Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Kiedyś pomyślałby, że Saoirse na pewno zostanie w tyle i będzie zastanawiać się co się stało. Ewenetualnie zapyta go później. Miałby nadzieję na to, że ot wstanie i pójdzie, i aktualnie uda mu się nawiać. Teraz nie miał tego komfortu, miał jedynie zapętlone w głowie błagania do wszechświata by przypadkiem Puchonka nie poszła za nim, bo już dość się skompromitował. Wszechświat odpowiedział środkowym palcem, naturalnie, i w sumie to całkiem mu się nie dziwił, to chyba nazywa się karmą.
Nie odepchnął jej ręki. W zasadzie już od dawna nie uniósłby na nią ręki, nawet w swoich skrajnych atakach raczej starał się być daleko, a jak raz nie był, Saoirse sprowadziła go do parteru. Zresztą wbrew pozorom nie znosił przemocy, jedynie jej nie kontrolował i czasem nie potrafił zachować się inaczej. Wcześniej i tak był gwałtowniejszy, teraz przynajmniej Puchonka miała pewną sporą taryfę ulgową w jego humorkach. Tylko odrobinę skrócił krok, odruchowo bardziej, zerkając na Saoirse i ich ręce. Na chwilę nawet zrobiło mu się gorąco i szczerze nie był w stanie powiedzieć czy to przez wewnętrzną panikę i wstyd, złość, czy może bliskość z Saoirse, czy może w ogóle trzecia opcja, niezwiązane uderzenie gorąca i zaraz będzie się czuł co najmniej chujowo. Skąd miałby wiedzieć? Niby powinien, sam zna siebie najlepiej, ale zdaje się, że to nie było nawet w połowie takie proste czy oczywiste.
Niemal od razu odwrócił wzrok, bardziej w generalnej frustracji niż jakimikolwiek złymi emocjami wobec Puchonki. W siebie mógł bić do woli, ale nie chciał by ona jakkolwiek brała na siebie winę.
- Nic złego nie powiedziałaś, przestań. - Powiedział od razu pewnie, nawet rzucając jej zdecydowane spojrzenie. - Nie o to chodzi zupełnie, ale nie przejmuj się, nic złego nie zrobiłaś. Potrzebuję tylko... Chwili.
Chwili na to żeby znowu być normalnym, albo na to żeby się przynajmniej uspokoić i spróbować od nowa jakoś naprawić swój wizerunek, teraz najpewniej gorszy niż zanim odbyli rozmowę sprzed chwili.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Przeoczyła jego zdecydowane spojrzenie, ale jego ton mówił wystarczająco. Czyli nie powiedziała, a może spojrzała nieodpowiednio? Albo może zbyt natarczywie?
Dlatego też po jego odpowiedzi tylko na moment zerknęła na niego, wciąż z nieznacznie spuszczoną głową.
Następnie zacisnęła na moment mocniej usta, sama łapiąc się na pewnej niezręczności sytuacji, którą chciała naprawić.
Zatrzymała się, nie puszczając jego ręki i zaraz przeniosła ciężar ciała na pięty, a następnie na palce, gibiąc się w ten sposób ledwie dwa razy, jakby to miało pomóc jej rozładować pewne spięcie... Spięcie, którego w sumie Romilly nigdy u niej nie widział, a przynajmniej nie w tym wydaniu.
- No to... Możemy na przykład gdzieś przysiąść... I będziesz miał chwilę... A ja nie będę gadała tyle-... Tak dużo... A potem dogadamy się co do tego Hogsmeade? - ponownie podniosła na niego wzrok, przekrzywiając teraz lekko głowę i mówiąc dużo ciszej niż zwykle, jakby nie chciała być zbyt przytłaczająca. - Znaczy, o ile nadal chcesz, nie?
A przecież mieli tu dużo przestrzeni - mogli przysiąść na murku, mogła poczekać, nie spieszyło jej się!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Nie miał pojęcia jak bardzo Saoirse obwinia siebie o to, że on nie potrafił ot zachowac się normalnie. Nie chciał żeby czuła się źle z jego problemami i sądził, miał nadzieję, że trochę przywykła do tego, że czasem po prostu działy się rzeczy, których nie mogła rozumieć. Nawet on nie zawsze rozumiał, po prostu się działo.
Zatrzymał się z nią, bo nie będzie się z nią szarpał jak dzikus (mógłby, ale przynajmniej tyle dobrego, że zaczął oduczać się takich durnych odruchów), jednak nie od razu obejrzał się na nią, na chwilę wlepiając wzrok przed siebie. Nabrał powoli powietrza, nieświadomie zupełnie na chwilę mocniej ściskając jej dłoń przymającą jego.
- Chcę. - Acz też nie wiedział jak odpowiednio przekazać jej, że powwinien zostać na chwilę chociaż sam, nie brzmiąc przy tym jak ostatni kutas wyrzucający, że nie chce jej widzieć. Nie o to mu chodziło. Ale jak nie układał w głowie przekazu, brzmiało... Źle. - Bardzo chcę, tylko teraz potrzebuję zostać sam i ogarnąć...
Well, się. To najlepsze określenie, ale zamiast dokończyć, wolną ręką lekko niby machnął ku sobie krótko. Nie patrzył przy tym na nią, bardziej tylko zerkając. Ilekroć jednak na nią zerkał, przypominał sobie, że nie wie co się z nim dzieje i cokolwiek to jest, nie powinno się dziać. W rzeczywistości zmiany nie były tak spektakularne jak zazwyczaj. Czarne dłuższe włosy, proste, i czarne tęczówki połyskujące nieco srebrem i ciemną czerwienią. Wydawał się nieco bledszy być może, jednak było to bardziej ze względu na kontrast niż jakiekolwiek dalsze niekontrolowane zmiany.
W emocjach jedynie nadal nieco ściskał dłoń Saoirse, niezbyt mocno, ale odczuwalnie, co kłóciło się z jego sugestią, że musi być sam. Ale akurat nie zdawał sobie z tego sprawy, cały był spięty i bardziej przykuwał uwagę do tego, że nie panuje nad sobą, a powinien. O to w końcu cała wojna z matką, między innymi, a tak jak w dyskusjach z nią złościł się, że nie wszystko da się kontrolować, tak gdy przychodziło co do czego, sam nie raz wkurzał się na siebie o to samo. Szczególnie gdy próbował być spokojny i wyluzowany w bardzo ważnym dla niego momencie wyjścia daleko poza strefę komfortu, a wyszło jakby miał, prawdopodobnie, jakiś cyrk na łbie i chuj wie co i gdzie jeszcze. Czasem odnosił wrażenie jakby im bardziej się starał, tym gorzej wychodziło...
- Po prostu coś odpierdalam i chcę się ogarnąć, okej? - Dodał na jednym tchu, zerkając na nią nieco dłużej by wiedziała, że jedynie o to chodzi, nie o żadne urazy wobec niej.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Nie rozumiała, dlaczego miałby musieć się ogarnąć. Czy chodziło jednak o to, że wzbiera się w nim ponownie agresja, czy raczej chodziło o ogarnięcie wyglądu? Czyli jednak to problem, że przyglądała mu się wcześniej?
Zmarszczyła lekko brwi i popatrzył na niego - tym razem chwilę dłużej, z wyraźnym zmartwieniem.
- Wiesz, ostatni raz, kiedy mówiłeś mi, że potrzebujesz zostać sam...
Konkretnie w zeszłym roku szkolnym, kiedy miał ogromny problem z opanowaniem emocji i choć nigdy nie wracali do tego tematu, ona czasem wspominała to z pewną dozą niepokoju. Nie martwiła się wtedy za bardzo o siebie, a o niego. W końcu to on wyglądał, jakby był na skraju załamania.
- Po prostu, wiesz, jak potrzebujesz jakiegoś cichszego miejsca i pogadać, albo może posiedzieć nawet w ciszy, czy coś, ja mam czas i... No, mogę iść z tobą, mogłoby być ci może łatwiej, czy coś? Albo jakbym mogła ci pomóc jakoś inaczej? Znaczy, no bo... Ja wiem, że ty znasz siebie najlepiej i wiesz, czego się po sobie spodziewać i w ogóle, ale... No nie wiem, myślę, że po prostu z kimś mogłoby być ci trochę łatwiej, jak wtedy ostatnio, znaczy, w zeszłym roku, no bo... No bo w sumie chyba było trochę? W sensie, trochę łatwiej?
Mówiła szybko, choć ciszej niż zwykle i zdawała się nieco ostrożniej dobierać słowa.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Nie sądził by to miał być czas na atak. Chyba. Raczej po prostu przytłoczył go stres i cała sytuacja, faktycznie trochę spanikował... Ale też nie miał pojęcia, może i faktycznie jakby poszedł to sam siebie by niecelowo nakręcił ku zbyt większej dramie niż potrzeba. A może by odetchnął i doprowadził się do porządku. Nie miał pojęcia i w sumie nie pomyślał nawet o tym w ten sposób. Po prostu odruchem było, że gdy czuł się źle jakkolwiek, uciekał do swojej samotni i jakoś tam sobie radził, lepiej lub gorzej.
Zawiesił wzrok na Sao, marszcząc lekko brwi w zastanowieniu co aktualnie było i kiedy, gdy chciał zostać sam. Bo też właśnie, to raczej typowe dla niego, nie wiedział do końca o który raz jej chodziło. Dopiero w miarę jak mówiła, a konkretnie pod koniec, załapał do czego nawiązywała. Aż zrobiło mu się głupio, zarówno przez to, że tak się wtedy uniósł, choć wiedział, że to niekoniecznie jego wina i nie miał też nad tym zbytniej kontroli, jak i to, że nadal nie było to przeszłością i wcale nie tak dawno temu przecież miał podobny moment. Tylko tym razem inną osobę sobą poszczuł, nieszczęśliwie. To tak jakby się zastanawiał ktokolwiek dlaczego raczej trzymał się od ludzi z daleka - dlatego.
- A. - Odwrócił na chwilę zmieszany wzrok. - Tak... Ale to chyba nie aż taka potrzeba tym razem, znaczy, chyba nie... - W sumie nie był pewien jak to nawet nazwać żeby nie brzmiało zbyt pojebanie. Ale nadal stali na korytarzu i gdy tak widział jak gdzieniegdzie przechodzili przypadkowi ludzie, tylko bardziej się denerwował. Odetchnął cicho, trochę przyparty do muru. - Dobra, po prostu chodź stąd. - Mruknął cicho, ustępując. Znał ją dość by wiedzieć, że nawet jakby się wydarł to by tylko naciskała, zresztą miała dobre powodu ku temu, więc mógł albo tu stać i dyskutować dwa dni pogarszając i tak gównianą sytuację, albo ustąpić i przynajmniej uniknąć dziwne spojrzenia rzucane w ich kierunku, jakie mu nie umknęły i tylko sprawiały, że czuł się ze sobą gorzej. Za jednym takim spojrzeniem dopiero sam spojrzał na trzymają dłoń Saoirse i puścił ją, zabierając rękę jeśli pozwoliła i nerwowo wtykając ręce do kieszeni bluzy. Skierował się w zasadzie do najbliższego miejsca, które kojarzył, że może być jakkolwiek kojarzone z prywatnością, pozwalając Saoirse podążyć za sobą.
z/t x2
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
16 października, piątek, 11:10
Nudziła się, a w przypadku Reagan to nigdy nie wróżyło dobrze. Zawsze, kiedy dopadała ją nuda, zwłaszcza ta skrajna, pakowała się w znacznie poważniejsze kłopoty, niż normalnie. Teraz nie miała za bardzo czasu, aby pokombinować bardziej, jeśli nie chciała przy tym opuścić zajęć, niemniej istniało prawdopodobieństwo, że to właśnie podczas lekcji zrobić coś, za co dostanie kolejny szlaban. Albo straci punkty, chociaż do tego koledzy z domu już dawno powinni przywyknąć. Nie było tygodnia, w którym Lycoris nie pozbawiłaby Gryffindoru kilku z nich. Ale hej, czy nie prawdą było, że Wielka Trójca za czasów szkolnych również je traciła? Co prawda później jakimś cudem udawało im się to odrobić, ale podobno niesmak pozostał. Ona przynajmniej nie narażała innych uczniów, jak tamci.
Wyszła na dziedziniec, spacerując po nim chwilę. Ale i tu nie znalazła niczego, czym mogłaby się zająć, dlatego ostatecznie wskoczyła na murek otaczający jeden z korytarzy.
Musiała coś wymyślić, jeśli nie chciała zwariować. Może powinna podłożyć komuś łajnobombę? Dawno tego nie robiła. Mogła też rzucić na przypadkową ofiarę (na przykład imieniem Philip) zaklęcie, które poprawiłoby jej humor. Istniał też plan, w którym to po raz kolejny włamuje się do gabinetu woźnego, ale o tej porze zapewne urzędował gdzieś blisko. Tak, na to zdecydowanie potrzebowała znacznie więcej czasu, niż niecałą godzina. Bo to zawsze wiązało się z połączeniem dwóch planów. Jeden odciągający mężczyznę jak najdalej, a drugi na wejściu do jego komnaty. Odłoży to na później, bo była ciekawa, czy w jej teczce przybyło kilka kolejnych wpisów. Pewnie nie, ostatnio jakoś zrobiła się spokojniejsza. Musiała to zmienić, jeśli nie chciała całkiem wyjść z wprawy.
Zaczęła przeskakiwać pomiędzy kolumnami, okręcając się wokół nich. Nie myślała o tym, że mogłaby spać. Jakoś nigdy nie zaprzątała sobie rudej głowy podobnymi problemami. Zupełnie, jakby jej nie dotyczyły.
Z tym, że była tylko człowiekiem, a każdy człowiek ulegał wypadkom. Czemu los miałby ją pod tym względem oszczędzić? Za młodu raczej nie wykupiła specjalnego pakietu, ani paktu z diabłem nie zawarła, dlatego w chwili, w której ponownie chciała przeskoczyć na dalszą część murku, jej noga stanęła na nim nie tak, jak powinna. Stopa się ześlizgnęła, a ona, chociaż bardzo próbowała złapać się gładkiej kolumny, poleciała do tyłu.
- Kurwa - wyrzuciła z siebie jedynie, oczekując twardego lądowania.
Z tym, że takie nie nadeszło, co w pierwszej chwili wprawiło ją w zaskoczenie. Co jest? Przecież nie potrafiła lewitować. Uniosła głowę, orientując się, że znalazła się w czyichś ramionach.
Szybko okazało się, że należały do pewnego Puchona, który ostatnimi czasy ratował ją dosłownie przed wszystkim.
- Oooo, siema Gilmore - rzuciła.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Zdarzało się tak, że Teddy starał się być pilnym uczniem. A im bliżej do egzaminów, tym częściej mu się to udawało (nie oszukujmy się, w dużej mierze zawdzięczał to któremuś z przyjaciół, którzy zdolni była przywiązać go do krzesła, żeby z miejsca się nie ruszał, choć ostatnio jego Puchoni coś przycichli...). Na przykład dzisiaj! Nie spóźnił się na dotychczasowe zajęcia, udało mu się zrobić jakieś notatki i nawet zamierzał poświęcić piętnaście minut (bo dłużej nie da rady), na przejrzenie materiału do kolejnej lekcji. I zamierzał zrobić to na świeżym powietrzu, a jakże!
Pewnie poszedłby od razu na błonia, gdyby gdzieś odrobinę ponad głowami innych uczniów nie ujrzał znanej rudej czupryny. Uśmiechnął się pod nosem, wzrokiem śledząc poczynania Livki. Coś w brzuchu wywinęło radosnego pirueta, kiedy tylko skierował kroki w kierunku Gryfonki. Nie mogła go widzieć, bo był kilka metrów za nią. Zbliżał się z każdym krokiem, ale ona wciąż była zbyt zajęta spacerkiem na wysokości. Zwolnił, kiedy był około półtorej metra za nią, właśnie miała przeskoczyć na drugą stronę kolumny, więc nie chciał jej zdekoncentrować nagłym "no siema", bo nie chciał żeby spadła.
Los miał jednak inne plany - postanowił sprawdzić refleks Tadzia. Kiedy tylko zauważył, że dłoń Reagan ześliznęła się z kolumny w najmniej odpowiednim momencie, a jej całe ciało zaczęło niebezpiecznie przechylać się w stronę podłoża, jednym susem znalazł się tuż obok. Wyciągnął przed siebie ręce na czas, żeby złapać lecącą dziewczynę w bardzo zgrabny sposób, jakby ćwiczyli to setki razy. W międzyczasie wypuścił książkę, którą trzymał w dłoni, bo jak inaczej miałby ratować damę w opałach?
Uśmiechnął się bohatersko, kiedy tylko Livka zorientowała się co się stao, dlaczego nie walnęła w podłogę.
- Siema Reagan. Jak tak dalej pójdzie, to uznam, że na mnie lecisz. - Raz dosłownie na niego zleciała, teraz to on sam się podłożył i nikt zębów nie pogubił ani tyłka nie obił. Tadzio sam by na siebie leciał, jakby się ratował od tylu upadków! W sensie dosłownym, bo jakby spadał, a później łapał... No dobra, wolał jednak myśleć o tym, że to trzymana w ramionach rudowłosa dziewoja na niego leci. To była znacznie przyjemniejsza myśl i wywoływała aż gęsią skórkę na ramionach ukrytych pod szatą.
Nie odstawił jej tak od razu na ziemię, jakoś tak przyjemnie było trzymać ją w ramionach, tym bardziej ze świadomością, że właśnie się ją uratowało. A co, jeśli roztrzęsiona tym upadkiem nie będzie mogła stać stabilnie na miękkich od emocji nogach? Bezpieczniejsza była w stabilnym chwycie Teddy'ego.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
Patrząc przez pryzmat licznych sytuacji, Lycoris już dawno powinna się nauczyć, że nie była bezkarna. Ulegała wypadkom tak, jak ulegał im każdy, kto pakował się w kłopoty tak często, jak ona. Zresztą równie dobrze ktoś inny mógł na nią sprowadzić jakieś incydenty, czy to na zajęciach, czy na szkolnym korytarzu.
Niestety, nawet po tym wszystkim dziewczyna była przekonana, że w chwili, w której podejmowała się czegoś nowego, nic nie może się jej stać. Niemal tak, jakby była pewna temu, że los ją oszczędzi. Nigdy tak nie robił, ale szybko zdawała się zapominać o przeszłości i pewnego rodzaju porażkach. Bo właśnie tak traktowała to, co nie szło po jej myśli.
Teraz, kiedy przeskakiwała na kolejne to części kamiennego muru, również wypierała z głowy, że to może się nie udać. Przecież nikt tu nie siedział, nie padało, nie było ślisko. Co takiego mogło się wydarzyć, że nagle miałaby upaść?
Najwidoczniej wszystko, skoro niespełna kilkanaście sekund później faktycznie straciła oparcie, którego nijak nie mogła ponownie odzyskać. Nie pomagały próby złapania się kolumny, a tym bardziej postawienia stóp tak, żeby reszta ciała była stabilna. Na takie kroki było stanowczo zbyt późno i nie pozostało jej nic innego, jak pogodzić się z przyszłymi siniakami. Ewentualnie skręceniem czegoś, bo wysokość była zbyt mała, żeby można było mówić o złamaniach. Przynajmniej tyle dobrego.
Wylądowanie w ramionach Puchona było dla niej kolejnym wybawieniem. Znowu okazał się pomocny i zrobił niemal za jej poduszką. Co prawda tym razem z nóg go nie zwaliła, ale było miękko. Kto by pomyślał, że ten niepozorny Puchon miał tak silne ramiona.
-Jakby nie patrzeć, chyba tak jest, co? Niedługo będziesz mógł się chwalić swoim kolegom, że Reagan często znajduje się w twoich ramionach. No chyba, że już to robisz - spojrzała na niego zaczepnie, przez kilkanaście ładnych sekund zapominając, że nadal ją na rękach faktycznie trzymał. Jakoś jej to umknęło, ale kiedy przechodzący obok nich Ślizgon parsknął pod nosem, przypomniała sobie, jak to wyglądało.
-Wiem, że świetnie jest w tych ramionach mnie mieć, ale możesz mnie postawić. Tym razem obejdzie się bez siniaków, czy to u mnie, czy u ciebie - skomentowała. - I dzięki, żeby nie było, że wdzięczna nie jestem - powiedziała bez żadnej negatywnej nuty. Nie miała niczego do Teddy’ego. Było w porządku.
-Śledziłeś mnie, że po raz kolejny znalazłeś się w idealnym miejscu o idealnej porze?
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Tak jak i niepozorna Livka okazywała się mieć dużo siły w ramionach, tak i Teddy mógł zaskoczyć. Przecież obydwoje grali na pozycji pałkarza, musieli mieć wystarczająco siły, żeby odbijać rozpędzone tłuczki, jak inaczej mieliby być skuteczni? Gimore obronił Reagan dwa razy od dwóch tłuczków niemalże na raz, miałby zawalić w roli prywatnego rycerzyka w aluminiowej zbroi i nie złapać jej, kiedy spadała? Więc złapał tak, jak się należy.
Nie znaczy to, że podszedł do tego super spokojnie, jakby takie rzeczy działy się codziennie. Adrenalinka troszkę mu skoczyła i pewnie jak ją już odstawi, to ręce zaczną mu drżeć odrobinę. Na dodatek zarumienił się blado, kiedy Livka wręcz potwierdziła, że na niego leci! Aż poczuł, jak robi mu się trochę gorąco, na samą myśl... um, może lepiej nie wchodzić na tę ścieżkę myślową.
Pomimo chwilowego zmieszania, uśmiechnął się nieco głupkowato, wyobrażając sobie, jak mówi Kitty, albo jeszcze lepiej, Arthurowi, że ostatnio Reagan całkiem często znajduje się w jego ramionach. Z pewnością im o tym powie, bo teraz to było ewidentne, halo. Nie będzie takich rzeczy przed przyjaciółmi ukrywał. I podejrzewał czego może się spodziewać po każdym z nich.
- Jeszcze tego nie zrobiłem. Ale chyba zacznę. - Parsknięcie przechodzącego obok Ślizgona wyrwało go z toku myślowego, przez co wrócił na ziemię. I choć potrzymałby Livkę jeszcze trochę, to sytuacja chyba zaczęłaby robić się niezręczna. Dlatego odstawił ją bezpiecznie i jak był już pewien, że sama utrzymuje stabilnie pion, odsunął się na pół kroku.
- Spoko, kawa załatwi sprawę. - Tak naprawdę wystarczyło już i samo podziękowanie, ale kawa to doskonały pretekst, żeby spędzić razem więcej czasu. Cóż, lubił z nią przebywać, nawet bardzo polubił jej towarzystwo i na dodatek uważał ją za ponadprzeciętnie ładną, nie zaprzeczyłby, gdyby ktoś zapytał go, czy mu się podoba.
Podrapał się po skroni, kiedy zadała następne pytanie. Hm, czy ją śledził? Nie ukrywał się z tym, że zaczął za nią w pewnej chwili podążać, mimo że szedł w odrobinę innym kierunku.
- Może troszkę. Zauważyłem cię spacerującą po murku, chyba to jakiś szósty zmysł kazał mi za tobą pójść. - Tak! To z pewnością było to, a nie nagła świadoma zmiana planów. No bo jakby poszedł jednak na błonia, to Liv stłukłaby sobie swój zgrabny tyłek i jaki byłby z niego wtedy rycerz?
Rozejrzał się po podłodze, bo przypomniało mu się właśnie, że przecież miał ze sobą książkę! Zauważył ją leżącą kartkami do podłogi - część z nich lekko zgięta - jakieś dwa metry za sobą. Podszedł po nieszczęsny wolumin i podniósł go, starając się od razu wyprostować kartki w drodze powrotnej do Gryfonki.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
Gdyby nagle Lycoris została poproszona o opisanie wszystkich dziwnych sytuacji, w których miała okazję się znaleźć, a które nie działały jej na nerwy na tyle, by zaraz coś wokół siebie rozwaliła, z całą pewnością opisałaby tych kilka ostatnich, mających miejsce z Teddym. To, jak ostatnim razem na niego wpadła, kiedy naszło ją łażenie po drzewach. To, jak zajął się nią w Zakazanym Lesie, kiedy na chwilę oślepiło ją światło. To wszystko z całą pewnością pokazywało abstrakcyjność, której dawno nie doświadczyła. Co gorsza, jakoś nie miała niczego przeciwko, że Puchon się koło niej kręcił, służąc pomocą zawsze, kiedy było trzeba. Był w porządku, co ustaliła już wcześniej i to nie tylko dlatego, że grał z nią w Quidditcha. Po prostu był jakiś taki bezproblemowy i tak bardzo podatny na manipulację, że aż chciało się to w pewien sposób wykorzystać.
-O proszę, czyli jednak będziesz to wykorzystywał. A już myślałam, że jesteś jednym z tych, który nie chwali się wszystkim. Tylko Gilmore, jak już, proszę bez koloryzowania. Pamiętaj, że to jest szkoła, a ja dowiem się o wszystkich pomówieniach - skomentowała, patrząc na niego niebieskimi tęczówkami. W połowie żartowała, w połowie niekoniecznie. Mógł opowiadać co tam chciał, póki wszystko miało pokrycie w rzeczywistości, bo tym, czego Reagan naprawdę nie lubiła były kłamstwa na jej temat. Ewentualnie na temat jej przyjaciół bo i w ich obronie potrafiła stanąć. Wyglądała na twardą, wyglądała na taka, która nijak nikim się nie przejmuje, ale miała swój honor i ludzi, o których mogła powiedzieć, że byli dla niej naprawdę ważni. Jak chociażby Kira. Z tym, że z nią aktualnie miała ostro na pieńku.
Wygładziła ubranie, kiedy postawił ją na ziemi. Śmiech Ślizgona? Tym z pewnością się nie przejmowała. Oni zawsze wydawali z siebie dziwne dźwięki.
-Wspaniale. W takim razie jesteśmy umówieni. Z tym, że nie oczekuj, że znam się na kawie - stwierdziła, nie widząc najmniejszego problemu, a już z pewnością niczego dziwnego w tym, że mieli się spotkać w ramach rekompensaty. Wiedziała, jak działa ten świat. Nie było nic za darmo.
-Przyznaj się Teddy, że chciałeś popatrzeć na mój tyłek jak się obracałam - powiedziała, nachylając się trochę w jego stronę. Droczyła się z nim, bo z jakiegoś powodu zabawnie reagował. Zaraz jednak odsunęła się o krok. - W każdym razie ponownie w porę. Przynajmniej nie obiłam sobie twarz, ani niczego innego. Obrałeś sobie za cel bycie moim Rycerzem? Zawsze myślałam, że istnieją jedynie w mugolskich książkach - powiedziała, tym razem siadając na murku. Na jakiś czas miała dość skakania.
- Możesz usiąść obok. Ostatecznie ustaliliśmy, że w takich sytuacjach nie gryzę - uśmiechnęła się do niego lekko, robiąc mu miejsce obok siebie.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
Może to po prosu los chce im coś powiedzieć? No bo Teddy sam zauważył, że ostatnio bardzo często znajduje się w odpowiednim miejscu i w odpowiedniej chwili, żeby Livkę uratować z sytuacji jakkolwiek zagrażającej jej zdrowiu - czy to właśnie latające tłuczki, krzesła, upadki, pomoc na zajęciach praktycznych. Jakimś trafem zawsze był na tyle blisko, żeby jej pomóc. I robił to bardzo chętnie, wręcz automatycznie. Czyżby to tenże los pchał ich do siebie, skupiając się właśnie na takich dziwnych sytuacjach?
Przewrócił teatralnie oczami, nie kryjąc rozbawienia, które objawiało się szerokim uśmiechem.
- Chwalić się aż tak nie lubię, ale wolę jak moi przyjaciele dowiadują się rzeczy ode mnie, a nie przez szkolny system ploteczek - No bo jeśli nagle w szkolnej gazetce pojawi się nagłówek, że GRYFOŃSKI DIABEŁ TASMAŃSKI LECI NA JEDYNEGO PUSZKA W GRUSZKACH, to niektórzy mogliby się zbulwersować, że sam Gilmore nic nie pisnął. Taki Alan pewnie wkurzyłby się kilkakrotnie bardziej, niż jakby Teddy przedstawił mu to w odpowiedni sposób. - Zresztą nawet ten o - machnął ręką w stronę, gdzie przed chwilą zniknął mijający ich Ślizgon - może już rozpuszczać ploty. - No bo skąd mieli pewność, że to już nie jest w toku? Obydwoje grali w quidditcha, więc generalnie znano ich w szkole. Poza tym Reagan miała swoją reputację, to też mogło zachęcić do gadania.
- W takim razie któregoś razu to ja ciebie też na kawę zaproszę, bo znam się trochę bardziej. - Oczywiście to już po tym, jak się spotkają na tej kawie w ramach rekompensaty. Każda wymówka dobra, żeby spotkać się więcej razy. A kawa? Tadziowy konik.
Przez sekundę nie wiedział za bardzo jak zareagować na słowa Livki, więc podrapał się po skroni, uśmiechając niesymetrycznie, tylko jedną stroną ust. Um, czy chciał popatrzeć na jej tyłek? Oczywiście, że tak! Znaczy się może nie jak się obracała, ale tak ogólnie to z chęcią zawiesił wzrok na jej pośladkach, w końcu był zdrowym nastolatkiem, którego wyobraźnia działa bardzo sprawnie. I nie tylko wyobraźnia, halo.
- Takie rzeczy, to raczej w miejscach mniej publicznych - Wypalił z tym nieco szybciej, niż zastanowił się nad słowami. I nie dał jej zbyt wiele czasu na jakiekolwiek odniesienie się do swojej wypowiedzi, bo kontynuował dla zatuszowania lekkiego zawstydzenia. No nakryła go odrobinkę! - Ci w mugolskich książkach mają bajeranckie zbroje, przesadnie ostre miecze i zwykle białego albo czarnego rumaka. No wiesz, taki stereotyp. Ja co najwyżej mogę spróbować dosiąść hipogryfa, wdziać szatę i uzbroić się w różdżkę, jeśli ci to zaimponuje. - Kolejny nieco głupawy uśmiech, bo nie spodziewał się, że użyje słowa "zaimponować". Ot, samo wyszło i teraz brzęczało w powietrzu. Ale nie można było się z tego wycofać! Dlatego usiadł obok niej, jak tylko zaprosiła do zajęcia miejsca obok siebie. Szturchnął ją lekko ramieniem i kilkakrotnie poruszył brwiami, nadając swojej wypowiedzi dużo więcej komiczności. A tak serio? Jeśli faktycznie zrobiłoby to na niej wrażenie, to dosiadłby tegoż hipogryfa. A nawet testrala, bo tak się składało, że je widział. Zbroję też by jakąś znalazł - może któraś z tych skrzypiących na korytarzu? Miecz zawsze można zdobyć dzięki transmutacji. I proszę, rycerzyk gotowy! A jakby Livka ofiarowała mu swoją wstążkę, jak to damy w mugolskich książkach robiły w przypadku wybranego czempiona, to chyba by wszystkie turnieje świata wygrał samym swoim blaskiem.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
-Proszę, jak szlachetnie. Może powinieneś zacząć prawić o tym kazania? Gdyby każdy wyszedł z założenia, by powiedzieć o wszystkim, byłoby zapewne mniej problemów - stwierdziła, spoglądając na niego. Czy to właściwie nie zaleciało pewną hipokryzją? Ostatecznie sama nie powiedziała Kirze o tym, co rzekomo mogło mieć miejsce pomiędzy Reagan, a Tonym. Nie wyjaśniła jej, nie podzieliła się nawet jednym szczegółem. Co prawda wyszła z założenia, że nie było to na tyle ważne, żeby lecieć do drugiej Gryfonki i wszystko jej wyśpiewać, niemniej szybko okazało się, że jednak Clark ma zupełnie inne podejście i była po prostu zła. A skąd Liv mogła wiedzieć, że tak się to potoczy i wszystkie sekrety zostaną ujawnione właśnie w Hogsmeade, którego wspomnienie było jednym z najgorszych, jakie miała. No bo nie dość, że omal krzesłem nie oberwałą, tak jeszcze cała ta akcja z Jasperem, po którym było chyba jeszcze gorzej. Miał do niej jakiś krzywy interes, którego nie rozumiała i prawdę powiedziawszy nawet nie chciała. - Naprawdę się przejmujesz plotkami, zwłaszcza rozpuszczonymi przez Ślizgonów? Daj spokój, oni zawsze chrzanią. Nawet jeśli zaraz zacznie snuć krzywe wizje naszpikowane dewiacjami na nasz temat, mam to gdzieś - wzruszyła ramionami. Taka już była. Niespecjalnie przejmowała się zdaniem innych, a już z całą pewnością nie plotkami. Jasne, nie była ich fanką i wkurzało ją, jeśli ktoś zarzucał jej tam coś, czego nigdy by nie zrobiła (jak chociażby tchórzostwo), ale poza tym nigdy nie dawała nikomu pod tym względem satysfakcji. Teddy też nie powinien.
-Wspaniale. Może nawet uda ci się mnie pod tym względem dokształcić. Co prawda aż tak wielką fanką nie jestem, ale nigdy nic nie wiadomo. Ostatecznie możesz mnie przekonać - rzuciła, lekko się uśmiechając. Lubiła nowości, a poza tym darmowa kawa, po którą sama nie będzie musiała lecieć do kuchni? Przecież każdy by z tego skorzystał, więc nic dziwnego, że Puchon dwa razy powtarzać nie musiał.
Prychnęła rozbawiona na jego kolejne słowa. Nie tego się spodziewała.
-No pięknie, a Puchoni podobno tacy spokojni. A tu na schadzki by chcieli - rzuciła jedynie. Czy jej to schlebiało? Raczej sprawiało, że miała jakiegoś dziwnego laga mózgu. Bo przecież nie tego się po chłopaku spodziewała. Ale chyba już się przekonała, że Teddy to jednak Teddy i umiał zaskoczyć.
-Hipogryfa? Proszę, jak odważnie. Ale nie rzucaj sobie takich wyzwań w mojej obecności, bo jeszcze się okaże, że będę chciała to zobaczyć - powiedziała rozbawiona. Rumienił się, jakby co najmniej widział ją nagą. A była ubrana! - Czemu miałbyś mi imponować? Bez przesady, przecież i tak z tobą gadam, więc po co robić coś, co miałoby sprawić, że się zainteresują twoją osobą? - stwierdziła, trochę nie ogarniając, o co mogło mu chodzić.
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 40
- Wolę bezpośredniość właśnie z tego powodu, bo zapobiega wielu potencjalnym problemom, które mogłyby wyniknąć z niedopowiedzeń. - Czasem ta bezpośredniość była tym, co wywoływało problemy, ale jednak ostatecznie się opłacało, bo ułatwiało komunikację w danym temacie. No i też przecież Teddy nie będzie osobiście do każdego jednego ucznia leciał i oferował samą prawdę, tylko prawdę i szczerą prawdę, ale akurat w przypadku osób dla niego ważnych stosował właśnie tę recepturę. I jego przyjaciele chyba odwdzięczali się tym samym, no bo Antek powiedział Alanowi i jemu, że chyba... Okej, może jednak nie chciał o tym myśleć. Nie był zazdrosny, co to, to nie! Wtedy jeszcze Livka nie wzbudziła w nim takiego zainteresowania, jakie miała teraz. Ale no trochę ta myśl była.. niewygodna.
Na jej pytanie pokręcił energicznie przecząco głową. Czy się przejmował? Raczej nie, bo każdą plotkę można było naprostować. Bardziej chodziło mu o to, że wiele z nich było wiarygodnych. Ba! Sam wierzył w bardzo duży ich procent! Jedynie nie w te na swój temat, no bo jakby nie patrzeć znał wtedy prawdę.
- Jedynie nie chcę, żeby moi przyjaciele nagle dochodzili do jakichś błędnych wniosków, bo ktoś powiedział im coś, co usłyszał od innej osoby, która też otrzymała informację od... no, wiesz jak to działa. - Machnął nieco niedbale ręką, no bo chyba nie musiał jej tłumaczyć powstawania największych i najbardziej abstrakcyjnych plotek w Hogarcie. Z pewnością do nie jednej sam nieświadomie się przyczynił, bo choć raczej przekazywał fakty, to po drodze kto mógł je ubarwić.
- Mam kilka bardzo dobrych rodzajów kawy tutaj. Takie wiesz, nie produkcja masowa, tylko autentyczna kawa z plantacji. Smakują zupełnie inaczej, niż ta podawana do śniadanie. - Nawet jeśli dostępny w Hogwarcie napój nie był zły, to Gilmore zdecydowanie miał dużo lepsze smaczki w swojej kolekcji. - Jeszcze tak cię przekonam, że zostaniesz koneserem. - Nie mówił tego poważnie, bo dobrze wiedział, że nie każdy jest kawoszem i się w tym trunku życia zakocha, ale przecież mógł spróbować, prawda?
Zagryzł wargi, żeby powstrzymać śmiech. Nie zatrzymało to jednak uśmiechu i pełnego rozbawienia spojrzenia. Puchoni spokojni? Myślała tak chyba tylko dlatego, że nigdy nie miała okazji spędzić z nimi czasu w Pokoju Wspólnym.
- Wiesz, to pozory, które staramy się utrzymać dla świata zewnętrznego. Zdziwiłabyś się co się dzieje za zamkniętymi drzwiami... - Każdy dom miał swoje tajemnice! Hufflepuff nie był inny ze swoją produkcją wina domowego i imprezami zakrapianymi. Poza tym mieli tak blisko do kuchni, że skrzaty też mogłyby zdradzić wiele Puchońkich tajemnic.
- Albo testrala. Mamy i jedno i drugie w szkolnej stajni, są łatwo dostępne... - Czy porywał się z motyką na słońce, niemalże deklarując, że jeśli Livka wyrazi taką chęć, to Teddy naprawdę to zrobi? Nie, bo sam był słońcem, motyka mu nie straszna. Chcąc zbagatelizować swoją małą słowną wpadkę, machnął ręką i parsknął krótko, w jakimś dziwnym geście nerwowego rozbawienia. - Tak mi się powiedziało. No wiesz, jako ten rycerz, to z założenia powinienem chcieć imponować damom, czy coś takiego. Mugolska literatura. - Uniósł dłoń do własnej skroni i zrobił gest mindblowa, wydając przy tym z siebie ciche "Puf!", jakby faktycznie mu to rozwalało mózg.
/zt wszyscy - przedawnienie
|