31-12-2023, 02:35 AM
Gdy już bogin zniknął, emocje w Zośce powoli opadały. Wszystkie mięśnie dotychczas spięte, rozluźniały się, a ona czuła na jaki ból je naraziła. Ale potencjalne zakwasy nie były nawet procentem tego, co się teraz działo w jej głowie.
Też musiała przetrawić swoje. W ciągu kilku minut wydarzyła się cała masa nieprzyjemnych rzeczy. Od jej ataku, przez wszystkie formy bogina, do bolesnej realizacji o przeszłości Orianne, okraszonej szczyptą gore. Wizje tego wszystkiego jeszcze długo będą śnić się po nocach. Z mocno okrojoną, ocenzurowaną wersją będzie musiała to przegadać z panią Everett. Bo nie była głupia. Założyła, że kwestie innych boginów niż swoje, z oczywistych względów każdy zostawia dla siebie.
Zerknęła na Orianne. Jedno z niewielu pozytywnych odczuć, jakie obecnie znajdywały się w Zośce to niesamowity podziw. W jakiś sposób wcześniej też już ją podziwiała, była w końcu elegancką, dobrze ułożoną, piękną i do tego wszystkiego miłą osobą. I choć już wcześniej coś w Zośce mówiło jej że francuzka była w stanie zniszczyć jeśli tylko chciała, to dzisiejsza akcja tylko potwierdziła to wszystko.
Ale teraz czuła też podziw, że Orianne jako jedyna była w stanie zachować zimną krew. Do końca była skupiona, mimo mierzenia się z takim koszmarem. I że mimo traum, których Zośka nawet nie śmiała sobie wyobrażać, była w stanie, tak naprawdę, niemal samotnie, pokonać bogina.
Kiedy ona, balansując gdzieś na granicy mentalnej suchoty i płaczu już nawet nie wiedziała, czy chce iść na tę imprezę.
Z tego wszystkiego to wiedziała tylko że teraz ma względną kontrolę nad swoim ciałem. Zamknęła oczy i wzięła więc głęboki wdech nosem, wypełniając powietrzem płuca i przeponę, a po kilku sekundach wypuściła ustami. Drugiego nie zdążyła, bo poczuła na swoich ramionach czyjś chwyt. Otworzyła od razu oczy, nie wiedząc czego się spodziewać, ale szybko zrozumiała, że to po prostu Pascal.
- Tak, w porządku. A ty? - odpowiedziała. Czuła się trochę wyprana emocjonalnie, dlatego wyglądała i zachowywała się trochę inaczej niż zazwyczaj. Mówiła ciszej i wolniej. Wzrok miała zmęczony, trochę nawet nieobecny, a jej twarz, zazwyczaj powyginana w różny sposób przez mocną ekspresję twarzy, była dziwnie ujednolicona. Po prostu potrzebowała trochę czasu.
- Oh... no. Chciałam was oboje rozśmieszyć, a tylko takie wspólne wspomnienie miałam. - dodała po chwili, starając się stale, równo oddychać. Równomiernie rozprowadzonego tlenu brakowało jej przez ostatnie kilka minut.
Ponownie zerknęła w stronę Orianne, która miała zasłużoną chwilę dla siebie. Nie miała odwagi odezwać się jakkolwiek w jej stronę, choć chciała. Móc coś zrobić, jakoś pocieszyć, wesprzeć, pogratulować? Ale jedyne co zrobiła to spojrzała pytająco na Pascala. I ich dwójki tylko on wiedział, co powinni teraz zrobić.
Też musiała przetrawić swoje. W ciągu kilku minut wydarzyła się cała masa nieprzyjemnych rzeczy. Od jej ataku, przez wszystkie formy bogina, do bolesnej realizacji o przeszłości Orianne, okraszonej szczyptą gore. Wizje tego wszystkiego jeszcze długo będą śnić się po nocach. Z mocno okrojoną, ocenzurowaną wersją będzie musiała to przegadać z panią Everett. Bo nie była głupia. Założyła, że kwestie innych boginów niż swoje, z oczywistych względów każdy zostawia dla siebie.
Zerknęła na Orianne. Jedno z niewielu pozytywnych odczuć, jakie obecnie znajdywały się w Zośce to niesamowity podziw. W jakiś sposób wcześniej też już ją podziwiała, była w końcu elegancką, dobrze ułożoną, piękną i do tego wszystkiego miłą osobą. I choć już wcześniej coś w Zośce mówiło jej że francuzka była w stanie zniszczyć jeśli tylko chciała, to dzisiejsza akcja tylko potwierdziła to wszystko.
Ale teraz czuła też podziw, że Orianne jako jedyna była w stanie zachować zimną krew. Do końca była skupiona, mimo mierzenia się z takim koszmarem. I że mimo traum, których Zośka nawet nie śmiała sobie wyobrażać, była w stanie, tak naprawdę, niemal samotnie, pokonać bogina.
Kiedy ona, balansując gdzieś na granicy mentalnej suchoty i płaczu już nawet nie wiedziała, czy chce iść na tę imprezę.
Z tego wszystkiego to wiedziała tylko że teraz ma względną kontrolę nad swoim ciałem. Zamknęła oczy i wzięła więc głęboki wdech nosem, wypełniając powietrzem płuca i przeponę, a po kilku sekundach wypuściła ustami. Drugiego nie zdążyła, bo poczuła na swoich ramionach czyjś chwyt. Otworzyła od razu oczy, nie wiedząc czego się spodziewać, ale szybko zrozumiała, że to po prostu Pascal.
- Tak, w porządku. A ty? - odpowiedziała. Czuła się trochę wyprana emocjonalnie, dlatego wyglądała i zachowywała się trochę inaczej niż zazwyczaj. Mówiła ciszej i wolniej. Wzrok miała zmęczony, trochę nawet nieobecny, a jej twarz, zazwyczaj powyginana w różny sposób przez mocną ekspresję twarzy, była dziwnie ujednolicona. Po prostu potrzebowała trochę czasu.
- Oh... no. Chciałam was oboje rozśmieszyć, a tylko takie wspólne wspomnienie miałam. - dodała po chwili, starając się stale, równo oddychać. Równomiernie rozprowadzonego tlenu brakowało jej przez ostatnie kilka minut.
Ponownie zerknęła w stronę Orianne, która miała zasłużoną chwilę dla siebie. Nie miała odwagi odezwać się jakkolwiek w jej stronę, choć chciała. Móc coś zrobić, jakoś pocieszyć, wesprzeć, pogratulować? Ale jedyne co zrobiła to spojrzała pytająco na Pascala. I ich dwójki tylko on wiedział, co powinni teraz zrobić.