12-06-2024, 12:34 AM
Zamiast werbalnej odpowiedzi, skinął głową i posłał Sophie lekki, przyjazny uśmiech. W założeniu miał być uspokajający, ale chyba wyszedł wciąż trochę nerwowy, bo napięcie spowodowane nieoczekiwanym starciem z boginem nie odpuści przecież tak od razu w pełni.
Zanim zdołał zebrać myśli i choćby otworzyć usta, Oriane znowu do nich podeszła i to na niej spoczął wzrok Pascala. Przelotnie zmarszczył lekko brwi w geście zmartwienia przeważającego nad złością. Może jak już przeprocesuje całe to zajście, to znajdzie się w tym nieco więcej miejsca na gniew, ale przede wszystkim zależało mu na dobrym samopoczuciu siostry. Widział aż za dobrze, jak bardzo starcie z byłym profesorem Beauxbatons ją poruszyło, nawet jeśli jej twarz pozostawała przysłowiowym poker face'm i nie wyrażała emocji targającymi ją od środka. Nie skomentował jej prośby skierowanej do Sophie, tak jak i nie skomentował deklaracji krukonki o zachowaniu wszystkiego dla siebie. W ogóle to zdał sobie sprawę, że obydwie mają na tyle poważne przeżycia związane z jakimś mężczyzną, że pojawiają się w ucieleśnieniu najsilniejszego lęku.
A on jedynie widział... siebie. Nie byłby w stanie powiedzieć, czy to dobrze, czy jednak źle.
Jak tylko Sophie odeszła od nich na chwilę, delikatnie złapał i ścisnął dłoń siostry, chcąc przede wszystkim okazać jej wsparcie. To nie był czas ani miejsce na rozmowę.
- Tu vas bien? - Zapytał cicho, z troską równą, a nawet i większą niż ta, którą okazał krukonce. Jakby nie patrzeć, Oriane wciąż była mu dużo bliższa niż nowa koleżanka, którą i tak darzył ogromem sympatii jak na kogoś poznanego zaledwie niecałe dwa miesiące temu.
Podsunięta paczka kolorowych galaretek okazała się być zbawieniem w tej chwili. Sam nie mógłby wpaść na lepsze rozwiązanie i aż po sekundzie zawieszenia i zrozumienia geniuszu pomysłu, posłał Sophie szeroki, szarmancki (i z iskrą łobuzerskości) uśmiech.
- Sophie, jesteś genialna, wiesz? - Sięgnął po jedną galaretkę i uniósł ją niczym w toaście, jakby zachęcając dziewczęta do "stuknięcia" żelkami o siebie zanim je zjedzą. - Myślę, że dzisiaj należy nam się ta impreza bardziej, niż przypuszczamy. I mam nadzieję, że ktoś przemyci coś mocniejszego niż sok dyniowy, nie zaszkodzi nam odrobina... - Przymrużył lekko oczy, przechylił nieznacznie głowę w bok, uśmiechnął się szalmowsko i uniósłszy dłoń uwolnioną z wcześniejszego chwytu ręki Oriane, wykonał gest jakby palcami zagarniał i łapał w dłoń (jak na gifie) coś delikatnego i ulotnego tuż przy swojej twarzy. - ... celowego przyćmienia myśli. Santé! - Czy dziewczyny "stuknęły" się z nim galaretkami, czy nie, zjadł swoją ochoczo. Jak tylko rozgryzł miękki cukierek, poczuł słodki smak płynnego nadzienia. I jeszcze zanim przełknął całego słodycza, już poczuł jak się rozluźnia i po prostu... cieszy się na perspektywę spędzenia czasu z siostrą i Sophie. A spotkanie z boginem chwilowo wydawało się po prostu przygodą, która minęła. Przed nimi kolejna przygoda!
Rozejrzał się po podłodze, teraz jakoś nawet lepiej pamiętając po co tu w ogóle przyszli. Podszedł po farby i pędzle, które leżały porzucone na podłodze i trzymając w każdej dłoni po zestawie, wrócił do dziewcząt i wyciągnął w ich kierunku te zebrane przybory.
- Proszę bardzo, wyżyjcie się na mnie artystycznie. Nie obrażę się nawet jak zrobicie ze mnie klauna w odcieniach szarości. - Taki kostium tez byłby w stanie z godnością prezentować, ba!
Zanim zdołał zebrać myśli i choćby otworzyć usta, Oriane znowu do nich podeszła i to na niej spoczął wzrok Pascala. Przelotnie zmarszczył lekko brwi w geście zmartwienia przeważającego nad złością. Może jak już przeprocesuje całe to zajście, to znajdzie się w tym nieco więcej miejsca na gniew, ale przede wszystkim zależało mu na dobrym samopoczuciu siostry. Widział aż za dobrze, jak bardzo starcie z byłym profesorem Beauxbatons ją poruszyło, nawet jeśli jej twarz pozostawała przysłowiowym poker face'm i nie wyrażała emocji targającymi ją od środka. Nie skomentował jej prośby skierowanej do Sophie, tak jak i nie skomentował deklaracji krukonki o zachowaniu wszystkiego dla siebie. W ogóle to zdał sobie sprawę, że obydwie mają na tyle poważne przeżycia związane z jakimś mężczyzną, że pojawiają się w ucieleśnieniu najsilniejszego lęku.
A on jedynie widział... siebie. Nie byłby w stanie powiedzieć, czy to dobrze, czy jednak źle.
Jak tylko Sophie odeszła od nich na chwilę, delikatnie złapał i ścisnął dłoń siostry, chcąc przede wszystkim okazać jej wsparcie. To nie był czas ani miejsce na rozmowę.
- Tu vas bien? - Zapytał cicho, z troską równą, a nawet i większą niż ta, którą okazał krukonce. Jakby nie patrzeć, Oriane wciąż była mu dużo bliższa niż nowa koleżanka, którą i tak darzył ogromem sympatii jak na kogoś poznanego zaledwie niecałe dwa miesiące temu.
Podsunięta paczka kolorowych galaretek okazała się być zbawieniem w tej chwili. Sam nie mógłby wpaść na lepsze rozwiązanie i aż po sekundzie zawieszenia i zrozumienia geniuszu pomysłu, posłał Sophie szeroki, szarmancki (i z iskrą łobuzerskości) uśmiech.
- Sophie, jesteś genialna, wiesz? - Sięgnął po jedną galaretkę i uniósł ją niczym w toaście, jakby zachęcając dziewczęta do "stuknięcia" żelkami o siebie zanim je zjedzą. - Myślę, że dzisiaj należy nam się ta impreza bardziej, niż przypuszczamy. I mam nadzieję, że ktoś przemyci coś mocniejszego niż sok dyniowy, nie zaszkodzi nam odrobina... - Przymrużył lekko oczy, przechylił nieznacznie głowę w bok, uśmiechnął się szalmowsko i uniósłszy dłoń uwolnioną z wcześniejszego chwytu ręki Oriane, wykonał gest jakby palcami zagarniał i łapał w dłoń (jak na gifie) coś delikatnego i ulotnego tuż przy swojej twarzy. - ... celowego przyćmienia myśli. Santé! - Czy dziewczyny "stuknęły" się z nim galaretkami, czy nie, zjadł swoją ochoczo. Jak tylko rozgryzł miękki cukierek, poczuł słodki smak płynnego nadzienia. I jeszcze zanim przełknął całego słodycza, już poczuł jak się rozluźnia i po prostu... cieszy się na perspektywę spędzenia czasu z siostrą i Sophie. A spotkanie z boginem chwilowo wydawało się po prostu przygodą, która minęła. Przed nimi kolejna przygoda!
Rozejrzał się po podłodze, teraz jakoś nawet lepiej pamiętając po co tu w ogóle przyszli. Podszedł po farby i pędzle, które leżały porzucone na podłodze i trzymając w każdej dłoni po zestawie, wrócił do dziewcząt i wyciągnął w ich kierunku te zebrane przybory.
- Proszę bardzo, wyżyjcie się na mnie artystycznie. Nie obrażę się nawet jak zrobicie ze mnie klauna w odcieniach szarości. - Taki kostium tez byłby w stanie z godnością prezentować, ba!