Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Gdyby tylko Romilly postanowił posunąć się o ten jeden mały kroczek dalej, by przyznać Saoirse rację i powiedzieć, że jego zdanie pokrywa się z jej, byłoby to jak święto! No dobrze, czasem zdarzyło mu się jej przytaknąć, ale zdarzało się to dosyć rzadko, nie wspominając już o tym, że jednak to właśnie teraz Puchonka czuła się stosunkowo niepewnie w tym, o czym mówiła. W końcu to on był tu niekwestionowalnym specem od metamorfomagii. Mogła myśleć o sobie, że jest bystra, że zna się na ludziach i może jeszcze kilku rzeczach, ale tu Romilly miał wiadomą przewagę, której dziewczyna miała nigdy nie przeskoczyć... A szkoda. Gdyby tylko metamorfomagia była czymś, czego można się nauczyć, byłaby pierwsza w kolejce.
Po tym gdy ten temat umarł, pojawił się nowy, a nawet następny. Rozmawiali dalej o kwestiach bardziej neutralnych, jednak Saoirse chwilami nie mogła wyjść z podziwu, jak dobrze rozmawiało jej się ze Ślizgonem. Nawet nie ze względu na jego przynależność domową. Po prostu Romilly jeszcze rok temu zdawał się być całkowicie niedostępny i zamknięty w sobie. Owszem, chciała do niego dotrzeć i może poprawić mu czasem humor, zwłaszcza że zdawał się być osobą dziwnie intrygującą w swojej osobliwości, ale nigdy nie sądziła, że zajdzie tak daleko! Byłaby zadowolona nawet, gdyby udało im się spędzić czas miło podczas zajęć, albo w innych sytuacjach, które wymagały kontaktu, jednak chłopak coraz częściej zdawał się chcieć tego kontaktu. Absolutnie dobrowolnie! I jakoś za każdym razem, gdy widziała uśmiech na jego twarzy, czuła większe zadowolenie niż z jakiegokolwiek uśmiechu wcześniej. Ale nie kryła się za tym żadna tajemnica, prawda? Po prostu ciężko zapracowała na ten uśmiech! Tak, to zdecydowanie właśnie to. Kto jak kto, ale ona wierzyła w to w stu procentach.
Z czasem zdecydowali się wrócić wspólnie do zamku.
z/t x2
Hufflepuff |
25% |
Klasa V |
15 lat |
ubogi |
? |
Pióra: 0
9 września, rano, przed lekcjami
Nie mogła spać przez prawie całą noc, dręczona koszmarami o kolejnych nieszczęśliwych, spełniających się wizjach. Wiedziała, że leżenie w łóżku na pewno jej nie pomoże, więc ubrała się i wyszła z zamku gdy tylko na zewnątrz zaczęło robić się jasno. Nic nie uspokajało jej tak jak przyroda, więc spędzenie czasu na terenach otaczających szkołę wydawało się idealnym planem do zrealizowania przed lekcjami.
Nie miała upatrzonego żadnego konkretnego miejsca, ale ostatecznie postanowiła iść na łąkę. Właściwie to często spędzała tak poranki w szkole - spacerując z Niobe po alejkach czy łąkach i nucąc pod nosem jakieś ludowe pieśni, które przy pracy śpiewała jej babcia. Tym razem rudo-biała kotka także jej towarzyszyła. Choć nie wydawała się zbyt zadowolona ze spędzania poranka w ten sposób.
- Nie narzekaj, Niobe. Przecież nie każę ci polować w tych trawach na swoje śniadanie - powiedziała do zwierzęcia spokojnym głosem, gdy usłyszała niezadowolone miauknięcie. Zerwała kolejnego kwiatka i spojrzała na kotkę przedzierającą się za nią przez wysoką trawę. Potem znów skierowała wzrok przed siebie, wypatrując kolejnych roślin, które mogłyby okazać się przydatne w recepturach na domowe kosmetyki.
Po jakimś czasie usiadła pod jednym z drzew niedaleko jeziora. Zbyt blisko wody jednak nie podchodziła. Nadal miała uraz po tym, co spotkało Morfeusza. I nadal pamiętała to, jak czuła się podczas tamtej wizji. Pamiętała, jak to jest tonąć.
Odkąd w te wakacje uratował Fretka to mały łaził z nim wszędzie, gdzie tylko się dało. Miał wrażenie, że Fretek był już kiedyś domowym zwierzątkiem, ponieważ znał wiele sztuczek i z łatwością mu zaufał. Każdego ranka wychodził z nim pobiegać – Antek biegał, Fretek polował. Tony pomógł temu zwierzakowi, a zwierzak pomógł jemu, przetrwać ten trudny okres bez brata. Zatrzymał się na chwilę, aby złapać oddech i trochę odsapnąć, a także przede wszystkim rozejrzeć się za swoim małym pupilem. Fretek czaił się, gdzieś w zaroślach szukając jakiegoś małego stworzonka do zjedzenia.
Zapytacie: kim jest Fretek? Fretek to fretka, którą Antoni znalazł ranną, ledwo żywą w te wakacje podczas biegania w parku. Zabrał go do weterynarza i udało mu się ją uratować. Mały drapieżnik był uroczym i silnym stworzeniem, a przede wszystkim dobrym lekarstwem na samotność, którą odczuwał po śmierci brata.
— Słuchaj, w tym roku mija mój pięcioletni plan zdobycia Moiry i nie zapowiada się na to, abym cokolwiek w tym kierunku zrobił. Stary, nawet z nią nie rozmawiałem jakoś szczególnie długo – burknął, a Fretek tylko wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i wpadł gdzieś w krzaki. Antoni cicho westchnął zdając sobie sprawę, że pożytku z tej rozmowy nie będzie. — Nie pomagasz i to jest twoja wdzięczność? – prychnął rozciągając się i robiąc pożyteczne ćwiczenia, aby się rozgrzać bardziej.
Zaczął biec dalej, ale odwrócił się tyłem na kilka sekund, aby skontrolować, czy Fretek idzie za nim, a gdy się odwrócił już przodem do kierunku swojej trasy wpadł na dziewczynę, która siedziała pod drzewem. Potknął się o jej nogi siarczyście klnąc pod nosem w ojczystym języku jego rodziców. Normalnie nie spodziewał się nikogo w tym miejscu, normalnie przebiegłby obok drzewa nawet nie zwalniając znając każdy wystający korzeń w tej okolicy. Usiadł na swoich czterech literach i zamarł widząc przepiękne, niebieskie oraz przenikliwe oczy Moiry Blake. Nastąpiło lekkie wciągnięcie powietrza, a umysł Antka zapomniał o wydychaniu go przez co patrzył na nią robiąc się czerwony na twarzy z braku tlenu. W końcu dotarło do niego, co powinien zrobić, więc wypuścił powietrze otwierając i zamykając usta na przemian.
— Ja… ja… ja… – wydukał z siebie. — Przepraszam, nie chciałem ciebie potrącić, ja… nigdy tu nie byłaś… – uświadomił sobie, że mówi do niej po polsku, co świadczyło o tym, że dziewczyna go nie rozumiała.
Nie wiedział, co zrobić, a Fretek jakimś cudem wskoczył na kolana dziewczyny i zaczął się na niej wylegiwać.
— Fretek, tak nie wolno – powiedział próbując zgarnąć zwierzaka z jej nóg. Czuł, że ten dzień gorzej zacząć się nie mógł. — Wszystko w porządku? Przepraszam, że na ciebie wpadłem. – wydukał z siebie w końcu coś sensownego.
Hufflepuff |
25% |
Klasa V |
15 lat |
ubogi |
? |
Pióra: 0
Moira i jej babcia też miały zwyczaj ratowania rannych zwierzaków i dawania im schronienia w swoim domu. Z tego powodu samych kotów miały w domu trzynaście sztuk. Do tego dochodziły sowy pocztowe, jeże, które często chowały się w ich przydomowym ogródku, i wszelkie inne stworzonka, które potrzebowały ich pomocy. Chyba to dlatego dziewczyna z czasem tak polubiła ONMS.
Siedziała pod drzewem, wpatrując się w jezioro, a Niobe zwinęła się w kłębek obok niej. Kotka ucięła sobie drzemkę, na co Moira jedynie pokręciła głową. Ten kot z powodzeniem mógłby robić za śpiącą królewnę. Znudzona układaniem bukietu, zaczęła pleść wianek z kwiatków, które zebrała wcześniej. To też był dobry sposób na wykorzystanie ich. W końcu miała jeszcze trochę czasu do lekcji, więc nie spieszyło jej się z powrotem do zamku.
Gdy tak siedziała plotąc wianek, usłyszała czyjeś kroki. Nie przejęła się tym za bardzo, bo często spotykała tu biegających uczniów. Siedziała więc cicho, mając nadzieję, że pozostanie niezauważona. Szło jej to chyba bardzo dobrze, bo była niewidoczna do tego stopnia, że ktoś na nią wpadł. A dokładniej - ktoś potknął się o jej nogi, przez co prawie przygniotła Niobe. Rozległ się potok słów w nieznanym jej języku. Porzuciła plecenie wianka i rozmasowała bolące miejsce na nodze, przenosząc wzrok na chłopaka, który to się o nią potknął. Rozpoznała w nim chłopaka z jej Domu - Antoniego. Uśmiechnęła się do niego, ale Puchon chyba jeszcze dochodził do siebie po upadku, bo miał trochę dziwną minę.
- Hmm… Obawiam się, że nie rozumiem… - stwierdziła po chwili, gdy chłopak znów zaczął mówić do niej w swoim ojczystym języku. Mogła jedynie podejrzewać, co chce jej powiedzieć.
- O, jaki słodziak - powiedziała z zachwytem, gdy fretka wskoczyła na jej nogi. Od razu wyciągnęła do niej ręka, by podrapać zwierzaka po łebku. Niobe jedynie zerknęła na nich leniwie. - Tak, wszystko dobrze. Nie masz za co przepraszać. Niepotrzebnie usiadłam w takim miejscu - dodała, wzruszając lekko ramionami, gdy już oderwała zachwycone spojrzenie od Fretka.
Zamrugał kilka razy patrząc jak Moira mizia jego Fretka. Oh, ile on by dał, aby być na miejscu tego zwierzaka. Czy czuł zazdrość? Wyrzucił tę myśl od razu z głowy. Blake nawet pewnie nie wiedziała o jego istnieniu. Często patrzył błogo na lekcjach na jej plecy, czasami starał się odzywać, aby zwrócić jej uwagę, ale raczej nigdy to nie zostało przez nią zauważone. Cicho westchnął siedząc nadal na ziemi, podpierając się za plecami. Zacisnął usta tak, że były jeszcze węższe niż zwykle.
— Wabi się Fretek – powiedział próbując jakoś do niej zagadać. Głos miał niepewny i lekko piskliwy, ale zaraz odchrząknął, aby brzmieć bardziej męsko. Czuć było od niego niepewność i jakiś dziwny, niezrozumiały stres. — To ja jestem nie uważny. Powinienem się bardziej skupiać na drodze, jeszcze raz przepraszam i czy na pewno nic sobie nie zrobiłaś? – mówił zdecydowanie zbyt szybko, czasami zawieszając głos jakby szukał odpowiednich słów.
— C-c-co tu robisz? – zadał najgłupsze pytanie jakie mógł jej zadać.
Co można robić na błoniach, o tej porze, pod drzewem z bukietem kwiatów w dłoniach. Może była chwilę temu na tajemnej randce o tak wczesnej porze, aby nikt jej nie przyłapał? A te kwiaty dostała od swojego amanta i teraz robiła pamiątkowy bukiet? On pewnie był przez nią teraz traktowany jako intruz, który psuje jej błogą chwilę myślenia o swoim wybranku. Jak tylko spotka tego typa to skopie mu tyłek tak, że przez rok się nie pozbiera?!
Moira była naprawdę śliczną i mądrą osobą, a przede wszystkim w oczach Antoniego – była wartościowa. Ten typ pewnie był jakimś niegodnym oszustem, który chciał wykorzystać dobroć najwspanialszej dziewczyny w tym zamku.
Tworzył takie wizje w głowie od wielu, wielu lat i zawsze kończył w nich jako super bohater, który odlatuje z Moirą w objęciach, aby zamieszkać w jakiejś chatce w górach i mieć tuzin dzieci, albo kotów, albo kóz. Kozy to też fajne stworzenia. MAJĄ BRODY!
Hufflepuff |
25% |
Klasa V |
15 lat |
ubogi |
? |
Pióra: 0
Wpatrzona w zwierzątko nawet nie zauważyła spojrzenia chłopaka. To nie było tak, że Moira nie wiedziała o jego istnieniu; w końcu byli w jednym Domu, i to jeszcze na tym samym roku. Po prostu... Blake była kiepska w nawiązywaniu relacji międzyludzkich. Po tym, jak straciła brata i własna matka wyrzuciła ją z domu, była raczej ostrożna we wszelkich kontaktach z innymi, a dokładniej - rzadko sobie na jakiekolwiek pozwalała. Trochę bała się, że jeśli już zdobędzie znajomych, to dostanie przy nich jednej ze swoich wizji, i wszyscy uznają ją za wariatkę i odtrącą jak własna rodzina.
- Trafne imię - skomentowała z delikatnym uśmiechem. Zauważyła, ze chłopak zaczął brzmieć jakoś dziwnie, ale nie nawiązała do tego. - Ta śpiąca królewna to Niobe - dodała, wskazując na swoją kotkę, która znów ułożyła się do snu. - Naprawdę nic mi nie jest - zapewniła chłopaka, i nawet lekko się uśmiechnęła. To miłe, że się przejmował, choć nie musiał. W końcu to on się wywrócił, więc to mu mogło się coś stać, a nie jej.
- Nie mogłam spać w nocy, więc rano wyszłam na spacer. Lubię zbierać zioła i kwiaty. To mnie uspokaja - powiedziała, wskazując głową leżący obok niej bukiet, z którego zaczęła tworzyć wianek. Chwilowo jednak porzuciła tę czynność na rzecz pomiziania fretki. Każdy miał inny sposób na oczyszczenie umysłu, a ten Moiry wyglądał właśnie tak. Nauczyła się tego od swojej babci, która jak mało kto znała się na roślinach i ich właściwościach, zarówno leczniczych, jak i magicznych. - A ty? Często biegasz tak wcześnie rano? - zapytała. Ona sama nie należała do wielbicieli takiej intensywnej aktywności fizycznej, więc podziwiała tych, którzy mieli zapał do takiego regularnego trenowania. Uśmiechnęła się nawet do chłopaka, nie mając pojęcia, co też za burza dzieje się teraz w jego głowie.
Antoni zrozumiałby to najbardziej na świecie, a zwłaszcza utratę bliskiej osoby z rodziny. Jednak jego postrzeganie nie byłoby szczególnie obiektywne, gdyż był zakochany w Moirze na zabój. Mógłby dla niej góry przenosić, a miłość jego była dziwnie nielogiczna. Nie do końca wiadomo, co go pociągało w niej, ale żeby nie być powierzchownym chłopcem tłumaczył, że Moira była inteligentna, przyjazna, a przede wszystkim miała magnetyczną tajemniczość w sobie. Czasami wyglądała jak nimfa, która urodziła się z jakiegoś księżycowego kwiatka.
— Niobe to była jakaś bogini, nie? – Zapytał palcami chcąc pomiziać kota po głowie.
Wyszła. Na. Spacer. Zbierać. Kwiaty!
Nie było żadnego głupiego amanta, który by skradł jej serce tuż przed nim. Nie macie pojęcia jakie ciepło wylało się w jego klatce piersiowej i brzuchu. Czuł przyjemne mrowienie szczęścia. Chciał skakać z radości, aż po koronę drzew, ale starał się też opanować swoje zbyt głębokie emocje. Nikt nie zabierze mu Moiry i nikt nie będzie pasł z nią kóz. Kozy bądźcie spokojne Antoni i Moira do was przybędą.
— Co? – zapytał i zamrugał ciężko jakby sens pytania dziewczyny dotarł do niego z opóźnieniem. Właśnie rozmawiał z Moirą i wszystko psuł. JAK ZAWSZE! — Codziennie rano biegam sobie po błoniach. Lubię spędzać tak poranki. Wtedy lepiej się skupiam. Aktywność to moje drugie imię! – gdy powiedział ostatnie słowa poczuł jak głupio brzmiał ten żart. Był tandetny i wykorzystywany w każdym z filmów jakie tylko istniały.
Hufflepuff |
25% |
Klasa V |
15 lat |
ubogi |
? |
Pióra: 0
Nie miała najmniejszego pojęcia o uczuciach, które żywił do niej Antoni. Nie podejrzewała, że ktokolwiek mógłby czuć do niej coś takiego. Nawet jeśli to było młodzieńcze zauroczenie. Moira od dawna starała się izolować od innych na wszelkie sposoby, więc ciężko jej teraz szła interpretacja zachowań innych ludzi. Chyba... na pewno - stała się trochę za bardzo aspołeczna.
Słysząc pytanie chłopaka uśmiechnęła się szerzej. Choć zapewne zainteresował się imieniem jej kotki z grzeczności, to Moirze i tak zrobiło się jakoś miło.
- Niedokładnie boginią, ale tak, to imię pochodzi z mitologii - potwierdziła, z lekkim skinieniem głowy, spoglądając ponownie na swoją ruda kotkę. Miło, że ktoś wykazał zainteresowanie jej zwierzęciem.
Wyczuła jakieś polepszenie się humoru Antoniego, ale nie miała pojęcia, czym właściwie było ono spowodowane. A już na pewno nie przypuszczała, że było to aż tak bardzo związane z jej osobą. Cieszyła się jednak z dobrego humoru towarzysza, nawet nie znając jego źródła. Lubiła, gdy ludzie byli szczęśliwi.
- O, to ciekawie. Ja mam na drugie Morgana - powiedziała rozbawiona. Wiedziała, że chłopak jedynie żartował, ale postanowiła dodać coś od siebie. Bo całkiem miło jej się z Antkiem rozmawiało. - Podziwiam samozaparcie. Ja chyba nie potrafiłabym tak codziennie katować się bieganiem - dodała.
wątek zakończony - jedna z postaci nieaktywna
Hufflepuff |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Hetero |
Pióra: 77
6 październik; 13:50
Jako że w końcu po wielu dniach deszczu raczyło wyjść słońce, a przy tym złożyło się, że Finowi zaczynało brakować poszczególnych kwiatów do modlitw, Puchon po lunchu zdecydował się wybrać na popołudniowe zbieractwo. Lubił zbierać kwiaty, to całkiem odprężające zajęcie, szczególnie w ładną pogodę. Na tyle, na ile lubił deszcz, jakiekolwiek zrywanie zielonego było wtedy tragedią, bo ręce marzły i kostniały, a każdy listek czy kawałek ziemi lepił się do dłoni. Dobrze więc było teraz skorzystać z okazji! Szczególnie, że zajęć już więcej dziś nie miał.
Po drodze, ubrany ciepło i z wyklinowym koszyczkiem w dłoni, ku swojej radości spotkał Rati. Ku jeszcze większej satysfakcji, okazało się, że dziewczyna nie ma większych planów na również już wolne popołudnie i wybrała się na pola razem z nim. Generalnie lubił towarzystwo, ona jednak znajdowała się wśród szczególnie lubianych ludzi, których obecność zawsze poprawiała mu humor.
I tak oto skończyli we dwoje na błoniach na łące, zbierając poszczególne kwiatki i ciesząc się z tego, że słońce w końcu przebijało się przez chmury na powoli jaśniejącym niebie. Może jutro będzie jeszcze ładniej?
- W końcu trafił się dobry dzień na zbieranie. Lubię deszcz, ale absolutnie odpada chodzenie po polach za kwiatami w ulewę. - Mówił swobodnie, ot luźno o byle czym, zerkając na Rati przyjaźnie. - A dzisiaj jest całkiem ciepło. Ale jakbyś jednak zmarzła to powiedz, okej? - Troszczył się!
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 58
Zaledwie nie tak dawno skończyła nareszcie na dzisiaj zajęcia i nawet zdążyła zjeść lunch! Wychodząc z Wielkiej Sali zastanawiała się już, co mogłaby robić przez resztę dnia. Mogłaby, na przykład, odrobić lekcje na następne zajęcia, to znaczy te bieżące, bo zazwyczaj nie odkładała spraw na później. Z drugiej jednak strony, mogłaby to zostawić na wieczór. Gdy zerkała przez okno, widziała w końcu wyglądające przez chmury słońce. Miła odmiana po deszczowym poprzednim tygodniu – a więc aż szkoda było z tejże pogody nie skorzystać. Może poszłaby gdzieś na jakieś odosobnione miejsce, żeby potańczyć…
Albo spotkać się z Finem. To przyszło jej do głowy dopiero w momencie, w którym prawie na niego weszła, ale przeprosiła go ładnym uśmiechem.
Szedł gdzieś z wiklinowym koszykiem na ramieniu. Wyglądał dość nietypowo, co sprawiało, że Rati tym bardziej była zaciekawiona. Bardzo szybko zgodziła się pójść z nim, a powód typu „zbieranie kwiatów” nawet jej nie zaskoczył. W zasadzie, mogłaby zebrać sama jakieś ładne…
Na łące pozostawała jednak nieco z boku, aby nie przeszkadzać Finowi. Być może nawet nie zauważył, ale ściągnęła po drodze buty, brodząc bosymi stopami pomiędzy zielenią przyrody. Na moment chyba się nawet wyłączyła, ale Fin bardzo szybko przywołał ją swoimi troskliwymi słowami, które wywołały na jej twarzy ciepły uśmiech.
— Jasne – odpowiedziała mu, choć w jej głowie pojawił się nieco inny pomysł, aby wykorzystać tą propozycję w nieco innym kontekście, niekoniecznie dlatego, że naprawdę będzie jej zimno… - W zasadzie do czego konkretnie potrzebujesz tych kwiatów? – Raczej nie sądziła, że są one do ozdoby… chociaż może…?
zt przedawnienie
|