Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Nie Tak, zdecydowanie gdyby zapytano Hiroshi'ego, odpowiedziałby, że Valerian ma wrażliwość na poziomie ameby - zerową. Tak samo jak empatię czy poczucie taktu, na przykład! Mimo to, i pewnie jeszcze by dowalił mu paroma wyrzutami, w sumie go lubił i widział w nim dobrego kumpla. Lubił spędzać z nim czas i wpadać na czasem durne pomysły (ale tylko czasem!), tylko po to, żeby Alice się na nich obraziła za bycie idiotami, albo co najmniej narzekała do końca dnia.
- No właśnie kwaczą - mruknął ciszej, dla sprostowania, ale też z zerową motywacją żeby dochodzić do swojego przekazu. Spojrzał zaraz tylko z ukosa na Valeriana, po czym palcem postukał się w czoło.
- Tu się puknij - zbył go, bo nie, nie jarał! Znaczy w każdym razie nic innego niż papierosy. - Pięciu? - Spojrzał jeszcze raz na swoją karteczkę do bingo. - W sumie to jest nawet do zrobienia, patrz.
I pokazał mu rząd na swojej karteczce. Miał do odhaczenia cztery całkiem proste punkty: wypić wywar z blekotu, pięć kubków wina, zjeść garść fasolek (i to zostawiłby na "po winie", to mniej poczuje, ha!) i zatańczyć z kimś.
- Jak ze mną zatańczysz to też ci w czymś pomogę - rzucił nagle zaangażowany, wyglądając jakby za karteczką Valeriana.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Wiele osób miało trudną trasę do pokonania. Osiem, albo sześć pięter? Niektórym udawało się przemknąć niezauważonymi, inni odbyli swoje przygody, nim trafili na imprezę.
Philip miał do pokonania ledwie parę korytarzy, co oznaczało, że musiał mieć ogromny nieszczęście, by spotkać Irytka, którego z pewnością jakiś skończony idiota przywiódł aż tutaj. Oczywiście musiał oberwać łajnobombą tuż przed wkroczeniem na odpowiedni korytarz.
Na szczęście chwilę później poltergeist musiał usłyszeć ruch w innej części lochów i szybko przemieścił się, aby utrudniać życie innym uczniom - tak, jak być powinno. Philip nie po to zostawał prefektem, żeby bać się przemierzać nocą szkolne korytarze.
Łajnobomba trafiła prosto na jego bluzę i choć prawdopodobnie mógłby oczyścić ją dosyć sprawnie odpowiednim zaklęciem, pozbycie się smrodu byłoby zupełnie innym tematem. Dlatego też, żeby zapach nie przegryzł się i nie został na nim, zadziałał szybko, zdejmując bluzę i rzucając ją w kąt korytarza z obrzydzeniem. To powinno wystarczyć... To znaczy, pomijając, że będzie pewnie marzł przez resztę nocy w lochach. Jednak nie miał już zamiaru wracać się do dormitorium i ryzykować tą samą trasę ponownie. Co jeśli Irytek zdecydował się patrolować akurat lochy? Na pewno słyszał coś o uczniach wymykających się akurat tu...
Ruszył więc dalej, jeszcze nie zmarznięty - i tak miało zostać, póki trzymały go nerwy.
Po wkroczeniu do odpowiedniego pomieszczenia otrzymał karteczkę, z której zadaniami zapoznał się mniej więcej, a następnie ruszył od razu po wino. Jeszcze nie w ramach żadnych wyzwań! Podobno alkohol pomaga się rozluźnić, prawda? I zdaje się, że wszyscy byli tu mniej więcej po to.
Znalazł sobie kubek, nalał do niego wina, a następnie obrócił się i ruszył przed siebie, żeby poszukać kogoś znajomego i... Uwaga, nagłe zderzenie z obcym uczniem, zdaje się z piątego roku.
Co prawda Philip nie ucierpiał w żaden sposób, czego nie można powiedzieć o ubraniu Daniela Junga, które przyozdobiły nagle szkarłatnoczerwone plamy.
Może gdyby nie Irytek przed chwilą, Philip zareagowałby inaczej, ale to zderzenie podkręciło jedynie nerwy.
- Ja pierdolę, jak leziesz? - warknął na niego, wymachując nieznacznie ręką z kubkiem w ręku, aby pozbyć się kilku kropel wina, które faktycznie zostały mu jeszcze na dłoni.
Spojrzał nawet na Krukona, zupełnie jakby było to z jego strony prawdziwe pytanie, na które oczekiwał odpowiedzi - a jedyna odpowiedź na to pytanie w głowie Philipa brzmiała "chujowo". Raczej się nie wstrzeli w klucz odpowiedzi... Nie to, żeby miałoby to jakkolwiek załagodzić sytuację.
Ilość pięter: 1
Kostki: 4+1...
Inne: prefektowe +1, które nic nie zmieniło
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Nie chciał marudzić na cały proces swojego dotarcia tutaj, a już tym bardziej nie chciał wspominać o utracie punktów. Bo i po co miałby w ogóle o tym mówić? Podzielenie się ogólnikowymi informacjami powinno wystarczyć, z grzeczności i żeby nie zostawiać tematu urwanego chamsko w połowie.
- Zejście osiem pięter w dół, można było się spodziewać, że natknę się na niedogodności. To zdecydowanie spowolniło całą podróż, ale oto jestem! - Rozłożył nawet lekko ręce w geście prezentacji swojej jakże skromnej osoby. Uśmiechnął się przy tym czarująco, niczym najlepszy sprzedawca zachwalający produkt, który musisz mieć. Zaraz jednak machnął delikatnie dłonią, zbywając kwestię dotarcia na imprezę. Mieli dużo ciekawsze rzeczy do roboty i tematy do rozmowy, jak chociażby wino.
Z cichym, rozbawionym śmieszkiem stuknął tym plastikowym kubeczkiem delikatnie o kubeczek Zosi. Może i to nie było zgodne z zasadami savoir-vivre, ale czy lanie wina do plastiku było? Jak już łamać zasady, to po całości.
- Za udany wieczór i wspaniałe towarzystwo. - Skinął lekko w kierunku Sophie, dając jej tym samym znać, że to o niej mówi. Bo naprawdę lubił jej towarzystwo! Napił się niewielkiego łyka, smakując tego puchońskiego wyrobu. I musiał przyznać, że całkiem niezłe, jak na produkt wykonany przez niedoświadczonych w produkcji wina uczniów, w piwnicach szkoły.
Wyciągnął swoją karteczkę z bingo, żeby porównać ją z tą Sophie, bo może faktycznie mogą część zadań wykonać razem, będzie zabawniej! A jak powiedziała jaki eksperyment chce przeprowadzić w związku z lukrecjami, niemal klasnął w dłonie zachwycony pomysłem.
- Ha! To rewelacyjny pomysł, Sophie. Jesteś chyba jedną z niewielu osób, które zakupiły lukrecje w celach naukowych. - Z uznaniem pokiwał głową, naprawdę będąc pod lekkim wrażeniem. - Myślę, że decyzja w tej chwili podjęła się sama. W imię nauki... - Sięgnął po dwie laski lukrecji, jedną podał koleżance. - ... lukrecja! Niech się dzieje wola nieba! - Nie był nawet pewien czy wierzy w działanie tego smakołyka, ale zaraz miało się okazać jaki ma efekt.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Musiał zagryźć lekko wargi, żeby powstrzymać rozbawione parsknięcie na widok lekko wydętych policzków Rose, kiedy zerknęła w jego stronę wciąż z winem w ustach. Nie był do końca pewien, czy to właśnie rozbawienie, czy może po prostu uznał, że to urocze jak Blackwood na niego reaguje, ale poczuł dziwne łaskotanie w brzuchu. Czyżby wyczuł odrobinkę nerwowości?
Sięgnął po wyżej już wspominane wino i nalał też sobie do kubeczka, żeby posmakować i móc ocenić faktyczną jakość i jego adekwatność podania. Nie napił się chamskiego łyka, jedynie odrobinę póki co, na pijaństwo - jesli w ogóle - przyjdzie jeszcze czas.
- Hej, nie jest aż takie złe. Wziąwszy pod uwagę kto i gdzie je robi. - Nie bronił tym Puchonów, a wydał faktyczny, szczery osąd. Bo spodziewałby się raczej siary wykrzywiającej ryj, a co otrzymał było nawet przyjemne w smaku. No cabernet sauvignon to to nie jest nawet z daleka, ale do najniżej jakościowo półki też by go nie przypisał.
Przyjrzał się Gryfonce troszkę bardziej badawczo, jakby szukał oznak, że cieszyła się z powodu jego obecności tutaj.
- A co, tęskniłaś? Wiesz, nie mógłbym przepuścić okazji do bycia wrzodem na twoim zgrabnym tyłku, Blackwood. - Uśmiechnął się przy tym... no nie, nie ukrywał nawet, że sugestywnie. Przez ostatnie zmiany w ich relacji i to, w jakim kierunku się rozwijała, nie musiał już precyzować co miał na myśli, bo Rose z pewnością zrozumie. O dziwo nadawali na tych samych falach. I chyba obydwojgu zaczynało się to podobać. - Jesteś prefektem, więc twoja trasa chyba nie była taka zła? Przynajmniej napotkane patrole mogłaś spławić, ja musiałem się chować w ciemnym kącie. - To tak w nawiązaniu do tego farciarza.
Spojrzał po tłumie już przybyłych uczniów z całkowitym brakiem zainteresowania i tylko dlatego, że to Gryfonka zwróciła na to uwagę.
- To chyba dość normalne na imprezach. Szczególnie jeśli oferowany jest darmowy alkohol. Co, jak co, ale Puchoni wiedzą jak się zareklamować. - Z pewnością frekwencja byłaby niższa gdyby nie kuszenie atrakcjami, bo sama lokalizacja była dogodna dla tylko dwóch domów. Przeniósł wzrok znowu na Rose. - Tym razem poinformowano nawet prefektów, to bardzo odważny ruch. Ryzykowny. - Tak, bezpośrednio nawiązał do odznaki dziewczyny, nawet jeśli jej w tej chwili nie miała przy sobie. Może była to jakby malutka złośliwość, taki pyrg, zaproszenie do niewielkiej przepychanki słownej.
I w całym tym procesie zdenerwowania Gryfonki, zupełnie nie czuł żadnych niemiłych zapachów, a jedynie jej perfumy. Swoją droga, bardzo przyjemne, doskonale współgrające z jej osobowością.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
No ładne sobie wejście zrobiła, z pełnymi polikami, nie ma co. Może lepiej, że nie zobaczyła rozbawienia, bo by się pewnie przejęła bardziej niż by chciała. Zamiast tego przyjęła swoją sytyację z względną godnością. Pokiwała głową na boki na jego ocenę wina.
- No może faktycznie - przyznała nawet na głos, taka poprawa! Kiedyś by się udławiła tym zdaniem w połowie, a to przecież nic takiego... Niby.
Czy się cieszyła widząc go? Właśnie, bardziej niż chciałaby się przyznać przed nawet samą sobą. Ale tak, w sumie nie spodziewała się i teraz jakoś tak miała dużo lepszą nadzieję na całe to zdarzenie. I na jego komplement, jakże sprytnie wpleciony, nie mogła powstrzymać uśmiechu i rumieńca na policzkach gdy aż ją na chwilę gorąco oblało. Spojrzała na niego niby to karcąco, ale żartobliwie, po czym zaśmiała się krótko.
- Przynajmniej się schowałeś. Ja miałam po drodze trzy patrole, a jak już poczułam się za pewnie, pogonił mnie pierdolony Irytek, a niech go psy jebią. - Nie to żeby jej słownictwo było zdziwieniem, co jak co, ale była raczej dość wulgarna i zupełnie się tym nie przejmowała. Jedynie potrafiła się pilnować przy nauczycielach, zazwyczaj, bo jej to na rękę było. Odetchnęła głęboko, nadal z uśmiechem, ale mniejszym, zerkając na Dexa krótko, gdy upiła już znacznie mniejszy niż do tej pory łyk wina, przyzwoity tym razem.
- Ale przynajmniej tym razem nie próbował mnie zabić...
Trzeba widzieć jakieś plusy. Na przykład to, że faktycznie mogła nie być zaproszona. A była często pomijana! Wkurzało ją to, przykro jej było, ale też rozumiała dlaczego. Po prostu takie były skutki jej decyzji, mogła zrezygnować z odznaki, a tego nie zrobiła.
- No właśnie, w każdej chwili mogłabym w końcu zacząć krzyczeć albo skuć całą imprezę kajdankami i zaprowadzić do lochów - powiedziała, niby to poważnie kiwając głową, po czym intensywniej, trochę jakby prowokując też niby to groźbę (acz już na pewno nie poważną), zawiesiła wzrok na oczach Dextera z lekkim uśmieszkiem, upijając maleńki łyk wina dla samego efektu sceny.
Ravenclaw |
100% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 24
Daniel w końcu przemieścił się do mniej gwarnej części pomieszczenia i spojrzał na swoją kartkę z bingo. Czy miał zamiar robić coś z tej listy? To zależało chyba od tego czy i ile alkoholu zdecyduje się spożyć. Puchońskiego wina nigdy nie miał przyjemności spróbować, ale równocześnie chłopak w ogóle wstrzymywał się jak mógł od spożywania alkoholu.
Tym większe było jego zaskoczenie, gdy podczas czytania ktoś w niego najzwyczajniej w świecie wlazł. W pierwszej chwili chłopak nie ogarnął, co w ogóle go zaatakowało. Zawsze profesorowie mogli już ich nakryć i stwierdzić, że nauczą ich lekcji życia. Prawda okazała się jednak o wiele mniej fascynująca. Jakiś zwyczajny dzban bez manier wylał na niego kubek swojego wina. W jednej chwili chłopak poczuł, jak ciśnienie próbuje mu podjechać do dawek niezdrowych dla człowieka. Wziął jednak głęboki wdech, próbując zatamować przypływ gniewu. Ostatnim, czego potrzebował, to żeby jego włosy przybrały odcień szkarłatu, jaki malował się na jego koszuli. Ręce delikatnie mu się trzęsły, gdy próbował opanować niebezpieczny zalew emocji. - Pytanie brzmi, czy sam używasz oczu podczas chodzenia - Czy był to sposób na załagodzenie sytuacji? Nie. Był to jednak sposób na wyładowanie się. Daniel nawet nie szedł, a ten baran tak po prostu w niego wlazł, a potem jeszcze miał czelność się rzucać. Azjata spojrzał na swoje ubranie, wzdychając ciężko. Pozbycie się plamy pewnie będzie problematyczne. Dodatkowo kartka z bingo, którą czytał, również nie nadawała się do niczego. Zapamiętał z niej całkiem sporo, ale pewnie nie wszystko. Po co w ogóle wychodził na imprezę? Przecież nie był i tak stworzony do takich rzeczy, a jedynie przyciągał nieszczęścia siłą magnesu.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Już chciał skomentować te trzy patrole, ale dodatkowa informacja o spotkaniu z Irytkiem ostudziła jego zapał. I wręcz spoważniał, wiedząc aż za dobrze o bardzo traumatycznym przeżyciu Rose z poltergeistem. Sam był tego świadkiem. Sam zapobiegł katastrofie. Chociaż z jednej strony to może powinien być Irytowi wdzięczny, bo gdyby nie jego zamach na życie Blackwood, to pewnie dalej skakaliby sobie do gardeł i wyrywali tchawice.
Konkluzja jest taka, że się zmartwił i delikatnie złapał ramię Gryfonki we wspierającym geście.
- Ale wszystko w porządku? - Nawet w sumie wyglądał na trochę rozeźlonego tym jej spotkaniem z poltergeistem. Oczywiście była to złość skierowana na tego małego latającego pajaca i trochę na sam fakt, że nie mógł nijak jej pomóc w tamtej chwili. - Całe jego szczęście, że się opanował, bo przysięgam, dyrektor zostałby zasypywany petycjami o zrobienie coś z tym gnojkiem dopóki autentycznie by czegoś nie zrobił. - Waleczny Dexter, chyba troszkę go poniosło. Ale zaraz się opanował i chyba nawet zrobiło mu się odrobinę głupio, że pozwolił na takie chwilowe ulegnięcie emocjom. Odchrząknął troszkę nerwowo, puścił ramię Rose i żeby jakoś zatuszować zmieszanie, wypił resztę kubeczka wina na raz. I niemal od razu wypełnił kolejny, tak żeby w razie czego mieć pewnego rodzaju drogę ucieczki.
Całe szczęście zaraz pojawiła się możliwość zmiany kierunku konwersacji i Beckett skorzystał natychmiast. Nawet posłał Rose dość łobuzerskie spojrzenie, unosząc jedną brew.
- Kajdanki, hm? Nie wiedziałem, że masz taki kink. Zapamiętam. - I tym razem upił łyczka wina zupełnie jakby nigdy nic, jakby wcale nic nie sugerował, jakby ani trochę do niczego konkretnego nie pił.
Tolerancja: 4 punkty (2d4 na kubek wina)
Poziom upicia: 5/20
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Nie chciała go zmartwić i nawet nie podejrzewała, że się przejmie tak, jak faktycznie się przejął. Jedynie narzekała, bo ona sama się przejęła bardziej niż chciała, ale jednak w zasadzie nawet nie dziwne, że obawiała się tego pierdzielca małego. Acz gdy Dexter ewidentnie okazał, że jakoś przykuła ta informacja jego uwagę i ujął jej ramię, zatrzymała na nim wzrok i... Chyba po prostu zrobiło jej się miło. Szczególnie gdy bulwersował się dalej. To może głupie, a zdecydowanie było przykre, ale raczej nigdy nikt się jej nie żałował i co najwyżej klepał po ramieniu mówiąc, że nic jej nie będzie. To ona zamartwiała się o innych, albo pilnowała, albo dbała, o siebie czasem tylko mając przestrzeć zadbać tak samo.
Uśmiechnęła się nieco, przyglądając mu się gdy tak wychylał wino do końca, i sama dokończyła swoje, tak żeby mu zawtórować. Dobrze jej było z tym ujęciem ramienia, nawet trochę przykro, że zaraz zabrał rękę, ale nic straconego na ten wieczór, tego zaczynała być coraz pewniejsza.
- Jedno z nas potrafi być wystarczająco upierdliwe, więc jakbyśmy się razem zawzięli to by Iryt stał z walizkami pod drzwiami po tygodniu - rzuciła z rozbawieniem, podstawiając nieco kubeczek Dexterowi w sugestii by i jej nalał, jak już dolewa tego wina. I zaraz mrugnęła go niego na odpowiedź wobec kajdanek, trochę bardziej kokieteryjna z każdą chwilą. Coś w nim było takiego, że się rozluźniała i jakoś tak... Wszystko było lżejsze, łatwiejsze. Może to jego aura zdecydowania i kontroli sprawiała, że po prostu nie miała poczucia, że jak zwykle sama musi wszystko ogarniać, bo na nikogo nie można wiecznie liczyć. Bez obrazy dla tych, co aktualnie się starali jej czasem pomóc, ale niestety taką miała ostatecznie logikę, że może liczyć tylko na siebie jeśli potrzeba.
- A nuż ci się przyda. Mam nadzieję, że tylko w tym kontekście, niekoniecznie podstępu żebym nie utrudniała ci życia, będę się pilnować. - wytknęła palec krótko w jego kierunku, mimo wszystko jednak wyraźnie po prostu sobie żartowała. Zresztą musiał wiedzieć, że gdyby ją gdzieś przykuł dla pozbycia się jej, potem musiałaby go zamordować.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Porównanie poziomu wrażliwości Valeriana, do wrażliwości ameby nie było tak dalekie od prawdy... Bardzo możliwe, że należał nawet do najmniej wrażliwych osób w całym Hogwarcie - a już z pewnością tych najmniej uzewnętrzniających się z jakimikolwiek przejawami wrażliwości. A jednak rozumiał zwykle choć trochę wrażliwość innych osób. Z pewnością przewróciłby oczami na każdego wegetarianina, ale w gruncie rzeczy rozumiał, że z jakiegoś powodu nie mogą pogodzić się z zabijaniem zwierząt na mięso... Ale jego kumpel właśnie totalnie odleciał i zaczął narzekać na zjadanie roślin. Zdaje się, że Valerian słyszał nawet kiedyś przelotnie o jakichś mugolach, którzy twierdzili, że odżywiają się energią słoneczną, czy czymś podobnym? Niestety miał alergię na bullshit i nie dowiedział się niczego więcej na ten temat. Jednak rzecz w tym, że jeśli Hiro właśnie postępował w tym kierunku, to właśnie Val miał mu wybić to z głowy. Prawdopodobnie dosłownie. Mimo wszystko, liczył, że to nie będzie konieczne.
- Znaczy że kaczki byś nie ojebał? - spytał sceptycznie.
Czy to jedynie kwaczące rośliny miały jakiś immunitet?
Na pseudozaprzeczenie Hiro, uniósł brwi i spojrzał na niego oceniająco.
- Ej, nie było to "nie"!
I oby było to zjaranie, a nie trwałe zjebanie!
Zaraz popatrzył na bingo Hiro i dopiero teraz dostrzegł, że się różnią... To trochę zmieniało i teoretycznie wcale nie opłacało mu się z nim tańczyć... Ale czy po pięciu kubkach wina będzie robiło mu to różnicę? Zaraz spojrzał ponownie na swoją karteczkę.
- Dobra... Może... To musisz pomóc mi kogoś sprankować - wskazał palcem na linijkę swojego bingo.
Prank, wypić wywar z blekotu, 5 kubków wina i... Żenująca historia. To najgorsza część, ale miał taką. Sprzed jakichś dwudziestu minut, zresztą.
- I najpierw obrać cel... - mruknął, rozglądając się powoli po sali.
Nawet nie wiedział, czy będzie chciał zrobić na złość konkretnej osobie, czy raczej trafi na losowego nieszczęśnika. Podpadał mu ktoś ostatnio...?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Kiedy podstawiła swój pusty kubeczek, nie ociągał się i też wypełnił go winem.
- Może w takim razie warto to rozważyć, bo nie widzę żadnego pożytku z tego małego skurwysyna, za to same kłopoty. Jakby się go pozbyć, to z pewnością wielu osobom by ulżyło. - A na pewno ulżyłoby Dexterowi, bo nie musiałby się obawiać, że Rose znowu zostanie wybrana na cel jego poronionych, niebezpiecznych pomysłów. Tak, teraz kierowała nim przede wszystkim ta troska, jaką coraz bardziej w sobie odkrywał.
- Huh, przejrzałaś moje podstępne plany, i co ja teraz zrobię. - Usta drgnęły mu w nieco ironicznym uśmiechu, bo jakoś nawet nie chciało mu się próbować ukrywać rozbawienia, tak jak i ona żartując. Poza tym... no nie, nie chciał się jej pozbywać, wręcz przeciwnie. A jak już pozbywać, to co najwyżej jej ciuchów. I był pewien, że Rose doskonale zdawała sobie z tego sprawę, bo już kilka razy zdążył jej to zademonstrować. - Równie dobrze możemy się po prostu przekonać się jak ostatecznie te kajdanki wykorzystam. Wbrew pozorom potrafię być bardzo kreatywny. - Stuknął swoim kubeczkiem o jej kubeczek wina i uniósł brwi, niby totalnie casually rzucając ten ani trochę sugestywny komentarz.
Napił się niewielkiego łyka, spoglądając po innych osobach będących w pobliżu i zwróciło jego uwagę, że wiele osób przygląda się karteczkom bardzo podobnym do tej, którą i on trzymał. Wyciągnął ją więc z kieszeni i teraz w końcu też uważniej spojrzał na to całe bingo.
- Interesujące. A jeszcze bardziej interesujące, że najwyraźniej sporo osób faktycznie zabiera się za tę zabawę nader entuzjastycznie. - Skinął głową a dwójkę piątoklasistów obok, Krukonkę i Gryfona, którzy rozważali właśnie konsumpcję lukrecji.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Harper okazała się niesamowitą szczęściarą i nawet nie miała o tym najmniejszego pojęcia! Owszem, napotkała wiele patroli, ale zawsze umykała na czas i nie miała najmniejszego pojęcia o dzisiejszej aktywności Irytka w zamku. Dlatego też z pewnością nie mogła rozumieć niezadowolenia niektórych uczestników imprezy. Zwłaszcza, że wystarczyło tylko trochę ostrożności, a z pewnością nie była najczęściej wymykającą się nocami osobą!
Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie przywiązała dzisiaj szczególnej uwagi do ubioru oraz makijażu, starając się mimo wszystko przy tym nie przesadzić. Doskonale wiedziała, że przez krótką, obcisłą spódniczkę będzie jej zimno po nogach, ale rekompensowała sobie to grubym swetrem.
Przy wejściu otrzymała dziwną karteczkę, najwyraźniej z kolejną grą. Nie była jeszcze nawet pewna, czy będzie miała ochotę się w to bawić, jednak przysiadła najpierw z boku, żeby przeczytać, czego właściwie zadania dotyczyły i... Cóż, szczerze mówiąc niektóre były dosyć kuszące. Z pewnością miała ochotę trochę się napić, choć nie była pewna, czy pięć było jej liczbą. Chętnie zatańczyłaby z kimś, poznałaby kogoś, kto nie jest skończonym idiotą i nawet dałaby skraść sobie pocałunek! Z tym, że znała już całe mnóstwo tych idiotów, z którymi chodzili do szkoły. Nie robiła sobie zbyt dużych nadziei.
Ilość pięter: 8
Kostki: 10, 7, 7, 16, 7, 8, 8, 14
Inne: -
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
O nie, nie po to przebył tą-... Cóż, krótką trasę, ale wciąż udało mu się napotkać pewne trudności! I to wcale nie po to, żeby jakiś gówniarz miał mu na wejście odpysknąć.
Tak! Był hipokrytą, ale co najważniejsze, jak każdy dobry hipokryta, nie był tego świadom! W szczególności w tej chwili, kiedy po raz kolejny wszystko zwracało się przeciwko niemu. Znał to za dobrze. Najpierw Irytek, łajnobomba, w wyniku czego stracił bluzę na korytarzu, a teraz byłoby mu może zimno, ale zagrzał go odpowiednio chłopak, który postanowił władować się prosto na niego, kiedy ten szedł z kubkiem i jeszcze sugerować, że to jego wina. Przecież był jakiś nienormalny!
Philip bywał konfliktowy. Zwłaszcza, jeśli trafiło się akurat na kiepski moment, a Krukon zdecydowanie miał takie szczęście. Co gorsza, Ślizgon był absolutnie przekonany o swojej racji. Był pewien, że tamten wlazł prosto na niego, a skoro zaczęli już tę rozmowę, miał zrobić wszystko, aby wyjść z niej zwycięsko. Teraz to kwestia honoru. Nawet jeśli miało go to kosztować nerwy i czas, który obaj mogliby spędzić milej, zapewne z dala od siebie.
Bez zawahania, pchnął chłopaka ręką, w której wciąż trzymał kubek i chyba tylko dlatego nie użył do tego więcej siły.
- Aha, sorry. Może nie spodziewałem się, że ktoś aż tak bardzo będzie chciał kłopotów? - odparł ironicznie, ani na chwilę nie spuszczając z niego wzroku.
I owszem, była to groźba. Niestety, kiedy tylko ktoś podpadł Philipowi, ten potrafił być mściwy. Być może i to czekało młodszego Krukona.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Zastanowiła się niby poważnie, choć w rzeczywistości jeszcze nie myślała o porywaniu się na eksmisję skurczysyna.
- Czyli teraz jeszcze zaczynamy tak zwane partnerstwo w zbrodni, no ładnie. Irytek i inni na czarnej liście powinni zacząć się obawiać. - Naturalnie mówiła to żartem, ale jakby naprawdę zaczęli działać razem, najpewniej byliby faktycznie nie do zniesienia. Nie żeby ją to obchodziło, zjedz albo zostań zjedzony, prawa buszu i w ogóle. Miała dziwne uczucie, że choć z innych światów, ona i Dexter dzielili podobną dewizę życiową, w pewnym sensie.
Uniosła brwi na pośrednie obiecanki Dextera. Nie miała kajdanek, nie sądziła by on miał, ale skłamałaby mówiąc, że jej nie zaciekawił tymi deklaracjami. Niby tylko żartowała i po prostu tak sobie luźno gadali, ale od słowa do słowa ta konwersacja nabierała coraz to bardziej dzikiego toku.
- Że też już miałam urodziny - rzuciła w rozbawieniu, z cichym "ahh" udając gestem ręki jakby straciła właśnie okazję. A jak Dexter spojrzał na karteczkę, przypomniał i ona też poszukała swojej, by zaraz ją rozwinąć. Zmarszczyła zaraz brwi nieco.
- Kaczogłowy? - Rozejrzała się po sali krótko, po czym znowu wlepiła wzrok w karteczkę. - Nawet gdyby chciało mi się z tym bawić, a nie chce - tu zerknęła krótko na Dextera, jakby chciała go upewnić w swojej niechęci - to jedyne co jest na dziś pewniakiem dla mnie, tak podejrzewam, to te kubki wina. Albo śpiew, po tym winie. Właściwie to większość jest co najmniej mi nie na rękę. Masz tak samo?
Przeszła obok Dextera, zaglądając mu absolutnie bez skrępowania czy poszanowania prywatności jego bingo, w karteczkę, unosząc jeszcze swoją obok, gdy porównywała w pełnym skupieniu.
- Ty masz łatwiej, chamówa. Ale mogli chociaż napisać co z tego miałby wygrany.
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Właściwie to pobite gary, chciałoby się powiedzieć, bo choć Hiro wierzył w swój bulwers i prawa kaczogłów i szkoda mu było, że ktoś pewnie faktycznie dziś jakieś opierdoli, to Valerian natychmiast zagiął jego argumenty jednym niezwykle prostym pytaniem. Zatrzymał na nim na chwilę zmieszany wzrok, po czym zmarszczył brwi trochę jakby z obrazą.
- Nie no, zjadłbym... Ale kaczki mogą się bronić chyba. W sensie... I też są inaczej zabijane, tak sądzę? I, eee... - Dobra, naprawdę nie miał argumentu, faworyzował kaczogłowy bez żadnego powodu. - Dobra wiesz co, spierdalaj, lubię kaczogłowy i nie lubię wizji, że ktoś je wpierdala, przede wszystkim wpierdalanie krzyczącego krzaka prosto z ziemi na żywca jest cholernie dziwne.
Poniekąd było, ale pijanym to pewnie różnicy nie zrobi, o ile dotrą w ogóle do cieplarni. Chciałby zobaczyć minę profesora od zielarstwa na widok gromady uczniów żrących kwiatki masowo. I to on tu był niby podejrzany o zjaranie?! Doprawdy, oburzenie rosło, oszczerstwa i pomówienia.
- Wiesz, że nie jaram nic poza fajkami, to co się doszukujesz. Zwyczajnie ja coś wynoszę z zajęć czasem, w przeciwieństwie do ciebie.
Nawet nie mówił tego rozeźlony, ot normalnie mu odpyskiwał jak zwykle, bo tak z Valerianem rozmawiali. Byli dość specyficznym duetem i jakby ktoś ich posłuchał czasem, najpewniej w większości nie byłby pewien czy w ogóle się lubią. A lubili, tylko w taki pojebany sposób! A przynajmniej tak się Hiro wydawało, miał nadzieję.
- Taniec za pranka, oboje jesteśmy wygrani w tej umowie - zgodził się, już rozglądając się po ludziach. - Ale najpierw chociaż weźmy sobie po winie, bo na trzeźwo to tak po chuju się kombinuje.
I tak stali niedaleko stołów, przy czym towarzystwo przy nim, choć parę szerokich kroków dalej, nie umknęło na pewno Hiroshiemu. Nalał najpierw kubeczek do pełna i podał go Valerianowi, a potem dopiero sobie by znowu popatrzeć już z kubkiem po ludziach. Upił przy tym spory łyk i pokiwał głową.
- O patrz, nie sądziłem, że twoja siostra przyjdzie. W końcu prefekt, no nie? Ale z drugiej strony, oni wszyscy są tacy sami, tylko tyle, że noszą te przypinki żeby mieć więcej kibli. - Chwila pauzy jak zmakował winko. - Dobre, słodkie. Pierwsze podobno pije się na raz, żeby weszło. Wchodzisz w to? - Spojrzał na Valeriana z wyzwaniem w oczach.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Było coraz gorzej. Valerian patrzył na Hiro, jak na coraz większego idiotę, unosząc powoli brwi wyżej.
- Bronić... - powtórzył zanim powoli, żeby Gryfon miał szanse zrozumieć, iż brzmiało to co najmniej idiotycznie.
Nie, Valerian nie wiedział, jak przebiega proces, który od kaczki ze stawu, robi upieczoną kaczkę, na talerzu, najlepiej czymś nadziewaną. Był jednak pewien, że nie jest to równa walka. Zaraz nawet uśmiechnął się lekko na tę myśl.
- No dobra, znaczy, że masz pana rzeźnika... On i kaczka dostają po jednym nożu, żeby szanse były równie... I potem walczą na śmierć i życie, a ty mi w tym wszystkim wmawiasz, że nie jarasz nic takiego. To jesteś bardziej zjebany, niż myślałem.
Nagle Valerian bawił się dużo lepiej! Proszę, wystarczyło, że Hiro tylko się pojawił i powiedział parę rzeczy.
- Spoko, ale taniec zostawiamy na koniec. Jak już wszyscy, włącznie z nami, będą na tyle najebani, że nie będzie właściwie żadnej różnicy!
Nie to, żeby martwił się o swoją reputację, ale zdawał sobie też sprawę z tego, że po tych pięciu kubkach wina mogą nie osiągnąć wiele więcej... Tak, zdecydowanie prank był bardziej priorytetowym punktem.
Oczywiście bez zawahania ruszyli wspólnie po wino. W końcu po to tutaj byli.
Zaraz spojrzał we wskazanym przez Hiro kierunku i ponownie uniósł lekko brwi, mierząc wzrokiem siostrę, która najwyraźniej była bardzo zaangażowana w rozmowę z kolegą.
- Nie no, mówisz, jakby nie potrafiła się przypierdolić - odparł wreszcie, patrząc wymownie na kolegę.
Była jego siostrą, oczywiście, że miał nawet zbyt duże pojęcie o tym, że potrafiła się przypierdolić. Zdawało mu się nawet, że to powszechnie znany fakt. Zmrużył na moment oczy, by popatrzeć na jej towarzysza... Cóż, byłby to ciekawy cel na ten cały prank, ale musiał to jeszcze przemyśleć.
Po chwili popatrzył na Hiro pełnym dezaprobaty wzrokiem. Zupełnie jakby był zawiedziony tym, jak ten go podpuszczał. Zupełnie jakby miał się już wycofać... Zupełnie jakby nie miał sekundę później wypić całego kubeczka na raz. Następnie odstawił głośno kubek na bok i popatrzył na drugiego Gryfona wyzywająco.
Tolerancja: 4 punkty
Poziom upicia: 7/20
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Zawiesił na nim wzrok kiedy Valerian zaczął opisywać proces mordowania kaczki i chociaż to było okropne... Parsknął dzikim śmiechem, by zaraz roześmiać się w głos, wyobrażając sobie całą sytuację. Pyrgnął przy tym z udawaną pretensją Gryfona w ramię.
- Jak tak to ujmujesz to chyba nawet nie mam nic na swoją obronę - podsumował ubawiony. Pokiwał głową zdecydowanie z kolei gdy Val zaproponował taniec później, w znacznie i jego zdaniem sprzyjającym czasie. - Zdecydowanie, połowa nie zauważy, a druga zapomni albo oleje. Idealnie. Także został mi ogólnie blekot i fasolki tak poza tym, ale chyba fasolki też wolałbym po pijaku. I blekot też, bo i tak będę gadać od rzeczy...
Taa, i może nawet lepiej, że wtedy by wziął ten eliksir, bo przynajmniej nikt nie zrozumie ani słowa, a tak to będzie nie tylko gadał głupoty, ale też zrozumiałe głupoty. Z dwojga złego naprawdę wolał pierwszą opcję.
- No ta, w sumie pewnie masz rację - mruknął, chwilę tylko jeszcze lustrując Rosemary wzrokiem, by zaraz absolutnie stuprocentowo stracić wszelkie zainteresowanie jej osobą. Zamiast tego były ile ważniejsze rzeczy, jak wino! Odpowiedział lekkim, wesołym uśmieszkiem na dezaprobatę Valeriana, absolutnie będąc przekonanym, że chłopak nie ugnie się i podejmie wyzwania. Zresztą, po to tu są, nie? I wypił całe na raz, faktycznie, pierdolony! Uniósł brwi, kiwając z aprobatą głową.
- Nono, pięknie, na zdrowie. - Uniósł krótko jakby ku niemu kubeczek w toaście, po czym sam tak samo opróżnił swój kubeczek. Teraz mógł aktualnie myśleć o dobrej zabawie, ha! Opuścił pusty kubek po chwili i uśmiechnął się do przyjaciela. - I teraz można dopiero się bawić. To co, prank, tak? Może najpierw co takiego możemy zrobić? A potem komu, ale po kolei. - Zaangażował się! I już mówiąc to dolał im wina, już by dalej sączyć na spokojnie. - Zależy wszystko od tego na ile krzywdę komuś zrobić. W sumie wziąłem różdżkę, ale to ma być twój prank więc nie wiem. Chociaż ja chętnie się dołączę i tak... - Nie szkodzi, że jest chujowy w zaklęcia i wręcz noszenie przez niego różdżki przy ssobie nie jest zupełnie oczywiste, niestety... Ale pamiętał parę fajnych zaklęć! Jak na przykład, mógł dorobić komuś poroże. Jeśli podoła...
Tolerancja: 2 punkty
Poziom upicia: 5/20
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Coraz więcej osób się schodziło, ale jeszcze nie zagadała z nikim, w sadzie stojąc z tym kubeczkiem i studiując w skupieniu bingo, jakie dostała. Było szalenie proste, dosłownie to, co robiła na każdej imprezie, ale czy chciało jej się w to bawić? Teraz niezbyt, może potem. Póki co narzuciła sobie względnie szybkie tempo picia wina, i zaraz z tym kubeczkiem skierowała się gdzieś na bok, robiąc miejsce innym.
I jakoś tak się zdarzyło, że stanęła przy wielkiej misie z fasolkami wszystkich smaków. Zawiesiła na nich wzrok, chwilę jakby rozważając czy warto jest ryzykować, ostatecznie jednak wzięła ostrożnie jedną i przyjrzała jej się podejrzliwie. Chciało jej się słodkiego, w sumie. Taka tam gastro faza, bo pękła i przed imprezą możliwe, że coś tam jej się wzięło... Takie życie, nadal.
Zatem spróbowała i po chwili bardzo niepewnego żucia, jakby ciut wyprostowała się w zadowoleniu, lekko się rozpogadzając.
- Landrynka - rzuciła do siebie pogodnie, by już weselej dopić po pewnym czasie wino do końca i iść dolać sobie kolejny kubeczek.
Fasolka: 132. Landrynka
Tolerancja: 3
Poziom upicia: 5/20 punktów - Nic takiego
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Rozłożył lekko ręce w geście podkreślenia oczywistości jej słów.
- To nie ulega żadnej wątpliwości. To kogo tam jeszcze masz na tej swojej czarnej liście? - Zapytał niby to mimochodem, ale też trochę celowo w żartach sugerując, że próbuje wywiedzieć się czy jego imię nadal tam widnieje. Szczerze miał nadzieję, że nie! W końcu pracował ostatnio na to, żeby z tej listy się wymazać i zdecydowanie z własnej już dawno Rose usunął. Teraz figurowała na zupełnie innej, znacznie krótszej liście o całkowicie innym charakterze.
Parsknął krótko z rozbawieniem, zaraz przysłaniając usta wierzchem dłoni. No tak, że też nie pomyślał o kajdankach te kilka dni wcześniej, kiedy Blackwood faktycznie miała urodziny. Urodziny, o których pamiętał i w które postarał się, żeby spędziła je miło w jego towarzystwie. Oczywiście nie omieszkał jej tego teraz przypomnieć.
- No nie powiesz mi, że nie byłaś usatysfakcjonowana niespodziewanym prezentem. - Wytknął ją trochę palcem dłoni trzymającej kubeczek, unosząc brwi bardzo jednoznacznie. - Jakby wiedział wcześniej o kinku kajdankowym, to z pewnością postarałbym się o urozmaicenie, a tak... cóż, chyba musimy poczekać do kolejnej okazji. - Albo do momentu, jak faktycznie kajdanki skądś wytrzasną. Chociaż tak naprawdę mogliby ten problem rozwiązać choćby szkolnym krawatem, w końcu na coś by się przydał.
Na wspomniane kaczogłowy wzruszył ramieniem trochę zbywająco, zupełnie nie biorąc pod uwagę próbowania ich. Tak jak i niekoniecznie miał zamiar próbować lukrecji. W ogóle cokolwiek z bingo było... tak jak Rose powiedziała, nie na rękę. Rozbawiło go za to jej stwierdzenie, że miał łatwiej i nie powstrzymał serdecznego śmiechu.
- A co, chcesz się zamienić i jednak skusić na zrobienie jakiejś linii? Jak dla mnie kubki wina i co najwyżej całowanie wchodzi w grę. I to poza grą, takie szaleństwo. - Zamachał lekko karteczką dla zaznaczenia, że to poza tą grą i tak istniało prawdopodobieństwo wypicia pięciu kubków wina, czy też całowania. No stał obok Rose, razem pili, rozmawiali o kajdankach i innych kinkach, to chyba jasne kogo miał na myśli.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
- No jasne, że nie masz. To nie ma sensu, a założę się, że i tak nie zjesz kaczogłowy. Możesz to traktować jako wyzwanie, ale hej, obaj wiemy, że boisz się kaczuszek.
Oczywiście znał Hiro wystarczająco długo, by wiedzieć, że wcale nie złapie sie na wszystkie podobne teksty. Zdawał sobie sprawę, że on dużo łatwiej im ulegał - a raczej udowadniał, na ile było go stać! A przy okazji właściwie wszyscy mieli przy tym dobrą zabawę. Win-win.
Na przykład zaraz uśmiechnął się z dumą po pokonaniu pierwszego kubka wina. Proszę bardzo, tak to się robiło! I to nic, że już na wstępie czuł się nieco rozkojarzony przez szybkie wypicie alkoholu po kilku godzinach bez jedzenia...
- Jebać po kolei - odparł szybko, kiedy Hiro również zdążył się napić i zaangażował się już w etap planowania.
Rozejrzał się krótko po sali.
- Po prostu weźmy, nie wiem, tego Ślizgona przy Rose.
Nie miał tu większych powodów... Mogła to być jedynie złośliwość względem siostry, która w gruncie rzeczy nic mu ostatnio nie zrobiła. Może poza tym, że faktycznie co jakiś czas się wtrącała i czepiała. Powinna wyluzować i może teraz zdawało się dobrze jej to iść, ale czemu by nie zabawić się trochę jej kosztem. Zwłaszcza, że nie zagrozi mu niczym takim na nielegalnej imprezie. Moce pani prefekt oraz starszej siostry nie działały w konkretnych okolicznościach.
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Pokręcił głową jakby w zgodzie na to, że nie zje kaczogłowy, bo naprawdę nie zje i nie zamierzał podejmować tego wyzwania. Mimo to jakoś nie rozumiał czemu miałby bać się kaczek, choć domyślał się, że przez ich pojebaną wizję ich zabijania mogło wszystko dziwnie zabrzmieć.
- Nie boję się kaczek, po prostu nie chcę żreć tego krzaka - sprostował, przewracając oczami. - I szczerze nie mam pojęcia do czego zmierzałem z tymi normalnymi kaczkami, ale wycofuję się z tego.
Ewidentnie Valerianowi wino udzieliło się bardzo szybko. Hiro nie czuł jeszccze zupełnie nic poza pełnym na chwilę żołądkiem, ale też on dojadał troszkę, bo był osobą wiecznie głodną i jedzącą bardzo dużo, a przy okazji zupełnie nie tyjącą. Ot taka przemiana materii nastolatka... Mimo to miał dobry humorek i podążał za energią Valeriana bez żadnego problemu. Spojrzał krytycznie na Rose gadającą z kimś. Po jej zachowaniu powiedziałby, że ta rozmowa daleka jest od tematyki pogody za oknem...
- Jesteś pewien? Rosemary może cię potem próbować ubić na korytarzu.
Wrócił wzrokiem do Valeriana, trochę wątpiąc w wybór. Może dlatego, że typiara była jakaś jebnięta chwilami, albo też wiedział, że rodzina często jest największym wrogiem. On przecież ojcu by celowo za żadne skarby nie chciał podpaść. No i ona była prefektem, choć w sumie akurat oni mieli wysrane w punkty Domów... Acz choć nie był pewien czy to taki dobry pomysł, ostateczną decyzję uzależniał od przyjaciela. Najwyżej w razie co sam wybierze też inną osobę, czemu nie?
- Pamiętam zaklęcie z transmutacji na dorobienie komuś rogów, w ogóle. Znaczy, nie wiem czy dobrze pamiętam, ale jakby się udało... - Tylko musiałby to być ktoś sensowny. Choć może i by się nadał też typ przy Rose, wyglądał na jelenia jakiegoś.
|