20-03-2021, 02:02 PM
Trawiasty brzeg jeziora

Trawiasty brzeg jeziora
|
22-09-2021, 02:36 PM
Nie możesz mi pomóc. Oczywiście. Mogła spodziewać się takiej odpowiedzi. Nawet nie pomyślała o tym, czy była szczera czy też nie – poczuła się z nią paskudnie.
Na co dzień była okropną osobą. Albo przymilała się, albo wpadała w melancholię, albo rzucała rzeczami i raniła wszystkich dokoła. Była paskudna, jeśli chodziło o relacje międzyludzkie. Była skrajnym inwalidą emocjonalnym, który nie potrafił poruszać się… praktycznie wcale. Reagowała na najdrobniejsze impulsy, które podpowiadały jej jedynie, czy jest w stanie zagrożenia czy też nie. Najczęściej była. I najczęściej obrywało się tym, którym nie powinno. Ten jeden, jedyny raz chciała być pomocna. Zrobić… coś. Pokazać, że jej zależy, że nie jest złem i diabłem wcielonym, że chociaż raz może zrobić coś dla kogoś. Wyciągnąć chociażby dłoń. Być obok. Wesprzeć. Ale nie mogła nic zrobić. Te słowa były dla niej tak gorzkie, że momentalnie ścisnęły jej gardło. Odwróciła wzrok od twarzy Romilly’ego i pokiwała tylko lekko głową, dając mu znać, że rozumie. W pewnym sensie rozumiała. Rozumiała, że nie potrzebował jej pomocy i… i że nic się w jej życiu nie zmieni. Zabrała też delikatnie dłoń z jego dłoni, jeszcze przez moment milcząc, kiedy zadał jej pytanie. Nie wiedziała nawet, czy nie chciała odpowiedzieć na to pytanie, czy zwyczajnie nie potrafiła. Medytujesz? Biegasz? Przemknęło jej przez myśl, że tak na dobrą sprawę nie robiła nic. Nic, żeby się uspokoić, żeby wytłumić. Bo nie potrzebowała. Już w chwili obecnej nie czuła nic. Co jeszcze miałaby sobie odebrać? — Próbuję poczuć, że żyję – odparła bezpośrednio, odwracając na moment twarz w stronę Romilly’ego, aby posłać mu krótki, nieco wymuszony uśmiech, nim zwróciła ją z powrotem w stronę tafli jeziora. Mógł to zrozumieć jak tylko chciał. I zapewne nie pomyliłby się za bardzo. Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
06-02-2022, 08:22 PM
Nie widział i nie czuł nagłego uderzenia bólu, jaki przeżywała teraz Aspasia. W jego odczuciu zachował się w porządku i normalnie. Nie chciał rozmawiać z nią o pewnych rzeczach, z nikim w zasadzie nie chciał. Ale zamiast ją ofukać i być jak zwykle bucem największym, był całkiem miły. Z wiadomych względów w tym momencie, plus o dziwo wyrobili sobie pewne w miarę stabilne porozumienie, zawieszenie broni, która została przeciw sobie uniesiona bez powodu, dawno temu. Nie chciał chyba do tego wracać.
Przeniósł na nią wzrok, na chwilę go zatrzymując. To było dosyć... Mocne stwierdzenie, owszem. Na chwilę nie wiedział co powiedzieć. Jednocześnie jednak poniekąd zrozumiał jakoś te słowa, na swój sposób. A przynajmniej porównał to w głowie do momentów gdy on próbował poczuć cokolwiek prawdziwego, gdy miał ataki paniki albo tkwił w złości czy apatii zupełnie bez powodu i nie widział wyjścia, przez co atakował sam siebie. Ból też mógł być prawdziwy i czasem dobrze było go poczuć, tak żeby przypomnieć sobie kim jest, gdzie jest, i oddzielić prawdziwe od samonapędzanych iluzji w jego głowie. Skinął zatem głową krótko, cicho wzdychając, po czym zwrócił wzrok na jezioro. Podkulił nieco nogi w kolanach, otaczając je ramionami i opierając brogę między kolanami. Nie miał nic więcej do powiedzenia, zresztą świat był wolny i jakby nawet chciał coś więcej od siebie dać niż kiwanie głową, to potrzebował nieco więcej czasu na zebranie myśli. Więc dobre kilkanaście minut siedział tylko i patrzył na wodę w głębokim zamyśleniu, choć wyglądało na to, że był akurat absolutnie w pełni spokoju i harmonii ze sobą i otoczeniem. Na upartego może faktycznie trochę był... A jeśli Aspasia nic nie mówiła, dopiero po tym czasie odezwał się cicho, spokojnie: - Tak jakby ten zjeb co cię męczy nie mógł takich widoków malować. - Lekko palcem kiwając na jezioro. - Byłby to mniej pojebane niż ściganie ludzi na korytarzach. "The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger- Too late to pull itself together now."
20-02-2022, 11:54 PM
Cisza, która pomiędzy nimi, nawet nie była nieprzyjemna. Chyba ją to nawet zaskoczyło. Po tych wszystkich chwilach, w których byli wobec siebie wrogo nastawieni i traktowali się paskudnie, dziś siedzieli obok, tuż przy tafli jeziora, oboje praktycznie w takich samych pozycjach – z podkulonymi lekko nogami, obejmując je ramionami, wspierając o kolana podbródek… I milczeli. Jak dwójka dobrych przyjaciół, która nie musiała nic mówić, aby się rozumieć.
To były bardzo pobożne życzenia. Bycie przyjacielem Romilly’ego. Ale w pewien sposób rzeczywiście zaczynali się rozumieć. Wpuścili się do swoich światów, uchylili drzwi swojego cierpienia i, choć nadal trochę nieufni, pozwolili sobie na kilka słów więcej. Na inne niż dotychczas traktowanie. Nie wiedziała, jak się z tym czuła. W pewnym sensie… cieszyła się. Zmiany, które w nim zaszły, z kompletnie niewiadomego powodu, naprawdę ją cieszyły, bo mogła dostrzec w nim bratnią duszę, o podobnych problemach, z podobnymi zmaganiami. Z drugiej zaś, momenty, w których przypominał jej, że to nadal początek zmiany i tak naprawdę wciąż pozostawali dla siebie obcy, bolały. Tak jak teraz. Teraz, gdy chciała wykazać się dobrą wolą, a on bezpośrednio stwierdził, że nic nie mogła zrobić. Było jej cholernie przykro. A jej żal płynął w ciszy, porywany przez delikatny wiatr, ku lekko poruszanej przez niego tafli jeziora. Gdyby mogła, utopiłaby go. Najpewniej wraz ze sobą. Dlaczego więc tego w końcu nie zrobić? Drgnęła nerwowo, kiedy niespodziewanie Romilly odezwał się znowu. Zaskoczył ją. W pierwszej chwili nawet nie wiedziała, o czym mówi. Dopiero potem przypomniała sobie o Villiersie, jak za nią chodził i marudził jej o jakiś obraz. Westchnęła cicho, na usta przyzywając niemrawy, lekki uśmieszek. — Tak. Cóż – mruknęła dość sceptycznie. – Z takim widokiem nie skończy w łóżku. W przeciwieństwie do większości jego modelek. Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I? |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|