04-03-2021, 04:53 AM
- Nie no, faktycznie jakoś nie sądzę, żeby filozofował jakoś nad tym, czym faktycznie ta cała zazdrość jest i czy aby na pewno powinien ją odczuwać i w ogóle takie tam... Ale z drugiej też strony jakoś też nie wydaje mi się, żeby też...
Czy naprawdę użyła właśnie trzykrotnie słowa "też" w zdaniu? Owszem. I to dokładnie ta świadomość sprawiła, że zacięła się na chwilę.
- Ee... No, znaczy chodziło mi o to, że zazdrość to nie jest jakoś super skomplikowana emocja i ja na przykład myślę, że występuje bardzo często - zakończyła wzruszając ramieniem, co robiła w zasadzie dosyć często, kiedy tylko chciała zamknąć temat tuszując jakieś swoje niedoskonałości, które akurat wyszły...
- No w każdym razie też myślę, że łatwiej mieć taką sowę ze sobą, ale to ma też dużo więcej sensu na przykład jak Krukoni, czy Gryfoni mają wieże... Ale też z drugiej strony mają też dużo dalej na na przykład śniadanie, to też dużo łatwiej jest im się spóźnić, nie?
Zamilkła ledwie na chwilę zastanawiając się nad jego słowami.
- Zaraz, ale to nie piszesz z nikim innym tak w ogóle?
A sekundę po wypowiedzeniu tych słów, dotarło do niej, że mogło to być nieco nie na miejscu. Przecież widziała, jak spędzał czas w szkole! A raczej w jakim towarzystwie... No właśnie. Praktycznie żadnym.
- Znaczy, nie tak. Mam na myśli, że ja piszę w sumie sporo. Ale ja w sumie akurat lubię.
Bo przecież do tej pory Romilly upierał się, że po prostu nie potrzebuje towarzystwa, tak? Czyli pewnie nie lubi nawet pisać listów? A ona go nimi terroryzowała?
- To tylko mam nadzieję, że jakoś za bardzo nie męczyłeś się, że musiałeś mi odpisywać - dodała w końcu taktycznym półżartem z nieco szerszym uśmiechem.
Problem w kolejnym temacie polegał na tym, że Saoirse absolutnie nie widziała problemu w przynależności do Slytherinu, do rodziny Burke, czy nawet do osób równie gburowatych, co Romilly - choć ostatnio tak naprawdę nie mogła narzekać na akurat tę cechę charakteru. Właściwie ostatnio zdawała się nie istnieć.
- Wiesz, ja bym się w sumie zdziwiła, jakby przeszkadzało im jakiekolwiek nazwisko tak po prostu. A ty nawiasem mówiąc masz ładne. I to w sumie przepraszam, ale tyle, ile bym mogła o nim powiedzieć. Znaczy, jasne, słyszy się o nim i chyba fajnie, ale to też nie jest jakiś powód do ocen pozytywnych, czy negatywnych... Chociaż pewnie dużo osób sądzi inaczej, no bo macie te wszystkie imprezy z dużymi nazwiskami i w ogóle, nie? I to właściwie chyba jeden taki faktyczny wpływ nazwiska, jako nazwiska, ale to też nic takiego, na pewno nic złego.
Zastanowiła się chwilę.
- Ale że przejmuję się w jaki sposób? Taki, że w ogóle chcę znać ich opinię? No chyba jasne, że chcę. Ale to też nie tak, że jakoś zawsze się zgadzamy. Tylko no, też najwyraźniej nie mam jakichś takich dziwnych wojen, że jej, on jest ze Slytherinu i kurwa dramat, jak wtedy co się rodziny pożarły i były samobójstwa i w ogóle.
Nie było to najzgrabniejsze odniesienie do Romea i Julii, a jednak dokładnie tym właśnie miało być w zamyśle dziewczyny...
Oj. Saoirse była dumna z przynależności do Hufflepuffu. System w Hogwarcie zdawał się dobrze radzić sobie z pobudzaniem swego rodzaju patriotyzmu względem własnych domów i tu Ślizgonowi udało się nieco ją urazić. Tylko troszkę! To nie tak, że miała teraz zamiar strzelić foszka. To nie byłoby w jej stylu. Ale stałe umniejszanie Puchonom było najzwyczajniej nie na miejscu.
Obeszła chłopaka tak, by stanąć bezpośrednio przed nim i uśmiechnąć się do niego niewinnie.
- Romilly - zaczęła miłym, choć poważnym tonem. - Jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być, a ty zdaje się jednak za bardzo przejmujesz się opinią mamy, skoro tak mówisz. A przynajmniej wystarczająco, by nie doceniać Puchonów. A z kolei jeśli masz jakkolwiek pozytywne zdanie o mnie, to uwierz mi, że niektórych starczy poznać.
Oczywiście to nie pierwszy raz, kiedy ktoś najeżdżał na Puchonów w jej obecności, czy nawet bezpośrednio do niej. Często była w stanie zignorować podobne komentarze, pokiwać głową lekceważąc swojego rozmówcę, czy zwyczajnie zgrabnie zmienić temat... A jednak jak słyszy się pewien komentarz o jeden raz za dużo - nawet jeśli nie został on wypowiedziany w złej wierze - i to z ust kogoś, na kim ci zależy (a już zależało!), to idealny moment, by dobitnie wyjaśnić swojemu rozmówcy, jak bardzo nie ma racji.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, zwróciła się ponownie w przeciwną stronę, by na spokojnie rozejrzeć się jeszcze po sklepie, choć wyraźnie bez planów zawieszenia oka na czymkolwiek na dłużej. Nie z tymi cenami...
- Elegancka jak dla ciebie i... Ee... Na ciebie?
Nie pytała dlatego, że dziwił ją ogólnie podobny wybór. Gdyby tylko mogła być metamorfomagiem, prawdopodobnie również bawiłaby się tym, jak tylko może! A jednak był drobny cień szczerej wątpliwości. Bo może to prezent?
- Ja? Że tu? Nie. Zaraz. Nie tak. Nie to, żeby nie było ładnych rzeczy, tylko no... - tu rozejrzała się wymownie. - Nie w moim stylu, chyba. I to mimo wszystko ta mniej ważna rzecz tutaj, bo też jest drogo.
Nie, nawet przy nim nie było jej wstyd, że coś mogłoby być za drogie. Nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek mogła wydać tyle pieniędzy na sukienkę dla siebie! Chyba że na własny ślub, ale na to miała jeszcze mnóstwo czasu. Mogłaby na przykład zacząć od randkowania tak ogólnie...
Czy naprawdę użyła właśnie trzykrotnie słowa "też" w zdaniu? Owszem. I to dokładnie ta świadomość sprawiła, że zacięła się na chwilę.
- Ee... No, znaczy chodziło mi o to, że zazdrość to nie jest jakoś super skomplikowana emocja i ja na przykład myślę, że występuje bardzo często - zakończyła wzruszając ramieniem, co robiła w zasadzie dosyć często, kiedy tylko chciała zamknąć temat tuszując jakieś swoje niedoskonałości, które akurat wyszły...
- No w każdym razie też myślę, że łatwiej mieć taką sowę ze sobą, ale to ma też dużo więcej sensu na przykład jak Krukoni, czy Gryfoni mają wieże... Ale też z drugiej strony mają też dużo dalej na na przykład śniadanie, to też dużo łatwiej jest im się spóźnić, nie?
Zamilkła ledwie na chwilę zastanawiając się nad jego słowami.
- Zaraz, ale to nie piszesz z nikim innym tak w ogóle?
A sekundę po wypowiedzeniu tych słów, dotarło do niej, że mogło to być nieco nie na miejscu. Przecież widziała, jak spędzał czas w szkole! A raczej w jakim towarzystwie... No właśnie. Praktycznie żadnym.
- Znaczy, nie tak. Mam na myśli, że ja piszę w sumie sporo. Ale ja w sumie akurat lubię.
Bo przecież do tej pory Romilly upierał się, że po prostu nie potrzebuje towarzystwa, tak? Czyli pewnie nie lubi nawet pisać listów? A ona go nimi terroryzowała?
- To tylko mam nadzieję, że jakoś za bardzo nie męczyłeś się, że musiałeś mi odpisywać - dodała w końcu taktycznym półżartem z nieco szerszym uśmiechem.
Problem w kolejnym temacie polegał na tym, że Saoirse absolutnie nie widziała problemu w przynależności do Slytherinu, do rodziny Burke, czy nawet do osób równie gburowatych, co Romilly - choć ostatnio tak naprawdę nie mogła narzekać na akurat tę cechę charakteru. Właściwie ostatnio zdawała się nie istnieć.
- Wiesz, ja bym się w sumie zdziwiła, jakby przeszkadzało im jakiekolwiek nazwisko tak po prostu. A ty nawiasem mówiąc masz ładne. I to w sumie przepraszam, ale tyle, ile bym mogła o nim powiedzieć. Znaczy, jasne, słyszy się o nim i chyba fajnie, ale to też nie jest jakiś powód do ocen pozytywnych, czy negatywnych... Chociaż pewnie dużo osób sądzi inaczej, no bo macie te wszystkie imprezy z dużymi nazwiskami i w ogóle, nie? I to właściwie chyba jeden taki faktyczny wpływ nazwiska, jako nazwiska, ale to też nic takiego, na pewno nic złego.
Zastanowiła się chwilę.
- Ale że przejmuję się w jaki sposób? Taki, że w ogóle chcę znać ich opinię? No chyba jasne, że chcę. Ale to też nie tak, że jakoś zawsze się zgadzamy. Tylko no, też najwyraźniej nie mam jakichś takich dziwnych wojen, że jej, on jest ze Slytherinu i kurwa dramat, jak wtedy co się rodziny pożarły i były samobójstwa i w ogóle.
Nie było to najzgrabniejsze odniesienie do Romea i Julii, a jednak dokładnie tym właśnie miało być w zamyśle dziewczyny...
Oj. Saoirse była dumna z przynależności do Hufflepuffu. System w Hogwarcie zdawał się dobrze radzić sobie z pobudzaniem swego rodzaju patriotyzmu względem własnych domów i tu Ślizgonowi udało się nieco ją urazić. Tylko troszkę! To nie tak, że miała teraz zamiar strzelić foszka. To nie byłoby w jej stylu. Ale stałe umniejszanie Puchonom było najzwyczajniej nie na miejscu.
Obeszła chłopaka tak, by stanąć bezpośrednio przed nim i uśmiechnąć się do niego niewinnie.
- Romilly - zaczęła miłym, choć poważnym tonem. - Jestem dokładnie tam, gdzie powinnam być, a ty zdaje się jednak za bardzo przejmujesz się opinią mamy, skoro tak mówisz. A przynajmniej wystarczająco, by nie doceniać Puchonów. A z kolei jeśli masz jakkolwiek pozytywne zdanie o mnie, to uwierz mi, że niektórych starczy poznać.
Oczywiście to nie pierwszy raz, kiedy ktoś najeżdżał na Puchonów w jej obecności, czy nawet bezpośrednio do niej. Często była w stanie zignorować podobne komentarze, pokiwać głową lekceważąc swojego rozmówcę, czy zwyczajnie zgrabnie zmienić temat... A jednak jak słyszy się pewien komentarz o jeden raz za dużo - nawet jeśli nie został on wypowiedziany w złej wierze - i to z ust kogoś, na kim ci zależy (a już zależało!), to idealny moment, by dobitnie wyjaśnić swojemu rozmówcy, jak bardzo nie ma racji.
Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, zwróciła się ponownie w przeciwną stronę, by na spokojnie rozejrzeć się jeszcze po sklepie, choć wyraźnie bez planów zawieszenia oka na czymkolwiek na dłużej. Nie z tymi cenami...
- Elegancka jak dla ciebie i... Ee... Na ciebie?
Nie pytała dlatego, że dziwił ją ogólnie podobny wybór. Gdyby tylko mogła być metamorfomagiem, prawdopodobnie również bawiłaby się tym, jak tylko może! A jednak był drobny cień szczerej wątpliwości. Bo może to prezent?
- Ja? Że tu? Nie. Zaraz. Nie tak. Nie to, żeby nie było ładnych rzeczy, tylko no... - tu rozejrzała się wymownie. - Nie w moim stylu, chyba. I to mimo wszystko ta mniej ważna rzecz tutaj, bo też jest drogo.
Nie, nawet przy nim nie było jej wstyd, że coś mogłoby być za drogie. Nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek mogła wydać tyle pieniędzy na sukienkę dla siebie! Chyba że na własny ślub, ale na to miała jeszcze mnóstwo czasu. Mogłaby na przykład zacząć od randkowania tak ogólnie...