Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Dormitorium chłopców Męska sypialnia ozdobiona herbami Slytherinu. Znajduje się w nim pięć łóżek. Każde posiada ciemnozielone baldachimy zwisające z czterech drewnianych kolumn. Na kamiennych ścianach wiszą pochodnie, oświetlające pomieszczenie. Kamienna podłoga pokryta jest ozdobnymi, szarymi dywanami. Z sufitu zwisa miedziany żyrandol. W pokoju znajdują się okna z zielonymi zasłonami, przez które lokatorzy mogą oglądać stworzenia żyjące w jeziorze Hogwartu.
Lokatorzy:
- Nico Schuyler
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
9 września, godzina 20:45
To, co robiła, było absolutnie głupim pomysłem. Jeszcze wczoraj by jej to nawet nie przyszło do głowy! A nawet gdyby ktoś powiedział jej, że tak właśnie się stanie, uznałaby go za skończonego kretyna i kazała zejść mu z drogi, zanim się zdenerwuje.
Tymczasem dzisiaj, kiedy Romilly tylko ją zostawił, nie mogła odciągnąć myśli od tego spotkania. Coś było inaczej. Romilly był jakiś inny i… kurczę, lubiła takiego jego. Nie przyznałaby się sama przed sobą, ale naprawdę! Brakowało jej jakiejś bratniej duszy, poza Argosem, która miała zostać w jej życiu na dłużej… i sądziła, że ten związek zakończy się jedną wielką porażką.
Ale może uda im się porozumieć?
Może Burke jednak nie był taki zły, na jakiego się próbował malować?
Z jakiegoś powodu, siedząc przez całą godzinę w Wielkiej Sali, szukała go wzrokiem. Przez cały poprzedni tydzień nie pamiętała o jego istnieniu, a teraz nagle stał się priorytetem na liście towarzyskim Aspasii. To niedorzeczne i śmieszne! A jednak jakże realne.
I bardzo przykre, bo przez całą godzinę nie dostrzegła go nigdzie. Ani przy stole Ślizgonów, ani nawet przy innych stołach, chociaż wątpiła, że go przy którymś innym dostrzeże.
Ale mimo wszystko czuła, że nie powinna tego wszystkiego tak kończyć. Z jakiegoś powodu Romilly wyciągnął do niej dłoń – i czuła, że powinna się jakoś odwdzięczyć. Że może uda się wrócić chociaż odrobinę do tego, co było na pierwszym roku, kiedy jeszcze się lubili…
Czy mogliby się lubić? Przez całe lata Aspasia powiedziałaby, że nie. Jednak dzisiaj stwierdziłaby, że… mogli. Jest taka szansa. Wystarczy odrobina dobrej woli.
I ona chciała ją właśnie wykazać.
Zabrawszy ze sobą na talerzyku jakiegoś tosta i kilka ciasteczek z dyni, postanowiła wrócić do pokoju wspólnego. Sądziła, że Romilly raczej już zdążył wrócić z pisania wypracowania… gdziekolwiek jest. A może wcale się nie ruszał z dormitorium? Albo zaszył się w bibliotece? W końcu w tym korytarzu się spotkali. Sama nie wiedziała.
Ale postanowiła zrobić drugą szaloną rzecz, o którą jeszcze wczoraj by się nie posądziła. Jej ręce wręcz trzęsły się ze stresu, kiedy wchodziła po schodkach prowadzących do dormitorium chłopców.
Gdyby tylko matka to zobaczyła… chyba dostałaby zawału. Dobrze wychowana panna wchodziła do sypialni męskiej… Pięknie. Czy na pewno była tak dobrze wychowana, jakby się mogło początkowo pomyśleć?
Przełknąwszy ślinę, postanowiła odgonić te natrętne myśli i zapukać do sypialni. Miała nadzieję, że poza Romillym nie będzie tu nikogo…
A może Romilly’ego też. Mogłaby wtedy odetchnąć ze spokojem.
Ale dla pewności jeszcze pchnęła drzwi i… o Merlinie, jednak tam był.
Na twarzy pojawił się jej nieco nerwowy uśmiech zdradzający, że nie czuje się zbyt komfortowo w obecnej sytuacji.
— Cześć – mruknęła na powitanie, jakby się dzisiaj nie widzieli. – Mogę wejść? – zapytała dość niepewnie.
Zawsze była szansa, że jej odmówi…
No i wszystko wróci na poprzednie tory. Będą udawać, że ten dzień w ogóle nie miał miejsca, ani tym bardziej ta wcześniejsza rozmowa.
Czy tak nie byłoby łatwiej?
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Nie spodziewał się wizytorów. Nawet nieszczególnie ich chciał, dlatego przecież nie zszedł na kolację. Każdy, kto choć trochę go znał, wiedział, że Romilly jest łasuchem i raczej rzadko omija jakikolwiek posiłek, z uwagi jednak na to, że do kuchni było blisko, zdarzało się, że jadł nieco później, sam.
Czemu dzisiaj nie zaszczycił innych swoją ponurą obecnością? Powód był prosty - dzisiejsze durne przestraszenie się rozmowy z Aspasią sprawiło, że jakoś bardzo się zmęczył ludźmi, potrzebował odetchnąć w samotni. Nie był nawet agresywny ani nic, po prostu musiał zminimalizować bodźce żeby ogarniczyć poczucie przytłoczenia, jakie go opętało bez zapowiedzi. Trochę się zdrzemnął, trochę czytał książkę... I akurat przy tym drugim usłyszał czyjeś kroki. Sądził, że to ktoś z chłopców z dormitorium po prostu wracał, jednak ku jego ogromnemu zaskoczeniu to była właśnie Aspasia. Absolutnie ostatnia osoba, jakiej by się spodziewał.
Skinął głową, w chwili zaskoczenia jakoś zaniemawiając. Ale podciągnął nogi, robiąc wyraźnie miejsce dla Ślizgonki. Zastanawiał się intensywnie przy tym co znaczy ta wizyta, jednak zaraz jego wzrok padł na pachnące ciastko dyniowe, a dusza łakomczucha ponownie pokazała się w pełnej krasie. Jednak nie sięgał po łakoć, uważając czy faktycznie to dla niego, czy może Aspasia chciała ot pogadać wcinając kolację z talerzem na kolanach.
- Coś się stało? - Zapytał więc zamiast tego, przenosząc znowu wzrok na Śligonkę i odkładając na bok podręcznik do nauki portugalskiego - upierdliwy obowiązek narzucony przez matkę.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Reakcja Romilly’ego, a raczej jego zszokowana mina, utwierdziła ją w przekonaniu, że w ogóle nie powinno jej tu być. Powinna wszystko zostawić na torach, którymi naturalnie się toczyły. Jutro zapewne oboje uznaliby, że ta sytuacja, w której oboje się dogadywali, w ogóle nie miała miejsca, a za dwa tygodnie znowu nie pamiętałaby, że ma narzeczonego i że powinien być dla niej dość bliską osobą.
Tylko, że… po tym, co się dzisiaj działo, już wcale nie chciała, żeby znowu było tak źle, jak było. Nie dogadywali się tak od… pierwszej klasy. A i wtedy problemy były dość błahe. Więc praktycznie od nigdy. Aż teraz – zupełnie niespodziewanie – on się nią zainteresował i nawet jej nie wyśmiał. Nawet spróbował jej pomóc! Naprawdę to doceniała i…
Jego pytanie wyrwało ją nagle z zamyślenia. Spojrzała w dół, na talerzyk z ciasteczkami, a potem znów Ślizgona. Wydawało jej się, jakoby zapraszał ją bliżej siebie. Więc podeszła. Drzwi do dormitorium zamknęły się za nią same, a ona stanęła nad jego łóżkiem i… przez chwilę patrzyła na nie, jakby rozważała, czy ją ugryzie czy też nie. Łóżko, nie Romilly. Dzisiaj akurat nie miała wątpliwości, że chodziło o łóżko. Innego dnia by polemizowała…
No i czy to w ogóle wypadało? Była strasznie skonfundowana, ale im dłużej będzie stała jak lampa, tym dziwniejsza będzie ta cała scena… Więc dość niepewnie przycupnęła odrobinę na tymże łóżku, chociaż ciężar ciała i tak bardziej opierał się na jej nogach niż faktycznie na siedzisku.
Zerknęła jeszcze raz na ciasteczka, bo wyglądały znacznie mniej groźnie niż sam Burke w tym momencie…
— Wiesz… Nie widziałam Cię na kolacji i pomyślałam, że może nie mogłeś, czy coś… I pomyślałam, że przyniosę Ci trochę, żebyś nie kładł się głodny…
To wszystko brzmiało jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej żałośnie i nieprawdopodobnie. Ale jednak! Naprawdę ją to obchodziło i… naprawdę chciała zrobić dla niego coś miłego. Tak po prostu, aby odwdzięczyć się za to zainteresowanie, którym ją obdarzył.
— No i chciałam Ci podziękować. Tak… ogółem. Za dzisiaj – dorzuciła jeszcze, zerkając na niego dość niepewnie, a jednocześnie przysunęła talerzyk z jedzeniem bliżej Ślizgona.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Był nie mniej skonsternowany i niezręczny niż ona. Po tym wszystkim, co się wydarzyło do tej pory, mówiąc w ogóle o ostatnich kilku tygodniach, jak i miesiącach, nie był pewien czy czasem nie powinien się zacząć przyzwyczajać, acz póki co po prostu było dziwnie.
Nie myślał jednak o tym w negatywnym sensie. Przeciwnie, w zasadzie to faktycznie można było trafić do niego przez żołądek. Usiadł wygodniej, biorąc ostrożnie od dziewczyny talerz. Widział jak spięta jest, i wcale jej się nie dziwił.
- Dziękuję. - Powiedział cicho, zerkając na nią krótko. To nie było coś, co mówił często. W zasadzie, jeśli nie mówione ironicznie, raczej było wymarłym słowem w jego życiu, co mogło tylko podkreślić zmianę ku lepszemu, czy też zwyczajnie faktyczną wdzięczność.
Pokręcił głową lekko na dalsze słowa.
- Niewiele pomogłem w zasadzie. - Zauważył całkiem trafnie, będąc o tym przekonanym. - Chociaż ponoć jestem dobrym słuchaczem. - Dodał, pomijając fakt udzielanych przy tym ironicznych, niezbyt miłych komentarzy. Ale się zaczyna powstrzymywać! Powoli, czasem.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zerknęła na niego przez chwilę, a potem opuściła wzrok, uśmiechając się lekko. Dawno nie słyszała od niego podziękowania. A może nigdy go nie słyszała? Nie pamiętała tego. Jak za mgłą pamiętała te wszystkie dzieje, kiedy faktycznie się dogadywali i lubili. O wiele więcej miejsca w jej pamięci zajmowały te nieprzyjemne wspomnienia, kiedy się kłócili albo starali ignorować.
Teraz było tak… inaczej. Miała wręcz wrażenie, że jest innym człowiekiem. Oboje są innymi ludźmi i naprawdę są w stanie się dogadać. Jak to było możliwe?
Czy zawsze tak było?
Spojrzała na niego po raz kolejny, kiedy stwierdził, że niewiele pomógł. Może i niewiele… Ale ta rozmowa bardzo wiele zmieniła, przede wszystkim w jej spojrzeniu na niego.
— Trochę mnie… zaskoczyłeś dzisiaj – przyznała, ponownie nieco uciekając spojrzeniem w bok. – W sensie… chyba nie myślałam, że faktycznie mnie wysłuchasz i będziesz próbował mi pomóc. Nawet jeśli czujesz, że mi nie pomogłeś, to jestem i tak wdzięczna. I za to, że sam też mnie zaczepiłeś – dodała, po czym cicho westchnęła. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawialiśmy w ten sposób.
I mówiła to w taki sposób, że mogło się zdawać, że naprawdę jej tego szkoda. A w zasadzie – taka była prawda. Jakże inaczej wszystko by wyglądało, gdyby się nie… popsuło.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Z pewnością nigdy nie słyszała, nawet dla Romilly'ego brzmiało to dziwnie i jakoś... Nie na miejscu. Nie, że niemiło czy cokolwiek, przecież to znak dobrego wychowania, którego nie miał tak nawiasem mówiąc, jednak po prostu było to tak dziwnie nienaturalne z jego ust. Skrzywił się ledwo widocznie, krótko, co mogło umknąć Aspasii, która akurat odwróciła wzrok. Zrobiło się niezręcznie, czy tylko mu się wydawało?
Wzruszył ramionami lekko na jej dalsze słowa. Cóż, zdawało się, że wszyscy byli w szoku jak okazywał jakiekolwiek oznaki bycia człowiekiem, a nie maszyną bez pozytywnych uczuć. Nie to żeby miał im za złe, nie tylko sam sobie na to zasłużył, ale generalnie postarał się by zniechęcić do kontaktu ze sobą wszystkich, których się dało. Pokreślając ostatnią część zdania, jako że nie wszystkich to przekonywało.
Były w tym pewne plusy, ale na głos tego raczej nie powie. Póki co.
- Pewnie dobre kilka lat temu. - Odpowiedział szczerze. Nie miał zamiaru przepraszać. Nie tylko dlatego, że i to słowo raczej nie gościło w jego słowniku, ale zwyczajnie był przekonany, że miał ku temu dobre powody. Tylko czy w zasadzie nadal ich nie ma w takim wypadku? Niewiele się przecież zmieniło. - Wbrew obiegowej opinii czasem też bywam człowiekiem. - Odpowiedział w końcu, uważając to za najlepsze wyjaśnienie, na jakie mógł chwilowo wpaść. To głupie, ale czuł potrzebę tłumaczenia się.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Skinęła głową, gdy jej odpowiedział. Nie widziała chyba większego sensu odpowiadania czy dopowiadania czegoś do… po prostu bezpośredniej prawdy. Rozmawiali ze sobą normalnie jakoś dopiero kilka lat temu i… i to w sumie wszystko. Czy ją to bolało? Może na początku. Potem przywykła już do takiej kolei rzeczy, że po prostu ich charaktery się zaczęły ze sobą ścierać. Czy miała do niego pretensje? Teraz to już nie za bardzo, ale na początku była wręcz przekonana, że to jego wina. Że to on zaczął się od niej oddalać.
Teraz pewnie też by nie zauważyła swojego w tym udziału.
Jedynie uśmiechnęła się nieco na jego kolejne słowa, że też bywa człowiekiem. Najwidoczniej tak. Chociaż przez kilka ostatnich lat Aspasia chyba wcale tak nie uważała. Widziała go jako… w sumie nie wiedziała, jako kogo. Chyba jako przykry obowiązek. Kogoś, z kim ma niewiele wspólnego.
Byłaby za to ślepa i kompletnie głupia, gdyby nie zrozumiała, że zrobiło się jakoś tak… dziwnie. I… gdyby została trochę dłużej, chyba wcale nie byłoby lepiej, dlatego uznała, że chyba lepiej już będzie, gdy się zbierze i jednak pójdzie. Zostawi go samego i…
I prawdopodobnie zapomni o dzisiejszym dniu, który był chyba jakimś błędem czasoprzestrzennym.
Westchnęła głęboko, a potem przebiegła rozkojarzonym spojrzeniem po dormitorium, aż w końcu zebrała w sobie na tyle sił, żeby powoli zsunąć się z łóżka Romilly’ego.
— To… Nie będę Ci już przeszkadzać, Romilly. Odpocznij. Wyśpij się. I… do zobaczenia?
Chyba? Nie wiedziała… czy tak się zachowują normalni ludzie? Tak rozmawiają ze sobą narzeczeni?
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Tak jak Aspasia, i on ani nie wiedział co powiedzieć, ani... Właśnie, przeciwnie, w sumie czuł, że powinien coś powiedzieć, jednak nie wiedział co. Kiedyś miałby wywalone, a teraz kiedy uczył się przejmować i zwracać uwagę na pewne rzeczy, sam zaczynał się gubić i frustrować w zupełnym braku umiejętności interpersonalnych. Słowem, był niezręczny. Tak zawsze, jak i teraz, gdy patrzył to na jedzenie trzymane na talerzyku w rękach, to na Aspasię. Bo podziękował, to dużo, ale w sumie nie powinien może coś jeszcze? Czy jej wahanie to oczekiwanie na coś? Zapłacić powinien? Im więcej mijało sekund, tym bardziej czuł rosnący stres, choć z zewnątrz raczej nie było to widoczne.
Potem zdecydowała się wyjść i w sumie trochę odetchnął z ulgą. Nie to, że był chamem i chciał ją wyrzucić, ale przynajmniej to kończyło jego cierpienie w rosnącym zagubieniu i kryzysie próby bycia w porządku kiedy zwyczajnie nie wiedział jak i co się robi żeby być tak odebranym. Nigdy nawet nie przejmował się tym by kogoś nie obrazić czy nie być złośliwą świnią, był wrednym bucem. Czy są na to książki?
- Tak zrobię. - rzucił pospiesznie, chociaż zaraz po tym żałował. Tak zrobię? Tak mamo? Co do chuja. Zmieszał się wyraźnie. - Znaczy dzięki. Pa. - Dodał ciszej, irytując się potwornie w duchu na swoje bycie totalną sierotą. Patrzył więc w milczeniu jak Aspasia wychodzi, a potem jak znikła i wiedział, że jest daleko, spojrzał w podarki, by zaraz zapchać się jedzeniem. Bo przecież nie zostawi, dyshonor dla świerszcza.
- Tak zrobię... - Mruknął pod nosem z pożałowaniem do swojego zachowania, po czym pokręcił głową z westchnieniem. To tyle jeśli chodzi o bycie naturalnie miłym.
zt. x2
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
|