13-06-2024, 12:49 AM
Pokiwała głową na znak, że rozumie podobne podejście.
- Gonitwy myśli są najgorsze - dodała z pełnym zrozumieniem.
Sama w końcu żeby ich unikać wypychała grafik po brzegi. Wymyślała plany, przygotowywała się, czytała, uczyła, robiła cokolwiek byle nie popuścić umysłowi wodzy.
Jej własne podejście do nauki pewnie rozwinęło się w dużej mierze jeszcze w latach poprzedzających szkolne doświadczenia. Przechyliła nieznacznie głowę, oczy zdały się stracić na moment skupienie, kiedy zaglądała we wspomnienia z dzieciństwa przypuszczalnie w dużej mierze związane z takim a nie innym podejściem dziewczyny do nauki.
Czy wynurzanie się na temat dzieciństwa byłoby dobrym pomysłem?
Hm. Taktycznie: owszem. Plus! Noah zdawał się być zainteresowany zdobyciem jakichś informacji na jej temat, jak to w trakcie budowania standardowej znajomości bywa.
Hm. Hm-hm. Da mu krótką historyjkę. Zobaczy jak zareaguje.
- Miałam tutorów jeszcze zanim zaczęłam szkołę - zaczęła z delikatnym uśmiechem, patrząc wciąż w przeszłość. Przesunęła końcem języka po ustach, po raz pierwszy chyba w trakcie ich znajomości tym gestem nie flirtując. - W domu zawsze była służba i skrzaty, i goście, a dom sam w sobie był ogromny, stary. Coś, gdzieś zawsze wydawało odgłosy. I... - przerwała na moment z tym nieadresowanym uśmiechem, co pojawia się na twarzach gdy mówią o dobrych czasach - czasem grand-père Ariel pojawiał się w bibliotece, i mówił: "Sois libre, mon Petit Gerfaut.". - Zerknęła ku Noah, próbując po cichu ocenić jego reakcję na opowiastkę, kryjąc tę próbę pod zrozumieniem, że musi słowa dziadka przetłumaczyć. - To znaczy: "Bądź wolna, mój Mały Białozorze.". Niby nic, oui? A oznaczało koniec nauki na daną chwilę. Grand-père często wtedy zabierał mnie na polowanie z sokołami albo po prostu wyganiał na zewnątrz. Żebym "nie nabrała kurzu jak nasze księgozbiory" - dokończyła z krótkim śmiechem. Wiedziała, że znowu rzuciła przetłumaczonym cytatem dziadka ale nie był to cytat szczególnie znaczący, by zaznaczać, że nim aktualnie był.
Miała dodać coś jeszcze; coś w stylu: "Pewno stąd moje tendencje do obijania się kiedy tylko mnie wypuścić z czterech ścian.".
Zamiast tego jednak musiała się nieco odchylić od stołu - skrzat pociągnął ją za rękaw na znak, że ta-da, oto zupka na przystawkę. Pora posiłkowa była zawsze dla skrzatów bieganiną i jak zwykle skrzat pogalopował do dalszej pracy nim Ori zdążyła wykrztusić z siebie choćby słowo. Zasadniczo dlatego nawet nie próbowała wykrztusić słowa, przyzwyczajona już do podobnego toku spraw.
Wysłuchała słów o morderczej klatce schodowej z zasznurowanym nieco ustami, dość wyraźnie pokazując swój sceptycyzm co do ich bezpieczeństwa i figlarności. Figlarność powiedział, pft. Ciekawe jak wiele z mało popularnych szkolnych duchów by się z nim zgodziło.
- Pozwolę sobie nie wyrazić moich dalszych opinii na temat morderczej klatki schodowej; nie w tak grzecznym towarzystwie.
Dyplomacja górą, ot co. Temat klatki schodowej przerwany został przyniesionym Noah jedzeniem.
Oriane święcie się modliła, że ten konkretny temat pozostanie przerwany. Nienawidziła tej klatki schodowej z całego serca i gdyby wiedziała, że aktualnie stanie się tematem, bo została wspomniana... Cóż...
Nigdy by jej w życiu nie wspomniała.
Na temat podziału w Hogwarcie Ori miała swoją małą-wielką teorię i, być może, gdyby nie doświadczenie zdobyte w wakacje podczas rozmowy z Keighleyem, zaczęłaby się nią dzielić. Pamiętała jednak jak defensywny stał się przy tym temacie wieloletni znajomy; ba, właściwie się o tę hecę pokłócili w najbardziej spokojny, arystokracki sposób jaki się dało. Czyli dokładnie tak, jak przystało się kłócić.
Świadomość, że już tego popołudnia, czy może wieczora - czort wie która była godzina, już się oboje dość nadyskutowali, powstrzymywała przed rozpoczęciem kolejnej wymiany opinii. Podczepiła się więc pod ostatnie Noahowe zdanie uniesieniem kącika ust oznajmiającym, że zrozumiała wyraźnie przekaz.
- Smutno, że w ogóle są umieszczone w innych częściach zamku. - Ping, odbita piłeczka. Nie dość, że właśnie zasugerowała Noah to, co on jej zasugerował, to dodała szczyptę więcej smaczku.
Mówiąc o smaczkach? Spróbowana zupa nie potrzebowała ani szczypty więcej lub mniej, skrzaty się spisały.
- Gonitwy myśli są najgorsze - dodała z pełnym zrozumieniem.
Sama w końcu żeby ich unikać wypychała grafik po brzegi. Wymyślała plany, przygotowywała się, czytała, uczyła, robiła cokolwiek byle nie popuścić umysłowi wodzy.
Jej własne podejście do nauki pewnie rozwinęło się w dużej mierze jeszcze w latach poprzedzających szkolne doświadczenia. Przechyliła nieznacznie głowę, oczy zdały się stracić na moment skupienie, kiedy zaglądała we wspomnienia z dzieciństwa przypuszczalnie w dużej mierze związane z takim a nie innym podejściem dziewczyny do nauki.
Czy wynurzanie się na temat dzieciństwa byłoby dobrym pomysłem?
Hm. Taktycznie: owszem. Plus! Noah zdawał się być zainteresowany zdobyciem jakichś informacji na jej temat, jak to w trakcie budowania standardowej znajomości bywa.
Hm. Hm-hm. Da mu krótką historyjkę. Zobaczy jak zareaguje.
- Miałam tutorów jeszcze zanim zaczęłam szkołę - zaczęła z delikatnym uśmiechem, patrząc wciąż w przeszłość. Przesunęła końcem języka po ustach, po raz pierwszy chyba w trakcie ich znajomości tym gestem nie flirtując. - W domu zawsze była służba i skrzaty, i goście, a dom sam w sobie był ogromny, stary. Coś, gdzieś zawsze wydawało odgłosy. I... - przerwała na moment z tym nieadresowanym uśmiechem, co pojawia się na twarzach gdy mówią o dobrych czasach - czasem grand-père Ariel pojawiał się w bibliotece, i mówił: "Sois libre, mon Petit Gerfaut.". - Zerknęła ku Noah, próbując po cichu ocenić jego reakcję na opowiastkę, kryjąc tę próbę pod zrozumieniem, że musi słowa dziadka przetłumaczyć. - To znaczy: "Bądź wolna, mój Mały Białozorze.". Niby nic, oui? A oznaczało koniec nauki na daną chwilę. Grand-père często wtedy zabierał mnie na polowanie z sokołami albo po prostu wyganiał na zewnątrz. Żebym "nie nabrała kurzu jak nasze księgozbiory" - dokończyła z krótkim śmiechem. Wiedziała, że znowu rzuciła przetłumaczonym cytatem dziadka ale nie był to cytat szczególnie znaczący, by zaznaczać, że nim aktualnie był.
Miała dodać coś jeszcze; coś w stylu: "Pewno stąd moje tendencje do obijania się kiedy tylko mnie wypuścić z czterech ścian.".
Zamiast tego jednak musiała się nieco odchylić od stołu - skrzat pociągnął ją za rękaw na znak, że ta-da, oto zupka na przystawkę. Pora posiłkowa była zawsze dla skrzatów bieganiną i jak zwykle skrzat pogalopował do dalszej pracy nim Ori zdążyła wykrztusić z siebie choćby słowo. Zasadniczo dlatego nawet nie próbowała wykrztusić słowa, przyzwyczajona już do podobnego toku spraw.
Wysłuchała słów o morderczej klatce schodowej z zasznurowanym nieco ustami, dość wyraźnie pokazując swój sceptycyzm co do ich bezpieczeństwa i figlarności. Figlarność powiedział, pft. Ciekawe jak wiele z mało popularnych szkolnych duchów by się z nim zgodziło.
- Pozwolę sobie nie wyrazić moich dalszych opinii na temat morderczej klatki schodowej; nie w tak grzecznym towarzystwie.
Dyplomacja górą, ot co. Temat klatki schodowej przerwany został przyniesionym Noah jedzeniem.
Oriane święcie się modliła, że ten konkretny temat pozostanie przerwany. Nienawidziła tej klatki schodowej z całego serca i gdyby wiedziała, że aktualnie stanie się tematem, bo została wspomniana... Cóż...
Nigdy by jej w życiu nie wspomniała.
Na temat podziału w Hogwarcie Ori miała swoją małą-wielką teorię i, być może, gdyby nie doświadczenie zdobyte w wakacje podczas rozmowy z Keighleyem, zaczęłaby się nią dzielić. Pamiętała jednak jak defensywny stał się przy tym temacie wieloletni znajomy; ba, właściwie się o tę hecę pokłócili w najbardziej spokojny, arystokracki sposób jaki się dało. Czyli dokładnie tak, jak przystało się kłócić.
Świadomość, że już tego popołudnia, czy może wieczora - czort wie która była godzina, już się oboje dość nadyskutowali, powstrzymywała przed rozpoczęciem kolejnej wymiany opinii. Podczepiła się więc pod ostatnie Noahowe zdanie uniesieniem kącika ust oznajmiającym, że zrozumiała wyraźnie przekaz.
- Smutno, że w ogóle są umieszczone w innych częściach zamku. - Ping, odbita piłeczka. Nie dość, że właśnie zasugerowała Noah to, co on jej zasugerował, to dodała szczyptę więcej smaczku.
Mówiąc o smaczkach? Spróbowana zupa nie potrzebowała ani szczypty więcej lub mniej, skrzaty się spisały.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.