Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Gdyby tylko Aspasia jednak przyznała w jakimkolwiek stopniu rację bibliotekarzowi na głos, najpewniej Saoirse poczułaby się trochę urażona i zdradzona... W końcu na przykład Romilly, który tam był i wszystko widział - to znaczy stan, w jakim była wtedy Puchonka - zdecydował się jej pomóc i wypożyczył dla niej tę przeklętą książkę! A przecież do tej pory był trudną osobą i gdyby tylko sądził, że ta jej się nie należy przez to, że była trochę przemoczona, powiedziałby jej to, nie zważając na to, czy jej nie urazi! W końcu w zeszłym roku uraził ją tyle razy i jakoś się nie obrażała... Skoro nawet on był po jej stronie, to Saoirse była tym bardziej przekonana, że to ona ma rację w tym małym konflikcie.
- No, jest jakiś dziwny... - mruknęła z niezadowoleniem. - I jakoś tak mam wrażenie, że chyba nie zapomni najprędzej.
Zdecydowanie. Sprawiał wrażenie osoby, która konsekwentnie żywi i pielęgnuje urazę latami... Dlatego też spodziewała się, że jej wizyty w bibliotece do końca nauki w Hogwarcie nie będą najprzyjemniejsze.
- Albo gdyby ktoś kiedyś zrobił jakiś spis eliksirów na podstawie kolorów, to byłoby, no, niegłupie - odparła krzywiąc się lekko.
Tu akurat była prawie pewna, że nikt nie wpadł na nic podobnego, a przecież byłoby to tak pomocne! Przecież w pierwszym kontakcie zazwyczaj widzi się kolor mikstury! Dopiero potem można też powąchać, czy też wypróbować na czymś... Saoirse zdecydowanie napisałaby taką książkę! To znaczy, gdyby potrafiła znaleźć w sobie tyle skupienia, by w ogóle napisać książkę, ale przecież miała na to całe mnóstwo czasu. Może to tylko kolejny plan na przyszłość, kiedy będzie... Spokojniejsza? W końcu interesowała się eliksirami. To nie brzmiało najgorzej.
- Mmm... Znaczy, wiesz, ja się czuję na takim ok-poziomie z eliksirów właśnie... Więc pewnie dobrze byłoby znaleźć kogoś starszego, jak już? Z siódmego roku, najlepiej? No bo jak już ktoś chodzi siódmy rok i jeszcze wybrał eliksiry, jako przedmiot który chce zdawać, to pewnie ma o tym pojęcie.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Rzuciła jeszcze krótko okiem w stronę bibliotekarza. Może nie poznała całej prawdy i historii (o czym za specjalnie zresztą nie wiedziała), ale ta wersja przedstawiona przez Saoirse wydawała jej się dziwna. No i poza tym…
Wzruszyła lekko ramionami.
— Nie musi cię lubić, żeby wypożyczać ci książki – stwierdziła, nawet niekoniecznie świadoma, że trochę trąciło to hipokryzją z jej strony. – Po prostu następnym razem nie przychodź mokra, to ci nie będzie robił więcej kłopotów.
Rozwiązanie sprawy było banalnie proste, a faktem było, że facet był pracownikiem placówki i kto jak kto, ale on akurat powinien zachować pewien profesjonalizm…
Czy zrobienie podręcznika na podstawie barw eliksirów byłoby niegłupie? Nie. Byłoby dość głupie, bo było mnóstwo eliksirów o podobnej barwie, więc no… bez sensu kompletnie. Czemu ktoś miałby robić bezsensowną pracę? Nawet jeśli ta praca teraz by im się przydała i przynajmniej zawęziła krąg poszukiwań…
Dlatego postanowiła jedynie przemilczeć ten pomysł, udając, że jest za bardzo pochłonięta czytaniem jakichś kilku szczątkowych zdań o eliksirach.
Ale to też było bez sensu. Zajęłoby im całą wieczność…
Zastanowiła się za to nad kolejnym pomysłem Puchonki. Ktoś z siódmego roku… Jej brat był z siódmego roku, ale nie był za dobry w eliksirach. Podobnie jak i Dexter…
— Masz kogoś konkretnego na myśli? – spytała więc. W akcie desperacji najwyżej zapyta brata i może on jej jakoś pomoże… Chociaż nadal sądziła, że z ich dwójki to ona akurat jest lepsza z tej dziedziny.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Może nie należała do osób, które obrażałyby się o podobne rzeczy, ale z pewnością byłoby jej przykro, gdyby wiedziała, jak bardzo Aspasia nie zgadzałaby się z nią w kwestii mokrych wizyt w bibliotece... To znaczy, wyraziła się wystarczająco jasno, by Saoirse było troszeczkę przykro, że jednak tym razem nie znalazła poparcia w koleżance, ale przynajmniej nie musiała wewnętrznie burzyć się przeciwko niej.
- Nie to, żebym planowała takie rzeczy, ale jakby zaczęło padać, a potem miałabym znowu coś wypożyczać...
Nie, to nie było ważne. Takie sytuacje i tak były dosyć rzadkie. Rzadko coś wypożyczała - raczej wtedy, kiedy nauczyciele tego od nich wymagali, albo mieli zadany ważny esej - i rzadko chodziła mokra po szkole. Może zbieg okoliczności nie powtórzy się prędko, toteż wzruszyła w końcu ramionami.
- To raczej nie będzie problem, ale i tak, i tak dziwnie na mnie patrzy od tego czasu.
Trochę patrzył i z pewnością ją kojarzył... Przynajmniej jeszcze nie skończyło się na tym, by chodził za nimi między regałami.
Zastanowiła się przez moment nad jej pytaniem.
- Nie jestem pewna, czy znam kogoś takiego jakoś wybitne dobrego z eliksirów... W sensie, April chyba na przykład chodzi na eliksiry, no bo kiedyś o tym gadałyśmy, ale nie wiem, jak dobrze sobie radzi, ale ona raczej przykłada się do wszystkiego, więc na pewno idzie jej lepiej, niż mi na przykład... Więc to chyba zawsze coś, można zapytać...
Jakoś tak tylko nie przyszło jej do głowy pytać Aspasii, czy zna April, ani tym bardziej że może należałoby przedstawić ją, jako jej kuzynkę, może nawet podać dom... Ale mniej więcej tak zwykle wyglądały rozmowy z Saoirse.
- Znaczy, fakt, ona jest na szóstym, ale może to zawsze ten rok wyżej, sporo lekcji do przodu, może coś by się jej kojarzyło, nie wiem.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Niby w słowach Puchonki był pewien sens – z drugiej strony jednak – czy wypożyczanie książek było tak bardzo pilne, żeby od razu z deszczu lecieć do biblioteki i strofować biednego człowieka o natychmiastowe wydanie literatury? Przecież… biblioteka nie ucieknie, książki nie znikną, można się najpierw wysuszyć, a potem zabierać za czytanie… To raczej tak i w tej kolejności powinno wyglądać.
Postanowiła jednak tego nie skomentować, wyczuwając już intuicyjnie, że jej słowa najwidoczniej niekoniecznie spodobały się Puchonce, tak patrząc na cienie przebiegające przez jej twarz… Aspasia poczuła się nieco niekomfortowo, znów odrobinę zagrożona, jak gdyby inne zdanie miało odebrać jej komfort i poczucie bycia akceptowaną, bycia z kimś… Nie, nie, zdecydowanie wolała się zamknąć niż dopuszczać znów lęki do głosu.
— Znajdzie sobie w końcu inną ofiarę – mruknęła niby na odczepnego, nurzając nos w lekturze i mając nadzieję, że ten temat nareszcie zaraz się skończy. Czuła się coraz gorzej i to z zupełnie absurdalnego powodu.
Kiedy zasugerowała jej osobę, która mogłaby im pomóc, podniosła głowę znad książki i lekko mrużąc oczy, przypatrywała się Saoirse.
Nie znała tej całej April, nie wiedziała, kim jest, a to znaczyło, że z eliksirów mogła wcale nie być taka wybitna. Ale w chwili obecnej była jedyną deską ich ratunku. Albo to, albo dział ksiąg zakazanych i ryzykowanie szlabanem, który pewnie odbiłby się echem po jej rodzinie i zmuszona byłaby wysłuchiwać kazań na temat tego, jak bardzo takie zachowanie nie przystoi młodej damie…
— Okej, dobre i tyle na początek. Wiesz, gdzie możemy ją znaleźć?
O ile miała w ogóle czas wolny. A jak nie – nie szkodziło. Przecież poczekają.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Szczerze mówiąc Saoirse również poczuła pewne nieprzyjemne spięcie w tym temacie i zdecydowanie się jej to nie podobało. Wisiały tu jakieś niedopowiedzenia, które chyba były nieco bardziej szkodliwe, dla obu zresztą stron, niż gdyby Aspasia w delikatny sposób ujęła to, co chodziło jej po głowie. Ślizgonka zdawała się jej teraz tak zdystansowana, chłodna, może nawet pogardliwa. Ale to tylko złudzenie, prawda? To wcale nie jej wina...? Właściwie Saoirse nie była tego taka pewna i na moment zacisnęła mocniej usta patrząc ku koleżance mniej pewnie. Czy nakrzyczałaby na nią, gdyby coś było nie tak, jak ostatnio? Mimo że nadal nie czuła, by w sumie zawiniła... Może powinna była poświęcić jej więcej czasu, ale dziewczyna też mogła śmiało się o to upomnieć. W końcu nowy rok szkolny to tyle wydarzeń, znów tyle ludzi, każdy jest zabiegany, każdy musi pogadać z tymi wszystkimi osobami, których nie widział tyle czasu. Prawda?
Również nie chciała ciągnąć tego tematu. Jedynie wyraźnie zdemotywowana, nie potrafiąc, a może nie myśląc o tym, by ukrywać swoje emocje, skinęła głową, odwracając wzrok.
- Eee... - zaczęła, absolutnie nie spodziewając się tego pytania.
Czy wiedziała, gdzie mogła być April? No... W zamku. A to też tylko prawdopodobnie.
- Znaczy... Hm... Może nawet w Pokoju Wspólnym? Swoim, w sensie. No bo jest z Ravenclawu. Ee, może to nie najlepiej. Ale... Wiesz, zależy na ile ci się spieszy, no bo zawsze mogłybyśmy poczekać po prostu do kolacji i na przykład wtedy ją złapać, a jakby nie wiedziała, czy coś, to na pewno zna, czy tam kojarzy, kto jest jakiś super zajebisty z eliksirów na tych wyższych rocznikach, szóstym, siódmym...
Nie była pewna, czy to wystarczające dla Aspasii, ale chyba nie brzmiało najgorzej.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Całe szczęście, temat się zamknął, mogła odetchnąć z ulgą. Ulgą, która ulgą faktycznie nie do końca była, bo mimo wszystko, patrząc po minie Puchonki, czuła się trochę niepewnie. Niepotrzebnie w ogóle wyrażała w jakikolwiek sposób swoje zdanie. Mogła się zamknąć, siedzieć cicho, kiwać głową i mówić, że dobrze zrobiła i wszyscy dookoła są dziwni. A tak, teraz była narażona na dodatkowy stres, który nie miał ujścia, bo czuła się tak, jak Saoirse po tym spotkaniu miała się już więcej do niej nie odezwać…
Nawet myśli dotyczące tej całej April nie były okraszone ani nutką nadziei, kiedy z tyłu głowy kołatała jej się wątpliwość, czy nie straci kolejnej osoby w swoim życiu.
Była okropna. Zawsze wszystkich odpychała.
Tym dłużej musiała się zastanawiać i odganiać te chmury przysłaniające jej umysł, kiedy Saoirse proponowała dla nich rozwiązanie. Pokój wspólny Krukonów odpadał, oni mieli jakieś dziwne zagadki do odgadywania, nie chciała stać pod klamką, gdyby jej się nie udało dostać. Ale kolacja…
— Można spróbować na kolacji – potwierdziła, kiwając lekko głową. Na kolacji faktycznie powinna się pojawić. Gorzej, jeśli nie. – Tylko będziesz musiała mi pokazać, która to jest.
Bo, jakby nie spojrzał, nie miała pojęcia, o kim mówiła Puchonka. A może miała, a nie kojarzyła imienia z konkretną twarzą. Nadal, potrzebowała w tym temacie pomocy.
I przy okazji chciała mieć małą gwarancję, że wszystko między nimi będzie okej i Saoirse nie ucieknie przy pierwszej możliwości…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Najwyraźniej obie chciały przemilczeć pewne kwestie dla swojego wzajemnego dobra, a wyszło, cóż, nieco inaczej. Wszystko wskazywało na to, że szczerość byłaby w tej sytuacji najlepszym wyborem, co najwyżej może opatrzona jakimś spokojnym tonem, albo słowami, które nieco łagodziłyby sytuację... Więc oczywiście nie miały zamiar jej wybrać.
W dodatku Aspasia dalej też wypowiadała się, jakby niekoniecznie widziała miejsce dla Saoirse w całym pomyśle. Miała wskazać jej, która to April i co? Dać jej spokój? Opcjonalnie przedstawić je sobie i... Oddalić się? Do tej pory sądziła właściwie, że po prostu podejdą razem, trochę pogadają, zobaczą, czy coś da się rozpoznać. Dlatego też przez chwilkę wpatrywała się w Ślizgonkę, zupełnie jakby oczekiwała czegoś jeszcze. Może wyprowadzenia jej z błędu? Ale wtedy dziewczyna musiałaby wiedzieć, że w ten błąd ją wprowadziła... A jeśli to nie był błąd, to w ogóle nie było mowy o żadnym wyprowadzaniu.
- No... Tak... Tak w sumie zakładałam, że w razie czego bym może przedstawiła i...
Relacja z Aspasią nigdy nie była tak trudna! Dopiero na początku tego roku poczuła, że jest dziwnie napięta. Może wcześniej po prostu spędzały razem mniej czasu? Może na ostatnim roku tak wyszło, że gadały więcej, niż wcześniej? A gadały? Saoirse nie była nawet tak pewna, kiedy oraz co się działo, czasem nieco się w tym gubiła... Ale jak tu się nie zgubić, jak jeszcze przed wakacjami wszystko było w porządku, a w tym roku szkolnym koleżanka zaczęła od awantury, a teraz może chciała spędzić trochę czasu razem, konkretnie na nauce i jakoś w tym wszystkim zboczyły i teraz... Teraz wyglądała na zirytowaną, a Puchonka czuła, jakby chciała względnie delikatnie zdystansować.
Podrapała się po głowie w chwili zakłopotania.
- No nie wiem, będziesz chciała sama z nią pogadać? - zapytała wreszcie wprost po małej wewnętrznej walce w obliczu fali niezręczności.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Myślała, że to napięcie na samym początku rozmowy nie wpłynie na dalszą część, ale… chyba się pomyliła. Chyba obie zaczęły czuć się dość nieswojo w swoim towarzystwie i uważać na słowa. A to znaczyło tylko jedno – była zagrożona. Przez to, że nie powiedziała Saoirse tego, co Puchonka chciała usłyszeć, teraz zapewne będzie się starała od niej odsunąć. Przygryzła dolną wargę i paradoksalnie jeszcze bardziej zanurzyła nos w lekturze, chociaż z drugiej strony słuchała tego, co do niej mówiła.
A mówiła dość niezdecydowanie. Może chciała jej się naprawdę pozbyć? Starała się usilnie nie patrzeć na Saoirse, ale czuła się coraz gorzej. Coraz mocniej zaciskała palce na okładce książki, ale tym samym coraz bardziej miała ochotę wybuchnąć płaczem i gdzieś uciec. Ale przecież nie była tchórzem. Nigdy nie zostawiała sprawy samej sobie, zawsze stawała oko w oko z niebezpieczeństwem. To potem bolało ją jeszcze bardziej, ale chyba zwyczajnie nie potrafiła inaczej.
I teraz miała wrażenie, że Saoirse faktycznie chciała się od niej odsunąć, tylko próbowała zrobić to subtelnie. „Przedstawię was i pogadacie same, nie?” Tak to brzmiało w jej głowie. Byleby tylko nie musieć dłużej przebywać z Aspasią. Oczywiście. Kto chciałby przebywać z taką osobą jak ona?
— Jasne – wymamrotała tylko niewyraźnie, zastanawiając się już teraz, czy w ogóle wejdzie dzisiaj do wielkiej sali. I coraz bardziej przekonywała siebie, że raczej nie.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Cała ta interakcja była ogromnym nieporozumieniem, przez co obie dziewczyny kisiły się w coraz większej niezręczności, niepewności oraz spięciu. Może Saoirse nawet wyraziłaby jakoś swoją niepewność, ale Aspasia z każdym momentem zdawała się coraz bardziej zdystansowana i... Cóż, jej ostatni wybuch trochę zniechęcił Puchonkę do konfrontacji swoich problemów.
Zresztą zapytała, czy dziewczyna chciała porozmawiać z jej kuzynką sam na sam oraz czy tym samym wyklucza ją jednak z poszukiwań informacji na temat tajemniczego eliksiru. Była ogromnie zawiedziona, ale co mogła zrobić? Nie będzie się przecież wykłócać. W końcu... Może gdyby znała się na eliksirach lepiej, byłaby jej potrzebna? Normalnie pomyślałaby nawet, że Ślizgonka wykorzystuje ją, kiedy tylko jej to pasuje, ale przecież znały się nie od dziś i wcześniej było dobrze. Jasne, pojawiały się zgrzyty, jak w każdej relacji, ale ten rok nie zaczynał się dla nich zbyt optymistycznie. Pozostawało jej jednak liczyć, że po jakimś czasie wszystko wróci do normy. To znaczy, nie mogła być pewna, czy to Aspasia miała jakiś gorszy czas, który rzutował tak na relację, czy może to Saoirse zaczęła ją irytować, czy... Nie, nie była dobra w takich domysłach. A jednak z pewnością się przejmowała.
- To... Mm... Chcesz jeszcze trochę przejrzeć eliksiry, albo wrócić jednak do astronomii?
W końcu od tego zaczynały... A jednak jakoś podejrzewała, że Ślizgonka spróbuje wybrnąć z sytuacji. Z kolei ona miała jej na to pozwolić. Przecież nie zmusi nikogo do swojego towarzystwa. Nie jeśli potrzeba było im jedynie przerwy. Może potem samo się ułoży! A następnym razem nie będą poruszać drażliwych tematów, w których miałyby się nie zgadzać i wszystko pójdzie dużo lepiej. Tak, na pewno!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła nerwowo skubać stronicę książki, którą podobno czytała. Nie czytała jej, powtarzała tylko jedno zdanie w kółko i w kółko, bo jego sens nie był w stanie dotrzeć do jej świadomości, więc powtarzała ten proces. I kolejny. Każdy bezowocny.
Tylko dlatego, że zaczęła czuć się źle, zaczęła się stresować. I zaczęła się zastanawiać, czy jej niestabilność tym razem znów wybuchnie, czy schowa ją pod stół, bo nawet zaczęła pod niego powolutku się osuwać.
— Jak wolisz – odpowiedziała tylko zdawkowo.
Czuła się źle. I czuła, ze chce stąd wyjść. Najlepiej teraz, zanim będzie już zupełnie źle. Chciała się schować pod kołdrą i udawać, że wszystko jest okej, i nikt jej nie odtrąca.
Teraz była już pewna, że nie wybierała się na żadną rozmowę z żadną April.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Naprawdę chciała w jakiś sposób wybrnąć z obecnej sytuacji, ale nie była pewna, czy powrót do atmosfery sprzed paru chwil był jeszcze możliwy... Może zdążyła już zdenerwować Aspasię na tyle, że powinna być tylko wdzięczna, że nie wybuchła jak parę dni temu? Może powinna po prostu dać jej czas.
Nie rozumiała do końca, co właściwie się zadziało, skąd miała wiedzieć, jak właściwie ma się zachować?!
Zawahała się chwilę patrząc to ku wyjściu z biblioteki, to na regały z książkami.
Zdecydowanie wolałaby spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczej fiolce... Tylko Ślizgonka chyba już wykluczyła ją z całego przedsięwzięcia.
- Mmm... Może jednak astronomia? Wolałabyś zostać tu, czy może wrócić do świetlicy? - zapytała mimo wszystko niepewnie, choć starała się brzmieć jak najbardziej naturalnie. Cóż, zdradzała ją już sama niewielka ilość wypowiedzianych słów i nagle zubożała gestykulacja.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Robiło jej się coraz gorzej. Nie umknęło jej uwadze, jak Saoirse spojrzała dość znacząco w stronę wyjścia, co odczytała oczywiście tak, że najchętniej już dawno by stąd wyszła i zostawiła ją samą. Oczywiście. Kto by chciał spędzać czas z Aspasią? Zawsze kończyło się tak samo. Zawsze wszyscy ją zostawiali.
Czuła, że coś zaczynało w niej pękać. Czuła się źle, a kotłujące się emocje wciąż były usilnie wciskane na miejsce przez Aspasię – co oczywiście nie mogło się skończyć dobrze. Już w tym momencie zaczynały kipieć, a co dopiero, kiedy wyważą wciskaną pokrywkę…
— Nie wiem, jak nie masz ochoty tutaj siedzieć, możesz iść sama – odpowiedziała jej dość nerwowo, unikając kontaktu wzrokowego. Nie było w niej już aż tak wiele niepewności, ta zaczynała przeradzać się powoli w agresję.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Owszem, robiło się coraz gorzej. Nieporozumienie samo się napędzało. Gdyby tylko któraś z dziewczyn potrafiła pomyśleć z innej perspektywy.
Dla Saoirse w tym momencie było już jasne, że Aspasia chciała ją spławić. Problem w tym, że ona nie była typem osoby, który uciekał od konfliktów. Zwykle wolała wszystko wyjaśnić, domknąć całą sprawę i dopiero później się rozejść. Zwykle wychodziło jej to na dobre... Romilly na przykład swoje wycierpiał, przez jej upartość i może nie wszystkie z ich rozmów w przeszłości kończyły się tak pozytywnie, ale ostatecznie ich relacja prezentowała się nie najgorzej. Przynajmniej ona ją tak widziała. Chyba nawet mogłaby nazwać go już swoim przyjacielem?
Aspasia była jednak trochę inna. Owszem, oboje byli w Slytherinie i może oboje czasem w dziwny sposób odtrącali od siebie ludzi, ale Ślizgonka wydawała jej się mniej... Osamotniona? Och, gdyby tylko wiedziała, jak to wygląda z jej strony... Ale jej nie musiała nigdy zmuszać do relacji ze sobą. Widywała ją z innymi uczniami i może nie była najpopularniejszą dziewczyną w szkole, ale chyba było jej tak dobrze?
Czy powinna ją zostawić? Czy zdenerwowała ją za bardzo? Wyraźnie się wahała.
Ale czy Aspasia dawałaby jej wybór, gdyby faktycznie nie chciała całkowicie dalszego kontaktu... Co najmniej dzisiaj?
- Możemy też po prostu pójść do stolika...? - spytała i skinęła głową ku stolikom niedaleko.
Rozejrzała się nieznacznie po pomieszczeniu.
- No chyba, że wolisz, żeby przełożyć tę astronomię na kiedy indziej, ja w razie co mam czas, może być i innym razem...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Ta sytuacja doprowadzała ją powoli do szaleństwa. Przelewała czarę goryczy, sprawiała, że gotowała się wręcz i zaciskała usilnie palce na okładce trzymanej książki, byleby tylko nie wybuchnąć. Wtedy skutki mogłyby być opłakane, a ona ich nie chciała. W ogóle już nic nie chciała. Skoro Saoirse nie miała ochoty spędzać z nią czasu, po co w ogóle tutaj stała i udawała, że jest inaczej?
Może bała się, że będzie jak ostatnio, kiedy nawet nie miała czasu spędzić z nią ani odrobiny czasu? Wcale by się nie zdziwiła. Z tym, że to tylko denerwowało ją bardziej. Na tyle, że kiedy Puchonka skończyła już zarzucać ją pytaniami, podniosła spojrzenie i wbiła je w nie dość intensywnie.
— Po co? – zapytała może zbyt agresywnie, zatrzaskując nagle książkę z cichym hukiem. – Idź sobie do dormitorium, albo innych, lepszych koleżanek. Na pewno będzie ciekawiej niż siedzieć tutaj ze mną – odpowiedziała jej tylko krótko, z wściekłością odkładając książkę na miejsce. Wyminęła Puchonkę, rzuciła jej jeszcze wściekłe spojrzenie i ruszyła w stronę wyjścia. Wszystko jej było jedno.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
No tak... W końcu wybuchła. Ale po co? Przecież to ona chciała kontaktu... Nie to, żeby Saoirse nie była nim zainteresowana. Na początku roku była jedynie nieco zabiegana, roztrzepana...! Ale naprawdę lubiła Aspasię. Znaczy, chyba. Pierwsze ukłucie wątpliwości nastało, kiedy naskoczyła na nią na schodach. Szybko jej przeszło na rzecz wyrzutów sumienia. Teraz jednak nastąpiło drugie, a to że dziewczyna pospiesznie ulotniła się z biblioteki wcale nie pomogło.
Ona z kolei została, bo co takiego mogła zrobić? Biec za Ślizgonką, która była najwyraźniej najchętniej bardziej by na nią naskoczyła? Tylko skąd jej się to właściwie brało?
Właściwie Saoirse stała w miejscu jeszcze przez chwilę, patrząc ku drzwiom za którymi zniknęła Aspasia i... Cóż, nie wiedziała jak się zachować, w związku z czym jeszcze jakieś dwie minutki pokręciła się po bibliotece bez celu i dopiero po tym wyruszyła gdzie indziej, zamyślona, rozważając, co właściwie tu zaszło, dlaczego oraz czyja to wina - bo tego też nie była pewna.
z/t x2
7 października, przed północą
Billy miał obojętny stosunek do regulaminu szkolnego. Nie łamał go nigdy dla sportu - z tego, co wiedział zdarzali się i tacy - ale też nie przejmował się nim szczególnie, jeżeli stał mu na drodze w realizacji jakichś planów. Był to był, ale Billy nie szanował go na tyle, by z jego powodu rezygnować z przedsięwziętych działań. Jeżeli już brał pod uwagę zasady, to po to, by wykorzystać je na swoją korzyść. Tej nocy szkole zakazy były mu po części na rękę. W końcu gdyby nie cisza nocna, nie mógłby liczyć na to, że w bibliotece nikogo nie będzie.
Za pewne większość uczniów, którzy pod osłoną nocy zakradali się do biblioteki, robiło to z myślą o włamie do działu ksiąg zakazanych. Pewnie zdarzali się też tacy, którzy w ostatniej chwili przypominali sobie o pracy domowej. Być może trafił się też jakiś krukon, któremu głód wiedzy nie pozwalał czekać do rana. Billy miał jednak jeszcze inny cel.
Właściwie wszystkiemu winien był John Powl II. Kiedy ostatnim razem Billy zabrał mu przyniesioną przez niego paczkę, ten opierzony pomiot szatana rzucił się na niego z pazurami. Ślizgon w ostatniej chwili zdołał zasłonić się przed nim leżącą obok książką, w której puszczyk zatopił szpony i rozdarł okładkę. Nieszczęście w szczęściu polegało na tym, że książka była z biblioteki. Billy jakoś nie ufał, że Honeybee wykaże się wyrozumiałością i nawet za bardzo by go nie winił, bo czym się różniło “sowa podarła mi książkę” od “sowa zjadła mi pracę domową” (co swoją drogą też było czymś, do czego John Powl byłby zdolny)?
Przy całym swoim talencie do konfabulacji Billy nie potrafił wymyślić żadnego tłumaczenia, które pomogłoby mu uniknąć kary, wymyślił za to inną drogę rozwiązania problemu. Wystarczyło oddać książkę samoobsługowo. A w razie gdyby karty czytelnicze były trzymane pod kluczem (i zaklęciami), to książka, którą zniszczył mu John Powl nie mogła być jedynym egzemplarzem, więc mógł je po prostu podmienić. W każdym razie i plan A, i plan B wymagały wejścia do biblioteki, gdy ta będzie pusta.
Z lochów na pierwsze piętro udało mu się przejść bez jakichkolwiek problemów, co uznał za dobrą wróżbę. Ściskając książkę pod pachą, wślizgnął się do biblioteki i nie zwlekając ruszył w stronę biurka bibliotekarza. Położył sfatygowany tom na blacie i przyjrzał się meblowi, zastanawiając się, gdzie powinien szukać kartoteki, gdy nagle usłyszał między regałami jakiś hałas.
Nie myśląc wiele zanurkował pod stół i zaczął nasłuchiwać. Po chwili odważył się delikatnie wynurzyć znad blatu, by odnaleźć źródło dźwięku wzrokiem.
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Nie było to dla Aurory nowością - ani dla nikogo z jej bliższych i dalszych znajomych - że zdarzyło jej się zupełnie znienacka obudzić w środku nocy w miejscu, w którym zdecydowanie nie zasnęła. I to zwykle w pozycji pionowej, nie horyzontalnej. Tak, przywykła, że czasem lunatykuje i przestała się tym przejmować już dobre kilka lat temu.
Po nieprzespanej poprzedniej nocy i dość długim dniu dzisiejszym, poszła spać wyjątkowo wcześnie, bo natychmiast po kolacji. I może to pełny żołądek, a może niedawna pełnia sprawiły, że tej nocy przez sen wybrała się znowu na przechadzkę.
Zwyczajowo dla siebie ubrała czapkę, ubrała szalik i na boso poszła przed siebie, z zamkniętymi oczami i z lekkim uśmiechem błąkającym się po ustach. We śnie spacerowała po puszczy kanadyjskiej, ciesząc się bliskością natury, świeżym powietrzem, ciszą niezmąconą cywilizacją, obecnością dzikich zwierząt wokoło, zarówno magicznych jak i niemagicznych. Dłońmi przesuwała po konarach drzew badając korę, po podłożu sprawdzając miękkość mchu, po liściach poznając ich teksturę.
... rzeczywistość jednak wyglądała zgoła inaczej.
Nie wiedząc dokąd idzie, bo nogi same ją niosły, zawędrowała do biblioteki i przechadzała się między regałami, przesuwając dłonią po grzbietach książek, regałach, blatach. Ale nie widząc co ma przed sobą, bo jej wyobraźnia odtwarzała zupełnie inny film, zahaczywszy ręką o poskładany na jednym z rogów stos papierów, zrzuciła go na podłogę, robiąc przy tym trochę hałasu. Na szczęście nie przesadnie głośnego, ale szelest rozsypujących się kartek i przytłumione THUD spadającego stosika z pewnością rozbrzmiało w ciszy bibliotecznej.
Nie obudziła się, niewzruszona szła dalej, teraz za to stopami jakby brodząc w rozrzuconych pergaminach. A we śnie właśnie wchodziła do strumienia.
Bez wątpienia ktoś był w bibliotece i poruszał się miedzy regałami. Zaraz po stłumionym łupnięciu, które pierwsze go zaalarmowało, rozległ się szelest. Kto to był? Kto chodził nocą po bibliotece, czyniąc przy tym tyle hałasu? Uczeń zachowywałby ostrożność, nauczyciel raczej też nie rzucałby papierami, a poza tym na pewno nie chodziłby po ciemku. Panujący wokół mrok podsuwał jego wyobraźni różne pomysły. Chłopak wyciągnął zza pazury różdżkę i wlazł pod biurko, gdzie skulił się jak dziecko.
Powolne, szeleszczące kroki zbliżały się w jego kierunku. Zacisnął dłonie na różdżce, ale nie dodawała mu za bardzo otuchy. Nieźle czarował, ale do tej pory wyłącznie w kontrolowanych warunkach. Wcale nie miał zapędów do bycia bohaterem i liczył na to, że cokowiek chodziło po bibliotece, zaraz pójdzie sobie dalej.
Wtem szelest ustał. Billy wstrzymał oddech, próbując usłyszeć jakieś kroki. Skąd teraz miał wiedzieć, czy ten ktoś lub coś jeszcze jest w bibliotece? Przecież nie mógł siedzieć pod biurkiem do rana.
W końcu odważył się wychylić się zza biurka. Przemknął wzrokiem po bibliotece. Jego oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, do tego księżyc świecił na tyle jasno, by widać było dość wyraźnie. Wyglądało na to, że był znów sam. Zbierał się już do tego, by wyjść i kontynuować zwrot książki, gdy kątem oka zobaczył podłużny cień pomiędzy dwoma regałami. Strach zupełnie go sparaliżował. Cień wydłużał się, a cokolwiek go rzucało miało za chwilę wyjść spomiędzy półek. Ślizgon wstrzymał oddech, gotowy do wrzasku, gdy zza rogu wyszła… nastolatka.
- Łuuuuuuuh! - wyrzucił z siebie przeciągłe westchnienie, wcale nie cicho. - Słodka Morgano, prawie się zesrałem! - Wciąż trzymając dłoń na klatce piersiowej wyszedł zza biurka. Schował różdżkę do kieszeni.
- No to ten - dodał już półgłosem, bo przypomniał sobie, że przebywa w bibliotece nielegalnie. - Ja nikomu nie powiem, jeśli ty nikomu nie powiesz.
Uśmiechnął się do dziewczyny, czekając na jakąś jej reakcję.
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Nawet jeśli otoczenie było zupełnie inne, niż jej wyobraźnia nakazywała sennie wierzyć, a odgłosy niekoniecznie pokrywały się z tymi realnymi, Aurora szła sobie dalej powoli, nieświadoma że prawie kogoś przyprawiła o zawał. Może i we śnie ktoś coś właśnie od niej powiedział, ale jak to ze snami bywa - w momencie śnienia wszystko ma sens, wiec nie kwestionowała słów niepasujących nijak do atmosfery.
Zatrzymała się na chwilę, z zamkniętymi nadal oczami, wciąż śpiąc, rozglądając na boki i unosząc rękę jakby w pozdrowieniu... jednej z alejek między regałami.
Słowa Billy'ego nie wywarły na niej żadnego wrażenia najwyraźniej. Nie zareagowała na nie bezpośrednio, nie odpowiedziała, nie wykonała nawet gestu sugerującego, że go usłyszała, o zauważeniu nawet nie wspominając. Mógł to uznać jako bezczelne zignorowanie go lub jako niemą zgodę na jego propozycję. Mógł też zainteresować się dlaczego nadal zachowywała się jakby go tu nie było.
Może nawet zauważy, że Aurora lunatykuje, zanim ona sama zdąży się obudzić, tym bardziej, że Puchonka właśnie podeszła do jednego z regałów i sięgając do jednej z wyższych półek, a następnie podpierając się stopą na najniższej, zaczęła się najzwyczajniej w świecie... wspinać! To chyba nie było najbezpieczniejsze, bo nie dość, że sam regał nie wyglądał na bardzo stabilny, to jeśli złapie za książkę i ta się wysunie, lub też - nie dajcie bogowie - półka się załamie... Aurora nie tylko zrobi sobie krzywdę, ale i narobi rabanu na pół szkoły.
/zt wszyscy, przedawnienie
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
5 października, poniedziałek, 10:52
Biblioteka była miejscem, w którym Zander pojawiał się średnio codziennie. Nic dziwnego, że postanowił skorzystać z niej w trakcie przerwy pomiędzy zajęciami, chcąc w ten sposób spożytkować czas kreatywnie. Teraz, kiedy tegoroczne egzaminy były tak ważne, chciał jak najwięcej czasu poświęcić nauce, by faktycznie pokazać, iż to, że jest mugolakiem, nie ma najmniejszego znaczenia, bo swoją wiedzą dorównuje tym urodzonym w czarodziejskich rodzinach. Nadal nie wiedział wszystkiego, co dla innych było oczywiste, dlatego starał się jak mógł nie odstawać tak bardzo. Dość miał bycia pośmiewiskiem, którym niestety był chociażby w pierwszej klasie. Był to poniekąd jego osobisty cel, któremu się oddawał. Tyle dobrego, że przynajmniej lubił poszerzać wiedzę, bo inaczej mógłby mieć problemy z realizowaniem go.
Chcąc zaznać trochę spokoju, postanowił udać się w głąb pomieszczenia - tam, gdzie praktycznie nie było uczniów, bo kto chciałby spędzać czas pomiędzy zakurzonymi tomami, po których pewnie chodziły pająki.
Nic dziwnego, że na jego twarzy pojawiło się lekki zaskoczenie, kiedy dostrzegł samotną osóbkę przy jednym z regałów. Z tej odległości widział wyraźnie, że Gryfonka (rozpoznał ją po sztach) próbowała dosięgnąć książkę, która była poza jej zasięgiem. On może nie należał do bardzo wysokich chłopaków, ale z pewnością nadal miał nad nią przewagę, a to znaczyło, że w istocie mógł jej pomóc. Zresztą zapewne i tak by to zrobiło, wymyślając coś na miejscu.
Skierował się w jej stronę, stając centralnie za nią.
- Pozwól, że pomogę - rzucił, wyciągając rękę ponad nią, by zdobyć tom, którego tak pragnęła. Przeczytał nawet tytuł, który wydawał mu się interesujący. Może sam kiedyś przeczyta, jeśli nie zapomni.
|