Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Korytarz z potężnymi arkadami Ciężko by było nazwać tę część zamku krużgankiem, gdyż ogromne arkady z potężnymi filarami są zabudowane na wysokość pasa, a jeszcze półtora metra w górę wznoszą się żelazne pręty, chroniące roślinność posadzoną między wspornikami. Smugi światła, wpadające przez wolne przestrzenie tworzą niesamowity klimat, który doceniają zwłaszcza uczniowie uzdolnieni artystycznie, tłumnie oblegający nieliczne ławki ustawione pod ścianą. Jeśli się postarasz i wespniesz na murek, możesz zobaczyć kawałek głównego dziedzińca, ale uważaj! Jeśli woźny przyłapie cię na włażeniu na obmurowanie, będziesz szorował te cegły własną szczoteczką do zębów, możesz być tego pewien.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
poniedziałek, 7 września 2020, 14:52
Poniedziałki miały to do siebie, że były ciężkie... Nieważne, że to pierwszy poniedziałek nauki! Sam fakt, że dzień nosił tę nazwę, psuł wszystko. Niósł ze sobą widmo czterech kolejnych dni, w których od rana do popołudnia chodziło tylko o naukę, a resztę dnia nauczyciele również chcieli im dobrze rozplanować!
Saoirse może nie należała do najlepiej zorganizowanych osób na swoim roku, jednak trzeba jej przyznać, że po ostatnich zajęciach tego dnia - czyli transmutacji - bardzo sprawnie spakowała się i wyszła z sali, cieszyć się resztą wolnego dnia! Co prawda zostawiła po sobie podręcznik w sali, ale jeszcze nie była tego nijak świadoma... Później będzie miała czas na martwienie się. Póki co przemierzała spacerkiem korytarz, zastanawiając się, jaki powinien być teraz jej cel. Na pewno nie przysiadanie do pracy domowej, na to jeszcze znajdzie się czas... To jest, jeśli tylko o niej nie zapomni, ale póki co absolutnie wszystko udało jej się notować i tychże notatek jeszcze nie zapodziała. Oby tak dalej!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Dla Romilly'ego oczywiście każdy dzień w tygodniu był poniedziałkiem. Może poza sobotą i niedzielą, gdzie nie musiał rano wstawać, a to zdawało się największą jego radością. To i możliwość spędzenia czasu z Saoirse, i sam widział już jak bardzo teraz wszystko kręciło się wokół niej. Ciągle o niej myślał, szukał ją wzrokiem, na dźwięk jej głosu natychmiast się na nim skupiał. Myślał automatycznie o tym, co by powiedziała Saoirse na daną sytuację, albo możliwość, albo co by pomyślała, jaka byłaby jej reakcja? Czasem wiedział, przeczuwał na podstawie poziomu ich znajomości. A czasem zupełnie nie, lub zaskakiwała go, zaprzeczając jego teorii. Ale i tak się nie zniechęcał. Stała się jego kotwicą dobrego dnia, samopoczucia, motywacją na każde wstanie z łóżka.
I na ostatniej lekcji też szło mu gorzej niż mogłoby, bo ciągle zerkał na nią. Jak sobie radzi? Skupi się wystarczająco? Widział po niej, że jest rozproszona, jak zawsze zresztą, ale jakoś tak bardziej. Niecierpliwa może, to lepsze określenie. I całkiem w porządku przeszła jej lekcja, ale wyraźnie chciała wybiec z niej jak najszybciej. Na tyle szybko, że zostawiła za sobą podręcznik. Uniósł kącik ust lekko. Kiedyś irytowało go jej roztrzepanie, teraz raczej odnajdywał w nim coś znajomego i bezpiecznego. Coś, co znał i akceptował, że takie było. Zatem wstał nieco spokojniej i wziął podręcznik, by skierować się w pogoń za Puchonką.
No dobra, nie biegł. On nigdy nie biega. Ogólnie w jego słowniku nie ma takiego słowa. Ale szerokim krokiem podążył za Puchonką, by w końcu się z nią zrównać. Dobrze, że nie była wyższa, bo by chyba jej jednak nie dogonił, w każdym razie nie z jego ruchami.
- Gdzie się tak spieszysz? Kolejna przygoda w jeziorze? - Zagadał, dopiero po tych słowach unosząc podręcznik, pokazując go. - Bardzo wzięłaś sobie do serca żeby nie moczyć książek, skoro porzucasz je za sobą.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Nie spodziewała się, że ktoś będzie za nią gonił, a już w szczególności nie podejrzewała o to Romilly'ego! Może dlatego prawie poślizgnęła się, zatrzymując się gwałtownie. Jednak nic się nie stało! Nikt nie zauważył drobnego zawahania jej równowagi. Chyba nikt. A jak zagada Ślizgona na śmierć, to też zapomni, prawda?
- O. Aaa... Mmm... Nie, w sumie to jeszcze nie mam planów na resztę dnia, ale na pewno nie będzie to nic związanego z lekcjami, no bo jakoś kompletnie nie umiem wstrzelić się w ten rytm i w ogóle, a-...
Zacięła się widząc podręcznik, który Romilly pokazał. Zamrugała parę razy, łącząc kropki, kiedy jeszcze tłumaczył, po czym znów gwałtownym ruchem rzuciła się do zagrzebania się w zawartości swojej torby. Naprawdę mogłaby zostawić ten podręcznik w sali? I nie zauważyłaby?
Po kilku sekundach poszukiwań, pogodziła się z tym, że znowu nawaliła i wyprostowała się z niezadowoloną miną. Oczywiście była mu wdzięczna, ale dlaczego to jej zawsze musiały przydarzać się takie rzeczy? Wiele by dała, żeby raz to ona mogła przyłapać go na byciu nieuważnym!
- Japierdolę, no tak... - wymamrotała w pierwszej kolejności, po czym wzięła od niego książkę z westchnieniem. - Dzięki.
Zmiana tematu, koniecznie. Tego obecnego nie lubiła.
- Właściwie... No, tak mówiłam, że w sumie idę tylko na dół się przebrać, zostawić książki i w sumie nie wiem jeszcze co... Przynajmniej nie będę musiała szukać podręcznika...
Uderzyła się delikatnie książką w czoło, po czym schowała ją do torby.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Widząc jak się zawiesiła, mimo że słuchał jej uważnie wbrew pozorom - zawsze słuchał, ot co, nie akceptował żeby tak zlewać co ktoś mówi, choć często celowo udawał, że nie słucha, jeśli kogoś nie lubił - zmrużył w uśmiechu oczy, by zaśmiać się zaraz lekko. Przyjaźnie, sympatycznie, nie drwił z niej w żadnym stopniu. Była urocza, to wszystko.
- To już więcej czasu ci dałem, nie ma za co. - Zauważył pogodnie. Zaraz jednak trochę zrzedł mu uśmiech jak przyszło do jego cichej, pierwszej w całym życiu próby zasugerowania, że on sam z siebie chce z kimś spędzić czas, a nie tylko łaskawie dać się gdzieś wyciągnąć. Wzruszył do siebie ramieniem niby tak przy okazji jakiejś niewypowiedzianej myśli.
- Ja pewnie wyjdę na spacer na błonia, przyda się po pierwszym najgorszym dniu tygodnia trochę oddechu i świeżego powietrza. Nie uważasz?
Tak, to była krypto ukryta prośba by się przyłączyła, bo nijak nie mógł z siebie wydusić bezpośredniej prośby. Normalnie zdawało mu się, że nie wie co to stres, a w ogóle to nigdy nie przejmuje się co ktoś powie... A tu proszę, zaliczył oba stany i wcale mu się to nie podobało, choć mimo to brnął w to dalej, chcąc jakoś zbliżyć się do Saoirse i... No właśnie, co? Tego nie przemyślał.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Zmiany, jakie mogła zauważać w Romillym postępowały bardzo powoli. Jeszcze w zeszłym roku nie sądziła nawet, że jest on zdolny do uśmiechu! A teraz proszę. Jak zupełnie inna osoba... I chyba przeoczyła, kiedy to tak właściwie się stało, bo sama była zdziwiona jego obecną mimiką, tonem, nastawieniem. Oczywiście była bardzo pozytywnie zaskoczona! Właściwie byłaby zachwycona, jak dłużej się nad tym zastanowić. Na pewno poprawiło jej to humor po wiadomości, że po raz kolejny nawaliła. Tak, to był drobiazg, ale przejmowała się takimi rzeczami! Tylko dbała przy tym, by nikt nie wiedział... Dodatkowo, jeśli były to drobiazgi, które nie miały związku z jej obowiązkami, nie było aż takiego problemu. Mogła czasem się potknąć, poślizgnąć, czy wpaść na wózek ze słodyczami... Nie były to najbardziej chlubne chwile, ale póki nie wybiła sobie zębów i nie było większych konsekwencji, to nic. Po podręcznik musiałaby wrócić, denerwować się i może utrudniłoby jej to wykonanie pracy domowej. Pewne sytuacje powinny być niedopuszczalne. A jednak byli tu właśnie z tego powodu.
- No właśnie. Inaczej byłabym na siebie nieźle wkurwiona - przyznała, ale brzmiało to w jej ustach niezwykle lekko, a uśmiech tylko dodatkowo sugerował, że to nic takiego. - Ha, przekonałam cię do spacerów?
Ostatnio nie wydawał się być chętnym do podobnej wyprawy. Albo to coraz większe zmiany, albo trafiła na jego lepszy dzień! A jeśli to to drugie, chyba był to pierwszy raz... I nie miała najmniejszego pojęcia, że to próba zaproszenia jej na podobną wycieczkę. Bo czemu miałby nie chcieć zaprosić jej wprost?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
To było niemal porażające jak zupełnie inaczej widzieli jej wpadki, wypadki czy drobne potknięcia. Dla niego to nie było nic wielkiego, drobne rzeczy, które zdarzały jej się częściej, bo taką była roztargnioną osóbką. Nie widział jednak w tym nic złego, ot taka była i taką ją poznał i zaakceptował. Może właśnie dlatego patrzyli na to inaczej? Jego jedynym zadaniem było spostrzec i zaakceptować jej wady i zalety, nie musiał z nimi żyć tak bezpośrednio, nie wpływały na jego dzień tak jak na jej. Więc jego omijała irytacja z tym związana, jedynie pełen optymizmu, o dziwo!, mógł jej czasem pomóc, a nawet w ten sposób dać sobie pretekst na spędzenie razem czasu.
- Lubię spacery, wcześniej też lubiłem. Tylko zwykle mi się nie chce. Ale dzisiaj jest ciepło, szkoda dnia, tak uważam.
I ty też byś mogła...
- Pewnie się przejdę na plażę przy jeziorze, pływać nie będę, ale może sobie pochodzę na brzegu czy coś. - Wzruszył ramieniem. Oczywiście świadomie to mówił, bo przecież ona bardzo lubiła wodę! Może chciałaby się kąpać, albo coś?
- Puszczałaś kiedyś kaczki na wodzie? - Zapytał spontanicznie.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Tak, dzisiaj było dosyć ciepło... Ale chłodniejsze dni jeszcze długo nie miały zniechęcać Saoirse do spacerów i zabaw na błoniach. Temperatura musiałaby spaść ostro poniżej zera i utrzymywać się w tym stanie przez długi czas, żeby miała dosyć! Póki co każdy dzień był ładny. To jest, jak na brytyjskie standardy, oczywiście.
Ale jeśli tylko Romilly'ego zachęcał taki ładny dzień, to świetnie! Absolutnie nie zamierzała wciskać mu tym razem swojej opinii na temat tego, że każda pogoda ma jakiś swój urok.
- No tak - odparła kiwając głową. - Pewnie zostało nam ogólnie już jakoś niedużo dni bez deszczu, no bo halo, chyba co roku tak jest, że potem cały czas by tylko padało, więc może faktycznie szkoda, racja.
Coś w tym było... Ale osobiście dostrzegała też wszystkie miłe strony tak zwanej kiepskiej pogody - a więc deszczu i pluchy! Po pierwsze wszystko pachniało zupełnie inaczej. Sama bardzo chętnie wybrała się na spacer po deszczu... Najlepiej po lesie, co z wiadomych powodów też było nieco problematyczne w Hogwarcie.
- Kaczki? - spytała ze zdziwieniem. Nie dlatego, że nie rozumiała, co miał na myśli... Raczej zwyczajnie nie pasowało mu podobne pytanie do niego. Romilly był do tej pory rzeczowy i nie zadawał luźnych pytań bez większego powodu, z kolei to takie właśnie się wydawało.
- No... Tak? Chyba, znaczy, wydawało mi się, że w sumie każdy? Albo prawie każdy, a jak mieszkam przy wodzie, to w sumie chyba obowiązkowo musiałam wszystko związanego z wodą spróbować - tu posłała mu lekki uśmiech, patrząc ku niemu pytająco. - A co?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
W zasadzie trochę chciał ją przekonać, że też chce iść na spacer, ale szło mu fatalnie. W zasadzie, w ogóle jakiekolwiek zalecanie się i okazanie zainteresowania szły mu absolutnie okropnie, nie tylko przez brak doświadczenia i umiejętności podrywu, ale też przez własne nagromadzone bariery powstrzymujące go przed jednoznacznymi działaniami. Nie był jeszcze w stanie powiedzieć nic wprost, zaprosić, zasugerować nawet chęci zaproszenia bardziej niż teraz. Dlaczego?
Świadomie twierdził, że był ostrożny. Nie chciał jej spłoszyć, nie chciał żeby poczuła jakąkolwiek presję czy mus by zachowywać się w stosunku do niego w określony sposób. Podświadomie, był zwyczajnie przerażony, wielu rzeczy. Tego, że ją straci. Tego, że może się ośmieszy, że zostanie odrzucony, wyśmiany, że może świat się zapali i zawali mu na głowę. Bał się zmian i nieznanego. Więc chyba wszystkiego, zatem może lepiej, że unikał wgłębiania się w temat jak ognia piekielnego, bo wcale by nawet nie próbował teraz jej próbować gdzieś wyciągać, nawet jeśli tylko on miał tego świadomość.
- No widzisz, trzena korzystać, a nie siedzieć w zamku. - podchwycił z szerszym uśmiechem, niemalże jakby ucieszyło go, że się z nim zgodziła na tyle, by brzmieć na dumnego z siebie. Cóż... Zaangażował się.
Miała ogromną rację, nigdy nie pytał ot dla pytania. Miał w tym cel i pytał by coś z tego wynieść. Niestety ona nie wiedziała nadal co, a on nie był dość jasny. Pech. Wzruszył ramieniem z lekkim zawodem, choć nie zdawał sobie sprawy, że to okazał.
- A nic, ja też. I to nawet całkiem nieźle, śmiem twierdzić. - Skomentował mimo wszystko inaczej niż niemym gestem, pilnując by mieć tak samo beztroski ton, jak chwilę temu. Zaczynał jednak zauważać, że coś za długo o tym rozmawiają i zaczyna to wyglądać po prostu dziwnie. Nie był z tego powodu zadowolony, jak i planował lepiej dograć kolejną próbę sprowokowania wspólnie spędzonego czasu.
- No, to idę się dotlenić, za nas dwoje. - Posłał jej przyjazne spojrzenie ciemnych oczu, by lekko poklepać ją po ramieniu. Tak na pożegnanie. Sam nie wiedział czemu, to było dziwne i gdy tylko odbił korytarzem w stronę wyjścia, zmarszczył brwi, zastanawiając się co to w ogóle było i skąd przyszło mu do głowy.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Kto jak kto, ale ja chyba nie mam problemu z wychodzeniem z zamku - odparła z uśmiechem.
To prawda, pewnie należała do osób, które spędzały najwięcej czasu na zewnątrz. Może nie dostałaby w tej kategorii pierwszego miejsca, ale na pewno mieściła się w pierwszej dwudziestce! Może nawet dziesiątce?
Temat puszczania kaczek był z kolei dla niej jedną wielką tajemnicą. No bo nie wiedziała - chciał ją nauczyć? I zawiódł się, że umiała? Stąd koniec tematu? Był szczerze ciekawy, czy kiedykolwiek to robiła? A może nie wiedział o czym z nią rozmawiać? Nie podejrzewała nawet, że mógł być to wstęp do jakiejś propozycji. Tyle razy Romilly był wystarczająco bezpośredni, by kazać jej spadać, że chyba zaproszenie jej na spacer nie stanowiłoby problemu... A przynajmniej tak sobie myślała. Nie wspominając już o tym, że teraz mieli o niebo lepszy kontakt, a więc komunikacja też powinna być płynniejsza.
Z kolei gdy poklepał ją po ramieniu i zaczął uciekać (?), zatrzymała się w miejscu i tylko patrzyła za nim pytająco. Może nawet wybrałaby się z nim, gdyby nie to, że zdaje się jasno zaznaczył, że idzie dotlenić się za ich dwoje. Może czasem faktycznie potrzebował samotnego spaceru... Co prawda i tak nie miała zamiaru dać mu takiego spokoju na zawsze, ale bardzo doceniała, że wybrał się z nią ostatnim razem. Może nie powinna przesadzać?
z/t x2
|