29-12-2023, 06:16 PM
Rozmyślała. Pozbawiła go głównego narzędzia, tego co wiodło jego zachowanie. Pozbawiła go narzędzi pomocniczych. Co było kolejne? Usta. Te kłamliwe usta, które przekonały jej dziecięcy mózg, że ich pozalekcyjne aktywności były perfekcyjnie normalne.
Pfuff!
Zaskoczona nagłym wybuchem brokatu parsknęła krótko śmiechem, bardziej z zaskoczenia wymieszanego z nerwami, niż z aktualnego rozbawienia. Ale ten moment nieopanowania rozplątał emocjonalny węzeł podtrzymujący ją we wściekłości. Świat powoli zaczął wracać do normy, tak dziwnie bladej i cichej w porównaniu do świata odbieranego poprzez pryzmat furii. Być może nie zacząłby wracać do tej normy, i węzeł by wciąż był na swoim miejscu, choć osłabiony, gdyby nie fakt, że bogin zniknął. Rozpłynął się w powietrzu wraz z wolnobiegowymi jajcami i penisem, i brokatem.
Spojrzała na dłoń trzymającą różdżkę, wciąż wycelowaną w przestrzeń, gdzie jeszcze parę sekund wcześniej znajdował się stwór. Szpony kurczyły się w paznokcie. Palce wibrowały ledwie widocznie - wściekła energia wypływała z mięśni drżeniem.
Opuściła rękę. Nie spojrzała nawet na pozostałą dwójkę.
Była najbardziej z całej trójki opanowana - i chciała taką pozostać.
Odwróciła się; energicznym, pewnym krokiem podeszła do ławki na której zostawiła torbę oraz pędzel z farbą. Z plecami zwróconymi ku bratu i Sophie pozwoliła sobie zacisnąć powieki kiedy chowała różdżkę, i zacisnąć jeszcze ciaśniej zęby. Była na granicy czucia bólu w krawędzi szczęki - tak ciasno zacisnęła zęby.
Bo może to była jej wina. Była w końcu czym była. Przyciąganie jej krwi mogło przecież zmienić mężczyznę jedynie czującego atrakcję wobec niedojrzałych ciał w potwora co przekraczał granicę i tych ciał dotykał, prawda?
Na ślepo nie mogła trafić na odpowiednią kieszeń w torbie; i kiedy otworzyła oczy zobaczyła swoją sukienkę. Sukienkę z głębokim wycięciem ukazującym całą nogę, prawie po samo biodro.
Czy przyciąganie krwi znowu zmieni kogoś w potwora? Czy zmieniło kogoś w potwora w pierwszej kolejności?
Odpuściła szczęce; po cichu wzięła głęboki oddech. Miała ochotę samą siebie spoliczkować; albo wgryźć się we własną rękę żeby ból ciała sprowadził ją na ziemię.
"Poyśl racjonalnie" - ponaglała się - "jeśli moja wilowatość może kogoś tak zmienić nie ma różnicy czy założę tę sukienkę, czy pójdę w stroju zakonnicy.".
Bogin pokonany, różdżka schowana, a mimo wszystko sprawa nie była całkiem zamknięta. Trzeba się jeszcze było upewnić, że Sophie nie puści pary z ust na temat Orianowego lęku. Bo każda względnie racjonalna osoba mogła zgadnąć po wydarzeniach co, mniej-więcej, się w jej przeszłości wydarzyło. Rodzina nie będzie szczęśliwa jeśli informacja o jej nieczystości się rozejdzie po Hogwarcie. Mieszanka uczniów z całej Anglii była najgorszym miejscem na plotki, bo miały one szanse dotrzeć listownie do najdalszych Anglii zakątków. Reputacja w ruinie. Zero szans na zgarnięcie najlepszego kandydata na męża.
Bo przeżuta guma, polizane ciasteczko.
Już nie wspominając o reputacji całej rodziny co zakopała sprawę na spółkę z dyrekcją Beauxbatons.
Musiała się zebrać w całość, ogarnąć, zebrać własne wodze.
Oddech. Skupienie na oddechu.
Opuściła klapę torby; podniosła z ławki farbę, pędzel. Głowa wysoko. Plecy proste. Figura z marmuru.
Mój boże, będzie też musiała porozmawiać z Pascalem. Pewnie będzie musiała przyjąć na siebie jego złość za decyzje rodziny. Chociaż może i nie. Jak brat zareaguje? O ile była dobra w przewidywaniu reakcji, o tyle reakcje na podobne wieści były niemal równie nieprzewidywalne jak reakcje na śmierć. Może i bardziej.
Odłożyła podniesione akcesoria malarskie. Pochyliła się, wsparła rozczapierzonymi dłońmi o ławkę. Pozostała dwójka otwarcie panikowała podczas walki: muszą jej więc wybaczyć chwilę słabości, stania w bezruchu. Musieli, prawda?
Pfuff!
Zaskoczona nagłym wybuchem brokatu parsknęła krótko śmiechem, bardziej z zaskoczenia wymieszanego z nerwami, niż z aktualnego rozbawienia. Ale ten moment nieopanowania rozplątał emocjonalny węzeł podtrzymujący ją we wściekłości. Świat powoli zaczął wracać do normy, tak dziwnie bladej i cichej w porównaniu do świata odbieranego poprzez pryzmat furii. Być może nie zacząłby wracać do tej normy, i węzeł by wciąż był na swoim miejscu, choć osłabiony, gdyby nie fakt, że bogin zniknął. Rozpłynął się w powietrzu wraz z wolnobiegowymi jajcami i penisem, i brokatem.
Spojrzała na dłoń trzymającą różdżkę, wciąż wycelowaną w przestrzeń, gdzie jeszcze parę sekund wcześniej znajdował się stwór. Szpony kurczyły się w paznokcie. Palce wibrowały ledwie widocznie - wściekła energia wypływała z mięśni drżeniem.
Opuściła rękę. Nie spojrzała nawet na pozostałą dwójkę.
Była najbardziej z całej trójki opanowana - i chciała taką pozostać.
Odwróciła się; energicznym, pewnym krokiem podeszła do ławki na której zostawiła torbę oraz pędzel z farbą. Z plecami zwróconymi ku bratu i Sophie pozwoliła sobie zacisnąć powieki kiedy chowała różdżkę, i zacisnąć jeszcze ciaśniej zęby. Była na granicy czucia bólu w krawędzi szczęki - tak ciasno zacisnęła zęby.
Bo może to była jej wina. Była w końcu czym była. Przyciąganie jej krwi mogło przecież zmienić mężczyznę jedynie czującego atrakcję wobec niedojrzałych ciał w potwora co przekraczał granicę i tych ciał dotykał, prawda?
Na ślepo nie mogła trafić na odpowiednią kieszeń w torbie; i kiedy otworzyła oczy zobaczyła swoją sukienkę. Sukienkę z głębokim wycięciem ukazującym całą nogę, prawie po samo biodro.
Czy przyciąganie krwi znowu zmieni kogoś w potwora? Czy zmieniło kogoś w potwora w pierwszej kolejności?
Odpuściła szczęce; po cichu wzięła głęboki oddech. Miała ochotę samą siebie spoliczkować; albo wgryźć się we własną rękę żeby ból ciała sprowadził ją na ziemię.
"Poyśl racjonalnie" - ponaglała się - "jeśli moja wilowatość może kogoś tak zmienić nie ma różnicy czy założę tę sukienkę, czy pójdę w stroju zakonnicy.".
Bogin pokonany, różdżka schowana, a mimo wszystko sprawa nie była całkiem zamknięta. Trzeba się jeszcze było upewnić, że Sophie nie puści pary z ust na temat Orianowego lęku. Bo każda względnie racjonalna osoba mogła zgadnąć po wydarzeniach co, mniej-więcej, się w jej przeszłości wydarzyło. Rodzina nie będzie szczęśliwa jeśli informacja o jej nieczystości się rozejdzie po Hogwarcie. Mieszanka uczniów z całej Anglii była najgorszym miejscem na plotki, bo miały one szanse dotrzeć listownie do najdalszych Anglii zakątków. Reputacja w ruinie. Zero szans na zgarnięcie najlepszego kandydata na męża.
Bo przeżuta guma, polizane ciasteczko.
Już nie wspominając o reputacji całej rodziny co zakopała sprawę na spółkę z dyrekcją Beauxbatons.
Musiała się zebrać w całość, ogarnąć, zebrać własne wodze.
Oddech. Skupienie na oddechu.
Opuściła klapę torby; podniosła z ławki farbę, pędzel. Głowa wysoko. Plecy proste. Figura z marmuru.
Mój boże, będzie też musiała porozmawiać z Pascalem. Pewnie będzie musiała przyjąć na siebie jego złość za decyzje rodziny. Chociaż może i nie. Jak brat zareaguje? O ile była dobra w przewidywaniu reakcji, o tyle reakcje na podobne wieści były niemal równie nieprzewidywalne jak reakcje na śmierć. Może i bardziej.
Odłożyła podniesione akcesoria malarskie. Pochyliła się, wsparła rozczapierzonymi dłońmi o ławkę. Pozostała dwójka otwarcie panikowała podczas walki: muszą jej więc wybaczyć chwilę słabości, stania w bezruchu. Musieli, prawda?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.