Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Brukowana roślinna uliczka Uliczka dla spacerowiczów, charakteryzująca się budynkami ślicznie porośniętymi bluszczem. Nie słychać tu tak bardzo zgiełku centrum miasteczka, zdaje się, że panuje tu specyficzny spokój i harmonia pozwalające uciec od zgiełku i poukładać rozbiegane myśli. Kto wie, może ktoś akurat potrzebuje trochę oddechu? To miejsce byłoby idealne!
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
19 Września 2020, 18:00
To był naprawdę fascynujący dzień.
Pierwszy raz jest w Hogsmeade. Jej pierwsza wycieczka szkolna w Hogwardzie. Mimo to, wydawało jej się dziwnie bliskie i znajome. Przypominały jej się deptaki i stragany w jej ojczyźnie- masę ludzi, sklepów, zapachów. Trudno było utrzymać na czymś wzrok, tak dużo się działo.
Z jednej strony to miejsce wydawało się jej bliskie, a z drugiej jednak tak bardzo inne od tego co znała.
Samo to, że musiała się skupić bardziej, bo język który słyszała nie był jej pierwszym, ani nawet drugim, którym się posługiwała, wystarczyło, by czasami wybić ją z tropu.
Dlatego starała się skupić bardziej na obrazach. Na kolorach straganów, mijanych ludziach czy zapachach ze sklepów. Zapach czekolady na przykład zaprowadził ją między innymi do Miodowego Królestwa, gdzie postanowiła wydać trochę kieszonkowego na lokalne przysmaki. Trudno było jej się zdecydować, ale ostatecznie wybrała czekoladową żabę (którą trochę bała się na razie otworzyć) i tabliczkę szumnie nazwanej "Najlepszej Czekolady Miodowego Królestwa". I rzeczywiście, po kostce mogła stwierdzić, że nazwa prawdopodobnie zasłużona, mimo braku porównania do innych wyrobów czekoladowych.
Spacerowała sobie więc, odłamując co jakiś czas po kawałeczku czekolady, aż zawędrowała tutaj.
Tutaj było zupełnie inaczej. Ciszej. Spokojniej. Bardziej...zielono.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, sama do siebie. Porastająca budynki roślinność całkowicie ją ujęła. Uwielbiała takie miejsca, dlatego dziękowała losowi że nogi zaniosły ją właśnie tutaj.
Szła wcześniej mocno spacerowym krokiem, ale mimo to zwolniła jeszcze trochę. Wypatrywała wszystkiego- każdego kwiatka, liścia, kamyka. W takich miejscach często można znaleźć ciekawe drobiazgi które mogą jej się przydać.
Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Wypatrywałaś każdego kwiatka, liścia, kamyka, ale najpewniej nie spodziewałaś się przy tym wszystkim natknąć się na... Książkę. I to na ziemi. Zupełnie porzuconą, jednak tylko trochę brudną. Wystarczająco, byś mogła sądzić, że jej właściciel o niej zapomniał, albo celowo ją wyrzucił, ale trzymała się na tyle porządnie, abyś mogła chcieć ją podnieść. Tytuł na okładce głosi Magiczne hieroglify i logogramy. To podręcznik do Starożytnych Run. Być może ten przedmiot nie interesował Cię do tej pory, ale zdaje się, że książka nie powinna tak po prostu tu zostać.
Książka ląduje w Twoim kuferku. Możesz dysponować nią w dowolny sposób. Póki znajduje się w Twoim posiadaniu, możesz zaznaczyć w kuferku +1 punkt do Starożytnych Run.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Tak spacerując sobie zupełnie spokojnie, bez większego pośpiechu, pod jedną z obrośniętych bluszczem ścian zobaczyła coś podłużnego, trochę...skórzanego?
Zosia z zaciekawieniem- bo nie pasowało to do niczego, co sobie wyobrażała znaleźć w tym miejscu- podeszła do obiektu i odkryła, że jest to książka.
Kiedyś miała taką sytuację. Czekając na mamę w parku, gdy były na wycieczce w mieście, w dziupli drzewa zauważyła książkę. Młodsza wtedy Zosia poczuła się jak bohaterka książek dla młodzieży- zanim dosięgnęła książki wyobrażała sobie, że to jakaś rzadka, magiczna księga a ona została wybrana do wielkich celów przez siłę wyższą.
Ale wtedy to była Polska 2010, a książka okazała się Biblią, dlatego Zosia zostawiła ją tam, gdzie ją znalazła.
Natomiast dziś jesteśmy w Hogsmeade; a to raczej nie jest Biblia.
Dlatego po oczyszczeniu delikatnie okładki, i stwierdzeniu, że raczej nic się nie rozpada, otworzyła ją i zdała sobie sprawę, że to podręcznik do Run. Ale, mogłaby przyrzec, że jej obecny podręcznik wygląda inaczej. Inne wydawnictwo? Może dla starszych klas?
Tak jak wtedy, gdy znalazła Biblię, Zosia zdała sobie sprawę, że takie sytuacje wypływają na ludzi; biorą je często za swego rodzaju znak. Pewnie, gdyby była wierząca w momencie, gdy znalazła świętą księgę, od razu poszłaby do kościoła. Czy więc znalezienie nadprogramowej książki z przedmiotu, z którego jest się całkowitą nogą, może być znakiem że warto przysiąść do nauki?
Dla Zosi wystarczającym, by postanowić, że jak tylko wrócą z wycieczki, usiądzie sobie w zaciszu dormitorium i zapozna się z zawartością.
Dlatego wsadziła ją do torby i otrzepała ręce. Po stwierdzeniu, że jej ręce są wystarczająco czyste, odłamała kolejny kawałek czekolady i spacerowała sobie dalej.
Jeśli każdy spacer ma być tak obfity w znaleziska, może warto założyć uczniowskie kółko nordic walking?
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Hogwart różnił się od Beauxbatons pod wieloma względami i każdy kolejny ekscytował Pascala znacznie bardziej, niż jego siostrę. Na przykład teraz, możliwość weekendowego wyjścia poza tereny szkolne i zwiedzenia pobliskiego w pełni magicznego miasteczka - doskonała okazja do przespacerowania się, przewietrzenia umysłu, poszukania inspiracji!
Wstał wyjątkowo wcześnie jak na siebie i właściwie nie czekając za bardzo na nikogo, ruszył do Hogsmeade jako jeden z pierwszych uczniów, żeby móc przejść się uliczkami jeszcze względnie spokojnymi i niezaludnionymi, bo podejrzewał całkiem spore tłumy w najbardziej ruchliwym momencie dnia.
Wiele się nie pomylił, bo zdążył zaledwie zajrzeć do dwóch sklepików, kiedy główna aleja zaczęła wypełniać się coraz liczniejszą grupą studentów Hogwartu. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, wciąż z uśmiechem, energicznym, ale przez lata wyćwiczonym eleganckim krokiem przechadzał się, pozdrawiając zauważonych znajomych, których zdążył przez ten czas zyskać.
Dopiero późnym popołudniem poczuł, że harmider rozmów ulicznych i potrzeba lawirowania między innymi spacerowiczami, trochę go przytłaczają. Potrzebował oddechu. Dlatego też oddalił się nieco od centralnej części miasteczka, żeby zwiedzić te znacznie mniej uczęszczane partie. Kiedy tylko skręcił w węższą, niepozorną brukowaną uliczkę, gdzie panowała przyjemna cisza jedynie przerywana odgłosami natury i sporadycznymi dźwiękami życia codziennego mieszkańców, odetchnął głęboko. Nawet nie poczuł wcześniej, że trochę był spięty, dopiero rozluźniające się barki uświadomiły go o tym fakcie.
Powolnym krokiem ruszył przed siebie, z wygody chowając dłonie w kieszeniach szarego, rozpiętego płaszcza i z uśmiechem przyglądał się naprawdę uroczo zielonej uliczce.
Po kilkunastu krokach, jak już łukowaty zakręt zaczął ukazywać dalsze partie alejki, zauważył sytuację... chyba dość nietypową? Dziewczyna z jego roku - rozpoznał ją, bo tak jak on była jedną z tych kilku starszych uczniów podchodzących do ceremonii przydziału na początku roku - wyciągająca z bujnego bluszczu książkę. Uniósł lekko brew i nie zmieniając tempa spacerowego, skierował się bardziej w jej kierunku, z czystym zainteresowaniem. Przyspieszył odrobinę dopiero, kiedy odwróciła się i zaczęła odchodzić. Będąc wystarczająco blisko, żeby go usłyszała, ale nie zrównując się z nią jeszcze, odezwał się przyjaźnie neutralnym tonem, oznajmiając swoją obecność. Nie chciał jej przestraszyć nagłym pojawieniem się obok.
- Czyżby Hogsmeade dawało prezenty nowym uczniom? - Uśmiechał się radośnie bez przerwy, żeby nie odebrała jego zagadania w jakikolwiek sposób negatywnie, kiedy już się odwróciła. Żeby nie miała wątpliwości o czym mówił, wskazał jej torbę, w której już bezpiecznie spoczywała znaleziona książka. - Coś interesującego?
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
To nie tak, że się przestraszyła- po prostu nikogo się nie spodziewała; szczególnie mówiącego do niej, gdy sobie tak spacerowała. Dlatego na dźwięk pierwszych słów chłopaka, drgnęła delikatnie, co mogło wyglądać nawet jak mały podskok z przestrasznenia. Od razu jednak odwróciła się w jego stronę, i po jej minie mógł stwierdzić, że rzeczywiście, nie był to strach. Raczej zdziwienie, trochę zaskoczenie, a lekko uniesiony kącik ust kazał przypuszczać, że Zosia mogła być nawet pozytywne zmieszana.
Szczególnie, że przyglądając się chłopakowi (co zajęło jej nie więcej niż kilka sekund) rozpoznała go. Cóż, był jednak trochę charakterystyczny- był nie tylko jednym z tych niewielu starszych uczniów, którzy dołączyli do Hogwartu w tym roku, ale też żarliwym obiektem westchnień i ploteczek kilku, jeśli nie kilkunastu, osób, których rozmowy zdołała usłyszeć podczas tych kilku dni.
W jakiś sposób... to rozumiała? To raczej normalne, że gdy nagle do szkoły przyjeżdża ktoś nowy, który do tego jest światowy, to burzy porządek rutyny i robi zamieszanie wśród starych uczniów. Zosia przypuszczała, że pewnie sama uczestniczyłaby - oczywiście w granicach dobrego smaku- w dochodzeniu z psiapsiółkami kim jest nowy młodzieniec, gdyby sama nie była zupełnie nową osobą z zagranicy w nowej szkole.
Na szczęście, miała przeczucie, albo być może mylne przekonanie, że przez niego i jego siostrę - bo to była jego siostra, prawda?- jej pojawienie się przeszło bez niepotrzebnego echa. I za samo to była mu naprawdę wdzięczna.
Jeśli dobrze pamięta, był z Francji? Albo miał chociaż francuskie imię?
Nie mogła go sobie natomiast przypomnieć. A raczej nie na tyle, by z pewnością od razu się do niego zwracać.
Poza tym, to niegrzeczne.
- Um - zaczęła, po chwili łącząc fakty. Książka - Magiczne hieroglify i logogramy. O dziwo w naprawdę dobrym stanie? Nie mam zajęć z run co prawda, ale chętnie przeczytam?
Nikt cię nie pytał o autobiografię, jeez. - pomyślała Zosia karcąco. Dalej ma problem z nawiązywaniem relacji, a gdy poznaje ludzi ma tendencję do bycia gadułą. Dlatego gdy tylko to wychwyciła, poprawiła się w głowie.
Tylko... co miała poprawiać? Nie wiedziała, co miała teraz powiedzieć- to było, mimo wszystko, spotkanie obcych osób. Oboje byli co prawda uczniami, ale nie znali się ani trochę.
Dlatego szła dalej, ułamując sobie kawałek czekolady. O, czekolada!
- Też jesteś nowy w Hogwarcie, prawda? - zapytała, podnosząc tabliczkę czekolady w jego stronę. Uśmiechając się przy tym pokrzepiająco, dawała znać ruchem czekolady, by się poczęstował.
Skoro on był miły, to ona też może. Jadą na tym samym wózku.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Uśmiechnął się odrobinkę szerzej, kiedy wyraźnie zaskoczona dziewczyna drgnęła i spojrzała na niego... chyba statystycznie dłużej milcząc, niż przeciętny człowiek zaczepiony nagle na ulicy. Ale jako że Pascal statystykiem nie jest i ani mu w głowie kontemplacje czasu poświęconego na procesy myślowe i przetrawienie zaskoczenia, zwolnił jedynie nieco kroku, żeby nie potknęła się o własne nogi, skoro się nie zatrzymała. I z wolna, stopniowo zrównał się z nią, kontynuując ten spacer teraz wspólnie. Może trochę bezczelnie wpakowując się w jej chwilę samotności.
Kiwnął głową, kiedy w końcu się odezwała i przedstawiła swoje znalezisko, choć tak naprawdę nie był aż tak zainteresowany tytułem. Znacznie bardziej zainteresowany był jej osobą, bo... cóż, bo podobnie jak on jest nowa w Hogwarcie. W dodatku ładna z niej dziewczyna, a Pascal zaczął zauważać, że chyba rozwija w sobie wyjątkowe zainteresowanie blondynkami. Chociażby na szczeblu koleżeńskim, oczywiście.
- Interesujące. Może powinienem uważniej patrzeć pod nogi i też znajdę jakiś prezent powitalny? - Niby zadał jej pytanie, ale właściwie to jego ton sugerował, że wcale nie oczekuje odpowiedzi, a jedynie uprzejmie kontynuuje rozmowę, żeby zaraz zwinnie przekierować ją na inne tory, bliższe poznaniu i zawiązaniu koleżeńskiej relacji, niż randomowego small talk'u.
Zwyczajowo dla siebie, nie porzucił swojego francuskiego akcentu, mimo że naprawdę potrafił mówić po angielsku bez naleciałości swojego języka ojczystego. Co najwyżej załagodził go na tyle, żeby nie brzmieć jak przerysowany bagieciarz w berecie zachwycający się Big Benem. Mówił z gracją i elegancją, pieszcząc te sylaby, które miały być wypieszczone, żeby brzmieć atrakcyjnie. Tak, Pascal zdążył zauważyć, że jego francuski akcent otwiera wiele drzwi i pobudza ciekawość.
- Oui, moja rodzina dopiero przeprowadziła się do Wielkiej Brytanii. - Spojrzał na zaproponowaną czekoladę, po czym podniósł wzrok na dziewczynę, jakby w ten sposób upewniając się, czy naprawdę chciała podzielić się słodyczem. Dopiero wtedy z pozorną, dobrze wyważoną nieśmiałością ułamał sobie niewielki kawałek. - Merci. - I już-już skierował czekoladę do ust, ale zanim tam trafiła, zachłysnął się odrobiną powietrza, po czym westchnął niby w politowaniu dla siebie samego. - Pardonne-moi, gdzie moje maniery. Przecież nie mieliśmy jeszcze okazji ze sobą rozmawiać, chociaż mamy razem zajęcia. Jestem Pascal Boleyn, miło mi w końcu osobiście cię poznać. - Wyciągnął w jej kierunku otwartą luźno dłoń, skierowaną nieco wnętrzem do góry, żeby w typowo gentlemańskim geście schylić się nieco i "ucałować" - ledwo musnąć wargami tak naprawdę - damską dłoń, kiedy tylko zostanie podana.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Im dłużej rozmawiała z nowopoznanym chłopakiem, tym bardziej rozumiała, dlaczego był tak popularny. Bo do tego wszystkiego co zostało już powiedziane, był naprawdę charyzmatyczny- nie każdy byłby w stanie ot tak podejść do obcej osoby i zagadać z taką swobodą- na tyle ciekawie, by ta druga osoba chciała rozmowę kontynuować.
Zosia na przykład nie poczuwała się posiadaczką takiego daru, dlatego trochę podziwiała takich ludzi. Co więcej, jego dystyngowane zachowanie w jakiś sposób sprawiało, że sama chciała zachowywać się lepiej w jego otoczeniu- ale na koniec dnia, jest przecież dziewczyną z małej wioski gdzieś w Polsce- nie ma niestety wiedzy o Savoir Vivre czy wszelkiego rodzaju innych konwenansach w relacjach. Zachowuj się dobrze ale nie udawaj kogoś kim nie jesteś.
No, i miał bardzo przyjemny głos. Francuski akcent ładnie splatał się z językiem angielskim- na tyle, by był wyczuwalny, ale nie zmieniał całkowicie wydźwięku słowa- co dla Zośki, która mimo wszystko dalej uczy się angielskiego, było bardzo ważne.
To natomiast kazało jej się zastanowić, czy ona ma akcent. Co prawda znalazła dziwną łatwość w naśladowaniu brytyjskiego akcentu, a niektórzy zwrócili uwagę że w momencie złości brzmi nawet trochę po szkocku; natomiast czy chciała czy nie, jej polski akcent był nadal wyczuwalny. W odróżnieniu do miękkiego brzmienia nowopoznanego chłopaka, Zosia trochę twardziej niż powinna akcentowała końcówki słów, pojedyncze spółgłoski i wszelkiego rodzaju sz, cz.
Na odpowiedź chłopaka, delikatnie pokiwała głową ze zrozumieniem. Oczywiście, coś w niej chciało się dowiedzieć więcej- z jakiego rejonu przyjechał, dlaczego się przeprowadził, czy wiele różni się Francja od Anglii- bo była jednak ciekawska z natury. Ale jednak postanowiła nie przygnieść chłopaka od samego początku lawiną pytań.
Możliwe, że zaskoczyła go nieco czekoladą, ale wyszła z założenia, że przecież to nie całkowicie obca osoba- tylko kolega z klasy z którym jeszcze nie miała czasu zamienić słowa. I gdy już miał częstować się ułamaną czekoladą, zawiesił się na chwilę i zganił niejako sam siebie.
Pascal Boleyn. Boleyn? Od Anny Boleyn?
- Oh, nie martw się, sama też mogłam o tym pomyśleć. Nazywam się Zofia Różańska, i również miło mi Cię poznać- dodała z ciepłym uśmiechem, wyciągając rękę w jego stronę, spodziewając się normalnego uścisku.
Uśmiech co prawda delikatnie ustąpił zaskoczeniu -przy asyście cichego oh które uleciało z jej ust, gdy ujął jej dłoń i ucałował, ale zaraz szybko wrócił na jej twarz. Nie spodziewała się tego zupełnie, ale w jakiś sposób cieszyła się, że coś takiego nastąpiło.
- Dobrze widzieć, że jednak ta tradycja nie wymarła całkowicie - dodała trochę ciszej, cichutko chichocząc.
Tak, zdecydowanie rozumiała dlaczego jest tak popularny. Jej samej co prawda trochę trudniej wytworzyć tak zwanego crusha- ze względu na jej, ogólnie rzecz biorąc, problemy w odczytywaniu sygnałów i symboli- ale była w sobie w stanie wyobrazić co w takim momencie mogło się dziać w głowach różnych ludzi.
Szlachcic z Francji całuje ci dłoń w porośniętej bluszczem uliczce gdy słońce powoli zachodzi za horyzont rozścielając wielobarwny welon na niebie.
To by było tyle Zośka, nic bardziej wyrwanego z harlequina ci się nie przydarzy. Teraz już tylko z górki.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Nie obraziłby się ani nie poczułby się atakowany, jakby Zosia nagle zasypała go miliardem pytań. A już szczególnie jeśli chodziło o jego nazwisko, które owszem, pochodzi od samej Anny Boleyn. Nie wstydził się historii swojego rodu, ani tym bardziej swojego nazwiska, wręcz bardzo chętnie odpowiadał na pytania, lubił zainteresowanie i możliwość pokazania się z jak najlepszej strony.
Ale nie zapytała, więc też sam nie nurkował w temat, aż takim egocentrykiem nie jest, żeby bezceremonialnie skupiać całą uwagę otoczenia na sobie, kiedy kogoś dopiero co poznawał i sam zaczepił.
Zmarszczył lekko brwi na brzmienie imienia dziewczyny. Zdawało się być bardzo... twarde. I nawet jakby bardzo się starał, to przeczuwał, że nie uda mu się wyartykułować go prawidłowo.
- Sophia? Piękne imię, królewskie. Bez dwóch zdań bardzo ci pasuje. - Może niekoniecznie miał na myśli jej domniemaną królewską krew, ale pasowało jej do twarzy, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.
Uśmiechnął się jedynie na jej zadowolenie z zachowania jednej z wielu tradycji dobrego, eleganckiego zachowania. Dla Pascala była to codzienność, ale rozumiał, że niektórych może to zaskakiwać, w końcu większość społeczeństwa stopniowo odchodziła od grzeczności wybrzmiewającej w gestach.
- Rozumiem, że to też twój pierwszy raz w Hogsmeade, Sophie? - Podobało mu się w sumie jak jej imię - mimo że nie wypowiadane do końca prawidłowo - brzmi wplecione w wypowiedzi. Poza tym, typowo dla siebie nie porzucał nie tylko akcentu francuskiego, ale także swojej czarującej maniery w kontaktach międzyludzkich. - Jak ci się podoba miasteczko? Osobiście muszę przyznać, że jest wyjątkowo urokliwe. - Rozejrzał się po uliczce, przed ostatnimi słowami znowu spoglądając na dziewczynę, jakby sugerował podprogowo, że nie tylko o urokach samej uliczki mówi.
Po kolejnej sekundzie zwolnił nieco i przyłożywszy w pozornie przejętym geście dłoń do własnego mostka, posłał jej nieco niepewne spojrzenie.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w samotnym spacerze. - No nie mógł przecież wyjść na niewychowanego!
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Na jego słowa uśmiechnęła się lekko; w jego ustach rzeczywiście jej imię brzmi elegancko i królewsko. Szczególnie podobało jej się to zmiękczenie pierwszych liter- być może to przez przyzwyczajenie się do swojej oryginalnej, twardej wersji imienia, ta miękka brzmiała dla niej lepiej. Dlatego, nie miała zamiaru go poprawiać i uczyć polskiej wymowy. W końcu, znaczy to dokładnie to samo.
- A dziękuję- ukłoniła się lekko, trochę nie wiedząc jak zareagować na tego typu komplement. W sumie, ona nie wiedziała jak ogólnie reagować na komplementy - o Twoim mogłabym powiedzieć to samo, ale mam wrażenie, że o tym doskonale wiesz - dodała z uśmiechem.
Na jego pytanie odnośnie miasteczka kiwnęła głową. A na jego sugestywne zdanie o uroku, które, co prawda- o dziwo- wychwyciła, odpowiedziała uśmiechem. Bo mimo rejestracji, nie dałaby sobie ręki uciąć że wie, o co mu chodzi, więc rozegrała to bezpiecznie.
- Tak, pierwszy. Wszystko tu dla mnie jest całkowicie nowe- mówiła, rozglądając się jednocześnie, trochę jak dziecko po ślicznej uliczce- bo też dopiero co przeprowadziłam się do Wielkiej Brytanii. A tutaj jest tak dużo nowych rzeczy, ludzi, kolorów. No i ta uliczka! Jest po prostu... cudna.- zakończyła swój wywód, przy ostatnim zdaniu lekko wzdychając. Uwielbiała odwiedzać nowe miejsca, ale szczególnie upodobała sobie te, w których to natura przejmowała pierwsze skrzypce. Opuszczone zamki, parki, lasy, łąki, góry i plaże- oraz masa innych miejsc, które trudno wymienić na jednym wdechu- to jej ulubione miejsca. Co dało się wyczuć, i chyba również zobaczyć- wydawało się, jakby chciała zapamiętać każde ułożenie gałązki, każdy odcień zieleni liścia i fakturę każdego kamienia pod stopą.
- W żadnym wypadku mi nie przeszkadzasz! Czuj się zaproszony do spacerowania, jeśli tylko moje trajkotanie i rozbiegany po kamienicy wzrok nie będzie ci przeszkadzał - dodała z szerokim uśmiechem, podsuwając mu ponownie czekoladę. Teraz są już znajomymi, a czekolada ma wiele pasków.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Uśmiechnął się odrobinę szerzej na ten jej lekki ukłon. To w sumie było tak samo urocze, jak bardzo wyraźnie improwizowane, nieznane dziewczynie jako dworskie podziękowanie za komplement. I - o dziwo! - dla Pascala też wyjątkowo odświeżające!
- Moje imię? Chyba jedynie w połączeniu z nazwiskiem, bo samo w sobie jest dość... zwyczajne. Przynajmniej we Francji. - Mówił to wciąż luźnym, rozbawionym tonem, jakby po prostu na ten temat żartował. Bo tak poniekąd było, utrzymywał niezobowiązującą, lekką rozmowę, żeby nie nastała między nim i nową koleżanką niezręczna cisza.
Skinął lekko głowa, jakby sam sobie potwierdzał przypuszczenie, że Zofia też jest w Hogwarcie nowa. Pamiętał ją bardzo dobrze z Ceremonii Przydziału, w końcu starszych uczniów podchodzących do tego procesu nie było aż tak wielu.
- Zgadzam się w zupełności. Wielka Brytania jest zupełnie inna niż Francja, a Hogwart jest całkowicie różny od Beauxbatons. Mogę zapytać do jakiej szkoły uczęszczałaś przed przeprowadzką? - Szczerze interesowało go usłyszenie co nieco o jeszcze innej szkole magii, bo sama przeprowadzka też uświadomiła go jak bardzo różne są tradycje, systemy i struktury, nie mówiąc już o programach nauczania, zachowaniach i rozrywkach studenckich. Może i nie był typem wielkiego podróżnika, ale jakaś tam ciekawość świata została w nim ostatnio rozbudzona.
- Ależ skąd! Z wielką chęcią pospaceruję z tobą, w końcu to ja cię zaczepiłem. Miałem w tym swój cel i cicha nadzieję na miłe towarzystwo tego popołudnia. - Pochylił się odrobinę w kierunku Krukonki. - I się nie zawiodłem. - Posłał jej szerszy, czarujący uśmiech i nawet puścił oko. - Zawsze milej spędzić choć chwilę na odświeżającej rozmowie. I nie wracać do zamku w pojedynkę.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Kwestia imienia więc, według jego opinii, była sporna. Cóż, może we Francji tak było.
- Wiesz, jesteś jedynym Pascalem którego znam. Więc dla mnie, i przypuszczalnie innych w okolicy, jest to stosunkowo niespotykane imię - odpowiedziała - ale czy popularne czy nie, ładne. - dodała, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.
W sumie, co jest ładnym, a co brzydkim imieniem?
- Choć koniec końców, imię to tylko zbiór dźwięków, na które reagujemy. To człowiek który na nie reaguje nadaje mu wartość - dodała trochę ciszej, lekko zamyślona.
Nie przewidywała nagle filozoficznego rozmyślania, ale takich rzeczy zazwyczaj się nie planuje. Po prostu, w pewnym momencie się pojawiają. Ale czy nie jest to dobry czas i miejsce na takie dywagacje? Spacer przy zachodzie słońca z nieznajomym po porośniętej roślinnością uliczce?
- Wcześniej uczyłam się w rosyjskim Koldovstoretz. A przyjechałam tutaj z Polski. - powiedziała, z nieukrywaną w głosie dumą. Bo była jednak dumna ze swojego pochodzenia, i ze szkoły, którą wspominała bardzo ciepło. Ale czy tęskniła? Trochę- za babcią, ludźmi z wioski, Krasulą i tą swojskością, tym spokojem.
Ale, Hogwart i Wielka Brytania to nowa przygoda, której Zośka się ani trochę nie obawiała.
Gdy zbliżył się do niej trochę, uniosła lekko brew i z uśmiechem- który był niejako przyklejony do jej twarzy od początku ich spotkania- podsunęła mu, ponownie, czekoladę. Bo się ostatecznie nie poczęstował drugi raz!
- Zawsze raźniej. Szczególnie, że wychodzi na to, że oboje jesteśmy tu pierwszy raz. Jeśli się zgubimy, to przynajmniej w dwójkę.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Uniósł lekko ręce w obronnym geście, nie będzie się przecież spierał o kwestię imienia. Po chwili opuścił jedną rękę, a drugą oparł na moment mniej więcej na wysokości własnego mostka i skinął głową tak, że wyglądało to trochę jak zamarkowanie subtelnego ukłonu.
- Dziękuję. - Podziękował za komplement, choć przecież to nie on własne imię wybrał, to jego rodzice powinni poczuć się tutaj docenieni.
Uniósł nieznacznie brwi na to nagłe filozoficzne wtrącenie, wyraźnie wywołane kwestią nazwy własnej, która przede wszystkim ułatwiała komunikację międzyludzką.
- Interesująca kwestia, owszem. Jak najbardziej, prawdziwa, bez wątpienia, przecież zarówno potomek królów, jak i uliczny łotrzyk mogą nosić to samo imię, a wywoływać będzie zupełnie inne emocje u innych. - Pokiwał lekko głową, na moment zagłębiając się w tę kwestię, ale niekoniecznie chcąc zanurzać się w niej całkowicie. To chyba nie był dobry moment na filozofię.
Znacznie bardziej ciekawiło Pascala pochodzenie nowej koleżanki.
- Ach, słowiańska kultura, tak bliska naturze. Mam nadzieję, że będziemy mieli możliwość kiedyś zgłębić temat naszych dawnych szkół i porównać różnice? - Spojrzał na nią pytająco, tym samym sugerując, że z chęcią spędziłby z nią więcej czasu. Zainteresowała go! Poza tym, obydwoje byli nowi, fajnie byłoby trzymać się razem. - Nie zrozum mnie źle, po mam wrażenie, że teraz powinniśmy kontemplować uroki okolicy i eksplorować miasteczko, którego nie będziemy odwiedzać tak często. - Wskazał lekkim ruchem ręki roślinność uliczki, po której spacerowali. A jak tylko dziewczyna podsunęła bliżej czekoladę, ułamał sobie kolejny kawałek, uśmiechając się nieco szerzej.
- Och, tak, wspólne gubienie się z pewnością jest zabawniejsze, niż błądzenie w pojedynkę i usilne szukanie drogi powrotnej. Odwiedziłaś już najpopularniejsze punkty miasteczka? - Tyle mówiło się o niektórych miejscach Hogsmeade, że bez wątpienia znał je każdy i cieszyły się popularnością nie bez powodu.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Na jego odpowiedź na jej filozoficzne dywagacje, kiwała głową gdy mówił. Szczególnie, ostatnie zdanie było ważne. Nie mówiąc już o kwestii, że czasami jeden przypadek złej osoby z pewnym imieniem potrafi negatywnie nastawić kogoś do innych ludzi z tym samym.
Ale, może rzeczywiście nie czas na takie pogaduchy? Mimo sprzyjającej atmosfery, są inne momenty które można wykorzystać na głębsze rozmowy.
- Cóż, mam taką nadzieję- odpowiedziała na jego propozycję- szczególnie, że zarówno bardzo chętnie opowiem o swojej szkole, jak i posłucham o twojej. A jakbyś do tego miał chęć poopowiadać mi o Francji, to będę wniebowzięta. - uśmiechnęła się szerzej do chłopaka, kończąc zdanie.
Bo zarówno Beauxbatons jak i Francja sama w sobie miały wokół siebie otoczkę niesamowitego i trochę tajemniczego miejsca- i mimo, że gdzieś tam z tyłu głowy Zosia wiedziała, że każde miejsce ma swoje plusy i minusy, tak nie miała nigdy wcześniej możliwości zobaczenia innych krajów. Oczywiście, nie licząc przeprowadzki.
- Całkowicie się zgadam. Szczególnie, że wygląda na to, że będziemy mieć okazję zobaczyć tę uliczkę ubarwioną nie tylko światłem zachodzącego słońca, ale też lekkim blaskiem latarni - powiedziała, odrywając wzrok od niego i rozglądając się po uliczce, znowu. Jej procesy chłonięcia wszystkiego co widzi co prawda były teraz skupione na czymś, a raczej kimś, innym; ale to nie znaczy że nie ma zamiaru doceniać otoczenia. Szczególnie, że słońce już zniknęło w ponad połowie za horyzontem, sprawiając, że niebo mieniło się gradientem przechodzącym od żółtego, przez pomarańcz, czerwień i róż. Co natomiast zwiastowało, że za niedługo zrobi się ciemniej, a to będzie już powodem zapalenia się latarenek.
- Niestety nie wszystkie. Byłam oczywiście w Miodowym Królestwie - zaczęła, wskazując ruchem głowy na trzymaną czekoladę - Byłam też w sklepie Gladraga, gdzie udało mi się pochwycić zmieniające kolor skarpetki. W sumie, w sklepie Zonka byłam tylko na chwilkę, raczej z ciekawości niż z zamiaru kupienia czegokolwiek - tu zamilkła na moment, zastanawiając się co musiała pominąć- Herbaciarnia u pani Puddifoot mnie niesamowicie kusiła, ale w momencie gdy koło niej przechodziłam, było tam bardzo dużo ludzi; podobnie w Pubie pod Trzema Miotłami- być może jutro się uda. A, na pewno chciałabym, też być może jutro, odwiedzić Derwisza i Banges'a. Natomiast do Wrzeszczącej Chaty na razie nawet nie próbuję się dostać- nie będę kłamać, nie jestem fanką przerażających rzeczy i miejsc- zakończyła swój wywód zerkając na chłopaka, mając jednocześnie nadzieję, że nie zanudziła go swoim monologiem. No ale cóż, to on zapytał!
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Uśmiechnął się promiennie, wyraźnie zadowolony jej chęcią posłuchania o kulturze Francji i wyjątkowości tamtejszej Akademii Magii. Akurat Pascal lubił opowiadać o tym, co go fascynowało, a rodzinne strony zdecydowanie należały do takich tematów.
- Wspaniale! W takim razie może któreś wolne popołudnie poświęcimy na podzielenie się tą fascynującą wiedzą? Niekoniecznie ten weekend, bo Hogsmeade zdecydowanie zasługuje na pełną uwagę odwiedzających, ale też jestem przekonany, że uda nam się wygospodarować trochę czasu na interesujące rozmowy o naszych rodzimych kulturach. - Spojrzał po budynkach, zwracając teraz więcej uwagi na grę świateł, choć z jego perspektywy kolory i tak wyglądały nieco inaczej. Nie mniej pięknie, w jego mniemaniu!
Przez moment, słuchając Sophie i jej opowiadania o tym gdzie była i co widziała dzisiaj w miasteczku, milczał i kontemplował otoczenie i swoją towarzyszkę, a jak w końcu zamilkła, spojrzał na nią lekko mrużąc oczy. Ale nie w negatywnym geście, a wręcz przeciwnie! W bardzo przyjaznym i uprzejmym zainteresowaniu.
- Hm, może w takim razie jutro uda nam się spotkać znowu przypadkiem i razem zwiedzimy kilka zakątków? Dzisiaj chyba niewiele czasu nam na to zostało, a miło byłoby odkryć okolicę w tak miłym towarzystwie. - Sprawnie wmanewrował w swoją wypowiedź ten komplement, bo nie zamierzał się powstrzymywać i szczędzić jej miłych słów.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Na jego słowa radośnie klasnęła w dłonie. Brakowało jej znajomości w Hogwarcie, a Pascal wydawał się miłym chłopakiem. Który, dodatkowo chciał nie tylko opowiedzieć jej o swojej ojczyźnie, ale chciał słuchać o jej!
Ma mu tyle do opowiedzenia, o lataniu na drzewach, o babci, o zwyczajach...
- Aż się nie mogę doczekać!- odpowiedziała radośnie, uśmiechając się szeroko- będę więc czekać na propozycję terminów, bo wydaje mi się, że możesz mieć trochę bardziej zajęty grafik niż ja- dodała, wzruszając ramionami.
Jej obecnie zaplanowane zajęcia ograniczały się do lekcji; reszta była spontaniczna i polegała głównie na zwiedzaniu szkoły- o ile próby niezgubienia się w Hogwarcie można tak nazwać.
Więc uznała, że dostosuje się do niego.
Była chyba nawet zaskoczona, że nie wydał się znudzony jej wywodem. A nawet wydawał się aktywnie słuchać! Dlatego, gdy zaproponował spotkanie, nie mogła się nie uśmiechnąć.
- Co prawda, dzień jeszcze młody, ale masz rację. Tak więc jutro przypadkowo mogę być tu znowu, być może, o 10? Kto wie?- odpowiedziała filuternie. Tak naprawdę mało będzie przypadkowości w tym przypadku, ale to chyba nic złego.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Ten entuzjazm Sophie kompletnie Pascala rozbrajał. Był o tyle odświeżający, że większość dziewcząt tu, w Wielkiej Brytanii, którym okazywał jakiekolwiek zainteresowanie i jeszcze kojarzyły trafnie jego nazwisko z królewskim pochodzeniem, od razu zaczynało traktować go odrobinę inaczej. Schlebiało mu to, lubił to, owszem, też sam czasem celowo to prowokował i wykorzystywał do niewinnych, nastoletnich flirtów. Ale to, jak zupełnie naturalnie Sophie zareagowała na jego chęć poznania jej kultury i podzielenia się swoją, wywołało i u niego dziwną ekscytację.
- Och, ależ skąd, to nie Beauxbatons, tam to dopiero miałem napięty grafik możliwie po same brzegi, zero możliwości życia towarzyskiego i zawierania bliższych przyjaźni. Możliwe, że było to spowodowane bardzo mocno rozwiniętym programem muzycznym, na którym skupiałem całą swoją uwagę i czas. - Zadumał się na zaledwie trzy sekundy, zaraz jednak reflektując się i z lekkim drgnięciem ponownie odwracając wzrok na koleżankę.
- W takim razie, jak to się mówi tutaj, wyślę ci sowę z propozycją terminów? - Nawet jeśli brzmiało to aż nazbyt oficjalnie, to zdecydowanie było elegancką formą propozycji kolejnego umówionego spotkania. A co do tych spontanicznych...
- Cóż za zbieg okoliczności, bardzo możliwe, że jutro o dziesiątej ja również tutaj będę. - Uśmiechnął się do niej rozbawiony, puszczając leciutko oko, jakby w konspiracji.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Zajęcia muzyczne?
- Nieee, mieliście zajęcia muzyczne? Ale fajnie!
W Hogwarcie, jeśli dobrze kojarzyła, z zajęć artystycznych mogła liczyć tylko na chór. W jej poprzedniej szkole co prawda też nie było stricte zajęć o tej tematyce, ale funkcjonowało dużo różnych kół naukowych i grup zainteresowań, gdzie młodociani czarodzieje mogli spędzać czas, robiąc to, co lubią, z ludźmi, którzy to podzielają.
Być może tutaj też to tak działa, tylko ona po prostu jeszcze o tym nie wie?
- Czyli grasz na czymś? Uchyl rąbka tajemnicy!
Jednym z ulubionych zajęć Zośki, podczas poznawania ludzi jest szukanie tego błysku w oku, gdy mówią o czymś, co ich pasjonuje. Oczy zaczynają migotać, źrenice się powiększają, a oni, mówiąc o swoim hobby, zainteresowaniach czy po prostu temacie dla nich ważnym, czasami odpływają bez reszty lub zdają się zupełnie innymi ludźmi.
Takie momenty Zośka uwielbia, bo pozwalają poznać człowieka z innej strony.
A jeśli Pascal, tak jak ona, jest fanem sztuki wszelkiego rodzaju, a do tego sam ją praktykuje, to zyskałby nie tylko jej uznanie, ale prawdopodobnie momentami irytującego sidekicka w postaci blondyny z Polski.
Natomiast, na jego słowa o wysłaniu sowy zachichotała cicho i skinęła powoli głową, jakby w geście małego dygnięcia.
- Będę więc oczekiwać wiadomości od pana, panie Boleyn.
Gdzieś w biegu zapomniała (o ile można to tak nazwać), że prawdopodobnie rozmawia z arystokratą. Prawdopodobnie, bo koniec końców nie odważyła się na weryfikację swoich przypuszczań.
Ale jego zachowanie, nawet jeśli nie spowodowane królewskim sposobem wychowania, i tak wskazywało, że ma na pewno więcej ogłady i wdzięku niż Zośka.
I o ile ta myśl czasami wybijała ją z pantałyku, nasuwając myśli czy czasami nie popełnia faux-pas za faux-pas w jego obecności, tak tłumaczyła sobie, że na jego miejscu chciałaby prawdopodobnie być traktowana jak zwykły człowiek. Którym, koniec końców jest, kimkolwiek by nie był.
Ale, drobne humorystyczne nawiązania w formie nagle bardzo oficjalnych sformułowań w ani trochę formalnej rozmowie to coś, co Zosia była skłonna robić.
Spojrzała na ulicę, która teraz okryła się już całkowicie wieczornymi barwami. Uśmiechnęła się, tak naprawdę na samą myśl, że jest w nowym, ładnym miejscu, i może je podziwiać. A, do tego bez obaw- zazwyczaj poruszanie się wieczorem po nieznanych miejscach samotnie nie było zbyt rozsądne. Ale ona nie była sama, więc mogła z tego momentu czerpać jak najwięcej.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Sophie lubiła słuchać o pasjach innych, a Pascal lubił o swoich pasjach mówić, więc zgrali się w tym doskonale! Z pewnością Krukonka nie będzie narzekała na nudę w drodze do zamku, bo panicz Boleyn z wielką ochota i błyskiem w oku zabawi ją rozmową na temat muzyki.
Na potwierdzenie skinął powoli pojedynczo głową.
- Program artystyczny Akademii jest zdecydowanie bardziej rozbudowany niż ten w Hogwarcie, tak. I mówimy tu nie tylko o muzyce. Ale tak, gram na skrzypcach i nie jest to żadną tajemnicą. - Pochylił się lekko i uniósł jeden palec, żeby z uśmiechem podkreślić jak bardzo jest na ten temat otwarty. - Znaczy, gram na wielu instrumentach, ale skrzypce są zdecydowanie moim ulubionym instrumentem, świetnie się rozumiemy. - Sophie mogła się spodziewać, że pewnie w najbliższej przyszłości Pascal będzie chciał pochwalić się swoim talentem, bo skubaniec wiedział, że jest dobry.
- Ten dzień jeszcze nie minął, a ja już nie mogę doczekać się naszego kolejnego spotkania. - Zaśmiał się krótko, cicho, z gracją i po dżentelmańsku zaproponował jej swoje ramię. - Powinniśmy już chyba zmierzać w stronę zamku. Dobrze, że droga jest w miarę długa, mamy nadal czas na rozmowę. - No i mieli też kolejny dzień odwiedzin Hogsmeade, kiedy to znowu mogą się spotkać przypadkiem na ulicy, tak jak już o tym rozmawiali.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
W jakiś sposób zazdrościła Pascalowi, że miał możliwości uczyć się tak wielu, ciekawych rzeczy w Beauxbatons. Ona sama nigdy niestety nie miała możliwości nauczyć się grać na czymkolwiek. Co nigdy nie wpłynęło na fakt, że muzyka była bardzo ważną częścią życia Zosi. Zastanawiała się, co prawda, nad chórem- bo śpiewać lubiła- ale miała poczucie że jeszcze na to na wcześnie w jej szkolnej karierze.
Tym bardziej więc Pascal jej imponował. Nie tylko potrafił grać na skrzypcach- czyli jednak niesamowicie trudnym i wymagającym wiele lat praktyki instrumencie- ale też, najwyraźniej, na innych też? Bogowie, skąd się biorą tacy ludzie?
- Na instrumentach, że w liczbie mnogiej. I jedne z nich to skrzypce. Wow. - westchnęła zszokowana, nie mogąc kryć zachwytu tylko w swojej głowie.
Z nieśmiałością, ale jednak nadal chęcią przyjęła jego propozycję, wsuwając dłoń pomiędzy tors i ramię chłopaka, pozwalając swojej ręce spocząć na jego przedramieniu.
- Z zaskoczeniem muszę stwierdzić, że ja również. Jak na przypadkową znajomość mamy wiele ciekawych tematów do rozmowy. - dodała z uśmiechem, zerkając na chłopaka.
Przez chwilę przemknęła jej przez głowę myśl, jak los bywa przewrotny. Póki co, wszystkie jej znajomości opierają się na tym, że ktoś w pewnym momencie podjął decyzję, że podejdzie. Rozpocznie rozmowę. W jakiś sposób zagada.
I żadnej z tej relacji nie żałowała.
- Chyba masz rację. Szczególnie że wieczory o tej porze roku nie rozpieszczają zbytnio.
I tak oto ruszyli wolnym krokiem w stronę zamku, dyskutując na przeróżne tematy, które mogły nawinąć się w trakcie być może długiego, ale jak miłego, spaceru.
[z/t zarówno dla Zosi jak i Pascala]
|