Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Dach Skrzydła Szpitalnego Wejście na dach mieści się zaraz obok drzwi do Skrzydła Szpitalnego. Jego płaska część jest zabudowana i bezpieczna, w ekstremalnych przypadkach używana jako lądowisko dla sprowadzonych magomedyków i transportu poszkodowanych do Hogsmeade drogą powietrzną. Drzwi prowadzące na krótką klatkę schodową są zawsze otwarte, ale oczywiście uczniowie mają tam oficjalny zakaz wstępu.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
7 październik ~20:00
Tuż po zajęciach przebrała się w coś, co nie było mundurkiem. Mianowicie w zieloną sukienkę z rozkosznie miękkiego aksamitu, z asymetrycznym czarnym akcentem spływającym z wysokości talii prawie do wysokości kolan. Wieczorem pierwszego września zieleń - szczególnie ta ciemna, chłodna, przywodząca na myśl szmaragdy i lasy iglaste połyskujące wilgocią po deszczu - stała się dziwnie naładowanym znaczeniem kolorem. Oriane nie zamierzała z niego zrezygnować, wyglądała w końcu w podobnych odcieniach zabójczo, jednocześnie jednakże była aż nazbyt świadoma jak z zewnątrz było to interpretowane: jako lojalność wobec Slytherinu. I to sprawiało, że często sięgała w ostatniej chwili po coś innego. Bo nie była lojalna wobec obcych ludzi o względnie podobnych cechach charakteru; nie była lojalna wobec chłodnej piwnicy wyglądającej na podwodne krajobrazy jeziora - nawet jeśli uważała podobną strukturę dormitorium za nie tylko fascynującą ale i oświeconą; geniuszem był ten, kto pokój wspólny w ten sposób zaplanował. Koniec końców nie była też lojalna wobec paru ciężkich łóżek z kolumnami stojących we wspólnej sypialni, wobec skrzyń stojących w ich nogach ani wobec klaustrofobicznej wręcz atmosferze jaką swoją ciężkością kreowały. Być może gdyby sypialnia miała okna wybiegające na niebo, na kawałek trawy, ba! nawet na podwodny świat, ta przytłaczająca atmosfera byłaby nieco bardziej zgodna z uwielbiającą wolną przestrzeń dziewczyną.
Po zajęciach, po zmienieniu ubrań - próbowała się uczyć. Coś jednak wewnątrz wrzało; coś nie pozwalało siedzieć.
Miała wrażenie, że zwariuje jeśli spędzi jeszcze choćby parę chwil w tym ciemnym lochu. Wygrzebała prostą pelerynę z czarnej wełny, w pełni spodziewając się zimna - w końcu dzień sam w sobie był już, mimo rzadkiego słońca, chłodny.
Nie wiedziała nawet czy będzie się chronić przed zimnem korytarzy czy zewnętrznego powietrza. Musiała po prostu wyjść.
Oddzieliła się od tłumu zmierzającemu ku wielkiej sali - w końcu była pora kolacji - i jakby specjalnie na przekór innym uczniom zaczęła wspinać się po schodach, pod prąd, z peleryną przewieszoną przez rękę.
I jakoś tak wędrując, idąc, pchana tym cosiem, znalazła się na dachu skrzydła szpitalnego; na lądowisku otoczonym wysokimi blankami zielonymi od plam porostów próbujących odebrać od ludzi skradzione przestrzenie, przejąć zbudowane na kradzionej ziemi budynki.
Włożyła pelerynę, narzuciła kaptur na rozpuszczone włosy. Oparła się plecami o ścianę. W końcu mogła oddychać.
Przymknęła oczy. Wdech, wydech. Powoli niepokój jaki wewnątrz czuła uciekał, mgła spowijająca umysł się unosiła. Tak, tego właśnie potrzebowała: powietrza.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Widzisz wąskie przejście prowadzące ku spadzistej części dachu, a tam... Wydaje Ci się, że coś połyskuje pod jedną krzywą dachówką. Coś, co zdecydowanie nie pasuje do miejsca takiego, jak to. Schowane, upchnięte niedbale, może w pośpiechu? Może kształt przedmiotu nijak nie nadaje się do tej kryjówki?
Jeśli zdecydujesz się podejść bliżej i odchylić dachówkę, zauważasz fiolkę ze szkła barwionego na czarno. Z pewnością jest w środku jakaś ciecz. Eliksir? Bo cóż innego trzyma się w fiolkach?
Jeśli tylko postanowisz go podnieść, Tajemniczy Eliksir ląduje w Twoim kuferku. Jego działania są na ten moment nieznane, jednak możesz wykorzystać go w dowolny sposób.
Możesz też spróbować zidentyfikować zawartość fiolki. Zrobisz to z powodzeniem, jeśli suma Twoich punktów z Eliksirów + wyniku z kostki d20 wyniesie co najmniej 20.
Pamiętaj, że w wypadku porażki, możesz poprosić fabularnie inną postać o pomoc (wtedy to ona musi rzucić kostką i skorzystać z tego samego wzoru), lub samej spróbować ponownie, gdy tylko zyskasz w dowolny sposób kolejny punkt Eliksirów.
Powodzenia!
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Cokolwiek zagnało ją na dach odeszło wraz z kolejnym wydechem. Dziewczyna otworzyła oczy, spokojniejsza, z bystrzejszym okiem. Zamierzała zbadać nieco miejsce w którym się znalazła: jak bardzo było bezpieczne lub nie? Jak bardzo była widoczna przez okna? Hm, będzie musiała także kiedyś sprawdzić jak wyraźnie widać ten konkretny fragment dachu z poziomu błoni.
Wysunęła różdżkę z rękawa.
- Lumos.
Nic. Nic?
Oriane zmarszczyła czółko, parskając niecierpliwie pod nosem. Potrząsnęła różdżką. Poklepała nawet wolną dłonią po nadgarstku, jakby pojawienie się światła zależało od naładowania baterii w dłoni czy od czegoś w ten deseń. Była pewna, że dobrze rzuciła zaklęcie. W końcu nie jest aż tak durna, by pierwszoroczne zaklęcie zawalić! Z westchnieniem frustracji schowała bezużyteczny w tamtej chwili magiczny kijaszek z powrotem w zielony rękaw.
Zdecydowała zrzucić z włosów kaptur, odsłaniając pełnię swojego pola widzenia.
Chodziła w końcu na wysokich obcasach po cholernym dachu po zachodzie słońca. Mówiąc szczerze miała szczęście, że nic sobie nie zrobiła kiedy na ten dach niemal wbiegała.
Podeszła do kanciastego przejścia z lądowiska na schody. Bez poręczy wydawały się być węższe niż były w rzeczywistości. Rozbawiony półuśmieszek pojawił się na ustach dziewczyny na myśl, jak bardzo przerażająca musi to być miejscówka dla osób z lękiem wysokości.
Parę drobnych chmur, burych acz lekkich, jak puch młodego łabędzia, przesunęło się na niebie odkrywając blask księżyca któremu ledwie od paru dni ubywało krągłości. Połysk przyciągnął wzrok. Fakt, że zdawał się kryć pod dachówką w tak niebezpiecznej lokacji był najlepszą zanętą na pewną małą Boleynównę.
- D'accord - półgłosem odpowiedziała na nieme wyzwanie jakie rzucił połysk.
Odrzucając poły płaszcza wkroczyła na platformę schodów przed przerwą w blankach służącą za wejście na lądowisko. Przyklękła na jej krawędzi, ostrożnie spuściła stopy na dach, w pełni sadzając tyłek. Stabilność siedzącej pozycji wydawała się być najodpowiedniejsza.
Pochyliwszy się podważyła oburącz dachówkę; nie była chętna ryzykować palce. Wolała zniszczyć but. Przesunęła jedną ze stóp i, podciągnąwszy dachówkę nieco wyżej, wcisnęła czubek czółenka jak najbliżej trzymającej się dachu nasady, zasadniczo korzystając z własnej stopy jak z klinu.
Czując się pewniej prędko zanurkowała palcami w wąską przerwę, wyławiając czarną fiolkę. Wsunęła szkło w usta, chwytając je jedynie wargami, mentalnie pilnując się by nie rozwierać szczęki, nie pozwolić jej wsunąć się między zęby. Musiała jakoś sobie poradzić a ręce miała jedynie dwie - i potrzebowała obu by bezpiecznie opuścić dachówkę na właściwe miejsce. Ponownie podtrzymała ją oburącz; wycofała stopę, puściła poluzowany fragment zadaszenia. Wsunęła się głębiej na platformę, wspięła ostrożnie do pozycji stojącej. Nie mogła przecież osiąść na laurach kiedy wciąż istniała szansa na utratę równowagi i stoczenia się z dachu pierwszego piętra wprost do Styksu.
Wyciągnęła fiolkę z ust, wycofała się na lądowisko: tam mogła skupić się na oglądaniu zdobyczy bez obaw.
Ta-da! Nie tylko miała swoją nagrodę ale zachowała życie, oba buty, wszystkie palce i nawet nie zapowiadało się na siniaka.
(12+16=28, Ori odkrywa co jest w środku)
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Po bliższym przyjrzeniu się eliksirowi - może zwróciłaś uwagę na jego kolor po otwarciu fiolki, a może naprowadził Cię zapach - stwierdzasz, że jest to czysta amortencja. Nie masz pojęcia, dlaczego ktokolwiek miał chować ją akurat tutaj, ale możesz być pewna, że pozbawiłaś jej kogoś. Cóż, jego wina. Kryjówka nie była tak dobra, prawda?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Płyn w fiolce przelewał się prędko, wodniście. Pozwalało to wykluczyć już z góry całkiem pokaźną ilość tak substancji jak eliksirów. Delikatnie podważyła paznokciem korek. Ciemność nie pozwoliła określić barwy, może poza faktem, że miała podbicia różowości? Czerwieni? Może nawet fioletu. Nie chcąc zanadto zbliżać twarzy do czegoś, co mogło być zasadniczo nawet mordercze, zawachlowała dłonią ponad otwarciem szklanej tubki naganiając ku sobie zapach.
Ach. Amortencja.
Nic innego nie mieszało w sobie zapachów lasu, końskiego potu, książek, ruty, majowych róż oraz nut alkoholi jakie lały się najczęściej w kasynie rodziców. Cóż, przynajmniej w odczuciu Oriane tak właśnie pachniała amortencja.
Ironia losu? Coś do podziwiania w tej sytuacji. Nie znaczyło to jednak, że dziewczynę interesowała zawartość fiolki. Ba, wręcz przeciwnie! Nagle sama fiolka z barwionego na czarno szkła stała się bardziej interesującą częścią znaleziska.
Nie wiedziała czy próbować się w to wgryźć: bo eliksir o mało moralnym działaniu, w opinii Oriane niewiele lepszy od standardowego Mickey Finna, znalazł się jakimś cudem na dachu.
Ale czy był on czyjąś aktualną własnością, ukrytą w dość interesującym miejscu w wyjątkowo niezdarny sposób, czy też był zapomnianym dawno wspomnieniem po poprzednich pokoleniach?
Nieważne co zdecyduje, nie chciała cudzej zguby ponownie osierocić.
Zanurkowała więc dłonią pod pelerynę, pod sukienkę i pod jedwabną podomkę zręcznie maskującą linie bielizny przed odbiciem na ubraniach; niewielka fiolka znalazła się w dobrze dopasowanym biustonoszu bez szans na ucieczkę.
Może i zabawne było jak dużo chodzi z lądowiska na schody, bo właśnie znów na nie wyszła; wspięła się na ich szczyt gdzie usiadła, opatulając szczelniej wełnianą peleryną. Pozwoliła jednak włosom falować nienaturalnie lekkim ruchem na delikatnych podmuchach wyjątkowo łagodnego wiatru. Zdawało się, że nawet noc będzie przyjazna jeśli chodziło o pogodę.
Zaczęła coś cicho nucić, pewna, że jest sama. Pośród ludzi raczej mało akceptowalne jest nagłe nucenie a tym bardziej wybuchanie pełnym śpiewem. Na pełną piosenkę mogła poczekać. Ha, miała nawet coś szczególnie przygotowanego, z nadzieją na podobną okazję.
Była w końcu prawdziwą siostrą swojego brata i też czasem miała ochotę płatać ludziom figle. Jak na przykład chować się wysoko, niezauważenie, i śpiewać o morderstwie pozwalając swojemu bezcielesnemu w percepcji słuchacza głosowi zmrozić krew w żyłach.
Na samą myśl chciało się chichotać.
Wpierw jednakże musiała wypatrzyć jakąś grupkę na błoniach. Nie będzie się przecież produkować na darmo!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Związek Noah z księżycem można by nieco ironicznie uznać za... skomplikowany. z jednej strony obawiał się pełni, a z drugiej tęsknił do możliwości oglądania jej bez zamieniania się w krwiożerczą bestię. W związku z tym, że ostatni tydzień przed pełnią był zawsze bardzo trudny dla niego samego, najbliżej pełni co mógł obserwować, to zmniejszający się srebrny okrąg w ciągu kilku dni po powrocie do bycia człowiekiem. Oczywiście kiedy już ból głowy i zmęczenie pozwolą mu na spędzenie trochę więcej czasu poza łóżkiem.
Dziś był taki właśnie dzień. Czując, że trochę sił już mu wróciło, ból głowy nie rozsadzał czaszki od środka, a jedynie aktywował się przy nadmiarze bodźców, zmęczenie nie popychało go do długich godzin snu, Noah zdecydował się na niedługie randez-vous z rozgwieżdżonym niebem. W dodatku dzisiejsza noc miała być bezchmurna, więc mógł pobyć sam na sam z księżycem. Tym razem świadomie.
Ubrany w sweter z czystej przezorności, obrał sobie za cel miejsce, które teoretycznie nie było uczęszczane zbyt często przez kogokolwiek, a pozostawało bezpiecznym. Wbrew pozorom wcale tak wiele osób nie łamało zasady wyłączności dachu nad Skrzydłem Szpitalnym, za to on bywał tam całkiem częstym gościem, jeśli akurat miał nostalgiczny nastrój.
Wspiął się po schodach niespiesznie, już od wyjścia na świeże powietrze czując pewien rodzaj ciśnienia gdzieś na podświadomości. Zrzucił to na karb niedawno przebytej pełni i nie poświęcił temu drugiej myśli, dopóki nie usłyszał cichego nucenia, którego ludzkie ucho nie wyłapało na początku. Gdyby nie to, że teraz jego zmysły były bardzo przytłumione wymęczeniem organizmu, to z pewnością usłyszałby tę melodię szybciej i jeszcze przed wyjściem na wewnętrzną klatkę schodową wiedziałby, że nie będzie na dachu sam. Ale w takim wypadku...
Przekroczył w końcu próg, całkowicie wychodząc na rześkie nocne powietrze i wiedziony instynktem spojrzał w górę schodów prowadzących na lądowisko.
W świetle księżyca włosy Oriane mieniły się takim blaskiem, jakby faktycznie była ucieleśnieniem ciała niebieskiego, które zstąpiło z nieboskłonu i zdecydowało się żyć wśród ludzi. Skąd wiedział, że to właśnie panna Boleyn? Ciężko było mu to jednoznacznie stwierdzić i nawet nie chciał się w to teraz zagłębiać. Uśmiechnął się lekko pod nosem, trochę żałując braku oczekiwanej samotności i jednocześnie trochę ciesząc się, że zupełnie przypadkiem miał mieć wyjątkowo tajemnicze i fascynujące towarzystwo. Bardzo słodko-gorzkie odczucie.
Nie chcąc jej przestraszyć, ani wyjść na jakiegoś kripi stalkera, odchrząknął krótko, dając jej tym samym znać, że ona też nie jest już sama. I dopiero wtedy zaczął powolną wspinaczkę po schodach, wspierając się ręką o ścianę tylko po to, żeby coś z tą ręką zrobić.
- Chyba będę musiał poszukać nowej samotni. - Nie mówił tego ani z wyrzutem, ani oskarżająco. Nie było w jego tonie też radosnej nuty, ale z pewnością pozostał pozytywny. Chyba za bardzo jeszcze był zamknięty w swojej głowie, żeby pozwolić sobie na spontaniczną, chwilową beztroskę.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Drgnęła na bliski dźwięk, chrząknięcie jakby, czując chłodny dreszcz przebiegający od potylicy, przez kark, po sztywniejące w ułamku sekundy ramiona. Nagle czujna, gotowa się bronić choćby paznokciami i zębami, obejrzała się prędko za siebie.
Nie tylko nie było niebezpieczeństwa - na co ciało wyraźnie się rozluźniło - okaz, jaki dał o sobie znać był uciekającym po eliksirach chłopcem. Wrócił dobry humor. Oriane w końcu nie zamierzała martwić się tak drobną rzeczą jak ucieczka po eliksirach. Może się śpieszył, może źle się czuł, może był bardziej nieśmiały niż się zdawało.
Poza tym był miłym towarzystwem, przynajmniej dotychczas.
- Ach, monsieur Davenport! - rzuciła przyjaźnie z wesołym uśmiechem. Uniosła dłoń do ust, jakby chciała zakryć bezgłośny śmiech. Dwa opuszki palców delikatnie muskały górną wargę, policzki spęczniały szczerym rozbawieniem. - Powiedziałabym, że będzie to próżny trud, jeśli wziąć pod uwagę aktualny wynik dwa do dwóch.
Przesunęła się na podeście u szczytu schodów, robiąc obok siebie więcej miejsca. Poklepała lekko omszały kamień obok siebie bez słowa zapraszając młodego mężczyznę żeby sobie usiadł.
- Możemy jednak pobyć samotni razem, non? - powiedziała zamiast zaproszenia, rzucając mu jeszcze przeciągłe spojrzenie nim zwróciła się z powrotem ku panoramie szkolnych błoni.
Ciężko właściwie było powiedzieć kto tu był intruzem a kto nie. Niby jego samotnia, ale sam w końcu w ogrodzie mówił, że każdy ma prawo iść gdzie chce. Poza tym ona była tu pierwsza - tym razem to on wtargnął niemal bez słowa w jej rozmyślania.
I bardzo jednoznacznie mu pokazała, że go nie przegania ale także nie nakłania by został. Tak jak ona dostała wybór w Ogrodzie, tak i on teraz miał wybór: mógł zostać, mógł pójść. Mógł usiąść albo zboczyć w głąb lądowiska by usiąść w innym kącie dość rozległej samotni.
Ori w tym czasie, choć poświęciła sporą część uwagi nasłuchiwaniu Noahowej decyzji, poszukiwała bystrym okiem źródła oddalonych śmiechów; i w tym bystrym czarnym oku połyskiwał złośliwy chochlik, rozanielony na myśl o wypróbowaniu niepokojącej piosenki.
Tak! Oto zobaczyła kilka drobnych świateł. Prawdopodobnie uczniowie z różdżkami rozjarzonymi zaklęciem lumos. Ach! Niemalże zatarła ręce z ekscytacji! Tym razem to ona odchrząknęła - chciała w końcu czystego głosu, niesionego nocnym powietrzem jak zaśpiew morderczej a uwodzicielskiej nimfy usiłującej sprowadzić uczniów do Zakazanego Lasu na pewną śmierć.
Nie pomyślała w sumie całkiem, że śpiew 75-procentowej wili będzie aktualną zakusą na chłopca za jej plecami. Być może gdyby o tym pomyślała poczekałaby aż usiądzie. Zamiast tego wyprostowała się nieco bardziej by przepona oraz płuca miały więcej miejsca mimo siedzącej pozycji, splotła dłonie na podołku jak najgrzeczniejsza z dziewczynek, i zaczęła melodyjną narrację niepokojącej pioseneczki:
- Said my lord to my lady, as he mounted his horse:
"Beware of Long Lankin that lives in the moss."
Said my lord to my lady, as he rode away:
"Beware of Long Lankin that lives in the hay."
"Let the doors be all bolted and the windows all pinned
And leave not a hole for a mouse to creep in."
So he kissed his fair lady and he rode away
And he was in fair London before the break of day
Tlhe doors were all bolted and the windows all pinned
Except one little window wherе Long Lankin crept in
"Where's thе lord of this house?" Said Lankin
"He's away in fair London." said the false nurse to him
"Where's the little heir of this house?" said Lankin
"He's asleep in his cradle," said the false nurse to him
"We'll prick him, we'll prick him all over with a pin
And that'll make my lady to come down to him.'
So they pricked him, they pricked him all over with a pin
And the nurse held the basin for the blood to flow in.
Była już nieco za półmetkiem piosenki, skupiona bardzo na uczniakach. Chciała ich nastraszyć dla rozrywki, żadna wielka niegodziwość, nieprawdaż? Ot, psikusek.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, czego w ciemności nocy mogła nie zauważyć i nadal wspinał się po schodach z prędkością mieszkańca domu starców.
- Masz niespodziewaną tendencję do pałania sympatią do tych samych miejsc, co ja. Co z tym zrobimy? - Absolutnie on tez jej nie wyganiał, miała przecież pełne prawo przebywać tam, gdzie chciała. Jedynie, ot, żartobliwie, acz z sympatią, zasugerował poszukanie jakiegoś rozwiązania tego nieistniejącego problemu.
Nie odpowiedział na jej pytanie, a jedynie jednokrotnie zaśmiał się przez nos, co zabrzmiało jak rozbawione sapnięcie. Nawet jeśli jakąkolwiek odpowiedź planował, to nie zdążył jej ułożyć na języku, zanim Oriane zupełnie dla niego nieoczekiwanie zaczęła... śpiewać. Uniósł brwi w zaskoczeniu i na moment aż się zatrzymał w swojej wspinaczce, bo naprawdę tego się nie spodziewał. A kiedy ponownie ruszył w górę, były to kroki nieco żwawsze, niż jeszcze przed chwilą, choć nie potrafił wyjaśnić dlaczego. Może to przez stymulujące światło księżyca, a może przez samo wrażenie, że to Oriane w tej chwili stała się jego księżycem, który swoimi śpiewami kusił go tak samo, jak pełnia kusiła i wołała wilka. Coś jak... śpiew samej natury, przyciągająca energia sugerująca wolność i czystą radość życia.
Dopiero kiedy siadał obok niej na tym zwolnionym fragmencie schodka, zauważył gdzie dokładnie powędrował jej wzrok. Kilka jasnych punktów na błoniach, z daleka wyglądających jak świetliki, gdyby nie ciemne sylwetki rzucające odrobinę cienia dzięki jasności ubywającego księżyca, zatrzymało się nagle, poruszyło nieco gwałtowniej, po czym skupiło bliżej siebie. Po kolejnej sekundzie część z nich zniknęła, zostawiając tylko dwa punkciki, nagle znacznie bledsze, jakby noc pochłonęła ich energię. I zupełnie nieoczekiwanie te dwie kropeczki zaczęły poruszać się w szybkim tempie w kierunku zamku. Jeśli wcześniej towarzyszyły im jakieś śmiechy, to w tej chwili nie pozostało po nich nawet echo.
A sam Noah nie powstrzymał krótkiego, możliwie najbardziej bezgłośnego śmiechu, wyrywającego się przez nos, bo zagryzione na moment usta nie pozwoliły na jakiekolwiek werbalne ubarwienie wyraźnego rozbawienia. I dopóki Oriane nie zamilkła, nie odezwał się nawet słowem, śledząc światełka dopóty, dopóki nie zniknęły za krawędzią dachu. Wtedy zerknął na dziewczynę trochę z ukosa, czując jakby drżenie pod skórą, coś nie do końca obcego, ale trudnego do wyjaśnienia. Jakby to pełnia się zbliżała, choć księżyca ubywało.
- Interesujący dobór repertuaru na ten nocny recital. - Pochylił się nieznacznie w jej kierunku i odezwał prawie szeptem, kiedy już skończyła śpiewać. Nie chciał - w razie czego! - zdradzić nikomu ich obecności.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- "O nurse, how you slumber. O nurse, how you sleep
You leave my little son Johnson to cry and to weep."
Czując ruch obok siebie zerknęła kątem oka ku Noah, zaciekawiona, czy już się zorientował co tu się dzieje. Wróciwszy wzrokiem do uczniaków dostrzegła pierwszych trzęsiportków uciekających ze skupiska jakie stworzyli.
-"I've tried him with an apple, I've tried him with a pear
Come down, my fair lady, and rock him in your chair."
My lady came down, she was thinking no harm
Long Lankin stood ready to catch her in his arm.
There's blood in the kitchen. There's blood in the hall
There's blood in the parlour where my lady did fall
"O master, O master!..."
Na tę dość nagłą zmianę intonacji ostatnie dwa światełka puściły się biegiem. Poczuła drobne drżenie głosu - niespodziewana chęć drobnego chichotu przeszkodziła nieco w czystym podtrzymaniu jednego z dźwięków. Włożyła nieco więcej myśli w pracę przepony i kontynuowała kompletnie niezrażona.
-...Don't lay the blame on me
'Twas the false nurse and Lankin that killed your lady."
Long Lankin was hung on a gibbet so high
And the false nurse was burnt in a fire close by...
Przeciągnęła ostatnie słowo, pozwalając dźwiękowi subtelnie wygasać. Nawet jeśli ostatnie ofiary improwizowanego żarciku zniknęły za linią dachu gdzieś w okolicy słowa "killing" Oriane zdecydowała, że dokończy piosenkę. Do końca zostały tylko dwa wersy, nie było co przerywać melodyjnej narracji.
Uśmiechała się szeroko, rozbawiona efektami. Dopiero kiedy poczuła ciepło bijące od pochylonego ku niej Noah - zwróciła uwagę jak bardzo zdawało się być intensywne w chłodzie późnego wieczora - zdała sobie sprawę, że być może go, ten jeden raz niezamierzenie, oczarowała wilowatością poprzez śpiew.
Oczywiście nie narzekała. Prędka w reakcji zwróciła ku niemu twarz, już z pomysłem jak podążyć za uwodzicielskim ciosem.
- Perfekcyjny dla drobnego dreszczyku emocji, non? - odparła równie cicho z uśmieszkiem lisiczki, koniuszkami palców przebiegając po wierzchu męskiej dłoni jakby dla zobrazowania wspomnianego dreszczyku.
W końcu o jakich konkretnie emocjach mówiła nie było uściślenia.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Musiał przyznać sam przed sobą, że ten nieoczekiwany koncert w odosobnionym miejscu, to niewielkie show z udziałem niczego nieświadomych aktorów tam na dole, na błoniach, rozbawiły go i wywarły wrażenie. Gdyby ktoś powiedział mu czego będzie dzisiaj świadkiem, to nie byłby w stanie powiedzieć czego się spodziewa... ale z pewnością nie tego.
Uniósł jedną brew i do towarzystwa również jeden kącik ust podsunął się nieco wyżej, kiedy palce Oriane tak beztrosko przesunęły się po wierzchu jego dłoni.
- Zdecydowanie nocni wędrowcy na błoniach poczuli ten dreszczyk bardzo wyraźnie. - Spojrzał przelotnie raz jeszcze w dół, jakby spodziewał się nieśmiało wyglądające zza krawędzi dachu światełka, ale jedyne co tam było widać, to blade cienie budynku skąpanego w świetle ubywającego księżyca. Zwrócił wzrok znowu na siedzącą obok dziewczynę, tym razem czując ten wspomniany przez nią deszczyk emocji przebiegający wzdłuż kręgosłupa samoistnie.
- Mimo że nie znamy się za dobrze, to jesteś chyba jedyną osobą, którą podejrzewałbym o takie wykorzystanie ciszy nocy i elementu zaskoczenia. - Mówił oczywiście o niespodziewających się niczego spacerowiczach, którzy wykorzystywali ostatnie godziny przed ciszą nocną na legalne przechadzki po błoniach.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ha! Zdecydowanie poczuli! Chociaż, tak o tym myśląc, być może powinna była przyłożyć więcej starań intonacji by piosenka przeszyła kości uczniów jeszcze większym strachem. Cóż, było - minęło. Żart wciąż był dobry.
Sapnęła, niby zszokowana, na jego słowa. Wyraźnie była wciąż rozbawiona sytuacją i miała ochotę na dalsze zabawne gierki.
- A ja myślałam, że tak świetnie skrywam swój sekret! - dramatycznie westchnęła przykładając wierzch dłoni do czoła, gwałtownie zwracając głowę w drugą stronę zupełnie jak tania aktorka w telenoweli. - Odgadłeś, że jestem banshee! - Dodała głosu dramatyzmu który można było tylko odczytać jako nadmiernie teatralne śmieszkowanie z sytuacji.
Potrwała chwileczkę w tej nienaturalnej, przedramatyzowanej, telenowelowej pozie po czym znów gwałtownie odwróciła się ku Noah, z rozbawionymi iskierkami w czarnych oczach. Wiedząc bardzo dokładnie co robi włożyła sporo skupienia w swój urok kiedy zerknęła ku jego ustom, po czym przeniosła wzrok ku niebieskim tęczówkom, nie pozwalając czarowi zelżeć.
- Jakież z twoich pragnień mam spełnić, żebyś zachował wiedzę o mojej naturze dla siebie? - Spytała, wciąż ciągnąc tę wesołą szaradę, zerkając znów ku jego ustom w sugestii, że to właśnie pocałunku powinien chcieć.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Tak jak nie spodziewał się tamtego show, tak też nie spodziewał się teraz teatralności ze strony Oriane. Aż uniósł brwi w uprzejmym zaskoczeniu, uśmiechając się troszkę tylko głupkowato. A na ten dramatyzm w tonie, niczym żywcem wyciągnięty z telenoweli, zagryzł na moment usta, ale to nie powstrzymało krótkiego parsknięcia śmiechem. Ucichł niemal tak szybko, jak odbił się ledwo słyszalnym echem tutaj, na dachu, ale i tak udało jej się wprawić go w wesołość, jakiej na ten wieczór nie zakładał.
Niestety, z niego aktor sceniczny raczej marny więc podążenie za jej zaimprowizowaną scenką nie leżało ani trochę w jego strefie komfortu. Nie mniej nie zostawił tego tak o, bez odpowiedzi, bo zasługiwało na uwagę.
- Czyli jednak moje ukryte talenty detektywistyczne nie są jedynie wytworem wyobraźni. - W geście wiktorii uniósł nieco pięść, jakby chwytał ten moment tuż przy własnej twarzy. Zaraz jednak ręka znowu opadła na schodek, wygodnie podpierając pochylone odrobinę w przód ciało.
Nie dane mu było zrobić ani powiedzieć nic więcej, może zmienić temat rozmowy nawet, bo nagłe ponowne spojrzenie Ori aż wywołało kolejny lekki dreszczyk, choć nie bardzo rozumiał dlaczego. Aż nawet uśmiech nieco mu zbladł, chociaż w oczach nadal iskrzyło się rozbawienie całą sytuacją.
Instynktownie, powiedziony jej spojrzeniem, zupełnie nieświadom tego, że robi to przez jej manipulację, zerknął w kierunku jej ust, kiedy ona tak sugestywnie spojrzała w dół, na jego usta. Aż rozchylił wargi nieznacznie i niekontrolowanie przechylił się w jej kierunku powolutku, ale jak dotarło do nieg, po paru może sekundach, co robi... Odchrząknął i z lekkim spłoszeniem pomieszanym z samokarceniem, odwrócił w ogóle głowę i odchylił się znowu do poprzedniej pozycji. Pomyśleć, że tuż przed pełnią wpadłby w te sidła z łatwością. Ale stawianie się obezwładniającej magii - nawet jeśli nie był świadom, że teraz to też działanie magii - miał tak wyćwiczone, że nie sprawiło mu to większego trudu, szczególnie w tej fazie księżyca.
- Czy niczym dżin spełniasz każde życzenie? - Zerknął w jej kierunku jakby trochę nieśmiało, chociaż to nie to kierowało tym chwilowym zdystansowaniem. Ale tego mogła nie wiedzieć.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Zaśmiała się cicho na niemalże chłopięcą w wydźwięku odpowiedź. Jak miło było się tak zwyczajnie powygłupiać!
- Mais oui, rodzony z ciebie Sherlock - zgodziła się w tym rozbawieniu zanim przeszła do kolejnego etapu swoich wieczorowych rozrywek.
Hm, czuła chyba, że nie zamierzał jej pocałować. Przesunęła koniuszkiem języka po dolnej wardze. Spojrzała mu w oczy, żeby nie było wątpliwości, że nie jest sytuacją skrępowana; stonowała jednak zewnętrzne oznaki rozbawienia. Żeby się nie poczuł gorzej, w czymkolwiek go powstrzymywało przed skradzeniem sobie na własność całusa.
Ha! Naładowane pytanie! Bo czy pytał ją jak wielu miała seksualnych partnerów? Czy może nie miał na myśli nic bezecnego, jedynie dobrze grał w tę ich gierkę jeszcze z ogrodów, co zdawała się wypływać na powierzchnię kiedy tylko zostali sami?
- Głównie jedynie te, co brzmią zbyt smakowicie, by im odmówić - zręcznie odbiła piłeczkę.
Niby odpowiedziała a nic nie powiedziała. Niby zasugerowała treści seksualne ale nie zasugerowała. Niby obiecała, że spełnia życzenia, ale dała sobie wyjście.
Nie na darmo uczyła się manipulacji. Ładne słowa czasem po prostu ładnie brzmiały, mając zbyt wiele różnorakich treści, by nie dało się ich uznać za całkiem puste. I tylko leciutko wydęte w słodkim a ponętnym uśmieszku zdawały się dzielić tę odpowiedź od uznania za pustą; przyprawiona wilowatym urokiem czarowała nadmiarem obietnic miast rozczarowywać wielowarstwową abstrakcją.
Interesujące było: na czym mu tak zależało, że nagle przejawiał oznaki... Nieśmiałości wręcz? Albo może: czego aż tak bardzo nie chciał?
Bo z pewnością nie chodziło tu o jej wygląd.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Może Oriane nie czuła się skrępowana sytuacją, ale Noah zdecydowanie nie czuł się tak w pełni swobodnie. Owszem, żartowali i było to rozluźniające, ale gdzieś w pomiędzy tym zrelaksowaniem i śmieszkami, manipulacją i sugestiami, czuł się odrobinę nie na miejscu. Czuł, że jego własne chęci - sprowokowane w sporym stopniu teraz jej zachętami i podszeptami w stronę świadomości - są trochę nazbyt spoufałe.
Zachował ten dystans, który w tej chwili między nimi narzucił, chociaż spoglądał w kierunku Oriane z mieszaniną nieśmiałości i ciekawości. Fascynowała go, na znacznie więcej sposobów, niż byłby w stanie świadomie przyznać. Tylko czy przez te dwuznaczności ich dotychczasowych rozmów, nie wchodzili aby na grząskie tereny niebezpiecznie naładowanych napięciem sytuacji? Takie dobrze znał, bo częściej niż chciałby opierać się tylko na potrzebie, pakował się w momenty wzrastającego i ostatecznie wybuchającego napięcia.
Uśmiechnął się przelotnie na jej odpowiedź i zanim zdążył to dobrze przemyśleć, pochylił się odrobinę znowu w jej kierunku, jakby w konspiracji chcąc zacząć szeptać, bo co jeśli kamienne ściany dachu ich usłyszą?
- Chyba zostawię sobie to życzenie na później, może być przydatne w innej sytuacji, jeśli próbowałabyś oszukiwać przeznaczenie i uciekać od nieuniknionego. - Może wyszło bardziej sugestywnie niż brzmiało w głowie, a może celowo pozostawił to tak na granicy, wracając znowu do tej słownej przepychanki i gry zdań pozornie niepozornych. A może to ten jej czar jednak na niego wpływał? Chociaż nie powiązałby tego od razu z wilowatymi wpływami, a po prostu zrzuciłby na karb jej kobiecych wdzięków i bardzo umiejętnej manipulacji męskimi instynktami.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Widziała dość wyraźnie: coś blokowało monsieur Davenporta. Nie zdawał się jednakże być nieśmiały, co podejrzewała chwilę wcześniej; zdecydowanie zbyt gładko i odważnie podejmował rękawicę, gdy rzucała mu wielopiętrowe znaczeniowo słowa. Odpowiadał równie wielowarstwowo; nawiązywał do potencjalnych przyszłych spotkań; pochylił się znów ku niej na co odpowiedziała jedynie leciutkim uniesieniem o parę milimetrów prawego kącika ust.
Tym razem to ona się odchyliła; siedziała prosto, z twarzą zwróconą ku błoniom i przesadnie teatralną minką osoby zastanawiającej się jakby to oszukać zręcznego detektywa. Uniosła nawet dłoń, by móc pukać palcem o usta w tej swojej przesadzie.
Minka nie była wcale tak daleka od prawdy. Wiele biegło przez głowę.
Wyeliminowawszy pierwszą potencjalną przyczynę blokady: nieśmiałość, oczywiście pomyślała o braku komfortu. Czemuś nie ufał - jej lub samemu sobie. Łatwym sposobem na stworzenie tegoż komfortu było pokazanie lub zasugerowanie słabości, jakiegoś bólu. Musiała uczłowieczyć się w jego oczach, sprowadzić z pozycji kuszącej enigmy do poziomu skrzywdzonej losem osóbki noszącej swoje mechanizmy ochronne jak zbroję. W ten sposób będzie mógł zobaczyć w niej odbicie samego siebie, co jakże często bywa podwaliną nici zaufania.
Oriane miała na grzbiecie swój własny bólu zasób, nie traktowała jednak historii w której była czyjąś Lolitą jako potencjalnej amunicji. Nie, było to zbyt głębokie, osobiste. To był prawdziwy ból a nie tylko dyskomfort. Ba! Tak głęboko ta konkretna część życia się w niej osadziła, że nawet nie pomyślała o jej wykorzystaniu; tak bardzo swoją traumę zminimalizowała, że nie nazwałaby jej nawet traumą. Powiedziałaby: "Ot, stało się." nie wiedząc do końca dlaczego tak bardzo wnętrze nosa oraz kąciki oczu zwilgotniały.
Dlatego też, jeśli chodziło o pokazanie ludzkiej strony, wskoczyła od razu na temat przesiedlenia z Francji figuratywnie klepiąc się po plecach, że nie każde spotkanie z Noah przesiąknięte było dwuznacznością. Na eliksirach była koleżeńską pilną uczennicą; na zaklęciach nie zwróciła na niego nawet większej uwagi, poświęcając się zajęciom. Dzięki temu przygaszenie je ne sais quoi nie wypadnie nienaturalnie.
Zastanawianie się nie trwało długo; ot, przedłużenie wygłupów, przesadne rozważanie potencjalnych konsekwencji pozostania dłużnikiem. Cmoknęła zaraz językiem o podniebienie, kiwnęła głową jakby zgodziła się z własnymi myślami.
-Jak na ogół nie lubię mieć długu przysług, tak teraz zdaje się to być zapowiedzią miłego towarzystwa - odparła z szerokim uśmiechem, wciąż z tym samym zawadiackim połyskiem w oku.
Czy właśnie zasugerowała, że jest osamotniona? Oczywiście. O to właśnie chodziło. Czy zasugerowała jednocześnie, że Noah jest miłym towarzystwem? Owszem.
Nie mogła w końcu nagle przeskoczyć z jednego klimatu rozmowy w drugi. Podobne zmiany potrzebują gradientu.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Może powinien przewidywać, albo co najmniej spodziewać się pewnej długodystansowej gry towarzyskiej u kogoś takiego jak Oriane. Ale co takiego wiedział o niej, żeby w ogóle mieć ku temu powód? Owszem, jej bezsprzecznie królewskie pochodzenie mogło sugerować biegłość w manipulacji tłumami i jednostkami, nawet coś w jej pozornie niewinnym wyglądzie sugerowało jakiś poziom bezwzględności, to jak mówiła, jak się zachowywała... Ale Noah nie chciał nikogo szufladkować i oceniać, każdy zasługiwał na kredyt zaufania.
A przecież gry słowne, dwuznaczne konwersacje i sugestywne rozmowy podkreślały zrozumienie i nadawanie na podobnych falach. Ot, bez zobowiązania.
- Och, zaraz dług przysług. To nie dług, ani to nie przysługa. Sama przecież nazwałaś to życzeniem. Brzmi znacznie bardziej przyjemnie i nie tak... sztywno. - Wzruszył lekko ramionami, jakby i tym gestem nadając temu słowu dodatkowej lekkości i pozytywności. - Może moim życzeniem będzie właśnie wspólny spacer, podzielenie się wiedzą, spontaniczne kremowe piwo w Hogsmeade. Wszystko zależeć będzie od okoliczności. - Zamilkł może na sekundę. - Aczkolwiek mam nadzieję zaskoczyć cię kreatywnością tegoż życzenia, więc jeśli uważasz moje towarzystwo za miłe, mogę z miłą chęcią zaoferować swoją osobę jako towarzysza do... w sumie do czegokolwiek, czy to nauki, czy poznawania zamku i jego terenów. Może nawet niewielkich żartów mających na celu postraszenie nocnych wędrowców. - Uśmiechnął się nieco szerzej, rozbawiony nadal tym wcześniejszym mini przedstawieniem.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Słuchała jego słów uważnie. Wyłapała prędko miejsce, gdzie ich komunikacja się rozbiegła, prowadząc do drobnego niezrozumienia.
Czekając na moment sprostowania odchyliła się, podparła dłońmi o kamień za plecami; nadstawiła twarz ku niebu i pozwoliła jej mięśniom się rozluźnić. Uśmiech niby się zmniejszył ale też złagodniał. Delikatne powietrze niosło zapach wilgotnej trawy błoni oraz mchów obrastających kamień, dachówki.
Zaśmiała się krótko, rozbawiona, na ostatnie słowa Davenporta. Tak, zdecydowanie udał się jej ten psikusek. Zerknęła ku niemu.
- Nie sądziłam, mon ami, że planujesz zmarnować swoje życzenie. Albo może ja zawiniłam, nie dając ci na eliksirach wystarczająco jasno do zrozumienia, że nie potrzebujesz żadnych życzeń żeby spędzić ze mną czas - przerwała na moment, by mógł przypomnieć sobie zajęcia po których uciekł z prędkością światła. - Stąd wzięłam określenie "przysługa". Spodziewałam się jakiejś niecnej a nikczemnej prośby - przeniósłszy ciężar tułowia na rękę dalszą od Noah oparła głowę o swoje, wyżej teraz umiejscowione, ramię - jak sabotaż drużyny quidditcha czy... Mon dieu, nie umiem nic innego wymyśleć na poczekaniu! - Zaśmiała się lekko na podkreślenie, jak zabawne w jej opinii było ich małe niezrozumienie.
Zaraz się wyprostowała, odnajdując dopiero co przyjętą pozycję za niewygodną w objęciach peleryny. Złapała jej krawędzie żeby zasłonić nogi w cienkich pończochach przed wieczorowym chłodem. Owinęła łydki czarną wełną starannie po czym splotła dłonie w małdrzyk na podołku, zerknęła ku towarzyszowi.
- Ach, entre toi et moi, wciąż jestem równie chętna na wspólną naukę jak byłam na eliksirach - podjęła wątek, tym samym sugerując, że nie uważała jego natychmiastowego zniknięcia po tamtych zajęciach za obrazę.
Leciutko opuściła głowę, jakby złapała się w połowie nieświadomego skinienia głową mającego podkreślić jak bardzo była przekonana co do własnych słów. Niby nie uśmiechnęła się szerzej ale policzki nieco spęczniały dzięki czemu uśmiech sięgnął ciemnych oczu; wyglądała jakby cieszyła się na potencjalne spotkanie.
I... Aktualnie się cieszyła. Nawet jeśli poznawała Davenporta tylko żeby dotrzeć do jego tajemnicy mogła przecież się z jego towarzystwa cieszyć, nikt jej nie zabroni, ot co!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Bardzo możliwe - i bardzo niewidoczne w ciemności nocy - że zarumienił się odrobinkę na to jasne i otwarte przyznanie, że Ori chciała spędzać z nim czas. To było bardzo miłe i chociaż nie czuł żadnego onieśmielenia ani innego zawstydzenia, to bardzo delikatny rumieniec pojawił się w wyniku pewnego rodzaju ekscytacji. Uśmiechnął się nieznacznie szerzej i z bezgłośnym, niemal zduszonym "ha!" na moment opuścił wzrok gdzieś na kamienne płyty dachu. Dopiero po jej kolejnych słowach zerknął znowu w jej kierunku spod kąta, unosząc lekko brew.
- Sabotaż drużyny quidditcha? Doprawdy, Oriane, nie wiem czy w tej chwili to ja wychodzę na sztywniaka nie angażującego się w takie praktyki, czy to przeze mnie z ciebie wychodzi małe diablę. - Powiedział to całkowicie rozbawiony, drżącym od powstrzymywanego śmiechu tonem. Nie miał nic złego na myśli, ani wobec niej ani wobec siebie!
Zupełnie nieświadomie i wręcz ie poświęcając temu za dużo uwagi, przesunął spojrzeniem na jej ręce poprawiające płaszcz, zanim znowu spojrzał jej oczy odbijające setki gwiazd na niebie. Zacisnął nieco mocniej szczęki, raczej nieznaczący nic gest, ot zwykły odruch człowieczy nie sugerujący nerwowości, ale wspomnienie tamtej lekcji eliksirów... cóż, wtedy nie do końca był w pełni opanowanym sobą. Pełnia była tak blisko, że instynkty brały górę i musiał bardzo mocno skupić się na okiełznaniu ich, przynajmniej będąc wśród innych uczniów.
- To może w takim razie zamiast chodzenia wokoło tematu ustalmy konkretną pasującą nam datę i... zobaczymy co z tego będzie? Może nauka, może spacer, może spotkamy się na korytarzu tylko żeby wymienić uśmiechy, bo jednak napięty grafik nie pozwoli na nic więcej? - Rzucił jej naprawdę luźną propozycję, mając jednak nadzieję, że zgodzi się na poniekąd randkę w ciemno.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Biorąc pod uwagę, że wpadłeś na mnie straszącą rówieśników piosenką o morderstwie, powiedziałabym, że jestem małym diablęciem niezależnie od twojej bliskości, mon ami - odparła równie rozbawiona, zaczepnie trykając chłopaka łokciem.
Z daleka łatwo było myśleć, że jest zbyt królewska na nastoletnie wygłupy, na przekomarzanki i psikusy - w końcu właśnie dla sprawiania takiego wrażenia od dziecka wpajało się jej wszelkie zasady drogi życia, savoir vivre et bon ton. Dlatego pewnie dziwne mogło się wydawać kiedy była frywolna; szczególnie kiedy dostrzegało się, że nawet podczas wygłupów ciało pozostawało w nienagannej postawie: plecy proste, nogi razem, głowa wysoko.
Dopiero po chwili na przyzwyczajenie się, przemyślenie, przestawało się zwracać uwagę na nienaganną elegancję; dopiero kiedy się poświęciło nieco czasu na poznanie Oriane rozpoznać można było pod anielskością uroku kobietę głośnych myśli, wielu opinii, zakochaną tak w ekscytacjach cywilizacji jak bieganiu boso przez zroszone porankiem łąki.
Skrótowo mówiąc: wytrenowana była by wyglądać bardzo jednowymiarowo, bardzo perfekcyjnie, trening jednak nie wybił z głowy ognistej osobowości.
Głównie dlatego, że nie było to jego celem, ale to rozprawa na inny dzień, inną rozmowę. Wróćmy lepiej do lekkości chwili obecnej.
- Doskonały pomysł - zgodziła się od razu, kiwając dla podkreślenia słów głową. - Jeżeli nie masz nic przeciwko wspólnemu odrabianiu lekcji byłabym ogromnie wdzięczna za moralne wsparcie przy pisaniu referatu na historię.
Nie kłamała, nie oszukiwała, nie była to nawet półprawda czy ćwierćprawda. Tematem były bunty goblinów, co były zawsze bardzo czarodziejo-centrycznie opisane, co z kolei wprawiało Orianową krew w stan wrzenia. Moralne wsparcie było jej bardzo potrzebne.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
|