Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Sala muzyczna Duża, akustycznie odpowiednia do gry sala, w której znajduje się krocie wszelkiego rodzaju instrumentów. Zainteresowani jeśli tylko się zagłębią, mogą znaleźć nawet lutnię, dudy, flet poprzeczny czy wszelkie niestandardowe narzędzia do gry (nawet trójkąt!). Jeśli tylko sala jest wolna, śmiało możesz grać na czymkolwiek, na co tylko masz ochotę. Tylko pamiętaj by nie hałasować w czasie ciszy nocnej!
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
12 września, 20:50
Przyszła nieco wcześniej, oczywiście ogarnięta i wyglądająca niczym dama, a nie wywłok biblioteczny, bez obrazy dla poprzedniego wyglądu. Nie wyglądała może źle z początku, ale jak później spojrzała w lustro, zażenowała się, że przelazła tak przez szkołę, z miotłą na głowie i karnacją jak po własnym pogrzebie. Wstyd.
No może bywała dla siebie ostra, ale i tak chciała wyglądać normalnie, jak żywa osoba, która nie wygląda jakby ostatni miesiąc (albo życie) był bezwzględny i za długi. Odkąd była w szkole, było lżej, nie musiała użerać się z rodzicami, chociaż nadal cholernie martwiła się o dzieciaki, które zostały w domu. Musieli sobie poradzić, tak jak ona w ich wieku, ale i tak było to przerażające. Poza tym, dzisiejszy fikus po trochu dał jej poczucie nowego życia i odczucia jak wiele jej śmierć mogłaby spierdolić w życiach jej rodzeństwa. Dlatego wzięła się w garść i teraz miała zamiar i pełną motywację dać z siebie więcej. Jeszcze więcej. I będzie dobrze.
Ale najpierw chętnie upije się i zdrzemnie pod perkusją, zdecydowanie. Dlatego w schludnym stroju zjawiła się wcześniej, z niewielkimi przekąskami w torebce, bo tylko zjeb pije bez jedzenia, to czysty wyrok na kaca mordercę z rana, nie mówiąc o rzyganiu. Włosy przeczesała i nawilżyła odrobinę żeby się nie puszyły, a twarz... Cóż, coś tam zrobiła, w każdym razie było lepiej, choć raczej nie nosiła dużo makijażu i nie miało się to zmienić. I to nie tak, że to wszystko dla Dextera! Chyba śni, jakoś w dormitorium przypomniała sobie, że przecież go nie lubi. I tak przyszła, ale nie lubi!!! Ale sama dla siebie chciała wyglądać dobrze, zaskakująco jak na godzinę, gdzie zaraz teoretycznie powinna iść spać. Dlatego naturalnie przypięła dumnie do piersi odznakę, w razie co mając zamiar zasłaniać się nią przed nauczycielami. Nie było takiej potrzeby w tę stronę, miała nadzieję na to samo z powrotem. Ewentualnie spędzi noc faktycznie przytulona do instrumentu.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Dobrowolnie zaproponował Rose butelkę whisky. A ona nieprzymuszenie zaproponowała obalenie jej razem. Przyjął zaproszenie bez nawet ZAWAHANIA i umówili się na spędzenie tego sobotniego wieczoru razem. We dwoje. Przy alkoholu. WHAT. THE. FCUK.
Dexter nie tylko nie rozumiał co i jak się stało - łącznie z tym, że uratował Blackwood przed spadającym fikusem, nie zważając na to, że sam tez mógł oberwać - ale również tego dlaczego z taką łatwością przyszło mu zgodzić się na poświęcanie własnego czasu i spędzanie go z kimś, kogo autentycznie nie trawi! I co gorsza czuł tak irracjonalne emocje na myśl o tym spotkaniu, że z czytania książki na błoniach nie wyszło zupełnie nic.
Po sytej kolacji - nie będzie przecież pił na pusty żołądek - zniknął na trochę w dormitorium, żeby wykopać z dna kufra nie jedną, ale dwie - DWIE! - butelki alkoholu, z czego jedna była Ognistą Whisky, a druga znanym wszystkim Jackiem Danielsem. Przez moment sam siebie przeklął i schował Danielsa znowu do kufra, ale zaledwie kilka sekund później znowu go wyciągnął. No bo co, jeśli jedna butelka nie wystarczy żeby rozstrzygnąć kto ma mocniejszą głowę?
Obydwa trunki zawinął w papier dla stłumienia stukotu szkła i wrzucił do szkolnej torby razem z dwiema niskimi, szerokimi szklankami o grubym denku - jak pić whisky, to z klasą. Skoczył pod szybki prysznic, po czym ubrawszy się jak najbardziej casual, podobnie jak wcześniej, w końcu wyszedł z lochów. Do ciszy nocnej jeszcze trochę czasu było, więc mógł bez strachu poruszać się po zamku, ale będąc już na czwartym piętrze upewnił się, że nie ma świadków i dopiero wszedł do sali muzycznej. Starał się przekonać samego siebie, że to po to, żeby nikt nie skojarzył z kim spędzał ten wieczór.
Nawet jeśli czuł dziwną ekscytację tym faktem.
Już od progu zauważył, że nie był pierwszy na umówionym miejscu. Udało mu się powstrzymać irracjonalnie szeroki uśmiech pchający się na usta i ograniczyć go do uprzejmego rozciągnięcia warg na powitanie. Podszedł do stolika umieszczonego obok pianina i ostrożnie odłożył tam torbę, z której od razu wyjął szklanki i obydwie butelki.
- W razie jakby jednak nie było jasne kto znosi lepiej duże ilości alkoholu, mamy drugą rundę. - Nie czekając na jej zachętę, odkorkował Ognistą i nalał szczodrze do obydwóch szklaneczek. Chwycił obydwie, po czym jedną z nich podał Rose.
Damn, potrzebował się napić i to szybko, bo zdał sobie sprawę z tego, że nie tylko z uznaniem przygląda się jej i kontempluje jej urodę, ale również z dziwnym zniecierpliwieniem czeka, aż Gryfonka odbierze szklankę i liczy na to, że poczuje to samo porażenie prądem, jeśli zupełnie przypadkiem ich dłonie się dotkną. Dlaczego chciał żeby się dotknęły?!
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
W zasadzie to nie przyszło jej też do głowy, ani razu, że Dexter może ją wystawić. Była jakoś nastawiona, że po prostu umówione zaklepane i tyle. I gdy poruszyła się klamka, a serce zabiło na chwilę inaczej, zdała sobie sprawę, że jest nieco spięta. Uznała więc, że to dlatego, co zbyła skarceniem się w myślach i uśmiechnęła się do Dextera, wygodnie rozgoszczona na taborecie przy pianinie. Łokciami oparła się o zamkniętą półkę z klawiszami, obserwując kazdy jego ruch może ze zbyt dużą uwagą.
- Wspaniale, przygotowany na wszystko, będę miała co pić jak skończysz pod stołem. Ale nie jestem dłużna. - Odepchnęła się lekko od pianina, by wstać i podejść do swojej leżącej obok stołu torebki. Celowo nie wyjęła wcześniej zakąsek, tak żeby go zaskoczyć. Mógł jednak zobaczyć zaraz kilka pudełeczek, małych, które otwierała po kolei.
- Nie chwaląc się, mam pewną wiedzę jakie zakąski są dobre do whisky i wspólny smak jest po prostu. - Tu udała całowanie opuszków palców w czysto włoskim geście. - Więc... Orzechy, suszone winogrona i ser. Miały to być koreczki, ale po drodze nie chciało mi się pierdolić z wykałaczkami.
Wzruszyła ramieniem, po czym poszerzając uśmiech, przyjęła od Dextera szklankę. To dziwne jak była... Nie niezręczna. Nie czuła się z tym wszystkim źle, może faktycznie nieco dziwnie i niecodziennie, ale też była nauczona zachowywać się w naprawdę popierdolonych sytuacjach, szczególnie gdy do domu przychodził ktoś, kogo nie lubiła, ale nie był najlepszą osobą żeby mu podpadać. Co prawda Dexter nie podlegał pod żadne kryteria, czy to udawania, że nie czerpie z tego spotkania przyjemności, czy jakiegoś respektu, bo tego nie było akurat, ale podlegał pod umiejętności dostosowania się do sytuacji. Gdy każdy dzień zdawał się stać pod znakiem zapytania i po prostu różne powalone rzeczy się działy dookoła, z czasem człowiek po prostu odpuszczał i dawał się ponieść chwili, coby nie oszaleć przejmowaniem się.
Więc wzięła od niego szklankę, naturalnie muskajac go palcami. Tym razem jednak zrobiła to częściowo specjalnie, a w każdym razie też zwróciła na to uwagę, po dzisiejszym dniu będąc skrycie głupio ciekawą dotyku jego dłoni. But it's only for the science. Uniosła nieznacznie szklankę, jakby w toaście.
- For our sake this year. - Bo jak kogoś nie rozkurwi za bycie debilem, zdziwi się sama sobą. Tak czy inaczej, napiła się whisky, nieco więcej niż może powinna, ale pierwsze podejścia takie są, i wcale się szczególnie nie skrzywiła. - Jebana. - Rzuciła tylko głosem stłumionym, szepczącym, jakby z lekka wypaliło jej gardło. Tak było! Ale to nie zmieniało faktu chęci picia dalej, to tylko była magia Ognistej. Wzięła orzeszka, chrupiąc zaraz z zadowoleniem. Faktycznie pasowało.
- W ogóle, byłam z kwestia fikusa u Opiekuna Gryfonów, mają się tym zająć. Chociaż potem się zastanowiłam kto w ogóle cokolwiek może narzucić Irytkowi. Nawet ja bym się z chujem nie wykłóciła. - Spojrzała ostentacyjnie w górę niby w zastanowieniu, przytykając palec do ust.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Uniósł brwi w rozbawieniu, kiedy Rose z niezbitą pewnością siebie uznała, że to on skończy pod stołem. Cóż, to wyraźnie zaznaczało różnicę w stylu picia, jakie każde z nich ma. Dexter, choćby był naprawdę najebany, to kończył co najwyżej na stole, nigdy pod. Najwyraźniej u Rose finisz miał miejsce na podłodze. Cóż, okaże się które z nich faktycznie zakończy imprezę pierwsze.
- Jeszcze zobaczymy kto będzie pod tym stołem kończył. I po jakiej ilości whisky. - Wciąż mówiąc, z zaskoczeniem obserwował jak dziewczyna wyjmuje z torebki przyniesione przekąski. To w sumie miłe z jej strony, ale nagła myśl pojawiająca się w głowie Dexa, że to spotkanie coraz bardziej wygląda jak randka, wywołało nagłą falę gorąca zalewającą go od wewnątrz. Uznał, że to przez nerwy, nic innego!
- I całe szczęście. Jakbyś za bardzo przyłożyła się do przygotowania przekąsek, to jeszcze uznałbym, że ci zależy... - Z początku wydawało mu się, że wcale nie powiedział tego na głos, ale jak tylko się zorientował, że jednak to zrobił, odchrząknął nieco nerwowo i w zmieszaniu spuścił wzrok na szklankę, którą właśnie od niego odbierała. To muśnięcie palcami wywołało dokładnie to samo, co poprzedni przypadkowy (i nie) dotyk - wrażenie porażenia prądem, które przebiegło dreszczem przez całe ramię i kręgosłup. Przez to aż zakręciło mu się w głowie, ale nie tak, żeby miał stracić równowagę, raczej w sposób... pobudzający.
Jak tylko Rose zarządziła za co piją, Dexter uniósł odrobinę szklaneczkę w jej kierunku, po czym pospiesznie - żeby uspokoić te dziwaczne nerwy i rozegnać myśli - wychylił na raz pół zawartości. Nie skrzywił się, wręcz z ulgą przyjął palenie w gardle i alkoholiczne ciepło spływające wraz z whisky do żołądka. Odetchnął przez usta, z uznaniem przyglądając się swojej szklaneczce z bursztynowym płynem. Nawet pokiwał głową, jakby podzielał tę jednosłowną opinię Blackwood na temat mocy alkoholu.
- Póki co nikt jeszcze nie zginął z rąk Irytka, a nie sądzę żeby to był pierwszy raz jak ma tak durne pomysły, więc może w jakimś stopniu są w stanie trzymać go w ryzach. - Wzruszył jednym ramieniem nieznacznie. Podejrzewał, że szkolny poltergeist miał wystarczająco dużo czasu na wymyślanie coraz to nowych idiotycznych "kawałów", na przestrzeni lat na pewno i wielu niebezpiecznych. Skoro nadal nikt nie ganiał za nim żeby się go pozbyć, to chyba jednak grono pedagogiczne było w stanie nad nim jakoś zapanować.
Usiadł na krześle obok stolika, bo jakoś nie widziało mu się bezustanne stanie na środku pomieszczenie, jakby był kolejnym instrumentem, po czym spojrzał na dziewczynę już bez tych dziwnych nerwów, jakie przed wychyleniem whisky na moment dały o sobie znać.
- Tak w ogóle to jak się czujesz po tym dzisiejszym... incydencie? - Zapytał z autentycznym zainteresowaniem i może nawet pewnego rodzaju troską. Była roztrzęsiona i z pewnością zestresowana, wypadało się zainteresować!
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Kiwnęła na niego palcem na uwagę, przyjmując wyzwanie jeszcze zanim w ogóle powstało. Można nazwać to jej kawałkiem patoli, ale raz, że raczej nie odmawiała alkoholu, ever, dwa, że z reguły ciężko przychodziło jej postawić granicę między byciem pijaną, a nawaloną. Zatem pod stołem? Yes, zdarzało się, pewnie częściej niż powinno.
- Oh nie, to byłoby nie do pomyślenia. - Pokręciła głową, udając odrzucenie od tego pomysłu. - Chyba że zależy na wygraniu tego pojedynku, to musisz wiedzieć, że dam z siebie dwieście procent, jak zawsze.
Uśmiechnęła się z dumą, jako że faktycznie, jeśli walczyła i angażowała się w coś, to w pełni, a nie półgębkiem. Nie miała czasu i ochoty na ółśrodki, zwyczajnie jeśli miałaby się w coś angażować jedną nogą zamiast całą sobą, znaczyło to, że nie było zbyt ważne i mogła odpuścić całkiem, oszczędzić energię na wszystko inne, co musiała własnymi rękami na barkach nosić.
Widząc jak Dexter wychylił nieco więcej niż ona, uniosła brwi, po czym parsknęła śmiechem.
- Okej. - Skomentowała tylko z rozbawieniem, dopijając swojej części tyle, by mieli mniej więcej po równo. Już czuła ten charakterystyczny gorąc w żołądku, rozlewający się cudownie i rozluźniający mięśnie. Jej kilka godzin "me time", gdzie mogła przez chwilę nie być główną dowodzącą zarzuconych sobie przez samą siebie obowiązków.
Na jego pytanie jej uśmiech odrobinę zastygł w sztuczności, gdy odwróciła na chwilę wzrok niby w rozjerzeniu się po sali i zastanowieniu jak odpowiedzieć. A wcale nie była już w tym temacie tak... Beztroska.
- Świetnie. Przemyślałam swoje życie, wyliczyłam następstwa gdybym ewentualnie straciła życie od fikusa - a ze wszystkich rzeczy tego bym się chyba nie spodziewała... - Pokiwała głową powoli, spoglądając na niego znowu z nieco sztucznym entuzjazmem. - Yeah, było, minęło. - Wychyliła whisky do końca bez cienia wahania, po czym spojrzała na Dextera najpewniej co najmniej nie spodziewającego się takiej jej odsłony. - Jestem zdania, że z pierwszy m się nie czeka, bo rozbieg trwa za długo.
Wzruszyła ramionami, po czym rozejrzała się gdzie mogłaby usiąść. Ostatecznie podeszła znowu do pianina obok, przysiadając na taborecie i tak samo jak wcześniej, opierajac się o przykrywę łokciami. Przekrzywiła lekko głowę, patrząc na niego z lekkim, rozbawionym uśmiechem.
- A co, zmartwiony?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Całe szczęście Rose odebrała jego słowa w sposób bardzo żartobliwy i odnoszący się do czegoś niezobowiązującego, a nie tak jak zabrzmiało to w jego głowie. Ulżyło mu trochę, bo niezręczności zbyt długo raczej by nie zniósł. Dobrze, że mieli alkohol, to z pewnością pomoże wyzbyć się jakichkolwiek bezsensownych nerwów i irracjonalnych myśli, bo przyjemne rozluźnienie rozegna cały stres i będą mogli wrócić do sprzeczania się o byle pierdołę i nie znoszenia siebie nawzajem.
Tak, tak będzie. NA PEWNO TAK BĘDZIE.
- "Jak zawsze" kiedy pijesz? Bo po twoich wszystkich dzisiejszych słowach na temat alkoholu wnioskuję, że to dość częsta praktyka z twojej strony. - Nie zarzucał jej nic ani nie kpił, ot pociągnął tę rozmowę luźnym tonem, może z odrobiną zamiaru podroczenia się z nią w ramach koleżeńskiego odstresowania przy kielichu.
Właściwie rozbawiło go, że Rose "wyrównała" zawartość swojej szklanki do poziomu whisky w jego własnym szkle. Czyżby chciała za wszelką cenę pokazać, że go przepije?
Mimo że faktycznie martwił go jej stan po tym całym zajściu, to jakoś niekoniecznie chciał, żeby wiedziała jak dziwnie bardzo. A co, jeśli pomyśli, że nagle zmienił do niej nastawienie? Nie zmienił! Nadal jej nie lubił, nadal go irytowała!... co z tego, że właśnie w tej chwili spędzali czas razem bez jakiegokolwiek przymusu, na dodatek racząc się whisky, które sam nieprzymuszenie i nieodpłatnie zaproponował. To nic przecież nie znaczyło.
- Całe szczęście przeżyłaś, moje życie byłoby zbyt łatwe i nudne, jakbyś nagle zniknęła. - Chociaż bardzo chciał nadać tym słowom nieco złośliwy wydźwięk, jakby dla podkreślenia faktu, że nadal się nie znoszą, to w jego tonie zabrzmiało typowe dla przekomarzanek rozbawienie. Zupełnie tak, jakby chciał pomóc jej się rozluźnić i nie myśleć o tym, że kilka godzin temu prawie straciła życie.
Uniósł brwi w zdziwieniu nie dlatego, że wychyliła pozostałą zawartość szklanki na raz, ale raczej dla faktu, że zrobiła to właśnie z tym alkoholem. Ale z drugiej strony chyba jednak nie powinien się po niej spodziewać odpowiedniego respektu dla whisky, którą należało się delektować. To nie jakaś tam wóda, czy inne rumy.
- Tia, nie wątpię, że to o to chodzi... - Mruknął ciszej, uśmiechając się jedynie do siebie pod nosem. Zdecydowanie wolał upijać ognistej po trochę, ale skoro narzuciła takie tempo, to nie mógł przecież pozostać w tyle i dać jej powodów do myślenia, że nie dorówna jej kroku. Dlatego dopił zawartość swojego szkła, choć nie z taką prędkością, a z wyćwiczoną elegancją konesera. Przez kolejne dwie sekundy po prostu patrzył na szklankę i kontemplował palące uczucie i towarzyszący mu posmak typowy dla alkoholu dojrzewającego w dębowych beczkach. Z zamyślenia wyrwało go jej pytanie i gwałtownie podniósł na nią spojrzenie. W jego oczach z pewnością mrugnęło jakieś króciutkie przerażenie, że pyta poważnie, bo w jakiś sposób wie, że autentycznie się zmartwił.
- Nie wiem skąd takie bezsensowne przypuszczenie. - Odpowiedział jej na wydechu, jakby śmiejąc się odrobinę przez słowa. Nie chcąc zbyt długo przyglądać się jej twarzy - o dziwo czerpał z tego za dużo przyjemności - sięgnął znowu po butelkę Ognistej i pochylił się e kierunku Rose, żeby to jej szklaneczkę napełnić jako pierwszą.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Tak, faktycznie jakby zapytał, uznałaby, że jutro znowu będą skakać sobie do gardeł. Tak podejrzewała i może dlatego aż tak teraz nie rozkminiała tej sytuacji. Nie myślała o tym skąd te uśmiechy, żarty, przekomarzanki, bo uznawała je za ulotne i najpewniej mające jutro stać się historią. Albo w poniedziałek, bo jutro będzie czas na leczenie kaca.
- Jak jest okazja, nie odmówię rozrywki. - Powiedziała ze szczerym rozbawieniem, chociaż faktycznie odczuła jakby sugerował jej, że ma problem. - Jak każdy tu, nie jestem robotem.
W zasadzie może odrobinę brzmiała na urażoną, jednak szybko dość postarała się by napięcie się rozwiało, mając go dzisiaj pod dostatkiem. Nie potrzebowała więcej awantur czy ciężkich sytuacji, doprawdy.
Nawet zaśmiała się na jego komentarz, jednak w szerszym kalibrze tego, gdzie jej myśli od tego zdarzenia się snuły, jakoś nie była zbyt rozbawiona. Raczej zaniepokojona. Mówiąc żartobliwie, życie Dextera byłoby nudne i łatwe. Mówiąc poważnie, życie wszystkich jej dzieciaków byłoby absolutnie przeciwne - cholernie trudne i zdecydowanie dalekie od nudy. Już i tak mieli ciężko, ale to? To byłby gwóźdź do trumny.
- Nie wątpię. - Skomentowała ciszej, trochę zagapiając się w swoją szklankę, wtedy jeszcze do połowy pełną.
Cóż, Dexter może się delektował. Ona... Co by nie mówić, raczej po prostu piła alkohol. Whisky była dla niej za mocna żeby się nią raczyć i choć mogłaby stwierdzić czy nuta smakowa jej odpowiada czy nie, ostatecznie różnica polegała na tym jedynie, że albo się krzywi bardziej, albo mniej. Teraz mniej, bo na szczęście Dexter dobrze trafił. Znaczy, zwyczaj ognista po prostu jej dobrze wchodziła, ale...
Tak czy inaczej, zignorowała spojrzenie Dextera i jego brak komentarza wobec jej szybkiego wypicia alkoholu. Teraz zamierzała być bardziej respektująca! Albo raczej, po prostu miała pić mniej, nie tyle z uwagi na jego zdanie, ale własne przekonanie, o którym wspomniała.
Przyjrzała mu się dopiero na ostatnią odpowiedź, jakoś tak na dłużej zawieszając wzrok. Intensywniej, bo i jej myśli powiodły w stronę próby zinterpretowania jego mimiki, jak i przy tym docenienia tego, że był niezwykle przystojny. Naturalnie, mówiąc sucho i obiektywnie!!!
Nachyliła się w przód ze szklanką na chwilę, a gdy napełnił, postawiła ją na górze pianina. Nie będzie przecież się dosysać do każdej kropli jak człowiek z problemami, duh. I jak tak się obróciła, jej wzrok powiódł na zamknięte klawisze.
- W sumie szkoda, że nie ogarnęłam jakiejś muzyki, wyciszylibyśmy pokój i posłuchali czegoś fajnego. - Skomentowała, otwierając pokrywę ot z czystej ciekawości, jak każdy amator jedynie stuknąwszy w klawisz czy dwa.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Może faktycznie przywiązywał zbyt wiele wagi do wydarzeń dnia dzisiejszego. To wszystko było na pewno wynikiem stresu i jutro wrócą do normalności, będą się nienawidzić, a nie z jakiegoś powodu rozmawiać uprzejmie.
Tak bardzo chciał w to wierzyć, że zakazał sobie myśleć o tym dniu, kiedy robili razem eliksir i swoich dziwnych emocjach od tamtej pory. Raz na ruski rok mogą być dla siebie mili i prowadzić cywilizowaną konwersację, wyczerpią limit na kolejne sto lat i z głowy. Tak.
Pokręcił lekko głową, zniżając brodę na znak, że to nie to miał na myśli. Nie sugerował żadnych problemów (chociaż jakby się zastanowił, to tak to właśnie brzmiało) ani typowej dla robota bezduszności i braku potrzeby relaksu. Chociażby dzisiaj wyraźnie dała mu do zrozumienia, że jest człowiek takim, jak on. Dodatkowo bardzo zgrabnym i ładnym człowiekiem, tylko do tej pory ta jej uroda jakoś kamuflowała się za obustronną nienawiścią.
- Nie chodziło mi o to, że jesteś robotem. Ale ze względu na swoją obecną pozycję prefekta... - wskazał na przypiętą na jej piersi odznakę - ... ryzykujesz znacznie więcej niż my, zwykłe szaraki, które nie muszą być przykładem dla młodszych. Szacun. - Większość jego wypowiedzi zdecydowanie brzmiała jak ciąg dalszy droczenia się, ale ostatnie słowo było jak najbardziej szczere. Generalnie on sam powinien być jakimś tam przykładem, w końcu jest dziedzicem rodu, obraca się w elitarnych kręgach starych rodów nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i na świecie. Różnica była taka, że trzymał fason przez niemal cały czas, opuszczając gardę tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył. Albo kiedy nie patrzył nikt znaczący, komu mogłoby się to nie spodobać. Całe szczęście wyglądało na to, że Rose zupełnie nie przeszkadzało widzieć po prostu Dextera, a nie pierworodnego potomka głowy znanej i szanowanej rodziny. Przecież on też jest tylko człowiekiem.
Napełniwszy znowu obydwie szklanki, odstawił zakorkowaną butelkę na stolik, po czym oparł się możliwie wygodnie na wątpliwie wygodnym krześle. Na komentarz odnośnie muzyki i wyciszenia pokoju, poczuł dziwny, zaskakująco przyjemny piruet żołądka, bo coś w jego głowie krzyknęło, że to spotkanie coraz bardziej wygląda jak jakaś cholerna randka! I to całkiem przypadkiem! Tym gorzej, że Dexter grał na pianinie od bardzo młodych lat, więc miał świadomość, że jest w tym całkiem niezły i mógłby zapewnić im dwojgu trochę tego typu rozrywki, ale... no właśnie, ale. Chyba za mało jeszcze wypił, żeby ochoczo rzucać się do klawiszy.
- Pełno tu różnych instrumentów, zawsze możemy spróbować jakieś zaczarować z nadzieją, że nie zrobią kakofonii. - Lekkim ruchem ręki wskazał na pomieszczenie i znajdujące się w nim chyba wszystkie możliwe akcesorium do tworzenia muzyki. - A nawet jeśli nie, to wyciszenie pokoju i tak jest dobrym pomysłem. - Spojrzenie przez chwilę zatrzymane na leżących w kącie dudach przeniósł na siedzącą w sumie zalewie metr od niego Rose. W sumie wyglądała całkiem elegancko siedząc przy klawiaturze pianina, nawet jeśli brakowało jej odpowiedniej postawy.
Za ułamek sekundy zdał sobie sprawę z tego, że się na nią autentycznie gapi, więc ostatnie słowa mogły zostać odebrane bardzo sugestywnie i zarazem opacznie. Pospieszył ze sprostowaniem, żeby nie oskarżyła go o jakieś ukryte motywy tego spotkania.
- No wiesz, pijemy alkohol na terenie szkoły. I pewnie nadal będziemy to robić po ciszy nocnej... pić alkohol, I mean. Ale kto wie jakie pomysły możemy mieć po jego nadmiarze. - Cóż, nadal nie brzmiało to dobrze, przynajmniej w jego głowie, gdzie przybierała formę dziwnie sugestywną. - Na przykład zachce nam się grać na dudach. - Wskazał na owy instrument, mając nadzieję, że jednak Rose nie odbierze żadnych jego słów w taki sposób, w jaki nie chciał, żeby odebrała - jakby miały jakiś podtekst seksualny. Bo nie miały.
A może po prostu sam powinien pokój wyciszyć, a nie pierdolić głupoty?
Napił się odrobinę whisky, chyba tylko po to, żeby nie palnąć jeszcze czegoś nieodpowiedniego.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Tak czy inaczej kluczem było jedno: nie myśleć za dużo. Dzisiaj szczególnie. Rosemary póki co wywiązywała się wzorowo. W miarę.
Spuściła wzrok na odznakę, po czym po sekundzie zawiechy parsknęła śmiechem. Oh, faktycznie, zapomniała już, że ją wzięła.
- Tak, racja. Dzięki. - rzuciła lżej, już z bardziej otwartym rozbawieniem. - Znaczy wiesz, nadaję się na prefekta, bo umiem ogarniać bandę buntowniczych dzieciaków latających w chaosie. Odkąd pamiętam, zajmuję się moim rodzeństwem, nawet jak sama byłam dzieckiem. Umiem ogarnąć to zoo. - Pokazała w bliżej nieokreslonym kierunku w okolice "reszty zamku". - Ale czy lubię... Chyba po prostu bym miała jedną rzecz mniej do ogarniania, co może ostatecznie nie byłoby złe.
Wzruszyła ramionami przy tym. Nie kryła się z sytuacją w domu, choć w szczegóły raczej się nie zagłębiała. Ale widać było od razu, że Blackwoodowie byli... Specjalni. Często problematyczni. Nie dziwota, skoro takie mieli podłoże domowego ogniska, o ile w ogóle to zbliżona kategoria. Nie rozumiała czemu ludzie nie rozmawiali o takich rzeczach, tworząc w ten sposób dziwny przymus udawania, że świat jest idealny i nieskazitelny, w związku z czym trudniej było wszystkim stawiać czoła temu, że wcale tak nie było. A w momencie kiedy jej przyjaciele wiedzieli, było jej mimo wszystko jakoś tak... Lepiej. Że była akceptowana i nie tak całkiem sama.
- Oh, w sumie dobry pomysł. - ucieszyła się, dopiero na to wpadając. Ale najpierw faktycznie należało wyciszyć pomieszczenie. I już miała nawet sama się tym zająć, gdyby nie komentarz Dextera. Chwilę jej zajęło dodanie jednego do jednego, po czym spojrzała na niego. Widząc z kolei jego spojrzenie... Mówił dalej, a im bardziej się plątał, tym bardziej rosło w niej rozbawienie, aż przy dudach wybuchnęła szczerym, głośnym śmiechem. Nie prześmiewczym, to była pozytywna, serdeczna emocja, gdzie naprawdę zwyczajnie rozbawił ją aż tak, by śmiała się w głos.
- Gdyby nie to, że uratowałeś mi dzisiaj skórę, zaczęłabym się zastanawiać czy nie chcesz mnie zajebać. - Powiedziała ze śmiechem. Wstała po tym, wyjmując różdżkę z torebki i podchodząc do drzwi wbrew wypitemu dotąd alkoholowi z właściwą sobie godnością kobiecą.
- Muffliato - rzuciła na drzwi. W sumie zwykle widać było cokolwiek, albo słychać, a teraz choć czuła magię, jaka się zadziała, jakoś tak... Nic. Zmarszczyła brwi, opuszczając rękę z różdżką, po czym obejrzała się pytająco na Dextera.
- Nie to żebym nie była pewna, ale... Did it work?
Kostka: 4
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
W tym całym zupełnie niespodziewanym i dobrowolnym spotkaniu nie podejrzewał miejsca na jakiekolwiek osobiste zwierzenia, a tu Rose poniekąd przedstawiła swoją sytuację rodzinną. Nie powiedziała wiele, ale jednak te kilka informacji wystarczyło, żeby Dexter mógł podejrzewać kilka prawdopodobnych scenariuszy. I najwyraźniej każde z ich miało pewne domowe problemy, zupełnie inne, choć w pewnym sensie podobne.
- W takim razie czasem grono pedagogiczne wybiera odpowiednią osobę na odpowiednią pozycję. - Pokiwał krótko z uznaniem dla jej umiejętności, nie chcą naciskać i zagłębiać się w sytuację w domu, bo nie była to jego sprawa. Powiedziała ile chciała, ale przecież nawet się nie kolegowali, wiec dopytywanie było po prostu nie na miejscu.
Odetchnął z ulgą, kiedy Rose się roześmiała. Całe szczęście jego zamotanie się w słowach odebrała w inny skrajny sposób, który choć bardziej makabryczny, to zdecydowanie był dużo bezpieczniejszy. I nawet dużo bardziej prawdopodobny, bo przecież po tylu latach skakania sobie do gardeł to właśnie morderstwo byłoby naturalnym następstwem, prawda? PRAWDA?!
- W dalszym ciągu mogę zmienić zdanie, może nie kuśmy więc losu. Z zaskoczeniem przyznaję, że I am enjoying your company at the moment. - Posłał jej rozbawiony, choć nieco tajemniczy uśmiech, jakby jednak w głowie planował to morderstwo. Albo coś zgoła innego. Nawet uniósł lekko szklaneczkę w jej kierunku, jakby sugerował, że właśnie za to się teraz napije, po czym upił niewielki łyk, z ukontentowaniem zauważając, że znajome pieczenie nie jest już tak mocne, jak przy pierwszej rundzie.
Nie wtrącał się, kiedy Rose rzucała zaklęcie wyciszające, ale obserwował ją może nazbyt uważnie. Nie oceniająco, raczej... z zaciekawieniem. Mógł się wyrywać i też wyciszać pokój, ale dał jej przestrzeń na zrobienie tego samodzielnie. I o dziwo wyraziła niepewność co do skuteczności zaklęcia, czego zupełnie się nie spodziewał. Nawet uniósł nieco brwi w zdziwieniu.
- Hm, najłatwiej chyba sprawdzić jak jedno z nas wyjdzie z pomieszczenia, a drugie zrobi w środku hałas. Wtedy okaże się czy drzwi tłumią odgłosy z wewnątrz. - Odstawił szklankę na stolik i wstał, gotów podjęcia się którejkolwiek z tych ról. - Mogę zagrać na dudach, są całkiem hałaśliwe... - Skoro już wcześniej do nich nawiązał i stały się obiektem jej rozbawienia, to pół-żartem zaproponował swoją kandydaturę jako tej hałaśliwej strony drzwi. Co prawda na dudach grać nie umiał, nawet nie zamierzał, ale na pianinie już mógł. Tym bardziej, jak Rose miała być za drzwiami i potencjalnie nie słyszeć. Jakoś nie przepadał grywać dla rozrywki słuchaczy, ale jeśli miało się to przysłużyć dobrej sprawie, to widział to jako jedyną rozsądną formę.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Skłoniła przed nim nieznacznie głowę z wyraźną dumą wypisaną na twarzy.
- To jedno im przyznam. - Powiedziała z zadowoleniem. Na następne słowa za to uniosła brwi, zwracając na niego zdziwione oblicze. - Oh! What a threat!
Mówiąc to już w połowie na jej usta wpłynął uśmiech niemalże zachwytu. Widać nie bała się Dextera nawet gdyby szczerze jej się odgrażał. Na szczęście nawet odrobinę nie wzięła tego na poważnie, jedynie przyjmując ten niebezpieczny żarcik za część komedii, jaką była ich relacja w chili obecnej.
- Oh stop, I almost feel as if you're starting to like me. - zbyła go machnięciem ręki żartobliwie.
Faktycznie nie przyznawała się jednak zwykle do tego, że coś jej nie wyszło. Raczej w zaparte szła, że jest wystarczająco, bo tak nią duma kierowała. A jednak teraz w końcu dało się dostrzec, że była taka głównie dla Dextera, kiedy żarła się z nim o wszystko jak pies z kotem. Dla tych, których lubiła, naturalnie zdawała się bardziej ludzka i mniej kłótliwa o wszystko, o co się tylko dało.
Parsknęła śmiechem szczerze.
- Dobra, tylko nie powstrzymuj się, może okaże się przy okazji, że masz ukryty talent. - Wytknęła go palcem, po czym chowając różdżkę do tylnej kieszeni, wyszła na chwilę za drzwi. Czekała chwilę, z początku jedynie rozglądając się po korytarzu za żywą duszą, jakiej o tej porze tu nie było. Po chwili dopiero podeszła do drzwi, nasłuchując i nieco nawet nachylając się do drzwi. Ledwo, ale było słychać. Nie roznosiło się echem, ale jakby wiedzieć, że ktoś tu jest, to dałoby się coś tu podsłuchać. Bardziej jednak ją zdziwiło co akurat słyszała. Pianino?
Melodia była całkiem ładna tak z nikłego podsłuchania. Doszła do wniosku, że pewnie zaczarował klawisze i żeby nie przerywać i przy tym nie stać na korytarzu jak debil, weszła jak najciszej do środka, płynnie zamykając za sobą drzwi. Nie spodziewała się jednak zobaczyć jak Dexter SAM gra melodię, jaką słyszała, teraz już tak dobrze i wyraźnie. Była piękna i w dziwny sposób nostalgiczna, emocjonalna. W tym wszystkim jednak gdy jej wzrok przeszedł z klawiszy na skupioną twarz Dextera, jedyne, co mógł na niej potencjalnie zobaczyć, to podziw i jeszcze trochę szoku. Może nie powinna być zdziwiona, przecież to wielki buc czystych krwi, nauczony żeby imponować innym. Ale cholera, he knew how to do it.
Podeszła po chwili, odchrządkując i przywołując się do porządku, między innymi przez myśl jak seksowne to cholera było. Ale jaka laska nie leciała na umiejętności muzyczne? Ona leciała. Usiadła obok niego na dostatecznie długim taborecie, choć musiał się pewnie odrobinę przesunąć, a i tak ich ramiona się stykały.
- Teraz to mnie zagiąłeś. - Przyznała wprost. - Co to za melodia?
Spojrzała na niego, prosto w oczy, zwracając uwagę też na to, jak przyjemne ciepło zdawało się od niego dochodzić i ogrzewać jej ramię. Nie miała przecież na sobie bluzy, choć ta wisiała w gotowości przy torbie. Co miała, to długie spodnie z wysokim stanem i szarawą, krótką bluzkę z krótkim rękawem, dzięki czemu choć normalnie sięgałaby pępka, dzięki spodniom w sam raz zakrywała co miała.
Sięgnęła po szklankę ze swoim alkoholem, tym razem faktycznie pijąc mniej, wolniej, bardziej żeby pić, ale wychlać zawartość. Coby nie wyszło, że jest jakaś nienormalna...
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Zaśmiał się przez nos na to stwierdzenie, że nagle może się ujawnić jego ukryty talent do gry na dudach. Szczerze w to wątpił, dlatego nawet nie zamierzał się do nich zbliżać. Jak tylko Rose wyszła z pomieszczenia i zamknęła drzwi, usiadł na długim taborecie przy pianinie i zanim zaczął grać, przesunął samymi opuszkami palców po klawiszach, żeby już podświadomie zakonotować ich szerokość i ułożenie. Odetchnął powoli, głęboko i rozluźnił ramiona, prostując plecy w poprawnej pozycji do gry.
Nie musiał się nawet zastanawiać co zagra, bo dłonie same zaczęły wystukiwać kolejne nuty, wyćwiczone w bieganiu po biało-czarnej klawiaturze. Melodia jaka podświadomie wybrał była zarazem melancholijna i w pewnym stopniu słodka. Utwory muzyki klasycznej były tak oklepane i grywaj je tyle razy na lekcjach pianina, że kiedy nie musiał ich wybierać, to zawsze stawiał na kawałki związane z mugolską popkulturą.
Skupiony na graniu na moment w ogóle zapomniał w jakim celu to robi i po prostu cieszył się możliwością postukania w klawisze bez przymusu.
Nie usłyszał zamykanych drzwi ani kroków, dopiero padający na klawiaturę cień przypomniał mu, że nie był tu sam, a muzyka miała być sprawdzeniem działania rzuconego przez Rose zaklęcia. Mimo to nie przestał grać, spojrzał tylko na nią na moment i nawet uśmiechnął się łagodnie widząc to zaskoczenie malujące się na jej obliczu. Ha, nie ona jedna ma tajemnice.
Kiedy w końcu ostatnia nuta wybrzmiała całkowicie w ciszy pokoju, zdjął dłonie z klawiatury i tym razem spojrzał na Rose już z pełną uwagą zwróconą w jej kierunku. Nie protestował, kiedy dosiadała się tuż obok, zrobił jej nawet trochę miejsca.
- Jestem pełen niespodzianek, Blackwood. - Rozluźniony już przez alkohol i przez tę chwilę z muzyką nawet całkiem zapomniał o tym, że przecież się nie lubią i najzwyczajniej w świecie puścił do niej oko. A może to też przez jej bliskość i bijące od niej ciepło? Aż czuł mrowienie w miejscu, gdzie ich ramiona się stykały i było to... po prostu przyjemne. - Zdaje się, że jest to utwór z jednego z popularnych filmów kina francuskiego, Amelie. Utwór nazywa się "Comptine d'un autre été". - Płynie przeszedł z języka angielskiego na francuski, jakby używał go równie na co dzień, o ojczystej angielszczyzny. Cóż, znał biegle kilka języków obcych, co mogło być kolejną niespodzianką.
Wskazał na swoją szklankę z alkoholem stojącą na stoliku, po prawej stronie Rose, wystarczyło żeby sięgnęła ręką.
- Możesz podać mi szklankę? - Nie chciał wstawać, bo właściwie z jakiegoś powodu miał ochotę nadal grać i nawet wiedział co będzie kolejne. Jak już podała mu alkohol, napił się odrobinę, odstawił szkło tam, gdzie wcześniej stało jej i znowu położył dłonie na klawiaturze.
- Masz młodsze rodzeństwo, więc to może nawet rozpoznasz. - Spojrzał na nią krótko, po czym zaczął grać kolejną melodię. W związku z tym, że siedziała obok, a potrzebował tej strony klawiatury, to trochę bardziej niż przed chwilą naruszył jej przestrzeń osobistą.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Uśmiechnęła się szerzej, a z kolei na mrugnięcie już w ogóle uśmiechnęła się szeroko z cichym "oh stop". Mimo to wyglądało na to, że nieco się zarumieniła, co było... Ciekawym zjawiskiem z jej strony. Ale faktycznie zrobiło jej się nagle dosyć gorąco.
- Nie znam, a szkoda, wygląda na to. - Powiedziała szczerze już odnośnie pochodzenia utworu. Znała akurat dużo mugolskiego świata, w jej stronach nie było magicznej dzielnicy. Mieszkali na jakiejś obskórnej dzielnicy czysto mugolskiej, gdzie wszyscy ich znajomi byli niemagami. A jednak to akurat ją ominęło, niestety.
Spojrzała za jego wskazaniem na szklankę, po czym wychylając się tylko nieznacznie, na chwilę, podała mu ją, swojej nadal nie odstawiając. Ot sobie ją trzymała, co jakiś czas popijając po troszku. Zainteresowała się też zdecydowanie jego kolejną zapowiedzią, wyraźnie poświęcając Dexterowi dwieście procent swojej uwagi.
Aa potem zaczął grać i choć nie wydawała się zbytnio wrażliwa, naprawdę wczuła się w tą melodię. Może dlatego, że na żywo jakoś inaczej się wszystko odbierało. A może przez wspomnienie o jej rodzeństwie i dość emocjonalnej melodii, szczególnie po dzisiejszym mało przyjemnym dniu, naprawdę trafił w jej serce. Patrzyła w zawieszeniu na jego palce poruszające isę płynnie po klawiszach, jednak emocjonalnie oddalała się od tej sali gdy myślała o tym ile razy faktycznie musiała śpiewać dzieciakom kołysanki gdy były malutkie. A wraz z tym, jak dbała o nie, jak musiała być silna zawsze, za wszystkich na raz, i nigdy nie miała przestrzeni żeby choć raz to ona była tą zaopiekowaną czy potrzebującą przytulenia. I nagle, w tym wszystkim, dzieci, które naprawdę na niej polegały, które musiała bronić przed własnymi rodzicielami, dzieci mające w niej siłę i oparcie... Mogła zostawić. Czy to umrzeć pod fikusem, czy zostać permanentnie poszkodowaną, co byłoby chyba jeszcze gorsze.
Gdy skończył grać, jej wzrok pełen emocji dalekich od rozbawienia wciąż wgapiał się w jego dłonie. Dopiero gdy cisza w pełni wybrzmiała, zamrugała, zerkając w zmieszaniu na Dextera i odchrząkując.
- Piękna. - Powiedziała cicho, posyłając mu krótki uśmiech, który nie sięgnął jednak oczu. - Zagrasz mi jeszcze?
Chciała dać sobie czas żeby jakoś ochłonąć, i posłuchać więcej, i być jeszcze blisko pod pretekstem. Chciała to wszystko na raz i nie była w stanie powiedzieć co w tym było bardziej dla niej dziwne. Upiła whisky nieco więcej niż do tej pory, choć też nie łapczywie jak z początku. Już i tak czuła jak alkohol dotarł gdzie trzeba i rozluźniał mięśnie. Może dlatego dawała się ponieść emocjom?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Muzyka grana na żywo zawsze wzbudzała dużo więcej emocji. Może dlatego, że dużo łatwiej było odebrać uczucia osoby grającej, zaobserwować je i wychwycić w subtelnych zmianach mimiki, ruchów palców na instrumencie, intencji płynącej z wnętrza. Jakkolwiek nie było, Dexter nie chciał muzyką wpędzić Rose w melancholię, raczej w drugą stronę. Spędzali wyjątkowo mile wieczór w swoim towarzystwie, ku własnemu zaskoczeniu nie chciał tego zepsuć.
Nie spojrzał na nią w trakcie grania, bo wystarczyło mu czuć ją obok siebie i już samo to (w połączeniu z whisky) sprawiało, że czuł rozlewające się wewnątrz gorąco. Dopiero po skończeniu utworu, jak już pozwolił ostatniej nucie ucichnąć, zerknął na Gryfonkę wciąż wpatrzoną jak zahipnotyzowana w jego dłonie. Oh yes, they can do much, much more...
Nie spodziewał się tego rumieńca. Ani jakiegoś dziwnego smutku w oczach. Przez to jego własny uśmiech trochę zbladł, jakby zmartwił się, że przez niego jej nastrój zmienił się na gorszy. Normalnie pewnie by się z tego cieszył, ale nie dzisiaj i tym bardziej nie teraz. I nawet jakby chciał odmówić na jej prośbę, to... nie miał serca. Uśmiechnął się tylko nieznacznie.
- Uważaj, bo pomyślę, że zaczynasz mnie lubić... - Rzucił cicho, niemal szeptem, parafrazując jej słowa przed kilkunastu minut. Zastanowił się przez moment co mógłby zagrać i w końcu postawił na utwór, który również mogła znać przez fakt posiadania młodszego rodzeństwa, ale tym razem dużo bardziej podnoszący na duchu, może nawet pobudzający wewnętrzną siłę, a przy tym uroczy i na swój sposób delikatny przez tonację. I zaczął grać. Tym razem co jakiś czas kątem oka zerkając w jej kierunku.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Smutek, zmartwienie, pewien rodzaj markotności, jak by tego nie nazwać, faktycznie na chwilę jej zapał opadł. Nie było to stałe, zakotwiczone uczucie, jednak na chwilę bardzo prawdziwe. Przynajmniej póki ponownie nie spojrzała na Dextera, a w jej brzuchu ponownie nie zajechało motylkiem czy inną ćmą, którą miała nadzieję spalić jeśli uda jej się jutro wyjść na bieganie. Niech zdycha, złego człowieka sobie wybrała.
- To byłoby tragiczne. - Powiedziała cicho, z pewniejszym uśmiechem, powolutku starając się wydobyć z chwilowego smutku. Acz faktycznie, gdy zastanawiał się, jej zaintrygowanie wzrosło, aż ostatecznie kiedy zaczął grać, nie zawiodła się zdecydowanie. W zasadzie mogłaby go tak maglowac całą noc, a i tak by jej się nie znudziło słuchanie czegokolwiek, co tylko chciałby dla niej zagrać.
Chociaż fakt, że ta myśl była jakaś dziwna... Gdy zakończył grę, uśmiechnęła się faktycznie w lepszym nastroju, ponownie poświęcając mu w pełni swoją uwagę.
- Wiesz, nie sądziłam, że powiem to kiedykolwiek, ale zyskujesz przy bliższym poznaniu.
A jej słowa wyraźnie były szczere, kiedy uśmiechała się przy tym do niego przyjaźnie, a i to weselsze lśnienie w jej oczach powróciło. W tym wszystkim sama chciała mu jakkolwiek zaimponować, ale w zasadzie nie przypominała sobie teraz by cokolwiek takiego w sobie miała.
- Masz jeszcze jakieś ukryte talenty?
You have no idea, gurl.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Gdzieś w trakcie grania zaczął zauważać, że twarz Rose z wolna się rozpogadza. Przyniosło mu to dziwną ulgę i nawet uśmiechnął się do samego siebie nieco szerzej. Poczuł się dzięki temu jakoś tak lekko, jakby zrzucił z ramion nieświadomie dźwigany ciężar.
A po zakończeniu utworu, uczucie lekkości spotęgowało się pod wpływem komplementu, którego ani trochę nie spodziewał się usłyszeć ze strony Blackwood. Uniósł wysoko brwi, uśmiechając się z wyraźnym zaskoczeniem, ale też zadowoleniem na jej słowa. Na moment nawet nie wiedział co odpowiedzieć, zapomniał języka w gębie pod wpływem tego komentarza i towarzyszącego mu szczerego uśmiechu. Wyglądała naprawdę bardzo ładnie, kiedy nie wkurwiała się z byle głupoty i nie warczała jak suka z wścieklizną, wykrzywiona w grymasie nienawiści.
- Nie słodź mi tyle, bo co gorsza ja zacznę pałać sympatią do ciebie. - Dla podkreślenia swoich słów wskazał najpierw palcem na siebie, a później na nią. W jego głosie wyraźnie rozbrzmiewała nuta najprawdziwszej sympatii, której nigdy wcześniej tam nie było. Ale teraz... cóż, chyba faktycznie gdzieś w głębi powolutku zmieniał zdanie na jej temat. Ale choćby go torturowano, to by się nie przyznał.
- Całą gamę, zaczynając od tańca klasycznego, przez wyśmienite umiejętności rzeźbiarskie, kończąc na... grze na dudach. - Wskazał kciukiem za siebie, w kierunku wspomnianych już kilkakrotnie dud. Jeśli na początku nie pomyślała, że to żart, to ów instrument zawarty w wypowiedzi miał być jasnym znakiem, że żartuje.
Zaśmiał się krótko, spoglądając na klawiaturę pianina, po czym wzruszył lekko ramionami, bo nie wiedział co takiego mogłoby być jego "ukrytym talentem". Dla niej prawdopodobnie wszystko, bo przecież... well, praktycznie się nie znali.
- Mam wiele talentów, ale niekoniecznie się z nimi ukrywam. - Przesunąwszy palcami po wierzchu klawiszy, sięgnął znowu po swoją szklankę i napił się trochę, stwierdzając, że pieczenie przełyku zelżała proporcjonalnie do ilości wlanego w siebie alkoholu. Odsuwając szkło od ust, spojrzał na Rose z zaciekawieniem.
- A ty, poza umiejętnością ogarniania zoo, masz ukryte talenty? - Skoro już atmosfera była tak miła i tak całkiem przyjemnie im się siedziało ramię w ramię, blisko siebie ściśnięci na taboreciku pianina, to równie dobrze mogli się trochę... poznać?
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Zrobiła ostentacyjny "gasp" na jego ostrzeżenie, zupełnie jakby była oburzona tym, że w ogóle tak mówi. Zabawne jak mimo wszystko lekko im się teraz przekomarzało, i jak w tym wszystkim wcale nie czuła tej zwyczajnej do tej pory zasadzenia mu pięścią w nos. Dziwne! Sądziła, że to szło w pakiecie z tą znajomością.
Uniosła brwi na jego pierwsze zdanie dotyczące talentów, jednak przy dudach już parsknęła śmiechem, dodając dwa do dwóch i zdając sobie sprawę, że się zgrywa. Spojrzała na niego z rozbawioną naganą, czysto żartobliwą, po czym pokręciła głową.
- Jeszcze słowo i będziesz mi na nich też grał, uważaj. - Ostrzegła, wytykając go palcem. Upiła po tym więcej alkoholu, w zasadzie dopiero zauważając, że zaczyna zbliżać się do dna. Zmarszczyła brwi, spoglądając na jakim etapie jest Dexter. Hm.
Nie ukrywał się, a jednak teraz była zaskoczona. Nie znała go tak naprawdę, przez co dopiero zdała sobie sprawę jak głupie i bezsensowne było nie lubienie go do tej pory, choć nijak nic nie mogła o nim powiedzieć poza wywartym snobistycznym wrażeniem, napewniej kiedyś, które ciągnęło się niestety w ich relacji do dzisiaj. Tylko że dzisiaj to wrażenie postawiło kropkę, a nowe zaczęło się tworzyć, znacznie przyjemniejsze.
Zastanowiła się nad jego pytaniem. Aż wstyd, że niczym fajnym nie mogła się pochwalić...
- Mm. Umiem biegle grać na nerwach, to moja pasja akurat. - Zaczęła, zgrywając powagę, choć w tym akurat było sporo prawdy. - Umiem się bić, podejrzewam, że nie jeden facet by się zdziwił. - To z kolei nie dziwiło, jakby się zastanowić. - I podobno świetnie całuję, ale nie dam ci na to dowodu.
Mówiąc to, spojrzała na niego z ukosa sugestywnie, krótko unosząc brwi w niezwykle kinky geście.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
- Chyba jednak nie chcesz słyszeć jak dymam te dudy... dmucham!... - Chciał żeby zabrzmiało to zabawnie, bez używania słowa "grać", bo z pewnością tego by na dudach nie robił, raczej wydobyłby z nich żałosny skrzek umierającego zwierzęcia. Ale chyba postawił na dość niefortunny dobór słów, chociaż w tej chwili nawet nie bardzo się tym przejął i nawet nie bardzo spieszno mu było do sprostowania o co mu tak naprawdę chodzi.
Widząc jak Rose zagląda na dno własnej szklanki, spojrzał i na swoją. Ledwo co dobijali do końca drugiej rundy, ale moc Ognistej chyba powoli zaczynała uderzać do głowy. W takich sytuacjach były dwa wyjścia: przestać pić albo pić dalej. Biorąc pod uwagę, że na szali leżał honor, to zaprzestanie picia raczej nie wchodziło w grę. Westchnął przez nos, po czym wstał z taborecika tylko po to, żeby podejść do stolika po butelkę - nie był jeszcze na tyle pijany, żeby sięgać po nią z miejsca siedzącego, pokładając się tym samym na siedzącej obok dziewczynie, a jednak maniery nakazywały być tym, co nalewa kobiecie alkohol, a nie odwrotnie - po czym wrócił na opuszczone przed dwiema sekundami miejsce.
- Ha! - Zaintonował pojedynczy okrzyk rozbawienia na jej pierwszą przedstawioną umiejętność. - Ten talent znam doskonale, więc nie jest w żaden sposób ukryty. Na moich nerwach grałaś bez przerwy po mistrzowsku. - Uniósł szklankę w jej kierunku, jakby z szacunkiem wznosił za to toast. I też się za to napił, zerując zawartość szkła. Odkorkował butelkę, kiwając głową na znak, że nadal jej słucha kiedy mówiła o biciu się. Niekoniecznie kobiecy talent, ale z pewnością przydatny, nie zamierzał sprawdzać.
Natomiast kolejny talent wzbudził w nim dużo większe zainteresowanie, niż mógłby się spodziewać. Jakoś tak odruchowo spojrzał na jej usta, po połowie sekundy przenosząc wzrok na jej brązowe oczy. Zawiesił się na moment, jakby w tym sugestywnym spojrzeniu szukał czegoś... nie wiedział nawet sam czego! I nie był pewien, czy to znalazł. Drgnął lekko, jakby jakaś myśl otrząsnęła go z tego chwilowego wgapa i uśmiechając się nieco głupkowato, spojrzał na jej szklankę. Dolał kolejną szczodrą porcję alkoholu, następnie wlewając też sobie i w tym samym czasie odpowiadając na jej deklarację talentu do całowania.
- W takim razie mam uwierzyć ci na słowo? No nie wiem, Blackwood, ja ci mój talent do gry na pianinie zademonstrowałem. - Odstawił prawie pustą butelkę na górę pianina i dopiero po tym znowu spojrzał na Rose. Tym razem nie szczędząc jej równie sugestywnego spojrzenia.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Parsknęła śmiechem głupio. Trochę nie odzobaczy co prawda spontanicznej wizji jego aktualnych słów, ale i tak jakoś ją to bawiło. I w zasadzie choć była w "dobrym" stanie, wcale nie przeszkadzało jej picie dalej. Zatem tak, oczekiwała kolejnej dawki, a wycofanie się Dextera tylko mogłoby wskazywać na to, że była w tym lepsza. Obviously, ale miałaby na to dowód!
Popatrzyła za nim gdy wstał, odganiając myśli, że jakoś zimno się zrobiło kiedy poszedł. I może nawet by palnęła coś głupiego, gdyby nie to, że baran jak zwykle musiał zepsuć! Znaczy nie tak jak zwykle psuje, ale przewróciła oczami z cichym, rozbawionym "alright alright, screw you", by dopiero dalej kontynuować prawić o swoich umiejętnościach. Pomiędzy mówieniem jedynie dopiła zawartość szklanki, dopełniając fakt, że wciąż szli łeb w łeb z ilością alkoholu.
Dobrze, że nie powiedział jej, że umiejętność bicia się nie jest kobieca, bo soobiście jednak by mu pokazała gwiazdy, tylko nie na niebie. Nienawidziła podziału na rzeczy "kobiece" i "męskie", uważała, że wszystko jest dla ludzi. Feminizm w zdrowym wydaniu. Zreflektował się z kolei nie tylko nagłym zainteresowaniem ostatnią z kwestii, ale i odpowiedzią na jej kinky żarciki dokładnie tym samym. Taki humor uwielbiała, to raz, a dwa, na jego spojrzenie aż jej się gorąco zrobiło. Chciałaby wierzyć, że to od whisky, ale nie. Not even close. Upiła trochę nowo nalanego napoju, po czym odstawiła go na pianino.
- I don't know if you can handle that. - Powiedziała z lekko złośliwym uśmieszkiem, zerkając na niego mimo wszystko z ciekawością. - I don't want to break your spirit or something.
Oh, naprawdę wspaniale się teraz bawiła, co zresztą mimo droczenia się i złośliwostek, widać było w jej lśniących szczęściem oczach i ubawionym, serdecznym uśmiechu.
|