Świetnie. Oczywiście musiała się przypierdolić. I to w dniu, kiedy już na start miał wszystkiego dosyć. Zresztą zdaje się, że nie tylko on... Wystarczyło popatrzeć na resztę klasy. A właśnie główna winna śmiała powiedzieć mu, że ma prawo się denerwować. W ciszy. Sama to sprowokowała, przecież doskonale wiedziała, co robi! Nie uważał jej za tak niekompetentną.
Szczęśliwie - bądź nieszczęśliwie - miejsce obok niego zajmował Timothy, do którego zaraz po komentarzu nauczycielki, zwrócił głowę i gdy tylko nie widziała jego twarzy, powtórzył to samo słowo, jedynie bezgłośnie. Proszę bardzo. Zachował ciszę. Lepiej? Otóż nie, jemu nie ulżyło, a profesor Edwards mogła być pewna, że wymamrotał coś pod nosem, kiedy tylko się od niej odwrócił.
Zaraz jednak oparł ręce o blat przed sobą i westchnął głęboko.
- Czyli że w razie zdenerwowania mam siedzieć cicho, ale przy tym wymyślić sprytnie coś, żeby do-...
Nie dojebać, nie dojebać... Instynkt samozachowawczy przemówił. A raczej udało mu się przekrzyczeć jego złość na krótką chwilę. Szybko zamilkł.
- ... Walić tym, którzy zawinili oraz żeby lepiej dać upust swojej złości, pozwolić oberwać też wszystkim innym, tak? Bo liczy się, żeby było cicho i wypadało profesjonalnie? - spytał zwracając ku niej wzrok i przekrzywiając lekko głowę.
Owszem, był tu bezczelny, ale wpływało na to dziś parę czynników i trzeba przyznać, że zachowanie nauczycielki też miało swój wkład. Zachowanie, które swoim skromnym zdaniem udało mu się rozszyfrować i które sprytnie nazwał nieprofesjonalnym. Zdaje się, że jeszcze nigdy nie nazwał tak nauczyciela, ale musiał być ten pierwszy raz... Tak?
Ravenclaw |
75% |
Absolwent |
35 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 0
Cóż, może by się nie przypierdalała gdyby wyrażał się normalnie będąc na zajęciach, albo przynajmniej wcale. Poza tym choć wszyscy byli zdenerwowani, Beatrice również nie była w nastroju na pyskówki albo pretensje, że nie umieli czegoś zrobić. Tylko i wyłącznie siebie mogli winić!
Patrzyła na Killiana bez mrugnięcia okiem, jej mimika nijak nie okazała, że tylko bardziej ją wkurwił. Zastanowiło ją jednak jak daleko chłopak pójdzie, do szlabanu, listu do rodziców? A może jednak się zreflektuje, nie był przecież tępy. Ale wszystko się miało okazać, ona czekała co też powie. Trochę ją zawiódł, ale to raczej normalne gdy ktoś mówił pod wpływem złości.
- W razie zdenerwowania masz nad sobą panować, bo jesteś osobą myślącą. - Powiedziała spokojnym, acz surowym tonem. - Mam na uwadze, że nie wszyscy są winni ostatnim wydarzeniom. Dla winowajców to nauka odpowiedzialności za swoje złe decyzje, dla pozostałych powód do nadrobienia materiałów by nierozważnym kolegom pomóc jeśli już znajdą się w niebezpiecznej sytuacji. Ucz się więcej i bądź bardziej uważny, to nie będziesz wybuchał.
Spojrzała przy ostatnim zdaniu po otoczeniu, łapiąc kilka spojrzeń innych uczniów. Istne pobojowisko, a nawet nie był to szczególnie trudny eliksir! Jej zdaniem oczywiście. Ona zrobiłaby go na śpiąco w nocy o północy.
- Dla wielu z was to ostatni rok nauki. Antidotum pojawia się często na egzaminach końcowych. Przygotujcie się lepiej na bardzo dużo pracy, a jeśli nie weźmiecie się za naukę, na dużo rozczarowań. Za tydzień na tych zajęciach będziemy robić ten eliksir jeszcze raz, tym razem wspólnie. Do tego czasu dobrze wczytajcie się w cały proces przygotowania i cały temat dotyczący trucizn leczonych tym antidotum.
Może i prywatnie była miła, kochana, wyrozumiała, ale gdy przychodziło do zajęć, potrafiła naprawdę dużo wymagać. Szczególnie gdy naciśnięto jej na odcisk. Teraz jednak przynajmniej klasa mogła się bardziej przygotować, przynajmniej względem teorii.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
W zasadzie to zgadzał się w pełni z Killianem, a na jego nieme przekleństwo, przy czym głupio ucieszyła go ta milisekunda kontaktu, uniósł kąciki ust w uśmeiszku sugerującym, że jest z nim w drużynie. Całe zdarzenie było pomyłką i profesor, zwykle chyba rozważna, zwyczajnie przegięła. Ale każdy nauczyciel czasem zachowuje się widać jak popierdolony, teraz to jej czas. Killian powiedział w zasadzie dokładnie to, co Tim był przekonany, że każdy dookoła myślał. Niemal każdy. Rozejrzał się nawet czy ktoś ma zamiar cokolwiek powiedzieć, ale wszyscy się gapili, a nikt nic nie raczył powiedzieć. Boże, co za cipy.
Przeniósł wzrok na nauczycielkę, czekając aż skończy ogłaszać, że ma ból dupy i musi go sobie rozmasować cierpieniem uczniów, tak w dużym skrócie.
- Świadome narzucenie eliksiru, który jest za trudny na poziom większości klasy, też jest formą agresji, tylko niewerbalnej. Szczególnie tak to jest mimo wszystko odbierane przez tych, którzy nie mają nic wspólnego z tym wyjściem do lasu, połowa nawet nic nie wie, na przykład ja. Choć mnie to nie interesuje, wielu mogłoby zacząć teraz dopiero łamać regulamin, skoro niezależnie od wszystkiego i tak wszystkie kary spadają na wszystkich.
Patrzył przy tym w twarz nauczycielce, która najwyraźniej, choć nadal trzymała się w ryzach, mogła mieć już szczerą ochotę wyrzucić obu uczniów z wieży astronomicznej. To nie tak, że nie miał racji, raczej nie gadał głupot jak już się wykłócał, ale był zwyczajnie bezczelny w tym i niestety nie raz jeszcze go wpędzi to w kłopoty. Na przykład teraz.
Jeżeli jeszcze przed chwilą był zdenerwowany na wynik swojej próby, tak teraz cała ta złość została sfokusowana na profesor Edwards. W dodatku w tej konkretnie chwili był przekonany, że kobieta zasłużyła sobie na to, co powiedział i co powiedzieć był gotów po jej wyrzutach. Nie mogła na przykład denerwować się na niego po cichu? Właściwie już otworzył usta, by jej to wytknąć, parafrazując oczywiście jej własne słowa, jednak w tym momencie to Tim wtrącił się do rozmowy... Co właściwie było naprawdę miłą niespodzianką. Spodziewał się, że wszyscy dookoła będą milczeli i właściwie nie miał z tym problemu. Nie zwracał na nich wszystkich uwagi aż do momentu, gdy Krukon dołożył parę słów od siebie. Skinął zresztą głową tuż po jego wypowiedzi, która - tak samo, jak i jego - miała przecież sporo sensu! Gdyby to nie brzmiało idiotycznie, uznałby nawet, że była złożona tylko i wyłącznie z sensu.
- Chyba to nawet zagrażanie życiu i zdrowiu uczniów - dodał, co brzmiało już prawie jak groźba.
Wcale nie miało. Mówił w nerwach pierwsze, co przychodziło mu na myśl i wcale nie miała za tym iść chęć rozmowy z dyrektorem, czy wychowawcą własnego domu. Ot, stwierdził niewinnie fakt.
- To zupełnie jakbym ja niezadowolony z dzisiejszych zajęć eliksirów, mścił się na całym gronie pedagogicznym przez kolejne dwa tygodnie.
Czy aby nie właśnie tyle minęło od nieszczęsnego wyścigu? Właściwie nie był pewien, z jednego prostego powodu - nie było go tam.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Może faktycznie Ethan mial powody do tego, by czuć się urażonym byciem wystawionym przez Milesa. Zwłaszcza, że zapewniał, że będzie, bo uwielbiał hazard, może nawet nieco za bardzo (ale kto nie lubi przewalać cudzych pieniędzy na głupoty? A jako rozpieszczane nieco dziecko, Miles dostawał sporo kieszonkowych). Jednak bywało, że priorytety się zmieniały i Ethan już powoli powinien zacząć przyswajać fakt, że ponad wszystkim, co uwielbiał Miles, stała na tę chwilę Bianca. A o jej wspaniałości nawet nie będziemy się rozwijać, bo gdy ten artysta zacznie, to dziś już nie skończy.
- Nie powiedziałem? Byłem pewien, że coś mówiłem. A na pewno, że Ethan wysłał ci zaproszenie. - Spojrzał na brata z dezaprobatą. - Nieładnie, bracie, słaby z ciebie dżentelmen.
Absolutnie nie wyrwałby z niej pióra! Nie bez pytania, nie był chamem. Był dzikusem opieszałym, to fakt, ale nie chciał nigdy dla nikogo źle i celowo by nikogo nie skrzywdził. Naturalnie, bywają skrajne wyjątki, ale Mad nie była tym wyjątkiem, nie chciałby sprawić jej bólu w imię nauki.
Popatrzył na nią z rozbawieniem gdy podsumowała jego wybuch niby chęcią zjednoczenia się z nią w porażce. Nie było tak, ale w zasadzie też nieszczególnie przejmował się jak dokładnie byłoby to odebrane. Zwłaszcza, że od początku nie wierzył w swoje powodzenie w tym zadaniu, on nawet nie próbował. Nie był mistrzem eliksirów, a trudnych eliksirów? A w życiu. Dostrzegł dopiero po krótkim odprowadzeniu Mad wzrokiem, że Kieran jeszcze na niego złorzeczył w myślach, najwyraźniej, ale posłał mu tylko przepraszający uśmieszek z uniesieniem ramion w geście bezradności. Nie jego wina, że eliksir jest trudny i łatwo wybuchowy!
Dalej w zasadzie już nie próbował i przyglądał się co robi Ethan i generalnie wszyscy dookoła, gadając o swoich głupotkach i najwyraźniej przeżywając swoje najlepsze życie, gdy zwróciła jego uwagę wymiana zdań, coraz ostrzejszych, między profesor Edwards a dwójką uczniów. Obejrzał się by dostrzec kłótnię nauczycielki z dwójką niezwykle nerwowych kolegów z roku. Z Killianem dzielił nawet dormitorium i już po jego tonie i minie mógł wnieść, że to nie skokńczy się dobrze. Splótł ręce na piersi, opierając się o ławkę tyłem i poświęcając calutką uwagę sytuacji.
- Uu, to będzie interesujące. Trafił swój na swego, profesor ich zabije. - Zaczął cicho komentować, trochę do Ethana, trochę do Madeline, aż nie wiedząc z kim lepiej będzie zaangażować się w dramę. Chociaż w zasadzie po chwili nawet sam sobie odpowiedział na to pytanie. - Ty nie robisz przypadkiem artykułów do gazetki? Lepiej notuj. - Zagadnął do Madeline.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Od razu przewrócił oczami na te wyrzuty od Madeline i Milesa. Przecież to on dogadywał się z nią lepiej, wiedział o wszystkim i mógł jej przekazać!
- Na pewno dałbyś jej znać, gdybyś już się wybierał, hm? A chyba tak mówiłeś?
Proszę bardzo, niech bierze teraz odpowiedzialność na siebie! Nawet na moment pokazał mu język, żeby było jasne, że wygrywa w tej małej, dojrzałej dyskusji.
W międzyczasie oczywiście kontynuował robienie eliksiru, mimo że osoby dookoła zdawały się powoli poddawać. O dziwo jemu wychodziło... Właściwie był przekonany, że zaraz i jemu stanie się krzywda i liczył tylko, że będzie to coś możliwie mało dotkliwego. Może właśnie dlatego był coraz bardziej ostrożny dodając kolejny składnik.
A następnie pozostawało mu czekać, dzięki czemu mógł bardziej skupić się na małej awanturze w innej części sali. Uniósł nawet brew na komentarz Milesa, zerkając ku niemu.
- Nie wiem którą ze stron teraz bardziej obrażasz.
Nie to żeby miał coś do profesor Edwards... To znaczy poza dzisiejszym ewidentnym atakiem na całą klasę. To faktycznie nie było do końca w porządku.
Zaraz jednak nadszedł czas powrotu do eliksiru, który miał nadzieję dokończyć. Proszę bardzo, zorganizował wyścig i tak, potrafi o siebie zadbać! Inna sprawa, że tego na głos już nie powie...
Po dodaniu jagód jemioły, zamieszał wywar odpowiednio, odczekał patrząc ku niemu podejrzliwie i ku własnemu zdziwieniu ukończył eliksir.
drugi składnik: 11 - 6 + 1 = 6
trzeci składnik: 11 - 3 + 1 = 9
czwarty składnik: 11 - 5 + 1 = 7
W międzyczasie udało jej się jednak ukończyć przynajmniej pierwszy etap warzenia eliksiru! Ta-da! No dobrze, może nikt dookoła nie był pod wrażeniem, ale ona była z siebie dumna. Na tyle, by zaraz podeprzeć ręce o biodra i z uśmiechem pokiwać głową. Tak. Dobry eliksir. Tym bardziej dobrze się na niego patrzyło przy akompaniamencie kolejnych wybuchów. Jednak zaraz jej uwagę z powrotem zwróciła rozmowa chłopaków obok.
- Nic nie mówiłeś. Żaden z was. Znaczy, wiecie, wasza strata... - tu teatralnie obrócił głowę w przeciwnym kierunku, zarzucając przy tym włosami.
Nie, nie gniewała się... No, nie tym razem. Co innego, gdyby takie sytuacje powtarzałyby się częściej, a ona ewidentnie byłaby wykluczana ze wszystkiego, co... Właściwie nie byłoby tak wielką nowością. Ostatecznie bardzo często czuła się osamotniona i może nawet trochę odrzucona.
Wkrótce wróciła do eliksiru i dopiero dodając jagody, zagapiła się na sytuację z innej części sali, a eliksir zawrzał, zaczął dymić... A gdy tylko dym się ulotnił, zauważyła, że jej skóra przybrała zielony kolor. Zmarszczyła lekko brwi, patrząc na swoje dłonie to z wierzchniej strony, to od spodu i znów odwrotnie. Chyba wolała już pióra.
- Hm? - zwróciła głowę ponownie ku Ślizgonowi, a następnie ku awanturze. Następnie dźgnęła Milesa łokciem w bok. - Co jeśli miałabym robić to anonimowo, co?
No właśnie! Nie musiał wcale wszystkim rozpowiadać, że to ona potencjalnie ich wszystkich obsmaruje. Mimo to od tego momentu obserwowała całą sytuację bardzo uważnie, przygotowując się szczerze na taką ewentualność. To w gruncie rzeczy nienajgorszy temat...
2. składnik: 8 - 2 (+1) = 7
3. składnik: 8 - 2 (+1) = 7
4. składnik: 8 - 4 (+1) = 5 :')
efekt uboczny II: 2. zielona skóra
Był wystarczająco ambitny, aby spróbować ponownie... A przynajmniej czuł, że takiej ambicji się od niego oczekuje, a skoro sam nie czuł, aby odczuwał zbyt wiele, pozostawało kierować się właśnie tym. Przecież mogło mu coś wyjść, prawda? Był coś wart? Potrafił coś? Cokolwiek.
Ponownie początek poszedł nieźle. Dopiero tuż przed odstawieniem eliksiru na dłużej, ten wybuchł. Tym razem z pewnością nie z winy Milesa z ławki dalej. Tym razem był to on i szczerze mówiąc odechciało mu się dalszej pracy. W dodatku nasłuchiwał - prawdopodobnie jak wszyscy - sytuacji z innej części sali. Nie mógł zgadzać się bardziej ze słowami chłopaków... Nadal nie wytknąłby nic podobnego nauczycielowi i szczerze mówiąc uważał, że to głupie, jeśli tylko uważają, że zyskają na tym cokolwiek, ale mieli rację. Niestety. On na przykład należał do osób niewinnych. Nawet gdyby wiedział o całym wyścigu, zostałby w dormitorium, bo co dobrego mogłoby go tam czekać? Na imprezie było na przykład tak sobie...
1. składnik: 9 - 2 + 1 = 8
2. składnik: 9 - 6 + 1 = 4
efekt uboczny: 1. wybuch, osmolenie, przypalenie
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Choć mogła zdawać się być całkowicie zajęta porządkowaniem swojego stanowiska i pakowaniem przyborów pozostała wyczulona na ruch obok. Nie popełniła oczywiście głupiego błędu przyglądania się Noah kątem oka - podobne zerkanie zdecydowanie nie pozostawało niezauważone: Oriane wiedziała to z doświadczenia osoby na którą w taki sposób zerkano częściej niż było to pożądane.
Oczywiście spodziewała się jego kolejnych słów. Mimo kompletnego braku zaskoczenia uniosła brwi w zaskoczeniu markowanym, zwracając ku niemu twarz. Dopilnowała by jej uśmiech się poszerzył w miarę opadania brwi, jak gdyby wesołość zajmowała miejsce poprzedniej emocji w rytmie nowej informacji wsiąkającej w mózg.
I nie musiała nawet udawać wesołości. Drobny słowotok w jaki Noah zdał się wpędzić aktualnie rozbawił drobną Francuzeczkę w ten przyjazny, ciepły sposób, który uwielbiała czuć. Taki szczery sposób. Bo nawet jeśli ona była w swoim zachowaniu zmanierowana, jego reakcje były prawdziwe.
Co do tego Oriane nie miała wątpliwości.
Skąd tyle pewności? Nieregularny oddech na samym początku, zdecydowanie słyszalny z tak małej odległości, świadczył o jakimś stopniu stresu po którym nastąpił nadmiar słów brzmiący niemal jakby chłopak się przed nią tłumaczył. Dłonie zaciśnięte na książce jedynie dodawały Noah wiarygodności. Cała jego postawa, sposób mówienia, przekazywana treść - wszystko to dodatkowo utwierdziło Ori w przekonaniu, jakiego nabrała już w ogrodzie, że Noah był słodkim człowiekiem. Osobowość tkana na złotej osnowie; łatwo było takich rozpoznać po podatności na manipulację. Jak w badaniach nad złodziejstwem pośród wron, gdzie ptaki najuczciwsze okazały się najbardziej ufnymi, dobre osoby wykazywały zazwyczaj najwyższe stopnie łatwowierności.
Panienka Boleyn była na tyle samoświadoma na całe szczęście by aplikować tę zasadę także do samej siebie. Wiedziała, że doszukuje się w działaniach ludzi głębszych, egoistycznych celów bo sama jest wyrachowana; nasłuchiwała oznak nieszczerości bo skarmiała praktycznie wszystkich półprawdami i nieprawdami całkowitymi.
Kiedy pierwszy raz usłyszała o wynikach obserwacji zachowań pośród wron doszła do własnego, zapewne w dużej mierze uproszczonego, wniosku: że wszyscy uprawiają projekcję. Traktują innych jakby działali wedle tych samych wartości - dlatego najwięksi ptasi złodzieje pośród obserwowanych wron mieli najmniej ufności.
Może i cele Oriane związane z zaproponowanym spotkaniem świadczyły o wyrachowaniu. Chciała w końcu zbliżyć się do tego konkretnego człowieka z bardzo konkretnego powodu: dla odkrycia sekretu. Człowiek jest, stety bądź niestety, skomplikowanym zwierzęciem. Nawet taki człowiek, który właściwie w większej części jest magicznym stworzeniem niż człowiekiem.
Dlatego też Ori była szczerze zadowolona obrotem sprawy - bo rozwinęła się w niej jakaś ciekawość wobec Davenporta. Ciekawość, co dziwne, nie wiedziona jedynie dążeniem do celu.
- W takim razie kiedy mam się stawić w bibliotece? - odparła, równając z jego koleżeńskim tonem.
Chciała żeby to on wyznaczył datę, godzinę. Wiedziała bardzo dobrze jak powodzić końmi oraz chłopcami. Koń musi wiedzieć, że jeździec decyduje. Chłopiec musi myśleć, że to on decyduje.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
75% |
Absolwent |
35 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 0
Koniec zajęć!
Zdecydowanie kłótnia z profesor robiła teraz znacznie więcej szkód niż pożytku. Nie tylko dlatego, że była wkurzona na uczniów i faktycznie chciała im dać nauczkę, a ci dwaj jej to wyrzucili, ale przede wszystkim dlatego, że byli w tym zwyczajnie absolutnie bezczelni. Jej oblicze pociemniało nieco w miarę jak chłopcy się mądrzyli myśląc, że niby w jakiś sposób teraz wygrywają spór. A myślała, że jednak są mądrzejsi...
- Dosyć! Nie będę tolerowała takiego zachowania. Dzisiejsze zajęcia są formą reprymendy i nauczki na przyszłość, jaką uznałam za stosowną. Nie miało się wam to podobać. Dla niewinnych to też forma nauki, nie kary. A za łamanie regulaminu i tak każdy odpowiedzialny szlaban dostał, i w przyszłości również dostanie. - Mówiła wszystko ostro, sztyletując obu chłopaków wzrokiem. Po chwili popatrzyłą po uczniach surowo. - Aczkolwiek jeśli czujecie się pokrzywdzeni i niesprawiedliwie potraktowani tak bardzo, za tydzień będziemy robić ten eliksir jeszcze raz, bez teorii. Przygotujcie się tym razem, oczekuję większego zaangażowania. To nie jest piknik, będziemy powtarzać ten eliksir wspólnie póki wszyscy nie nauczycie się robienia go.
I pewnym było po jej tonie i postawie, że zdecydowanie to nie będzie łatwa lekcja. Ani ta za tydzień, ani żadna inna w najbliższym czasie, w której będzie Beatrice brać udział. Znowu zwróciła wzrok na pyskujących chłopaków.
- A za waszą bezczelność Ravenclaw i Slytherin otrzymują minus piętnaście punktów, spodziewajcie się też listu z instrukcjami dotyczącymi obowiązkowej formy wyrzucenia tego nieopanowanego gniewu, z jakim teraz musicie się tak strasznie borykać. - Nie dało się nie usłyszeć ironii w jej głosie, to z pewnością. Odwróciła się od nich, idąc pewnym, energicznym krokiem do swojego biurka. - Jesteście wolni.
I tym miłym akcentem zajęcia zakończyły się. Profesor Edwards tymczasem usiadła w fotelu za biurkiem i gniewnie otworzyła dziennik by zapisać sobie znane informacje w odpowiedniej rubryce. zt. wszyscy*
*W przypadku gdy ktokolwiek chciałby jeszcze napisać ciągnący się tu wątek lub podejść do nauczyciela w jakimkolwiek celu, naturalnie jest taka możliwość i zt go nie obowiązuje! :)
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
niedziela 25.10 ~02:00
Przesadziła w piątek z książką, zdecydowanie. Przespała praktycznie całą sobotę tak więc teraz, niedzielnym porankiem, myszkowała po świecie i okolicach zbyt wyspana żeby się położyć. Będzie musiała przez cały dzień napędzać się kawą by na wieczór być wystarczająco zmęczoną pod sen.
Ale teraz? Teraz miała czas zrobić ten eliksir słodkiego snu, który zaplanowała uwarzyć w piątek. Co innego mogłaby robić o drugiej nad ranem? Wszyscy spali, noc ciemna, korytarze puste tak samo jak osamotniona klasa eliksirów. Perfekcyjne miejsce żeby zorganizować sobie małą sesję warzenia.
Składników miała jakiś tam zapas, jak na ucznia przystało, szczególnie na takiego co lubił babrać się w alchemii. Zabrała więc co potrzebowała ze sobą, nie chcąc ryzykować używania szkolnej własności. Sam Merlin nawet wiedział jak łatwo by było dotrzeć po nitce do kłębka, to jest odkryć, że właśnie mademoiselle bezsenność okradła składzik. W końcu niemal od początku roku szkolnego regularnie odwiedzała lazaret by wybłagać nieco eliksiru słodkiego snu. Oczywiście, że pierwszymi podejrzanymi kradzieży byliby uczniowie regularnie oń błagający, z dobrymi wynikami z eliksirów i znajdujący się dzień w dzień w okolicach klasy.
W końcu pani profesor nie była głupią kobietą. Od razu wiedziałaby, bo brakach, co przygotował nocny marek.
Zanim zaczęła wyciągać przyniesione przybory wstawiła wodę do gotowania. Pierwszym w końcu krokiem było przygotowanie lekkiego wywaru z śluzu gumochłona i standardowego składnika. Oriane uważała nazwę "standardowy składnik" za dość zabawną. Szczególnie, że składały się nań rozliczne zioła, wszystkie o jakichś właściwościach magicznych, żadne jednak o właściwościach intensywnych. Tak więc można było w nim znaleźć lebiodkę, pokrzywę, babkę lancetowatą, rdest ptasi, ślaz, szałwię, walerianę i tym podobne, i tak dalej. Zasadniczo były to praktycznie wszystkie zioła, których używali też mugole.
Wypakowując przybory i składniki zaczęła nucić sobie bardzo à propos piosenkę francuskiej artystki Pomme, zerkając co jakiś czas w kociołek i pilnując zawartości.
Gotuje się, w końcu. Zdjęła z nadgarstka zegarek, położyła go na blacie; podwinąwszy rękawy swetra zajęła się rozpoczęciem eliksiru.
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 2
Wynik równania oraz bonus: 9
Czy udane?: tak
Śluz kap-kap. Done.
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 2
Wynik równania oraz bonus: 9
Czy udane?: tak
Sześć miarek sproszkowanych ziół, ekhym, standardowego składnika? Done.
Sprawdziła godzinę na zegarku zanim przystawiła sobie jedno z krzeseł. Podparła łokieć o blat wzrokiem śledząc ślamazarne wskazówki. Jak długo może trwać dziesięć minut kiedy wokół nie ma nic poza półmrokiem i cichym pykaniem kociołka!
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 1
Wynik równania oraz bonus: 8
Czy udane?: tak xD
Jeden, dwa, trzy, cztery. Lawenda odhaczona, tym razem miała jedynie pięć minut do kolejnego składnika.
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 5
Wynik równania oraz bonus: 13
Czy udane?: bardzo udane!
Kolej na kozłek lekarski powszechniej znany jako waleriana. Znów odliczyła cztery gałązki.
Cztery zamieszania w prawo, dwa w lewo, i czas było zwyczajnie stanąć obok stołu i gapić się w kociołek, i gapić, i gapić, aż eliksir zniebieszczeje. Przynajmniej mogła z powrotem założyć zegarek, którego właściwie nie musiała w pierwszej kolejności zdejmować. Wolała jednak mieć zegarek pod ręką niż na ręce podczas warzenia. Ot, sprawa preferencji.
Zgodnie z czasem, w okolicach pięćdziesiątej minuty od pierwszej kropli śluzu, eliksir przyjął przyjemnie niebieski kolor. Dokładnie taki jaki powinien był przyjąć.
Zgaszony ogień. Oriane zostawiła eliksir w kociołku pozwalając mu nieco przestygnąć kiedy myła miarkę i kroplomierz, i chowała resztki przyniesionych rzeczy. Zasadniczo sprzątała ślady swojej bytności. Oceniwszy, że jedynym dowodem nocnej wędrówki był już tylko kociołek oraz chochla, przelała zawartość do przygotowanych wcześniej fiolek a buteleczek, i bez chwili namysłu zsunęła z małego palca pierścionek truciciela by wypełnić eliksirem ukryty kompartment. Gdyby miała więcej czasu zagęściłaby nieco eliksir poprzez odparowanie zeń wody, osiągając tym samym większą koncentrację tego, co mieściło się w pierścionku. Wiedziała jednak, że było w nim wystarczająco miejsca by zapewnić sobie bezpieczną ucieczkę w razie potrzeby.
Sprzątnęła ostatki śladów po sobie, schowała ostrożnie swój łup, włożyła pierścionek.
Omiotła spojrzeniem salę. Poprawiła krzesło, bo zdało się, że odstawiła je nieco koślawo, i powędrowała w kierunku kuchni. Może jakiś dobry skrzat poczęstuje ją czymś dobrym o trzeciej nad ranem?
[z/t]
Kostka na eliksir: 5
Ilość składników: 4
Suma fiolek: 5 + 2 = 7
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
|