Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Nie był pewien czy by umarł, ale w sumie jak nie musieliby wydawać pieniędzy na jego utrzymanie, to mogliby je przeznaczyć na sowę... Chyba. A przynajmniej według niego było to logiczne. Tak samo, jak to, że dostałby opierdol jako duch, że zjebał na tyle by dojść do stanu ducha. I pewnie miałby szlaban. Ale przynajmniej ojciec by go nie wypatroszył! Wygryw. Chociaż w sumie nie był nigdy pewien czemu tak go przerażał, bo nigdy nie był wobec nich fizycznie agresywny. Po prostu był... Jakiś.
- Jakby powiedzieć, że przeznaczam pieniądze idące na jedzenie dla mnie na utrzymanie sowy, to może by przeszło. - Powiedział z nikłym wzruszeniem ramion. - Ale pewnie nie.
Normalnie może celowo wywaliłby go z łóżka na łeb, co nawiasem mówiąc jest równie bezpieczne co "zrzucenie kogoś ze schodów", ale teraz tylko się przyglądał, czekając czy kogoś Philip dojrzy. Sam zakopany w kołdrze, z burzą włosów dookoła głowy, wodził w zasadzie tylko oczami, mając wrażenie, że jak się zupełnie nie rusza to jest jakoś lepiej. Po chwili dopiero troszkę się zaczął mościć żeby odrobinkę tylko przekręcić się na bok, przechylić bardziej, i wtedy dopiero jak tak leżał, poczuł się odrobinkę lepiej. Nijak dobrze, nadal wszystko było nie tak, ale przynajmniej stabilnie.
- Nie wiem, z lasu idzie się trochę długo, do lochów i z powrotem. - zauważył z irytacją, ale cicho, bo głośniejsza mowa wymagała wysiłku, a był zmęczony i jakoś nie miał na to przestrzeni. Odetchnął przez nos głęboko na ostatnie wnioski brata.
- Całe szczęście, że nic ci nie jest i możesz już wracać do siebie. - Skomentował ponuro, przymykając oczy i wzdrygając się lekko pod wpływem zimnych dreszczy. Nieprzyjemnie.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Z tym że oznaczałoby to, że ich rodziców nie stać było na sowę... A przecież to kompletna bzdura! Tak, nie byli bogaci, faktycznie, chociaż Philip zawsze sądził, że gdyby ich rodzicom nie zachciało się posiadania aż tylu dzieci, mieliby się jeszcze lepiej, ale w gruncie rzeczy przecież byli w bardzo stabilnej sytuacji finansowej! Mogli pozwolić sobie na zachcianki - nawet w postaci zwierzaków. Po prostu nie chcieli. To znaczy, ich ojciec nie chciał. Mamę pewnie jeszcze dałoby się jakoś urobić...
Pokręcił głową niemal od razu.
- Nie ma mowy.
Rose i Logan mieli w końcu swoje zasady. Wliczała się do nich absolutna złośliwość wobec własnych dzieci ze szczególnym wskazaniem na bliźniaków. A przynajmniej oni najwyraźniej zdawali się tak właśnie czuć.
- Czyli skończyłeś najgorzej, trochę głupio - mruknął, kręcąc przy tym lekko głową, dla odmiany w swojej złośliwości wobec brata. W końcu chyba czuł się już ciut lepiej, prawda? To ciut mu wystarczało.
A jednak naprawdę nie chciał się póki co nigdzie wybierać, w związku z czym na grzeczne wyproszenie przez Iana, jedynie skinął głową i dodał ciche "no". Tak, mógł wracać do siebie, faktycznie. Nie oznaczało to jednak, że dokądś się wybierał. Nawet jeśli jego brat miał zaraz iść spać. Nawet nie miał zamiaru go przy tym męczyć!
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Tak, zdecydowanie obaj uważali, przekonani byli, że rodzice specjalnie nie zgadzają się na sowę. Nie dlatego, że mają sensowne powody ku temu, zwyczajnie byli złośliwi i celowo nie chcieli zrobić swoim dzieciom przyjemności. Lepiej było być chamem i skazywać ich na wieczność "chcenia". Żeby się nie zdziwili jak jako dorośli kupią sobie sowy! Ian z pewnością po złości będzie przychodził z nią do rodziców, zawsze. Nigdy sam. Sowa musi być.
W zasadzie to był moment kiedy Ian dodatkowo wrażliwy przez samopoczucie po prostu już się poirytował. Normalnie ich przekomarzanki czy dogryzanie mogło trwać i trwać, wielu dziwiło się zresztą jak długo i że żaden jeszcze nie wywalił drugiemu w twarz z półobrotu... Ale dziś nie. Dziś po prostu bolało go wszystko, siniaki będzie miał chyba wszędzie, zaczynał czuć ból mięśni na żebrach, gdzie grzmotnął o drzewo zdecydowanie za szybko - chyba nie są złamane? - i jeszcze to gówno, co wypił, chyba robiło fikołki w jego żołądku. I co mu z tego, że nie rzygał, skoro czuł się i tak beznadziejnie? Tyle po profesjonalnej pomocy.
W zasadzie na myśl o złamanych żebrach dodatkowo się zestresował. Nie dlatego, że czuł jakby tak było, ale placebo robi swoje, nagle zaczęło go boleć dziwnie. A złamane żebro nie może się przemieścić? Kiedyś słyszał gdzieś o płucu przebitym przez złamane żebro. Nie pamiętał gdzie to było, a może ot ploty na korytarzu, ale aż mu się gorąco zrobiło.
- Dobra, wiesz co, nie pomagasz teraz więc spierdalaj może, co? - syknął ze zdenerwowaniem, poprawiając się nerwowo i przesuwając przy tym dłonią po żebrach niby przy okazji. Ale chyba nic się tam nie rusza...? Odetchnął znowu, trochę głębiej, i choć nic nienaturalnego się nie działo, zupełnie, poza bolącym ciałem w naturalny dla urazu sposób, to i tak machina nabijania sobie do głowy ruszyła. Pewnie umiera. Na pewno.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Oczywiście, że byliby w stanie być tak złośliwymi dla rodziców! W ramach zemsty? Oczywiście! Niechby jeszcze te ich sowy krążyły wesoło po salonie, kiedy tylko będą ich odwiedzać. To dobra cena za odmawianie im latami.
Philip stosunkowo szybko, mimo wszystko, załapał, że otarł się właśnie o granicę wytrzymałości Iana i mimo, że dla kogoś innego mógłby być bezlitosny - choć to też zależy, dla kogo - tu postanowił jednak przyhamować. Nie na tyle, by przepraszać. Oni raczej nie przepraszali... Ale mógł chociaż jakoś się zreflektować.
- Chyba, że ktoś tam jeszcze leży z ryjem w błocie... - dodał nadal cicho, na wypadek, gdyby pielęgniarka miała coś usłyszeć, a cały wyścig miał się jeszcze wydać, chociażby za sprawą nowych, niespodziewanych gości w Skrzydle Szpitalnym.
Właściwie to Ian zdążył doczłapać w takim stanie, ale Mickey chyba wcale nie wrócił. A przynajmniej Philip nie zauważył, aby tak było.
- Dobra, a potrzebujesz czegoś? - spytał, jednak nie dał mu odpowiedzieć od razu, żeby tylko nie wtrącił czegoś zbyt złośliwego. - Poza spokojem od swojego ulubionego brata?
Nie to, żeby konkurencje była duża...
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
To było bardzo ciekawe między nimi - choć nie szczędzili sobie złośliwości i wręcz znając swoje granice, bywali teoretycznie podli (w praktyce mając świadomość swojego poczucia humoru, nie brali siebie tak na poważnie, albo raczej prawie nigdy nie), a przy tym gdy przeginali, nie szli w zaparte, a odpuszczali. Cóż, zazwyczaj. Ale wielu nie miało tego szczęścia. W sumie to ich relacja, dla nich prosta i normalna, była do opisania niezwykle skomplikowana.
Nawet nie odpowiedział nic na cichy komentarz Philipa. W ogóle nie chciał już gadać, był zły. Może nie obrażony, na focha trzeba było u niego naprawdę zasłużyć, ale tak, był wkurzony i wszystkiego mu się odechciało. Trochę zapadł się w pościeli, patrząc gdzieś przed siebie w absolutnym nieszczęściu i dramie, z miną niemalże układającą się w lekką podkówkę. Na pytanie Philipa nawet na niego nie spojrzał, odburkując odpowiedź tak, że w sumie nawet ledwo poruszył ustami.
- Nie.
I pogadane. Splótł ręce na piersi, wzdychając cicho przez nos i zamykając po chwili oczy. Nie zamierzał spać, był dziko zestresowany, ale chciał po złości zwykłej dać sygnał bratu, że ta rozmowa dobiegła końca. Ale naprawdę się przestraszył... Cóż, wszystkiego związanego z obecnym stanem. Inaczej by poszedł spać w dormitorium, a nie przychodził do skrzydła jak jakaś cipa. Ale nie, bo teraz nagle zachciało mu się umierać, fajnie. Poprawił się prawie wcale, ale widać teraz wjechało nerwowe kręcenie się, aż w pewnym momencie przekręcił się całkiem na bok, podkulając nogi do siebie. Tak mu chociaż było jakoś tak... Bezpieczniej. Drama.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Jeszcze przed chwilą ta rozmowa zdawała się być luźniejsza i Philip może byłby skłonny zostawić Iana samego, ale gdy tylko jego humor ponownie zdawał się gorszy, czuł że coś jest nie tak. To znaczy coś poza samym upadkiem i koniecznością wybrania się do Skrzydła Szpitalnego. Lek musiał nie przynieść spodziewanej ulgi i może było też coś jeszcze? A pielęgniarka tylko wysłuchała wyjaśnień, dała mu tę dziwną substancję i tyle? Więc kto miał go pilnować? Jeszcze oboje odsyłali Philipa z powrotem! Serio? W takiej sytuacji?
Philipowi szczerze mówiąc wystarczyło zostać na miejscu i zerkać chwilami, czy Ian aby na pewno oddychał. Oczywiście nie przyznałby się, że to właśnie robi. Gdyby tylko brat zapytał, pewnie palnąłby coś głupiego. Wystarczyło, że on wiedział i siedział tu dla własnego spokoju. Od krótkiej odpowiedzi Iana po cichu, licząc że może chociaż jemu uda się odpocząć.
On z kolei miał czuwać, co przez długi czas mu się udawało i co jakiś czas zerkał na brata, upewniając się że żyje. Dopiero po dłuższym czasie zaczął odpływać. Zdaje się, że nawet kilkakrotnie przebudzał się, wracając do przytomności, ale ostatecznie zasnął siedząc żałośnie na końcu łóżka.
z/t x2
|