Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Sklep Ollivanderów Sklep z różdżkami Ollivanderów to miejsce, którego nie trzeba przedstawiać żadnemu praktykującemu czarodziejowi. Rodzina ta zajmuje się wytwarzaniem różdżek od 382 roku p.n.e., a jej działalność jest uważana za jedną z najlepszych. To właśnie tu mnóstwo osób kupuje swoje pierwsze różdżki, które wielu z nich mają służyć przez całe życie!
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
19 sierpnia, środa, 13:21
Po ostatnich mało udanych zakupach, na których dodatkowo musiała trafić na Campbella, Lycoris miała jeszcze większy uraz do pokazywania się na Pokątnej, niż wcześniej. Trzeba było jednak dokupić najważniejsze rzeczy, jak również zaopatrzyć pewną osóbkę w jej pierwszą wyprawkę. Wiadomo, powinien to zrobić ojciec, ale umówmy się - ich niespecjalnie miał pojęcia o magicznym świecie i pewnie zamiast magicznego pióra, wyrwałby jakieś gęsi z tyłka uznając, że wystarczy. Liv nie chciała ryzykować, że jej siostra trafi do szkoły niczym jakiś mugolak nie mający pojęcia o niczym. A przecież miała ją! Już samo to sprawiało, że będzie w szkole rozpoznawalna, a co za tym szło, nie było mowy, aby naraziła ją na jakieś chamskie uwagi (pomijając fakt, że Reagan rozprawiłaby się z każdym, kto tylko zaczepiłby jej siostrę).
-Dobra, Młoda! Wstajemy. Niedługo mamy pociąg - powiedziała, zaglądając do pokoju siostry, która jeszcze leżałą w piżamie.
Popędziła ją trochę i ostatecznie udało jej się ją przygotować do wyjścia. Pożegnała się z tatą zapewniając, że się nie zgubią. Ostatecznie Liv miała już piętnaście lat, umiała o siebie zadbać.
-Masz się mnie trzymaj. A jak ktoś cię zaczepi, powiedz. Kopnę go w piszczel - uśmiechnęła się do dziewczynki, prowadząc ją za rękę na stację.
Podróż na Pokątną minęła szybko, zalety mieszkania w Londynie.
-Najpierw pójdziemy kupić ci różdżkę. No jak, jesteś chociaż trochę podekscytowana? Powinnaś. Jestem pewna, że dostaniesz super różdżkę - rzuciła, przeciskając się przez tłum czarodziejów. Czy naprawdę musiało być ich tutaj dzisiaj aż tak wielu?
Ekscytacja Effie spowodowana otrzymaniem pierwszego listu z Hogwartu wciąż jeszcze nie opadła i dziewczynka miewała spore trudności z zasypianiem, bo każdy wieczór spędzała na zastanawianiu się, jak to już będzie w szkole. Przecież przez ostatnie lata tak bardzo zazdrościła starszemu rodzeństwu i nie mogła się doczekać, aż sama znajdzie się w Hogwarcie i zacznie na poważnie uczyć się zaklęć i w ogóle wszystkiego. Jasne, zamęczała Lycoris pytaniami w każdym liście i tylko starsza siostra wracała do domu, ale opowieści z drugiej ręki nijak nie mogły równać się z przeżyciem czegoś na własnej skórze, prawda? Ale wracając; nie mogła zasnąć, nic więc dziwnego, że rano ciężko było ją zwlec z łóżka, skoro miotała się niemalże do świtu, wyobrażając sobie różne niestworzone przygody.
Słysząc hasło o pociągu udało jej się jednak oprzytomnieć. W końcu to dzisiaj miała wraz z Liv kupić swoje pierwsze podręczniki, szaty, kociołek, wszystko... nic jednak nie napawało jej taką ekscytacją, jak różdżka. Przecież to właśnie ten atrybut czynił z człowieka prawdziwego czarodzieja. Wybrała sobie jakąś ładną bluzeczkę, bo przecież taka okazja zdarza się tylko raz i należało ją odpowiednio uczcić. Może nawet uda jej się namówić Liv na lody?
— Lepiej ty mi powiedz, jak to ciebie ktoś zaczepi — odpowiedziała siostrze nieco znudzonym tonem, próbując ukryć ekscytację. — Zostanie z niego miska flaczków — dodała jeszcze, bo ostatnio ogromnie bawiło ją słowo flaczki i musiała wciskać je wszędzie. Kiedy wreszcie znalazły się na Pokątnej, Effie już prawie wychodziła z siebie. Czasami towarzyszyła Liv i tacie podczas zakupów, więc wiedziała, jak to tu wszystko wygląda, ale i tak wgapiała się w wystawy z szeroko otwartą buzią. Słysząc, że najpierw pójdą po różdżkę, Steph niemal zastrzygła uszami, ale przecież nie mogła się przyznać, że jeszcze chwila i chyba posika się z podniecenia. — Och, no wiesz, to moja pierwsza różdżka... no i wiadomo, jak się poszczęści, to ostatnia, ale jakoś nieszczególnie się podniecam. Nie jestem już dzieckiem, Liv — odpowiedziała wyniośle, ale mocniej ścisnęła dłoń siostry, kiedy dotarły do małego, ciemnego sklepiku z różdżkami. Wystarczyło już tylko wziąć głębszy oddech i przekroczyć próg.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
Liv chciała dla swojej siostry jak najlepiej, tym bardziej, że aktualnie była jedyną osobą, która mogła w jakikolwiek sposób pomóc jej dostosować się do magicznego świata. Niby miały jeszcze brata, ale ten był zbyt zajęty swoimi sprawami studenta, aby poświęcać dodatkowo czas swojej najmłodszej siostrze. Lycoris ani trochę go nie winiła wiedząc, jak bardzo nauka wyższej magii dawała się we znaki. Poza tym nigdy nie miała nic przeciwko temu, aby opiekować się Młodą, która przecież widziała w Reagan swój autorytet. A czy było coś milszego, niż uznanie młodszego rodzeństwa?
-Proszę, ktoś tutaj jest w bojowym nastroju. Bardzo dobrze. Jestem pewna, że trafi ci się idealna różdżka do twojego temperamentu - uśmiechnęła się do dzieciaka. Nie wyobrażała sobie, by ta nagle miała się rzucić na kogoś, kto dawał się Liv we znaki, chociaż z całą pewnością urocze by było, gdyby nagle dziewczyna zaczęła na kogoś warczeć, próbując go w ten sposób wyjaśnić. - Twoim koledzy w szkole będą musieli na ciebie uważać. Na ich miejscu nawet nie pomyślałabym, żeby ci podskoczyć - prychnęła. Cóż, zdecydowanie właśnie to miały ze sobą wspólnego. Bo czy Gryfonka nie zachowywała się bardzo podobnie będąc w wieku Eustephii?
Na Pokątnej oczywiście był tłum. Zbyt wielki, ale musiały to jakoś znieść.
Zerknęła na dziewczynkę, która za wszelką cenę starała się ukryć, że wewnętrznie nie szaleje z podekscytowania. Ehe, i niby Liv miała uwierzyć, że dzieciak tak ze spokojem przyjmował wieść, że zaraz miał dostać swoją pierwszą różdżkę. Ale skoro tak…
-W takim razie może jednak zostawmy to na koniec? Różdżka nie ucieknie, a co jak skończą się podręczniki? Co ty na to, Effie? - spytała obojętnie, nie dając po sobie poznać, że i tak rozgryzła swoją siostrę.
Wystarczyło na nie spojrzeć, by zauważyć niesamowite podobieństwo, nie przejawiające się jedynie w rysach twarzy czy wspaniałym, ognistym kolorze włosów. Charakterystyczny błysk w oku i niemal natychmiastowa gotowość do tego, by komuś odszczeknąć to były prawdziwe przymioty panienek Reagan, które jednak przedstawiały całkiem uroczy widok, kiedy szły zatłoczoną ulicą za ręce. Pewnie większość dzieciaków w wieku Reagan nie chciałoby w ten sposób pokazać się potencjalnym nowym kolegom ze szkoły, jednak nie każdy miał za siostrę taką wymiataczkę jak Liv, prawda? Wystarczyło jedno słowo, a rude tornado mogło roznieść kogokolwiek, kto dokuczyłby Effie, ta więc nieszczególnie bała się wytykania palcami.
— Oby nie jakaś dla mięczaków, na przykład z włosem jednorożca. Słyszałaś o bardziej frajerskim rdzeniu? — spytała Effie, która prawdę mówiąc niewiele wiedziała o różdżkach, a tym bardziej o ich rdzeniach i ich właściwościach. Musiała jednak trochę się przed siostrą popisać. No ale do tego by się nigdy nie przyznała. — No, lepiej żeby nikt mi nie zachodził za skórę, bo jego też przerobię na flaczki — zagroziła stanowczo, śmiesznie marszcząc brwi i udając, że wcale nie rozgląda się w piętnaście stron na raz. Nie wiedziała, czemu tak bardzo próbuje ukryć ekscytację. Skoro trzymanie starszej siostry za rękę w miejscu publicznym, gdzie wszyscy mogli to zobaczyć, zupełnie jej nie przeszkadzało, to czemu nie chciała dać upustu swojemu zachwytowi i podnieceniu? Sama niezbyt wiedziała, co nią kierowało, ale przecież nie musiała dokonywać takiej analizy jako jedenastoletni dzieciak.
— A co jeśli zostaną same frajerskie różdżki? — szybko odbiła piłeczkę. — Raczej nie pozwolisz na to, żebym miała jakąś beznadziejną. Książkę można kupić z antykwariatu gdyby brakło w księgarni nowych, a różdżka musi być jedyna w swoim rodzaju!
|