Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Świetlica A konkretnie, miejsce, gdzie można wygodnie rozsiąść się w fotelu przy stoliku czy stole i odrobić w ciszy lekcje, jeśli wszystkie inne miejsca są zajęte czy też potrzebujesz bardziej komfortowych warunków. Przy każdym fotelu też znajduje się puchaty koc, a przy niewielkim aneksie kuchennym każdy może nalać sobie z samo uzupełniających się dzbanków z herbatką, wodą i kakao.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
10 września 2020; 12:38
Miała szczerą nadzieję, że Dexter nie pofolguje sobie i łaskawie przyjdzie na umówiony czas. Sama się spieszyła, ale musiała biec do dormitorium na cholerną wieżę po składniki, które wcześniej już wzięła od profesor Edwards, a potem lecieć znowu na drugie piętro jak kretynka, do świetlicy, którą sama wybrała. Ale czego się nie robi dla nauki? Na szczęście generalnie miała niezłą formę żeby tak biegać.
Zanim dotarła na miejsce, zwolniła by wyrównać oddech i nie sapać na całą świetlicę. Sama wiedziała jak hałas mógł rozproszyć, nie chciała innym wchrzaniać się w ciszę i czas na naukę, mimo że zdecydowana większość uczniów miała o tej porze zajęcia. W końcu jednak dostrzegła miejsce oddalone dostatecznie żeby nikt nikomu w drogę nie wchodził, i siedzącego cierpliwie (lub nie) Dextera. Podeszła bez wahania, zajmując miejsce na przeciwko.
- Sorry, miałam niby tylko wziąć składniki, ale najebane ludzi wszędzie, bo lunch i najwyraźniej nikt tu nie je w Wielkiej Sali, i się zeszło.
I nawet nie brzmiała jakby chciała mu od razu zajebać! Ale była w dobrym humorze, jak i zdeterminowaniu by wykonać to jedno zadanie dobrze, zgodnie w miarę możliwości, i tym szybciej rozejść się w przeciwne strony. Bywała bardzo dojrzała, musiała być, może dlatego na chwilę niechęć do Dextera odstawiła na bok. A przynajmniej większość jej.
Wyjęła składniki, każdy w cienkich torebeczkach, i położyła je na stole obok kociołka. Ani minuta nie minęła, a już miała otwarty podręcznik na wcześniej zaznaczonej stronie z instrukcją przyrządzenia eliksiru.
- Dobra, zajmie nam to niecałą godzinę, na luzie. To zaczynamy. Woda już zagotowana? - wystawiła otwartą dłoń tuż nad taflą wody, chcąc poczuć ciepło lub zimno, wzrok jednak utkwiła w Dexterze.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Doskonale pamiętał o nieprzyjemności dzisiejszego dnia. Gdyby nie to, że na dzisiaj umówili się z Rose na zrobienie zadanego przez profesor eliksiru, to czwartek byłby bardzo przyjemny. Ale nie, nie dość, że musiał znosić awanturnicę na niemal każdych zajęciach - jedynie na Historii Magii nie musiał na nią patrzeć - to musieli zostać przydzieleni razem do tego projektu. Akurat dzisiejszą datę wybrał on, bo wydawało mu się to najrozsądniejsze, w takim wypadku resztę dnia będzie mógł spędzić na odstresowaniu się po z pewnością mało przyjemnej godzinie w towarzystwie Rose. Ale nie zmieniało to faktu, że w cale nie chciał jej widzieć.
Mimo wszystko od razu po zajęciach z OPCM udał się do dormitorium, żeby zgarnąć przygotowany już rano kociołek, podręcznik, magiczne płomyki w słoiczku oraz przyrządy, które ewentualnie będą im potrzebne do przygotowania składników - tak na wszelki wypadek. W związku z tym, że nie miał daleko na drugie piętro, to dotarł na miejsce jako pierwszy i od razu zajął dogodne miejsce, trochę na uboczu, żeby zminimalizować prawdopodobieństwo dekoncentracji spowodowanej jakimiś innymi rozmowami.
Nie czekał na przyjście Gryfonki z przygotowaniem wody w kociołku i rozpoczęciem podgrzewania jej - w ten sposób może nawet uda im się skrócić ten czas, który musieli spędzić w swoim towarzystwie. Jak już wszystko było gotowe, rozłożył przed sobą podręcznik otwarty na odpowiednim eliksirze.
Całe szczęście nie musiał zbyt długo czekać na swoją partnerkę. Jak tylko pojawiła się przy stoliku, podniósł na nią wzrok w ramach niemego przywitania. A w zamian otrzymał potok słów i to całkiem miłym tonem. Uniósł odrobinę jedną brew, nie bardzo wiedząc skąd wzięła się u niej ta potrzeba wyjaśnienia dlaczego tyle jej zeszło.
- Nie musisz się tłumaczyć. - Jego ton pozostał neutralny, bo nie miał w zamiarze bycia złośliwym. Naprawdę uważał, że nie musiała przedstawić powodu pojawienia się kilka minut później, niż prawdopodobnie sama założyła.
- Za moment powinna się zagotować, nie stoi długo na ogniu. - Pochylił się odrobinę w stronę kociołka i spojrzał na wirującą powoli wodę, oraz niewielkie pęcherzyki pojawiające się na ściankach kociołka. Nie chcąc tracić czasu, skontrolował jak wygląda pierwszy krok instrukcji, po czym sięgnął do przyniesionych przez Rose składników.
- No dobrze, zaczynamy od sproszkowanego kamienia księżycowego. - Znalazł odpowiedni woreczek. Spojrzał jeszcze raz na wodę - już zaczynała bulgotać. Doskonały timing. Chwycił szczyptę proszku i powolutku zaczął wsypywać do kociołka, kontrolując kolor wody. Przerwał i odłożył woreczek na bok, jak tylko zabarwiła się na zielono, co było celem na tę chwilę. Zamieszał wciąż bulgoczącą ciecz kilkakrotnie w prawo, aż zmieniła kolor na niebieski. Okej, póki co wszystko szło dobrze.
- W porządku, myślę, że możemy przejść do kolejnego kroku.
Punkty Eliksirów: 3
Kostka: 3
Wynik równania oraz bonus: 6+1(Rose)=7
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Wiedziała, że nie musi, ale jakoś tak było przyjęte, że wypada jakkolwiek się usprawiedliwić gdy się spóźnia. O ile się spóźniła, ale przecież skoro się rozłożył i podgrzał wodę, musiała zamulić znacząco, tak? Nie doceniał, gbur jeden. Popatrzyła na niego mało przychylnie na ten komentarz, jednak nie skomentowała, dzielnie przełykając stosowne (a raczej niestosowne...) słowa i zagrzewając siebie w duchu o cierpliwość i wytrzymałość.
Obserwowała uważnie, może nawet aż nazbyt, każdy jego ruch i ingerencję z eliksirem. Raz, że nie chciała zawalić tego zadania, dwa, że po prostu nie chciała wybuchnąć, a z eliksirami nigdy nie było wiadomo jak to się potoczy. Patrzyła jak wypuje kamień księżycowy, powstrzymując się od wpierniczania w jego część póki nie było coś całkiem nie tak. Oczywiście, sobie ufała po stokroć bardziej, ale to miała być praca zespołowa, nie miała wyjścia innego niż usiąść na dupie i pozwolić Dexterowi na jakikolwiek chociaż wkład w eliksir.
Niemalże jednak na głos odetchnęła z ulgą jak przyszła jej kolej. Spojrzała do podręcznika, przez chwilę zapoznając się dla pewności podwójnie z instrukcją, po czym sięgnęła w końcu ponownie po kamień księżycowy. Jak tak każą, tak będzie! Nawet nic nie powiedziała, możliwe, że unikając przypadkowego wymsknięcia się mało przyjemnego zdania ku Dexterowi, i dodała ostrożnie, po swojemu!, składnik. Mieszała z pełnym skupieniem, zupełnie jakby wykonywała właśnie operację na otwartym sercu, i w zasadzie wczuła się dość żeby na chwilę w ogóle o Ślizgonie nie myśleć. Ekscytacja robienia czegokolwiek związanego z eliksirami w końcu zadziałała!
- Dobra, dalej. - Powiedziała cicho kiedy eliksir zmienił barwę na różową, nachylając się znowu nad podręcznikiem.
Punkty Eliksirów: 5
Kostka: 5
Wynik równania oraz bonus: 5+5=10 |+1 = 11
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane (..jeżeli 10> - idealnie! +1 do sumy kolejnego kroku)
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Nie przepadał za bezczynnością, ale niestety w przypadku pracy we dwoje było to chwilami nieuniknione. Nie każdy składnik trzeba było przygotowywać przed dodaniem, więc pozostawało mu obserwowanie kątem oka co robi Rose. Żeby nie czuć się jak ten kołek, co to tylko stoi i się gapi, spojrzał na instrukcję, żeby skontrolować jaki efekt ma otrzymać teraz Gryfonka i jaki jest kolejny punkt, za który będzie miał się znowu wziąć on.
Odszukał wśród składników syrop z ciemiernika czarnego, odkorkował fiolkę i jeszcze raz upewnił się, że po dodaniu go będzie musiał podgrzać eliksir, aż ten zmieni kolor.
Jak już Blackwood zakończyła swój krok - całe szczęście bezproblemowo - Dex podsunął się bliżej kociołka i wyciągnął nad nim rękę z naczynkiem pełnym syropu. Przechylił delikatnie i pozwolił gęstej cieczy po kropelce skapywać do eliksiru.
Akurat w tym momencie ktoś przy innym stoliku kichnął donośnie, a wziąwszy pod uwagę, że zarówno Beckett, jak i jego partnerka wykonywali zadanie w ciszy i skupieniu, to niespodziewany odgłos był zaskoczeniem. Dexter aż drgnął, przez co i ręka mu drgnęła, a z fiolki zamiast kropelki, poleciało na raz ze cztery. Eliksir momentalnie zmienił barwę na turkusową, więc kciukiem zasłonił otwór naczynka z syropem, żeby nic więcej przypadkiem nie skapnęło.
Dopiero teraz spojrzał za siebie, rzucając w kierunku kichacza niepochlebne spojrzenie. Nie dlatego, że się wkurzył na coś, czego nie można było kontrolować, ale dlatego, że trochę wybiło go to z rytmu i zdenerwowało.
- Na zdrowie... - Rzucił to bardzo cicho, właściwie nie kierując do tamtej osoby, i takim tonem, przez zaciśnięte zęby, że zabrzmiało raczej jak groźba, niż uprzejmość. Zaciskając szczęki spojrzał na turkusową ciecz, za pomocą różdżki powiększył trochę płomyki pod kociołkiem, żeby podgrzać eliksir. Miał za chwilę przyjąć barwę fioletową.
Spojrzał też przelotnie na uważnie obserwującą go Rose, jakby spodziewała się jakiegoś błędu z jego strony i aż go to trochę zirytowało. Zmarszczył brwi i dopiero zakorkował syrop z ciemiernika, żeby odstawić go na blat.
- Nie musisz obserwować mnie jak jakiś drapieżny ptak. Chociaż nie wątpię, że termin zaufania do drugiej osoby jest ci obcy. - Wcześniejsza odrobina nerwów i teraz jej spojrzenie wystarczyły, żeby poczuł potrzebę wyrzucenia z siebie drobnej frustracji, a w tej chwili jedyna forma w jakiej mógł to zrobić, to komentarz.
Punkty Eliksirów: 3
Kostka: 1
Wynik równania oraz bonus: 3+1+1(Rose)+1(bonus Rose)=6
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
To nie tak, że zupełnie mu nie ufała. Znaczy, sobie ufała bardziej po stokroć, ale też miała świadomość, że co by nie mówić o Dexterze - a mogła wiele powiedzieć, bardzo chętnie - to nie był skończonym idiotą i jednak trochę ogarniał. A na pewno nie był lekkoduchem wpieprzającym byle jak wszystko do kociołka licząc, że urodzi się z tego cokolwiek dobrego.
Mimo to kiedy patrzyła w przejęciu jak kropelki kapią do eliksiru, tak się zaangażowała, nie patrząc zupełnie ku samemu Dexterze, że ujęła jego dłoń lekko, licząc ledwo słyszalnie każdą kropelkę. W zasadzie pewnie by trwała w tym do samego końca gdyby nie to, że jakiś zjeb nie umie kichnąć cicho i ostrożnie, tylko wydarł mordę na pół świetlicy. Ścisnęła dłoń Dextera, po części nie chcąc żeby rozlał, a po części w odruchu bezwarunkowym, równie zaskoczona kichnięciem, co on sam. Spojrzała ku tej osobie z wzrokiem mordercy. Ten raz w zasadzie na chwilę utożsamiła się z wydźwiękiem komentarza Dextera.
Dopiero wtedy puściła dłoń Ślizgona, zdając sobie sprawę jakie to mogło być niezręczne. Zabrała dość szybko rękę, odchrząkując i sprawdzając w podręczniku ile miało być kropel, choć doskonale wiedziała ile. Przewróciła oczami na komentarz Dextera, natychmiast z sekund lekkiego stresu wracając do irytacji tym człowiekiem. To tak jakby jego świętym obowiązkiem było wkurwianie jej!
- Do drugiej osoby nie, ale do ciebie w zasadzie tak, faktycznie. - Skomentowała złośliwie, posyłając mu mało pochlebne spojrzenie.
Rozmyślnie jednak nie dodała nic więcej, choć chciała. Jednak jeśli mieli skończyć eliksir, kłótnia była niewskazana. Generalnie Rosemary bardzo poważnie traktowała samo warzenie eliksirów, stąd jej skupienie i zdecydowanie większa trudność w sprowokowaniu jej do większej dyskusji. Skupiła się więc na swojej części, bez wahania sięgając po sproszkowane kolce jeżozwierza i posypując z największą uwagą wywar póki nie zrobił się czerwony. Zamieszała po tym ostrożnie, nawet na chwilę nie odwracając spojrzenia od płynu póki nie zmienił barwy na pomarańczowy, a więc pożądany kolor. Skinęła w milczeniu, jakby sama się ze sobą zgadzała, że idzie dobrze, i wróciła do czytania dalszych instrukcji i sporządzania pojedynczych notatek, Merlin wie jakich dokładnie.
Punkty Eliksirów: 5
Kostka: 5
Wynik równania oraz bonus: 5+5= 10 |+1 = 11
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane, +1 do sumy kolejnego kroku
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Chociaż bezustanne wzrokowe kontrolowanie jego ruchów przez Rose było denerwujące, to jednak mógł się tego spodziewać. Czego zupełnie się nie spodziewał, to tego, że poczuje jej dłoń na swojej własnej dozującej syrop z ciemiernika. Niestety nie miał nawet czasu na kontemplację tego jak ciepłe były jej palce i jak zaskakujący impuls przebiegający przez kręgosłup wywołał ten dotyk, bo jakiś frajer nie potrafi zasłaniać ust kiedy kicha. Już pal licho trochę obrzydliwą stronę takiego niezasłoniętego rozbryzgu smarków, to aspekt głośności był dużo bardziej problematyczny, bo poczuł zaciskającą się dłoń Rose w podobnym zaskoczeniu nagłym odgłosem, co jego własne. Z jednej strony to skutecznie rozproszyło myśl o przyjemności jej delikatnego dotyku, ale z drugiej... przez ułamek sekundy miał wrażenie, jakby został porażony prądem i przez to wszystkie włoski na ciele stanęły dęba.
Rzucił w jej stronę trochę niezrozumiałe spojrzenie, jakby to wszystko zrobiła umyślnie. Nie patrzyła na niego, co w sumie przyjął z jakimś rodzajem ulgi. Za to kiedy się odsunęła, poczuł dziwnie nieprzyjemny chłód nie tylko na dłoni. Skarcił się w myślach za te niezrozumiałe dla siebie samego reakcje i żeby odzyskać fason we własnej głowie i pozbyć się frustracji, rzucił tym komentarzem w jej stronę. Ale na odpowiedź już nie zareagował, nakazując sobie samemu skupić się na literkach w podręczniku. Przez chwilę nie składały się w ogóle w nic sensownego, wiec na moment przymknął oczy, przetarł je delikatnie palcami jednej dłoni, ucisnął kąciki i wziął dwa wolniejsze, głębsze wdechy.
To zdecydowanie pomogło skierować skupienie na eliksir, bo im szybciej się z tym uporają, tym szybciej będą mogli pójść w swoją stronę i Dexter będzie mógł zapomnieć o tej całkowicie niepożądanej reakcji na irytujący dotyk irytującej Gryfonki. Ugh.
Otworzył oczy akurat w momencie, kiedy Rose zakończył swój krok. Dobrze, zostało niewiele, prawda? Jeszcze trochę i będzie po sprawie.
Skontrolował kolejny krok - musiał przeczytać go trzy razy, żeby upewnić się, że mu się nic nie pomieszało, kto to wymyślał, żeby dwa razy pod rząd dodawać ten sam składnik - po czym sięgnął po kolce jeżozwierza i ostrożnie zaczął odmierzać ilość lądująca w stopniowo zmieniającej kolor cieczy. Kiedy ostatecznie pomarańcz przeszedł w turkus, zwiększył znowu ogień pod kociołkiem. Płyn wirował samoistnie, ciemniejąc powoli, w miarę podnoszenia się temperatury. W końcu całkowicie przeszedł w barwę dorodnej śliwki, więc Dex zmniejszył płomyk, żeby nie przegrzać eliksiru.
Nie patrząc nawet w stronę Rose, opadł z westchnieniem na oparcie fotela, wyrzucając z siebie jedynie:
- Your turn. - Po czym zniknął za otwartym podręcznikiem. Tylko mu się zdawało, że atmosfera trochę... zgęstniała?
Punkty Eliksirów: 3
Kostka: 4
Wynik równania oraz bonus: 3+4+1(Rose)+1(bonus Rose)=9
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Ona nie odczułą sytuacji aż tak, jak Dexter. Było jej niezręcznie i w zasadzie spodziewała się, że jakby spojrzała na Dextera, osyczałby ją i opierdzielił równo za wpieprzanie się w jego robienie eliksiru za bardzo. Dlatego teraz dzielnie pozwalała mu robić co chce i nawet nie zerkała tak na jego dodawanie składników. Miał w dotyku przyjemną dłoń, ale o tym również nie myślała, skupiając się na czytaniu instrukcji jakby zależało od tego jej życie.
Zmarszczyła brwi w pewnym momencie, dostrzegając, że dwa razy z zrzędu następuje dodanie tego samego składnika i popatrzyła na poczytania Dextera z niemym znakiem zapytania na twarzy, jednak nie skomentowała, widząc wyraźnie w podręczniku, że tak ma być. Mimo że to nie ma sensu... To przy tym był o tyle dziwny eliksir, że w sumie polegał głównie na kolorach wywaru. Poor colorblinds.
Gdy nadeszła jej kolej, była w zasadzie gotowa i od razu sięgnęła po róg jednorożca. Z pełną ostrożnością, naturalnie, dodała składnik i nieznacznie tylko nachylając się nad kociołkiem, wpatrywała się w powoli zmieniające się barwy, mieszając cierpliwie. Różowy, po chwili czerwony, aż na końcu fioletowy kolor, a ona nigdy w życiu nie była tak zaangażowana w sam temat barw. Ale to był moment na dodanie kolejnego składnika, więc z lekkim uśmiechem szczerego zadowolenia, że wszystko tak płynnie idzie w dobrym kierunku, spojrzała krótko, pogodnie jak nigdy jakkolwiek w jego kierunku, skinąwszy głową.
- Prawie ostatnia prosta. - Opierając się znowu w krześle i spisując notatki.
Punkty Eliksirów: 5
Kostka: 2
Wynik równania oraz bonus: 2+5=7 |+1 = 8
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Od samego początku przymus spędzenia godziny w towarzystwie Blackwood nie napawał go entuzjazmem, ale teraz tym bardziej z ulga przyjął fakt, że eliksir jest już niemal gotowy, brakowało tylko kilku ostatnich kroków. I tak intensywnie wczytywał się w nie przez ten czas, kiedy Rose zajmowała się swoją częścią zadania, że zdążył je wyryć na pamięć.
Zanim jeszcze Gryfonka skończyła mieszanie i podgrzewanie mikstury, Dexter już trzymał w dłoni kolejny składnik - sproszkowany kamień księżycowy. Nadal nie patrząc na swoją partnerkę, skinął jedynie głową na znak, że usłyszał jej słowa, po czym pochylił się w stronę kociołka i ostrożnie zaczął wsypywać mieniący się proszek do wirującej cieczy. Wydawało mu się, że mijają całe wieki, zanim eliksir zmienił kolor na szary, lekko skrzący się drobinkami proszku. I kolejna wieczność minęła, zanim podgrzany płyn w końcu raczył zabarwić się na pomarańczowo. Aż tak bardzo chciał stąd wyjść, że sekundy zdawały się ciągnąć w nieskończoność.
Może gdyby nie cała sytuacja sprzed kilku minut, to nawet sam zastanowiłby się nad tym jak z rozpoznaniem barw poradziliby sobie daltoniści, ale obecnie jedyne co miał w głowie to zamknięcie w końcu buteleczek z gotowym eliksirem i powrót do dormitorium. Niczego nie pragnął tak bardzo, jak właśnie tego! I zapytany przysiągłby, że to dlatego, że Rose go irytuje nawet kiedy jest cicho.
- Okej, ostatni składnik i mamy to z głowy. - Zostawiając jej wolne pole do manewru, zajął się sprzątaniem miejsca pracy i przygotowywaniem dwóch fiolek, do których miał trafić finalnie zakończony eliksir.
Punkty Eliksirów: 3
Kostka: 4
Wynik równania oraz bonus: 3+4+1(Rose)=8
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Nie zdawała sobie sprawy z tego, co chodziło po głowie Dextera. Właściwie, jego ciszę przyjęła z pewnego rodzaju ulgą, wolała kiedy tej pyskatej gęby nie otwierał. Zakładała, że się obraził na nią o zbytnie wpieprzanie się w jego części eliksiru, ale nawet było jej to na rękę, zatem nie próbowała zupełnie poruszać tego tematu. Przynajmniej jej nie wkurwi głupim komentarzem.
Sięgnęła bez wahania po kolce jeżozwierza - znowu... - i zaczęła dodawać ostrożnie składnik, nie dając się t eż pospieszyć presji tego, że to ostatni krok. I dopiero jak w końcu eliksir zmienił barwę na turkusową, a srebrna para zaczęła unosić się nad kociołkiem, uśmiechnęła się lekko do siebie w szczerym zadowoleniu. Wszystko poszło idealnie, tak miała wrażenie, i była dumna z siebie i tego, że z Dexterem nie rozszarpali się przez tą godzinę.
- Cudownie. - skomentowała, skrobiąc pospiesznie ostatnie dwa zdania notatek, po czym zaczęła również chować wszystkie rzeczy, jakie przyniosła. Musiała jeszcze skoczyć do profesor Edwards żeby oddać pozostałe składniki, nie tylko z czystej uczciwości, ale zwyczajnie tak przykazała jej profesor. Dlatego wszystkie składniki zabrała ona, chowając je do torby i zerkając czy Dexter ogarnia cokolwiek czy siedzi i czeka na zbawienie.
Na szczęście nie był sierotą, za jaką zwykle go uważała, i rozlał eliksir do fiolek zanim zdążyła o to poprosić. Przyjęła od niego fiolkę z wdzięcznością, muskając przy tym palcami jego dłoń - można by pomyśleć, że robiła to specjalnie, ale szczerze nie, a jej zupełny brak uwagi na samym Ślizgonie mógł również to potwierdzić - i schowała również do torby, sprawdzając przed tym czy na pewno buteleczka jest dobrze zakorkowana.
- No, to mamy z głowy. Niesamowite, jednak czasem potrafisz na chwilę nie być bucem. - Rzuciła mimo wszystko dość pogodnie, wstając i upewniając się, że zabrała wszystko, co należało do niej. - Dzięki, narazie.
Podziękowała! Może za nie bycie bucem, może za współpracę, ale i tak miło. Po tym odwróciła się, odchodząc w swoją stronę.
Punkty Eliksirów: 5
Kostka: 3
Wynik równania oraz bonus: 3+5=8 |+1 = 9
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
zt.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Przez moment - widząc jak bardzo Rose nie spieszy się z tym ostatnim składnikiem (wręcz zaczął przypuszczać, że robi to celowo?!) - miał ochotę pogonić ją jakimś przesłodzonym komentarzem, ale ugryzł się w język na czas. Ostatnie czego mu było teraz trzeba, to kłótnia z awanturnicą na zakończenie całkiem udanej współpracy. No kto by pomyślał...
Zakorkował obydwie buteleczki szczelnie i zanim schował swoją porcję eliksiru do przygotowanego pudełeczka, podał Rose jej przydział. Omal nie zaklął siarczyście pod nosem, jak poczuł podobny zupełnie niechciany impuls przebiegający wzdłuż całego ramienia wywołany tym przypadkowym (miał nadzieję!) dotykiem. Mimo że przecież to normalne, że jak coś się komuś podaje, to istnieje możliwość niewielkiego kontaktu! Whatever...
I na dodatek Blackwood musiała jeszcze rzucić komentarzem, który tym bardziej przypomniał Dexterowi dlaczego tak bardzo jej nie lubi.
- Niesamowite, potrafisz zrobić coś bez wszczynania awantury. - Odgryzł jej się, bo nie mógł tego ot tak zostawić. Ale podziękowanie przez gardło mu nie przeszło. Nawet jakoś specjalnie się nie starał, żeby przeszło! Dlatego też milczał, nie rzucając nawet w eter pożegnania, bo Blackwood i tak odeszła w swoją stronę.
Odetchnął głęboko, żeby wyzbyć się irytacji całym tym spotkaniem, wyczyścił kociołek Chłoszczyściem, zgarnął swoje rzeczy i czym prędzej udał się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Chłoszczyść - 7
/zt
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
25 września, 17:01
Nie za bardzo rozumiała, po co w zasadzie chodzić na taki przedmiot jak mugoloznawstwo. Wszyscy znajdowali się w świecie magicznym, w dodatku rodzice zawsze powtarzali jej, że taka wiedza nie jest potrzebna (powtarzali też, że ze szlamami nie powinno się zadawać, bo przynoszą hańbę prawdziwym czarodziejom) i tego faktycznie się trzymała. Może pomijając fakt, że z kilkoma mieszańcami czy mugolakami zdołała nawiązać kontakt i nić sympatii. I pomijając fakt, że ideologia Dextera przemawiała do niej nieco bardziej, była bardziej logiczna.
Tak czy inaczej, jak już Saoirse wróciła z tego całego mugoloznawstwa, dopadła ją i zapytała, czy nie chce odrobić wraz z nią pracy domowej na astronomię.
Poza oczywistym parciem na naukę w tym roku, prawda była taka, że tempo na astronomii cholernie się podwyższyło, nakręciło i ciężko było wyrobić z całym materiałem. Może to był pęd przed SUMami, nie wiedziała, ale co wiedziała na pewno to, że chce mieć święty spokój i nie myśleć już o tym przedmiocie aż do czwartku. A był piątek.
Po obiedzie, zabrawszy materiały, w tym głównie książki, pergamin i jakieś pióro do pisania, rozsiadła się w świetlicy, bo była znacznie bardziej przyjemna wizualnie i wygodniejsza od biblioteki. Nie sądziła, że w piątek wieczorem ta będzie przepełniona, ale i tak wolała posiedzieć tutaj.
Czekając na Saoirse, zaczęła wertować podręcznik. Teraz uczyli się o Jowiszu i jego księżycach, a obszerne wypracowanie miało dotyczyć dokładnie Europy. Do reszty dojdą niebawem… Pewnie prac domowych starczy im na cały semestr, albo i rok.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Odsuwając krzesło od stolika, kopnęłaś przypadkiem coś, co zwróciło Twoją uwagę. To fiolka z jakimś eliksirem. Przynajmniej podejrzewasz, że to eliksir, bo po co ktoś miałby przelewać cokolwiek innego do fiolki? Pewnie mógłby się kiedyś do czegoś przydać, jednak żeby dowiedzieć się, jakie ma działanie, musiałabyś bliżej przyjrzeć się obiektowi.
Eliksir ląduje w Twoim kuferku. Możesz wykorzystać go w dowolny sposób.
Możesz też spróbować zidentyfikować zawartość fiolki. Zrobisz to z powodzeniem, jeśli suma Twoich punktów z Eliksirów + wyniku z kostki d20 wyniesie co najmniej 21.
Pamiętaj, że w wypadku porażki, możesz poprosić fabularnie inną postać o pomoc (wtedy to ona musi rzucić kostką i skorzystać z tego samego wzoru), lub samej spróbować ponownie, gdy tylko zyskasz w dowolny sposób kolejny punkt Eliksirów.
Powodzenia!
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Saoirse miała oczywiście zupełnie odmienne zdanie na temat mugoloznawstwa. Właściwie sądziła, że życie mugoli potrafiło być pod wieloma względami fascynujące. Jednak Aspasia pewnie miała wystarczająco dużo taktu, by nie krytykować wyborów innych, albo miała pełną świadomość, że jeśli tylko poddałaby wątpliwości słuszność wyborów Saoirse w dobieraniu przedmiotów dodatkowych, otrzymałaby potężny monolog zwrotny o tym, dlaczego mugoloznawstwo tak naprawdę było fascynujące. I nie chodziło nawet o to, że Puchonka chciałaby przekonać ją do swoich racji za wszelką cenę. Co najwyżej chciałaby przedstawić własną perspektywę, a jakoś tak wychodziło, że jak tylko otwierała buzię, bardzo trudno było jej ją zamknąć. Może Aspasia zdążyła już nauczyć się dobierać tematy z rozwagą.
Saoirse właściwie biegła na miejsce spotkania, w związku z czym wparowała do świetlicy nieco zdyszana. Nie musiała biec. Właściwie spieszyła się bez najmniejszego powodu. Chyba po prostu chciała być na miejscu szybciej.
- Hej... Długo czekasz? - spytała mimo wszystko z uśmiechem zajmując miejsce przy niej.
Zaraz rozejrzała się po pomieszczeniu i ponownie wstała, zostawiając swoją torbę obok przed chwilą zajętego przez nią krzesła. Następnie podeszła do aneksu kuchennego i zaczęła nalewać sobie wodę.
- Też coś chcesz? - spytała nieco głośniej, patrząc w stronę Ślizgonki.
Wreszcie po otrzymaniu odpowiedzi, wróciła do stolika ze swoją szklanką, lub dwoma - zgodnie z odpowiedzią koleżanki - i wreszcie siadając odetchnęła.
- Wiesz, ja w ogóle mam jakąś ogromną dziurę, jeśli chodzi o tę astronomię z zeszłego roku. Zupełnie jakbym, nie wiem, przespała większość zajęć, co właściwie nie byłoby tak dalekie od prawdy, ale serio, starałam się skupić, ale to te godziny... No i ostatnio myślałam, że dobrze będzie po prostu położyć się spać i zdrzemnąć się między zwykłymi zajęciami, a tą cholerną północą, ale wydaje mi się, że jeszcze ciężej było mi wstać, a jak już się udało, to nie mogłam zasnąć z powrotem po astronomii. Bez sensu, no bo w tym wypadku po prostu byłam wykończona następnego dnia. Jeszcze żeby te zajęcia były w piątek, ale nie, jasne że nie, po co...
Zamilkła na chwilę, po czym spuściła wzrok na fiolkę.
- Bo to astronomię miałyśmy powtarzać, prawda? - spytała niepewnie i sporo ciszej.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Kiedy poprawiła się na krześle i odrobinę się na nim odsunęła, poczuła, jak nóżka mebla kopnęła coś bardzo twardego. Zmarszczyła lekko brwi i spojrzała w dół, aby zaraz sięgnąć ręką po… fiolkę? Kto zostawia fiolki pod biurkami w świetlicy? Chociaż bardziej zastanawiała ją jej zawartość. Wyglądało na eliksir… ale czy go znała? Teoretycznie była dobra w eliksirach, nawet jedna z lepszych w klasie, chyba, ale tej zawartości nie mogła zidentyfikować.
I nagle licho strzeliło Jowisza, jego wszystkie księżyce włącznie z Europą i pracą domową, którą miała zamiar przygotować – zamiast tego trzymała w dłoniach fiolkę i przechylała raz w jedną, raz w drugą stronę, jakby to miało jej pomóc rozszyfrować tożsamość niezidentyfikowanego eliksiru.
Była tym na tyle pochłonięta, że pierwotnie nawet nie zauważyła ani Saoirse, ani jej zdyszenia. Ani przywitania.
Zamrugała dopiero kiedy Puchonka zwróciła się bezpośrednio do niej z pytaniem i pokiwała lekko głową.
— Może być też woda – rzuciła. W zasadzie wszystko jedno, byleby nie wyschnąć z pragnienia przy… teoretycznie nauce astronomii, o której właśnie wygłaszała monolog Saoirse, jednakże uwaga Aspasii znów spoczęła na kolorowym płynie. Co to było, do cholery? Miała pustkę w głowie. Mogłaby nazwać ją czarną dziurą, byłoby astronomicznie.
Spojrzała na Saoirse dopiero, kiedy ta usiadła i zwróciła uwagę na eliksir, który w dłoniach trzymała Ślizgonka.
— Teoretycznie tak… ale znalazłam to przed chwilą pod krzesłem – przysunęła Puchonce fiolkę z nadzieją, że nie wybuchnie, albo dziewczyna jej jakoś nie uszkodzi. – Ale nie mogę odgadnąć, co w niej jest. Tyle czasu ślęczenia nad eliksirami, żeby nie wiedzieć, co to za płyn – rzuciła z frustracją i opadła na oparcie krzesła dla podkreślenia lekkiego wkurzenia.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Jedną ze szklanek z wodą postawiła tuż przed Aspasią, a swoją, już do połowy pustą, umieściła przezornie z dala od zasięgu swoich rąk. Cóż, była roztrzepana, a to prowadziło czasem nawet do destrukcyjności, ale zdarzały się momenty, kiedy przypominała sobie, że należy w jakiś sposób zapobiegać katastrofom. Nawet takim niewielkim, jak rozlanie wody i zbijanie szklanek.
Zmarszczyła lekko brwi słuchając o tajemniczej fiolce i nawet na moment wychyliła się na bok, żeby zerknąć pod stół, jakby spodziewała się tam więcej niespodzianek. Nic. Chociaż może to i lepiej. Nie wiadomo, czym był eliksir.
- Niby musiało komuś wypaść, ale to też dziwne miejsce... Chyba że ktoś by tu jeszcze coś warzył, ale są chyba do tego lepsze miejsca. W każdym razie ja bym się bała, że zniszczę tu... No, wszystko, właściwie.
A pomieszczenie było przecież dosyć ładne... Głupio byłoby wylać coś żrącego na jakiś fotel, czy stolik, czy podnóżek. W dodatku zwykłe reparo chyba nic by tu nie dało.
Na moment wzięła fiolkę do rąk i przyjrzała się płynowi wewnątrz, przekrzywiając głowę i mrużąc oczy.
- Nie wiem, chyba takiego nigdy nie robiliśmy, nie? Albo sobie nie przypominam, żeby było coś podobnego...
Zaraz odłożyła fiolkę na środek stolika, by nie groziło jej niechybne stoczenie się z powrotem na ziemię.
- Znaczy, możemy też popatrzeć, czy nie ma o tym w którymś podręczniku, no bo jednak kolor i gęstość i takie tam, może znalazłybyśmy coś według opisu, ale też co wtedy? Raczej nikt się nie zgłosi po jedną fiolkę, pewnie ma ich kilka.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Aspasia kompletnie zignorowała fakt stawiania wody przez Saoirse, widocznie zafascynowana tajemniczą fiolką z płynem o nieznanych właściwościach. Nie umiała go zidentyfikować i tylko ją to drażniło! Uważała się za dobrą osobę w eliksirach, a tego jednak nie wiedziała…
Zerknęła na Puchonkę po chwili, po czym omiotła spojrzeniem miejsce i skrzywiła się lekko.
— Skoro obie nie wiemy, co to za eliksir, musiał go stworzyć ktoś bardziej zaawansowany. A dla kogoś takiego świetlica byłaby kiepskim miejscem do warzenia – stwierdziła, bo i sama Aspasia wiedziała, że gdy coś gotuje, musi mieć odpowiednie miejsce i spokój, żeby nikt jej przypadkiem nie przeszkadzał. Tu było zbyt wiele ludzi i zbyt wiele czynników rozpraszających uwagę.
Była jeszcze jedna opcja…
— Albo ktoś ten eliksir kupił i mu po prostu wypadł z torby – rzuciła propozycję, bo wydawała jej się całkiem realna.
Tylko tak czy siak, właściciela fiolki raczej nie znajdzie, o ile nie przyjdzie tutaj przez następne kilkadziesiąt minut, albo kilka godzin.
Oddała fiolkę Saoirse i przyglądała się, jak ta myśli na temat eliksiru. Chyba nie spodziewała się, że odgadnie tożsamość nieznanej mikstury, ale i tak była lekko zawiedziona. No trudno. Będzie musiała jakoś przeżyć ze świadomością, że niełatwo będzie odgadnąć, do czego służy dany eliksir…
Spojrzała na Puchonkę, mrużąc lekko oczy.
— Myślę, że możemy spróbować przewertować jakieś podręczniki dla starszych klas, i pozostałe książki do warzenia eliksirów… Jak tam nic nie znajdziemy, to nie wiem – westchnęła.
Choć tak naprawdę wiedziała.
Pozostawał jeszcze Dział Ksiąg Zakazanych. Wizja odnalezienia tam odpowiedzi zdawała się Aspasii bardzo prawdopodobna. Nawet bardziej niż myśl o wertowaniu podręczników z eliksirów…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Przekrzywiła lekko głowę i wpatrując się w fiolkę wyraźnie zastanawiała się nad czymś, zamiast palnąć pierwsze, co przyszły jej do głowy, jak zwykle. Przynajmniej po tym było widać, że jest naprawdę zainteresowana i skupiona na temacie!
- Może... Co jeśli... - zaczęła powoli, unosząc palec wskazujący, jakby chciała skupić uwagę Aspasii na sobie. - Ktoś specjalnie to tu zostawił.
Cóż, to tylko jedna z wielu teorii i może nie brzmiała zbyt mądrze, ale jeśli nikt nie wróci po swoją zgubę, pozostało im gdybać.
- Znaczy, ja ciągle coś gubię i no, oczywiście też nienawidzę siebie za to, ale jakoś nigdy nie zdarzyło mi się zgubić eliksiru? A gdyby się zdarzyło, wszyscy by wiedzieli, bo pewnie biegałabym w kółko po całej szkole, po każdej sali, w której akurat byłam tego dnia i...
Zmarszczyła lekko brwi.
- Znaczy, o ile ten eliksir jest w ogóle jakoś ważny dla tej osoby. Bo może nie jest - dodała po krótkiej pauzie, wzruszając lekko ramieniem.
Za to na propozycję Ślizgonki, wyprostowała się bardziej i ochoczo pokiwała głową. Nagle jakoś wyleciało jej z głowy, po co się spotkały. Eliksiry były zdecydowanie bardziej interesujące, nie wspominając już o sprawdzeniu, do czego ten konkretny się nadawał.
- Tak! - powiedziała od razu wstając z miejsca, gotowa ruszyć do biblioteki robić ich mały research. - No i na pewno coś znajdziemy. Idziemy?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zmarszczyła lekko brwi na propozycję Puchonki. Niby było to możliwe… ale po co ktoś miałby zostawiać specjalnie fiolkę eliksiru? Chyba że oczekiwał, że podniesie ją konkretna osoba… Może to nie miała być Aspasia? Albo gorzej – co jeśli to miała być Aspasia?
Tym bardziej musiała się dowiedzieć, co znajduje się w fiolce.
Poniekąd Saoirse miała rację, gdyby ktoś zgubił eliksir, zapewne by go szukał. Chyba że nie zdążył zorientować się, że go zgubił. Ale z drugiej strony – kto wie, jak długo tutaj leżał?
Westchnęła głęboko. Podjęła decyzję – dowie się, co jest w fiolce, a ktoś, kto ją hipotetycznie zgubił, zwyczajnie miał problem, trzeba było być bardziej uważnym. Aspasia przynajmniej dowie się, co znajduje się w środku szklanej malutkiej buteleczki i czemu ma służyć ten wywar.
— Nie wiem, czy go będzie ktoś szukał czy nie, może nie, ale bierzemy go ze sobą – podjęła decyzję, wstając z ławki. Zerknęła tylko na kubek wody, który postawiła jej Saoirse, wychyliła go, bo w końcu po co mają ją marnować, po czym odstawiła do kuchennego zlewu, bo już nie miała rąk, żeby szukać różdżki i przypominać sobie jakieś zaklęcie czyszczące. O ile jakieś znała.
I zaczekawszy na Puchonkę, wyszła wraz z nią na korytarz.
z/t x2
kontynuacja w bibliotece
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
poniedziałek, 12 października 2020 roku; 18:00
Czuł to od paru dni. Towarzyszyła mu narastająca presja. Zdecydowanie nie potrafiłby tego nikomu wyjaśnić, ale czuł, że zbliża się kolejna migrena, omdlenie, krwotoki, mdłości i inne dolegliwości. Dlatego właśnie tak nienawidził, gdy ludzie nazywali to darem.
Dar braku kontroli. Dar niestabilności, niezrozumienia i wszystkich innych nie-, na jakie mógłby liczyć.
Problem w tym - nie jedyny, oczywiście - że nie znał dokładnego czasu, kiedy wszystko miało się na niego zwalić. Nie mógł opuszczać zajęć, ani zaszywać się w dormitorium poza nimi... Zresztą, co by to właściwie dało? Tam również byli ludzie, których nie chciał narażać na taki widok.
Starał się żyć normalnie, przy czym rzecz jasna słowa starać się były kluczowe. Wszystkim dookoła zdawał się być opryskliwy, złośliwy, nieprzyjemny... Ale jak oni zachowaliby się w obliczu nieustannego czekania na kolejny nieuchronny upadek.
Dlatego właśnie nie stanowiło różnicy, czy siedział akurat w sali lekcyjnej, dormitorium, Wielkiej Sali (choć ta byłaby obiektywnie jednym z najgorszych miejsc na obarczenie go kolejną wizją), czy też... Świetlicy. Właściwie świetlica była jednym z bardziej ustronnych miejsc, co miało znaczenie. Jednak nie wybrał się tutaj, by schować się przed wszystkimi - jeśli tylko miałby taką potrzebę, znalazłby o niebo lepsze miejsce. Niezależnie od wszystkiego chciał spokoju, wyciszenia i akurat miał trochę materiału do powtórzenia. Materiału na przedmiot, który realnie go interesował, a nie jakieś wróżbiarstwo, na które chodził tylko dlatego, że liczył dowiedzieć się czegoś użytecznego. Dowiedział się niewielu takich rzeczy - w końcu wróżbiarstwo w bardzo małym stopniu polegało na mówieniu o jasnowidzach - jednak doceniał te strzępki informacji i cieszył się, że sam nie będzie musiał wyszukiwać podobnych informacji. Nie wspominając już o tym, że nie przygotowywał się na ten przedmiot w ogóle. Z jakiegoś powodu zazwyczaj zaliczenia z tego przedmiotu przychodziły mu z łatwością. No, może poza sytuacjami, gdy musiał wykazać się znajomością teorii, nie dotyczącej jasnowidzenia.
On jednak uczył się czegoś o niebo ciekawszego, z czym z pewnością większość by się nie zgodziła... Ale historia magii miała mnóstwo ciekawych elementów! Oczywiście, były też mniej pasjonujące tematy, a omawianie w kółko historii goblinów bywało nużące, wbrew oczywistej wadze pewnych wydarzeń historycznych... Ale dziś, w rozdziale, który akurat przerabiał, nie było goblinów.
Siedziałby tak spokojnie aż do kolacji, gdyby nie to, że nagle poczuł jak słabnie.
Za każdym razem starał się powstrzymać wizję, nie mając rzecz jasna pojęcia, że być może właśnie dlatego znosił je jeszcze gorzej.
Początkowo zmarszczył brwi i zaciął się na czytaniu z podręcznika tego samego zdania... I jeszcze raz. I znowu. Może przy kolejnej próbie zrozumie jego sens. Może już za moment będzie mógł przejść dalej.
Usłyszał w swojej głowie bolesne dzwonienie, przez które musiał zacisnąć zęby oraz pięść na stoliku.
Na moment nawet osunął się z krzesła, tracąc przytomność, jednak równie nagle "wrócił".
O nie, nie chciał dać za wygraną. Wstał nieco zbyty gwałtownie, przez co dodatkowo zaczęło kręcić mu się w głowie, jednak potrzebował powietrza. Czuł, że było stanowczo zbyt duszno i czuł, że zaraz znów mógł stracić przytomność. Za każdym razem była to walka o nic - walka, w której zawsze przegrywał, jednak był na tyle uparty, by latami próbować.
Chwiejnym krokiem dotarł do okna i choć zdawało się to dużo trudniejsze niż zwykle, otworzył je, aby zaraz chwiejnie i z pewnością w niebezpieczny sposób, biorąc pod uwagę jego obecny stan, wychylić się za nie.
Zamknął oczy, starając się za wszelką cenę skupić się na tym, co miał tu i teraz. Na zapachu powietrza, deszczu oraz na chłodzie napływającym z zewnątrz. Na dźwiękach kropel obijających się o dach, czy szybę tuż obok niego. Na dźwięku wiatru. Oraz wreszcie na kroplach spływających mu powoli po twarzy. Twarzy, która zdawała się stanowczo za gorąca.
Zdawało się, że da mu to chwilę wytchnienia, ale zaraz poczuł, jak nogi same uginają się pod ciężarem jego ciała.
Mogło skończyć się to na dwa sposoby. Mógł polecieć do przodu i spadać teraz z drugiego piętra, albo do tyłu - tak, jak się stało - i obić się tym samym tylko trochę.
Upadek zamortyzowało drewniane krzesło, na które runął, przewalając je ze sobą i z pewnością robiąc przy tym niemało hałasu.
A potem... Potem już nie wiedział, co się działo.
Najpierw widział ciemność.
Wkrótce ciemność przerwały pojedyncze błyśnięcia światła.
Jedno. Drugie. Trzecie.
Nie liczył ich, jednak za jedenastym razem zaczął dostrzegać, że na każdym kolejnym błyśnięciu pojawiały się kształty.
Były one coraz wyraźniejsze, a obrazy zostawały z nim na coraz dłużej. Pierwszy błysk musiał trwać ułamek sekundy, natomiast obecnie widział już dobre trzy sekundy obrazu.
Widział martwe ciała - w gruncie rzeczy nic nowego, miewał już takie wizje, jednak absolutnie nie zdążył do nich przywyknąć. Te przerażały najbardziej.
Nie rozumiał jednak, co się działo. Ciała dryfowały w powietrzu. Najbliżej siebie widział znajomego z roku, Puchona. Dwaj pozostali byli dalej, rozmazani.
Wreszcie obraz został z nim na dłużej, choć wszystko zdawało się zastygnąć w czasie.
Nagle zaczął spadać, by łupnąć o podłogę sali od Historii Magii... Co za ironia.
Poczuł ostry ból pleców, który w rzeczywistości pochodził z jego realnego ciała, jednak teraz tym bardziej poczuł się, jakby tam był. Tuż nad nim, wpatrzona w ciała w powietrzu, stała dziewczyna. Z pewnością uczennica Hogwartu... Czy nie była z jego domu? Czy nie była... Tak, zdawało mu się, że ją kojarzył. Kojarzyło się dzieciaki z rodów, zwłaszcza, że jego rodzina przywiązywała do tego wagę.
Równie gwałtownie, przebudził się z wizji, leżąc tuż obok krzesła, nieświadomy jeszcze krwotoku z nosa. Rozejrzał się powoli dookoła i nie mógł powstrzymać w swojej głowie komentarza, że wyglądało to, jak bardzo nieudana próba samobójcza. Jakby podstawił sobie krzesło, żeby łatwiej było wyskoczyć mu z okna, ale ostatecznie pomylił strony i wskoczył z powrotem do pomieszczenia. Cudownie.
Z jękiem podniósł się do siadu, czując się, jak po długim śnie, z którego jeszcze nie do końca się wybudził. Różnicę stanowił jednak ból - głowy, pleców i zdaje się, że po drodze musiał rąbnąć się też w lewą nogę.
|