31-03-2024, 04:45 PM
Gdy Orianne podeszła do Zośki i Pascala, oczywiście że jej spojrzenie automatycznie podążyło w jej kierunku. Nadal jej mina była... pusta. W jakiś sposób dziwnie nie-emocjonalna, co mogłoby pewnie, w normalnych warunkach, u osób znających dobrze Zosię wywołać swego rodzaju efekt uncanny valley; ale nie są to normalne warunki- każdy jest ztraumatyzowany i martwienie się tym jak wygląda czyja twarz przyjdzie dopiero za jakiś czas.
Wysłuchała jej. Oczywiście, że jej wysłuchała. I mimo tego, że w jakiś sposób zabolało ją to, że Orianne choć przez chwilę przeszło przez myśl, że jej sekret może zostać wydany, to smutek który pojawił się na chwilę w jej spojrzeniu, nikle błyszcząc w jej zmęczonych od płaczu oczach, nie był spowodowany tą asumpcją.
Zośce po prostu zrobiło się żal Orianne. Że ona, w takiej sytuacji, musi dodatkowo myśleć o swojej rodzinie, o plotkach, o całym tym szlachcicowym gównie.
- Nie jestem suką. To co się tu wydarzyło, zostawię dla siebie.- powiedziała cicho i spokojnie, zmuszając się nawet na lekki uśmiech, by trochę okrzepić Orianne. - I mam nadzieję, wice versa.
Następnie powoli spojrzała po łazience. Na nieodzianego Pascala, na farby- szczególnie tę jej, leżącą na podłodze- na ich torby. Było tu aż dziwnie cicho, biorąc pod uwagę to, co działo się w tej przestrzeni jeszcze kilka sekund temu.
Jej wzrok padł na lustro, w którym odbijała się jej twarz. Czerwone i podpuchnięte oczy, rumiane od emocji policzki, sine usta, zmęczone spojrzenie. A liczyła, że być może uda jej się jakoś wyglądać.
Nie wróżyło to dobrze imprezie. Nie wróżyło to dobrze ich, niejako pierwszemu, wspólnemu wyjściu gdziekolwiek. Westchnęła cichutko, zamykając oczy. Uruchomienie w sobie swojego wewnętrznego błazna, by próbować ich jakoś rozśmieszyć było, póki co, poza zasięgiem. Musiała coś wymyślić, bo jeśli nie ona, to humor mógł być, łagodnie mówiąc, wisielczy.
Co, przypomniało jej o pewnej małej bombonierce, która ostatnio znalazła miejsce w jej ekwipunku. Zawsze miała słabość do magicznych słodyczy, oraz badania ich działań, więc gdy dowiedziała się o tych galaretkach, musiała kupić paczkę.
Póki co bez słowa ruszyła w stronę swojej torby, i w ciszy wyciagnęła niewielki pakunek, zawierający w sobie całe pięć galaretek. Podeszła z nimi najpierw do Orianne, wyciągając paczkę w jej stronę.
- Rachatłukum Wieloowocowe. Może nam trochę pomoże... um, poczuć się lepiej. Jeśli chcesz, weź dwie, należą ci się. Następnie spojrzała na Pascala i kiwnęła głową, zachęcając go do tego by również i on się poczęstował rozweselającymi galaretkami.
Wysłuchała jej. Oczywiście, że jej wysłuchała. I mimo tego, że w jakiś sposób zabolało ją to, że Orianne choć przez chwilę przeszło przez myśl, że jej sekret może zostać wydany, to smutek który pojawił się na chwilę w jej spojrzeniu, nikle błyszcząc w jej zmęczonych od płaczu oczach, nie był spowodowany tą asumpcją.
Zośce po prostu zrobiło się żal Orianne. Że ona, w takiej sytuacji, musi dodatkowo myśleć o swojej rodzinie, o plotkach, o całym tym szlachcicowym gównie.
- Nie jestem suką. To co się tu wydarzyło, zostawię dla siebie.- powiedziała cicho i spokojnie, zmuszając się nawet na lekki uśmiech, by trochę okrzepić Orianne. - I mam nadzieję, wice versa.
Następnie powoli spojrzała po łazience. Na nieodzianego Pascala, na farby- szczególnie tę jej, leżącą na podłodze- na ich torby. Było tu aż dziwnie cicho, biorąc pod uwagę to, co działo się w tej przestrzeni jeszcze kilka sekund temu.
Jej wzrok padł na lustro, w którym odbijała się jej twarz. Czerwone i podpuchnięte oczy, rumiane od emocji policzki, sine usta, zmęczone spojrzenie. A liczyła, że być może uda jej się jakoś wyglądać.
Nie wróżyło to dobrze imprezie. Nie wróżyło to dobrze ich, niejako pierwszemu, wspólnemu wyjściu gdziekolwiek. Westchnęła cichutko, zamykając oczy. Uruchomienie w sobie swojego wewnętrznego błazna, by próbować ich jakoś rozśmieszyć było, póki co, poza zasięgiem. Musiała coś wymyślić, bo jeśli nie ona, to humor mógł być, łagodnie mówiąc, wisielczy.
Co, przypomniało jej o pewnej małej bombonierce, która ostatnio znalazła miejsce w jej ekwipunku. Zawsze miała słabość do magicznych słodyczy, oraz badania ich działań, więc gdy dowiedziała się o tych galaretkach, musiała kupić paczkę.
Póki co bez słowa ruszyła w stronę swojej torby, i w ciszy wyciagnęła niewielki pakunek, zawierający w sobie całe pięć galaretek. Podeszła z nimi najpierw do Orianne, wyciągając paczkę w jej stronę.
- Rachatłukum Wieloowocowe. Może nam trochę pomoże... um, poczuć się lepiej. Jeśli chcesz, weź dwie, należą ci się. Następnie spojrzała na Pascala i kiwnęła głową, zachęcając go do tego by również i on się poczęstował rozweselającymi galaretkami.