12-06-2024, 09:04 PM
Jak kamień w wodę.
Na te słowa uśmiechnęła się lekko, a jej twarz powoli, bo powoli, ale jednak, wracała do wcześniejszych funkcji. Nie był to jeszcze promienny uśmiech i rozbiegane oczy, ale przynajmniej nie wyglądała jakby dostała paraliżu twarzy.
Nie miała powodu by nie ufać Orianne. Więcej, prawdopodobnie to ona była w pozycji, w której będzie musiała udowodnić że naprawdę, nikomu nie powie przez najbliższy czas. Zośka w końcu nie miała zbyt wiele do stracenia i tak. Ona natomiast, z presją rodziny i nazwiska na barkach, ryzykowała więcej.
Więc w kwestii Zośki, z czystej przyzwoitości, było zapewnienie, że nikt się nie dowie. Że może jej zaufać.
Ah, ale czy można zaufać komuś w takiej sprawie, widząc go drugi raz w życiu?
Na słowa Pascala, okraszone tym jego typowym uśmieszkiem, przewróciła oczami - na ustach pojawił się jednak, póki co, uśmiech największy od kilku minut.
- Ah, deja vu, już mi to chyba mówiłeś, prawda? - po czym dodała prychnięcie w postaci wypuszczanego nosem powietrza, wspominając dokładnie to samo użycie słów z momentu, gdy jedli lukrecję z amortencją na imprezie. I może powrót do tych przyjemniejszych (zawiłych, ale nadal przyjemniejszych) wspomnień podniosłoby ją na duchu, gdyby nie to, że nadal nie było czasu na wzdychanie i wspominki.
Następnie, skierowała swój wzrok na Orianne, której stwierdzenie wybiło nieco Zośkę z pantałyku.
Nie wiedziała co prawda, co dokładnie poczuła, ale był to chyba słodko-gorzki mix dumy i smutku. Bo z jednej strony jej słowa były miłe, szczególnie po całym wydarzeniu; z drugiej jednak strony, Zośka odebrała je jaką próbę... nawet nie była w stanie tego nazwać.
,,Kobieto, ty go niemal samotnie pokonałaś, do tego gdy wyglądał jak ten pierdolec, a to my jesteśmy odważni?" zapytała sama siebie Zośka w skrytości swojej głowy. Gdy oni na przemian płakali i drżeli, Orianne obijała bogina z każdej strony.
Dlatego, nie wiedziała do końca, jak się do tego odnieść. Odniosła się więc żartem, który udało jej się wykrzesać mimo braku, póki co, rachatłukum w przewodzie pokarmowym.
- To niech Pascal weźmie trzy. On do tego walczył półnagi.
Po czym z cichym, i póki co jeszcze wątłym chichotem, stuknęła się z nimi galaretkami, dodając pod nosem "Na zdrowie" w rodzimym języku. Następnie wpakowała galaretkę do ust, mając nadzieję że wystarczająco zadziała.
Nie wiedziała co prawda, jak długo będzie utrzymywał się efekt, ani czy potem grozi jej potężny zjazd nastroju, ale nie przejmowała się tym za bardzo. Lekkość jaką poczuła kilka sekund po spożyciu sprawiła, że na dobrą sprawę nie chciała nawet o tym myśleć.
Uśmiechnęła się szerzej, co było wystarczającym sygnałem że zaczęło klepać, i chwyciła podane narzędzia malarskie w dłoń. Po czym rozglądnęła się po łazience, szukając choć jednej rzeczy o fakturze zbliżonej do marmuru.
- Dobra, czy znajdę tu jakąś referencję...? powiedziała cicho, do siebie, dodatkowo w ojczystym języku; w tym przypadku nie było to w końcu nic, na co wymagała odpowiedzi od swoich towarzyszy. Ledwo wiadomość głosowa do samej siebie nagrana na skrzynkę telefoniczną jej systemu nerwowego. Po chwili jednak, gdy już namierzyła coś, na co mogła zerkać w formie inspiracji, otworzyła tubkę i zaczęła nakładać białą farbę jako bazę na ciało Pascala.
Na te słowa uśmiechnęła się lekko, a jej twarz powoli, bo powoli, ale jednak, wracała do wcześniejszych funkcji. Nie był to jeszcze promienny uśmiech i rozbiegane oczy, ale przynajmniej nie wyglądała jakby dostała paraliżu twarzy.
Nie miała powodu by nie ufać Orianne. Więcej, prawdopodobnie to ona była w pozycji, w której będzie musiała udowodnić że naprawdę, nikomu nie powie przez najbliższy czas. Zośka w końcu nie miała zbyt wiele do stracenia i tak. Ona natomiast, z presją rodziny i nazwiska na barkach, ryzykowała więcej.
Więc w kwestii Zośki, z czystej przyzwoitości, było zapewnienie, że nikt się nie dowie. Że może jej zaufać.
Ah, ale czy można zaufać komuś w takiej sprawie, widząc go drugi raz w życiu?
Na słowa Pascala, okraszone tym jego typowym uśmieszkiem, przewróciła oczami - na ustach pojawił się jednak, póki co, uśmiech największy od kilku minut.
- Ah, deja vu, już mi to chyba mówiłeś, prawda? - po czym dodała prychnięcie w postaci wypuszczanego nosem powietrza, wspominając dokładnie to samo użycie słów z momentu, gdy jedli lukrecję z amortencją na imprezie. I może powrót do tych przyjemniejszych (zawiłych, ale nadal przyjemniejszych) wspomnień podniosłoby ją na duchu, gdyby nie to, że nadal nie było czasu na wzdychanie i wspominki.
Następnie, skierowała swój wzrok na Orianne, której stwierdzenie wybiło nieco Zośkę z pantałyku.
Nie wiedziała co prawda, co dokładnie poczuła, ale był to chyba słodko-gorzki mix dumy i smutku. Bo z jednej strony jej słowa były miłe, szczególnie po całym wydarzeniu; z drugiej jednak strony, Zośka odebrała je jaką próbę... nawet nie była w stanie tego nazwać.
,,Kobieto, ty go niemal samotnie pokonałaś, do tego gdy wyglądał jak ten pierdolec, a to my jesteśmy odważni?" zapytała sama siebie Zośka w skrytości swojej głowy. Gdy oni na przemian płakali i drżeli, Orianne obijała bogina z każdej strony.
Dlatego, nie wiedziała do końca, jak się do tego odnieść. Odniosła się więc żartem, który udało jej się wykrzesać mimo braku, póki co, rachatłukum w przewodzie pokarmowym.
- To niech Pascal weźmie trzy. On do tego walczył półnagi.
Po czym z cichym, i póki co jeszcze wątłym chichotem, stuknęła się z nimi galaretkami, dodając pod nosem "Na zdrowie" w rodzimym języku. Następnie wpakowała galaretkę do ust, mając nadzieję że wystarczająco zadziała.
Nie wiedziała co prawda, jak długo będzie utrzymywał się efekt, ani czy potem grozi jej potężny zjazd nastroju, ale nie przejmowała się tym za bardzo. Lekkość jaką poczuła kilka sekund po spożyciu sprawiła, że na dobrą sprawę nie chciała nawet o tym myśleć.
Uśmiechnęła się szerzej, co było wystarczającym sygnałem że zaczęło klepać, i chwyciła podane narzędzia malarskie w dłoń. Po czym rozglądnęła się po łazience, szukając choć jednej rzeczy o fakturze zbliżonej do marmuru.
- Dobra, czy znajdę tu jakąś referencję...? powiedziała cicho, do siebie, dodatkowo w ojczystym języku; w tym przypadku nie było to w końcu nic, na co wymagała odpowiedzi od swoich towarzyszy. Ledwo wiadomość głosowa do samej siebie nagrana na skrzynkę telefoniczną jej systemu nerwowego. Po chwili jednak, gdy już namierzyła coś, na co mogła zerkać w formie inspiracji, otworzyła tubkę i zaczęła nakładać białą farbę jako bazę na ciało Pascala.