Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Skrzyżowanie przy banku Gringotta Z usług banku Gringotta korzystają niemalże wszyscy brytyjscy czarodzieje. Może dlatego jest to bardzo często uczęszczane skrzyżowanie, przy którym ciężko dostrzec kogoś w tłumie przechodniów. Niemniej nie jest to też miejsce, w którym ktoś zatrzymywałby się na dłużej - w końcu większość zachodzi w te okolice na zakupy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
24 sierpnia 2020; 14:00
W zasadzie jak zawsze był punktualnie o czternastej przed schodkami do Banku Gringotta, czekając na Saoirse. Troszkę zarósł, jego średniej długości włosy poskręcane w loczki sięgały teraz niemalże ramion. Nie chciało mu się ich ścinać, w domu i tak zwykle je spinał albo chodził tak, bo nie czuł dyskomfortu długich włosów. Choć teoretycznie raczej się nieszczególnie starał, tak dziś jakoś trudno mu było się ogarnąć do wyjścia. Przejmował się czy koszulkę ma ładną, czy włosy nie są szopą, czy zęby są czyste. Kiedy ostatni raz mu tak zależało?
Wetknął ręce do kieszeni bluzy, nie rozumiejąc skąd ten delikatny stresik, jaki czuł oczekując na koleżankę. Inna sprawa, że czuł się dziwnie widząc się z nią z własnej woli, w wakacje, podczas gdy rok temu zabiłby śmiechem tego, kto by mu podobną sytuację przytoczył. Dziwna sprawa, ten świat. Ale ostatecznie plus był taki, że jak go zmęczy, miał kolejny miesiąc na odpoczynek od niej, jako że same listy nie wywierały na nim presji tak, jak jej monologi. Chociaż i te już były dla niego normalnością i nawet dobrze mu się jej słuchało, przy tym samemu nie wysilając się w zbyt długich komentarzach, jak to on.
Rozejrzał się po raz setny za znajomą rudą czupryną, ignorując pojedyncze spojrzenia tych, którzy akurat go rozpoznawali i próbowali samodzielnie zgadnąć po co tu przylazł.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Saoirse z kolei… Cóż, ona byłaby przed czasem, gdyby nie to, że parokrotnie zagapiła się na witryny sklepowe, nie wspominając już o tym, że spotkała koleżankę, z którą miała się tylko przywitać, a jednak jakimś cudem wpadła w niespodziewaną rozmowę, którą była zmuszona brutalnie przerwać, kiedy tylko uświadomiła sobie, że już punktualnie czternasta. Z jednej strony oznaczało to, że spóźni się może dwie minutki, z drugiej była nieco zdenerwowana, że z jakiegoś powodu czasoprzestrzeń zawsze zdawała się być zaburzona, kiedy tylko musiała być gdzieś na czas. Każdorazowo była z siebie tak dumna, że da radę zdążyć i działo się… No właśnie, co się działo? Za każdym razem coś innego! Za każdym razem jakimś cudem się rozpraszała, w związku z czym i teraz musiała przyspieszyć kroku w wyścigu o resztki swojego honoru. Zwolniła dopiero tuż przed bankiem, odgarniając włosy z twarzy, by przypominać człowieka, a nie na przykład yeti na wakacjach w zwiewnej sukience.
- Hej, hej - przywitała się od razu, posyłając mu uśmiech, po czym spuściła wzrok na zegarek, by ocenić, jak bardzo powinno być jej głupio.
Nie aż tak bardzo! Nie powinien być zły, w każdym razie. To tylko trzy minutki. Trzy minuty absolutnej porażki życiowej, bo przecież zarezerwowała sobie cały dzisiejszy dzień na robienie niczego oraz owo spotkanie. Powinna była być tu pięć minut przed czasem.
- Może… Hm… - zawahała się, rozglądając się krótko, po czym zwróciła wzrok ponownie ku niemu. - Długo czekasz? Sorry, zagadałam się i, no bo spotkałam znajomą i miałam tylko się przywitać, ale tak wyszło, że zaczęła mi opowiadać… Chyba właściwie ja zdążyłam opowiedzieć jej więcej, a miałam tylko powiedzieć, że musimy spotkać się któregoś dnia, też. No ale nic. To gdzie chcesz iść? Gdzie chcemy zacząć?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Widząc jak idzie ku niemu jak zwykle w pośpiechu i z rozwichrzonymi włosami, na jego usta wstąpił mimowolny uśmieszek rozbawienia i radości, że ją widzi. Czekał grzecznie, nie był poirytowany spóźnieniem. W sumie zdziwiłby się gdyby go nie było, chociaż był zdania, że spóźnienie do tych pięciu minut się nie liczy. Bez przesady w końcu!
- Nie, może kilka minut. - Wzruszył ramieniem, przyglądając się jej pogodnie, nadal z grymasem uśmiechu. Zaśmiał się nawet lekko na wspomnienie, że w sumie to ona więcej powiedziała niż ta znajoma. - Nie jestem zdziwiony. Ona pewnie też nie.
Wzruszył ramionami na jej pytanie. W sumie to nie miał wytyczonej ścieżki na dzisiaj, podejrzewał, że jeśli ona będzie miała chęć na coś, zaciągnie go i tak za fraki, a jak nie, to pójdą gdziekolwiek jest najbliżej.
- W sumie wszystko mi jedno, jeśli chcesz szczególnie gdzieś iść to możemy, a jak nie to może po kolei? Czyli sklep ze słodyczami albo z ubraniami, cokolwiek w zasadzie.
Przy tym jednak niemal cały czas przyglądał się jej, jakoś nieświadomie nie mogąc nacieszyć się, że mogą spędzić trochę czasu. Może to kwestia tego, jak ponuro i surowo było w jego codzienności, a przy niej czuł się bardziej… Żywy. Jakby razem z jej obecnością pojawiał się tlen i promienie słońca w jego rzeczywistości, choć do tej pory do niego jakoś nie docierały. To było odświeżające i w pewien sposób uzależniające.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Westchnęła cicho.
- A spóźniasz się czasem? - zapytała z udawanym wyrzutem, żeby tylko jakoś rozładować własne zażenowanie, związane z tym, że to zawsze musiała być ona!
No dobrze, może i tak było lepiej… Ostatecznie ona pewnie zaniepokoiłaby się, gdyby to Romilly się spóźnił. To znaczy w momencie, w którym uświadomiłaby sobie, że w ogóle jest spóźniony.
- A i w ogóle, to jak tam? - spytała obracając się ku niemu i bez skrępowania przytulając go na krótką chwilkę, skoro jakoś zapomniała zrobić tego na przywitanie.
Dopiero po odsunięciu się o kroczek zastanowiła się nad jego pytaniem.
- No możemy iść tak po kolei wzdłuż, jeśli nie zależy ci na niczym jakoś tak pierwszorzędnie? A! Mam coś dla ciebie.
Zaraz po tym zaczęła zagrzebywać się w torbie, by wyciągnąć z niej papierową torebkę, którą miała dumnie wręczyć mu z uśmiechem. W środku były domowe ciasteczka. Owszem, skoro teraz byli na zakupach mógł zajść sobie do pierwszego lepszego sklepu i dobrać sobie coś smacznego sam… Ale te były domowe, dobre i zawsze miło coś dostać!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Wzruszył ramionami.
- Staram się nie, ale czasem pewnie się zdarzyło, jak każdemu. Ale do pięciu minut się nie liczy. - Mrugnął do niej z rozbawieniem.
Wtedy jednak go przytuliła, na co troszkę się zmieszał, niekoniecznie odwzajemniając. Nadal podobne gesty budziły w nim pewien popłoch czy niezręczność sytuacji. To tak jak gdy ktoś śpiewa sto lat, a ty stoisz przy torcie i się niezręcznie uśmiechasz. Co robić podczas przytulania? Stać tak? Bujać się? Czy długo się tak powinno czy nie? Trudne takie te gesty.
- Dobrze. - Podsumował jak zwykle wylewnie. - Jasne, to chodźmy.
Przyjął nawet od niej torebeczkę niepewnie, a sekundową myślą było, że to pewnie więcej zdjęć. Ale nie! Ciasteczka! Uniósł brwi, zerkając na nią.
- Jakieś specjalne czy…? - Choć nie czekając sięgnął by wyjąć jedno. Obejrzał je dookoła z zainteresowaniem, by zaraz odgryźć kawałek. Nie będzie gardził ciastkami, ot co. - Generalnie to moja siostra jest w ciąży więc zaraza się rozsieje. - Rzucił jeszcze wracając do tego, co się u niego działo ostatnimi czasy. Nie brzmiał szczególnie… Cóż, wesołego z tego faktu, ale w sumie szczerze nieszczególnie go to aktywnie interesowało tak długo, jak nikt mu tego bachora do opieki wciskać nie będzie. Ale o to się nie martwił, raczej nikt by się nie odważył, bo by młode przejęło jeszcze jakąkolwiek cechę charakteru od niego i byłby dramat rodzinny kolejnego stopnia.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Jej samej oczywiście nie przeszkadzało to, że Romilly nie potrafił się przytulić. Nie narzekał na to, a właściwie często witała się z ludźmi w ten sposób, a więc czemu nie z nim? Co, miała traktować go inaczej? Gorzej niż pozostałych swoich znajomych? Bo był inny? Tak, był, widziała to, a jednak nie odrzucało jej to w żaden sposób! Właściwie był intrygującą osobą. I to dużo bardziej odkąd przestał być tak… Cóż, niedostępny.
Zaczęła iść równo z nim, jednak na tę chwilę miał jeszcze jej pełne skupienie, kiedy to otwierał torebkę.
- Eee… Właściwie zależy, co rozumiesz przez specjalne… Czy robione specjalnie dla ciebie? Nooo, właściwie nie. Znaczy, dopiero jak robiliśmy, to uznałam, że w sumie się widzimy i może byłoby miło jakbyś też trochę dostał. I jest tam kilka rodzajów, bo nie byłam pewna, czy każde by ci pasowały. No i jakbyś chciał którychś więcej, to może następnym razem też mógłbyś dostać trochę. Ale to najwyżej dasz mi znać.
Zastanowiła się chwilę przed odpowiedzią na niespodziewany sposób ujęcia tego… Wydarzenia rodzinnego. Ona by tak tego nie ujęła.
- Ale z siostrą akurat się dogadujesz, tak? - spytała mimo wszystko z pewną dozą niepewności.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
- W sumie specjalne czyli ręcznie robione czy jakieś wyjątkowe, to miałem na myśli. Ale tak, w takim razie są. - krótka pauza kiedy przeżuwał. - Dobre są. - Wyciągnął ku niej torebkę, bo miał dość dobrego wychowania w sobie żeby proponować komuś rzeczy, a nie samemu wchrzaniać bezczelnie. - Wiesz, ja to w sumie lubię wszystko. Oprócz lukrecji może. I cynamon tak oszczędnie. A tak to… - Wzruszył ramieniem. - Ciastka.
Pokazał jej kciuk w górę sugerując, że jak coś nazywa się ciastkiem, jest dobre. Cóż, był łakomczuchem, co więcej można powiedzieć…
- Mm. - zastanowił się, już jedząc drugie ciastko, jakieś inne. Zachłanny… - Nie wiem czy to dobre słowo. Nie walczymy raczej ze sobą. Jak mieszkała z nami to było nieco lepiej, ale teraz to nie wiem, trochę po prostu jesteśmy sobie obcy. Ona ma swoje życie, ja swoje. Ale jak się widzimy to raczej jest normalnie, znaczy neutralnie, bez spiny.
Znowu wzruszył ramionami, niezbyt zaangażowany w temacie. Teraz jednak przynajmniej nie fukał i nie zamykał się na nią, a otwarcie nawet rozmawiał na tematy z nim związane, a to już dużo! Entuzjazmu do tego nie potrzeba.
- Moim ulubionym członkiem rodziny jest Fabio. - Czyli jego szczur, naturalnie.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Nie no, te są dla ciebie, ja mam ich jeszcze sporo w domu. A i tak możemy zajść potem też na jakieś jedzenie, co? Chyba że nie planowałeś, ale myślę, że po takim dłuższym spacerze możemy zgłodnieć. Nawet jak zjesz wszystko od razu - tu spojrzała znacząco na trzymaną przez niego torebkę, jednak uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Jadł, to znaczyło, że smakowało. Przez grzeczność mógłby przełknąć jedno z ciastek, a kolejne zostawić “na później”, jednak najwyraźniej naprawdę smakowały, co szczerze ją cieszyło. Co prawda zaraz zasugerował, że ciastko to ciastko i bycie ciastkiem z góry sprawia, że jest smaczne… Ale zatrzymała się na tym, że jej miło i to było najważniejsze.
Zaraz słuchając go - wbrew pozorom uważnie - zaczęła ponownie rozglądać się po witrynach sklepowych.
- Hmm… No tak, przynajmniej na nic nie narzeka - odparła z całkowitą powagą na ostatni komentarz.
Bo przecież to nie tak, że jej rodzina była tak idealna! Na pewno dobrze się w niej czuła, ale nawet u niej zdarzały się awantury, przy których zdawała się mieć ich wszystkich dosyć. Zdarzało się to bardzo rzadko - jeśli już dochodziło do kłótni, ograniczało się to do tego, by mieć dosyć jednej, może dwóch osób - i bardzo szybko jej przechodziło, ale mogła przyznać, że zwierzęta były dużo mniej problematyczne niż ludzie. A jednak czasem wymagały tyle samo czasu na oswojenie…
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
- Jasne, bez jedzenia schudnę i zniknę, a tak nie może być. Nawet morfy mnie nie uratują. - posłał jej lekki uśmieszek, by po trzecim ciastku zawinąć torebkę i schować do torby przełożonej przez ramię. - Zostawię, Fabio na pewno się ucieszy jak coś spróbuje.
Bo o szczurka bardziej dbał niż o kogokolwiek właściwie ze swojej rodziny czy znajomych. Uwielbiał go! A Fabio uwielbiał ciastka tak samo jak on sam. I nawet nie chciał w zasadzie zasugerować, że “każde ciastka są dobre, więc te też”. Po prostu lubił ciastka, ale w różnym stopniu każdy, a te były bardzo dobre!
- No, i nie ma zbytnich oczekiwań poza tym żeby go karmić, głaskać i czasem się bawić. - Chociaż wizja Romka bawiącego się ze szczurkiem musiała być… Ciekawa. - Bo na przykład papugi są straszne, te gadające. Chyba bym z taką stracił rozum.
Nie wiedział właściwie skąd mu przyszła w ogóle ta myśl, ale powiedział to zanim się zastanowił czy jest tego sens i jaki. Rzadko mu się to zdarzało, z reguły w momencie mocnego rozkojarzenia, a tak teraz było gdy cieszył się wyjściem z domu, jak i spotkaniem z Saoirse i przyjęciem jej zwyczajowego optymizmu. I jakoś skupienie w tym wszystkim na chwilę się wykruszyło.
- O, wejdźmy tu. - Skinął na sklep z odzieżą i skręcił tam jeśli oponowała. Co prawda ubrania były tutaj drogie, ale za to bardzo ładne, a Romilly nie narzekał zupełnie na braki w gotówce. Rozejrzał się po sklepie, po chwili kierując się… Do działu damskiego. - To co w sumie powiedziałaś w domu? W sensie, o dzisiejszych planach.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Tak, dokładnie. Świetne nastawienie! Tak to sobie tłumacz, nie daj się przykrym faktom - odparła takim tonem, jakby faktycznie go chwaliła, co dodatkowo podsumowała unosząc dwa kciuki w górę.
Oczywiście była tu złośliwa dla samej złośliwości. Przecież nie zalecałaby mu ograniczenia spożywania słodyczy. No dobrze, nie należał do najbardziej wysportowanych chłopaków, ale po pierwsze nic jej do tego, a po drugie... Właściwie podobał jej się taki, jaki był. I to bez metamorfomagicznych zmian, które rzecz jasna też byłyby możliwe.
- Wiesz, nie jestem przekonana, czy szczurom wolno, to jednak jest dosyć słodkie... Chyba że następnym razem chcesz też wersje bez cukru? Bana-nana? Też słodkie. Tak wiesz, następnym razem jakby ci nie smakowało i zasłaniał się tym, że musisz poczęstować Fabio, to bym ci brutalnie nie pokrzyżowała planów...
W rzeczywistości zdziwiłaby się, gdyby faktycznie mu nie smakowały, niemniej jednak po raz kolejny miała drobną szansę do droczenia się. A jakoś przecież trzeba spożytkować całą tę energię, z jaką obudziła się dzisiaj i... W zasadzie budziła się na co dzień.
- Tak właściwie, to nawet te gadające, to mają całkowicie takie same potrzeby... No, może żeby je jeszcze czasem wypuścić, żeby polatały. Ale tobie o samo gadanie chodzi, tak?
Ucięła swoją wypowiedź tutaj. Cóż, również jej zarzucano, że za dużo gada. Czy to delikatna sugestia? Nieświadomie skrzywiła się lekko odwracając na chwilę wzrok na bok, jednak właśnie wtedy Romilly zaproponował wejście do jakiegoś sklepu. Szybko spojrzała za nim i dogoniła chłopaka tuż przy wejściu, by zaraz wspólnie przekroczyli próg. Bezwiednie uniosła brwi, kiedy ten skierował się ku działowi damskiemu. Cóż, ona nawet nie miała zamiaru się tu ubierać. Po pierwsze zwyczajnie nie mogła sobie na to pozwolić finansowo, a gdyby mogła... Zdaje się, że wcale by nie chciała. Czy te ciuchy naprawdę były warte swojej ceny? Przecież można ubrać się taniej, a resztę pieniążków przeznaczyć na coś innego!
- Ee... Że wychodzę z tobą poszlajać się po Londynie? - odparła całkowicie szczerze, troszkę nie rozumiejąc tak naprawdę pytania. Co innego miała powiedzieć? - A czego się spodziewałeś? Znaczy, no na przykład co ty mówiłeś?
Rozejrzała się nieznacznie po ubraniach dookoła, nie do końca nadążając, czego konkretnie tu szukają.
- Hm... To właściwie czegoś konkretnego szukamy, czy to bardziej takie rozglądanie, czy na przykład czegoś potrzebujesz stąd?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Przewrócił oczami na jej komentarz, mimo wszystko z lekkim uśmiechem. Nie przejmował się takimi przytykami, bo zwyczajnie nie obchodziło go czy komuś przeszkadza jego łakomstwo czy nie. Poza tym nic nikt nie mógł z tym zrobić, bo Romilly i tak zawsze robił wszystko po swojemu. Czemu więc miałby zawracać sobie głowę czyimś gadaniem i uwagami?
Wzruszył lekko ramieniem.
- Kawałeczek mały mu nie zaszkodzi, ale jeśli chcesz to możesz i bezcukrowe mu dać. - Zdawało się, że nieszczególnie był przejęty, że cukier jest szkodliwy. W dużych ilościach to dla każdego, ale nie opycha zwierzaka cukrem non stop! To tylko kawałek, nie brał go nawet na poważnie. - Kiedyś. Poza tym szanuj mnie, gdyby nie były smaczne, na pewno bym ci powiedział.
I to akurat też byłą prawda, Romilly nie słynął z bycia taktownym czy w szczególności uprzejmym. Jeśli coś myślał i chciał to przekazać, przekazywał, nie zastanawiał się czy kogoś nie urazi. Jakby zrobiła chujowe ciastka, też dobrze by o tym wiedziała i może coś zmieniła w recepturze żeby nie krzywdzić wszystkich innych swoimi toksycznymi twórczościami, co nie? A jednak te ciastka były bardzo dobre i nie miał się zwyczajnie do czego przyczepić. Na szczęście... Choć Saoirse nie zdawała się brać do siebie negatywnych komentarzy, wciąż surowa opinia na temat samodzielnie zrobionego prezentu może być przykra.
- Gadanie i skrzeczenie, w sumie oba. Chociaż gadanie jest gorsze, bo nie mówią nawet nic konkretnego, powtarzają po prostu zasłyszane zdania i wyrazy i irytują gadaniem dla gadania, a nie przekazu treści świadomie. Oczywiście, to nadal tylko zwierzę, ale skoro tak, niech sobie gadanie odpuści.
Zupełnie nie nawiązywał do Saoirse, która może i nawijała jak najęta, ale raz, że aktualnie z sensem i do czegoś te wypowiedzi dążyły, dwa, że zwyczajnie się do niej przyzwyczaił i już tak mu nie wadziło, że to ona prowadzi całą rozmowę i dba żeby konwersacja nie umarła. Mimo że on ciszę bardzo lubił, jak i był do niej przyzwyczajony, spędzanie czasu z Puchonką wcale nie było już "gorzej" postrzegane.
- A. - Wzruszył ramieniem. - Nic. Że wychodzę. - Pauza. - I nie przeszkadza im, że szlajasz się ze Ślizgonem? Nie oceniając, ale sławę mamy jaką mamy.
Jego włosy wydłużyły się, przybierając jaśniejszą, raczej platynową barwę i prostując się na wzór swojej przybieranej alternatywnie, damskiej formie. Teraz sięgały mu za ramię i to do nich przykładał właśnie sukienkę w butelkowo zielonym kolorze, wyraźnie seksowną, dopasowaną do ciała. Cóż, obecnie nie jego ciała, oczywiście, ale co za problem to zmienić?
- Potrzebuję, ale to dosłownie chwila. Za tydzień mamy mieć imieniny dziadka. Szmaragdowa czy burgundowa?
Uniósł przed nią dwie sukienki tak, by opadało obok nich kosmyki włosów. Bo przecież każdy wie, że to się przede wszystkim liczy. Oczywiście, mógł zmienić ich barwę, ale nie chciał, lubił ten wygląd, jaki zawsze przyjmował. To tak jakby nie był tylko sobą, ale dwoma osobami. A przykładowo, rudowłose osoby nie będą dobrze wyglądać w każdym kolorze sukienki, tak samo każde inne kolory włosów mają swoje ograniczenia. Miał tylko nadzieję, że Saoirsse chociaż trochę się zna, inaczej słaba będzie z niej pomoc.
- Szukam czegoś surowego, poważnego. - Podpowiedział, chociaż w zasadzie obie sukienki były dość drapieżne i zupełnie nie takie, jakie potencjalnie założyłaby jakakolwiek niewinna dziewoja.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Kawałeczek tylko to chyba tylko i wyłącznie po to, żeby był zazdrosny, no weź - odparła pyrgając go ramieniem w bok, a choć brzmiało to na żart, właściwie nie do końca nim był!
I w rzeczy samej nie wątpiła, że Romilly powiedziałby, iż jej ciastka są wstrętne, gdyby tylko faktycznie tak było. Ale chyba mogła się podroczyć? Tylko co, oznacza to że nie załapał tym razem faktycznego żartu? Cóż, nawet jeśli tak, nie zamierzała mu go tłumaczyć - przecież to nie miałoby najmniejszego sensu. Pozostało jej przewrócić oczami z nieschodzącym jej z twarzy uśmiechem. Wystarczająco wymowne.
- Sowy skrzeczą, w sumie. A to, no, codzienność. Dla nas. Raczej. To znaczy, to też zależy gdzie trzymacie sowy i takie tam. No i pewnie ktoś od Ciebie z dormitorium też ma? Ale właściwie nie macie okien, to trochę... Nie... No, bez sensu. Właściwie to ej, musi być tak strasznie tam u was smutno bez naturalnego światła, nie? A przynajmniej ja to sobie tak jakoś wyobrażam, ale może jest inaczej? W każdym razie, to chyba takie sowy to bardziej się nadają do sowiarni, czy jak?
Tak, nie pierwszy raz mocno zagalopowała się w temacie i właściwie nie była pewna od czego podjęła wątek...
Zaraz zmarszczyła lekko brwi przyglądając się chłopakowi - dla odmiany w chwili milczenia. Ale nic, co dobre nie trwa wiecznie! Pięć sekund ciszy wystarczy.
- Znaczy, że komu miałoby niby przeszkadzać i że co? - spytała szczerze zdziwiona, mierząc go jeszcze wzrokiem. - Że ktoś może uważać zielony za jakoś mniej gustowne? No bo serio, pierdolenie... Czy może że niby wojna była przez kogoś, kto w sumie był Ślizgonem? No dobra, jeszcze chyba nie było takiego bardziej śmiercionośnego Puchona, ale ej, halo, to też pewnie kwestia czasu. Znaczy, jasne, wolałabym, żeby nie, ale to też nie tak, że to jakby tiara wybiera nam, czy jesteśmy popaprańcami, czy nie. No bo wtedy to chyba w ogóle nie byłoby warto dawać wstępu takim no, potencjalnym Ślizgonom, tylko od razu byście wylatywali, sorry. Albo może mielibyście jakiś specjalny nadzór i dostawalibyście po łapach za każdy przejaw odchodzenia od reguł, czy coś. No, chyba że masz na myśli jeszcze coś zupełnie innego, o czym powinnam wiedzieć, że niby nie powinnam się z tobą zadawać, bo ja nie wiem. Może nie powinnam, dawaj, przekonaj mnie.
Zamilkła na chwilę, po czym prychnęła.
- A co, ty patrzysz na te stereotypy, że niby jestem słabsza, czy cokolwiek mniej, czy coś? Bo w razie czego możemy zrobić jakiś dodatkowy pojedynek, albo nie wiem, zagrać w szachy, ścigać się, co wolisz. No, może poza jakimś konkursem w jedzeniu na czas, bo ja to nawet nie zmieszczę tyle na raz - kończąc wypowiedź, oparła palec na swojej dolnej wardze, ledwie na moment układając usta w dziubek, żeby tylko podkreślić, o czym mówiła.
Choć nagła zmiana fryzury i zainteresowanie sukienkami faktycznie na chwilę zdawały się ją zdziwić, bardzo szybko odpowiedziała naturalnie na pytanie, odsuwając rękę od twarzy, by wskazać swój wybór.
- No zielona, ale ona z powagą to raczej ma niewiele wspólnego. Chociaż też zależy, co uważasz za to całe "poważne".
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
- To mały szczur, nie opcham go całym ciastkiem. Poza tym, nie sądzę żeby aktualnie wiedział co to zazdrość.
On albo jakiekolwiek zwierzę... Lubił względnie zwierzęta, ale nie był wyznawcą teorii jakoby wszystkie uczucia ludzkie również i one odczuwały. To mimo wszystko stworzenia, które są ograniczone przecież! Nie w znaczeniu bycia tępym, ale raczej skupiający się na tym, co pozwala im przeżyć, na instynktach i potrzebach, a nie na zazdrościach czy carpe diem. Takie było jego zdanie.
- Jeśli są wściekłe albo agresywne, tak. Moja Marquise nie skrzeczy, generalnie w zasadzie jeśli nie ma interesu to zajmuje się sobą albo gdzieś koczuje. Prędzej będzie dziobać. Co zresztą wolę, jakby miała drzeć mordę o każdą niedogodność to by zostawała w domu.
Zerknął na nią kiedy miała rozkminę dotyczącą pobytu sów. Zastanowił się gdzie ona trzyma sowę, o ile takową ma. W pokoju? Nad łóżkiem? Ale one srają i hałasują, chyba że w klatce, to tylko hałasują. Ale też trzymanie tak dużego ptaka całą noc za kratami, gdy to przecież nocne zwierzę, jest okropne. Nawet dla niego byłoby to niezrozumiałe, a nie był szczególnym obrońcą do spraw zwierząt.
- W sowiarni, tam gdzie ich miejsce. Na co mi sowa w pokoju? Jak chcę wysłać list, albo przekażę go poranną pocztą, albo ruszę się do sowiarni wcale nie będącej tak daleko. - Wzruszył ramionami. - A w domu nie wysyłam listów, do ciebie ślę twoją sowę.
Co było faktem, sam nigdy nie pisał listów, bo ani nie czuł takiej potrzeby, ani nie wiedział co miałby napisać, co byłoby ciekawe dla odbiorcy. Nawet do Saoirse obecnie będącą w zasadzie jedną z bliższych mu osób pod względem zarówno komfortu przebywania z nią, jak i poziomu wiedzy, jaką o sobie mieli i wciąż poszerzali. Nabierał do niej zaufania.
- Raczej miałem na myśli moje nazwisko w połączeniu ze sławą domu. Dla mnie to wszystko jedno, ale przykładowo, gdybym matce powiedział, że widuję się z Puchonką nieszlachetnego rodu, nie byłaby zadowolona, nie wspominając o namiętnej modlitwie żeby przypadkiem to nie była znajomość na dłużej. Co nadal dla mnie nic nie zmienia, bo mam ją gdzieś, ale ty zdajesz się bardziej przejmować opiniami rodziny i... No, w ogóle rodziną.
Zawiesił na niej na chwilę wzrok, jakby w zamyśleniu. Jej rodzina była dla niej ważna, a choć nie uważał, że byłaby na każde ich skinienie, to nie ten typ osoby, to jednak mogło to być martwiące. I niekoniecznie mu się podobało, że ktoś miałby się kitrać między nich i ingerować w ich relację... A to z kolei sprowokowało lekką konsternację, jako że raczej nie zależało mu do tej pory na tyle by się złościć na takie rzeczy. Czyżby Saoirse stała się mu bliższa niż sam przypuszczał?
- Patrząc na to ile razy chciałaś mnie rozszarpać, w większości wtedy kiedy i ja ciebie, oraz jesteś najbardziej upartą osobą, jaką znam, nie, nie uważam, że jesteś słaba. W zasadzie, trochę nie wiem jak to się stało, że trafiłaś do Puchonów. - Komplement!!! - Może to przez niewinną buzię, wzbudza zaufanie i odwraca uwagę od faktu, że prędzej z ciebie chochlik niż aniołek.
Ostatnie zdanie dodał z rozbawieniem, acz szczerze. Nie widział skąd u licha u niej Pucholandia się wzięła. Może sama chciała? Albo po prostu aż tak się zmieniła w ciągu ostatnich lat? Ewentualnie tiara jest zwalona, lub on nie wie jeszcze masy rzeczy i będzie mu smutno jak się z niej wyleje stereotypowość Hufflepuffu.
- Elegancka, jak na obiad przy winie i klasycznej muzyce, jakiś nudny taniec, takie tam. - Odwiesił drugą sukienkę, by skierować się z zieloną od razu do kasy. Szybka decyzja, a co, nigdy się nie rozczulał, bo nie musiał się przejmować figurą. Sam sobie ją robił, ha! Rzesza kobiet go nienawidzi przez to, trudno. - Ale skoro to pierwsza myśl to niech będzie. Ty coś też chcesz obejrzeć? - Zapytał gdy już zapłacił i schował pakunek do torby przewieszonej przez ramię, będącej znacznie większej pojemności niż zakładał niemagiczny schemat. Uroki magii, ah.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Nie no, faktycznie jakoś nie sądzę, żeby filozofował jakoś nad tym, czym faktycznie ta cała zazdrość jest i czy aby na pewno powinien ją odczuwać i w ogóle takie tam... Ale z drugiej też strony jakoś też nie wydaje mi się, żeby też...
Czy naprawdę użyła właśnie trzykrotnie słowa "też" w zdaniu? Owszem. I to dokładnie ta świadomość sprawiła, że zacięła się na chwilę.
- Ee... No, znaczy chodziło mi o to, że zazdrość to nie jest jakoś super skomplikowana emocja i ja na przykład myślę, że występuje bardzo często - zakończyła wzruszając ramieniem, co robiła w zasadzie dosyć często, kiedy tylko chciała zamknąć temat tuszując jakieś swoje niedoskonałości, które akurat wyszły...
- No w każdym razie też myślę, że łatwiej mieć taką sowę ze sobą, ale to ma też dużo więcej sensu na przykład jak Krukoni, czy Gryfoni mają wieże... Ale też z drugiej strony mają też dużo dalej na na przykład śniadanie, to też dużo łatwiej jest im się spóźnić, nie?
Zamilkła ledwie na chwilę zastanawiając się nad jego słowami.
- Zaraz, ale to nie piszesz z nikim innym tak w ogóle?
A sekundę po wypowiedzeniu tych słów, dotarło do niej, że mogło to być nieco nie na miejscu. Przecież widziała, jak spędzał czas w szkole! A raczej w jakim towarzystwie... No właśnie. Praktycznie żadnym.
- Znaczy, nie tak. Mam na myśli, że ja piszę w sumie sporo. Ale ja w sumie akurat lubię.
Bo przecież do tej pory Romilly upierał się, że po prostu nie potrzebuje towarzystwa, tak? Czyli pewnie nie lubi nawet pisać listów? A ona go nimi terroryzowała?
- To tylko mam nadzieję, że jakoś za bardzo nie męczyłeś się, że musiałeś mi odpisywać - dodała w końcu taktycznym półżartem z nieco szerszym uśmiechem.
Problem w kolejnym temacie polegał na tym, że Saoirse absolutnie nie widziała problemu w przynależności do Slytherinu, do rodziny Burke, czy nawet do osób równie gburowatych, co Romilly - choć ostatnio tak naprawdę nie mogła narzekać na akurat tę cechę charakteru. Właściwie ostatnio zdawała się nie istnieć.
- Wiesz, ja bym się w sumie zdziwiła, jakby przeszkadzało im jakiekolwiek nazwisko tak po prostu. A ty nawiasem mówiąc masz ładne. I to w sumie przepraszam, ale tyle, ile bym mogła o nim powiedzieć. Znaczy, jasne, słyszy się o nim i chyba fajnie, ale to też nie jest jakiś powód do ocen pozytywnych, czy negatywnych... Chociaż pewnie dużo osób sądzi inaczej, no bo macie te wszystkie imprezy z dużymi nazwiskami i w ogóle, nie? I to właściwie chyba jeden taki faktyczny wpływ nazwiska, jako nazwiska, ale to też nic takiego, na pewno nic złego.
Zastanowiła się chwilę.
- Ale że przejmuję się w jaki sposób? Taki, że w ogóle chcę znać ich opinię? No chyba jasne, że chcę. Ale to też nie tak, że jakoś zawsze się zgadzamy. Tylko no, też najwyraźniej nie mam jakichś takich dziwnych wojen, że jej, on jest ze Slytherinu i kurwa dramat, jak wtedy co się rodziny pożarły i były samobójstwa i w ogóle.
Nie było to najzgrabniejsze odniesienie do Romea i Julii, a jednak dokładnie tym właśnie miało być w zamyśle dziewczyny...
Oj. Saoirse była dumna z przynależności do Hufflepuffu. System w Hogwarcie zdawał się dobrze radzić sobie z pobudzaniem swego rodzaju patriotyzmu względem własnych domów i tu Ślizgonowi udało się nieco ją urazić. Tylko troszkę! To nie tak, że miała teraz zamiar strzelić foszka. To nie byłoby w jej stylu. Ale stałe umniejszanie Puchonom było najzwyczajniej nie na miejscu.
Obeszła chłopaka tak, by stanąć bezpośrednio przed nim i uśmiechnąć się do niego niewinnie.
- Romilly - zaczęła miłym, choć poważnym tonem. - Jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być, a ty zdaje się jednak za bardzo przejmujesz się opinią mamy, skoro tak mówisz. A przynajmniej wystarczająco, by nie doceniać Puchonów. A z kolei jeśli masz jakkolwiek pozytywne zdanie o mnie, to uwierz mi, że niektórych starczy poznać.
Oczywiście to nie pierwszy raz, kiedy ktoś najeżdżał na Puchonów w jej obecności, czy nawet bezpośrednio do niej. Często była w stanie zignorować podobne komentarze, pokiwać głową lekceważąc swojego rozmówcę, czy zwyczajnie zgrabnie zmienić temat... A jednak jak słyszy się pewien komentarz o jeden raz za dużo - nawet jeśli nie został on wypowiedziany w złej wierze - i to z ust kogoś, na kim ci zależy (a już zależało!), to idealny moment, by dobitnie wyjaśnić swojemu rozmówcy, jak bardzo nie ma racji.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, zwróciła się ponownie w przeciwną stronę, by na spokojnie rozejrzeć się jeszcze po sklepie, choć wyraźnie bez planów zawieszenia oka na czymkolwiek na dłużej. Nie z tymi cenami...
- Elegancka jak dla ciebie i... Ee... Na ciebie?
Nie pytała dlatego, że dziwił ją ogólnie podobny wybór. Gdyby tylko mogła być metamorfomagiem, prawdopodobnie również bawiłaby się tym, jak tylko może! A jednak był drobny cień szczerej wątpliwości. Bo może to prezent?
- Ja? Że tu? Nie. Zaraz. Nie tak. Nie to, żeby nie było ładnych rzeczy, tylko no... - tu rozejrzała się wymownie. - Nie w moim stylu, chyba. I to mimo wszystko ta mniej ważna rzecz tutaj, bo też jest drogo.
Nie, nawet przy nim nie było jej wstyd, że coś mogłoby być za drogie. Nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek mogła wydać tyle pieniędzy na sukienkę dla siebie! Chyba że na własny ślub, ale na to miała jeszcze mnóstwo czasu. Mogłaby na przykład zacząć od randkowania tak ogólnie...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Milczał chwilę, czekając aż dojdzie do sedna swojej wypowiedzi, w pewnym momencie samemu marszcząc brwi w niemym, wewnętrznym "co?". Zerknął na nią krótko gdy dokończyła, po czym nikle uniósł kącik ust.
- Może masz może rację może - rzucił niby to swobodnie, chociaż dosłownie nieco się teraz z jej powtarzania jednego wyrazu nabijał. Ale tylko troszkę! A uniesienie kącika ust było największym na co było go stać. Gburowana natura mimo wszystko jakoś tak w nim siedziała dość mocno na ten moment by nie porywać się w tak intensywne emocje, jakie obserwował chociażby u Saoirse.
- Może i tak. - mruknął bez zbytniego zainteresowania, trochę tracąc zainteresowanie tematem, jak i zupełnie mając gdzieś komforty życia uczniów z wież. On był w piwnicy, też mieli swoje. No i po prostu był mało empatyczny...
- Jakbym nie chciał to bym nie odpisywał. - Odpowiedział poważnie, tonem oczywistości. Bo tak było, nieszczególnie przejmował się jeśli ktoś chciał koniecznie usłyszeć odpowiedź, a on sam jej udzielać nie chciał. Oczywiście są wyjątki, jak list od matki, ale w relacjach koleżeńskich tak to działało. Może przez świadomość jego oschłości nie pisano do niego listów, jak i on zupełnie nie czuł potrzeby robienia tego. - Po prostu nie mam po co pisać. Nic nie potrzebuję, a kontaktu z nikim utrzymywać nie chcę poza szkołą. - Pauza. - Cóż, z pewnym wyjątkiem.
Bo przecież tu był i sądził, że i Puchonka wiedziała doskonale, że gdyby nie chciał, nie byłoby go tu. Albo by jej wprost napisał, że nigdzie nie idzie i ma spadać, albo ewentualnie w ostatniej chwili ją wystawił Merlin wie z jakiego powodu. A choć stresik był, to nie na tyle by nawiać jak frajer ostatni.
Słuchał w milczeniu jej wywodu. No tak, nikt, kto nie pochodził z rodziny czystokrwistej, nie rozumiał dlaczego ich działanie było takie a nie inne, dlaczego kręgi znajomości tak sztywne, a zasady tak surowe. Sam nie zawsze to rozumiał i może dlatego był tak... Inny. Zupełnie nie taki, jakiego go sobie wymarzono. Nie było jednak jego winą, że agrumenty "bo tak" czy "od pokoleń tak było" zupełnie nic nie tłumaczą, a brak jakiegokolwiek marginesu chęci do zmiany raczej wskazywał na ograniczenie niż bycie "lepszym". Może byli silniejsi magicznie, chociaż wiele było przykładów przeczących. Może byli bogatsi, bo jakoś tak wyszło, ale to nie krew pieniadze generuje, a ambicja i ogromna potrzeba bycia lepszym. Co z kolei też może być cechą każdej rodziny, ale nie wszyscy są gotowi odebrać sobie każde szczęście żeby tylko było wygodnie i bezpiecznie. Inna rzecz, że i dla niego to bezpieczeństwo to ściema. Co więcej, to z dala od rodziny, od Isidore, czuł się bezpieczniej niż będąc blisko. Ale i tak koniec końców wszystkich widział na równi, czy to szlamy czy czystokrwiści - każdy jest lub może być hieną. W większości są.
Dlatego nie skomentował wcale, mruknąwszy tylko ciche "hm" mające niby służyć za odpowiedź. Zbyt dużo miał myśli sprzecznych i gubiących jego samego by jeszcze ubierać to w zdania i przekazywac osobom trzecim.
- Kto się zabił? - zapytał dopiero po chwili, zatrzymując się myślą przy miejscu, którego zupełnie nie rozumiał. Co go ominęło?
Zatrzymał się kiedy stanęła przed nim, bez skruchy patrząc jej ze spokojem w oczy i czekając co powie nawet z zainteresowaniem.
- Hufflepuff jest najbardziej pacyfistycznym domem ze względu na cechy charakteru, jakie gromadzi. Co znaczy, że jest najłatwiejszym celem jeśli przychodzi moment rywalizacji. Nie twierdzę, że Slytherin jest najlepszy pod słońcem, ma tylko inne wartości i jest nam łatwiej dostać co chcemy. Bo jesteśmy upartymi chujami, w dużym skrócie.
Czy czuł się zbesztany, skruszony jej delikatnym ofukaniem? W żadnym razie. W zasadzie był otwarty na dyskusję, czując, że wykłada same suche fakty, nie nawet ocenę z własnych obserwacji. Gdyby tak było, dodałby, że to z reguły bardzo nieokrzesane, rozbiegane ludzie. Chaotic good. Miał jedno takie przed sobą, szczęściem akurat tolerowane, a wręcz w pokrętny sposób lubiane.
- Oczywiście, że na mnie, nie jestem wróżką prezentową. - Tego by brakowało żeby zaczął obdarowywać Merlin wie kogo... - Bywa chyba drożej. Ale jasne, to w takim razie idziemy.
Nie malała w jego oczach przez to, że było dla niej drogo, a dla niego zupełnie nie. Znaczy to były pokaźne ceny, ale stać go było na spokojnie. Rozumiał i szanował jednak, że nie wszyscy muszą spać na pieniądzach, a nawet to byłoby straszne, starczy garstka snobistycznych gburów niż żeby wszyscy tacy byli, chyba. A ona i tak dobrze się prowadziła, niezależnie za jaką cenę, to wystarczy. Wyszli więc ze sklepu by znowu skierować się ulicą wzdłuż witryn sklepowych.
- Masz już podręczniki czy do Esów też idziemy?
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Przewróciła oczami, gdy tylko postanowił jej dokuczyć, jednak zdecydowała się nie ciągnąć tematu. Przecież nie będzie dalej się z tego nabijał, jeśli zgrabnie zmieni temat... Prawda? A jednak zaraz padła kolejna odpowiedź ze słowem "może" i Saoirse nie widziała w tym zbiegu okoliczności, przez co westchnęła.
Choć dziewczyna miała nieco inne zdanie na tą całą niechęć do utrzymywania kontaktu z innymi Romilly'ego, doskonale wiedziała, że pewne przemyślenia powinna zachować dla siebie. Oczywiście mogła mu wyjaśnić, że każdy potrzebuje jakiegoś kontaktu z innymi ludźmi oraz że "pewien wyjątek" nie jest czymś wystarczającym... Niemniej jednak nie czuła się jeszcze w tej relacji wystarczająco pewnie, by przekazywać Ślizgonowi pewne prawdy, przez które na nowo mógłby się zamknąć.
- No dzięki. Ty też jesteś wyjątkowy - odparła spontanicznie, pierwsze co przyszło jej do głowy, by tylko delikatnie zboczyć z tematu.
W dodatku nie kłamała. Był wyjątkowy - a swojej wyjątkowości miał wady, ale i zalety!
- No tam, co byli i tamte dwie rodziny się nienawidziły i tamci ło kurwa, nie ma dla mnie miejsca na tym świecie... Nie, chyba nie tak było. Ale wiesz, że udawanie umierania, a potem zabijanie, bo się dogadywali i jeszcze się po drodze pomylili, a zginęły z tego ze cztery osoby tak totalnie bez sensu?
Dla Saoirse nie było oczywistym, że nie podała w międzyczasie tytułu dzieła, czy też że jakoś przemilczała, iż odwołuje się do fikcji... Za to swój własny opis uważała za bardzo przejrzysty! Przecież każdy zrozumiałby, o czym mówi!
- Jeżeli masz na myśli, że nie jesteśmy zbytnio skłonni do wbijania komuś noży w plecy, to masz rację... Ale jeśli myślisz, że tak po prostu uciekamy od rywalizacji i udowadniania własnej wartości - o której z reguły jesteśmy przekonani, dziękuję - no to już w ogóle nie masz racji. Po prostu raczej mówisz o osobach, których nawet nie znasz i nie chcesz znać, a ja cię nie namawiam, ale gadanie o rzeczach, o których nie ma się pojęcia w taki sposób jakbyś to całe pojęcie miał jest zwyczajnie, no, słabe? Tak samo jak twierdzenie, że na przykład mnie nie byłoby stać na być upartym chujem. Chociaż no faktycznie, preferuję chujem nie być, ale jeśli bycie chujem twoim zdaniem jest drogą do osiągnięcia... No właśnie, chuj wie czego, nieistotne... No to jeśli tak myślisz, to znowu zwyczajnie nie masz racji, sorry, bo ludzie już postrzegają cię jako chuja i z jednej strony to też pewnie ma jakieś korzyści, ale też wady. Tak samo jak kiedy ludzie nie myślą, że jesteś chujem - tu wskazała ruchem ręki na siebie. - I nagle okazuje się, że kupa ludzi uważa cię za kogoś gorszego i nieporadnego i słabego.
Zamilkła na moment, po czym rzuciła mu krótki, lekki uśmiech.
- Co też ma swoje zalety... - mruknęła, po czym zwróciła wzrok przed siebie. - To jakie miejsca jeszcze chcesz dziś odwiedzić? Czy raczej to, na co akurat trafimy? Bo potrzebujesz czegoś jeszcze?
Tak, po raz kolejny nieprzypadkowo zmieniła temat i to nim Romilly mógł mieć szansę jakoś skomentować cały wywód, czy też jej tajemnicze podsumowanie.
- No ale chyba ogólnie dajecie sobie jakieś prezenty? Na jakieś okazje? - dopytała z zainteresowaniem.
Być może ta rodzina była jeszcze gorsza, niż Saoirse sobie wyobrażała... Naprawdę starała się patrzeć na nich przychylnie, ale Romilly przedstawiał ich w niepochlebny sposób, a ich zwyczaje zdawały się... Cóż, nieprzyjemne.
- Nie no, pewnie zawsze można drożej. Ale po co?
Nie potrafiła wyobrazić sobie położenia łapek na takiej sumie pieniążków, które sprawiłyby, że nie czułaby się winna robiąc takie zakupy. Co prawda nie oceniała przy tym Ślizgona, choć nie potrafiła zwyczajnie postawić się na jego miejscu. W tym oraz wielu innych tematach, oczywiście.
- A, tak! - wykrzyknęła, jakby i bez tego nie była do tej pory wystarczająco głośna. - No bo jak byłam w zeszłym tygodniu, to brakowało im jednego, możemy zajść, to nie będę musiała jeszcze raz się tam pchać.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Powstrzymał przewrócenie oczami na jej uwagę, odbierając to raczej jako przytyk i rodzaj ataku niźli żart. Niestety, wiele podobnych komentarzy tak odbierał, a reagował albo ignorowaniem albo pasywno agresywną odpowiedzią, w zależności od kontekstu. Tym razem wspaniałomyślnie się powstrzymał, już do tej pory zwracając uwagę, że Saoirse świetnie się bawi tego dnia drocząc się z nim. Niech jej będzie.
- Chyba nie mam pojęcia o czym mówisz. Ale mniejsza, u mnie się nikt nie zabijał więc to moje zainteresowanie musiało umrzeć zanim powstało.
Bo fakt, że jakaś drama rodzinna natychmiast pobudzała jego zainteresowanie i był ze wszystkim na bieżąco, za to jeśli coś ich nie dotyczyło i nie było w żaden sposób powiązane z kimkolwiek, kogo by znał i się interesował... Cóż, po co sobie zawracać głowę? Fajnie jest wiedzieć, ale raczej rzeczy użyteczne niż jakieś bezsensowne nowele i nic nie warte dramaty. Że też w ogóle ludziom się chce w to bawić...
- Nie uciekacie, po prostu nie jesteście typem "po trupach do celu". - Wzruszył ramieniem. - Dlatego może nie pamiętam kiedy ostatni raz mieliście Puchar Domów. Nie to żeby to dla mnie miało wielkie znaczenie, jak dla mnie to moga go postawić i na bagnach jako paśnik dla zwierząt. - Zerknął na nią, trochę sprawdzając czy już się obraziła czy jeszcze nie. - Postrzegają i maja rację, i jakoś nie zauważyłem żeby brakowało mi czegokolwiek, co sobie zaplanowałem mieć.
Powiedział ostatnie zdanie dość chłodno, już typowym dla siebie tonem, choć wcale obrażony nie był. Nie był jednak już też w żaden sposób ubawiony rozmową i jego resting bitch face zsynchronizował się z pasującym do tego tonem głosu - szorstkim i zdystansowanym. Nie było to jednak specjalnie tym razem, po prostu to był jego punkt wyjściowy neutralnego nastroju, a z uwagi na to, że bardzo szybko te nastroje potrafiły mu się zmieniać, bywały też bardzo intensywne w ekspresji.
- W zasadzie to potrzebuję iść do księgarni i tyle. - Pauza. - I chętnie na lody jeśli chcesz.
Łasuch jakich mało, doprawdy... Nażarł się ciastek, a i tak jeszcze chciał się okupić. Dobrze, że nie miał zbyt dużych skłonności do tycia, bo już by się toczył, kuleczka.
- Po nic, ja po prostu lubię ten sklep. Mają dobrą jakość ubrań. - Zerknął na nią z lekkim popłochem gdy podniosła głos, uczucie jednak znikło tak szybko jak się pojawiło gdy tylko odwrócił wzrok. - Okej, to idziemy. Też już wszystko inne masz? Ja nie mam Eliksirów i Zielarstwa, ale przyznaję, że nieszczególnie szukałem, za duże tłumy były. I za dużo rodziców z gówniarzami...
A ci są najgorsi, nie to, że się rozpychają, są chaotyczni, drą się i stoją przy jednym stoisku sto lat. Nad czym się tyle zastanawiać? Masz listę podręczników, bierzesz co jest i do kasy, na boga...
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Nie no, jasne że nie. Ale nie o to chodzi, ale no... No, wiesz o co chodzi.
Nie, sęk w tym, że nie rozumiał, ale Saoirse zdawała się żyć w swoim świecie, co Romilly mógł zauważyć już mnóstwo razy wcześniej. Nie było sensu tłumaczyć jej, że jest w pewnym błędzie. Przecież i tak miała zgrabnie przejść do zupełnie innego tematu w przeciągu sekund.
- Twoje po trupach do celu decyduje też o pewnej reputacji, która się liczy. Wiesz, ma właściwie ogromne znaczenie - zaczęła, składając dłonie w daszek tuż przed sobą, jakby chciała nadać przez to swoim słowom więcej wartości. - Już nie wspominając o tym, że po prostu są w życiu rzeczy mniej i bardziej ważne i... No ale właściwie jesteś bystry, więc to wszystko wiesz.
Poklepała go tu delikatnie po ramieniu, celowo nie komentując przy tym, jak to Ślizgonowi niczego w życiu nie brakowało. Cóż, ona jak zwykle miała odnośnie tego nieco inne zdanie, ale po co miałaby go przy tym denerwować? Nie zgadzali się w tym temacie i sądziła, że tylko ona zaakceptuje sam fakt.
- Tak, tak, tak, lody, albo coś innego fajnego, tak - zaczęła przytakiwać ochoczo kiwając głową.
Może nie była taką fanką słodyczy, jak Romilly, ale czego tu nie lubić? W dodatku wyjście ze znajomymi - czy też nawet jednym - musiało oznaczać jakiś posiłek, zazwyczaj coś słodkiego, czy po prostu niezdrowego!
- Dobra, to ja potrzebuję też...
Zacięła się na moment, zatrzymując się spontanicznie i marszcząc brwi. Jakoś zdążyło wylecieć jej na chwilę z głowy. No właśnie, co to było? Eliksiry czy zielarstwo? Na pewno jedno z tych dwóch...
- No, dokładnie, mi też brakuje książki od zielarstwa! - rzuciła równie spontanicznie ruszając dalej, jakby wcale nie spędziła ostatnich trzech sekund w zawieszeniu. - Ale też w razie czego się przepchamy, spokojnie, ja ci utoruję nawet drogę, nie ma sprawy. Po trupach, dam radę, zobaczysz.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Nie miał pojęcia o co chodzi... Nie to żeby to miało znaczenie, nawet odpuścił sobie dociekanie, bo obawiał się, że nawet jak Puchonka mu wyjaśni w swoim stylu o czym w ogóle paple, nadal w jego głowie będzie cisza i świerszcze świadczące o zupełnym braku zrozumienia. No cóż. Trudno, zdaje się, że po prostu zostawią to za sobą.
- Oczywiście, że wiem, nie uważam żeby wartości Slytherinu były niewłaściwe. Dlatego do niego należę. - Naturalnie. - I nie powiedziałem, że mojaa reputacja jest błędna, czy też mojego Domu. W zasadzie to absolutnie się z nią zgadzam.
Bo faktycznie, zarówno jego rodzina, jak i Slytherin sam w sobie, obie grupy zasłużyły w pełni na swoją renomę, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Bardziej kwestia tego, po kim spodziewał się tolerancji, a po kim nie. Acz ponownie, po Saoirse akurat rzadko spodziewał się czegokolwiek, była dość... Nietypową osobistością.
Ucieszył się na zgodę na lody, chociaż najpewniej jakby nie chciała, popszedłby potem na nie sam. Nic straconego. Ale i tak fajnie szybciej niż wolniej pójść na coś słodkiego, poza tym skoro już się widzą, chyba powinno się robić rzeczy razem? Nawet jeśli to wcinanie lodów w milczeniu. Cóż, z jego strony.
- Kibicuję - rzucił, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem, brzmiąc z lekka sceptycznie. To nie tak, że w nią nie wierzył. Raczej niekoniecznie wierzył w brutalność jej moralności żeby dosłownie kogoś stratować. I raczej miał rację! Jego zdaniem.
- Napaw mnie dumą - dodał równie ironicznie, jak zwykle będąc bucowatym sobą, rozglądając się po sklepie z miną pogrzebową. W zasadzie to nawet nie chciał spędzać tu więcej czasu niż absolutnie konieczne, spieszyło mu się do lodzików.
|