Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
To, że nie była wychowana, nie ulegało żadnej wątpliwości, Dexter doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie dlatego, że znał jej sytuację w domu, wystarczyło jej posłuchać. I poobserwować. Do tej pory chyba każdym możliwym swoim zachowaniem dawała mu dowód na to, że jest niewychowaną awanturnicą, która uważa, że wie lepiej. Dopiero po tym, jak wspólnie zrobili eliksir i nawet rzuciła "dziękuję", no i w tej całej sytuacji teraz... cóż, byłą dużo milsza. Ale może to przez szok? Może Dexowi tylko się wcześniej wydawało, że zauważył w jej spojrzeniu odbicie tego "czegoś", co on poczuł? Bardzo chciał w to wierzyć. Bardzo chciał wierzyć w to, że chciał w to wierzyć!
Nawet jakby się bardzo starał, to nie odnajdywał w jej tonie złośliwości, która zawsze towarzyszyła jej wypowiedziom kierowanym w jego stronę, jego własna irytacja nie płonęła żywym ogniem jak dotychczas w jej obecności. Nie potrafił wykrzesać z siebie żadnej złośliwości! Zamiast tego poczuł pewną... ciekawość?
- Pieski w autobusach? Co...? - Dobrze wiedział co to autobus, chociaż nigdy nie miał okazji żadnym jechać, ale pojęcie "kiwać głowami jak pieski w autobusach" było mu tak zupełnie obce, że aż wzbudziło zainteresowanie. Nie wątpił, że miało to bezpośredni związek ze światem niemagicznym, ale what the heck does it mean?
Pokręcił nieznacznie głową, kiedy tak obronnie podeszłą do kwestii znajomości i picia whisky. Rozbawiła go tym na tyle, że nawet uśmiechnął się półgębkiem i zaśmiał przez nos.
- Nie mówiłem nic o twojej nieznajomości whisky. Ale owszem, przez to, że jesteś prefektem, zaskoczyło mnie tak otwarte wyznanie. Ktokolwiek inny mógł to usłyszeć. - No, może nie ktokolwiek, bo mówił cicho, a i on teraz ten temat ciągnął zniżonym znacznie tonem, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo rozprzestrzenienia się tej konwersacji. Ale mimo wszystko...! - Oho, musiałaś sporo myśli poświęcić mojemu królewskiemu gardziołku, skoro tak uważasz. Zdziwiłabyś się ile jest w stanie znieść. - Może i nie chlał jak zawodowiec, ale potrafił z klasą wlewać w siebie alkohol. Raczej nie w za dużych ilościach, ale i to się zdarzało.
- W ramach, hm, prezentu na poprawę samopoczucia po niedoszłym wypadku. - Spojrzał na nią przelotnie, z jakąś niepewnością. I miał cholerną nadzieję, że ten mały darmowy alkoholiczny prezent nie będzie odebrany opacznie.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Zerknęła na niego na jego pytanie, jednak widząc, że szczerze nie rozumie, nawet podjęła się na chwilę tematu.
- No, w autobusach często jest taki piesek z kiwającą główką, figurka, która robi takie... - Zaczęła lekko, mechanicznie kołysać głową, zaraz jedna przestała, zbywając wszystko machnięciem ręki. - Dobra nieważne. W każdym razie żeby nie mieli w dupie.
Bo przecież o to chodziło. Mniejsza z pieskami. Za to pokiwała krótko głową na usprawiedliwienie Dextera, uśmiechając się do siebie i nieznacznie pochylając głowę. Zaraz jednak z kolei przezornie spojrzala znowu w górę. Zdawało się, że w najbliższym czasie miała częściej to robić.
- Chciałabym zobaczyć próbę przegadania mnie przy nauczycielu, nie wiem czym argumentując, że lubię whisky. - Zauważyła z rozbawieniem. - Pomijając, że mało kto, zatem odliczając ciebie, jest w stanie podnieść podobną dyskusję na ludzki, myślący poziom, w naszym wieku to już nawet nie jest nielegalne. - Spojrzała na niego, mrużąc lekko oczy. - Bo masz więcej niż szesnaście, prawda? - Ściszonym głosem, ale mimo jej słów, wciąż wcale nie brzmiała jakby chciała go obrazić. Bardziej jakby zwyczajnie się droczyła, co było najprawdziwszą prawdą.
- Oh, wow, nie wiem co powiedzieć. - Poza tym, że chętnie się nawali, bo stres kopnął za mocno. - Wypadałoby zaproponować wspólne obalenie ognistej, ale nie wiem czy zniesiesz, jeśli to blef, masz teraz moment na wymyślenie dobrej wymówki na dziśś wieczór.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Przez te kilka sekund, kiedy tak obrazowo starała się objaśnić mu o co chodzi z tymi pieskami co to kiwają główkami i sama zaczęła tak kiwać, Dexter patrzył na nią w niemym rozbawieniu i pewnej... fascynacji? Nie przyznałby się nawet pod groźbą śmierci, ale tak, była w tym trochę fascynacji. Zaskoczyło go, że Rose potrafiła być miła, a kiedy była miła, to była tak bardzo ludzka.
Zaśmiał się krótko, odzyskując fason po krótkim parsknięciu i na sekundę zagryzając usta, żeby nie roześmiać się w głos. Właściwie nawet sam nie wiedział skąd ten nagły napad radości. I to nie dlatego, że śmiał się z nich, to było coś płynącego z wewnątrz. Może powinien to lepiej zakamuflować?
- Ok, rozumiem metaforę. Tak sądzę. - Pokiwał krótko głową - nie jak ten piesek - na znak zrozumienia, żeby nie musiała się dalej produkować.
- Teoretycznie nie jest nielegalne, ale nadal jesteśmy w szkole, więc pozostaje nielegalne na terenie Hogwartu. Hogsmeade to co innego... - To wcale nie znaczyło, że on sam czasem w dormitorium nie napił się czegoś mocniejszego, nie będzie przecież wyczekiwał na weekend wyjścia do pobliskiego miasteczka, żeby narobić trzy tygodnie, jeśli odczuwał potrzebę lub po prostu chęć. Z zapasami też nie było problemu, bo wystarczyło wysłać sowę na Gibraltar i służba kompletowała odpowiednią paczkę dla panicza Becketta. Uniósł brwi, nie spodziewając się takiego niemalże przyjaznego droczenia się. Damn, what is going on here, really? - Próbujesz odwrócić uwagę od tego, że sama masz mniej niż siedemnaście? - Podobnie do niej zmrużył lekko oczy. Też nie miał na celu obrażenia jej, jedynie dał się ponieść tej dziwnej fali porozumienia, jakie w tej chwili w niezrozumiały sposób się między nimi rozwinęło.
I z tego wszystkiego co stało się w przeciągu ostatniego pół godziny, najmniej spodziewał się zaproszenia na wspólne picie. Już prędzej podejrzewał, że uratuje ją przed fikusem, niż że zostanie zaproszony na... właściwie co to było? No bo wyglądało na to, że będą tylko we dwoje. Wieczorem. Z alkoholem. Zapewne gdzieś ukrywając się gdzieś w jakimś przyciemnionym kącie zamku. Gdyby zamieszane w to były świece i chęć spędzenia razem wieczoru, to kwalifikowałoby się na randkę. Na szczęście to poniekąd rzucone wyzwanie niwelowało status "randki". Prawda?...
- I'd rather prefer to see you putting your money where your mouth is, so consider me ready for checking your drinking skill. - Jeśli naprawdę uważała, że była w stanie go przepić, to jak najbardziej chciał to zobaczyć. Jeśli okaże się, że jednak polegnie, to przynajmniej będzie miał satysfakcję z tego, że jego ego pozostanie niepoturbowane.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
No niekoniecznie sama czekała na Hogsmeade. Właściwie, niewielu wiedziało, że w każdy niemal weekend wychylała ile bozia dała, ale jakoś trzeba było odreagowywać cały stres nie związany jedynie ze szkołą czy prefekturą. Czasem po prostu potrzebowała puścić gardę i pobawić się. Nie być tą, która wszystko jak zwykle ogarnia i nie ma wcale przestrzeni na siebie samą. Robiła jakieś 150% normy w ogarnianiu wszystkich, rodzeństwa, rodziców, uczniów z punktu prefekta. To było za dużo po pewnym czasie.
Spojrzała na niego kiedy się z niej śmiał wyraźnie, po czym przewracając z uśmiechem oczami, trzepnęła go krótko w ramię. Pewnie nawet wiedział co to ten piesek.
- Dobra, wal się. - Skomentowała, powstrzymując wyraźnie uśmiech. Na szczęście ona nie zastanawiała się czemu jest miło. Nauczyła się w tym chujowym życiu, że jeśli jest, nie zadaje się pytać, a czerpie z tego, co jest dane. - Oj tam, naturalnie, ale to wszystko trzeba sposobem.
Posłała mu znaczące spojrzenie, sugerując, że coś o tym wie. I faktycznie wiedziała, więcej niż najpewniej kiedykolwiek mógł przypuszczać. Ale cóż, wiele o niej nie wiedział, dobrego i złego, jak i szło to w drugą stronę.
- Aż tak widać? - Odpowiedziała prawie szeptem, zerkając na niego z ukosa.
W zasadzie sama nie wiedziała co myśleć o tym spotkaniu i tym, że dzisiaj spontanicznie umówili się WE DWOJE, NA DZISIAJ, na picie ognistej, i to z zadaniem "kto więcej" i albo oboje umrą na śmierć przy pochłanianiu butli, albo po prostu odpuszczą sobie i będą pili równo... Bo naprawdę, czy tak jej zależało na udowodnieniu lepszości w piciu? A może tak naprawdę chodziło o samo whisky? Albo o coś zupełnie innego, o czym sama ze sobą się nie konfrontowała?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Każde z nich miało swoje własne powody do picia. Dexter może i nie miał na głowie ogarniania rodziny, ale świadomość odpowiedzialności jaka spoczywała na jego zdecydowanie na to zbyt młodych ramionach czasem wymagała zalania alkoholem. Nie w dużych ilościach, nie upijał się chamsko, but still. Nie dość, że jako pierworodny syn swojego ojca miał kontynuować jego karierę w Ministerstwie, jako łącznik pomiędzy nie tylko różnymi krajami, ale i kontynentami - po to strategiczne miejsce zamieszkania na Gibraltarze - to na dodatek miał już od dawna narzuconą narzeczoną, która po zakończeniu szkoły miała zostać jego żoną. I chociaż ogólnie nic do Mii nie miał, była w porządku, to wcale nie uśmiechało mu się musieć się z nią żenić. Co więcej, już teraz spoczywał na nim obowiązek "pilnowania" jej, żeby zachowywała się jak na młodą damę przystało, żeby widywano ich razem, żeby już teraz tworzyli wartościowe na przyszłość więzi z innymi rodami czystokrwistymi. Bullshit.
Nie wiedział co to ten piesek, ale i tak było to całkowicie nieistotne w tej chwili. Zaśmiał się ponownie i w niekontrolowanym odruchu lekko pomasował to miejsce na ramieniu, gdzie oberwał. Nie zabolało, ale poczuł jakby nagle zrobiło mu się przez to uderzenie cieplej. Może po prostu chciał z jakiegoś powodu zatrzymać to uczucie wędrujące od ramienia do karku, zalewającego niespiesznie barki i wprawiającego w przedziwne rozluźnienie.
- Może po prostu jestem spostrzegawczy. - Odpowiedział również szeptem, pochylając się nieznacznie w jej kierunku, jakby to wszystko było wielką tajemnicą.
Chociaż z początku zamierzał pójść z Rose tam, gdzie się wybierała - dla pewności, że Irytek nie zrzuci na nią fortepianu, a i że ona nie zemdleje - ale wyraźnie odzyskała kolory i zdawało się, że jednak nie potrzebuje eksorty, więc zatrzymali się zaraz przy schodach. Dexter zmierzał w dół, chcąc wyjść na błonia, tak jak to sobie wcześniej założył. Ale skoro obiecał jej butelkę Ognistej i skoro zupełnie przypadkiem umówili się na wspólną konsumpcję alkoholu wieczorem, DOBROWOLNIE (!), to chyba jednak wypadało umówić się na to spotkanie? Co jak co, ale był słowny i zamierzał jej tę whisky sprezentować.
- Myślę, że dasz już sobie radę, trzymasz się pewniej na nogach... Tylko uważaj na Iryta, w razie jakby nie było mnie obok żeby znowu cię uratować. Hm, widzimy się w takim razie wieczorem? Przyniosę Ognistą. Co ty na to, żeby spotkać się już w sali muzycznej? - Było to względnie w połowie drogi od ich Pokoi Wspólnych, no i nie podejrzewał, żeby ktokolwiek tam po nocy siedział.
Dogadali się na konkretną godzinę i zgodzili co do wybranej przez niego sali, po czym z krótkim pożegnaniem i UŚMIECHEM pożegnali się na tę chwilę i rozeszli w swoje strony.
To było bardzo dziwne spotkanie, które nie dawało Beckettowi spokoju przez resztę dnia.
/zt x2
Slytherin |
75% |
Klasa IV |
14 |
średni |
? |
Pióra: 0
18 września, godzina 14:52
Miała nadzieję na spokojne popołudnie. Było nawet dość słonecznie, chyba nie aż tak bardzo zimno, jedynie wiatr uderzał w stare okiennice zamku, ale to nie szkodziło. Zamierzała wskoczyć w jakąś kurtkę i po zajęciach uciec do Zakazanego Lasu, jak zawsze, z daleka od ludzi.
Tylko że świat miał dla niej nieco inny plan.
Może to było dość nietypowe, ale zdecydowała się na zajęcia z mugoloznawstwa. Uznała je za dość praktyczne, bo jakby nie spojrzał – żyli w świecie zdominowanym przez mugoli i prędzej czy później, w jej życiu w końcu dojdzie do większego i bardziej znaczącego kontaktu z nimi. Dlatego uważała, że warto było się o nich uczyć – o zwyczajach, technologii i… innych dość dziwacznych rzeczach, którymi zastępowali sobie zaklęcia.
Oczywiście, dziwnym by było w tym zamku, gdyby coś umknęło czyjejkolwiek uwadze, albo gdyby ktoś nie skomentował czyjegoś wyboru, sądząc, że jego zdanie w jakiś sposób w ogóle się liczyło do powszechnej opinii.
— E, wężodupna – odezwał się czyjś zaczepny głos, który zamierzała zignorować, kiedy wychodziła z klasy mugoloznawstwa. Rzuciła tylko dość mordercze spojrzenie na chłopaka, który ją zaczepił z dość bezczelnym uśmieszkiem na twarzy. Jego ekipa, jak zwykle czająca się za plecami takiego chojraka, najwidoczniej była z niego dumna. – Co, wiesz już, jak się przemienia szlamy w kamień?
Wywróciła oczami, poprawiając sobie jedynie torbę na ramieniu i przechodząc dalej, z intencją kompletnego zignorowania tych idiotów.
— No co Ty, nam nie powiesz?
— Pewnie spieszy się do Komnaty Tajemnic.
— Tak, uważajcie, bo na was jeszcze napuszczę jakiegoś bazyliszka – burknęła pod nosem, chyba niepotrzebnie, bo za moment wydobył się z ich strony pełen udawanego strachu pomruk.
— Kolegów tak potraktujesz?
— Ale weź nam powiedz najpierw, jak to zrobić, nie?
— Może ma to w notatkach z lekcji? – zapytał jeden odważny i sięgnął ręką natychmiast do jej torby.
Niczym wyczulone zwierzę, Heidi odtrąciła jego łapsko, stając w końcu w miejscu, twarzą w twarz z bandą debili, która myślała, że znalazła sobie kozła ofiarnego. Spojrzała na nich spode łba. Jako że sama jej uroda była dość niepokojąca, na niewtajemniczonych mogło to zrobić dobre wrażenie…
— A może chcecie zapoznać się z moimi przyjaciółmi? – spytała, stawiając krok w ich stronę. Ku jej satysfakcji, banda kretynów jednak się przestraszyła i cofnęła. Powinna sobie dodać jakieś punkty do zastraszania za morderczy wzrok. I bonus do wdzięczności za wężoustość. – Wyssstarczy, że ich zawołam. Przyjdą tutaj. Te niegroźne. I te śmiertelnie jadowite.
— Jesteś jakaś pojebana! – pojawił się komentarz z tyłu grupki.
Na twarzy Heidi pojawił się tylko uśmieszek, mówiący nawet nie wiesz, jak bardzo.
— Może się przekonamy?
Cisza. Nikt się nie ruszył. Jakby wszyscy czekali, czy w ogóle byłaby do tego zdolna. Wargi Ślizgonki lekko drgnęły, kiedy wymyślnym szeptem zaczęła cicho syczeć:
— Sssssahajasssssshiassstaha.
Nie mówiła nic konkretnego. To nawet nie była mowa węży, tylko jakiś losowy syk, który sobie właśnie wymyśliła na poczekaniu – ale zadziałał. Stawiała kolejne kroki w stronę grupki, sycząc wymyślnie w ich stronę, aż w końcu któryś z odważnych krzyknął krótkie kurwa! i uciekł czym prędzej w stronę schodów. Reszta bardzo szybko poszła jego śladem.
A Heidi uśmiechnęła się tylko z rozbawieniem – i już miała się odwracać, kiedy jej wzrok trafił na dość znajomą, ciemnoskórą sylwetkę starszego Ślizgona.
O kurwa…
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Zaraz po zajęciach z Historii Magii wybrał się do biblioteki. Nie lubił odkładać zadań domowych - szczególnie tych z lubianych przedmiotów - na później. Nawet jeśli przez Eliksirami nie zdąży napisać całej pracy, to mógł przynajmniej wypożyczyć odpowiednie książki.
Pamiętając aż za dobrze zdarzenie z korytarza prowadzącego do biblioteki sprzed kilku dni, kiedy to Rose prawie została ofiarą niebezpiecznego żartu Irytka, rozglądał się po suficie może aż nazbyt uważnie. imo wszystko patrzył też przed siebie co chwilę, żeby nie wejść w nikogo jak nieuważny kretyn. Jak był mniej więcej w połowie, nie umknęło jego uwadze, że kilka metrów przed nim trwa jakaś niekonieczny przyjacielska rozmowa. Rozpoznał kilkoro z tych dzieciaków, wszyscy młodsi od niego. Zwolnił kroku i w końcu zatrzymał się, przysłuchując ich komentarzom. Hm, wyzywali i nabijali się z Heidi? Cóż, może i dziewczyna nie była zbyt lubiana, raczej widywał ją samą, niż w towarzystwie, ale to miał być powód do dokuczania jej i jeszcze na dodatek na bazie jakichś plot, że potrafi porozumiewać się z wężami? Przez chwilę rozważał, czy powinien interweniować, ale okazał się być niepotrzebny w tym starciu, bo panienka Remington… cóż, faktycznie wysyczała coś niezrozumiałego (ale przekonującego!) i gawiedź rozpierzchła się w popłochu.
Dexter aż uniósł brwi w zdziwieniu, chociaż wcale nie przekonany, że dziewczyna na poważnie ma ten dar. Pewnie się nabijała, żeby dali jej spokój, ale mimo wszystko… brzmiało to jak coś z jakimś tam sensem. O ile syk może mieć sens.
Nie ruszył się, oglądając za odchodzącymi pośpiesznie uczniami, a jak znowu wrócił spojrzenie na Heidi, zauważył jej wzrok spoczywający na sobie. Uśmiechnął się uprzejmie, w sposób wyuczony na zajęciach z etykiety, po czym podszedł w jej kierunku niespiesznie.
- Całkiem nieźle rozegrane. Na jakiś czas może dadzą ci spokój. Następnym razem zorganizuj sobie gumowego węża i rzuć w ich kierunku, da dużo lepszy efekt. - Pokiwał lekko głową z uznaniem dla jej zaradności w chronieniu samej siebie. Nie każdy byłby w stanie tak się postawić i plotki na swój temat użyć jako broń.
Slytherin |
75% |
Klasa IV |
14 |
średni |
? |
Pióra: 0
Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna uciec razem z tłumem. Beckett już wcześniej zadawał dość niewygodne pytania, kiedy spotkał ją w bibliotece, i cudem się z nich wyłgała. Teraz uważała go za osobę na tyle bystrą, że szybko by się domyśliła, że coś jednak jest na rzeczy, a syczenie i upewnianie ludzi w plotkach krążących na jej temat… nie było najbardziej rozsądną rzeczą, jaką mogła zrobić w życiu. I mogła rzucać cień podejrzeń na jej osobę. Wolałaby jednak, żeby ten dar pozostał tajemnicą. Wystarczyło, że Lucas o nim wiedział, nie musiał nikt inny.
Na ucieczkę jednak było za późno, bo wzrok Ślizgona spoczął na niej dość szybko. Dostrzegła uśmiech, który określiłaby mianem uprzejmego i wyuczonego, jednakże aż cofnęła się o drobne kilka kroków pod samą ścianę, kiedy Beckett do niej podszedł. Poczuła się strasznie niekomfortowo i już obmyślała możliwy scenariusz wywinięcia się z tej sytuacji, kiedy…
Całkiem nieźle rozegrane.
Zerknęła z lekkim zdumieniem na twarz Dextera. W sumie spodziewała się wielu rzeczy – oskarżeń, pytań, dziwnych spojrzeń, ale… ale wyglądało na to, że ten nie uwierzył, iż Heidi faktycznie może być wężousta.
Chyba aż odetchnęła głęboko i w całej tej uldze, zjechała kilka centymetrów po ścianie. Jakby spadł z jej barków ogromny ciężar!
— Tak. Znaczy dzięki – mruknęła, kiwając może nieco zbyt skwapliwie głową. – Dobrze, że jutro jest wycieczka do Hogsmeade. Może się u Zonka jakiś znajdzie – stwierdziła.
Raczej nie bywała u Zonka i uważała jego sklep za dość… beznadziejny. Ale może nie powinna? Może ten jeden raz czas było faktycznie się przejść, tym bardziej, że ten pomysł wydawał się nawet… całkiem sensowny.
— A jak ten wąż będzie się ruszał to już w ogóle – machnęła nieco przerysowanie ręką, jak osoba, która próbuje zachowywać się normalnie. Ale na próbach się kończy, bo wychodzi na mocno przerysowaną karykaturę siebie samej.
zt x2 - wątek przedawniony
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
21 października, godzina 22:13
Co prawda oficjalnie biblioteka czynna byłą do godziny 20:00, ale jakimi potworami musieliby być nauczyciele, żeby zabraniać uczniom korzystania z pomocy naukowych nawet w nieco późniejszych godzinach? Może dlatego nie zamykano drzwi bibliotecznych szczelnie, żeby ci co bardziej gorliwi jednak mogli chłonąć wiedzę? Wyganianie uczniów z każdego zakątka czytelni też zdawało się raczej nieegzekwowaną praktyką, bo Dexter w żadnej chwili swojego naukowego transu nie usłyszał żadnej informacji popędzającej do opuszczenia tegoż przybytku. No więc został. Stracił poczucie czasu i się zasiedział. Tak naprawdę zorientował się, że chyba jest już późno dopiero, kiedy skończył czytać jedną z książek historycznych, których nie można było wynieść z czytelni. Przez moment nastawił uszu, ale chyba nikt nie kręcił się po okolicy, a to dało mu do myślenia.
Zebrał się z miejsca i odłożył tom na prawowite miejsce, po czym niespiesznie udał się do wyjścia. Mijając opustoszałą bibliotekę mógł jedynie domyślać się, że było późno. Potwierdził to zegar wiszący nieopodal wyjścia. Hm, niedługo po ciszy nocnej, ale w sumie nie miał daleko do Pokoju Wspólnego, więc może uda mu się przemknąć niezauważonym. Minionego dnia ogłoszono, że nielegalne przemieszczanie się po zamku po ciszy nocnej będzie dużo surowiej karane i jednak nie chciał mieć nieprzyjemności sprawdzać jak bardzo. Nie zostało też jasno powiedziane skąd taka decyzja, ale plotki w Hogwarcie krążą znacznie szybciej niż znicz w trakcie meczu, więc wszyscy teoretyzowali, że ma to związek z jakimś niewyjaśnionym znalezieniem trzech nieprzytomnych osób w klasie Historii Magii.
Cóż, pozostało mu zachować ostrożność, więc nie zapalając nawet różdżki, całkiem szybkim i możliwie cichym krokiem ruszył z biblioteki w kierunku schodów prowadzących w dół.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Jak nigdy w sumie, ten dzień okazał się dla Rose bardzo... Cóż, intensywny. Nigdy w sumie nie obchodziła urodzin, starała się pamiętać o urodzinach dzieciaków, ale jak zwykle, dbała o wszystkich poza sobą. Zatem nigdy w sumie nie miała imprez ani nic, bo i nie było na to czasu, tym bardziej pieniędzy, zresztą nawet nie miała z kim ich obchodzić gdyby w ogóle się przejmowała. Niby Jayson by z nią posiedział jakby mu przypomniała, ale właśnie, w sumie jej tak nie zależało. A przynajmniej nie świadomie.
Dexter za to pamiętał bardzo dobrze i w zasadzie mimo że sama mu powiedziała kiedy ma urodziny, ot w kontekście rozmowy, to zupełnie nie spodziewała się, że ta informacja zostanie w jego umyśle. Już samo to sprawiło, że zrobiło jej się cieplej na sercu i nieświadomie otrzymała coś, czego jej brakowało bardzo mocno - minimum zaangażowania, czy też troski. A to, że chciał jej jeszcze podarować prezent? Oczywiście przypomniała mu, że przecież już dostała, na jarmarku, ale miał coś zupełnie innego na myśli. Nie miała ani słowa zażalenia, właściwie do końca dnia chodziła już zadowolona i w najlepszym możliwym nastroju, jaki potencjalnie mogła mieć.
Przy okazji dziś zdecydowała się na patrol po szkole. Może trochę żeby przemyśleć sobie pewne rzeczy, jak to, że naprawdę za często myśli o pewnym Ślizgonie. Zastanawiała się co robi, z kim rozmawia, jak się czuje. A jak był w zasięgu wzroku, nie raz spoglądała ku niemu, albo ot po prostu rejestrowała czy ma dobry humor, czy kiepski. Tak żeby wiedzieć. Ale po co? No właśnie żeby się dowiedzieć może, przemyśleć czy nie robi czegoś głupiego, poszła się przejść pod pretekstem patrolu nocnego, z dumnie przypiętą na piersi odznaką prefekta, żeby nie było wątpliwości dlaczego się szlaja. Nawet spotkała jakiegoś dzieciaka i opieprzyła go za nocne eskapady, ale że była w dobrym nastroju, kazała młodemu spieprzać zanim uwali Domowi punkty za głupotę. Niech się pilnuje gówniarstwo! I jak tylko odprowadziła go wzrokiem, obróciła się i dziarskim krokiem skierowała dalej na zwiady, w sumie lepiej myśląc przy naprawdę dobrym marszu. Nie spodziewała się, że jak się tak zamyśli i będzie szła, to od razu za rogiem wpadnie prosto na obiekt swoich rozmyślań.
- O MÓJ-... - Urwała, dostając naturalnie zawału, bo nie spodziewała się go tak... No, od razu tu, w ogóle jego czy kogokolwiek. Przyłożyła dłoń do piersi, spoglądając na niego i unosząc nieco różdżkę z zapalonym światełkiem. - Ze wszystkich osób, które spodziewałabym się spotkać o tej porze... - Zaczęła nieco karcąco, ale w zasadzie słyszalnie z rozbawieniem, kręcąc głową z dezaprobatą.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Albo był bardzo nieuważny i w ogóle nie usłyszał zbliżających się zza rogu kroków, albo podświadomie je rozpoznał i wiedział, że nie grozi mu żadne niemiłe w skutkach spotkanie z prefektem. Jeśli ktoś by go zapytał, to zdecydowanie skłaniałby się ku pierwszemu. Chyba nawet siebie samego bardzo w tym przekonał, bo jak wpadł na Rose, to aż gwałtownie nabrał powietrza, spiął się i zatrzymał, wyciągając przed siebie ręce. W sumie wyciągnął ręce chyba bardziej w razie upadku, żeby pociągnąć prefekta za sobą (a prawdziwy motyw był taki, że nie chciał, żeby właśnie ten konkretny prefekt na podłodze wylądował). I jakoś tak odruchowo, jak mózg już zrozumiał na kogo to wpadł, złapał Blackwood za ramiona, żeby w razie czego utrzymać stabilnie w pionie.
Uniósł lekko brew na jej pierwsze słowa zaskoczenia. Nie omieszkał też ich skomentować.
- Twój? Co takiego chciałaś powiedzieć dalej? - Powinien się przejąć, bo oto został przyłapany przez prefekta na chodzeniu po ciszy nocnej, ale z jakiegoś powodu miał wrażenie, że skończy się to co najwyżej na ostrzeżeniu.
- Spodziewałaś się spotkać kogoś innego? Nie do końca wiem jak to odebrać, jako sugestię, że nasze wcześniejsze spotkanie nie było wystarczająco satysfakcjonujące, czy może masz w zanadrzu kogoś, hm, lepszego. - Trochę podchwytliwa sugestia, bo ku własnemu zaskoczeniu Dex poczuł jakieś ukłucie... zazdrości? Nie przyznałby się do tego, choćby go torturowano, ale nie spodobała mu się myśl, że Rose miałaby tej nocy (czy którejkolwiek innej) spotkać kogoś innego.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Zachwiała się ledwie odrobinę, niegroźnie względem potencjalnego upadku, jednak i tak na samo ujęcie ją za ramiona poczuła, jak oblewa ją na chwilę gorąco. Zatrzymała na Dexterze na chwilę wzrok dosłownie, jakby w zaskoczeniu, zawieszeniu może, by zaraz na jego ot rozbawione zapytanie odchrząknąć i odsunąć się pół kroczku, stając pewnie na nogach.
- Nieważne, nie dopowiadaj sobie - rzuciła z krótkim uśmieszkiem, może ciut nerwowym. Ale zaskoczył ją! I to na złych myślach przy okazji. Zmarszczyła brwi, rozglądając się po pustych korytarzach wokół krótko, by zaraz wrócić do niego wzrokiem. Na jej usta przy tym wpłynął mimowolny, powstrzymywany nieco uśmieszek na wspomnienie ich wcześniej spędzonego czasu.
- A co, obawiasz się konkurencji? - Zagadnęła ciut się na bok ciałem przeginając w kokieteryjnym geście, natychmiast mając w zasadzie luźny humorek podroczenia się z nim trochę. - A może przypadkiem zapomniałeś, że poza szkołą możesz być ode mnie bardziej wpływowy, ale tu, na tym korytarzu, o tej godzinie... - Niby to zerknęła na zegarek. - Właściwie to może ja powinnam zapytać cię o to samo, lub co robisz w tym miejscu o tej porze...
I to nawet nie tak, że się zakradała, to on ją zaskoczył, a nie na odwrót! Aż nie wiedziała czy to on celowo tak, czy może oboje są absolutne gapy tej nocy.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Niechętnie puścił jej ramiona, kiedy odrobinę się odsunęła i jakoś tak odruchowo rozejrzał po korytarzu, szukając potencjalnego konkurenta. Ostatecznie zatrzymał spojrzenie na niej.
- Za późno, już sobie dopowiedziałem. - Zanim zdążyła cokolwiek na to odpowiedzieć, uniósł między nich rękę z wyciągniętym jednym palcem, jakby w geście "uwaga!". - I to co pomyślałem w pełni zostanie moje. - Uniósł zadziornie brwi, uśmiechnął się nieco bardziej łobuzersko i opuścił rękę.
- Konkurencji? Blackwood, mówisz jakbyś mnie nie znała, konkurencję zjadam na śniadanie. - W takich chwilach owszem, miał troszkę wybujałe ego, ale też wiedział na co go stać. No i jednak był przekonany, że Rose była wystarczająco zadowolona po ich wcześniejszym spotkani i prezencie, jaki jej na urodziny sprawił. Wielokrotnym prezencie. Bardzo wypracowanym.
Uniósł brwi nieco wyżej na tę jej groźną sugestię.
- Och, zupełnie niechcący wpadłem na prefekta służbistę? Hm, zawsze mogę spróbować przekonać cię, że jednak w ogóle się tu teraz nie spotkaliśmy. A obydwoje wiemy, że mam pewne mocne argumenty. - Postąpił nawet ćwierć kroku w jej stronę i jakby wychylił się w jej kierunku, odrobinkę jednak górując nad nią wzrostem. - A może lubię kusić los i wręcz szukam kłopotów u pewnej prefekt... - Nieee, nie było tu żadnej sugestii, ależ skąd.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Nawet otworzyła usta żeby faktycznie zapytać co niby sobie dopowiedział, domyślając się, że właśnie typowe następujące po tych słowach "boże", a nie chciała żeby mu ego uderzyło do głowy. Ale też jak ją zatrzymał z pytaniami, zawiesiła się na chwilę dosłownie, by z przewróceniem oczu i nadal lekkim uśmiechem pokręcić głową w niewypowiedzianej, rozbawionej dezaprobacie. Eh, faceci. A ten to już w ogóle.
Uniosła brwi na pewność siebie Ślizgona. Nie dziwił jej, bo na tyle to go znała, ale jednak chyba nadal lubiła celowo kwestionować jego determinację, w różnych kwestiach.
- Ta, aż chciałabym to zobaczyć, musi być nie lada spektakl - skomentowała nadal rozbawiona, choć trochę jej się zrobiło cieplej. Ale chyba mu nie zależało na tyle żeby się przejmować innymi? Nie umawiali się też na wyłączność, ale nie myślała o tym, bo nie czuła potrzeby nikogo więcej niż teraz miała. Nie myślała też żeby on z kimś jeszcze się chował po kątach, ale jeszcze wmawiała sobie, że nawet jeśli, to ją to nie obchodzi. What's got a dick, it ain't loyal.
Podparła się pod boki gdy Dexter miał szansę się jakoś wybronić, wytłumaczyć. Aż się zastanowiła czy faktycznie dla zasady mu nie zabrać punkta, tak chamsko jednego, albo kilku. Zwłaszcza, że po dzisiejszym prezencie była w pełni zaspokojona i nie było już takie łatwe złapanie jej na ładne słówka i obietnice. Uniosła brodę nieco, uśmeichając się ciut wyniośle.
- Kto szuka ten znajdzie, Beckett. A z kłopotami akurat na mnie możesz zawsze liczyć, to już wiemy. - Po latach kłótni i darcia kotów, znali swoje możliwości jak z igły można widły zrobić. - Aż kusi żeby parę punktów odjąć ci dla zasady, macie trochę za dużo w chwili obecnej... - Zastanowiła się ostentacyjnie, przykładając palec do ust niby w rozważeniu. Dalej mówiła jednak zaraz po chwili, uśmiechając się nieco szerzej. - Ale masz szczęście, że jak na służbistę mam dziś bardzo dobry humor i czuję się na łaskę. Mimo to, żebyś sobie nie pomyślał, moim obowiązkiem jest upewnienie się, że dotrzesz prosto do swojego dormitorium i pójdziesz grzecznie spać.
Uniosła nieco brwi jakby pytająco czy ma zamiar teraz uciekać, kłócić się, zgodzić czy... No, nie wiedziała gdzie aktualnie szedł, w sumie może się z kimś umówił i psuła mu plany? Aż dziwnie jej się zrobiło na myśl, że ktoś może na niego czekać w jakiejś ciemnej sali. Ktoś inny niż ona. Ale przecież wszystko jedno, nie? Ta...
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Jeśli pojawiłby się choćby cień sugestii, że może mu zależy, to z pewnością wyparłby się wszystkiego i jeszcze oburzył za takie insynuacje. Więc generalnie to miał naprawdę totalnie gdzieś z kim Rose się spotyka po nocach i ilu ma kochanków na zawołanie. Ale jakby się o którymś z nich dowiedział, to dziwnym trafem typ nagle zacząłby mieć problemy, których wcześniej nie miał. Ale to nie zazdrość, ani nic! Ot, Dexter broni honoru Rose i upewnia się, że jakiś debil jej nie skrzywdzi. Nie żeby uważał, że byłaby niezdolna sama sobie poradzić, po prostu...
Może lepiej nie drążyć tematu.
Zaśmiał się takim krótkim, może trochę ironicznym parsknięciem.
- Ta, to akurat bez wątpienia. - Otaksował ją spojrzeniem, jakby oceniał wymiar tych kłopotów. I nadal bawiło go, że jeszcze nie tak dawno temu faktycznie byłby w tarapatach i pewnie doszłoby tu do wielkiej kłótni, a teraz sytuacja była całkowicie odwrotna, a ewentualne już wspomniane kłopoty nie miały nic wspólnego z szlabanami i odbieraniem punktów.
- My mamy za dużo? Chyba miałaś na myśli Krukonów, ci to przesadzają, a mamy dopiero październik. - Generalnie to niekoniecznie przejmował się punktacją i tym, który z domów jest na prowadzeniu, bo według niego nie to było miara prawdziwego intelektu i potencjału, ale widząc codziennie te przeklęte klepsydry w drodze na posiłek nie sposób było nie wiedzieć kto jest na prowadzeniu.
Powstrzymał chęć ponownego roześmiania się, jedynie na moment zagryzł własne wargi i uśmiechnął się szerzej.
- Aha, może jeszcze sama mnie o łóżeczka zaprowadzisz, przykryjesz, zaśpiewasz kołysankę, dasz buzi w czółko? - Ewidentnie się z nią droczył. - Niestety nie masz wstępu do Slythernu, nie wiesz czy pójdę grzecznie spać, czy może jednak zdecyduję się być niegrzeczny i nadal łamać regulamin w jakiś sposób. - No nie, raczej by tego nie robił, ale to wszystko w ramach droczenia.
- Nie mniej, prowadź mnie, dzielna i obowiązkowa pani prefekt. - I w uprzejmym, grzecznym geście wyciągnął przed siebie jedną rękę jakby w zaproszeniu, wskazując tym samym kierunek, drugą chowając za plecami i pochylając górną część ciała odrobinę w dół w jakby połowicznym ukłonie. I jak tylko ruszyła, to ruszył za nią.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Zaśmiała się razem z nim. O tak, ona już mogła postarać się o kłopoty, oboje to wiedzieli. Znaczy, on też nie był niewiniątkiem, ale choć nie ujmowała mu zdolności wkurwienia ludzi, to ostatecznie ona miała większe w tym doświadczenie, ona żyła w kłopotach. Wiecznie... No cóż.
- A to też, racja. Jeszcze dziś z pewnością paru poszukam, tak żeby wyrównać szanse reszty. - Bo przecież nie zamierzała ot od razu wracać do dormitorium, jak już spotkała dwie osoby, to będzie i więcej. Choć to zupełnie nie był powód nocnych dzisiaj spacerów, ale niefortunnie (oraz przeciwnie, both) ten powód spotkała. Nawet nie była zdziwiona, to właśnie te kłopoty, jeden z ich rodzajów - wszystko cholera musiało iść nie tak, jak ona sobie to wymyśli i zażyczy.
- Fakt, nie mam, może poproszę kolegów z twojego dormitorium żeby ucałowali cię w moim imieniu - rzuciła z rozbawieniem, podpierając się na chwilę pod boki. Wiedziała, że by za to im Dexter łby poukręcał, ale to nic. Acz faktycznie skierowała się w stronę dormitoriów Slytherinu, razem z Dexterem. Troszkę na chwilę nawet uniosła brodę dumnie, zgrywając się i niby to będąc obowiązkową paniusią przez parę ledwie kroków, skoro już Dexter zasugerował takie podejście. Wróciła zaraz do swojej normalności, nie będzie się wygłupiać tak całą drogę.
- Zresztą, jak ty możesz łamać regulamin? Znaczy, wiem jak, jedynie chyba nie robisz tego za często, te zasady w większości jedynie sugerują żeby nie spowodować zagłady siebie lub kogoś. - Popatrzyła na nieco z pewnego rodzaju zainteresowaniem. Są zasady, których nie brała na poważnie, to inna sprawa, ale większość też była dosłownie takim niewypowiedzianym "nie zabij się".
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Uśmiechnął się nieco szerzej i rozłożył ręce odrobinę, jakby w zapraszającym, zadowolonym geście.
- Wspaniale! Ja rozumiem, że teoretycznie to dom intelektualistów, ale niektórzy czują się zbyt utytułowani. - Nie wskazałby palcem kto, ale wśród uczniów w każdym domu pojawiały się przypadki ciężkostrawne.
Sugestia, że Rose zaangażowałaby innych Ślizgonów do tego rodzaju odprowadzenia Dextera do łóżeczka - dobrze wiedział, że żartobliwa! - wywołała krótkie, powstrzymane parsknięcie. Spojrzał na nią unosząc brwi, ale nawet nie próbował ukryć rozbawienia wyraźnie sięgającego oczu.
- Próbowałabyś wrobić mnie w morderstwo, no ładnie. - Zamilkł dosłownie na sekundę, która miała jedynie dodać nieco napięcia. - Ale mam bardzo poważne podejrzenia i mogę poprzeć to dowodami, że szybko byś za mną zatęskniła. Może nie dzisiaj, ale jutro... pojutrze... - Otaksował ją nieco wzrokiem, dość jasno sugerując powód tej potencjalnej tęsknoty.
Składając ręce za plecami, ruszył za Rose niespiesznie, generalnie to mieli niby całą noc na ten spacerek do lochów. Blackwood ze swoją odznaką prefekta zapewniała pewien rodzaj immunitetu w razie jakby napotkali inny patrol. Zrównał się z nią zaraz krokiem, i idąc ramię w ramię dopiero odpowiedział na to pytanie.
- Myślisz, że zdradziłbym ci mój sekret buntownika? Jesteś prefektem, Blackwood, mogłabyś wykorzystać tę wiedzę przeciwko mnie. Co to za frajda łamać regulamin, jeśli wiedziałabyś gdzie i kiedy szukać delikwenta? - Oczywiście nadal było to żartobliwe, bo Beckett nie należał do tych, którzy nagminnie pakowali się w destrukcyjne kłopoty zagrażające życiu jego samego, czy też otoczenia. No bo czy picie alkoholu w sali muzycznej po ciszy nocnej było niebezpieczne? Poza tym to akurat miało miejsce z samą Rose i z tego co pamiętał, to nie narzekała ani trochę, wręcz była bardzo chętna. Westchnął trochę teatralnie. - Poza tym, jakbym z taką łatwością mówił o swoich tajemnicach, to stałbym się łatwym celem. Na pewne informacje trzeba sobie zasłużyć. - Nie patrzył na nią, patrzył przed siebie, uśmiechając się niby to niewinnie.
/zt wszyscy - przedawnienie
|