07-04-2023, 04:14 PM
Wisteria Weaver
Data urodzenia
8 kwietnia 2003
Dom i klasa w Hogwarcie
Hufflepuff
Status krwi
75%
Status majątkowy
średni
Miejsce zamieszkania
Winchester, Anglia
Orientacja
n/d
Wizerunek
Reese Robert
Freeform
Niespodzianka. Wisteria była niespodzianką. Wcale nie miłą, ale to się zdarza. To, jak jej ktoś kiedyś potem uprzejmie powiedział, nazywa się wpadką. Ale była przecież niespodzianką, niespodzianką, która przekreśliła szumne plany na wymarzone wakacje. Bilety były już kupione, zaliczka dawno wpłacona, bagaże spakowane na tydzień wcześniej, właściwie wszystko dopięte na ostatni guzik — poza nią. Miała urodzić się dwa tygodnie później, w najgorszym wypadku — tam. To miał być szybki poród — góra pięć godzin, wyszło prawie dwa razy dłużej. Ale w końcu się urodziło — małe, łyse, zapłakane i na tygodniowej ścisłej obserwacji.
Potem mówili, że wycieczka zwróciła im się w pełni. Ale wszyscy i tak wiedzieli, że wyszli bardziej na minusie, niż można się było spodziewać. I ten debet wciąż rośnie.
Wisterio, jesteś najgorszym dzieckiem w okolicy. W Anglii. Na całych Wyspach Brytyjskich.
Nigdy nie potrafiła spokojnie usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut. I to wcale nie tak, że nikogo się nie słuchała. Bo się słuchała! Zawsze chodziła w tych ślicznych sukienkach z koronkowymi kołnierzykami, zawsze zjawiała się na czas, zawsze pilnowała swojego nosa, zawsze pomagała. Ale przy wszystkim tym towarzyszył jej hałas. Huczne zawody w skakaniu do błotnych kałuż, rozpaczliwy płacz, by wymusić chociaż dodatkowy kwadrans na powrót z potańcówki, widowiskowe pieczenie placków z jabłkami, szarpanie się z rodzeństwem o lepsze miejsce podczas pokazów na miasteczkowym festynie i wypuszczanie wszystkiego z rąk — przy każdej nadarzającej się okazji — szklanek, talerzy, słoików, wiader, zwierząt, nawet muzealnych waz. Wszystko zawsze zbywała machnięciem ręki. Się naprawi, nie? I co można było, to się naprawiało, a Wisterii nigdy nie proszono o pomoc.
Ale nie to nie, nie będzie się przecież pchała, gdzie jej nie chcą. Sobą się zajmie. Chociaż to też raczej nietrafiony pomysł, by ją z samą sobą zostawiać. A to stwierdzi, że zbuduje sobie domek na drzewie. A to nauczy się strzelać z wiatrówki. A to urządzi przyjęcie-niespodziankę dla młodszego rodzeństwa. A to założy hodowlę kaktusów. A to sprowadzi do domu kulawego psa, a stonkom zbuduje w ziemi fort. Bo tak. Nie pytaj dlaczego — zawsze będzie, bo tak. I dlaczego nie.
Inżynierem również nie zostanie — kiedyś chciała, owszem. Przecież budowała domek na drzewie, ale nie przeżył nawet jednej burzy. Nawet ze zwykłą drabiną jej nie wyszło — wujek Peter wylądował w szpitalu ze złamaną nogą. A instalacja wodna mająca usprawnić podlewanie grządek z ziołami zalała pół podwórka. Nie ma więc też szans, by zajmowała się roślinami, kaktusy co prawda przeżyły, ale jedynie dzięki maminej interwencji. Ale zwierzęta to całkiem inna bajka. Są takie kochane. Takie drapieżne. Takie wdzięczne. Dasz im palec to wezmą całą rękę i nie puszczą nigdy — żyć, nie umierać. Teraz tylko żałuje, że za późno odkryła w sobie te niewyobrażalne pokłady zrozumienia. Nie sądziła, że do życia potrzebować będzie czegokolwiek innego poza umiejętnością posługiwania się różdżką.
Bo problem z tobą, Wisterio, jest taki, że chcesz umieć wszystko i w rezultacie nie potrafisz nic.
Poza zjednywaniem sobie wszystkich uśmiechem.
Z jednej strony, gdy patrzy się na Wisterię, od razu widać, że to Weaver. Jest w nich coś takiego, że nie wyprą się pokrewieństwa z sobą. Z drugiej strony — jest po prostu sobą. Niewielkie toto, raczej drobne i gdyby chciała, wcale nie rzucałaby się w oczy — zamiast tego, na złość wszystkim, włosy codziennie traktuje zaklęciem zmieniającym kolor. Pospolite to takie, dziewczyna z sąsiedztwa, można by rzec. Ale nie. Wszędzie jej pełno. Wszędzie jej głośno. Wszędzie jej kolorowo. Nawet się starać nie musi, to wszystko dzieje się samo — zupełnie jak wschody słońca, jak wyładowania w czasie burzy, jak deszcze zenitalne na równiku. Patrzysz na nią i wiesz, że szybko ci z głowy nie wyjdzie, chociaż ona ciebie pewnie nawet nie zauważyła. Gdy chodzi, nie spuszcza wzroku z czubków swoich butów, że niby dla bezpieczeństwa. A i tak rozbija się po niczego nie spodziewającej się braci uczniowskiej czy przechodniach, wpada na reklamy albo pod samochody. Ale to przecież nic takiego. Uśmiechnie się tylko przepraszająco i już wiesz, że to wszystko to właściwie twoja wina. Mogłeś jej zejść z drogi, mogłeś reklamę postawić bliżej wejścia do sklepu, mogłeś się zatrzymać, gdy widziałeś, jak nierozważnie wchodzi na jezdnię albo zatrzymać ją mogłeś, kiedy zauważyłeś, że zaraz wpaść może pod nadjeżdżającą taksówkę. Przez myśl przechodzi ci, że ten uśmiech to taka Helena Trojańska wśród wszystkich uśmiechów. Kiedyś się bić za niego będą. I pokój w czasie wojny przynosić będzie.
A potem zauważasz, że stanika nie nosi. I nie wiesz, co robić. Ale, na najświętszą Bastet, tak jest przecież najwygodniej.
Przyznaj się, że straszny z ciebie frajer, Wisterio; że nie szanujesz ludzi.
Zawsze ma jakieś towarzystwo, zawsze kogoś sobie znajdzie, to przecież nie problem, nie? Wystarczy poszukać, wystarczy popytać. Ludzie potrzebują uwagi, a ona potrafi im ją dać. I równie szybko zapomnieć, że ktokolwiek jej potrzebuje. To nie premedytacja, to nie wyrachowanie — to zwykła nieuwaga, tak wiele rzeczy zaprząta jej głowę, tak wiele osób. Na dobrą sprawę jedynie z rodziną jest najdłużej, o niej nie zapomniała nigdy — każde urodziny, każde imieniny, ważniejsze daty — wszystko to pamięta i wszystko chce celebrować, to przecież takie klawe. Poza tym kto nie lubi dostawać prezentów? Wszak pamięć o bliskich jest w cenie.
O znajomych też pamięta. Czasem zapyta, co u nich, czy nie chcą się przypadkiem przejść, czy może mają ochotę popływać w nocy. Czasem nawet złoży im życzenia albo kupi przy okazji jakąś tandetną pierdółkę. A potem ślad po znajomości powoli będzie zanikał. A bo to nie po drodze, a bo życie, a bo koty. Koty są przecież ważne. Wysłuchają, będą bez względu na wszystko i nawet przyjdą przytulić. Wejdą na głowę, zrobią tajemnicze kręgi na plecach, by reszta myślała, że to UFO. Jak mocno je kocha, tak samo mocno ma ochotę całą dwunastkę — trójkę zabieraną zawsze ze sobą, dziewiątkę odwiedzaną w rodzinnym domu w czasie wakacji i przerw świątecznych — wyrzucić do Itchen i uwolnić się od nich na zawsze.
Ale już czujesz, Wisterio, że one nie zastąpią ci człowieka. Już szukasz zastępstwa.