej mocy wpływającej na otoczenie, a to czasami było za mało.
Tak czy siak, brzmiało to dla niej niesamowicie. Podróż w nocy… i podobno wszyscy spali! Dziwne. Ona na pewno nie zmrużyłaby oka. Nie tylko dlatego, że to nowość i dodatkowy stres, ale za każdym razem, gdy siadała gdzieś w przedziale, najczęściej wlepiała swój wzrok w okno, na przesuwające się krajobrazy… Były niesamowite.
I o tym też właśnie wspomniał Teddy! Sia uśmiechnęła się, wyobrażając już sobie, co mogłaby obserwować, gdyby była na jego miejscu.
— Uwielbiam oglądać krajobrazy zza okna pociągu – rzuciła w lekkim zamyśleniu i zerknęła z ukosa na jego twarz, oraz uśmiechnęła się delikatnie. – W pociągu do szkoły i ze szkoły zawsze to robię. Nigdy mi się to nie nudzi – stwierdziła w rozmarzeniu.
Na pewno dla Teddy’ego byłaby strasznie nudną kompanką takich podróży, skoro dopiero teraz, i to w mugolskim pociągu, dostrzegł piękno mijających obrazów i nigdy nie starczało mu na to czasu. Ale nie, żeby miała do niego jakieś pretensje. Znała Gilmore’a od jakiegoś czasu i wiedziała, że on po prostu lubił być z ludźmi. I lubił się z nimi bawić. Sia nigdy nie miała takich relacji. Wątpiła nawet, że może je mieć.
Westchnęła głęboko, gdy podchwycił temat wakacji. Zastanowiła się przez chwilę, czy faktycznie chciałaby się gdzieś wybrać razem z rodzicami i stwierdziła, że… raczej nie. W domu czuła się dostatecznie kiepsko już nawet kiedy nie było ich w domu, bo pracowali. Znaczy, ojciec. Bo matka była zajęta sobą. Ale jakoś… nie wyobrażała sobie ich wszystkich na wspólnych wakacjach, opalających się gdzieś pod palemkami czy coś…
— Nie… - wyrwało jej się zanim zdołała to przemyśleć. Po chwili dotarło do niej to, co powiedziała, i zamrugała oczami, aby za moment spojrzeć na niego i uśmiechnąć się niemrawo. – Znaczy, tak jest dobrze. Czasami wychodzimy na jakieś obiadki z rodziną Romilly’ego. Albo z innymi rodami. Wiesz. Nudy. – Wzruszyła ramionami. – I chyba wolę takie nudy niż bardziej stresujące nudy z całą rodziną.
To było skomplikowane i Teddy mógł tego nie zrozumieć. I w sumie wątpiła, że ktokolwiek spoza arystokratycznych rodów faktycznie to zrozumie.
W chwili szczerości wspomniała też o swoim strachu w związku z powrotem do szkoły. Nie wiedziała, co takiego, ale Puchon miał w sobie coś takiego, że wcale nie bała się przed nim otworzyć i powiedzieć mu, co jej siedzi na sercu. Wręcz przeciwnie, miała wrażenie, że zawsze chociaż spróbuje ją zrozumieć. Często jej tego brakowało w otoczeniu, z którego się wywodziła… i w którym miała pozostać. Bo nie powinna zadawać się z Teddym przez wzgląd na jego czystość krwi.
Ale z drugiej strony, wcale nie żałowała, że się z nim zaprzyjaźniła.
I tym razem Puchon widocznie się przejął, co było dla niej na tyle miłe, że uśmiechnęła się lekko. Nawet jeśli odgadł tylko część jej trosk, i to też nie te najważniejsze.
Nie spodziewała się jedynie, że w akcie pocieszenia Teddy nagle wplecie zerwanego wcześniej kwiatka w jej włosy. Taka nagła bliskość ją dziwnie… onieśmieliła. Ale z drugiej strony… jakoś nie miała też nic przeciwko. Zerknęła na jego twarz, lekko oszołomiona, jednakże uśmiechnęła się i zaczesała kosmyk włosów za ucho, dziwnie się przy tym rumieniąc. Aspasia nawet w sumie nie przypuszczała, że potrafiłaby się zarumienić…
Chyba nigdy jej się to nie zdarzyło. A przynajmniej niewiele było takich sytuacji.
Mimo wszystko, ten gest podziałał na nią prawie jak przytulenie przez Argosa. Poczuła jakieś dziwne zrozumienie płynące poprzez takie drobne wplecenie kwiatuszka w jej włosy i troskę, jaką jej okazywał. Poczuła się bezpiecznie i że wcale nie musi udawać, ani dawać mu jakichś zdawkowych odpowiedzi. To było… przyjemne. Poczuć stabilność pod nogami, chociaż przez chwilę. Poczuć się akceptowaną.
— Wiesz, to nie chodzi tylko o SUMy… - stwierdziła z cichym westchnięciem. – Znaczy, tak, trochę chodzi. Chodzi o to, że to taki pierwszy test, po którym trzeba będzie wybierać przedmioty i myśleć o swojej przyszłości. Problem w tym, że ja nie mam pojęcia, co mogłabym w przyszłości robić. Moi rodzice przygotowali mnie do roli cholernej kury domowej, która rodzi dzieci i ładnie prezentuje się u boku męża. Męża zresztą też mi wybrali – dodała pretensjonalnym głosem i wywróciła oczami, bo był to bardzo adekwatny komentarz do postaci Romilly’ego. – Problem w tym, że ja nie chcę stać się taka, jak moja matka. Chciałabym robić… coś. Ale co, skoro nie wiem, w czym jestem dobra? Poza tym, w następnym roku nie zobaczę już Argosa w szkole, bo ją skończy… i czuję się tak, jakby część moich znajomych już mnie nie lubiła, a ja nie wiem za co – wyrzuciła z siebie niespodziewanie, zaciskając mocnie dłonie na materiale hamaka i wbijając uparcie wzrok w swoje kolana. – To wszystko mnie po prostu przeraża. I przerasta…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Bardzo możliwe, że gdyby podróż nie przebiegała nocą, to Teddy poświęciłby dużo więcej czasu na obserwowanie krajobrazów, ale niestety było to dość trudne, kiedy na dworze panowała ciemność. chociaż z drugiej strony może nie byłby w stanie wytrzymać tyle czasu w bezruchu? Zdecydowanie dobrym aspektem tak długiej trasy był fakt, że nie było słońca - Gilmore przespał większość i miał niewiele czasu na kontemplację otoczenia, więc też nie znudziło go to przed końcem podróży.
- Starałem się w tym roku trochę poobserwować krajobrazy w drodze do Hogwartu, ale nie bardzo mi to wyszło. To trudne, kiedy w tym czasie jest tyle ciekawych tematów do rozmów, tyle ludzi do przywitania. I w sumie nawet czasu brakuje, bo nie zdążyłem znaleźć wszystkich! Na przykład ciebie nie znalazłem! - Wskazał na Aspasię otwartą dłonią, jakby prezentując w ten sposób doskonały przykład nieudanej misji pociągowej. Cóż, bycie popularnym i darzenie sympatią niemal każdego miało swoje minusy, choć sam osobiście wcale nie kwalifikował tego jako coś negatywnego.
Pomimo otwartości umysłu i już tych kilku lat poznania świata magicznego i pewnych aspektów szczególnie związanych z dość staromodnym podejściem rodów czystokrwistych, Teddy nadal miał trudności z ogarnięciem umysłem idei zachowania nieskazitelnej linii czarodziejskiej, bez angażowania w to czarodziejów pochodzenia mugolskiego. Było to dla niego bardzo ograniczające i dość krzywdzące dla młodych osób (takich jak Aspasia), ale akceptował te tradycje, bo może prostu nie rozumiał ich przez swoje własne pochodzenie.
- Czy próbujesz mi powiedzieć, że stare magiczne rody nie wyjeżdżają nigdzie na rodzinne wakacje i urlopy, tylko spędzają czas na towarzyskich spotkaniach z inną... hm, nazwijmy to roboczo elitą magiczną? To chyba trochę smutne, nie? Znaczy... No dobra, pewnie zachowywanie dobrych stosunków z innymi jest ważne, ale każdy potrzebuje odpoczynku? - Podrapał się po nosie, marszcząc przy tym brwi w zastanowieniu. Spróbował postawić się w sytuacji koleżanki, kiedy to musi uczęszczać na jakieś obiadki z innymi rodami i jeszcze ma świadomość, że po ukończeniu szkoły ma już praktycznie ułożone życie. A gdzie czas i miejsce na młodzieńcze wyszalenie się i poznanie świata?
Strach i obawy Sii były tak wyraźne i czytelne, jakby rozłożyła je na tacy i podsunęła Tadziowi pod nos. Nie musiał się nawet wysilić, żeby poczuć jej niepewność i zakorzeniony gdzieś głęboko lęk. I jak się okazało, nie był to tylko lęk związany stricte z ważnym rokiem w edukacji.
- Hej, hej, spokojnie. To że ktoś już ułożył ci przyszłość, nie znaczy, że musisz od razu porzucać swoje pomysły na życie. Okej, zobaczmy... - Usiadł nieco wygodniej, wyprostował się i spojrzał na koleżankę poważniej, chcąc pomóc jej poradzić sobie z tym, co jej zaprzątało głowę. - Jeśli chodzi o wybór przedmiotów po SUMach, to pomyśl w czym czujesz się najlepiej. Które przedmioty lubisz najbardziej i są dla ciebie najłatwiejsze? Albo które cię fascynują? Ja na przykład uwielbiam zwierzęta, więc kontynuuję ONMS. I Zaklęcia, bo to w sumie jest podstawa. - Miał nadzieję, że podając przykłady na sobie, podsunie jej jakąś część rozwiązania i też choć trochę oderwie myśli od faktu, że rodzice zadecydowali za nią co takiego będzie robiła. Małżeństwo i dzieci nie musiały przecież znaczyć końca edukacji, mogła studiować nawet mimo to. - A jeśli chodzi o twojego brata, to na pewno będzie z tobą w kontakcie. a na miejscu nadal będziesz miała mnie! - Uśmiechnął się pokrzepiająco i rozłożył ramiona w geście samo prezentacji, który jednocześnie mógł sugerować zaproszenie do przytulenia i wylania żali oraz obaw potokiem łez. Lub potokiem przekleństw, co kto woli.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Westchnęła cicho. Chciałaby mieć problemy takie, jak Teddy – że jej znajomych byłoby tak wielu, że nie miałaby czasu na podziwianie widoków zza okna pędzącego pociągu. I to nie chodziło o to, że chciałaby nie mieć czasu. Chciałaby mieć tylu znajomych, i już nigdy więcej nie martwić się, że zostanie sama, porzucona.
A może właśnie wtedy martwiłaby się o wiele bardziej? Każde odejście każdego przyjaciela to jedna rana więcej na cierpiącej duszy…
Ruch Teddy’ego wyrwał ją z tych ponurych przemyśleń i uśmiechnęła się nieco, może odrobinę rozbawiona, ale nade wszystko było jej szalenie miło, kiedy wspomniał, że jej nie zdążył znaleźć. To brzmiało tak, jakby próbował jej szukać. I zrobiło jej się z tego powodu strasznie miło. Ona, co prawda, nie miała powodów do narzekania – podróż spędziła z Aidanem, z którym zawsze potrafiła się porozumieć i który zawsze doskonale ją rozumiał – ale i tak to miłe, że Puchon o niej pomyślał, nawet mając dokoła tylu ludzi. Na pewno o wiele ciekawszych niż ona.
Zaraz jednak westchnęła posępnie po raz pierwsze. Teddy doskonale to podsumował. No bo, bądźmy szczerzy – nie wyobrażała sobie swojej matki opalającej się gdzieś beztrosko w bikini. Albo ojca w kąpielówkach. Ten widok, a nawet samo jego wyobrażenie, nawet wydawał jej się nieco śmieszny. Ale tak. Miał rację. To było szalenie smutne.
— Ależ mamy czas odpoczynku – stwierdziła nieco sarkastycznie, chociaż sarkazm nie był wycelowany w niewiedzę Teddy’ego, a raczej w ogólną sytuację, z jaką musiała się borykać od urodzenia. – W trakcie roku szkolnego. My odpoczywamy od rodziców, rodzice od nas.
Chciałaby wierzyć, że to jest tylko głupie marudzenie, ale była zbyt pewna tego, że właśnie tak było. I Sia najchętniej te wakacje by przedłużyła o kilka miesięcy jeszcze. Tak chociaż do dwunastu.
I dobrze, że Teddy postanowił ją nieco uspokoić, albo chociaż zatrzymać, bo zaczynała czuć się naprawdę źle, kiedy o tym wszystkim mówiła. Naprawdę nie miała pojęcia, co powinna zrobić ze swoim życiem, od czego zacząć i… to wszystko było takie skomplikowane! Czuła tylko ogromny chaos i przeciążający ją stres.
Westchnęła cicho. No niby były przedmioty, które lubiła – ale co z tego, skoro nie wiedziała, czy jej się przydadzą w przyszłości do zawodu? To, że w czymś była dobra, nie znaczyło, że świstek o zdanym egzaminie jej się do czegokolwiek przyda.
— No tak, tylko że na OWUTEMach się zdaje przedmioty, które dają Ci możliwość uzyskania jakiegoś konkretnego zawodu. A ja nie wiem, w jakim bym się odnalazła. Co z tego, że zdam sobie teraz eliksiry, jak sobie wymyślę zawód, w którym eliksiry nie są potrzebne, tylko jakaś, nie wiem, cholerna transmutacja czy inna historia magii. Hobbystycznie mogę sobie kontynuować, ale świat i praca to nie jest szczęście i robienie tego, co się lubi – stwierdziła ponuro, bo przecież aż zbyt dobrze wiedziała, jak to się odbywa w świecie wielkich pieniędzy. – Najwygodniej i najłatwiej by było, jakbym faktycznie została kwoką domową jak moja matka – burknęła pod nosem, poprawiając się nieco na hamaku. I chociaż Teddy siedział przodem do niej, ona wciąż pozostawała zwrócona ku niemu bokiem.
Mimo wszystko uśmiechnęła się nieco, kiedy wspomniał, że przecież zawsze będzie miała jego. Tak. W zasadzie będzie miała…
Do czasu, kiedy nie postanowi jej opuścić.
Zaraz jej uśmiech zbladł i zszedł z jej oczu, a Sia kompletnie zignorowała wyciągnięte ramiona Teddy’ego. Zamiast tego mruknęła coś pod nosem w stylu:
— Tak. Będę miała Ciebie.
I nie brzmiało to zbyt optymistycznie. Ani chyba nawet miło.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Zmarszczył brwi, naprawdę bardzo mocno starając się postawić w sytuacji potomka arystokratycznego, czystego rodu, ale nie był w stanie. I nie mógł nic na to porazić. To, co wiedział o zwyczajach i tradycjach takich rodzin, pochodziło właśnie od tych niewielu znajomych, którzy mogli pochwalić się całkowicie magiczną rodziną na przynajmniej trzy pokolenia wstecz i w żaden sposób nie obejmował umysłem idei zamykania się na rozwój. Bo tak to widział: zamykanie się na rozwój. Westchnął trochę sfrustrowany faktem, że nie może powiedzieć Aspasii, że ją rozumie. Mógł jedynie próbować wspierać ją i służyć radą kogoś, kto stoi po tej "drugiej stronie barykady".
- Hm, no ale w szkole w takim razie nie musisz przejmować się uczęszczaniem na bankiety, spotkania, obiadki, cokolwiek... w sumie poniekąd możesz robić to, na co nie masz czasu w domu, prawda? To znaczy, poza lekcjami, ma się rozumieć. - Nie chciał, żeby już na początku roku szkolnego wpadała w melancholię. Miała przed sobą dziesięć miesięcy spędzania czasu z przyjaciółmi! No i z tego co zrozumiał, to w domu musiała w jakimś przynajmniej stopniu stosować się do pewnych określonych zasad, w Hogwarcie mogła od tego odetchnąć. I mogła w spokoju myśleć nad tym, co chciała robić w przyszłości, nawet jeśli rodzice teoretycznie już jej życie układali bez konsultacji z nią samą! Sam przed sobą obiecał, że pomoże Sii znaleźć to, co ją interesuje i co chciałay w życiu robić.
- Hm, tu się z tobą nie do końca zgodzę. Oczywiście, że w życiu można - a nawet powinno się! - robić to, co się lubi. No bo jeśli ostatecznie zdecydujesz się na coś, co w ogóle cię nie interesuje, to bardzo szybko można stracić motywację i się wypalić. Na owutemy można wybrać kilka przedmiotów więcej, tak w razie czego, ale przede wszystkim skupić się na tym, co idzie ci najlepiej i z czym masz nadzieję wiązać przyszłość. Takie jest moje zdanie. - Uniósł odrobinę ręce z otwartymi dłońmi, jakby w geście obronnym. Chciał jedynie w ten sposób podkreślić, że nie narzuca jej swojego poglądu, a jedynie go przedstawia. - Na przykład jeśli lubisz eliksiry, to jak najbardziej warto je kontynuować. Na pewno z eliksirami możesz pójć na studia magomedyczne ze specjalizacją w urazach po eliksirach i truciznach. Możesz też pewnie zająć się produkcją zaopatrzenia do szpitali, gdzie potrzeba cały czas wielu różnych mikstur. - Wzruszył ramionami, podając na poczekaniu dwa przykłady, które przyszły mu na myśl. Musiałby dowiedzieć się co można robić w przyszłości w oparciu o eliksiry, bo sam skończył już przygodę z tym przedmiotem.
Opuścił ramiona i przechylił odrobinę głowę, starając się złapać spuszczony wzrok koleżanki.
- No dobra, może nie jestem dziedzicem znanego rodu, ani raczej nie zostanę zaproszony na bankiet rodzin czystokrwistych, ale chyba mam jakieś inne zalety. I nigdzie się nie wybieram. - Nie poczuł się urażony, choć ton wypowiedzi Aspasii mógłby sugerować, że wcale nie cieszyła się ze znajomości z nim. Jakoś nie zwrócił na to uwagi za bardzo.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Czy faktycznie mogła robić w szkole to, na co miała ochotę? Rzeczywistość wcale nie była tak barwna i kolorowa, jak widział ją Teddy. Nie wiedział nawet, że w praktyce nawet nie powinna się z nim spotykać… Gdyby tylko dowiedzieli się o tym rodzice, zrobiliby jej niemałą awanturę. A Argos? Argos wchłonął ideologię rodzinną o wiele bardziej niż ona. Teoretycznie zawsze wykazywał się wobec niej zrozumieniem, ale czy tym razem także by to zrobił…?
— Teddy, to nie jest takie proste – odezwała się w końcu dość posępnym tonem, zerkając na niego odrobinę nieśmiało. – To prawda, w Hogwarcie nie ma bankietów, ale jest cała masa osób, które mnie znają i które mogą donieść rodzicom, jeśli zrobię coś sprzecznego z rodową domeną, co może położyć się cieniem na naszym nazwisku.
Wolała przemilczeć fakt, że spotykanie się z nim byłoby już kompletnie niedopuszczalne. Naprawdę go lubiła i cieszyła się, że Dexter otworzył jej oczy – że mogła dostrzec, iż czarodzieje pochodzący z mugolskich rodzin mogą być także wartościowi. I chyba nie chciała, żeby poczuł się z jej strony… oceniany? Dyskryminowany? Tak, chyba o to chodziło. Był jednym z tych światełek, które potrafiło ją rozweselić albo przynieść odrobinę optymizmu.
Tak jak teraz. Tak na dobrą sprawę, Aspasia nigdy nie pomyślała o tym, żeby wybrać ścieżkę uzdrowicielską… To prawda, przecież lubiła i była bardzo dobra pod kątem eliksirów, nawet pomimo iż była dopiero na piątym roku! Skoro więc znała się na tym – dlaczego nie pomyślała o oddziale zatruć eliksiralnych? Przecież jako uzdrowicielka mogłaby się spełniać!
Wiedziała, że rodzina Avery nie ma zbyt dobrej reputacji – w końcu jej dziadek trafił do Azkabanu za masowe mordowanie niewinnych istnień, takich właśnie jak Teddy – ale to nie znaczyło, że ona też musiała taka być. Wiedziała co prawda, że rodzice odcinają się od dziadka tylko dlatego, że ostatecznie Voldemort upadł, a oni nie chcieli ściągnąć na siebie wzroku aurorów, jednak skrycie, w głębi serca, wcale się nie zmienili. Wciąż piastują tę ideologię. Może mają nawet nadzieję, że w końcu pojawi się ktoś na tyle silny, aby wprowadzić ją w życie na stałe.
Ona wcale nie chciała tak żyć. Jedyne, czego pragnęła – to być nareszcie szczęśliwą. Poczuć szczęście na dłużej niż kilka minut, cieszyć się życiem, uwolnić się ze szponów przygnębiającej pustki. Żyć tak, jak żyją inni.
— Tak… masz rację. W zasadzie nie pomyślałam o takich opcjach – dodała z zamyśleniem. W gruncie rzeczy zaczynała być szczęśliwa, bo faktycznie to, o czym mówił jej Teddy, miało sens, ręce i nogi, i mogła się w tym odnaleźć! Tylko jakie przedmioty będzie do tego potrzebowała? Miała nadzieję, że da radę. I miała też nadzieję, że rodzice nie będą mieli nic przeciwko…
Bo jej przyszły mąż zapewne i tak ma to wszystko głęboko gdzieś.
Kiedy Teddy schylił się, aby mimo wszystko pochwycić jej wzrok, mimo wszystko wywołał na jej twarzy uśmiech. Ale ten bardzo szybko zniknął, kiedy usłyszała jego słowa. Od razu podniosła głowę i pokręciła nią na tyle energicznie, że wpięty wcześniej kwiatek lekko się usunął po włosach.
— Nie, Teddy, to nie chodzi o to…
Znaczy, częściowo chodziło. Ale bardzo nie chciała mu o tym mówić.
— To nie chodzi o Twoje pochodzenie – przynajmniej mi o nie nie chodzi – to chodzi o… coś więcej.
Zawahała się przez chwilę. Czy powinna mu o tym powiedzieć? Zaczęła już ten temat, jednakże… czy Teddy by zrozumiał, z czym się musiała borykać? Nie chciała, żeby postrzegał ją jakoś… jakoś inaczej niż teraz. To, z czym żyła, było zbyt ciężkie, aby tak po prostu komuś o tym opowiadać. Nawet Argos o tym za bardzo nie wiedział…
— Ale nie jestem pewna, czy będziesz w stanie mnie zrozumieć – dodała ciszej, posępnym tonem, nim zwiesiła po raz kolejny głowę.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Nawet jeśli Teddy to totalne dziecko słońca, pocisk pozytywnej energii i naiwne dziecko, to nie był ignorantem. Wiedział, że dla wielu tak zwanych "czystokrwistych" rozmawianie z kimś mugolsiego pochodzenia - jak właśnie on - było wielce ubliżające. Nie rozumiał takiego rasizmu, ale też jakoś nie zamierzał domagać się uwagi od tych dzieciaków. Jeśli chodzi o Aspasię... Z jej bratem raczej (całe szczęście?) nie miał kontaktu (przynajmniej w nadmiarze), a jeśli o nią chodzi... W sumie nigdy nie zastanawiał się nad tym jakie ona ma podejście, jakie jej rodzina. Przebywali ze sobą, rozmawiali, Teddy nawet uważał tę znajomość za przyjaźń, wiec skoro chętnie się z nim widywała, to chyba nie gardziła osobami bez magicznych rodziców?
- Hm, każdy ma coś za uszami, nawet jeśli udaje świętego. Może wcale nikt by na ciebie nie doniósł? No, chyba że komuś stałaby się krzywda, ale wtedy to nie ważny rodowód, z pewnością rodzice dostaliby powiadomienie. - Zastanowił się nad przez krótkie trzy sekundy. Nawet jeśli było to naiwne wierzenie, to tak, sądził że każdy musiałby się zmierzyć z takimi samymi konsekwencjami, jakby przeskrobał coś bardzo poważnego. Ale na przykład zaspanie na lekcje, gorsza ocena, wyrządzenie komuś niegroźnego psikusa... Na Merlina, przecież to typowo nastoletnie zachowania! - No bo jesteśmy przecież młodzi, nie? Mama mi zawsze powtarza, że to jest ten czas na popełnianie błędów i uczenie się na nich, robienie głupot, cytuję "młodzież musi się wyszaleć". - Chciał podnieść ją trochę na duchu tymi słowami, dać jakąś iskierkę nadziei, że może jednak rzeczywistość nie jest aż tak przygnębiająca i surowa.
W żadnym momencie nie poczuł się przez nią dyskryminowany. Może początki ich znajomości były troszkę bardziej sztywne i dużo wyraźniej widać było dystans, ale jak tylko zaczęli więcej ze sobą przebywać, rozmawiać, żartować, to Tedy naprawdę był przekonany, że Aspasia po prostu była z początku nieśmiała.
Całe szczęście podsunięte przez niego rozwiązanie odnośnie dalszej edukacji rozpogodziło nieco jej twarz. Zdolna z niej dziewczyna, na pewno poradzi sobie na takim kierunku! On akurat z eliksirów zbyt dobry nie był, dlatego ich nie kontynuował.
- Na pewno jest też wiele innych możliwości. Może profesor eliksirów mogłaby cię nakierować na inne ścieżki? - Wzruszył ramionami, rzucając luźno pomysł poproszenia o radę nauczycielki. Albo może szkolnego psychologa?
Niestety jej polepszony humor nie trwał zbyt długo, bo za chwilę znowu spochmurniała. Jak wetknięty wcześniej we włosy kwiatuszek zsunął się pod wpływem tak energicznego ruszania głową, Teddy jakoś tak odruchowo poprawił go, wplatając pomiędzy kilka kosmyków nieco stabilniej. Usłyszawszy jej słowa zmarszczył brwi w niezrozumieniu, ale i wyraźnym zmartwieniu. Zupełnie nie miał pojęcia o czym Aspasia mówiła, więc nie mógł w żadne sposób jej odpowiedzieć. Ale jak stwierdziła, że może jej nie zrozumieć, uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Try me. Może cię zaskoczę i zrozumiem dużo lepiej, niż podejrzewasz. Ale żebym miał szanse zrozumieć, to wymagałoby powiedzenia co cię tak trapi. - Nie naciskał na nią, nie domagał się wyjaśnień, ale łagodnym tonem sugerował, że dopóki nie spróbuje, to nie będzie tak naprawdę wiedziała, czy ją zrozumie.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Nie przypuszczała, żeby Teddy był w stanie zrozumieć realia jej rodziny. Ale nie powinna mieć o to pretensji – coś takiego rozumieć może tylko osoba, która doświadczyła czegoś podobnego. Romilly, na przykład. Gdyby tylko dało się z nim normalnie porozmawiać. Teddy… wychowywany był w zupełnie innych realiach, co właśnie też jej potwierdził kolejnymi słowami, gdy cytował jej swoją mamę. Uśmiechnęła się nawet, słysząc te słowa. Ona takich nigdy nie usłyszy…
— Chyba Ci zazdroszczę – przyznała w końcu, podnosząc nieco głowę, aby spojrzeć raz jeszcze na twarz Puchona. – Ja nigdy czegoś takiego nie usłyszałam. Za to wiele razy wpajano mi do głowy, że na błędy nie ma czasu. Trzeba zawsze dać z siebie sto procent. Być najlepszym. Albo zginie się w przeciętności, która nie jest pisana takim…
Ugryzła się w porę w język, przy tym uciekając z odrobiną speszenia spojrzeniem w bok. Miała dokończyć, że takim jak my, mając na myśli czarodziejów czystej krwi, pochodzących z rodzin arystokratycznych, ale… ale nie chciała, aby Teddy poczuł się gorszy albo dyskryminowany. Wcale nie był. Uważała go za cudownego, słodkiego chłopaka, który zawsze potrafił chociaż troszkę rozproszyć ciemność gromadzącą się wokół Aspasii. Inna sprawa, że jej rodzice by tego nie zrozumieli…
Zerknęła na niego dosyć nieśmiało, kiedy poczuła ponownie jego dłoń na swoich włosach. Dostrzegła, że ze skupieniem poprawiał kwiat wcześniej wpleciony między kosmyki – teraz zapewne musiał się odrobinę wyswobodzić i opaść. Uśmiechnęła się mimo wszystko. Znów poczuła to samo, co za pierwszym razem, kiedy wplatał jej ten drobny kwiatuszek we włosy… Znów poczuła, jak delikatnie pieką ją policzki, a ona opuszcza spojrzenie w dół z odrobiną zakłopotania.
Taka bliskość była dla niej dość nowa. Na jakiekolwiek bliższe czy czulsze gesty pozwalała sobie głównie wobec brata, a teraz…
W tym wszystkim jakoś za bardzo nie mogła skupić się na jego kolejnych słowach, że powinna pójść do profesor eliksirów. Może nawet dobrze, bo nie za bardzo spodobał jej się ten pomysł. Wolała jakoś… sama to załatwić. Może pójdzie do niej dopiero w ostateczności. Ale przemilczała to, szczególnie, że Teddy poruszył temat o wiele wrażliwszy niż ten, jaki zawód mogłaby wybrać…
Przygryzła dolną wargę, zerkając na niego z nieśmiałością, na ułamek sekundy. Nie była tego pewna. Nie była przekonana do pomysłu, aby wyjawić mu, co ją tak naprawdę trapi. To było… to było zbyt wiele ciemności. Nie chciała tego na niego zrzucać. Nie chciała też, żeby zaczął na nią patrzeć przez pryzmat jej problemów i… Nie chciała, żeby ją zostawiał…
— Bardzo często się boję, że wszyscy się ode mnie odwrócą i po prostu zostanę sama ze sobą – powiedziała cicho, poruszając jedynie wierzchołek całej góry lodowej, w której kryło się o wiele więcej… bagna. – Że tak z dnia na dzień, wszyscy zerwą ze mną wszystkie kontakty i nie będą chcieli mnie już znać. To… dość przerażająca wizja…
Zważywszy na to, jak bardzo nienawidziła być sobą, to tak. Była przerażająca. I to okropnie.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Uśmiechnął się pokrzepiająco, nawet jeśli nie bardzo rozumiał czego Aspasia mogła mu zazdrościć. No tak, na pewno miała zupełnie inną rodzinę o zupełnie innych wartościach i zupełnie innej hierarchii, ale nie miał pojęcia jak to właściwie wygląda. Nigdy nie doświadczył od wewnątrz takiej sytuacji, więc same opowieści... cóż, widział możliwości zmian, zapewne niebywale naiwnie. Ale czy to grzech wierzyć ludzi i ich chęć czynienia i bycia dobrym?
- Każdy popełnia błędy, niezależnie od swoich starań bycia perfekcyjnym. Perfekcja to pojęcie tak bardzo względne, że nie da się wskazać jednego, uniwersalnego ideału. Nawet jestem skłonny stwierdzić, że te "perfekcyjne" osoby popełniają więcej błędów, tylko za wszelką cenę starają się je zamaskować, jakby wstydziły się człowieczeństwa i naszej ludzkiej natury sprzyjającej pomyłkom. To nie błędy cię definiują, ani rodzina. A jak chcesz więcej mądrości mojej mamy, to mogę ją poprosić żeby wysłała ci list pełen aforyzmów, na pewno nie będzie miała nic przeciwko. - Żartował oczywiście, ale też wiedział ile prawdy jest w tych słowach. Mama na pewno chętnie podzieliłaby się radami nie tylko ze swoim synem, ale również z jego przyjaciółmi.
Jak już usatysfakcjonowany pozycją kwiatuszka przyjrzał mu się kontrolnie, kiwnął głową w zadowoleniu i zabrał rękę, tym samym spoglądając na pochmurną twarz Aspasii, kiedy w końcu zrzuciła z serca co ją dręczy. Aż w empatii uśmiech mu zbladł i autentycznie się zmartwił.
- Hej, ludzie nie są tak potworni, żeby nagle wszyscy zniknęli i się od kogoś odwrócili. Prawdziwe przyjaźnie trwają całe życie, nawet jeśli czasem pojawiają się jakieś spory. Kontakty z rodzeństwem to samo! - Ileż to razy on sam kłócił się z siostrą, a maksymalnie po kilku dniach wybaczali sobie wszystko i wracali do wspólnych wygłupów. Tknięty jakimś Puchońskim impulsem, zwlekł się z hamaka i wyciągnął rękę w kierunku Sii.
- Myślę, że to najwyższa pora na gorącą czekoladę. Albo herbatę. Ciepły napój zawsze poprawia nastrój! Poza tym robi się już chłodnawo, nie chcę żebyś się przeziębiła. - Nawet jeśli dotrą pewnie do zamku na czas kolacji, idąc sobie powolutku spacerkiem, to w kuchni będą mieli więcej prywatności i mogą kontynuować rozmowę.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
To, o czym mówił Teddy, było naprawdę piękne. Cudownie było myśleć, że miało się prawo do popełniania błędów – że zaprzeczanie ich istnieniu to zaprzeczanie człowieczeństwu, że to robienie z siebie na siłę nadczłowieka… Ba, była skłonna się pod tym podpisać! W końcu już sama presja ją przerastała. Chciałaby chociaż raz, chociaż jeden dzień przeżyć bez jakichkolwiek oczekiwań wobec niej, zakazów, nakazów i całej tej otoczki, która jedynie dodatkowo ją stresowała. Jakby było mało strachu i lęku w jej życiu!
Na stwierdzenie Teda, że może poprosić swoją mamę na nadanie liściku z mądrościami, nawet zaśmiała się cicho.
— Chyba by się przydał. Jeden mnie, drugi moim rodzicom – rzuciła pół-żartem, chociaż tak naprawdę wiedziała, że zwrócenie uwagi jej rodzicom nic nie da. Może gdyby posługiwała się nazwiskiem, które by byli w stanie uznać ponad swoje, ale prędzej by się obrazili za wtykanie nosa w nieswoje sprawy.
Spojrzała na jego twarz, kiedy wyjawiła mu, co ją dręczy. Nie wyglądał już na tak uśmiechniętego jak do tej pory i… nawet zrobiło jej się trochę głupio, że mu o tym powiedziała. Chyba nie powinna… Była przecież pewna, że nikt tego nie zrozumie – co ją podkusiło, żeby próbować się przekonywać, aby myśleć inaczej?
Uciekła na moment spojrzeniem i nawet próba pocieszenia za bardzo jej nie przekonała. Jakoś nie wierzyła w to, że ludzie nie są tak potworni i tak po prostu nie znikają z życia. Czasami są. Czasami znikają, czasami wszystko sypie się z rąk, traci się grunt pod stopami i… jak miała wyjaśnić to wszystko Teddy’emu? Jak miała wyjaśnić mu, że tak naprawdę jest okropną osobą, że dziwi się, że ktokolwiek chce mieć z nią cokolwiek wspólnego?
Kiwnęła niechętnie i bez słowa głową, kiedy zaproponował gorącą czekoladę albo herbatę. Uśmiechnęła się nawet krzywo, bo przecież już miała okazję się przeziębić, gdy wpadła do strumyka i pewnie by się w nim utopiła, gdyby…
Teddy nie musiał znać tej historii.
Dlatego bez słowa po prostu zeszła ostrożnie z hamaka, po czym podążyła za nim w stronę zamku.
z/t x2
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
|