Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Stajnia Drewniana stajnia znajdująca się niedaleko szkoły. Przebywają w niej ciągnące powozy testrale jak również para hipogryfów przeznaczona do lekcji. Ku zdziwieniu niektórym, jest tu też kilka najzwyklejszych w świecie koni. Stajnia stanowi idealne miejsce szlabanów dawanych przez woźnego i bardziej brutalnych nauczycieli. Ostatecznie kto nie chciałby przerzucać łajna bez używania czarów.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
19 września, 12:00
Cóż, nie było zabawy bez ryzyka, tak mawiał. Zazwyczaj wtedy kiedy akurat miał kłopoty przez coś, czego nie powinien robić, ale była w tym jakaś logika ogólnoszkolna - w końcu jak coś w szkole było zakazane, wszyscy chcieli to robić! Nie było to w zasadzie tajemnicą. Czy miał jakieś refleksje teraz, mając szlaban przez nielegalne wyścigi w środku nocy? Jedynie takie, że następnym razem powinni być ciszej i zwinąć się szybciej. I może powinien być czujniejszy czy coś.
Nie bał się pracy ani brudu, nie był w wielkim cierpieniu, że ma taką a nie inną karę. Faktycznym cierpieniem było, że ominął wyjście do Hogsmeade! Znaczy nie całe, niby mógł jeszcze jutro iść, ale jednak to sobota była towarzysko najbardziej żywa i imprezowa, a w niedzielę wszyscy dogorywali i nic się nikomu nie chciało. Strasznie bez sensu i akurat tu był wręcz zły, że tak chamsko wybrano im czas na czyszczenie stajni. Jakby coś było złego z piątkiem chociażby...
Co za to było w tym wszystkim światełkiem w tunelu, to towarzystwo. Miał cichą nadzieję na to, że będzie miał szlaban z Ethanem, fakt, ale najpewniej woźny wiedział doskonale, że jakby tych dwoje razem zostawił, to absolutnie nic dobrego by z tego nie wyszło. To po prostu nie miało prawa działać i się sprawdzić, bo są idiotami i ubawiliby się jeszcze w tym szlabanie. April najpewniej miała go "odrobinę ogarnąć" i nie dać zbytnio pola do odwalania głupot, choć Will zdecydowanie był rozbawiony pomysłem samym, że Krukonka miałaby mieć na niego taki wpływ. Szczególnie po tym jak paradoksalnie to on grzecznie dostarczał ją do dormitorium pijaną, czego nie wiedzieli na szczęście, i po tym jak to ona zmacała jego, a nie on ją.
- Uważam, że to zrządzenie losu, że akurat jesteśmy tu we dwoje. Co prawda w większości musimy sprzątać, ale po pracy świeże sianko może nam się przydać, nie sądzisz? - Rzucił z zawadiackim uśmiechem, po czym mrugnął do April zadziornie, biorąc do ręki łopatę.
Kostka: 4
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Może była jedyną, która tak bardzo przejęła się szlabanem, ale dla April naprawdę było to coś... no cóż, było jej wstyd, że została złapana na łamaniu regulaminu. Nigdy wcześniej szlabanu nie dostała, to była dla niej pierwszyzna. Ten rok w ogóle zaczął się wyjątkowo... niekonwencjonalnie jak dla niej. Pierwszy raz się upiła, pierwszy raz na kilka godzin była wolna od Vatesa, pierwszy raz kogoś zmacała i pocałowała (nota bene Willa i choć tego nie pamięta za bardzo, to wie że miało miejsce), pierwszy raz wyszła w nocy do Zakazanego Lasu, pierwszy raz oberwała szlaban... Heather z pewnością była dumna, bo najwyraźniej April w końcu - choć niekoniecznie tak w stu procentach z własnej woli - wychodziła ze swojej skorupki.
Ale nie znaczyło to, że nie było jej wstyd, że dostała szlaban. Przyjęła go z pokorą, rozumiejąc i akceptując swoją winę bez zaprzeczeń. Co prawda trochę chodziła struta przez dwa kolejne dni, bojąc się też trochę reakcji rodziców na takie nagłe buntownicze zachowania. Zaskoczyli ją zupełnie tym, że w ich liście nie wybrzmiała ani odrobina złości, czy zawodu, a jedynie wsparcie podkreślające, że jest młoda i ma prawo do błędu, o ile później się go nie wypiera. Przez moment miała nawet wrażenie, że wręcz rodzina cieszy się tym szlabanem. What a strange world.
Ale oczywiście jedna osoba nie dawała jej spokoju i przy każdej okazji - a tych miała nieskończoną ilość - rzucała złośliwymi komentarzami. Vates miał używanie. Tym bardziej kiedy w końcu przyszedł dzień szlabanu i April musiała pogodzić się z faktem, że w sobotę Hogsmeade nie odwiedzi. Miało to sens, w końcu szlaban to kara za złe zachowanie, więc odebranie możliwości wyjścia do miasteczka miało dać rebeliantom do myślenia.
Ona akurat myślała o tym aż za dużo.
W stajni pojawiła się kilka minut przed czasem, przygotowana mentalnie na ciężką pracę. Związała włosy w wysoki, pozornie niedbały koczek (kontrolowany i zamierzony chaos, nawet do sprzątania łajna zamierzała wyglądać przynajmniej reprezentatywnie!), ubrała wygodne, jednolite legginsy i luźną koszulkę na ramiączkach, na wierzch zarzucając rozpinaną bluzę i do tego najzwyklejsze trampki, które były niezawodne, kiedy chodziło o praktyczność i w takim uzbrojeniu z pokorą stawiła się na miejscu.
Oczywiście utrudnieniem szlabanu - poza samym Vatesem - była jeszcze dodatkowo obecność Willa, bo choć po imprezie bardzo radośnie i chętnie korzystała z jego towarzystwa, to teraz na trzeźwo... czuła się onieśmielona. Nawet jak spoglądała w jego kierunku, to raczej krótko, bardziej przelotnie i rumieniąc się odrobinkę, kiedy to on patrzył na nią. Nie mogła wtedy powstrzymywać odruchu własnych myśli wracających nie tylko do bardzo zamglonych i wybrakowanych wspomnień pijackich, ale również tych dotyczących momentu jak ich przyłapano w Zakazanym Lesie i zostali razem unieruchomieni Incarcerusem. Nadal robiło jej się dziwnie ciepło, jak przypominała sobie jego dłoń na własnym pośladku!
a Vates tylko śmiał się jej do ucha, podszeptując, że najwyraźniej Ape rozwija w sobie chętkę na znacznie więcej z Willem niż ot, takie tam nieplanowane macanki.
I jak miała w takich warunkach pracować?!
Westchnęła powoli, zamierzając zabrać się do pracy i sięgając po łopatę. Spojrzała na Williama, kiedy ten się odezwał. Pewnie powinna się już przyzwyczaić i spodziewać sugestywnych - choć dość niewinnych - komentarzy, ale wciąż brał ją z zaskoczenia. Nie wiedząc dokąd jego wypowiedź zmierza, z początku zmarszczyła lekko brwi, przyglądając mu się niepewnie, ale jak zakończył tym tekstem o świeżym sianku i puszczeniem do niej oka... aż łopata wyśliznęła jej się z rąk i upadłą z hukiem na podłogę, a April odskoczyła odruchowo, tym samym - bo jakżeby inaczej - wpadając na Gryfona. Vates zaniósł się śmiechem.
Może i nie jest doświadczona i flirt z jej strony byłby co najmniej nieudolny, ale naczytała się romansideł, przyjaźni się z Heather, więc i pojąć aluzję sianka nie było trudne. Nawet jeśli nie było tam żadnej aluzji ani sugestii. Tak po prostu wyszło.
Poczuła pieczenie policzków, kiedy dorodny rumieniec rozkwitł pod piegami i odsunęła się od Willa tak szybko, jak odzyskała równowagę po tym niekontrolowanym wpadnięciu na niego.
- Przepraszam... - Zdeptała go? Może. Na pewno się o niego trochę obiła. Może wcale nie mocno, może tylko jej się wydawało, że była to wielka kraksa, ale wystarczyło, żeby trochę wewnątrz umarła z zawstydzenia. - To... to może zabierzmy się do pracy... - Szukając drogi ucieczki, schyliła się gwałtownie po swoją łopatę i dopiero jak wyprostowała się, ściskając ją kurczowo w rękach, zorientowała się jak mogła zabrzmieć jej odpowiedź. Jakby czym prędzej chciała dążyć do tego świeżego sianka. Zażenowana aż wystawiła na moment przed siebie jedną dłoń, choć nie mogło to zatrzymać ani cofnąć tego, co zostało już powiedziane. - Znaczy... szybciej zaczniemy, to szybciej skończymy i będziemy mieć czas dla siebie... i... - Zagryzła na moment własne wargi, czując jak sama siebie tylko bardziej pogrąża. Uśmiechnęła się nerwowo, nie wiedząc jak z tego wybrnąć i po prostu odwróciła się na pięcie, rzucając jeszcze pod nosem: - Tomożejajużpójdędotegopustegoboksunadrugimkońcustajni. - I faktycznie poszła czym prędzej w kierunku zamkniętego boksu.
Według niej pustego, nie było tam konia żadnego.
Kostka: 3 - ciężka łopata
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
W sumie nigdy nie spodziewał się niczego, zakładał, że co się podzieje to podzieje. April akurat jedynie był pewien, że zaraz zacznie albo panikować, albo się zażenuje i ucieknie pod to sianko wspomniane żeby już tam zostać na zawsze. Trochę chamsko, że mimo to się z nią tak droczył, ale to naprawdę było fascynujące, tak wysoki poziom niewinności i wrażliwości, wręcz wymarłe. Nie był aż pewien czy to takie wychowanie rodzinne, czy może pod kamieniem żyje, a już tym bardziej nie czaił dlaczego przyjaźni się z Heather, która była... No, zupełnie absolutnie przeciwna do niej, tak totalnie biegun gdzieś hen po drugiej stronie globu. Niesamowite.
Stęknął tylko cicho jak faktycznie na niego nadepnęła. Nie bolało, ale nie było to też przyjemne. Ale chociaż kopa nie dostała, akurat to się zdarzało z jego niewyparzonym jęzorem. Albo dostać w twarz jak się w porę nie uchylił. Uniósł brwi z rozbawieniem na jej pierwsze słowa, faktycznie brzmiące dwojako. Znaczy, był przekonany, że chodzi jej o ucieczkę jak najszybciej, bo to April, ale gdyby to była jakakolwiek inna dziewczyna, już by nie był taki przekonany. Ale i tak jej tłumaczenia bawiły i parsknął pod nosem na jej plątaninę słów i nóg. Patrzył na nią w rozbawieniu, wsparty rękoma na biodrach, i popatrzył jak odchodzi w zażenowaniu. Zerknął na boks, o którym mówiła, unosząc brwi.
- Pustego? Tam jest koń. - Powiedział donośnie, patrząc to na testrala, który tam stał, to na April.
Widział stworzenie, będące raczej chyba niekoniecznie koniem, jedynie podobnym stworzeniem, i w sumie z góry zakładał, że i April go widzi. Nie wiedział czemu, ot sam tak założył. Skierował się nawet za nią niespiesznie, nie zamierzając zupełnie trzymać się na dystans całej długości stajni.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Kto, jak kto, ale akurat April nie miałaby chyba na tyle samozaparcia, żeby nawet na najbardziej nieodpowiedni komentarz przyłożyć Willowi w twarz. Albo zasadzić mu kopa. Chyba w takiej sytuacji po prostu by wyszła, nie wiedząc jak sobie z nią poradzić.
Całe szczęście nawet te najbardziej onieśmielające teksty Willa nie były w żaden sposób dla niej obraźliwe, czy też przesadnie niestosowne, po prostu ją zawstydzały, bo totalnie nie umie we flirty. Chciałaby, ale... no właśnie, ale. Na przykład w tej chwili musiała sama sobie radzić z komentarzami rozbawionego Vatesa, który tylko dodatkowo podjudzał jej poczucie zażenowania stwierdzeniami, że przecież mogliby wykorzystać to sianko, skoro April aż tak chętnie rwie się do szybkiego skończenia pracy. Bardzo mocno starała się nie słyszeć sugestii, że to najprawdopodobniej jej jedyna w życiu okazja, jak już trafił się ktoś chętny. Tym bardziej, że sama go zmacała!
Zatrzymała się jednak gwałtownie, jak tylko Will stwierdził, że boks wcale nie jest pusty. Odwróciła się trochę, żeby spojrzeć na Gryfona pytająco, a następnie ponownie na zamknięte drzwiczki i... nadal widziała pusty boks.
- Przecież nie ma tam żadnego... och... - Wskazała na przestrzeń przed sobą, znowu patrząc na Willa w niezrozumieniu i chwilowej panice że albo to ona traci rozum, albo Will sobie z nią pogrywa, dopóki nie dotarła do niej rzecz oczywista, o której przecież wiedzą wszyscy, a ona na chwilę zapomniała. Przecież w stajni trzymane są szkolne testrale. Przez chwilę zastanowiła się dlaczego nie zostały wyprowadzone na czas sprzątania, ale jej umysł już szybciej połączył to z faktem, że te stworzenia raczej nie przebywają na słońcu. Przez parę sekund wpatrywała się znowu w powietrze, usilnie próbując zauważyć cokolwiek, ale no... nie widziała niczyjej śmierci, więc i nie widziała testrali.
A to kazało jej zastanowić się czyją śmierć widział William. I też zrobiło jej się jakoś tak przykro, że w ogóle czyjąkolwiek śmierć widział. Odwróciła się znowu żeby na niego spojrzeć i aż drgnęła w zaskoczeniu, że był znacznie bliżej niż jeszcze przed momentem. Zarumieniła się odrobinkę mocniej, zaraz starając się to ukryć, odwracając spojrzenie w całkowicie przeciwnym kierunku.
- Myślałam, że testrale będą wyprowadzone na czas szlabanu... - Zmarszczyła lekko brwi, mówiąc w sumie bardziej do siebie niż do Willa. Niemal od razu wskazała na boks obok, starając się udawać, że nie nasłuchuje, czy Gryfon podszedł jeszcze bliżej. - A ten boks? Też jest zajęty?
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
W sumie dopiero dotarło do niego gdy się zawahała, że faktycznie, nie wszyscy widzą testrale. Nie wszyscy muszą też mieć jakąs dziką przeszłość. Tylko że on nawet nie pamiętał swojej, widział je od zawsze i dopiero w zasadzie po długim czasie dowiedział się, że to nie jest typowe. Myślał, że wszyscy je widzą. A tu proszę, nagle wyszło, że tylko ci, co widzieli śmierć danej osoby. Aha. Najwyraźniej on widział, nie żeby pamiętał.
Nie wiedział jakoś wiele o zwierzętach magicznych generalnie, jednak o niektórych sam wywiedział się nieco więcej. O testralach czytał gdy okazało się, że właśnie nie wszyscy je widzą i jakoś tak go to zainteresowało. Poza tym imponowały mu, były niezwykle majestatycznymi stworzeniami, groteskowo pięknymi jego zdaniem. Wiedział zatem pewne mniej lub bardziej znane fakty, choć pewnie wielu zarzucałoby mu, że jest idiotą i nie wie nic o niczym, bo ma wywalone. Zyskiwał przy bliższym poznaniu...
- Nie ma za bardzo gdzie, na słońce nie wyjdą. - Powiedział spokojnie, mijając ją zaraz spokojnym krokiem i odstawiając łopatę przy swoim boksie, pierwszym z brzega. Po tym chwycił kantar z linką i przeszedł do boksu, który miała sprzątać teraz April. - Ten też, w zasadzie większość jest. Te cztery na początku, po dwa po mojej i twojej stronie, są puste, pewnie normalnie są tam zwykłe konie, te z wybiegu. Jak nie widzisz testrali to trochę niebezpieczne machać łopatą, krzywdę im zrobisz. Możemy zrobić tak, że będę Ci je wyprowadzał po kolei, okej?
Spojrzał na nią przy tym, choć już w zasadzie wszedł do środka. Musiało to dziwnie wyglądać jak patrzył się w pustość i unosił ręce by dać się powąchać, uspokoić zwierzę i zaraz ostrożnie założyć mu upięcie na łeb. Ale dzięki temu lewitującemu kantarowi April widziała chociaż gdzie miał głowę.
- Wiesz jak wyglądają testrale ogólnie? Z grafik czy książek? - Zapytał z ciekawości, wyprowadzając zwierzę z boksu i przechodząc z nim na bok. Do kobiet może nie miał podejścia, skoro ciągle bał się dostać w łeb, ale przynajmniej ze zwierzętami dobrze sobie radził...
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
chociaż cisnęła jej się na język odpowiedź, że wie dlaczego testrale nie zostały wyprowadzone, to nie była w stanie powiedzieć tego na głos. Z jednej strony może to i lepiej, bo jeszcze wyszłaby na przechwalającą się i wszystkowiedzącą typową kujonkę, a z drugiej Vates właśnie wykorzystał jej brak wiary w siebie samą i pochylając się nad jaj ramieniem, złośliwie i w rozbawieniu, cicho rzucił swój komentarz.
Robisz z siebie głupią kozę. Naprawdę, za każdym razem coraz mniej rozumiem czemu trafiłaś do Ravenclaw.
Zerknęła przelotnie w kierunku "przyjaciela", na moment spuszczając spojrzenie na podłogę i krzywiąc się sama do siebie. W takich chwilach bardzo wbrew sobie przyznawała Vatesowi rację.
Spojrzała na wspomniane przez Williama boksy, po czym przeniosła spojrzenie na kolejne, które według niego były zajęte przez testrale. Nie widziała żadnej różnicy między nimi, musiałaby podejść do samych drzwi i przyjrzeć się podłożu, żeby zauważyć ruch ściółki pod kopytami, ale czuła respekt przez zbliżaniem się do dużych zwierząt, których nie widziała. Nie chciała właśnie żadnemu przypadkiem zrobić krzywdy, spłoszyć czy zdenerwować swoją niezdarnością.
Spochmurniała trochę, zaciskając nieco mocniej obydwie dłonie na trzonku łopaty. Z jakiegoś powodu było jej głupio, że potrzebowała pomocy w odwalaniu szlabanu. I tym bardziej onieśmielał ją fakt, że to będzie oznaczało więcej interakcji z Gryfonem. Nie dlatego, że go nie lubi, bo wręcz przeciwnie, lubi! Znaczy... nie że lubi lubi, tylko po prostu... lubi. I ten fakt tym bardziej odbierał jej jakąkolwiek śmiałość i uwydatniał social awkwardness.
Nieśmiało pokiwała głową na zgodę żeby William wyprowadzał testrale z przydzielonych jej do sprzątania boksów, bo i tak innego wyjścia nie było.
- Okej... - Króciutka pauza i zawiesiła na nim wzrok na chwilę dłużej niż zazwyczaj. - Dziękuję. - I znowu się zarumieniła, argh! Nie umiała nad tym panować. Całe szczęście uwaga Gryfona została przeniesiona na niewidzialne dla niej zwierzę, więc istniała szansa, że nie widział jej zawstydzenia.
Podeszła powoli trochę bliżej drzwi boksu. I faktycznie, lewitujący w powietrzu kantar upewnił ją w tym, że Will jednak sobie z nią nie pogrywa i faktycznie w stajni jest pełno zwierząt. O dziwo dopiero ta świadomość sprawiła, że skupiła się nieco bardziej na dźwiękach i zaczęła słyszeć ciche parskanie w odległości, przytłumione uderzanie kopyt o podłoże, odgłos sugerujący, że któryś z testrali rozprostowuje skórzaste skrzydła. Z tej chwilowej kontemplacji nietypowego, ale interesującego doświadczenia wyrwało ją pytanie Williama. I.. trochę uraził jej Krukońską dumę sugestią, że mogłaby nie widzieć nigdy ryciny przedstawiającej testrala. Ale też potwierdziło to słowa Vatesa, że najwyraźniej April wychodzi na głupiutką. Zmarszczyła aż brwi w nieokreślonym geście.
- Wiem. Czytałam o nich, chociaż ich nie widzę. Ale zakładam, że i tak na żywo wyglądają zupełnie inaczej. - Nie wiedząc gzie miałaby patrzeć, żeby jakkolwiek widzieć testrala (poza lewitującym kantarem), zawiesiła może odrobinkę urażone spojrzenie na Williamie. Ale tak naprawdę odrobinkę tylko.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
William nie miał pojęcia, że uraził jakoś April. Generalnie w sumie rzadko miał świadomość, że kogoś obraża, bo niemal nigdy nie robił tego celowo. Może i bywał bezczelny, to tak, ale nigdy nie chciał źle! Jedynie granice przyzwoitości miał gdzieś indziej. Nie przekraczał też granic czerwonych bez pozwolenia, zatem przestrzeni osobistej. Wbrew pozorom wiedział co to szacunek do drugiej osoby, choć pewnie wiele osób w to wątpi z czystej złośliwości.
Uśmiechnął się do niej lekko na jej podziękowanie, szczerze przyjaźnie. Lubił pomagać! Szczególnie gdy było to doceniane, i jakoś tak sprawiało, że czuł się bardziej, hm... Akceptowany. Albo może chociaż na dobrej drodze do tego. Poza tym fajnie czasem usłyszeć aprobatę zamiast znacznie częstszego opierdolu.
- Nie ma problemu. - Powiedział krótko. Przytroczył zwierzę linką do krat innego boksu żeby grzecznie stało, po czym pogłaskał je lekko po łbie, zastanawiając się nad przypuszczeniem April. Chwilę wodził spojrzeniem po zwierzęciu przy tym.
- W zasadzie nie aż tak. Znaczy, są inne w granicach wszystkich zwierząt, które porównuje się do obrazków. Ale i tak robią wrażenie, inaczej jest patrzeć na zdjęcie, a inaczej mieć przed sobą całkiem sporego konia.
Nawet nie zauważył urazy April. Może to dlatego, że w tej kwestii miał spostrzegawczość kamienia, a może dlatego, że Ape patrzyła na niego dziwnie non stop, była wiecznie zmieszana, zawstydzona albo pochodne. Chyba po prostu przyjął jako normę, że nie patrzyła na niego "normalnie". Nie to żeby jakoś był urażony, po prostu taka była wstydliwa. Z jakiegoś powodu i tak ją lubił, przy bliższym poznaniu okazywała się sympatyczna. A po imprezie na początku roku nawet okazało się, że ma też drugą, bardzo głęboko schowaną i zakopaną, stronę. I to całkiem rozrywkową! Tamtą April polubił nawet bardziej, chociaż wolał żeby już go nie macała po pijaku. O dziwo, bo nie jeden facet pewnie by się ucieszył, a może nawet trochę wykorzystał sytuację. On wykorzystał tylko temat do koleżeńskich przytyków.
- To zostawię go tu i powiedz mi jak skończysz z tym boksem. - Powiedział, patrząc na nią, po czym rzucając ostatnie spojrzenie na testrala, odszedł do boksu obok. Koni w jego boksach nie wyprowadzał, bo je widział, nie było potrzeby ich wyganiać skoro mógł je omijać. Z niezadowoleniem jednak spostrzegł, że poszycie jest wyłożone słomą. Jak niewygodnie... Bez narzekania, jednak z cichym westchnieniem wyrażającym niezadowolenie, zabrał się więc do pracy.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Przez te kilka sekund, kiedy William odpowiadał na jej założenia i wodził wzrokiem po stojącym przed nim zwierzęciem, którego April nie widziała, po prostu stała w bezruchu i obserwowała... właśnie Gryfona. Bo pustego boksu obserwować nie będzie... chociaż może powinna?
Poczułaś nagle miętę?
Obok własnego ucha usłyszała znajomy, zabarwiony złośliwością głos i jak zorientowała się, że chyba faktycznie zbyt bezczelnie gapi się na kolegę, spłoszona odwróciła spojrzenie w przeciwnym kierunku, od którego stał za nią Vates.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to będę wdzięczna. Znaczy, już jestem, bo nie musiałeś przecież chcieć mi pomóc, ale... Mm, może lepiej wezmę się do pracy... - Przełknęła trochę nerwowo, czując suchość gardła wywołaną zażenowaniem. I po co w ogóle otwierała buzię? Miała wrażenie, że za każdym razem jak to robi w towarzystwie Willa, to tylko wygaduje głupoty i robi z siebie głupią. Nie żeby jej zależało, żeby ją lubił!, ale jednak jej zależało, żeby nie wychodzić na "tę dziwną" jak zwykle.
Mając już większą pewność, że tym razem boks jest pusty, stanęła w jego progu i rozejrzała się po ścianach i podłodze, jeszcze przez moment sprawdzając czy ściółka nie rusza się nienaturalnie, jakby cos po niej chodziło. Nie widząc żadnych znaków obecności innego stworzenia pomiędzy tymi czterema ściankami, z westchnieniem weszła do środka i zabrała się za pracę.
Niekoniecznie miała w życiu okazję sprzątać końskie boksy, czy w ogóle machać łopatą i innymi narzędziami, więc nie szło jej wcale szybko ani łatwo. Już po kilku minutach zaczęła czuć, że będzie to bardzo długie popołudnie, po kilku kolejnych nieznośne pieczenie po wewnętrznej stronie dłoni zwiastowało rychłe odciski, a po kilkunastu następnych, mięśnie zaczynały się buntować.
No ładnie, miała przed sobą jeszcze dziewięć i pół boksa, a już czuła jakby miała paść na twarz. Na dodatek łopata sprawiała wrażenie coraz cięższej, więc nie szło przyzwyczaić się do rytmu pracy. Zanim się obejrzała, poczuła kropelki potu na skroniach, więc co chwilę ocierała je wierzchem dłoni, przy okazji zupełnie nieświadomie mierzwiąc zebrane w chaotyczny koczek włosy, a te s kolei łaskotały w kark i ramiona w najmniej odpowiednich momentach.
Kiedy dotarła do trzech czwartych boksa, oparła czubek łopaty o podłoże i oddychając nieco głębiej niż zwykle, bo się zmęczyła, przyjrzała się wnętrzu swoich dłoni, bo zaczynały naprawdę mocno piec. Tak jak się spodziewała, już pojawiały się na nich niewielkie odciski.
Wychyliła się odrobinę i przez otwarte drzwiczki boksu spojrzała w kierunku Willa, który najwyraźniej radził sobie znacznie lepiej niż ona. Nic dziwnego, to w końcu chłopak, z pewnością znacznie wytrzymalszy w wyzwaniach fizycznych, niż ona - mól książkowy chowający się po kątach i cieniach. Chciałaby móc kontynuować pracę tak po prostu, bez zbędnych przerw, które z pewnością przeciągną cały szlaban w nieskończoność, ale ciężar łopaty, pieczenie dłoni i ból mięśni wcale nie byłby dobrymi motywatorami.
- Hej, Will?... - Po paru sekundach stania i gapienia się na pracującego kolegę, w końcu przerwała coraz bardziej niewygodną dla niej ciszę. A jedyne co przyszło jej do głowy, żeby tę ciszę przerwać, to zagadać o Gryfona. Tym bardziej, że trochę wcześniej pobudził jej ciekawość. Sam fakt, że Will widział stworzenie, którego nie widziała ona dało jej jakieś dziwne uczucie... pewnego rodzaju podobieństwa. Przecież on Vatesa nie widział, wiec tak naprawdę każde z nich widziało coś, czego nie widziało to drugie.
Jak już zdobyła choć odrobinę jego uwagi, zwątpiła czy to aby na pewno dobry pomysł i aż przygryzła dolną wargę, spuszczając na moment wzrok na taczkę z łajnem stojącą pomiędzy zajętymi przez nich boksami.
- Widzisz testrale więc... - Króciutka pauza na nabranie nieco więcej powietrza w płuca. Jak już zaczęła temat, to głupio teraz było przerwać. - Znaczy, nie musisz mówić, bo to bardzo osobista sprawa, ale... Ten, czyją śmierć widziałeś, to był ktoś... bliski? - Jak tylko skończyła zadawać pytanie, doszła do wniosku, że mogła je sformułować zupełnie inaczej, bo brzmiało... no, nie brzmiało dobrze, przynajmniej według niej. Poczuła się trochę, jakby wściubiała nosa w nie swoje sprawy. Zarumieniła się, oczywiście, bo przecież inaczej się nie da, ale tym razem chyba nie było to tak widoczne na i tak zaczerwienionych z wysiłku policzkach.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Podczas gdy April miała kryzys z łopatą, pracą i ciszą, Will zupełnie nie odczuwał spięcia. W zasadzie, jak skupił się na pracy to całkiem sprawnie zaczęło mu iść. Musiał tylko uważać na testrala, który zdawał się akurat nieco zdenerwowany, że ktoś obcy macha mu łopatą w boksie. Ostrożnie, bo ostrożnie, ale jednak! Gryfon nawet starał się być delikatniejszym i możliwie mało przeszkadzającym. W słomie jednak nie było to takie proste. Ostatecznie jednak szybciej mu szlo niż April, z wielu powodów. Z zamyślenia o byle czym wyrwała go dopiero właśnie Krukonka, jak się odezwała. Podniósł na nią pytający wzrok. W zasadzie w pierwszej chwili sądząc, że skończyła już i chciała by jej przeprowadził testrale.
Finalne pytanie jednak było zupełnie inne. Nie pierwszy raz je słyszał, jednak rozumiał, że zanim ktoś usłyszał odpowiedź, mogło to być stresujące. W końcu zawsze to było jakieś takie ciężkie, pytać kogoś czyją śmierć widział. W większości przypadków pewnie nawet takie było. Uśmiechnął się do April lekko, uprzejmie, po czym pokręcił lekko głową.
- Nie wiem. Odkąd pamiętam, żyłem w sierocińcu. Podejrzewam, że właśnie dlatego, ale musiałem być za młody żeby zapamiętać.
Albo wyprzeć w dziecięcej traumie. W zasadzie to ciężko było mu powiedzieć które z tych, naprawdę nie wiedział. Ale nie pamiętał niczyjej śmierci i naprawdę nie narzekał, to nawet lepiej. Wzruszył lekko ramionami.
- Opiekunki albo naprawdę nie wiedzą jak się tam znalazłem, albo nie chcą powiedzieć. Mnie za to ta wiedza nie jest potrzebna do szczęścia. - Nikomu, kto normalny chciałby pamiętać takie rzeczy?
Wyszedł z boksu, kończąc z tym jednym, po czym zamykajac go za sobą, podszedł do tego, który sprzątała April, widać nie rwąc się do skończenia swojej działki tak szybko, jak to możliwe. Z bliska z kolei jak na nią spojrzał, wyglądała jakby kończyła, a nie zaczynała. Uniósł nieco brwi, przenosząc wzrok na jej łopatę na chwilę.
- A myślałem, że ja ze słomą mam ciężko. - Skomentował z przyjaznym rozbawienniem, choć niewielkim. - Może łatwiej by ci było jakąś mniejszą łopatą? Są mniejsze? - Rozejrzał się po otoczeniu, ale nie, nie widział żadnych innych.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
W pierwszym momencie, jak tylko Will zaczął odpowiadać takim... całkowicie neutralnym i jakby niewzruszonym tonem, April zmarszczyła brwi w niezrozumieniu dlaczego właśnie te emocje przez niego przemawiały, a nie popularnie towarzyszący rozmowom o śmierci smutek, żal, przygnębienie.
I niemal natychmiast to niezrozumienie zniknęło razem ze zmarszczką na czole, jak w niespodziewaniu otworzyła lekko usta. Nie wiedziała, że William mieszkał w sierocińcu. Powinna? Nie wiedziała też, czy właśnie powinna wiedzieć! W sumie nie kolegowali się nawet jakoś specjalnie do tej pory (teraz też ciężko było jej to nazwać "kolegowaniem się", po prostu przez zrządzenie losu ostatnio więcej ze sobą rozmawiali), skąd miałaby mieć takie informacje? Przynależność do różnych domów również robiła swoje i Ape nie mogła zasłyszeć w PW plotek, czy innych informacji. No i na czubku wszystkiego - nigdy nie interesowała się Williamem (jak i żadnym innych chłopcem, może poza Noah, na którego nadal miała hard krasza). Ale nawet mimo tych wszystkich bardzo logicznych powodów, przez które nie wiedziała... zrobiło jej się głupio. I trochę przykro. I niezręcznie, że w ogóle zapytała.
Aż z tego wszystkiego łopata wyśliznęła jej się z rąk, ale na szczęście zdołała ją złapać, zanim uderzyła z hukiem o podłogę. Spuściła za to wzrok na ściółkę własnego boksu, szukając sposobu na ucieczkę z tego tematu, mimo że William wyglądał jakby nie sprawiało mu to kłopotu, to jej było bardzo, bardzo niezręcznie.
- Mm, przykro mi, nie wiedziałam. Nie powinnam w ogóle pytać, to... to nie moja sprawa. - Żeby jakoś zatuszować i odepchnąć od siebie zażenowanie, chwyciła znowu oburącz łopatę i bardzo powolnie zabrała się do kontynuowania pracy, chociaż teraz samo podniesienie narzędzia kosztowało ją tak wiele wysiłku, jakby ważyło co najmniej pół tony.
Nie spodziewała się usłyszeć głosu Gryfona w drzwiczkach boksu. Słyszała jego kroki, zamykanie drzwiczek, ale założyła, że poszedł sprzątać kolejne miejsce. Dlatego kiedy usłyszała go znacznie bliżej, aż odwróciła się gwałtowniej, cudem nie ślizgając się na ściółce. Ale łopata i tak jej z rąk wypadła i tym razem narobiła huku. Nabrała przy tym nieco gwałtowniej powietrza, odsuwając się na krok, bo jako że stałą tuż obok drzwi, Will znalazł się bardzo blisko. Onieśmieliło ją to, razem do spółki z jego beztroskim tonem.
- N-nie było innych łopat niż te dwie. - Wskazała na tę trzymaną przez niego i schyliła się po swoją. - Po prostu... nigdy wcześniej stajni nie sprzątałam. - Skrzywiła się lekko, jak dłonie zapiekły nieprzyjemnie pod wpływem nacisku, jaki musiała dać na trzonek narzędzia, żeby znowu go nie upuścić. - Już latanie na miotle wydaje się przy tym łatwiejsze... - Westchnęła krótko, mówiąc to bardziej do siebie niż do Willa.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Nie jedna osoba słysząc jego szczerze beztroską odpowiedź była dziwnie zmieszana i po prostu niezręczna. Jedynie po trochu to rozumiał, bo przecież okazywał całym sobą, że to nic takiego, ale chociaż był do tego przyzwyczajony. Czy powstrzymywało go to przed bezpośrednią odpowiedzią? Nie. Nigdy. Wychodził z założenia, że zadając pytanie ktoś musi chcieć znać odpowiedź, a jak nie chce, powinien nauczyć się nie pytać. On nie miał nic do ukrycia.
- Nie panikuj, to nic takiego. Może gdybym pamiętał cokolwiek, a tak... - Wzruszył znowu niedbale ramionami. - Nie ma to dla mnie znaczenia. Poza tym, to chyba teoretycznie ta lepsza opcja, bo jakby porzucili mnie z egoizmu to musiałbym się nad sobą użalać, a tak, mogę z czystym sumieniem sobie darować ten etap.
Harsh but true. Może powinien bardziej nad tym rozkminiać. Może gdzieś w głębi, w nim, jest jakiś żal, złość, cokolwiek. Może miało to związek z jego dużą potrzebą uwagi, jaka by nie była, i poczuciem, że jest jednym z miliona, ot puchem, i ine przykładał do siebie i swojej przyszłości większej wagi. Ale w jawnej świadomości nie obchodzili go jego rodzice. Za to obchodzili go ci, którzy byli obecni w jego życiu.
Nie spodziewał się, o dziwo, że April tak spanikuje na to, że ot podszedł do boksu. Zmarszczył lekko brwi, zawieszając na niej wzrok pod wpływem nagłej myśli, że dziewczyna zachowuje się jakby nie tylko się wstydziła, ale się go bała. Tak dosłownie. Ale nic złego jej przecież nigdy nie zrobił, tylko się droczył... Nie był obrażalski, ale z jakiegoś powodu go to trochę jednak uraziło. Żeby chociaż zasłużył sobie na podobną renomę! Spojrzał jak podnosi łopatę, odrobinę większą od jego łopaty. Ciut tylko, ale też nie wyglądała na ciężką. Jego nie była. Bijąc się chwilę z myślami między obrażeniem a naturalną dla siebie troską, bez słowa podszedł do niej by wziąć od niej łopatę, ot bez pytania. I wtedy okazało się, że jest dużo cięższa! Nie wiedział co za pech akurat April podarował to narzędzie, a nie lżejsze, ale bez wahania podał jej swoją łopatę.
- Ta jest lżejsza. - Wyjaśnił, po czym zabierając cięższą, skierował się ku "swoim" boksom. Przy wyjściu jednak z boksu, jaki Ape sprzątała, obejrzał się na nią w wachaniu czy mówić to, co pomyślał. Bo może po prostu dziewczyna miała jakieś słabe przeżycia z facetami? W końcu raczej trzymała się od takowych z daleka, a Heather zdawała się mimo wszystko chronić ją jak jakaś smoczyca. Może była w tym jakaś trauma, przeżycie bolesne czy właśnie w pewien sposób... Cóż, agresywne? - Nie musisz się mnie tak bać, gdybym chciał cię jakkolwiek skrzywdzić, chyba już dawno by tak było.
Z tymi słowami, nie czekając na odpowiedź, poszedł do kolejnego boksu, zajmując się pracą. Nie był z tych opierdalających się, jak trzeba, potrafił wykonać dużo pracy i to dobrze, a nie na odwal.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Chciała znać odpowiedź, dlatego przecież zapytała! Ale jak już ją usłyszała, to zrobiło jej się głupio, że ten temat poruszyła. I to nie przez samą reakcję Willa, ani przez własną ciekawość, ale zrobiło jej się po prostu... przykro. Nie potrafiła wyjaśnić skąd nagle tak silna ta emocja, tym bardziej, że Gryfon najwyraźniej był bardzo pogodzony z takim stanem rzeczy, przyzwyczajony, ale April... jakoś nie do końca wiedziała jak przełykać niespodziewane informacje tego typu.
I może też trochę imponowało jej, że chłopak podchodził do tego tematu w taki właśnie sposób, a to też ją samą zaskoczyło.
Zarumieniona zarówno z wysiłku, jak i zażenowania sobą samą, rozejrzała się po pozostałej do sprzątnięcia części boksu. Z westchnieniem już miała zabrać się do kontynuowania pracy, kiedy William wyjął jej łopatę z rąk. Nie protestowała, bo nie spodziewała się tego gestu, więc puściła trzonek niemal natychmiast, zaraz połowicznie świadomie zaciskając palce na podanym przez niego, odrobinę mniejszym narzędziu. I już samo to trzymanie wystarczyło żeby poczuć, że faktycznie jest znacznie lżejsza.
Ze szczerym zdziwieniem i niezrozumieniem spojrzała najpierw na swoją poprzednią łopatę, a następnie na swoją nową łopatę. Czy to możliwe, żeby przy tak niewielkiej różnicy rozmiarów, waga była aż tak wyraźnie różna?
- To jest... Dziękuję. - Zanim skończyła zdanie wyrażające niezrozumienie tego zjawiska, zrezygnowała i po prostu podziękowała. Nie było sensu rozkładać tego zjawiska na czynniki pierwsze, im szybciej skończą sprzątanie, tym szybciej będą mogli wrócić do swoich zajęć. I tym szybciej April będzie mogła zająć się odciskami na dłoniach.
I pewnie wróciłaby do pracy w ciszy, ale kolejne rzucone przez Willa słowa sprawiły, że poczuła jakby coś ciężkiego i lodowatego wpadło jej do żołądka. Czy wychodziła na jakąś ofiarę losu? Ale to przecież zupełnie nie tak! Nie bała się go! Po prostu... po prostu nie była przyzwyczajona do przebywania sam na sam z jakimkolwiek chłopakiem, poza własnymi braćmi i Vatesem. Tym bardziej w odległości mniej niż półtorej metra!
Spojrzała za Gryfonem ze zmarszczonymi brwiami, trochę zagubiona w tym co sama czuła i jak to zostało odbierane. Naprawdę aż tak z nią źle?
Tak...
Zignorowała ten złośliwy szept i podeszłą do wejścia do swojego boksu, stając w jego progu i spoglądając za kolegą z mieszaniną uczuć. Uderzyło ją bardzo mocno to, że nie chce żeby ją tak widziano. Zagryzła na moment wargi, zbierając w sobie odwagę żeby się odezwać, więc przez moment milczała.
- Nie boję się ciebie, Will. - I wbrew zawstydzeniu odznaczającemu się rumieńcami i onieśmieleniu towarzyszącemu jej zawsze, kiedy przebywała w towarzystwie męskim, patrzyła na Gryfona poważnie, a jej ton zabrzmiał naprawdę pewnie. Bo chciała, żeby to wiedział, żeby nie uważał jej za... aż tak stroniącą od innych. Poza tym, gdyby sama pamiętała co dokładnie działo się kiedy była pijana, to może nawet przywołałaby te wspomnienia, żeby samą siebie podbudować. Ale nie pamięta prawie nic.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Will nie miał zielonego pojęcia, że jest na najgorszym możliwym tropie i to zupełnie nie to, co myśli. Nie pomyślałby, że taki poziom paniki i wycofania może być tylko nieśmiałością. Nigdy nie spotkał też nikogo podobnego więc może stąd niepewność co do jej zachowania, tłumaczył sobie tym, co już słyszał, widział u innych podobne zachowania. Niekoniecznie w szkole akurat, ale dzieci w sierocińcu były różne i trafiały tam w różnym wieku, każde z innym bagażem przeżyć. Wpisywał April trochę w jeden z nich. Zatem gdy usłyszał jej słowa, nawet jeśli tak pewne, zerknął na nią bez przekonania.
- Okej. To dobrze. - powiedział, wchodząc do swojego boksu. Czy wierzył jej? Nie. Czy brzmiał chociaż jakby wierzył? Niespecjalnie, raczej jakby pozwalał temu stwierdzeniu na pozostanie jako wersja oficjalna. On był otwarty, mówił wprost o trudnych nawet sytuacjach czy przeżyciach. Zdawał sobie jednak sprawę, że był w tym raczej jednym z niewielu i szanował (lub się starał) akurat te granice.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Zrobiło jej się... przykro. Tak poza ogólnym zawstydzeniem i nieśmiałością, poczuła dziwnie tlącą się wewnątrz złość. Nie była pewna, czy to złość na siebie samą, na Vatesa, czy na cokolwiek innego, ale poczuła się naprawdę źle z tym, że William uważał, że się go bała. Nawet pomimo jej zapewnienia, że się nie boi, słyszała w jego głosie i widziała w spojrzeniu brak przekonania i wiary w te słowa. Aż z tego powodu, niezależnie od bycia spiętą, ramiona trochę jej opadły w żałosnym geście niespodziewanego smutku. Na szczęście tego William nie mógł widzieć, bo był już w kolejnym przypisanym mu do sprzątania boksie.
Przez kilka bardzo długich sekund stała nadal w progu, patrząc w kierunku miejsca pracy Gryfona i walczyła ze sobą, chcąc powiedzieć coś więcej, odważyć się na dalszą interakcje, na pokazanie mu, że mówi prawdę i się go nie boi.
Ale tej śmiałości nie znalazła.
Westchnęła smętnie pod nosem i marszcząc brwi w zmartwieniu, wróciła do wnętrza swojego boksu bez słowa i w ciszy zabrała się za dalsze sprzątanie. Ręce bolały niby trochę mniej, bo nie musiały dźwigać takiego ciężaru, ale nawet mimo to odciski piekły coraz bardziej. A poza odciskami również duma i samoocena, która z niskiej chwilowo oscylowała w granicach ujemności.
I co z tego, że się dobrze uczyła i dbała o to, żeby dobrze wyglądać, być przykładną, dobrą osobą, skoro najwyraźniej wychodziła na ofiarę losu? Gorzej: Vates w najlepsze siedział sobie na ściance boksu (gdyby istniał naprawdę, to byłoby mu bardzo niewygodnie i niestabilnie) i nie nie tylko potwierdzał to wszystko, wręcz bezpośrednio sugerował, że April robi to wszystko celowo. Bo jeśli nie, to czemu po pijaku z taką łatwością wyszła ze swojej strefy komfortu i bawiła się poza nią w najlepsze? Mogłaby to zrobić i na co dzień, ale najwyraźniej po prostu nie chciała.
Bardzo mocno starała się ignorować słyszany tylko sobie głos, ale nie mogła, bo każde kolejne słowo trafiało bardzo mocno w to, co teraz najbardziej ją bolało. Dlatego w pewnej chwili nie wytrzymała i kilka razy bardziej energicznie machnąwszy łopatą, żeby skończyć sprzątać ten głupi boks, w końcu spojrzała na Vatesa i syknęła w jego kierunku dość cicho - choć może nie wystarczająco cicho, żeby nie zostać tak całkiem zupełnie nieusłyszaną w spokojnej stajni.
- Zostaw mnie w spokoju... - Zgromiwszy "przyjaciela" zranionym spojrzeniem, machnęła jeszcze trzy razy łopatą i w końcu mogła z tego boksu wyjść. Zrobiła to niezwłocznie.
Skierowała się do kolejnego boksu, przez całą tę frustrację zapominając w ogóle, że przecież Will zaproponował jej wyprowadzanie testrali, bo ich nie widziała. Otworzyła drzwiczki kolejnego boksu i postąpiła zaledwie pół kroku do środka, kiery poczuła jak coś ciepłego i skórzastego ociera jej się o ramię. Zamarła w pół kroku w bezruchu, w jednej dłoni trzymając łopatę, a drugą opierając o ściankę boksu, blokując sobą przejście i w sumie... nie wiedząc co ma zrobić. No bo nie widziała zwierzęcia, ale poczuła je i to przypomniało jej o ich obecności w boksach. Wtedy też zauważyła ruch na ściółce, ale to nadal niewiele jej dawało, bo nie widziała samego testrala i nie miała pojęcia jakie ma wobec niej zamiary.
- Uuum... W-Will...? - Odezwała się trochę drżącym z niepewności głosem. Pozostała w bezruchu, żeby w razie czego nie prowokować zwierzęcia, które stało gdzieś blisko niej. Czuła jego ciepło.
I chociaż sam testral nie miał żadnych agresywnych zapędów, ot stał sobie obok i obwąchiwał właśnie rękę April opartą o ściankę, to nadal nie była w stanie stwierdzić, czy jest bezpieczna, czy zaraz zostanie stratowana albo straci rękę.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
W milczeniu zatem sprzątał kolejny boks, zamyślając się na chwilę. Łopata mu ciążyła, ale nie bał się ciężkiej pracy i nie narzekał. Wręcz wydawało mu sięe oczywiste, że przecież April nie mogłaby takim klocem pracować, to byłoby wręcz niemoralne z jego strony żeby ją do tego zmuszać. Jedynie bardziej się zmachał, jako kawał chłopa, i faktycznie po chwili zdjął koszulę, zostając w podkoszulku na ramiączkach, przylegającym dość by zarys mięśni był dobrze widoczny. Mrr.
W każdym razie zamyślił się akurat, analizując każdą jedną chwilę poświęconą April i zastanawiając się czy dał jej jakikolwiek powód żeby się go bała. Tak szczerze, bo może faktycznie odwalił coś i nie miał pojęcia co, nie zwrocił uwagi? Ale nic takiego nie przykuwało nadal jego umysłu dość by obwinił daną chwilę. Nawet wydawało mu się, że Ape coś mamrocze, ale nie usłyszał co i podpiął to pod złorzeczenie na pracę, mimo że nie brzmiała na osobę rzucającą na wiatr niecenzuralne słowa. Ale może jakieś ot frustracje? Dopiero zestresowany, głośniejszy ton przykuł jego uwagę momentalnie. Wyprostował się, oglądając na nią, po czym uniósł brwi widząc jak stoi tuż przed zainteresowanym, choć nieco niepewnym, testralem.
- Miałaś mnie wołać przy zmianie boksu. - Zwrócił jej uwagę bardzo łagodnym tonem, zupełnie bez wyrzutu. Teraz to już nie wiedział nawet czy może mieć do niej pretensje żeby nie uciekła czy cokolwiek. - Stój tak, to wprowadzę tego.
Podszedł do testrala z poprzedniego boksu, głaszcząc go najpierw krótko, po czym odwiązując linkę i prowadząc do boksu.
- No chodź, później pobiegasz na pewno. Dzielna dziewczyna. - Poklepał ją po szyi lekko z lekkim uśmiechem, zdejmując jej kantar i dopiero po zamknięciu boksu przechodząc do kolejnego zwierzęcia, tego nadal stojącego na przeciwko April. - O ile nie sprowokujesz ich gwałtownością i złymi zamiarami, testrale raczej nie są same z siebie agresywne.
Chciał ją uspokoić, choć nie wiedział czy coś to da. Założył zwierzęciu kantar, zanim jednak go wyprowadził, zatrzymał wzrok na April.
- Chcesz go pogłaskać? - Uniósł nawet otwartą dłoń wnętrzem do góry, oczekując, że poda mu dłoń i będzie mógł ją nakierować na głowę konia. Starał się nie tylko dlatego, że uważał, że to sympatyczne stworzenia i zasługiwały na więcej dobrego niż przez ich wygląd im często dawano, ale też chciał April nieco oswoić. Ze sobą oraz testralami, w zasadzie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Nie ruszyła się ani o centymetr. A przynajmniej bardzo starała się nie ruszyć, choć czując na przedramieniu ciepłe powietrze chyba wydychane przez testrala, miała ochotę zabrać rękę. Nie miała pojęcia co dokładnie zwierzę robi i naprawdę obawiała się, że straci zaraz rękę. Jedynie przekręciła nieco głowę, jakby chciała spojrzeć na Williama, ale na jego słowa zatrzymała się w pół ruchu i zastygła.
Okej, jak nie będzie się ruszać, to może testral uzna ją za kawałek ściany i faktycznie nic jej nie zrobi. Co prawda miała tę książkową i lekcyjną wiedzę na temat tych stworzeń, ale trudno jej było przełożyć to na praktykę, kiedy nie mogła obserwować i ocenić ewentualnych zamiarów zwierzęcia. Więc czekała, zagryzając trochę nerwowo wargi i skupiając się na tym, jak ciepło oddechu zwierzęcia przesuwa się wzdłuż jej ramienia, coraz bliżej twarzy.
Zniknęło, kiedy tylko Will znalazł się obok. April odetchnęła z odrobiną ulgi i powoli odwróciła głowę na tyle, żeby móc spojrzeć na Gryfona. Na moment zamarła w bezruchu, podobnie jak wcześniej, ale teraz wywołane to było niespodziewanym widokiem troszkę mniej ubranego kolegi. Niby naprawdę niewiele, ale wystarczyło, żeby ją to dodatkowo onieśmieliło. Tym bardziej, że jej zdradziecko pobudzona wyobraźnia zupełnie sama z siebie pohasała wesoło w kierunku tych dziesiątek romantycznych powieści, w których się zaczytywała i aż nieoczekiwanie miała flashback momentu z tej zakrapianej alkoholem nocy. Speszona odwróciła wzrok na zawisający teraz w powietrzu kantar i odchrząknęła cicho, bo dziwnie sucho jej się w gardle zrobiło. I niemal od razu zaczęła mówić. Nie głośno, ale brzmiało to jak nerwowy słowotok. Bo dokładnie tym właśnie było.
- Niby to wiem, a przynajmniej z tej strony teoretycznej, bo ciężko mi przełożyć to na praktykę jeśli zwierzęcia nie widzę, ale zdecydowanie czuję jego obecność obok i to bardzo blisko i nie wiem, czy faktycznie nic mi nie zrobi, czy może samo moje wejście na jego teren jakoś go sprowokowało i chce mnie odstraszyć albo się mnie pozbyć. Ale skoro ręki nie straciłam to... chyba... n-nie jest zły?... - Nie mogąc spojrzeć na testrala, spojrzała znowu na Willa, bezustannie zarumieniona i nie wiedząc co ze sobą zrobić w tej chwili. Właściwie jego kolejne pytanie, rzucone tak idealnie czasowo, żeby gwałtownie zahamować jej samonapędzające się nerwy, zaskoczyło ją na tyle, że przez dwie sekundy milczała, spoglądając to w ciemne oczy Gryfona, to na jego dłoń. Pewnie każda inna normalna osoba nie zawahałaby się, albo przynajmniej miała sensowne wytłumaczenie swojej niechęci do dotykania testrala, ale April... to nie tak, że nie chciała. Nie miała wcześniej okazji dotknąć testrala, bo też jakoś nie pojawił się nikt, kto by jej to zaproponował. Chciała uciec, bo poziom onieśmielenia sięgał bardzo wysoko, z kilku powodów. Ale z drugiej strony miała też niewyobrażalnie silną potrzebę przekonania Williama, że się go nie boi. Nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego tak bardzo źle było jej z myślą, że Gryfon uważa, że się go bała z jakiegoś powodu, ale na pewno nie chciała dać mu więcej powodów do utwierdzania się w tej myśli. I może dlatego właśnie, po kolejnej sekundzie zawahania, niepewnie i powoli podała mu dłoń. Aż drgnęła, kiedy poczuła ciepło jego skóry i przez to tylko na ułameczek sekundy przerywając ten kontakt, ale od razu na nowo go inicjując. Nie chciała żeby myślał, że się go boi. I chyba to oraz świadomość, że to nie był pierwszy raz (mimo że poprzedniego nie pamięta) tak nietypowego dla niej kontaktu fizycznego właśnie z nim, dodały jej trochę odwagi i zawziętości w pokazaniu mu, że się nie boi. Stresuje owszem, wstydzi i totalnie brak jej pewności siebie w jego obecności też, ale się nie boi. Ale zabrakło jej śmiałości, żeby przy tym spojrzeć mu w oczy, więc wpatrywała się we własną dłoń, chwilowo spoczywającą w jego dłoni. Z tych wszystkich emocji aż zapomniała, że bolą ją odciski od łopaty.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Will absolutnie nie zastanowił się, że brak koszuli może onieśmielić April bardziej - w końcu nieważne co zrobi, i tak podejrzewał, że nigdy nie będzie dość dobrze by jej nie przestraszyć. Dlatego może nie zauważył jej spojrzenia, skupiony na testralu by możliwie bezstresowo założyć mu na łeb kantar. Okazało się to całkiem proste, bo zwierzę nie było wcale zmartwione ich obecnością, bardziej po prostu ciekawe.
- Testrale nie są tak terytorialne, są dużo bliższe zachowaniem do zwykłych koni niż możesz się spodziewać. Poza tym tylko stoisz więc chyba nie miałabyś jak go sprowokować.
Nie mówił tego z żadnymi szczególnymi emocjami, ot łagodnie tłumacząc zachowanie testrali i chcąc po prostu trochę uciszyć jej obawy. Słyszał w jej głowie, że jest zdenerwowana i szczerze nie wiedział czym już dokładnie, nim czy koniem. A może oba? Poddał się z domyślaniem na tą chwilę.
Nie umknęło też jego uwadze jak podając mu dłoń, drgnęła lekko, zupełnie jakby się bała, że coś się stanie złego jak tylko go dotknie. Jedyne, z czym kojarzyło mu się to zachowanie, to przemoc domowa lub jakaś podoba trauma związana z przemocą, i starał się być przy tym bardzo łagodnym żeby nie poleciała w popłochu niczym przestraszona łania.
- Spokojnie, zaufaj mi - powiedział z lekkim uśmiechem, po czym uniósł ich dłonie by położyć na końskim łbie dłoń April, nakrywając ją swoją. Zwierzę strzygło uszami, patrząc się na nich uważnie, nie było jednak zdenerwowane. - Widzisz? - Pogłaskał nadal ich dłońmi lekko konia. - Nie gryzie. Zresztą jadły dopiero co więc też nie ma powodu gryźć.
Bo nie należało zapominać, że były to zwierzęta mięsożerne. Patrząc na ich zębiska i rzuchwy, nie wątpił, że bez problemu sobie radziły z polowaniem jak żyły dziko i nie chciałby przekonywać się o tym na własnej skórze. Mimo to jakoś nie potrafił się ich bać, jedynie miał na uwadze ich naturę i był ostrożny. To wystarczało.
Opuścił zaraz ich dłonie.
- No dobrze, może go wyprowadzę. Przesuniesz się? - Zerknął na April by przeszła od wejścia do boksu, samemu trzymając linkę z niewidzialnym koniem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Nie dość, że czuła onieśmielenie i zawstydzenie, to jeszcze robiło jej się głupio, że wychodzi na... głupiutką. Bo wiedziała to, o czym William mówił, ale skoro czuł, że musi jej to powiedzieć, to miał ku temu jakiś powód. Najprawdopodobniej powodem tym było uznanie, że April nie wie albo nie wierzy w te informacje. Sarkastycznie uśmiechnięty Vates jak zwykle nijak w tej sytuacji pomagał, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że bawi się wyśmienicie w tej chwili.
- Stoję w jego boksie, do którego weszłam bez ostrzeżenia. I go nie widzę, więc nawet... mogłam na niego nadepnąć albo coś. - Nie była pewna, czy bardziej chce wytłumaczyć swoją postawę w tej sytuacji, czy przekonać Willa, że nie jest głupia, ale chyba wychodziło jej to zupełnie inaczej niż pierwotnie zakładała.
Łatwo było mówić o tym zaufaniu, ale April miała poważne problemy z zaufaniem... sobie samej. Bo owszem, ufała Willowi, że jakby coś się tu teraz stało, to nie stałby obok jak kołek i patrzył - albo co gorsza odwracał wzrok - ale nie ufała, że sama zaraz nie spanikuje od nadmiaru bodźców. Nie dość, że dotykała zwierzęcia, którego nie widziała i jej umysł nie ogarniał do końca sytuacji "czuję ciepło i skórę, ale widzę nic", to na dodatek ciepło dłoni Willa i przez to nieuniknione też zmniejszenie dystansu były przyjemne. I nie wiedziała jak ma na to zareagować, jak ma się z tym czuć, jakoś nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji na trzeźwo, a po pijaku tylko raz.
Nie zorientowała się nawet, że wstrzymała oddech, wodząc wzrokiem za ich dłońmi przesuwającymi się w powietrzu, skołowana i zdumiona... chyba już wszystkim na raz.
- No właśnie... nie widzę. - Okej, może i zbyt dosłownie przyjęła to jego pytanie retoryczne, ale była po prostu zdenerwowana i desperacko próbowała brzmieć na normalną. Może nawet w jakiś niezrozumiały dla siebie sposób zabawną.
A tak poza nerwami, to sama tekstura skórzastej skóry testrala była zaskakująco przyjemna w dotyku. I był ciepły. I kościsty, ale nie w taki nieprzyjemny sposób, po prostu... był unikalny. Nie miała w życiu za wiele kontaktu z końmi, ale pod względem somatycznym wydawały się zupełnie inne.
Dopiero kiedy Will puścił jej dłoń i odsunęła ją od niewidzialnej testralej głowy, wypuściła powoli powietrze z płuc. Pokiwałą jedynie głową na słowa Gryfona i bez słowa odsunęła się pod samą ścianę boksu, niemal przytulając do siebie łopatę, żeby zrobić zwierzęciu miejsce na przejście. Ze zmarszczonymi brwiami wpatrywała się w ściółkę, śledząc trochę w ten sposób kroki wychodzącego testrala, ale nawet jak już została sama, nie ruszyła się z miejsca. I przez moment jeszcze milczała, ostatecznie zbierając w sobie trochę odwagi na odezwanie się.
- Will?... - Odczekała może sekundę i niezależnie od ego, czy dał jakiś znak, że ma jego uwagę, kontynuowała. - Dziękuję. - I po kolejnej sekundzie po prostu zabrała się do pracy, bo jak tak dalej pójdzie, to nie skończy do jutra.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Nie uważał jej za głupią. Raz, że była Krukonką, dwa, że po prostu poznał ją na tyle by widzieć, że nie ma mentalnie zeza rozbieżnego, i trzy, nie uważał też by to, że ktoś czegoś nie wie, było głupotą. Nie było ludzi wiedzących wszystko, on zresztą sam był pewien, że jeśli ma połowę wiedzy April, to jest dobrze. Uczeń z niego w końcu żaden, był lepszy już w takie typowo ludzkie, codzienne kwestie, jak moralność swego rodzaju, albo jak zachować się kiedy ktoś ma atak paniki, jak kogoś pocieszyć, jak dobierać żarty do publiki. Codzienność po prostu.
- Prędzej on na ciebie, jest sporo większy - skomentował, po czym zerknął na nią krótko. - Ale tego nie zrobił!
No z reguły wiedział kiedy co mówić, ale to nie było regułą, ewidentnie. Ale trochę odkuł sobie najpewniej tym zapoznaniem Ape z testralem. Ona nieco zdawała się wyciszyć, zwierzę też troszkę może zyskało na zaufaniu. Jakoś tak Will poczuł, że wszyscy wyszli na tym dobrze, miał nadzieję, że i do niego April odrobinkę się otworzy. Nie oczekiwał wiele, jedynie żeby trochę mu zaufała, że nie chciał dla niej źle. Wyprowadził zaraz zwierzę i przywiązał w przejściu, by poczekało w spokoju te paręnaście minut, i obejrzał się z pytającym wzrokiem na April, myśląc, że może jeszcze potrzebuje pomocy albo cokolwiek? Był chętny! Nie spodziewał się jednak podziękowań, ot bez większego powodu, i ostatecznie uśmiechnął się do niej ciepło.
- Nie ma problemu, cała przyjemność po mojej stronie.
I coby jej tym razem już nie peszyć, wrócił po prostu do swoich boksów, walcząc z ciężką łopatą. Nie wyobrażał sobie żeby Krukonka miała z tym pracować, przecież to jakiś żart. Do samego końca już pracowali w raczej dobrym porozumieniu, Will przeprowadzał testrale w razie potrzeby i wymieniał z April pojedyncze zdania, jednak w większości skupili się na pracy, jaką trzeba było przecież w końcu wykonać.
zt. x2
|