10-01-2024, 10:07 PM
Oriane nie bała się Humberta Humberta. Była na niego jedynie wściekła, żądna wręcz mordu.
Bała się tego, co sobą przedstawiał; tego, co krzyczał wskazując ją oskarżycielskim palcem: "C'était ta faute!". Bała się bycia winną całej sytuacji. Może, koniec końców, była ofiarą własnej krwi co stworzyła potwora. Czy jeśli była winna miała w ogóle prawo nazywać się ofiarą? Czyżby mogła być niecelowym predatorem? Potworem tak głęboko zakorzenionym w kościach, że sama nawet nie wiedziała jak czarny był mrok co w niej czyhał?
Być może właśnie ten prosty fakt: że wizualnie nie bała się formy bogina - pozwolił z taką sprawnością walczyć. Póki skupiała się na nienawiści nie miała miejsca w głowie na rozmyślania nad winą a niewinnością. Cały lęk uderzył dopiero kiedy chmura brokatu się rozmyła a furia ucichła. Pustkę po wściekłości zajął egzystencjalny lęk.
Jedynym pozytywem podobnego lęku, przynajmniej w opinii Oriane, była jego nieumiejętność w powodowaniu fizycznych skutków lęku. Nie trzęsła się ze strachu, nie dysocjowała, nie zbliżał się żaden atak paniki. Był to lęk głębiej osadzony niż ten, co wywoływał reakcje. Jeżeli lęk wywoływał reakcje - ciało spodziewało się niebezpieczeństwa. Ona bała się, że siedzi w niej monstrum, którego nie zdążyła poznać.
Coś poza kontrolą. Nieznane.
Całe szczęście, że głowa wiedziała jak bardzo nieracjonalny to był lęk. Bo gdyby wilowatość miała taki potencjał nie mogła by się opędzić od gwałcicieli. Żałować jedynie przychodziło, że emocje, lęki, nie poddawały się tak prostej a logicznej rzeczy jak racjonalność.
Trzęsła się odrobinę - bo furia zebrała wiele energii w mięśniach, by gotowe były w każdej sekundzie skoczyć w ferwor walki, i energia ta potrzebowała ujścia. Słuchała spokojniejszego ruchu za sobą z przymkniętymi oczami, skupiona na oddechu, czekając aż delikatna wibracja uspokoi się na tyle, by nie było obawy nad utratą kontroli. Podsłuchiwała i knuła. Musiała znaleźć najlepszy kąt pod jakim podejść Sophie. Uśmiechnęła się nawet pod nosem na słowa o karnawale i brokatowej bombie: przyjemne wspomnienie, dziewczyna wycelowała całkiem nieźle.
Wspomnienie karnawału jednakże było dobre także jeśli chodziło o kąt, którego poszukiwała. Bo przecież miała obserwacje z tamtego dnia, mogła z nimi pracować. Jak to określiła? Spolegliwa nerwowość.
Zamknęła całkowicie oczy jednocześnie się prostując, oburącz sczesując włosy opadłe na twarz w tył. Pod tą gęstą, lśniącą kopułą blondu kółka zębate a wszelkie inne mechanizmy pracowały na pełnej parze przeszukując świeżutkie wspomnienia walki w poszukiwaniu dodatkowych informacji.
Od razu wpadła w atak paniki - emocjonalna. Mimo wiedzy co bogin pokaże i tak próbowała zasłonić sobą Pascala - chce ratować ludzi ale brakuje jej zmysłu strategicznego. Połączenie faktu, że aktualnie walczyła zamiast uciec w najdalszy kąt, i jej słowa sprzed chwili o jarmarku? Daleka od samolubnej.
Oriane otworzyła oczy, odetchnęła. Wiedziała z której strony podejść Sophie.
Ironiczne, że drugim z jej największych lęków było to, czego właśnie miała zamiar bronić: bycie kolejną bezimienną panną młodą w międzyrodowej polityce.
Odwróciła się, przyjęła zastany obrazek do głowy: brat z rękoma na ramionach Sophie. Wyrwało się ciche westchnięcie. Z jego tak bliską obecnością będzie to nieco trudniejsze emocjonalnie. Podeszła do obojga z lekko zaciśniętymi ustami, jakby nie chciała się wyrwać przed szereg ze swoimi słowami.
- Sophie? - zagadnęła z pełnią powagi, może nawet jakąś lękliwą nutą. Postawiła w tej negocjacji na szczerość, tak więc pozwalała wszystkim widzieć emocje odbite na twarzy, brzmiące w głosie. - To co widziałaś, mój lęk? - zacisnęła nieco mocniej usta, przymknęła oczy. Nie chciała widzieć współczucia, nie chciała też widzieć niczego, co twarz Pascala mogła wyrażać. - Możesz zniszczyć całą moją przyszłość, całe życie, jeśli coś o nim powiesz - przyznała, pomijając oczywiście, że może tym zniszczyć reputację całej rodziny. - Błagam: obiecaj, że zachowasz to dla siebie.
Splotła dłonie za plecami nie chcąc pokazywać aż tak wyraźnie jak bardzo stresowała ją potencjalna odmowa. Wyłamywała w końcu palce jakby miała przyczepny zapas w torbie.
Bała się tego, co sobą przedstawiał; tego, co krzyczał wskazując ją oskarżycielskim palcem: "C'était ta faute!". Bała się bycia winną całej sytuacji. Może, koniec końców, była ofiarą własnej krwi co stworzyła potwora. Czy jeśli była winna miała w ogóle prawo nazywać się ofiarą? Czyżby mogła być niecelowym predatorem? Potworem tak głęboko zakorzenionym w kościach, że sama nawet nie wiedziała jak czarny był mrok co w niej czyhał?
Być może właśnie ten prosty fakt: że wizualnie nie bała się formy bogina - pozwolił z taką sprawnością walczyć. Póki skupiała się na nienawiści nie miała miejsca w głowie na rozmyślania nad winą a niewinnością. Cały lęk uderzył dopiero kiedy chmura brokatu się rozmyła a furia ucichła. Pustkę po wściekłości zajął egzystencjalny lęk.
Jedynym pozytywem podobnego lęku, przynajmniej w opinii Oriane, była jego nieumiejętność w powodowaniu fizycznych skutków lęku. Nie trzęsła się ze strachu, nie dysocjowała, nie zbliżał się żaden atak paniki. Był to lęk głębiej osadzony niż ten, co wywoływał reakcje. Jeżeli lęk wywoływał reakcje - ciało spodziewało się niebezpieczeństwa. Ona bała się, że siedzi w niej monstrum, którego nie zdążyła poznać.
Coś poza kontrolą. Nieznane.
Całe szczęście, że głowa wiedziała jak bardzo nieracjonalny to był lęk. Bo gdyby wilowatość miała taki potencjał nie mogła by się opędzić od gwałcicieli. Żałować jedynie przychodziło, że emocje, lęki, nie poddawały się tak prostej a logicznej rzeczy jak racjonalność.
Trzęsła się odrobinę - bo furia zebrała wiele energii w mięśniach, by gotowe były w każdej sekundzie skoczyć w ferwor walki, i energia ta potrzebowała ujścia. Słuchała spokojniejszego ruchu za sobą z przymkniętymi oczami, skupiona na oddechu, czekając aż delikatna wibracja uspokoi się na tyle, by nie było obawy nad utratą kontroli. Podsłuchiwała i knuła. Musiała znaleźć najlepszy kąt pod jakim podejść Sophie. Uśmiechnęła się nawet pod nosem na słowa o karnawale i brokatowej bombie: przyjemne wspomnienie, dziewczyna wycelowała całkiem nieźle.
Wspomnienie karnawału jednakże było dobre także jeśli chodziło o kąt, którego poszukiwała. Bo przecież miała obserwacje z tamtego dnia, mogła z nimi pracować. Jak to określiła? Spolegliwa nerwowość.
Zamknęła całkowicie oczy jednocześnie się prostując, oburącz sczesując włosy opadłe na twarz w tył. Pod tą gęstą, lśniącą kopułą blondu kółka zębate a wszelkie inne mechanizmy pracowały na pełnej parze przeszukując świeżutkie wspomnienia walki w poszukiwaniu dodatkowych informacji.
Od razu wpadła w atak paniki - emocjonalna. Mimo wiedzy co bogin pokaże i tak próbowała zasłonić sobą Pascala - chce ratować ludzi ale brakuje jej zmysłu strategicznego. Połączenie faktu, że aktualnie walczyła zamiast uciec w najdalszy kąt, i jej słowa sprzed chwili o jarmarku? Daleka od samolubnej.
Oriane otworzyła oczy, odetchnęła. Wiedziała z której strony podejść Sophie.
Ironiczne, że drugim z jej największych lęków było to, czego właśnie miała zamiar bronić: bycie kolejną bezimienną panną młodą w międzyrodowej polityce.
Odwróciła się, przyjęła zastany obrazek do głowy: brat z rękoma na ramionach Sophie. Wyrwało się ciche westchnięcie. Z jego tak bliską obecnością będzie to nieco trudniejsze emocjonalnie. Podeszła do obojga z lekko zaciśniętymi ustami, jakby nie chciała się wyrwać przed szereg ze swoimi słowami.
- Sophie? - zagadnęła z pełnią powagi, może nawet jakąś lękliwą nutą. Postawiła w tej negocjacji na szczerość, tak więc pozwalała wszystkim widzieć emocje odbite na twarzy, brzmiące w głosie. - To co widziałaś, mój lęk? - zacisnęła nieco mocniej usta, przymknęła oczy. Nie chciała widzieć współczucia, nie chciała też widzieć niczego, co twarz Pascala mogła wyrażać. - Możesz zniszczyć całą moją przyszłość, całe życie, jeśli coś o nim powiesz - przyznała, pomijając oczywiście, że może tym zniszczyć reputację całej rodziny. - Błagam: obiecaj, że zachowasz to dla siebie.
Splotła dłonie za plecami nie chcąc pokazywać aż tak wyraźnie jak bardzo stresowała ją potencjalna odmowa. Wyłamywała w końcu palce jakby miała przyczepny zapas w torbie.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.