Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- No dobra, rozumiem, że jak jesteście gdzieś razem, to efekty mogą być różne... Ale hej, zyskujecie przy bliższym poznaniu, nie jesteście aż tak straszne, nie martw się - mówiąc to poklepał ją jeszcze wolną ręka po czubku głowy.
A roczna subskrypcja wina u Aurory wcale nie byłaby takim głupim pomysłem! Przecież każde zapasy udałoby się spożytkować, a mówią, że ostatni rok nauki jest najważniejszy... Bynajmniej nie ze względu na naukę.
- A ile się znamy, hę? I kiedy dostaję wino, na które zasłużyłem sobie u ciebie na każdy możliwy sposób przez lata? Teraz wymagam oferty specjalnej i lepiej, żeby było tak dobre jak mówisz.
Potwierdzenie potyczki uznał za absolutnie zbędne. Teraz pozostawało czekać tylko na odpowiednią datę oraz godzinę. Może na najbliższej imprezie, czy też najzwyczajniej umówią się któregoś wieczora w dogodnym miejscu? Tak, i to najlepiej spontanicznie. I to w tym tygodniu, zanim Puchonka zechciałaby się wymigiwać, a on zająłby się... Cóż, wieloma innymi rzeczami, na które wpadłby w międzyczasie - to po prostu się działo.
- A nie uważasz może, że lew jest trochę wyżej od pozostałych hogwarckich zwierzątek? - spytał dalej się z nią przekomarzając się z nią dalej. - Z kolei ta odległość od was do kuchni chyba trochę skutkuje obżarstwem, nie?
Zmierzył ją też wzrokiem oraz tyknął lekko palcem w bok, jakby sugerował, że chyba zaczęła już zajadać i przybierać na wadze na zimę... Odpuścił sobie jednak póki co mówienie o tym na głos, sądząc że jego spojrzenie było wystarczająco wymowne w swojej złośliwości.
- Jasne, jasne, oswoiłaś... Wielkiego, dzikiego prawie-hipogryfa? - pokręcił lekko głową. - I co to według ciebie prawie-hipogryf? Bez nogi? Bez skrzydła? Pół hipogryfa? Naprawdę zarzucasz mi jakiekolwiek braki?
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
W teatralnym niby-oburzeniu otworzyła szeroko usta i przysłoniła je drobinę dłonią, udając zszokowanie takim, a nie innym określeniem jej i Kai.
- Jak to nie jesteśmy? Krążą już o nas legendy! Pierwszaki zaczepiają nas na korytarzu i chcą wsłuchiwać historii z tego legendarnego szlabanu! Jesteśmy postrachem niewinności dzieciaków! - Nie mogła się powstrzymać i zachichotała rozbawiona, tym razem całkiem zasłaniając usta ręką, żeby przytłumić dźwięk. Po paru sekundach w końcu zamachała dłonią, jakby odganiała pozostałości rozbawienia, jak komara.
- Oho, a nie za wiele byś chciał? Oferta specjalna? Jeszcze ktoś pomyśli, że cię faworyzuję! Ale...! - Uniosła jeden palec wycelowany w sufit, tak dla podkreślenia ważności swoich kolejnych słów i skupienia uwagi Ethana. - Za drobną zachętę mogę być bardziej skora do rozpatrzenia tej prośby. - Palcem, który przed momentem celował w sklepienie, pacnęła kilkakrotnie swój nadstawiony w jego kierunku policzek, jasno sugerując, że domaga się buziaka.
- Lew? Lwica może by mnie przekonała, ale lew to leniwa buła, nawet nie poluje, wysyła samice! Za to widziałeś kiedyś wkurwionego borsuka? Oooo, kochany, nie chciałbyś takiego spotkać. Nawet jad kobry nie jest dla borsuczków śmiertelny. - I może ciągnęłaby swój wywód dalej, gdyby palec Ethana nie dźgnął jej delikatnie w bok, sugerując jakieś zmiany w jej wadze. - Obżarstwem? To chyba wy mieszkacie tak wysoko, żeby spalać te kalorie po obżarstwie... - Nie pozostając mu dłużną, złapała jego "boczek" w dwa palce, jakby faktycznie dopatrzyła się tam jakiegoś tłuszczyku.
- Prawie-hipogryf to Ethan Dubois. Nie wiem, czego ci brakuje, dawno nie sprawdzałam. - Posłała mu łobuzerskie spojrzenie okraszone szelmowskim uśmiechem. Och no, lubiła się z nim droczyć!
W międzyczasie zdążyli dotrzeć do drzwi wejściowych i teraz nieświadomie stali przy nich jak te kołki.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- Właśnie. Pierwszaki was zaczepiają.
O nie, Ethan zdecydowanie nie chciałby być zaczepiany przez takich gówniarzy.
- Równie dobrze mogłabyś rzucić coś jak... Nie wiem, lumos, czy flippendo. Byliby równie pod wrażeniem.
Jak najbardziej trochę umniejszał dziewczynom, ale przecież nie mogły pomyśleć, że wygrywają w ich drobnej rywalizacji! I nie naciągał faktów tak bardzo. Faktycznie pierwszoroczniaka nietrudno było czymś zachwycić, w dodatku szczerze nie rozumiał, czemu miałoby to być jakkolwiek pożądane przez kogokolwiek... No dobrze, miały być tak zapamiętane, ale to nie było tego warte.
- Ależ-! - zaciął się na chwilę w swoim oburzeniu, zauważywszy, że zaczął nieco za głośno. - Powinnaś mnie faworyzować.
Nie potrzebował tu nawet argumentów. Uważał to za niezaprzeczalny fakt i nie należało się tu kłócić. A jednak buziak nie był dużą ceną. Nawet gdyby nie byli kiedyś razem, nie krępowałby go taki gest. Właściwie nie pamiętał, czy i ewentualnie kiedy go peszyły. Bez zawahania dał jej małego buziaka w policzek.
- Zachęcać dalej? - spytał z uśmiechem, jasno sugerując, że jest w stanie posunąć się dalej.
Zaraz uniósł brwi, kiedy zaczęła przekonywać go do krwiożerczości borsuczków.
- Tak? Uważasz, że w bitwie wkurwiony borsuk versus lew, wkurwiony borsuk odniósłby jakiekolwiek zwycięstwo i nie zostałby pożarty? O nie, nie. Borsuczki zjadamy na śniadanie - kłapnął po tym delikatnie zębami. - A dzięki schodom, mamy po prostu wypracowane nogi, jesteśmy zajebiście szybcy i taki Puszek w ogóle nie byłby w stanie nam uciec.
Przewrócił oczami i pyrgnął ją lekko ramieniem.
- Możemy się umawiać na wizyty kontrolne, nie ma problemu.
Po chwili położył dłoń na drzwiach wejściowych i skinął ku nim głową, w niemym pytaniu, czy to czas na dalszy spacer.
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Może i dla Ethana zaczepianie przez pierwszaki nie było pożądane, ale Aurorze to o tyle schlebiało, bo tym bardziej podkreślało jak bardzo legendarny był jej i Kai szlaban, który rozpoczął ich przyjaźń. No bo jeśli pierwszaki o nim słyszały opowieści i określenie "legendarny", to jednak coś to znaczyło. Tu chodziło o sam fakt przekazywania sobie tej historii, o uznanie i to, że nadal się pamięta!
- Rzucić lumos czy flippendo też trzeba umieć, żeby im zaimponować. Chyba musimy nauczyć cię czytać tłum, bo mam wrażenie, że to w tym tkwi wasza nieumiejętność zdobywania uznania ewentualnej publiki... - Nawet jeśli Ethan i Will z pewnością mieli swoich fanów, to Aurora była przekonana, że nie aż tak liczne grono, jak ona i Kaia.
Otrzymawszy tego buziaka, uśmiechnęła się z satysfakcją, aczkolwiek pytanie Ethana zainteresowało ją bardzo.
- Hmm... Może jeszcze troszkę pozachęcać, gdzieś poza zamkiem, gdzie istnieje mniejsze ryzyko, że nas przyłapią... - Poruszyła zabawnie brwiami, bo chociaż niekoniecznie cokolwiek sugerowała, to wcale nie obraziłaby się jakby odebrał to jako sugestię. I wciąż z tym uśmiechem przewróciła oczami na to kłapnięcie zębami. Już ona dobrze wiedziała swoje! Borsuczek nie dałby się tak łatwo lwu i walecznie podszedłby do sprawy, bo borsuczki - choć rozmiarowo dużo mniejsze od lwów - wykazują się nie mniejszą odwagą, ogromną zaciekłością i odwagą, kiedy trzeba. Aurora chyba była tego doskonałym przykładem. Może to właśnie to widziała w niej Tiara, kiedy przydzieliła ją do Huflepuffu?
- Chyba muszę ci przypomnieć jak bardzo niepozorne są borsuczki, drogi lewku. Więc wizyty kontrolne są bardzo na miejscu! Nie tylko żeby sprawdzić, czy czegoś ci ubyło przez wakacje, ale w ramach edukacji! Możemy zacząć nawet teraz, mamy w sumie na to caaaaałą noc... - Skinęła głową na zgodę, że powinni opuścić zamek, bo ten spacer zapowiadał się dużo ciekawiej, niż jeszcze kilka minut temu. Nawet jeśli nie znajdzie szczeniąt wilkołaka!
Cicho otworzyli drzwi wejściowe i wymknęli się w ciszę i chłód księżycowej nocy, żeby zaraz zniknąć gdzieś w cieniach i ukradkiem oddalić się od zamku.
/zt x2
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 0
8 września, godzina 13:45
Zupełnie nie wiedzieć czemu, praktycznie wszyscy zdawali się niezadowoleni ze swojego przydziału do projektu z eliksirów. Laurel nie narzekała. I to wcale nie dlatego, że chłopak wymiatał w eliksirach - nie, nie! Znaczy, to też, wiedziała, że jest dobry, a już na pewno dobry od niej... Ale o wiele bardziej chodziło o to jaki był.
Musiała przyznać, że zaliczyłaby go do grona szkolnych ciasteczek. W dodatku pochodził z dość znanej rodziny czarodziejów i miał w sobie coś takiego... no coś, co sprawiało, że laski do niego wręcz lgnęły. Laurel jako tako jeszcze nie miała za bardzo szans poznać go bliżej - może przez wcześniejsze związki, szczególnie taki jeden, w który uwikłała się z Cavingtonem... On też był całkiem niezły, był szkolną gwiazdeczką Quidditcha i chyba był doskonale świadomy faktu, iż Laurel właśnie ten fakt podoba się w nim najbardziej. I, o dziwo, jej to nie przeszkadzało. No cóż - było, minęło, nie ma, znalazł sobie inną dziunię, która go chyba rzuciła, bo ostatnio widziała ją z kimś innym, a Cavington... W sumie kto wie, gdzie on jest.
Ale, nie o tym miała myśleć! Tak więc powróciła i spojrzeniem (kolejnym zresztą), i myślami do Aarona... I do projektu z eliksirów, rzecz jasna.
Nie chciała tego odkładać na ostatnią chwilę. Przeczuwała, że może wyniknąć z tego coś bardzo miłego - a nawet miała poniekąd taką nadzieję. Mogła się w końcu tyle nauczyć od lepszego od siebie ucznia... Tak...
Spostrzegła nawet, że wybrali dokładnie te same przedmioty - widziała go na dokładnie każdej lekcji po eliksirach, co było bardzo interesującym zbiegiem okoliczności. Miała więcej czasu, aby na niego ukradkowo zerkać i już myśleć, w jaki sposób i kiedy przede wszystkim zagadać do niego o ten projekt...
Padło, że najlepiej jak najszybciej - czyli po zajęciach, a najlepiej po lunchu. Zauważyła, kiedy wchodził do Wielkiej Sali i siadał do stołu. Posiedziała nad własnym posiłkiem jeszcze kilka minut, zanim celowo opuściła komnatę, by zaczaić się na niego u progu. W zasadzie mogła do niego dołączyć, w sensie do obiadu, ale... okoliczności zdawały jej się tak tragicznie oklepane. O wiele lepiej było zaczepić go, gdy będzie wychodził.
I gdy tylko dostrzegła zbliżającą się ku drzwiom sylwetkę, oparła się o ścianę dość nonszalancko, krzyżując ramiona pod biustem i z lekkim uśmieszkiem chrząkając, aby zaznaczyć swoją obecność.
A potem uśmiechnęła się do niego jeszcze szerzej, patrząc na niego słodziutko spod pióropusza gęstych, czarnych rzęs.
Niewykluczone, że nie jej własnych, naturalnych. Ale nikt nigdy nie zapytał. Ani nie dowiedział się prawdy.
— Wybacz, że zaczepiam Cię tak tutaj, ale tłumy mnie strasznie krępują - powiedziała na wydechu, kończąc wypowiedź teatralnym westchnięciem. Oczywiście, że wcale nie chodziło o tłok w Wielkiej Sali... - Ale pomyślałam, że warto będzie jak najszybciej umówić się na warzenie tego... eliksiru, który dzisiaj dostaliśmy w ramach zadania.
Chociaż było to twierdzenie, patrzyła na niego wyczekująco, jakby miała nadzieję, że sam dokończy, a najlepiej wpadnie na pomysł, żeby zaproponować miejsce i godzinę tej ran... znaczy, spotkania, tak, spotkania.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Lubił eliksiry. Były jednym z tych przedmiotów, którzy miał w sobie coś nieprzewidywalnego, czego Moon był fanem. Nudziła go prostota i oklepane wzorce, których niestety pełno było na innych zajęciach, jak chociaż historia magii, czy astronomia. Potrzebował w swoim życiu adrenaliny, a czy było w szkole coś bardziej niebezpiecznego, niż wybuchające kociołki, kiedy to kolejny uczeń źle wykonywał instrukcje?
Jedynym minusem pracy na zajęciach był fakt, że w większości wszystko wykonywali w parach, a to było dla Aarona poniekąd uciążliwe. Nie chciało mu się integrować, nie z większością osób, które zajmowały miejsca w ciemnej sali. Owszem, istniały jednostki, których towarzystwo mu nie przeszkadzało, ale ostatnio odniósł wrażenie, iż było ich coraz mniej.
Nic dziwnego, że kiedy dowiedział się kto właściwie jest jego parą, przejął się tak, że aż wcale. nie był nawet pewien, czy kojarzy pannę, którą póki co nie zaprzątał sobie głowy. Nie, póki nie musieli razem siedzieć. Liczył, że nie była jedną z tych szczebioczących wariatek, od chichotu których bolała głowa. Chciał wykonać projekt w spokoju, a nie obawiać się o psychikę, która mogłaby ucierpieć.
Odkładając wykonanie zadania, jak miał w zwyczaju (zdecydowanie w eliksirach czuł się pewnie), gdzieś mu wyleciało, że na dobrą sprawę pasowałoby się umówić i to odbębnić, mając z głowy.
Szybko okazało się, że jego partnerka z przydziału podeszła do zadania znacznie poważniej, szybko go odnajdując. Jasne, może nie zrobiła tego tuż po samych zajęciach, ale z pewnością znacznie szybciej, niż Moon by się do tego zebrał.
Wychodził właśnie z Wielkiej Sali, w której dopiero co zjadł, pragnąc oddać się przyjemności płynącej z samotnego spacerowania po szkole, kiedy usłyszał obok siebie chrząknięcie. Gdyby nie ono, przeszedłby obojętnie, ale miała go. Wystarczył dźwięk, by obrócił głowę w jej kierunku, mierząc bezczelnie jej sylwetkę ciemnymi tęczówkami. Zatrzymał się dłużej tu i ówdzie, jakoś nie krępując się tym, że mogłaby to zauważyć.
Zaraz prześlizgnął się na jej twarz, obserwując również ją.
Słuchał tego, co miała do powiedzenia, niespecjalnie zmieniając wyraz twarzy.
-Ciebie krępuję tłumy. Czemu dziwnie mi w to uwierzyć - skomentował. Stojąc tak nie wydawała się kimś mało pewnym siebie. - Wyjątkowo ci się spieszy. Kto by pomyślał, że w Slytherinie są jeszcze tak pilni uczniowie - powiedział, o milimetr się nie przesuwając, kiedy ludzie zaczęli wychodzić z Sali. Czy jego partnerka miała być kolejnym kujonem, który chciał wszystko na już?
-Może chcesz to zrobić jeszcze dzisiaj? - stwierdził i jakoś ciężko było się zorientować, czy faktycznie czaiła się tam ironia, czy było to zaledwie złudzenie.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 0
Oj, dostrzegła to spojrzenie. Prześlizgujące się po jej ciele, zatrzymujące się na niektórych… walorach. Gdyby była grzeczną, skromną, grzeczną dziewczynką, pewnie by się speszyła, ale nie. To spojrzenie dało jej niemałą satysfakcję, co odzwierciedliło się w delikatnym uśmiechem. Skrzyżowała ramiona pod biustem, ale nie po to, aby się zasłonić. Raczej po to, żeby wygodniej było jej utrzymywać nonszalancką pozę i nakręcać niesfornego, czarnego loczka na palec.
Jej uśmiech nieznacznie się poszerzył, gdy stwierdził, że ciężko jej uwierzyć, iż krępują ją tłumy. Wzruszyła tylko bezradnie ramionami, po czym ze słodkim uśmiechem, rzuciła:
— Okej, masz mnie.
Faceci lubili mieć rację. A akurat w tym przypadku Aaron miał ją w stu procentach, wszak uwielbiała, gdy tłumy na nią patrzyły i podziwiały. Gdy chciały być takie, jak ona. Sprawiało jej to niemałą satysfakcję. Była w końcu artystką własnego życia, występującą na własnej scenie… I w jej interesie leżało, aby ta scena wyglądała na tą prestiżową, do której inni lgnęli, bo wiedzieli, że to, co zobaczą, będzie najlepsze.
Ale – ups – chyba trochę źle to rozegrała. Moon wziął ją widocznie za kujonkę jak jakąś Krukonkę, i chyba niekoniecznie mu się to podobało. No cóż, będzie musiała z tego wybrnąć jakoś inaczej…
— Nie, niekoniecznie – stwierdziła, zerkając na własne paznokcie, jakby nagle straciła zainteresowanie rozmową. – W zasadzie chciałam się dowiedzieć, kiedy Tobie będzie pasować. – Uch, okej, ciężko było coś wymyślić… A nie chciała od razu wyjeżdżać ze smarowaniem i komplementami. Nie, teraz jeszcze było za wcześnie…
Dopiero po chwili przeniosła wzrok na niego i uśmiechnęła się po raz kolejny.
— Ale jeśli jesteś wolny, nie będę miała nic przeciwko – dodała, zupełnie nie umawiała się na zwykłe warzenie eliksiru, a… nieco więcej, i sama otaksowała go spojrzeniem od góry do dołu, i ponownie do góry, uśmiechając się nieco szerzej przy niektórych elementach ciała, jakby chciała zdradzić czym konkretnie była bardziej zainteresowana… i dopiero później przeniosła pełny wyczekiwania wzrok na jego twarz.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Nigdy nie krępowało go przyglądanie się innym osobom. Nie czuł wyrzutów sumienia, kiedy wodził wzrokiem po ciele swojego rozmówcy lub osoby, która akurat przechodziła obok. W wielu przypadkach było to oceniające, ale czy nie taka była natura człowieka? Dodatkowo jak miał inaczej ocenić, czy druga strona będzie w ogóle godna konfrontacji z nim?
Podobało mu się, że Ślizgonka jest pewna siebie. Z takimi osobami szło się dogadać znacznie bardziej, chociaż w niektórych przypadkach kręciła go nieśmiałość i to, z jaką łatwością można było ją zniszczyć.
- Bum. Przyłapana na kłamstwie. Gdyby to należało do moich obowiązków, z całą pewnością musiałbym cię jakoś ukarać. Wszak tak często powtarza się, że kłamać nie wypada - odpowiedział, lekko się uśmiechając. Mogło zacząć robić się interesująco. Kto by pomyślał z jaką łatwością przychodziły rozmowy z niektórymi osobami. Nadal był dystans, ale nie taki, by Moon miał odwrócić się na pięcie, machnąć ręką i zniknąć, co zdarzało mu się robić wiele razy, kiedy rozmowa go nudziła. Tu póki co nic podobnego się nie wkradło.
- To zależy. Jeśli chcemy mieć to z głowy już teraz, może być dzisiaj. Jeśli czas nie gra roli, jest mi to obojętne, chociaż nie ukrywam, że jestem osobą dość… zajętą - odpowiedział, lekko przechylając głowę. Dla niego nauka była dodatkiem, chociaż niektóre przedmioty traktował znacznie poważniej. Nigdy jednak nie znaczyło to, że biegł do Pokoju Wspólnego by odrobić zadanie jak najszybciej. Wszystko miało swoją porę, również studiowanie.
Nie umknęło jego uwadze, jak zlustrowała jego postać. Nie była pierwszą i zapewne nie ostatnią, jednak za każdym razem mu to schlebiało. Z tego właśnie powodu tak wiele osób płci męskiej miało z nim zatargi. Nie jego wina, że kobiety lubiły na niego patrzeć. Może gdyby reszta zainwestowała w trochę ćwiczeń i odrobinę gustu, mogłaby liczyć na podobne wyniki.
Podszedł do niej bliżej, spoglądając na jej twarz z góry. Był wyższy, wykorzystywał to przy każdej możliwej okazji.
- Zależy, na czym owa wolność polega - powiedział ciszej, uśmiechając się przy tym, nijak nie odrywając wzroku od jej twarzy. Speszy się, czy wytrwa? W głębi liczył, że będzie chodziło o to drugie.
z/t wszyscy
|