09-06-2024, 03:29 PM
Zosia przez swoje życie miała niestety okazję widzieć ludzi w różnym stanie upojenia alkoholowego. Dlatego ze specyficznym spokojem stwierdziła, że z chłopakiem znajdującym się kilka metrów od niej nie było tak źle.
Może troszeczkę krok miał niepewny, ale słowa wypowiadane były złożone nawet w bardziej skomplikowane zdania, dało się je zrozumieć i szły za nimi jakieś myśli.
To był zdecydowany plus. Z takim można się dogadać.
Krukonka zdała sobie też sprawę, na samej bazie pierwszych słów, że jej przypuszczenia mogą być słuszne- chłopaczyna niestety posmakował alkoholu który potarmosił go w stronę smutku i filozoficznych dywagacji, a nie radości czy frajdy związanej z Halloween.
Dlatego dziewczyna westchnęła cichutko i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Nie, nie wydaje mi się. Gdyby sobie radzili, nie czekałoby się na wizyty u psychologa pół roku.
Po chwili jednak chłopak ... potknął o coś? A to wydało dźwięk?
Potrzebowała chwili by jej wzrok wychwycił w nikłym świetle zarys obrazu, a jeszcze dodatkowych chwil, by połączyć kropki.
- Nie, nie jestem - odpowiedziała po chwili z cichym westchnieniem, ale spokojnym i przyjaznym uśmiechem. - A wasz pokój wspólny jest dwa piętra wyżej, jeśli tam się kierowałeś.
Następnie podeszła bliżej, i gdy tylko noga zeszła z obrazu, podniosła go i delikatnie otrzepała portret z kurzy i brudu podłogi. Niby wiedziała, że to tylko magiczne obrazy, ale ich umiejętność mówienia i posiadania jakiejś osobowości sprawiały, że Zosia nie była w stanie nie traktować ich choć trochę jak ludzi. Dlatego uśmiechnęła się przepraszająco do obrazu, dygając lekko.
- Bardzo przepraszam panie hrabio za kłopot. Przejmę go teraz, proszę się nie złościć na nas za bardzo, dobrze?
Następnie, nadal trzymając obraz w rękach, zerknęła na chłopaka. Słowo "kojarzyć" to zbyt mocne słowo, ale jedyne, jakie mogła teraz znaleźć w głowie. Bo nie był z jej domu, to pewne; ale zdawało jej się że mignął jej kilka razy na lunchu przy stole gryfonów. I to, póki co, jedyne informacje jakie o nim miała.
- Ciężki wieczór, co? - zagaiła, odwieszając obraz hrabi na swoim miejscu.
Może troszeczkę krok miał niepewny, ale słowa wypowiadane były złożone nawet w bardziej skomplikowane zdania, dało się je zrozumieć i szły za nimi jakieś myśli.
To był zdecydowany plus. Z takim można się dogadać.
Krukonka zdała sobie też sprawę, na samej bazie pierwszych słów, że jej przypuszczenia mogą być słuszne- chłopaczyna niestety posmakował alkoholu który potarmosił go w stronę smutku i filozoficznych dywagacji, a nie radości czy frajdy związanej z Halloween.
Dlatego dziewczyna westchnęła cichutko i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Nie, nie wydaje mi się. Gdyby sobie radzili, nie czekałoby się na wizyty u psychologa pół roku.
Po chwili jednak chłopak ... potknął o coś? A to wydało dźwięk?
Potrzebowała chwili by jej wzrok wychwycił w nikłym świetle zarys obrazu, a jeszcze dodatkowych chwil, by połączyć kropki.
- Nie, nie jestem - odpowiedziała po chwili z cichym westchnieniem, ale spokojnym i przyjaznym uśmiechem. - A wasz pokój wspólny jest dwa piętra wyżej, jeśli tam się kierowałeś.
Następnie podeszła bliżej, i gdy tylko noga zeszła z obrazu, podniosła go i delikatnie otrzepała portret z kurzy i brudu podłogi. Niby wiedziała, że to tylko magiczne obrazy, ale ich umiejętność mówienia i posiadania jakiejś osobowości sprawiały, że Zosia nie była w stanie nie traktować ich choć trochę jak ludzi. Dlatego uśmiechnęła się przepraszająco do obrazu, dygając lekko.
- Bardzo przepraszam panie hrabio za kłopot. Przejmę go teraz, proszę się nie złościć na nas za bardzo, dobrze?
Następnie, nadal trzymając obraz w rękach, zerknęła na chłopaka. Słowo "kojarzyć" to zbyt mocne słowo, ale jedyne, jakie mogła teraz znaleźć w głowie. Bo nie był z jej domu, to pewne; ale zdawało jej się że mignął jej kilka razy na lunchu przy stole gryfonów. I to, póki co, jedyne informacje jakie o nim miała.
- Ciężki wieczór, co? - zagaiła, odwieszając obraz hrabi na swoim miejscu.